A bliźniego swego - Teresa Grabarska - E-Book

A bliźniego swego E-Book

Teresa Grabarska

0,0

Beschreibung

Każdy człowiek to odrębny wszechświat.Opowiadania Teresy Grabarskiej oddają głos osobom, których w społeczeństwie nie słucha się uważnie - dzieciom, staruszkom, upośledzonym umysłowo. Empatyczna narracja pozwala zobaczyć świat ich oczami, zrozumieć motywy zachowań uchodzących za niegrzeczne czy niestosowne. Przede wszystkim jednak czytelnik może zrewidować własne postawy i wyrobić w sobie uważność na odmienne (co nie znaczy że gorsze!) perspektywy.Dla miłośniczek literatury obyczajowej, która przynosi ukojenie - w stylu pisarstwa Magdaleny Kordel. -

Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:

Android
iOS
von Legimi
zertifizierten E-Readern
Kindle™-E-Readern
(für ausgewählte Pakete)

Seitenzahl: 49

Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:

Android
iOS
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Teresa Grabarska

A bliźniego swego

 

Saga

A bliźniego swego

 

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

Copyright © 2001, 2023 Teresa Grabarska i SAGA Egmont

 

Wszystkie prawa zastrzeżone

 

ISBN: 9788728522028 

 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

 

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

 

www.sagaegmont.com

Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.

Kasia

1.

Kasia leży w łóżku. Wcale nie jest chora. Udaje. Powiedziała, że boli ją brzuch. Zawsze dorośli dają się na to nabrać. Ostatnio tak robi, kiedy chce, żeby ją wszyscy zostawili w spokoju. Do mamy znów przyszedł pan Marek. Nie lubi go. Babcia się nim zachwyca. Mówi, że jest przystojny i elegancki. Nawet dziadziuś z nim chętnie rozmawia. Ale Kasia i tak go nie lubi. Może dlatego, że mama jest wtedy taka inna. Najpierw śpiewa i stroi się. Ciągle spogląda na zegarek. A kiedy usłyszy dzwonek, pędzi do drzwi jak oszalała. Na nic nie zwraca uwagi.

Kiedyś było inaczej. Tatuś często wyjeżdżał. Gdy miał wracać, obie niecierpliwiły się bardzo. Mama przygotowywała coś smacznego na kolację. Potem radziła się, co założyć. Śmiały się przy tym i troszeczkę obgadywały tatę. A później. Później otwierały się drzwi. Kasia pędziła i wskakiwała prosto w wyciągnięte ramiona tatusia. On podnosił ją wysoko, wysoko do góry, aż się troszeczkę bała. Piszczała z radości i machała nogami. Po kolacji dostawała prezent. Musiała się uczyć cierpliwości. Wcześniej nawet nie było o co pytać. Wiedziała, że tata na pewno ma coś dla niej, ale zawsze powtarzał, że trzeba umieć czekać. Najczęściej kupował jej to, co właśnie chciała mieć. Skąd wiedział? Nigdy przecież nie dopraszała się o prezenty. To niegrzecznie. Dziadziuś tak mówi, a on jest najmądrzejszy. Wie wszystko, o co go tylko zapytać.

Kasia ma mnóstwo zabawek i maskotek. Lubi je wszystkie, ale najukochańszy jest Rufus. Dokładnie pamięta, w jaki sposób znalazł się u niej. Była z rodzicami na zakupach. Wtedy go zobaczyła. Duży, czerwony, pluszowy pies z czarnym nosem i czarnym ogonem. Na przednich łapach opierał pysk i patrzył ogromnymi oczami. Stała jak oczarowana. Bardzo chciała go dostać. Tatuś powiedział, że jest troszkę za drogi i nie może go jej kupić. Ciągle myślała, jak zrobić, żeby go jednak mieć. I wymyśliła. Napisała list do świętego Mikołaja. Mariolka z drugiej „a” mówi, że nie ma świętego Mikołaja, że to są bajki i ona w nie nie wierzy. Wymądrza się, bo jest o rok starsza i myśli, że wszystkie rozumy pozjadała. Przecież Kasia nikomu nie mówiła o Rufusie. Nikt go nie mógł kupić. Kiedy rano obudziła się, leżał na poduszce.

Teraz też napisała list do świętego Mikołaja. Jest dopiero lato, a on przychodzi w zimie. To prawda. Ale przecież mieszka bardzo daleko. List na pewno będzie długo szedł. Kasia bardzo chce, żeby zdążył go dostać i przeczytać. Ma ogromną prośbę. Nie chce żadnych zabawek ani książek, ani lalek. Niczego. Chce tylko, żeby tatuś i mamusia znowu mieszkali razem. Żeby było tak, jak dawniej. Nie wie, czy święty Mikołaj ma takie nieprezentowe prezenty. Czy będzie mógł to dla niej zrobić?

Marzy, żeby było tak, jak z Rufusem. Jest sobota rano. Ona budzi się. Idzie do pokoju rodziców. Tata poszedł do kuchni zrobić kawę. Kasia wraca po swoją poduszkę. Wdrapuje się do ich łóżka i przytula do mamusi. Kiedy tatuś przychodzi, robi okropnie zabawne miny i na niby narzeka, że jest biedny i będzie musiał spać na podłodze. One śmieją się z niego.

Słyszy śmiech. To mama i pan Marek. Wcale nie interesuje ją, co ich tak bawi. Wcale a wcale. Nie jest ciekawa. Zaraz pójdzie i zrobi mu na złość. Jeszcze nie wie co. Coś wymyśli. Nakłada szlafroczek, kapcie. Staje w drzwiach salonu. Pan Marek szybko podnosi się z kanapy i siada na fotelu. Mama nie jest zadowolona. Kasia udaje, że nie dostrzega tego. Na ławie leżą kluczyki do samochodu. Już wie. To jest pomysł.

– Ale fajny breloczek. Mogę obejrzeć?

Nie czeka na odpowiedź. Wie, że pan Marek na pewno jej pozwoli. Nigdy się nie sprzeciwia. Bierze kluczyki i zaczyna nimi kręcić. Zbliża się przy tym powoli do akwarium. Na zegarze jest za piętnaście ósma. Na ósmą mają być w kinie. Będzie się wnerwiał. Na pewno. Udało się. Kluczyki leżą na dnie. Rybki podpływają szybko. Myślą, że to pokarm. Ależ się wścieka. Jest cały czerwony ze złości. I dobrze mu tak.

– Kaśka! Co ty wyprawiasz!

Mama krzyczy. Podbiega do akwarium i przygląda się, jakby je pierwszy raz widziała. Pan Marek mruczy coś pod nosem i macha rękoma. Są śmieszni.

– Mareczku. Przynieś coś długiego. Trzeba je jakoś wyciągnąć. Spóźnimy się! Coś ty narobiła?!

Też problem. Przecież to proste. Kasia podwija rękaw, wkłada rękę do akwarium i wyciąga kluczyki. Rzuca je ze złością na podłogę. Niech sobie podniosą i niech sobie już jadą do tego głupiego kina.

– Kaśka, przesadziłaś! Jesteś obrzydliwie niegrzeczna! Natychmiast to podnieś i przeproś pana Marka! Na co czekasz?!

Niegrzeczna? Kasi przypomina się, że przecież obiecała świętemu Mikołajowi. Robi jej się bardzo przykro. Wcale nie chciała. Nie chciała. Podnosi kluczyki. Czuje, że zaraz się rozpłacze. Dłużej nie wytrzyma. Musi się natychmiast przytulić do mamy. Musi. Zarzuca jej ręce na szyję i mocno przyciska buzię do ramienia. Obejmij mnie, mamusiu. Pomóż mi.

Ale mama nie obejmuje jej. Szarpie ją za ramiona, stawia na podłodze i znów krzyczy.

– Oszalałaś! Zobacz, co zrobiłaś z moją fryzurą. Całe włosy mam mokre. Co cię opętało?

Teraz już naprawdę nie może powstrzymać łez. Stara się podnieść powieki do góry, ale to nie pomaga. Wargi drżą i robi się jej gorąco. Nie, nie pokaże im. Zanurza rękę w akwarium i spryskuje wodą całą buzię. Niech sobie nie myślą, że płacze.

W tym momencie rozlega się dzwonek. Babcia z dziadziusiem przyszli, żeby jej pilnować.

– Rybeńko moja, czemu widzę łezki?

Babcia jak zwykle przemawia do Kasi, jakby ona miała trzy latka. To takie głupie. Nie będzie jej odpowiadać. Wcale nie cieszy się, że przyszła. Wolałaby, żeby był sam dziadziuś.

– Boli ją brzuszek. Pewnie znowu zjadła coś nieodpowiedniego w szkole. Nie przekarmiaj jej. My już musimy lecieć. Pa.

Przecież mama kłamie. To wcale nie tak. Otwiera buzię, żeby powiedzieć. Nie. Po co? Dorośli i tak wierzą tylko sobie nawzajem.

Babcia przyniosła całą górę słodyczy. Jest taka sama jak pan Marek. Myśli, że łakocie są najważniejsze. Kasia przepada za szarlotką. Aż ślinka cieknie. Na pewno jest pyszna. Ale będzie się droczyć. Specjalnie. Niech babcia prosi. Jest wtedy taka zabawna. Tata na pewno nie wytrzymałby tak długo. Pozwalał Kasi czasem pomarudzić, ale tylko troszeczkę. Z babcią można to robić w nieskończoność. Wymyśla te swoje „rybeńki”, „serduszka”, „niunie”. Uśmiecha się na wszystkie sposoby. Robi się wtedy podobna do żółtej bibuły i widać jej całą sztuczną szczękę.

No dobrze. Już zje. Przecież i tak miała straszną ochotę.

Nakłada sobie dwa kawałki. Ale pycha. Babcia, bardzo zadowolona, siada w fotelu. Powyciągała z szafy różne ubrania. Przegląda je. Sprawdza, czy guziki się trzymają, czy coś się nie popruło. Na ławie postawiła koszyk z przyborami do szycia. A gdyby tak kopnąć w niego i zrzucić. Nakrzyczy czy nie? Na pewno nic nie powie. Kasia wyciąga nogi i majta nimi. Uda, że to niechcący. Jeszcze raz i jeszcze raz. Super! Koszyk zlądował na podłogę. Nici, igły, guziki rozsypały się po całym dywanie.

– Kasiu...

Dziadziuś chciał coś powiedzieć, ale babcia prawie nigdy nie pozwala mu dokończyć. Ciągle rozkazuje.

– Zabierz stąd rybeńkę. Niech się położy. Chyba biedactwo jest zmęczone. Tylko uważaj, żeby na coś ostrego nie weszła.

Kasia posłusznie idzie z dziadkiem do swojego pokoju. Kładzie się. Dziadziuś siada na brzegu łóżka. Nie jest zadowolony.

– Zrobiłaś to specjalnie, prawda?

Kiedy dziadziuś tak patrzy, Kasia nie umie skłamać. Potakująco kiwa głową. Znowu robi się jej przykro. Wolałaby, żeby na nią nakrzyczał albo nawet dał klapsa. A on tylko wzdycha i delikatnie gładzi po policzku.