Iluminacja Wieku Młodością Zroszonego - Wojciech Noszczyk - E-Book

Iluminacja Wieku Młodością Zroszonego E-Book

Wojciech Noszczyk

0,0
2,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Zaskakująca współczesna realizacja postulatów, które głosili już moderniści. Tekst rozpada się na kilka części i planów, a każdy z nich staje się odrębną całostką w ramach tego niewielkiego objętościowo utworu. Najbłahsza scena urasta tu do rangi małego językowego arcydzieła, autor cyzeluje każde zdanie, na poziomie stylistycznym nawiązując przewrotnie do estetyzmu. Szata słowna jest tym samym bardzo wyszukana, wytrwały i ambitny czytelnik powinien jednak odnaleźć w przedzieraniu się przez kolejne misterne konstrukcje lingwistyczne (nierzadko paradoksalne czy wręcz oksymoroniczne) intelektualną przyjemność. Narracja oscyluje pomiędzy stylem wysokim a niskim. Zaskakujące zestawienia ożywiają niejednokrotnie zastane związki wyrazowe i balansowanie na granicy prozy poetyckiej, a także niesłychane bogactwo językowe wskazać można jako na największe zalety Iluminacji.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Wojciech Noszczyk
Iluminacja Wieku Młodością Zroszonego
Wydawnictwo Psychoskok

Wojciech Noszczyk „Iluminacja Wieku Młodością Zroszonego”

Copyright © by Wojciech Noszczyk, 2018

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2018

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie

 może być reprodukowana, powielana i udostępniana w 

jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Jacek Antoniewski

Projekt okładki: Jakub Kleczkowski

Korekta: Zuzanna Laskowska, Emilia Ceglarek

Skład epub i mobi: Kamil Skitek

ISBN: 978-83-8119-131-9

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]

Ze wszystkiego, co czytam, lubię to

tylko, co krwią było pisane. Pisz krwią,

a dowiesz się, że krew jest duchem

F. Nietzsche. Tako rzecze Zaratustra

Gdy wzniosę dumnie głowę,

Gdy wstecz odrzucę trwogę,

Gdy krzyknę twardo słowa,

Których jeszcze znieść nie mogę.

Gdy wiarę swą roztrwonię,

Tę durną, anarchiczną,

Z różańca zrzucę dłonie

W mej myśli prozaicznej.

Gdy mgliste zamknę oczy,

Goryczy łzę uronię

I myślą, która broczy,

Zmęczone otrę skronie.

Gdy nic już nie zostanie,

Gdy krwawym snem zatonie,

Wyciągnę mocno ramię…

I los wrogi – przegonię!

Powstawszy z klęczek prężnie,

Za kamień chwycę głuchy.

I walczyć będę mężnie

Prócz zbędnych słów otuchy.

I tkliwość moja spłonie,

Późne uczuć szlochanie.

Płakać sercu zabronię…

Kto przeciw mnie jest – zranię!

I żalu nie zniweczę,

Gdy ów popłochem skona,

Rozrzutnie go uleczę,

A zemsta się dokona.

I tęsknić będę srodze

Za Bogiem, Jego łaską,

Gdy w jadem skalnej drodze

Podążę z złudną maską.

Lecz muszę to uczynić

Z potęgą orła lotu,

By brutalnie zawinić –

Zrozumienia być gotów.

Przebiegle będę drążył

Opokę rumowiska,

Bym w porę późną zdążył

Rzec Prawdę… gdy ból ściska.

***

Szedłem sobie razu pewnego

Aleją w zmierzchu jesieni.

Pomimo zimna wietrznego,

Surowych, wytartych kamieni;

Deszczu tnącego obficie,

Skowytu kundli po świcie;

Wkroczyłem w zacieniony skwer –

Niczym zbłąkana ryba wietrząca żer.

W parku nad ranem o gorzkiej godzinie,

Przepych niesmaku… i dziwki w latrynie!

Podparłem głowę myślą mych rąk,

Westchnieniem przeszyłem szumu dreszcz

I czystej bieli dobyłem pąk…

Lecz zwiądł już, smętny – to przez ten deszcz!

Zważył się przeto samotnym żarem

Ten, co płonął niegdyś bez tchu.

Strudzony chłodnym gawiedzi gwarem,

Zapadł się w toń szumnego snu.

Na bruk go rzuciłem zimny jak lód,

Cieknący jesienną strugą;

I w głębi serca odczułem chłód

I rozmazałem go… smugą.

Teraz, ocknąwszy rozum ten mój,

Co niegdyś obok stłumiony stał,

Rozkoszy chwilą ocieram znój;

Klnę wszystko…! gdym tkliwością kochał.

W parku nad ranem o gorzkiej godzinie,

Przepych niesmaku… i dziwki w latrynie!

Przetarłem oczy od gęstej mgły.

Idę wciąż dalej – pójdziesz i Ty?

***

Z miejsca postoju ruszyłem powoli,

Depcząc błoto rozlane w alei,

Przegniłych liści naręczy kilka,

Rozmytych widmami kropel cieknących;

Marszu może i upłynęła chwilka,

Lecz myśli znów pełne ran się jątrzących.

Zmrok jeszcze płaszczem gwiazd mnie otulał,

Gdym ugrzązł zmęczonym krokiem przez park.

I deszczu kosmyków świt nie zamulał

Otępieniem sennych mar.

***

Gdy w cieniu głuchym brnąłem skąpo,

Odzianym będąc rześkim tchnieniem,

I jeszcze półzgiełk dzierżąc w myśli,

Co proroczym zawisła spełnieniem,

Uszedłem głazów parę.

Wokoło gąszcz zieleni, co sączył się po ziemi,

Nalotem ponakrywa i wodą brudną spływa.

Ta, mknąc przez bruki alei, w rynsztoku woń swą

ścieli.

Wilgotną, gorzką mazią opływa drogi krańce

I tworzy tuż przy brzegach rozpadlin zgniłe

szańce.