2,49 €
Léon Bourjade, właściwie Jean-Pierre Léon Bourjade – francuski pilot, jeden z czołowych francuskich asów myśliwskich okresu I wojny światowej. Autor 28 zwycięstw powietrznych. Należący do ścisłego grona Balloon Busters – pilotów mających więcej niż pięć zestrzeleń balonów obserwacyjnych. Od najmłodszych lat jego marzeniem było zostanie misjonarzem. W 1908 roku rozpoczął nowicjat w Issoudin w Hiszpanii. W 1914 roku przeniósł się do Szwajcarii na studia teologiczne. Po wybuchu wojny powrócił do Francji i wstąpił do armii. Przez trzy lata służył w artylerii. W 1917 roku został przeniesiony do lotnictwa. W dniu 17 czerwca uzyskał dyplom pilota i został skierowany na zaawansowany kurs pilotażu do Pau. Po ukończeniu kursu został przydzielony do 152 eskadry, w której służył do końca wojny. Początkowo latał na samolotach Nieuport, a następnie po wyekwipowaniu eskadry w nowe samoloty w marcu 1918 roku na SPAD S.XIII.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Jerzy Bandrowski „Pilot św. Teresy”
Copyright © by Antoni Stefański, 1934
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2018
Zabrania się rozpowszechniania, kopiowania
lub edytowania tego dokumentu, pliku
lub jego części bez wyraźnej zgody wydawnictwa.
Tekst jest własnością publiczną (public domain)
ZACHOWANO PISOWNIĘ
I WSZYSTKIE OSOBLIWOŚCI JĘZYKOWE.
Skład: Adam Brychcy
Projekt okładki: Adam Brychcy
Wydawnictwo: Księgarnia św. Wojciecha
Poznań, 1934
ISBN: 978-83-8119-335-1
Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.
ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin
tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706
http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]
Dnia 30 lipca 1925 r. do przystani Port Leon na wyspie Yule, jednej z niezliczonych wysp Oceanji w okręgu brytyjskiej Nowej Gwinei, zawinął piękny wojenny statek francuski „Aldebaran“, stacjonowany na oceanie Spokojnym, a teraz wracający do Francji. Statek spuścił szalupy, do których wsiedli oficerowie w białych płóciennych garniturach i podzwrotnikowych hełmach korkowych, oraz marynarze w koszulach w błękitne paski i w białych spodniach. Na tyle statku powiewała, jak w dni wielkich uroczystości, trójkolorowa chorągiew Francji.
Szalupy skierowały się ku wybrzeżu wyspy, zamieszkałej przez jakich dwadzieścia do dwudziestu pięciu tysięcy napół dzikich Papuasów i przez garść misjonarzy katolickich Najśw. Serca Jezusowego, Francuzów, Szkotów, Australijczyków, zebranych ze wszystkich stron świata bojowników i pracowników Bożych. Są to ludzie cisi i pokornego serca, dalecy od próżności i ambicyj ludzkich, lecz wysoko trzymający sztandar Legji Chrystusowej. Widok szalup, płynących z wojennego statku, zadziwił ich.
Marynarze po wylądowaniu stają w ordynku wojskowym. Maszerują w stronę misji, a gdy tam już dotarli, kapitan statku Benoist pyta:
— Gdzie jest grób ojca Bourjade'a?
Ojca Bourjade'a? Mój Boże! Był to jeden z najpokorniejszych ojców, cichy, niezmordowany misjonarz, daleki od wszystkiego, co światowe, i pracujący z całem oddaniem nad urabianiem dusz papuaskich wśród febrycznych, podzwrotnikowych bagnisk. Czegóż ten pełen godności i wojskowej wyniosłości kapitan wojennego statku, otoczony świtą oficerów w niepokalanej bieli, może chcieć od biednego zmarłego misjonarza? Jakimże znowu zgiełkiem świata chce wraz z oddziałem marynarzy napełnić cmentarz, na którym odpoczywa utrudzony wielce pracownik Boży?
Zaniepokojeni trochę ojcowie wiodą kapitana z jego oddziałem na grób o. Bourjade'a. Kwitną na nim lilje czerwone, które zasadził jeden z braci szkockich. Oddział marynarzy ustawia się po obu stronach grobu. Widać morze, lasy, dalekie góry, niezbadane dotychczas i pełne tajemnic. Jest cisza.
A nagle rozlega się komenda:
— Garde à vous!
I komendant Benoist przemawia:
— Ojcze Bourjade! My, marynarze floty francuskiej, przyszliśmy oddać ci cześć.
Jesteśmy głęboko wzruszeni.
Za spełniony przez ciebie obowiązek Francja cię wynagrodziła, ale ty porzuciłeś wszystko i przybyłeś do tego kraju, aby się poświęcić pracy pokoju. Padłeś na tem nowem polu chwały.
W imieniu Francji, armji, mych oficerów i marynarzy wyrażam ci podziw i oddaję ci cześć. „Aldebaranowi“ zależało na tem, aby złożyć ci hołd.
Peyriller, biograf o. Bourjade'a, dodaje:
„W kilka godzin później „Aldebaran“ odpłynął na zachód ku dalekiej Francji. Biały statek, na którym lśniły barwy Francji, zagłębił się w morzu, ciemniejącem pod wieczór. W krótkim czasie na jaśniejszym nieco skraju horyzontu nie było już widać nic, prócz słupa dymu, przypominającego słup dymu, jaki się unosił z miejsca, w którem spadł zapalony przez francuskiego pilota obserwacyjny balon niemiecki.“
Cóż wspólnego ma pokorny misjonarz z wysp Oceanji z tem wojennem wspomnieniem?
Bardzo wiele. Albowiem ten cichy pracownik Boży był jednym z najlepszych bojowych pilotów francuskich, był światowej sławy pilotem-myśliwcem i specjalistą w niszczeniu obserwacyjnych balonów niemieckich podczas wielkiej wojny. Był kawalerem oficerskiego krzyża Legji Honorowej. Miał sławę i, gdyby chciał, wielką karjerę przed sobą. A został misjonarzem na jednej z wysp Oceanji i tam umarł. Z wycieńczenia i febry, zdala od świata, wśród Papuasów.
O tym to dziwnym, świętym człowieku, przezwanym spowodu jego kultu dla św. Teresy „Pilotem św. Teresy“, opowiada niniejsza książeczka.
Leniwemi falami pną się po stoku wzgórza domy o białych ścianach a dachach ze starej, czerwonej, lecz już poczerniałej dachówki. Domy te są bardzo stare i pamiętają niemniej dawne a niespokojne czasy. Obecnie w rozpalonej do białości godzinie południa milczą, a wnętrza ich wypełnia miły chłód, który możnaby porównać z orzeźwiającym smakiem świeżo zerwanej oliwki. (Koło domów pełno w sadach drzew oliwnych.) Jednakowoż bywały czasy, gdy ciche te domy rozbrzmiewały hukiem arkebuz i szczękiem szpad, albowiem w tym kraju oddawna walczono o skarb największy, a mianowicie o religję i wolność sumienia.
Jest to Cos, miasteczko, w którem stoi dom rodzicielski Bourjade'a.
W oparach południowego słońca kraj ten jest szary, bo skały są w nim białe, twarde zaś listowie południowej roślinności ma kolor tak ciemnozielony, iż zdaje się być czarnym, a mieszając się w blaskach słonecznych z jaskrawą bielą skał i ścian domów, staje się popielatym. Poniżej, przez pola, zdawałoby się bezbarwne, płynie połyskliwa rzeka Aveyron. Nad tem wszystkiem ciemno-szafirowe niebo południowej Francji, sięgającej podnóży Pirenejów.