"Stał przede mną w pustym biurze, wpatrując się intensywnie. – Czekam za piętnaście minut w swoim gabinecie. Możesz zdecydować, czy chcesz przyjemnie zakończyć ten dzień, bez żadnych konsekwencji – powiedział w taki sposób, że momentalnie mnie zmroziło przy jednoczesnej fali gorąca rozlewającej się pod skórą." (Podwładna) Czy może być coś bardziej ekscytującego niż zakazany seks z szefem czy szefową, o których już wcześniej się fantazjowało? Bohaterki i bohaterowie zbioru staną przed szansą, by wcielić swoje fantazje w życie i wkroczyć w świat zupełnie nowych doznań... Tylko czy odważą się przekroczyć granicę? W skład tomu wchodzi 10 gorących, kipiących erotyzmem opowiadań: Secret Santa Zachwiane fundamenty. Dwa oblicza Sary Larson Podwładna Wysokie loty Intrygujący świadek Świąteczna intryga Uczta pożądania Asystentka Ukryte namiętności: Żona prezesa Caldarium Luxuria
Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:
Seitenzahl: 182
Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:
SheWolf, Mila Lipa, Ewa Maciejczuk, Annah Viki M., Black Chanterelle, Venessa Hart, Catrina Curant, Nina Nirali
Lust
Podwładna: 10 opowiadań erotycznych o naginaniu zasad w pracy
Cover image: Shutterstock
Copyright ©2023, 2024 SheWolf, Mila Lipa, Ewa Maciejczuk, Annah Viki M., Black Chanterelle, Venessa Hart, Catrina Curant, Nina Nirali i LUST
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788727113913
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
www.sagaegmont.com
Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.
Ula była już zmęczona powtarzającymi się, bezowocnymi rozmowami o pracę. Ciągle to samo: setki rozesłanych CV, upokarzające rozmowy, od czasu do czasu dzień próbny, po którym ostatnie, co słyszała, to „odezwiemy się do pani”. Jak tinderowe przebieranie w morzu gówna, żeby umówić się na kilka fatalnych pierwszych randek, a nawet jeśli niektóre kończyły się w łóżku, to można było usłyszeć czasami to samo – „zdzwonimy się jeszcze”. Chociaż nad facetami miała tę przewagę, że często to ona dawała im kosza, obiecywała, że się odezwie, byle tylko mieć już spokój. Zresztą, jeśli chodzi o randkowanie, nie interesowały jej stałe zobowiązania. Owszem, miała ochotę znaleźć towarzystwo do częstych i intensywnych zbliżeń, ale ostatnie, czego chciała, to związek. Poprzedni jeszcze jej się czkawką odbijał, poza tym sam w sobie był pośrednią przyczyną tak nieudolnych poszukiwań zatrudnienia. Były mąż lubił mieć ją w domu. Rozwijaj pasje, zajmuj się domem, starajmy się o dziecko, nic się nie bój, ja nam zapewnię stabilizację. I zapewniał, jasne. Ale nie tylko jej – i jak się okazało, ta druga zaszła w ciążę znacznie szybciej, na co Ula spakowała walizki i uznała, że jednak warto polegać na sobie. Ale kilka ostatnich lat bez zatrudnienia i niewielkie doświadczenie nie wyglądały dobrze w życiorysie zawodowym i nie potrafiła tego nadrobić ładnymi oczami.
Siedziała teraz w przestrzennym holu firmy ubezpieczeniowej, mimo że za nic w świecie nie znała się na ubezpieczeniach, i rozważała, czy może jednak nie spróbować dostać się do jakiegoś marketu. Praca na kasie była przeciwieństwem tego, do czego czuła się stworzona, ale oszczędności kurczyły się w zastraszającym tempie, a nie zamierzała wracać do rodziców z podkulonym ogonem w wieku trzydziestu lat.
– Pani Urszula Paczkowska? – Usłyszała swoje nazwisko za plecami. Swoje? Męża? Sama nie bardzo już wiedziała. Otrząsnęła się i podniosła ze skórzanej kanapy.
Ruszyła do wskazanego jej gabinetu, ściskając kurczowo teczkę pełną świadectw, certyfikatów i CV, których i tak nigdy nikt nie chciał oglądać. Poza tym jednym razem, gdy jej nie wzięła.
Za nią wszedł mężczyzna, który ją zawołał i usiadł przy dwóch innych osobach, kobiecie i mężczyźnie w średnim wieku. Ostro zarysowana, nieogolona szczęka młodzieńca robiła oszałamiające wrażenie przy perfekcyjnej sylwetce, ale to nie on wzbudził w Uli zainteresowanie, a jego starsza wersja, patrząca na nią z uprzejmością, ale i ze znudzeniem.
– Aneta Krawczyk, Dział Kadr – przedstawiła się kobieta, ściskając dłoń kandydatki, a zaraz za nią mężczyzna przedstawił sam siebie i syna:
– Kamiński. – Ale doskonale o tym wiedziała. Odkąd tylko przekroczyła próg.
Nie zmienił się ani trochę – wiek dodał mu więcej zmarszczek, ale dalej był przystojny i elegancki. Patrzył na nią uprzejmie, ale raczej beznamiętnie, zza szkieł okularów w grubych, czarnych oprawkach. Przystojna twarz była gładko ogolona i skupiona. Ula odruchowo zerknęła na jego dłoń, w której trzymał pióro nad jej CV. Dalej miał obrączkę.
Usiadła na wskazanym miejscu i próbowała ze wszystkich sił skupić się na rozmowie. Słuchała o warunkach pracy, obowiązkach i innych bardzo ważnych rzeczach, których za nic w świecie nie potrafiła teraz przyswoić. Jakby komunikowali się po chińsku, na co z uśmiechem kiwała głową. Mało tego, odpowiadała im w tym samym języku, który zdawał się zupełnie obcy, a jednak jej komunikaty docierały tam, gdzie powinny, chociaż jej myśli błądziły w okolicach ust starszego z Kamińskich i rozbudzały wspomnienia o czasach, gdy te usta rozgrzewały skórę pocałunkami, zaciskały się na sutkach i palcach, osłaniały zęby wgryzające się w jej kark. A teraz mówiły coś o „obowiązkach” i „wyzwaniach”, jakby zupełnie jej nie pamiętał, a ona nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, bo on wyrył się w jej pamięci już chyba na zawsze.
Ale czemu się dziwiła? Był jednym z jej pierwszych, jemu zawdzięczała wiele swoich upodobań i umiejętności. A dla niego pewnie była kolejną głupią gąską, która przewinęła się w jego życiu. Następną zdobyczą, która w końcu odeszła, robiąc miejsce dla kogoś młodszego i niedoświadczonego.
Z rozmyślań wybiło ją pożegnanie. „Odezwiemy się do pani”? Koniec, po wszystkim, a ona nie miała nawet pojęcia, jak jej poszło, chociaż bez trudu stwierdziła, że to była najtragiczniejsza rozmowa w jej życiu. Nie miała pojęcia, o czym do niej mówili, sama odpowiadała z automatu i bez głębszych refleksji, bo jej głowa zajęta byłą przeżywaniem wspomnień na nowo. Pożegnała się i osowiała wyszła z biura, karcąc się w myślach za głupotę. Jeśli nie dostanie tej pracy, to nawet lepiej. Kto by chciał pracować dla byłego kochanka? W dodatku takiego, który potrafił być apodyktyczny, zaborczy i brutalny – chociaż to ostatnie, na szczęście tylko w łóżku. W każdym razie brzmiało to jak przepis na szefa despotę, mobbing i być może molestowanie seksualne. Z drugiej strony to ostatnie chyba by jej nie przeszkadzało, nie z nim.
Przeszła przez ulicę, by wejść prosto do przytulnej knajpki na wprost budynku, w którym dopiero co się zbłaźniła. Może takie uciekanie od stresu byłoby źle widziane przez potencjalnego pracodawcę (okej, przyjmijmy, że prawie na pewno), ale tym razem zupełnie jej nie zależało. Nie chciała tej pracy. A raczej chciała, gdyby tylko nie on miał być jej szefem. Ale i tak zastanawiała się, jaki scenariusz byłby gorszy, gdyby ją zatrudnił: gdyby dalej jej nie poznawał i traktował jako kogoś zupełnie nowego czy gdyby pamiętał, jak pozwalała sobie robić, co tylko chciał.
Zamówiła drinka i usiadła z nim przy stoliku w głębi lokalu. Wyjęła z torebki telefon i zaczęła szukać Kamińskiego na Facebooku. Poszło szybko, ale jeszcze szybciej była już daleko w jego zdjęciach. Przeszła do tych aż sprzed dziesięciu lat i podziwiała. Nie żeby był jakimś bożyszczem – przynajmniej w porównaniu do syna. Był raczej przeciętnym facetem koło pięćdziesiątki, może bardziej zadbanym i eleganckim niż inni. Krępy, z umięśnionymi udami i ramionami, ubrany w koszulę ze złotymi spinkami do mankietów i obcisłe spodnie w kolorze idealnie dojrzałych jagód.
Patrzyła na twarz zastygłą na zdjęciu, na różowe, wąskie usta, które potrafiły wyrzucić z siebie jednocześnie najbardziej plugawe i podniecające obietnice, jakich przyszło jej słuchać. W myślach rozbierała go dalej, przypominała sobie słony smak jego skóry, zawsze pachnącej drogimi perfumami. Zacisnęła uda i przesunęła się na krześle do przodu tak, że majtki przyjemnie wpiły się w jej krocze.
Podniosła wzrok z telefonu i napiła się sporego łyka koktajlu przygotowanego przez młodego barmana. Spojrzała na niego. Mógł być w tym wieku, co ona wtedy. Gdy złapał jej spojrzenie, uśmiechnął się. Przygryzła wargi, dając ponieść się fantazji, tym razem o tym, jak zaciąga chłopaka do toalety i zalicza w ciągu kilku minut. Szybkie rozładowanie napięcia zrobiłoby znacznie lepszą robotę niż cienki drink sączony przez papierową słomkę. Byłoby to prostsze od łudzenia się, że oddzwoni – żeby zaprosić ją na podpisanie umowy albo randkę. Odwzajemniła uśmiech i podniosła się z krzesła, ale zamiast podejść do baru albo od razu do toalety, wyszła przed lokal.
Wrześniowe słońce zalewało złocistością ulicę i odbijało się od szklanych ścian nowoczesnych kamienic. Mrużąc oczy przed blaskiem, wpatrywała się w okno jego gabinetu. Odpaliła papierosa i trochę już przestała się dziwić, że jej nie poznał. Czy za dziesięć lat by pamiętała o młodym barmanie, jeśli do czegokolwiek by z nimi doszło? Może o samym fakcie, że był – ale nawet teraz nie potrafiła już sobie przypomnieć, czy miał zarost, czy nie. Ona też nie robiła wtedy piorunującego wrażenia. Niedoświadczona trzpiotka, którą musiał dopiero nauczyć obsługi mężczyzny. Może i była ładna, ale nie ona pierwsza ani nie ostatnia.
Obróciła się w stronę knajpki i przyjrzała się jeszcze raz barmanowi. Wytatuowane przedramiona wróżyły jej charakterek, ale to jeszcze nie była żadna gwarancja. Nie chciała teraz kogoś takiego jak ona wtedy. Chciała silnego, dominującego mężczyzny. Takiego jak on… Zerknęła jeszcze raz w stronę jego okna. Nie zdarzy się. Nic się nie zdarza tak samo, pewnie był już innym człowiekiem. Albo dokładnie tym samym, ale to ona się zmieniła. Trzydziestka na karku to być może za dużo na kogoś, kto uwodzi licealistki.
Zgasiła papierosa i poszła prosto do toalety. Przy lustrze poprawiła makijaż, podniosła trochę piersi w staniku i rozpuściła włosy. Ta trzydziestka wcale nie musiała być zła. Może i była bezrobotną rozwódką, ale wyglądała fantastycznie. A z pewnością siebie było jej do twarzy.
Po wyjściu z łazienki podeszła prosto do baru i usiadła na wysokim stołku. Podparła się na łokciach, jeszcze bardziej uwydatniając biust, i uśmiechnęła się zapraszająco do chłopaka. Była gotowa na flirt, ale pierwszeństwo miały procenty dla kurażu.
– Wezmę jeszcze jednego drinka.
– Nie ma sprawy, chociaż drinka zamówił ci już ten pan przy stoliku – powiedział ściszonym głosem i lekkim ruchem głowy wskazał jej stolik.
Spojrzała w tamtą stronę i zdębiała.
– Dziękuję na razie – odparła i zsunęła się ze stołka. Kierowała się na miejsce powoli, przyglądając się uważnie mężczyźnie, jakby upewniała się, że to nie pomyłka. Ale musiałaby być ślepa, żeby pomylić go z kimkolwiek innym. – Jasiek? – odezwała się niepewnie i głupio, siadając naprzeciw niego. – Poznałeś mnie jednak?
– A myślisz, że byłbym w stanie zapomnieć? – zapytał z lekkim uśmiechem i podsunął jej zamówiony wcześniej napój. – Nie wiedziałem tylko, że zmieniłaś nazwisko. Zaskoczyłaś mnie.
– Ja też się ciebie tam nie spodziewałam. Ani tym bardziej tutaj.
– Wiesz, jeżeli ani tam, ani tu ci nie odpowiada, możemy się przenieść gdzie indziej – zaproponował i położył dłoń na jej dłoni. Przesunął ręką po palcu serdecznym Uli. – Inne nazwisko, ale obrączki brak. Zgubiłaś czy się pozbyłaś?
– Widzę, że jak zwykle się w tańcu nie pierdolisz – przyznała z satysfakcją. Nie kryła zadowolenia z takiego obrotu sprawy, jednak trochę traciła przy nim rezon. Niewielu mężczyzn potrafiło ją do tego doprowadzić. A on w doprowadzaniu na różne sposoby był mistrzem.
– Wiesz, że lubię od razu przechodzić do konkretów.
Wiedziała, jasne. Gdy czegoś chciał, to nie czekał. Wdzierał się w nią tak, jak zdzierał ubrania – szybko, gwałtownie, dziko. Ale nie przeszkadzało jej to ani wtedy, ani teraz. Chociaż zazwyczaj lubiła dłuższą grę wstępną i stopniowe budowanie napięcia, przy nim było to nieistotne. Samo jego wygłodniałe spojrzenie robiło za afrodyzjak.
– To chyba średnio etyczne? – zapytała niewinnie i zabrała rękę. Nie chciała go zniechęcać, wręcz przeciwnie, ale też nie zamierzała mu ułatwiać.
Wzięła szklankę i zamknęła usta na słomce. Popatrzyła mu prosto w oczy i pociągnęła kilka łyków, na koniec oblizując usta. To była miła odmiana. Zawsze ją prowadził, od pierwszego zdania do ostatniego jęku. Dzisiaj to ona chciała się nim pobawić, a jakakolwiek etyka była tylko wyśmienitym pretekstem.
– Nie powiesz chyba, że oczekiwałaś po mnie etycznych propozycji, nawet tych zawodowych. – Nachylił się nad stolikiem i odsunął na bok jej drinka. Gdy chciała go ponownie wziąć, chwycił ją mocno, niemalże boleśnie, za nadgarstek. – Jeśli chcesz, mogę sobie odpuścić, nie ma sprawy. Ale nie wygląda, jakbyś chciała.
Miał rację. Krótki pokaz siły jej wystarczył, by przypomniała sobie, jak bardzo za tym tęskniła. Chłopak za barem już dla niej nie istniał, zapomniała, że w ogóle miała wobec niego plany.
– Dobra, odwieź mnie do domu – zgodziła się, a jego uścisk zelżał. Poszło mu zdecydowanie łatwiej, niż to sobie wymyśliła.
W aucie zachowywał się nad wyraz normalnie. Opowiadał o pracy, o swoich psach, nawet o rodzinie – jak kiedyś. Ona opowiedziała mu o rozwodzie, przeprowadzce i bezowocnych poszukiwaniach pracy. W zasadzie bardziej przybliżyła mu swój życiorys niż godzinę temu na rozmowie kwalifikacyjnej. A przy tym wszystkim nie dał jej odczuć, że go nudzi tymi tematami.
Lubiła to w nim. Mimo bycia napalonym i skłonności do dobierania się do niej natychmiast, kiedy mieli po prostu rozmawiać – potrafił to robić. I nie tylko teraz, gdy był ciekaw, co u niej, ale zawsze – nawet gdy skarżyła mu się na problemy w szkole, przedmaturalny stres czy nadopiekuńczych rodziców. Co ciekawego mogła mieć do zaoferowania osiemnastolatka, tak poza ciałem? Nawet jeżeli niewiele, nie dawał jej tego odczuć. Rozmawiali też często o książkach, muzyce, sztuce. Dzięki niemu wierzyła, że jest interesująca.
Zaparkował przed jej blokiem i momentalnie przeniósł rękę z drążka zmiany biegów na jej udo. Przesunął dłonią w górę jej nogi, pod spódnicę, i zatrzymał się tam.
– Możesz zacząć od przyszłego tygodnia?
– Co?
– To chyba etyczne. Proponuję ci pracę, tak po prostu, nie dlatego, że chcę cię zerżnąć. Jak przyjdzie na to czas, to i tak zrobię z tobą, na co tylko będę miał ochotę.
Gdy to powiedział, poczuła supeł zaciskający się w jej podbrzuszu i nie miało to absolutnie nic wspólnego z ekscytacją z powodu szansy na porzucenie bezrobocia. Co innego było o tym wiedzieć, co innego usłyszeć wprost.
– Mogę zacząć jeszcze dziś.
***
Zadziwiająco na tym się skończyło. Nie poszedł za nią do domu, nie dzwonił ani nie pisał – kontaktował się z nią tylko Dział Kadr. Gdy zaczęła pracę, nie bardzo wiedziała, w jakim kierunku zmierzała ich znajomość, bo na zmianę znowu spotykała się z jego obojętnością, a od czasu do czasu, gdy nikt nie widział, praktykował coś, co każdy inny pracownik nazwałby – jak przewidziała – molestowaniem seksualnym, z tą jedną różnicą, że Ula nie miała nic przeciwko. Praca toczyła się codziennym rytmem – parzenie kawy, latanie z dokumentami do podpisania i umawianie spotkań, a od czasu do czasu tylko zdarzyło mu się napomknąć, że gdy widzi ją w takich obcisłych spódnicach, to ma ochotę zerżnąć ją od tyłu tak mocno, że będzie wyła z bólu. Przy ludziach był nadzwyczaj poprawny, może nawet oschły, i odnosiła wrażenie, że jego syn jest w stosunku do niej bardziej otwarty i zainteresowany tym, jak się czuje w nowej pracy – ale też jego syn nie prosił o podłączanie wtyczek bezpośrednio pod swoim biurkiem, by z pleców Uli zrobić sobie podnóżek, a potem odesłać z niczym, bo ostatecznie nigdy nie zachodziło to dalej – nie padały nawet propozycje.
Wątpliwości zaczęły jej podpowiadać, że może rzeczywiście jest już za stara, że może do pracy się nadaje, ale na jego kochankę niekoniecznie. Parząc mu poranną kawę, zastanawiała się, czy spędził noc z żoną, czy z dwudziestoletnią kochanką, a przy tym wściekała się na siebie za swoją obsesję. Była naprawdę atrakcyjna, wiedziała, jak zainteresować sobą mężczyznę i jak go zadowolić, czuła się dużo pewniej ze swoją seksualnością niż wtedy, gdy się spotykali, ale on był na to ślepy, jakby bał się przekroczyć pewną granicę, chociaż wszystkie inne przekraczał z hukiem.
W tym dziwnym zawieszeniu minęły kolejne miesiące, w których nauczyła się funkcjonować w biurowym zgiełku i wykorzystywać każdą okazję, by zostać z szefem sam na sam. Jednak gdy przed świętami pojawiły się plany zorganizowania imprezy firmowej, na jej głowę spadło tyle nowych obowiązków, że nawet nie miała za bardzo czasu, który mogłaby poświęcić biurowemu romansowi. Do ogarnięcia było sporo rzeczy, a i grudzień nie mógł być lekkim miesiącem. Mimo że wszelkie rozliczenia – od miesięcznych po całoroczne – nie były jej sprawą, to i tak przez jej gabinet przewijały się tłumy ludzi potrzebujących czegoś na już – od durnej koperty po parafkę prezesa, bez której praca stała. Zakup choinek do biura wydawał się przy tym zajęciem trywialnym, ale w zasadzie nie narzekała, lubiła te obowiązki.
Samą imprezę zrobili dzień przed Wigilią. Po tygodniu dopinania wszystkiego na ostatni guzik była całkiem zadowolona z efektu. Biuro pogrążyło się w ciepłym blasku złotych światełek choinkowych, spory stół uginał się pod świątecznymi przekąskami, a DJ ubrany w tandetny garnitur w bałwanki puszczał świąteczno-zimowe kawałki. Ula osobiście dała mu do zrozumienia, żeby nie grał „Last Christmas”. Wszystko miało być eleganckie i kojące po ostatnich tygodniach pełnych nerwów i pośpiechu.
Kupiła na tę okazję specjalną kreację – czerwoną, satynową sukienkę z dekoltem w serduszko, ciasno opinającą obfite piersi i niewinnie rozkloszowaną na dole. Z upiętymi w luźny kok lokami i w drogich, nylonowych pończochach czuła się jak milion dolarów. W dobry humor wprawiały ją męskie spojrzenia wodzące za nią po sali, chociaż była nieco rozczarowana, że Kamiński tak świetnie sobie radził z ukrywaniem zainteresowania.
Po dwudziestej poszła do jego gabinetu, gdzie leżały przygotowane paczki z upominkami dla pracowników. Przeliczyła je raz jeszcze i zaczęła przekładać do welurowego worka świętego mikołaja. Po chwili do pokoju wszedł też on, trzymając w ręce czerwony płaszcz i sztuczną brodę, na głowie miał już czapkę z pomponem. Mimo to dalej wyglądał seksownie.
– Już je pakuję – powiedziała, pokazując na zapełniający się worek. Mikołaj jednak przekręcił kluczyk tkwiący w zamku.
– Mam też coś dla ciebie, ale chyba lepiej, jak rozpakujesz tutaj.
Jasiek wyjął z szuflady biurka podłużne pudełko. Uniosła brwi, ale wzięła pakunek i delikatnie rozerwała czerwony, połyskujący papier. Uniosła wieczko i zobaczyła piękny, skórzany flogger. Rączka owinięta była plecioną skórą, a wychodzące z niej sznurki stanowiły misterną plecionkę z czerwonych i czarnych paseczków. Przesunęła po nich palcami, a potem zanurzyła nos w warkoczykach, by zaciągnąć się cudownym zapachem skóry.
– Jak mam to odebrać? – zapytała, obracając w dłoniach prezent.
– Tak dziwi cię rózga? Nie powiesz mi chyba, że byłaś w tym roku grzeczna?
– Starałam się…
– Grzeczne dziewczynki tak nie prowokują. Nie paradują przed moją żoną z cyckami na wierzchu i nie stają na głowie, żeby pod choinkę dostać kutasa do ryja – mówił bardzo cicho, ale te słowa miały wystarczającą siłę, by przeszywać na wskroś. Zbliżał się bardzo powoli, ostrożnie niczym drapieżnik, który w końcu miał ją dopaść, gdy już całkiem odetnie jej drogę ucieczki. – Mówiłem, jak przyjdzie czas, to cię zerżnę – wydyszał do jej ucha, chwytając za włosy, by przyciągnąć jej twarz do swojej.
Zacisnęła mocniej palce na blacie. Jak to możliwe, że przy nim znowu miała maksymalnie dwadzieścia lat i odbierał jej całkowitą kontrolę nad sytuacją?
Na podłodze, koło jej butów, wylądowała sztuczna broda i czerwony płaszcz. Janek pocałował ją w usta i osaczył swoim ciałem z taką siłą, że od tyłu wpijała się w nią krawędź biurka, a od przodu czuła napierający wzwód.
Obrócił ją do siebie plecami i pchnął na biurko. Podniósł spódnicę, odkrywając krągłe pośladki, i klepnął je siarczyście.
– Ładne – wymruczał, przesuwając palcem po czerwonym szwie nylonów od dołu do góry, potem opuszkiem zbadał podwiązki paska do pończoch, które zniknęły pod satynowym materiałem czerwonych majtek. – Widzę, że ty też zapakowałaś dla mnie prezent.
Nie odpowiedziała, tylko z uwagą czekała, co zrobi dalej. Zza drzwi słyszała gwar rozmów i głośno grającą muzykę, było tam mnóstwo ludzi, a on tak po prostu ściągał jej majtki, głaskał po pośladkach, aż w końcu wziął z biurka piękny, nowiusieńki flogger i się zamachnął.
Plecione sznureczki opadły na jej pupę ze świstem, a ona poczuła przyjemne pieczenie. Zamachnął się jeszcze raz i uderzył, tym razem nieco mocniej. Potem jeszcze raz i jeszcze. Przy piątym uderzeniu z jej ust wyrwało się ciche piśnięcie.
– Chyba nie chcesz, żeby ktoś nas nakrył? – zapytał przyciszonym głosem i pochylając się nad jej plecami, zanurzył w niej palce.
– Nie – przyznała, przypominając sobie, że za drzwiami bawią się też jego żona i syn. Zacisnęła więc usta, chociaż chciała jęczeć z przyjemności, gdy palcami sprawiał jej przyjemność. Kiedy otwartą dłonią uderzył w zaczerwieniony pośladek, tym razem udało jej się powstrzymać piśnięcie.
Patrzyła na odbicie w wielkim oknie, zastanawiając się, czy z zewnątrz było widać to, co widziała ona – jak jej szef pochyla się nad nią z dziką miną i zawzięcie penetruje ją palcami. Gdy do pieszczot dołączył kolejny palec i zaczął poruszać dłonią jeszcze mocniej, zmienił się też wyraz jej twarzy. Janek się uśmiechnął – sam podziwiał odbicie, śledził zmiany na jej twarzy, gdy tylko sprawiał jej przyjemność i ból na różne sposoby. A gdy znowu nie zapanowała nad jękiem, zaserwował kolejnego, jeszcze mocniejszego klapsa.
– Cicho – poinstruował i przyspieszył ruchy. Ula przygryzła mocno wargę i zacisnęła pięści. Ciężko dochodziło się po cichu, ale w pewnym momencie poczuła, jak po udach spływa ciepła stróżka jej wytrysku.
Janek odsunął się zadowolony i jak gdyby nigdy nic zaczął zakładać kostium mikołaja. Mokrą rękę wytarł o jej majtki, które schował sobie do kieszeni.
– Pora iść, wszyscy czekają na prezenty.
Wpakował resztę paczek do worka i po prostu wyszedł, zanim zdążyła się podnieść z biurka. Jeszcze chwilę leżała na nim z nagą, wypiętą pupą i dochodziła do siebie, starając się opanować drżenie i unormować oddech. Najchętniej w ogóle by nie wstawała i czekała tak, aż wróci i wykorzysta ją raz jeszcze, ale ryzyko, że tym razem ktoś inny miałby wparować do gabinetu, skutecznie ostudziło jej entuzjazm.
Reszta przyjęcia przebiegała zgodnie z planem: prezenty, przekąski, tańce i szampan. Znowu była szeregową pracownicą – dostała pakunek z naturalnymi kosmetykami i cynamonową świeczką, była niewidzialna dla Jaśka, a uwaga innych mężczyzn w ogóle jej teraz nie interesowała. Nie dostrzegała już ich spojrzeń, a przynajmniej miała je gdzieś. Ale wyglądało na to, że wieczór dla niej się skończył, tak jak szybko kończył się szampan w jej kieliszku za każdym razem, gdy ktoś go zapełniał.
Tuż po dziesiątej uznała, że nic tu po niej, bo dopilnowała, czego trzeba było dopilnować, a w stanie upojenia też nie była szczególnie dobrą koordynatorką imprezy. Zamówiła taksówkę i wróciła do domu, zahaczając po drodze o sklep, gdzie zaopatrzyła się w butelkę wina i paczkę serowych chrupek.
Po północy była gdzieś w połowie butelki i kolejnego już odcinka serialu. Leżała na kanapie w ulubionej piżamie i zupełnie nie spodziewała się, że wieczór przybierze inny obrót. Planowała zbierać się do spania, gdy akurat najważniejszy dialog odcinka został zagłuszony przez dźwięk dzwonka do drzwi. Poderwała się jak oparzona. Oczywiście, dopuszczała do siebie świadomość, że pijany sąsiad albo dostawca pizzy pomylił piętra, ale miała nadzieję, że za drzwiami zobaczy Janka. I gdy wyjrzała przez lufcik, nawet nie była wyjątkowo zaskoczona.
Zerknęła do lustra i szybko przetarła serowo-winne wąsiki wierzchem dłoni. Poza tym wyglądała całkiem nieźle jak na piżamową porę – głównie dlatego, że była zbyt leniwa na zmycie makijażu. Mógłby pomyśleć, że planowała czekać na niego taka piękna nawet całą noc.
– Nawet się nie pożegnałaś – powiedział, wpychając się do mieszkania, gdy tylko mu otworzyła. Na ramionach czarnego płaszcza miał białą warstwę śniegu, a uszy były lekko zaczerwienione. Zamknęła za nim drzwi.
– Po co się miałam żegnać, skoro widocznie planowałeś jeszcze się zobaczyć? – zapytała zaczepnie. Przyglądała się, jak swobodnie ściąga ubrania i bez zaproszenia wchodzi w głąb jej mieszkania. Rozejrzał się po kawalerce pogrążonej w niebieskiej poświacie bijącej od telewizora i kontrastowym cieple świec.
– Nie planowałem, ale mnie zmusiłaś. Nie lubię, jak zabaweczki wymykają mi się z rąk.
Jak gdyby nigdy nic zaczął rozpinać guziki koszuli. Jego swoboda i łatwość, z jaką przejmował kontrolę nad sytuacją, jednocześnie ją peszyły i podniecały. Podobało jej się, że nawet w jej czterech ścianach miał nad nią przewagę i planował ją rozkosznie wykorzystać.
Gdy ściągnął koszulę, podszedł do Uli i chwycił ją za włosy.
– Na kolana – rzucił komendę i pociągnął ją do dołu. Otarł się kroczem o jej policzek, by czuła, jak spodnie coraz ciaśniej opinają jego przyrodzenie. Rósł wręcz na jej twarzy, a ona pragnęła jak najszybciej pozbyć się tych spodni i spróbować, czy jego smak zmienił się chociaż trochę przez te wszystkie lata. Ale zanim na to pozwolił, sam rozpiął rozporek i ocierał się o jej twarz, włosy i w końcu usta. Patrzyła na niego wygłodniała, aż w końcu pozwolił się skosztować – ale tylko na trochę, bo zaraz odebrał zabawkę, z zadowoleniem patrząc na zawód malujący się na jej twarzy.
– Chodź, rozbierz się – mruknął, podnosząc ją, i pomógł pozbyć się koszulki i szortów zdobionych czerwoną koronką. Potem w jej asyście ściągnął bordowe, tweedowe spodnie i dopadł do jej ust. Całując zapamiętale, pchnął ją na kanapę i skupił swoje pocałunki na jej ciele. Czcił pocałunkami szyję, dekolt i piersi. Przygryzał sutki, ssał je, szczypał i ciągnął, ale tym razem nie uciszał już jej jęków, pozwalając, by wokalizowała przyjemność tak głośno, jak tylko miała ochotę. Zresztą sprawiało mu to ogromną satysfakcję.
Rozchylił jej uda i już po chwili był w niej.
– Tęskniłam za tym – wyszeptała, obejmując nogami biodra kochanka, ale nie odpowiedział, tylko wbił się w nią głębiej, wsłuchując się z satysfakcją w nagły jęk.
Pieprzył ją, trzymając się bujnych loków dla stabilności, wyrzucał z siebie pojedyncze charknięcia i pocałunki. Czasem, gdy pochylał się, by ją pocałować, przygryzał jej wargi, raz wręcz czule, a potem boleśnie mocno.
Nagle zwolnił, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Teraz sam wyglądał jak chłopiec rozpakowujący swój prezent gwiazdkowy, bo pod kocem, który zrzucili z kanapy, zobaczył znajomy przedmiot. Zszedł z niej i pochylił się po prezent, który dał jej kilka godzin temu, a który podziwiała, zanim przyszedł.
– W zasadzie kupiłem to w konkretnym celu – przyznał, obracając w palcach zgrabną rączkę, po czym założył pętelkę floggera na nadgarstek.
– Pokażesz, jak zachowuje się grzeczna suka? – zapytał, a Ula od razu wiedziała, co robić. Wypięła się, wyginając grzbiet jak kotka. Wystawiła się całkowicie na jego widok i pozwoliła, by ją podziwiał. Klęknął przy niej i zanurzył język w jej wilgoci. Lizał łapczywie, przesuwając po kształtnych pośladkach skórzaną zabawką, chociaż uderzał tylko otwartą dłonią. A gdy czuł, jak jej mięśnie mimowolnie się zaciskają, oderwał się od słodyczy, nie pozwalając jej dojść tak od razu. Nie tym razem.
Podniósł się, wziął zamach, a deszcz skórzanych warkoczyków obsypał obydwa pośladki kobiety jak parzące igiełki. W komforcie prywatnego mieszkania nie przejmował się hałasem, więc pozwalał sobie też na mocniejsze uderzenia, które bardzo szybko zostawiały po sobie soczyście różowe pręgi.
– Może to nauczy cię w końcu cierpliwości – wyszeptał do jej ucha, a potem znów sprał jej pupę, by po chwili złożyć na siniejących śladach kojące pocałunki.
Ula ani trochę nie protestowała. Gdy po uderzeniu odruchowo próbowała się kulić, po chwili wypinała się jeszcze mocniej, chcąc wyeksponować pośladki najlepiej, jak potrafiła, licząc przy tym, że kolejne uderzenie chociaż przypadkiem opadnie też na jej nabrzmiałą cipkę. Uwielbiała ból, który jej sprawiał – otrzeźwiał ją i przypominał o tym, że chociaż w końcu go zdobyła, to on był panem jej przyjemności. Celebrowała każde uderzenie i każdy pocałunek, pozwalając mu na prowadzenie się przez spektrum doznań.
Gdy przy kolejnym trzaśnięciu pejcza zacisnęła odruchowo uda, rozchylił je i uderzył dłonią pomiędzy nimi. Pisnęła, widocznie go tym ciesząc, bo zaraz znowu był w jej wnętrzu. Jedną ręką złapał ją w talii, drugą znów okładał rzemykami, ale teraz lżej i bardziej chaotycznie. Trudno było mu skoordynować ruchy ręki z instynktownymi już, całkowicie dzikimi ruchami frykcyjnymi, ale w ostatniej chwili wyjął z niej penisa i spuścił się na wypięte, obolałe pośladki, zostawiając po sobie malownicze dzieło zniszczenia. Rzucił flogger na kanapę, a potem zaczął się ubierać, nieśpiesznie, ale też bez ewidentnego zamiaru spędzenia z nią reszty nocy, jakby chcąc dopełnić obrazu wykorzystania i potraktowania jej jak najzwyklejszej zabawki. I co zaskakujące, podobało jej się to. Tego pragnęła – by sprawiał sobie przyjemność jej ciałem, zwiększał apetyt na więcej.
– Po Nowym Roku jadę do Berlina w delegację – rzucił, gdy w przedpokoju wkładał buty. Jakby sobie teraz przypomniał, że jest przy okazji jego sekretarką. Już miała się obruszyć, ale dodał: – Pamiętam, że wyraziłaś zgodę na podróże służbowe, więc rozumiem, że nie będzie problemu? Zabukuj dwa pokoje, blisko siebie.
Wyjął z kieszeni płaszcza czapkę mikołaja i założył jej na rozczochrane włosy, a potem pocałował usta, już bez cienia brutalności czy siły – spokojnie, może nawet z jakąś czułością.
Roześmiała się, zdając sobie w końcu sprawę z tego, na co zgodziła się podczas rozmowy rekrutacyjnej. Więc o to wtedy chodziło!
– Dziękuję, mikołaju – wymruczała w jego usta i zamknęła za nim drzwi, licząc na to, że wróci do niej szybciej niż za rok.
Czasami życie decyduje za nas. Czasem jest to skok, czasem wypadek albo okoliczności. Patrzę w lustro zawieszone pod kątem, tak abym mógł spokojnie się ogolić, chociaż dziś golenie się jest ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę. Miałem złą noc, śniło mi się, że grałem w piłkę. Zabawny koszmar, nie? Oczywiście mam teraz cienie pod oczami, najchętniej zostałbym w domu, ale nie mogę. Nie teraz, gdy po pół roku rywalizacji mam rozmowę o staż. Golę się więc, myję twarz z nadzieją, że zimna woda trochę odgoni to zmęczenie, i szczerzę zęby do lustra. Patrzy na mnie z niego całkiem niebrzydka gęba, szkoda, że o reszcie nie mogę tego powiedzieć.
SCI – niezły skrót prawda? Mój wyrok. Dla niewtajemniczonych dopowiem: spinal cord injury