Rośliny, które zmieniły świat - Jarosław Molenda - E-Book

Rośliny, które zmieniły świat E-Book

Jarosław Molenda

0,0

Beschreibung

Jak rośliny stały się częścią naszej historii? Przemierzając kontynenty, autor zabierze Cię w podróż po różnorodnym świecie flory. Dowiesz się, jak zaczęła się uprawa wybranych gatunków roślin oraz jak one dzisiaj wpisują się w przemysł, medycynę i codzienne życie człowieka. To prawdziwa uczta dla zmysłów, dzięki której poznasz m.in. tajemnicę naturalnych afrodyzjaków oraz dowiesz się o niebezpieczeństwach wiążących się z uprawą bawełny. Odkryj więc czuły i mądry świat roślin i zmień spojrzenie na otaczającą nas florę! Idealna pozycja dla fanek i fanów "Sekretnego życia drzew" Petera Wohllebena.

Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:

Android
iOS
von Legimi
zertifizierten E-Readern
Kindle™-E-Readern
(für ausgewählte Pakete)

Seitenzahl: 654

Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:

Android
iOS
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Jarosław Molenda

Rośliny, które zmieniły świat

 

Saga

Rośliny, które zmieniły świat

 

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

Copyright © 2011, 2021 Jarosław Molenda i SAGA Egmont

 

Wszystkie prawa zastrzeżone

 

ISBN: 9788727176789

 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

 

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

 

www.sagaegmont.com

SAGA Egmont, spółka wydawnictwa Egmont

fakty i mity na temat właściwości leczniczych warzyw i owoców anegdoty i zagadki roślinnych peregrynacji kulisy ewolucji gatunków

Od autora

Książka ta powstała jako pokłosie artykułów w cyklu pod tym samym tytułem, jakie ukazywały się w 2009 roku na łamach miesięcznika „Żyj Długo. Pismo o Zdrowiu”. Z częścią z nich, choć w mocno okrojonej formie, można się zapoznać na stronie internetowej www.poradnia.pl. Lista roślin jest wyborem subiektywnym autora. Zabrakło na niej choćby pszenicy, cebuli, cytrusów, papryki, goździków, wanilii, palmy kokosowej, maku czy konopi. Selekcja podyktowana została objętością książki, która – jeśli spotka się z zainteresowaniem – może doczekać się ciągu dalszego w opracowaniu Rośliny, które zmieniły człowieka.

Czy w dzisiejszych czasach można sobie wyobrazić spotkanie towarzyskie bez filiżanki herbaty lub kawy? Czy kibice sportowi nie raczą się z przyjemnością chipsami lub pop-cornem? Czy nasze łasuchy nie oddałyby wszystkiego za ulubioną czekoladę lub kubek kakao? Można tak wymieniać bez końca. Subtelności tkwią w detalach.

Na przykład w Portugalii nawet na stacjach benzynowych do mieszania afrykańskiej czy brazylijskiej kawy podaje się zamiast łyżeczek zwitki cynamonowej kory. Wszak ktoś kiedyś powiedział, że z cywilizacją mamy do czynienia wtedy, kiedy to, co do tej pory było niepotrzebne, okazuje się konieczne. Molier napisał: „Trzeba żyć, aby jeść, a nie jeść, aby żyć”. Wiedzieli o tym Aztekowie i Majowie, zanim przybyli do nich Hiszpanie…

Eksploracja dalekich krajów, a potem odkrycie nowych kontynentów sprawiły, że do Europy trafiły nieznane wcześniej egzotyczne przyprawy. Miały one duży wpływ na historię nie tylko naszego kontynentu, lecz także reszty świata. To właśnie poszukiwanie nowych dróg do krajów, w których można je zdobyć, popychało takich ludzi, jak Vasco da Gama, Krzysztof Kolumb czy Ferdynand Magellan, do podejmowania niebezpiecznych, pionierskich wypraw.

Zaowocowały one odkryciem wielu lądów, a także licznymi wojnami o nowe terytoria. W tym czasie za wiele przypraw płacono więcej niż za złoto. Kolumb poszukiwał przede wszystkim nowej drogi do wschodnioindyjskiego pieprzu, toteż odkrycie Ameryki w pewnym sensie sprawiło mu zawód. A jednak to wyprawy do Nowego Świata spowodowały napływ do Europy wielu różnych roślin jadalnych, które z pewnym opóźnieniem trafiły też do naszego kraju.

 

Ciekawe…

Główną przyczyną stosowania przypraw jest chęć polepszenia smaku i aromatu potraw. Okazuje się, że przy okazji wzbogacamy pokarm w setki różnego rodzaju związków chemicznych mających wpływ na działanie naszego organizmu.

 

Ciekawe…

Substancje czynne obecne w przyprawach zapobiegają powstawaniu wielu chorób, takich jak np. nowotwory czy choroby krążenia.

 

Kiedy i gdzie narodził się zwyczaj używania przypraw, nie wiadomo. W średniowiecznej Europie przyprawy przywożone z dalekich krajów były prawdziwym rarytasem i osiągały astronomiczne ceny. Obecnie nawet te egzotyczne, jak pieprz, cynamon, gałka muszkatołowa czy wanilia, są powszechnie dostępne i szeroko stosowane. Zdążyliśmy się do nich przyzwyczaić i uważamy je za niezbędny składnik naszej diety.

Główną przyczyną stosowania przypraw jest chęć polepszenia smaku i aromatu potraw. Okazuje się, że przy okazji wzbogacamy pokarm w setki różnego rodzaju związków chemicznych mających wpływ na działanie naszego organizmu. Ostatnio naukowcy twierdzą też, iż używanie przypraw jest przystosowaniem ewolucyjnym, które wykształciło sie, aby chronić nas przed zatruciami powodowanymi przez bakterie chorobotwórcze1.

Wieloletnie badania pozwoliły zidentyfikować ogromną ilość związków chemicznych występujących w przyprawach. Są to najczęściej produkty tzw. metabolizmu wtórnego roślin, czyli pewnych szlaków metabolicznych, bardzo charakterystycznych dla konkretnej rośliny. Okazało się, że wiele z nich wykazuje znaczną aktywność biologiczną. Substancje czynne obecne w przyprawach zapobiegają powstawaniu wielu chorób, takich jak np. nowotwory czy choroby krążenia. Niektóre z tych związków, wyodrębnione i oczyszczone, są obecnie stosowane jako leki2.

Ziemniak pojawił się nad Wisłą w 1683 roku, kiedy to niewielką ilość bulw przysłał z Wiednia Jan iii Sobieski, ale uprawa tej rośliny nie budziła początkowo entuzjazmu. Aż do przełomu xviii i xix wieku ziemniak uprawiany był tylko tu i ówdzie w ogródkach. Popularność jego wzrosła w pierwszej połowie xix wieku, by z czasem stać się jednym z podstawowych artykułów spożywczych. Równie opornie zdobywał Europę pomidor – do Polski trafił dopiero w latach 80. xix wieku.

Warzywa i owoce są niezbędne w odżywianiu człowieka i powinny wchodzić w skład każdego posiłku. „Niechaj pożywienie będzie lekarstwem, a lekarstwo pożywieniem” – co zalecał już Hipokrates. W warzywach i owocach znajdują się setki związków, których nawet niewielkie ilości są dla naszego zdrowia istotne. Spośród nich należy wymienić flawonoidy i inne składniki polifenolowe, które mają największe właściwości przeciwutleniające, jakie dała nam natura, i bardzo szeroki zakres działania profilaktycznego3.

Warzywa są też dobrym źródłem błonnika pokarmowego, który zapobiega występowaniu wielu chorób metabolicznych, obniża poziom cholesterolu we krwi, wykazując działanie przeciwmiażdżycowe. Warzywa są niskokaloryczne, w związku z czym są składnikiem diet odchudzających. Redukcja nadwagi to także eliminacja jednego z ważnych czynników rozwoju miażdżycy.

W miarę wzrostu różnorodności produktów spożywczych większą wagę przywiązywano do sposobów przyrządzania potraw, ich kompozycji smakowych i wyglądu estetycznego. Pożywienie stawało się coraz smaczniejsze i wykwintniejsze, czego szczyt nastąpił chyba na przełomie xix i xx wieku. Należy jednak zaznaczyć, że te cuda sztuki kulinarnej były dostępne tylko dla nielicznych. Ogromna większość społeczeństwa musiała zadowalać się tanim i prostym jadłem.

W końcu jednak wszystkie rodzaje korzeni, warzyw, owoców zostały przemycone z miejsc ich początkowej uprawy do nowych ojczyzn i zaczętohodować je na całym świecie, przełamując ostatecznie azjatycki monopol. W wieku xx kauczuk i chinina przywiezione z tych samych terenów zyskały wielkie znaczenie. Przyprawy korzenne pochodzące z tropików nadal przynoszą setki milionów dolarów rocznie w światowym handlu.

Dążenie człowieka do tego, by wszystko „ulepszać”, oddzielać „potrzebne” od „niepotrzebnego” doprowadziło do tego, że większość produktów jest rafinowana, tzw. sztuczna. Nie ma sensu objaśniać różnicy między różą sztuczną a różą wyhodowaną przez ogrodnika. Jedyne, co zbliża je do siebie – to ich wygląd zewnętrzny. Analogiczne podobieństwo występuje między naturalnymi i syntetycznymi witaminami, masłem i margaryną itd.

W procesie oczyszczania (rafinacji), w celu nadania wygląduhandlowego, obróbki termicznej, gotowania, smażenia itp., pożywienie pozbawiane jest „biologicznej informacji” (zbilansowana zawartość chemicznych składników w naturalnych produktach), którą otrzymało od słońca, ziemi i wody. Takie pożywienie staje się dla organizmu obce i żeby je przyswoić zaczyna on tracić „własne zapasy”. Doskonałym przykładem są buraki i cukier, który się z nich otrzymuje.

Szkodliwość pieczywa drożdżowego, które po raz pierwszy pojawiło się w Egipcie kilka tysięcy lat temu, stwierdzono już dość dawno. Wiele narodów, aby uchronić się przed wymieraniem, piekło tylko przaśny chleb i zwyczaj ten utrwalali w formie religijnych dogmatów. Na przykład w Biblii czytamy: „Nic kwaśnego nie spożywajcie, wszędzie, gdzie będziecie przebywać, jedzcie tylko przaśny chleb”. To bardzo korzystna i mądra rada.

Rośliny, odkąd zaczęto je uprawiać, były stopniowo selekcjonowane i zmieniane, czasem do tego stopnia, że w końcu przestały w czymkolwiek przypominać pierwotne odmiany. Podróżują także razem z ludźmi, przystosowują się do innego klimatu, podbijają nowe terytoria. Naturalnie barwna bawełna, która pojawiła się na zachodnim rynku odzieżowym, po raz pierwszy szczyt popularności przeżyła pięć tysięcy lat temu. Odmiany powracające obecnie wyhodowali i uprawiali Indianie z Ameryki Środkowej i Południowej.

To, co Al Crosby nazwał „wymiana kolumbijską”, było jednym z najbardziej imponujących „przewrotów”, albo dokładniej, długoterminowych strukturalnych przemieszczeń w historii. Było także jedną z największych modyfikacji, jakim człowiek poddał całą przyrodę. Od czasu, gdy 200 milionów lat temu kontynenty zaczęły oddalać się od siebie, aż do xvi stulecia ewolucja przebiegała rozchodzącymi się szeroko torami.

Rozwijając się w izolacji, biotypy każdego kontynentu przybierały coraz bardziej odmienne formy. Kiedy europejscy podróżnicy przebyli cały świat i połączyli morskimi szlakami rozdzielone przedtem regiony, proces zaczął toczyć się w odwrotnym kierunku. Obecnie amerykańska preria, która aż do xvi stulecia nie widziała ziarnka pszenicy ani nie rodziła jej w większych ilościach do xix , stała się pszenicznym zagłębiem świata.

Tym, czym była Ameryka Środkowa dla Nowego Świata od xv stulecia, tym trzy czy cztery tysiące lat wcześniej Bliski Wschód, od wybrzeża Morza Śródziemnego po Zatokę Perską, był dla Starego Świata. Tam właśnie narodziła się regularna uprawa zbóż, pszenicy i jęczmienia, a następnie roślin krzewiastych, które w przyszłości staną się symbolem cywilizacji: winorośli i drzewa oliwnego, a wraz z nimi techniki suchej uprawy.

 

Ciekawe…

Rośliny opuściły swoje pierwotne środowisko, zatoczyły krąg wokół basenu Morza Śródziemnego, po czym przekroczyły granice tego obszaru, by pokryć całą Europę i w końcu odbić ku nowym światom.

 

Rośliny opuściły swoje pierwotne środowisko, zatoczyły krąg wokół basenu Morza Śródziemnego, po czym przekroczyły granice tego obszaru, by pokryć całą Europę i w końcu odbić ku nowym światom. Jedynie ekspansja winorośli i oliwki była ograniczona przez względy klimatyczne, ale i tak niebywała pomysłowość sprawiła, że daleko na północ przesunęła się granica uprawy winorośli, która zarówno we Francji, jak i w nadreńskiej części Niemiec wydaje się „rzymskim dziedzictwem”4.

W średniowieczu Zachód znowu zapożycza od Bliskiego Wschodu całe bogactwo warzyw, owoców i kwiatów. Zresztą te zapożyczenia nie miały charakteru bezpośredniego. Znacznie mniej zawdzięczają one wyprawom krzyżowym niż odkrytym na Sycylii i w Hiszpanii osiągnięciom ogrodników muzułmańskich, osiągnięciom będącym skutkiem systematycznego upowszechnienia technik nawadniania – od Bagdadu po Andaluzję i Walencję – dzięki podbojowi arabskiemu5.

Jedną z miar oceny liczącej się kuchni jest różnorodność pochodzenia jej składników. Fakt ten doceniano już w czasach starożytnych, co poświadcza Hermippos, grecki biograf i filozof żyjący na przełomie iii i ii wieku p.n.e.: „Powiedzcie mi, Muzy, jak wiele dobrych rzeczy przywiózł tu Dionizos ludziom na swoim czarnym okręcie, odkąd pożeglował po morzu ciemnym jak wino”6. Te same wartości, w kontekście coraz szerszego handlu, przypisywał artykułom żywnościowym dwa tysiące lat później Anthelme Brillat-Savarin, dla którego:

[…] główne komponenty obiadu konesera są pochodzenia francuskiego, a należą do nich mięso, drób i owoce; niektóre, na przykład befsztyki, walijskie grzanki z serem, poncz itp., naśladują kuchnię angielską; inne są zapożyczeniami z Niemiec, na przykład kiszona kapusta, wędzona wołowina hamburska, polędwica ze Schwarzwaldu; pewne produkty pochodzą z Hiszpanii, a są to olla podrida, garbanzos (groszek), rodzynki malaga, pieprzona szynka z Xerica i wina deserowe; jeszcze inne z Włoch, takie jak spaghetti, parmezan, kiełbaski bolońskie, polenta, lody i likiery; niektóre z Rosji, jak suszone mięso, wędzony węgorz i kawior; z Holandii pochodzi solony dorsz, sery twarde, marynowany śledź, likier curaçao i anyżówka; niektóre z Azji, jak hinduski ryż, sago, curry, soja, wino Shiraz i kawa; niektóre z Afryki, na przykład wina z Przylądka; wreszcie niektóre z Ameryki, jak ziemniaki, ananasy, kakao, wanilia, cukier itd. Wszystkie one dostarczają pewnych dowodów na to, że… jedzenie, jakie można dostać w Paryżu, jest w całości kosmopolityczne i że znajdują się w nim produkty reprezentujące cały świat 7.

Nowy Świat dał w „wymianie kolumbijskiej” tyle samo, ile otrzymał od Starego. Prawdziwymi skarbami Indii Zachodnich okazały się rośliny, gdyż w przeciwieństwie do złota i srebra, mogły zostać rozmnożone i przeniesione gdzie indziej. Antropolog Jack Weatherford dobrze wyraził to w swej książce Indian Givers: How the Indians of the Americas Transformed the World:

Amerykańska żywność sprawiła coś na kształt cudu w tych wiekach modlitw, coś, czego praca i medycyna nie były w stanie zrobić: uchroniła Europę od głodu, który przez tysiąclecia stanowił główne ograniczenie rozwoju jej populacji 8.

Kawę, która narodziła się w Etiopii, sprowadza się teraz z Jawy, Jamajki i Brazylii. Teksas i Kalifornia uprawiają jedną z najpopularniejszych na świecie odmian ryżu. Kakao i orzeszki ziemne, które przedtem rosły tylko w Nowym Świecie, są jednymi z najważniejszych produktów Afryki Zachodniej. Podstawowa roślina Inków jest podstawą rolnictwa Irlandii9.

 

Ciekawe…

Sprowadzenie kawy, herbaty i kakao do Europy dało po raz pierwszy w historii ludziom zamożnym, skazanym dotąd na alkohol, możliwość wyboru.

 

Sprowadzenie kawy, herbaty i kakao do Europy dało po raz pierwszy w historii ludziom zamożnym, skazanym dotąd na alkohol, możliwość wyboru. Najpierw były luksusową przyjemnością, potem zaś, w połowie lat 70. xvii wieku, niezbędnym elementem obyczajowości klasy średniej. W drugiej połowie xviii stulecia sprawa abstynencji zrodziła ważny ruch społeczny, zainicjowany przez rozmaite wyznania protestanckie i dlatego najsilniejszy w północnej Europie, w takich krajach jak Wielka Brytania i Holandia10.

Picie słodzonej herbaty stało się chwalebnym sposobem na zastąpienie piwa lub wina na długo przedtem, zanim picie nieprzegotowanej wody było bezpieczne. Owe zmiany w nawykach towarzyskich znacząco zwiększyły popyt na cukier prawdopodobnie w połowie były przyczyną wzrostu obrotów, dzięki czemu cukier stał się „niezastąpionym towarzyszem herbaty”11. Niech słowa żyjącego na przełomie xviii i xix wieku Anthelme’a Brillat-Savarina, które pochodzą z jego słynnego opracowania Fizjologia smaku, zwieńczą ten przydługi wstęp:

Jak mi was żal!

Księża z pastorałem w ręku, zdobni w mitry, wy, rozdawcy łask niebios, i wy, straszliwi templariusze, co wytępiliście mieczem Saracenów: nie znaliście słodkiego smaku czekolady ani ziaren z Arabii, co żywą myśl rodzą,

Jak mi was żal! 12

ROZDZIAŁ 1

BananOwiec – król trzeciegO świata

Banan. Któż nie zna banana? A kto wie, że tym owocem ludzie delektują się już prawdopodobnie od 10 tysięcy lat? Najbardziej prawdopodobny przodek odmian, które jemy dzisiaj, rośnie dziko w południowo-wschodniej Azji. Chociaż znane Europejczykom w starożytności, banany były owocami o silnych egzotycznych konotacjach: botanika grecka i rzymska wyśledziła ich trop aż do Indii.

Teofrast uważał, że w cieniu bananowych drzew gromadzili się mędrcy, żeby spożywać ich owoce. Odmiany zdolne do przystosowania się prawie do każdego klimatu strefy tropikalnej i podzwrotnikowej uprawiane były w okresie, który uważamy za rozkwit średniowiecza. Rosły w południowych Chinach i w wielu regionach Afryki, od jednego do drugiego wybrzeża. Były nawet ogrodowymi roślinami w muzułmańskiej Hiszpanii, choć chrześcijańscy zdobywcy nie podjęli ich uprawy13.

 

Teofrast z Eresos ,

(ur. ok. 370 p.n.e., zm. ok. 287 p.n.e.) – grecki uczony i filozof. Uczeń i przyjaciel Arystotelesa. W swoich badaniach skupiał się na filozofii przyrody.

 

Pierwszymi europejskimi hodowcami bananów byli koloniści z Wysp Kanaryjskich, gdzie drzewo to zadomowiło się na dobre na początku xvi wieku. Gonzalo Fernández de Oviedo, pilny kronikarz przybywania do Ameryki nowych roślin uprawnych, odnotował pojawienie się pierwszych bananów z Wysp Kanaryjskich w 1516 roku. W Europie tak naprawdę rozpowszechnili go Arabowie, dlatego jego nazwa pochodzi od arabskiego słowa banan, co oznacza ni mniej, ni więcej tylko… palec14.

 

Ciekawe…

Nazwa owocu pochodzi od arabskiego słowa banan , co oznacza ni mniej, ni więcej tylko… palec.

 

Co do starożytności banana w Azji nigdy nie było wątpliwości. Wiemy o tym nie tylko od starożytnych pisarzy greckich i rzymskich, lecz również arabskich, którzy wymieniają bananowca jako nadzwyczajne drzewo owocowe rosnące w Indiach. Pliniusz podaje nawet, kiedy Grecy po raz pierwszy zetknęli się z bananami. Było to w czasie wyprawy Aleksandra Wielkiego za Pendżab. Dziwnym wydaje się, że skoro były one od tak dawna uprawiane w Indiach, dlaczego nie znano ich w Syrii i Egipcie15.

 

Ibn Battuta

(ur. w 1304, zm. w 1377) – pochodzący z Tangeru podróżnik, uważany za ostatniego z wybitniejszych geografów arabskich późnego średniowiecza.

 

Ukija – arabska jednostka wagi, która posiadała niejednolitą wagę: w Egipcie – 37,5 g, w Syrii – 154,16 g, na Półwyspie Arabskim – 125 g, w Iraku – 3385 g.

 

W xiv wieku sytuacja przedstawia się zgoła inaczej, co potwierdza relacja Abu Abdullaha Muhammada Ibn Battuty na temat Zafari al-Humuz lub Zafaru, znanego też jako Dufar względnie Dolar – miasta leżące w Arabii Południowej w części wybrzeża zwanego Mahra:

W odległości pół dnia drogi od Zafari leży miasto al-Ahkaf, zamieszkałe przez lud Ad. […] W ogrodach Zafari rośnie mnóstwo drzew bananowych, których owoce bywają niekiedy ogromnych rozmiarów. Kiedy zważono przy mnie jeden z owoców, wonczas okazało się, że miał dwanaście ukija 16.

Już Marco Polo wzmiankował o mieście Kalatu, które za czasów Ibn Battuty było portem w południowej części Omanu słynącym z handlu korzeniami i końmi. Ale nie tylko:

W niewielkim oddaleniu od Kalhatu leży osada Tibi, jedno z najpiękniejszych miasteczek. Przez Tibi przepływają liczne bystre strumienie, pełno też w nim drzew i sadów. Wywozi się stąd owoce do Kalhatu. Rosną tu pod dostatkiem banany zwane al-murwari, co w mowie perskiej znaczy „perły”, a te wysyłają do Ormuzu i do innych miast 17.

Kluczem do rozróżniania odmian jest najstarszy angielski opis, pozostawiony nam przez Thomasa Nicholsa, kupca cukrowego, który stawał przed kanaryjską inkwizycją, a w roku 1583 opublikował opowieść o swoich przeżyciach: „Przypomina ogórek i najlepiej go jeść, gdy sczernieje, bo wtedy jest słodszy od każdego cukierka”18. Jeśli Nichols nie był wyjątkowo łasy na słodycze, jego opis sugeruje, że miał na myśli kwaśne banany – Musa paradisiaca lub dwarf cavendish – które stanowiły podstawę wyżywienia w Afryce Wschodniej.

 

Marco Polo

(ur. w 1254, zm. w 1324)

– wenecki kupiec i podróżnik. Wraz z ojcem i stryjem dotarł do Chin, przemierzając Jedwabny Szlak. Byli oni jednymi z pierwszych przedstawicieli Zachodu, którzy dotarli do Państwa Środka.

 

W odróżnieniu od odmian popularnych obecnie na Zachodzie, gdzie ludzie lubią obierać słodkie, twarde banany i jeść je na surowo, przypominają one odmianę plantain – banany spożywane tylko po ugotowaniu, popularne w zachodnich Indiach i we wschodniej, zachodniej i środkowej Afryce, gdzie przyrządza się z nich smaczne potrawy, przygotowywane i podawane w sposób przypominający ignam i kasawę19. Wspomina o tym peruwiański jezuita Blas Valera w xvi wieku:

[…] dojrzewają w kadziach, przykrywają je pewnym zielem ułatwiającym dojrzewanie; miąższ jest miękki, słodki, delikatny, wysuszony wydaje się smażony w cukrze; zjadają je na surowo i pieczone, gotowane lub duszone w potrawach i na każdy sposób smakują. Z odrobiną miodu lub cukru (bo niedużo trzeba) robią z bananów różne konserwy; grona dojrzałe na drzewie słodsze są i smaczniejsze; drzewa mają wysokości dwa sążnie, jedne mniej, drugie więcej 20.

Banan nie jest drzewem, ale przeogromną, zadziwiającą byliną. Wyrasta z bulwiastego kłącza i w ciągu roku może osiągnąć wysokość dziewięciu metrów. Liście spiętrzone są wokół nibyłodygi zakończonej czubem liści. Na szczycie znajduje się kwiatostan, który w miarę rośnięcia zaczyna odchylać się od swej osi, zwisając ku dołowi.

 

Ciekawe…

Najstarszy angielski opis banana brzmi: „Przypomina ogórek i najlepiej go jeść, gdy sczernieje, bo wtedy jest słodszy od każdego cukierka”.

 

Każda grupa kwiatów tworząca koronę wokół łodygi przekształca się w kiść bananów. Przekształca się, a nie rodzi, ponieważ nie było zapłodnienia. Kwiaty bananowca są sterylne. Dlatego właśnie Budda uczynił z bananowca symbol marności dóbr tego świata. Klasyczna ikonografia chińska przedstawia go na ogół medytującego nad kluczem do mądrości u stóp bananowca, który potrafi zrodzić nawet do czterech tysięcy owoców21.

 

Ciekawe…

Banan nie jest drzewem, ale przeogromną, zadziwiającą byliną. Wyrasta z bulwiastego kłącza i w ciągu roku może osiągnąć wysokość dziewięciu metrów.

 

Roślina ta daje jeden tylko taki pęk w swoim życiu, po czym umiera. Bananowce nie mają nasion, dlatego też nowa roślina może powstać jedynie z kłączy swego zmarłego krewniaka. W miejscu zupełnie nowym można sadzić kawałki kłączy bądź odpadłe flance. Ten dziw natury – drzewo, które jest byliną, a jego kwiaty i owoce nazywane są tak z braku innego określenia zgodnego z istniejącymi systemami klasyfikacji – wydaje się z innego świata.

 

Ciekawe…

Roślina ta daje tylko jeden pęk owoców w swoim życiu, po czym umiera. Bananowce nie mają nasion, dlatego też nowa roślina może powstać jedynie z kłączy swego zmarłego krewniaka.

 

Dziś banan nie budzi już egzotycznych asocjacji. Jest to jeden z najpopularniejszych owoców świata – ustępuje tylko winogronom, które w większości idą na wino. Zawdzięczamy to plantacjom bananowym w obu Amerykach. Chociaż większość produkcji i konsumpcji bananów przypada na Afrykę. Trzy czwarte światowego handlu nimi pochodzi z wysp i okolic Morza Karaibskiego.

Koran wymienia drzewo bananowe pomiędzy drzewami rajskimi, lecz „bananizacja” Gwatemali, Hondurasu, Kostaryki, Panamy, Kolumbii i Ekwadoru nasuwa przypuszczenie, że jest to drzewo piekielne. Hiszpanie i Portugalczycy zabrali bananowce z Maroka do Ameryki i tam zapoczątkowali uprawę. Później przerodzi się ona w eksportową monokulturę, jeden z filarów współczesnego kapitalizmu, którego symbolem staną się owe republiki bananowe.

Narodziny imperium Minora Keitha

Historia uprawy bananów w Ameryce Środkowej od lat 80. xix wieku aż do lat 70. wieku xx nierozerwalnie związała małe biedne republiki z interesami potężnych Jankesów. Korupcja, wyzysk, zamach stanu… – to przyszło później. Wszystko zaczęło się tak po prostu, gdyż banany nie były powszechnie znane w Stanach Zjednoczonych. Zajadali się nimi tylko marynarze pływający na karaibskie wyspy.

Wszystko zmieniło się w 1870 roku, kiedy to kpt. Lorenzo Dow Baker kupił na Jamajce 160 kiści bananów i 11 dni później sprzedał je w New Jersey. Naprawdę nieźle na tym zarobił. Każdego pojedynczego banana wycenił na 10 centów (dzisiaj ok. $3), a że w jednej kiści jest od 100 do 400 bananów, to rachunek końcowy zachęcił go do rozkręcenia bananowego interesu. Wraz z Andrew Prestonem założył Boston Fruit Company. 28 lat później Amerykanie zjadali 16 milionów kiści rocznie22.

 

Ciekawe…

Jeszcze w 1870 roku banany nie były powszechnie znane w Stanach Zjednoczonych, ale już 28 lat później Amerykanie zjadali 16 milionów kiści rocznie.

 

Jednak początki upraw bananów wiążą się z historią 23-letniego przemysłowca z Brooklynu, Minora Keitha. W 1871 roku jego wuj, Henry Meiggs, zaangażował się w budowę linii kolejowej w Kostaryce między Puerto Limón i San José. Projekt był bardzo trudny do zrealizowania, ponieważ tory prowadziły przez mokradła tropikalnych lasów. Ich położenie kosztowało życie tysięcy ludzi (aż 4 tysiące – w tym dwóch braci Keitha – zginęło przy budowie 25-milowego odcinka; całość to 103 mile).

Minor Keith kontynuował interes po śmierci swojego wuja w 1877 roku. Miał wielkie ambicje i był człowiekiem gotowym na wszystko, byle tylko osiągnąć cel (poślubił nawet córkę kostarykańskiego prezydenta). Opłaciło się, skoro polatach zyskał tytuł „Niekoronowanego Króla Ameryki Centralnej”.

Tytułowy Zielony papież Miguela Angela Asturiasa, który opisał proces konkwisty i wywłaszczenia Ameryki Środkowej, to właśnie Minor Keith, ojciec United Fruit Company, pożeracz państw. John Dos Passos w pierwszym tomie trylogii U.S.A. również nakreślił niezwykły życiorys Minora Keitha, będący „biografią” przedsiębiorstwa:

Keith kazał zakładać plantacje bananów, żeby kolej miała co wozić; chcąc dostarczać banany na rynki światowe, musiał zostać armatorem. Taki był początek karaibskiego imperium owocowego. A robotnicy przez cały czas marli od gorzałki, malarii, żółtej febry i dyzenterii. Umarli trzej bracia Minora Keitha.

Minor Keith nie umarł. Budował koleje, zakładał sklepy detaliczne wzdłuż całego wybrzeża, w Bluefields, Belize, Limon, kupował i sprzedawał kauczuk, wanilię, szylkret, sarsaparylę; wszystko, co mógł kupić tanio, kupował; wszystko, co mógł sprzedać drogo, sprzedawał. W 1898, wespół z Boston Fruit Company, założył United Fruit Company, które później stało się jedną z najpotężniejszych organizacji przemysłowych świata. W 1912 stworzył Towarzystwo Międzynarodowych Kolei Ameryki Środkowej. Wszystkie one zostały wybudowane za banany.

W Europie i w Stanach Zjednoczonych ludzie zaczęli jeść banany, więc w całej Środkowej Ameryce karczowano dżungle i zakładano plantacje, budowano koleje, żeby je wozić, i z każdym rokiem coraz więcej parowców Wielkiej Białej Floty płynęło na północ z ładowniami pełnymi bananów. Oto historia amerykańskiego imperium nad Morzem Karaibskim 23.

To literacka, nader lapidarna wersja, ale zacznijmy od początku. Równocześnie z budową kolei Keith zaangażował się w zupełnie inny, pionierski projekt – uprawiał wokół budowanych torów banany. Eksperymentalnie zaczął zakładać małe plantacje już w 1873 roku. Plantacje kwitły, a kiedy po 19 latach kolej została w końcu ukończona, możliwy stał się tani eksport bananów na chłonne rynki USA i Europy. 10 lat później Minor Keith posiadał trzy bananowe firmy. Wcześniej jednak przyszły kłopoty.

Gdy w 1882 roku rząd kostarykański nie zdołał zapłacić swoich długów, Keith został zmuszony do pożyczenia z londyńskich banków i od prywatnych inwestorów 1,2 mln funtów na dokończenie budowy kolei. W zamian za to rząd Kostaryki przekazał mu 800 tysięcy akrów wzdłuż torów i 99-letni zarząd nad transportem kolejowym. Linię kolejową otwarto w 1890 roku, ale okazało się, że ilość pasażerów nie była w stanie pokryć długów kompanii24.

Tymczasem dziwne pomysły Minora uratowały spółkę: lukratywnym interesem okazał się nie przewóz ludzi, ale właśnie bananów – pociągiem do Limón i stamtąd statkiem do USA. Wkrótce przedsiębiorstwo Keitha zdominowało handlową uprawę bananów w Ameryce Środkowej i na karaibskim wybrzeżu Kolumbii. Wcześniej jednak, w 1899 roku Keith zbankrutował – bynajmniej nie z winy bananów, lecz nieudanej inwestycji na giełdzie nowojorskiej.

Chcąc ratować swój interes, doprowadził do fuzji z konkurentem – Boston Fruit Co. W ten sposób powstała potężna United Fruit Company – bananowy monopolista (75% udziałów w bananowym rynku USA). Keith został wiceprezesem, Preston prezesem. Ten drugi wniósł do firmy swoje plantacje w Indiach Zachodnich, flotę statków towarowych (zwanych Wspaniałą Białą Flotą), i swój rynek zbytu na północno-wschodnim wybrzeżu USA. Keith atomiast wniósł plantacje i koleje w Ameryce Środkowej oraz rynek południowy i południowo-wschodni w USA25.

Pejoratywne określenie „republika bananowa” przypisywane jest humoryście amerykańskiemu Williamowi Sydneyowi Porterowi, znanemu lepiej pod pseudonimem O. Henry, który odniósł je do pewnego fikcyjnego kraju – Anchurii (ale pierwowzorem był Honduras) w swej głośnej na początku xx wieku powieści Cabbages and Kings.

 

Ciekawe…

Pejoratywne określenie „republika bananowa” przypisywane jest humoryście amerykańskiemu Williamowi Sydneyowi Porterowi, który odniósł je do pewnego fikcyjnego kraju – Anchurii.

 

Koncepcja „bananowej republiki” zbudowana została m.in., a może w szczególności, na przykładzie Gwatemali: rząd ściśle współpracował z firmą United Fruit Company, doprowadzając do skrajnych nierówności w społeczeństwie i dostarczając taniej siły roboczej. UFCo. oczywiście nie była autorem tej struktury, ale czyniła wszelkie wysiłki na rzecz jej rozszerzenia i utrzymania.

O rozmiarach tej społecznej plagi świadczyć może autentyczna historia z początku drugiej połowy xx wieku. Oto w pewnej gwatemalskiej wsi ludzie, którym nauczyciel czytywał głośno fragmenty indiańskiej księgi Popol Vuh, przekonani byli, że jest to oryginał, jeden, niepowtarzalny egzemplarz. Wiadomość, że mają do czynienia z drukowaną w ich ojczystym języku księgą, brzmiała dla nich nieprawdopodobnie. Wynalazek druku dla nich nie istniał…

 

Ciekawe…

Współcześnie bananowa republika to nazwa odnosząca się do małego (latynoskiego) państwa, zdominowanego przez zagraniczny kapitał, uzależnionego od monokulturowego rolnictwa (banany, kawa, kakao), często autorytarnego, rządzonego przez skorumpowane kliki bogaczy.

 

Współcześnie bananowa republika to nazwa odnosząca się do małego (latynoskiego) państwa, zdominowanego przez zagraniczny kapitał, uzależnionego od monokulturowego rolnictwa (banany, kawa, kakao), często autorytarnego, rządzonego przez skorumpowane kliki bogaczy. Kontrola ziemi i konkurencji, monopol w najlepszym wydaniu. To dlatego Jorge Amado nazwał Amerykę Południową „ziemią krwi i przemocy”, ale także „ziemią złotych płodów”.

Ciągle jeszcze banany są podstawowym źródłem dewiz dla Hondurasu, Panamy i Ekwadoru. Około 1930 roku Ameryka Środkowa eksportowała rocznie trzydzieści milionów bananowych kiści. UFCo. płaciła Hondurasowi podatek w wysokości jednego centa od kiści. Nie było jednak sposobu, żeby kontrolować opłatę tego mini-podatku, który potem nieco wzrósł. I nadal nie ma sposobu, ponieważ nawet obecnie UFCo. eksportuje i importuje, co tylko zapragnie, bez wglądu państwowych urzędów celnych.

Zarówno bilans handlowy, jak i bilans płatniczy tego kraju są czystą fikcją, opracowanie ich zleca się specjalistom o płodnej wyobraźni. Wyniszczenie stało się udziałem zarówno ziemi, jak i ludzi. Ziemi zabierano wilgoć, ludziom – płuca. Ale zawsze można było znaleźć nowe ziemie i nowych robotników do eksploatacji. Dyktatorzy, ci operetkowi dygnitarze, czuwali z nożem w zębach nad powodzeniem UFCo. – konstatuje Eduardo Galleano26.

Nic dziwnego, że w tych warunkach – nacisków ekonomicznych i przekupywania polityków przez UFCo., zbrojnych interwencji i okupacji krajów przez armię amerykańską – wyrosła w Strefie Karaibskiej kasta dyktatorów: Trujillo w Dominikanie, Somoza w Nikaragui, Ubico w Gwatemali, Maximiliano Martinez w Salwadorze, Tiburcio Carías w Hondurasie, Duvalier w Haiti. Każdy z nich zapisał się krwawymi kartami w historii, pozostawiając po sobie zgraję pogrobowców i zauszników, zawsze gotowych do drapieżnego skoku po władzę.

Bananowy protest-song

W 1901 roku dyktator Gwatemali, Manuel Estrada Cabrera przyznał UFCo. prawo do przewożenia poczty między Gwatemalą a USA. Było to też pierwsze spotkanie UFCo. z tym krajem. Dla Keitha autorytarna Gwatemala, potrzebująca amerykańskich inwestycji, była idealnym klientem. Stworzył on Guatemala Railroad Co., jako filię UFCo., i zgodnie z kontraktem miał zbudować kolej na trasie między Ciudad de Guatemala a Puerto Barrios.

W dodatku UFCo. otrzymała prawo do zakupu po preferencyjnych cenach działek w porcie (tak naprawdę jedynym gwatemalskim oknie na świat) oraz milowy pas ziemi wokół miejskich nabrzeży na własny użytek. Wygrała także kontrakt na budowę linii telegraficznej. W ten sposób firma opanowała dosłownie wszystkie środki transportu i komunikacji.

Również polityka została objęta tym monopolem, zgodnie z aktualnym wówczas powiedzeniem, że w Hondurasie „muł kosztuje więcej niż poseł”. Ba, w całej Ameryce Środkowej władza ambasadorów USA była większa niż władza krajowych prezydentów. Podobnie jak Gwatemala, w macki firmy dostały się także inne państwa Ameryki Środkowej i Południowej, chociaż żadne nie było tak uzależnione od „Ośmiornicy” – oddział gwatemalski przynosił firmie 25% całkowitej produkcji27.

 

Ciekawe…

Do historii przeszła jedna z najgłośniejszych łapówek UFCo. – milion dolarów w 1975 roku dla honduraskiego prezydenta Oswaldo Lópeza za zwolnienie z wprowadzonego właśnie podatku eksportowego na banany.

 

Swoją główną siedzibę ulokowała w mieście nazwanym nomen omen Bananera. Tam rodziły się założenia bananowej polityki i stamtąd opłacano gwatemalskich urzędników wszystkich szczebli. Do historii przeszła jedna z najgłośniejszych łapówek UFCo. – milion dolarów w 1975 roku dla honduraskiego prezydenta Oswaldo Lópeza za zwolnienie z wprowadzonego właśnie podatku eksportowego na banany.

Korporacja zaczęła też działać w Kolumbii, gdzie warunki pracy wywoływały tak wiele protestów, że stały się pożywką dla rodzącego się w Kolumbii ruchu robotniczego. UFCo. korzystała jednak z uprzywilejowanej pozycji. Nie było ustawodawstwa pracy, Frutera mogła sobie pozwolić na bagatelizowanie petycji robotników.

 

Romain Gary

(ur. w 1914, zm. w 1980)

– właśc. Roman Kacew, znany również pod pseudonimem Émile Ajar, francuski pisarz pochodzenia żydowskiego, scenarzysta i reżyser filmowy, dyplomata.

 

Wspierane przez CIA międzynarodowe koncerny nie wzdragały się przed inspirowaniem zamachów stanu i wywoływaniem wojen w Ameryce Środkowej, żeby tylko utrzymać całą produkcję pod swoją kontrolą. W listopadzie 1928 roku blisko 10 tysięcy bananeros w regionie Ciénaga rozpoczęło kolejny strajk, domagając się poprawy warunków pracy. Agenci UFCo. nie potrafili poradzić sobie z tą sytuacją, więc zwrócono się do rządu federalnego z prośbą o przysłanie armii do stłumienia strajku. Odbyło się to w podobny sposób, jak w republice bananowej stworzonej przez Romaina Gary’ego, którego bohater:

W czasie jednego z nielicznych strajków, jaki wybuchł w dzielnicach podmiejskich, zorganizował brygadę represyjną, która działała tak brutalnie i błyskawicznie, że zaproponowano mu przekształcenie jej w stałą organizację. Wiele razy używano jego „lotnej brygady” na prowincji, kiedy chłopi usiłowali palić zbiory na znak protestu przeciwko zbyt niskim cenom, które im płacono i które nie wystarczały im na to, by żyć. Regularna policja zachowywała się wobec niego przyjaźnie. Nigdy nie wtrącała się do jego akcji represyjnych, które prasa przedstawiała zawsze jako „żywiołowy odruch samoobrony zdrowych elementów w kraju” 28.

6 grudnia 1928 roku strajkujący zostali zwabieni na spotkanie z gubernatorem prowincji Magdalena i szefami UFCo., lecz do Santa Marta nie przybył żaden przedstawiciel rządu. Wojsku został wydany rozkaz strzelania do strajkujących. Na dachach budynków ustawiono karabiny maszynowe, zamknięto uliczki odchodzące od placu. Żołnierze mieli nie oszczędzać amunicji. Świadkowie mówili o pociągach, którymi wywożono ciała zabitych topione potem w morzu29.

Po takiej brutalnej odpowiedzi pozostali przy życiu robotnicy szybko przystąpili do negocjacji, które zakończyły się obcięciem ich pensji o połowę. Generał Cortés Vargas, który wydał rozkaz, tłumaczył swoją decyzję m.in. informacjami o zbliżających się amerykańskich statkach wojennych, gotowych do desantu na wybrzeża kolumbijskie w celu obrony obywateli amerykańskich i interesów UFCo.

Wydał więc rozkaz, aby zapobiec tej inwazji. Jego postawa została skrytykowana w senacie, a Jorge Eliécer Gaitán stwierdził nawet, że tych samych kul, które użyto wobec Kolumbijczyków, można byłoby użyć przeciw obcej inwazji. Nie ustalono nigdy dokładnej liczby zabitych. Według rządowego komunikatu zginęło jedynie 9 osób.

Autorzy najlepszego opracowania na temat wydarzeń z 1928 roku, opierającego się na korespondencji między ambasadą w Bogocie i Departamentem Stanu USA, a także na danych UFCo. wymieniają liczbę ofiar sięgającą nawet 2000 ludzi. Tym samym UFCo. działająca w latach 1899-1970 stała się typowym przykładem ingerencji wielkiej korporacji międzynarodowej w politykę wewnętrzną państw, w których działała.

UFCo. stała się też czarnym charakterem w twórczości Pablo Nerudy czy Gabriela Garcíi Márqueza (w Stu latach samotności przedstawił literacką wizję masakry w Santa Marta, podobnie jak jego przyjaciel Álvaro Cepeda Samudio w La casa grande). Na przeciwnym biegunie znajduje się Willis J. Abbot, który w książce Panama And The Canal wydanej w 1913 roku pisał:

Republiki Ameryki Środkowej były państwami bez dostępu do morza, dopóki nie przybyła United Fruit Company i nie przemieniła nizinnych karaibskich wybrzeży w ogrody i nie stworzyła z dziewiczego pustkowia portów takich, jak Barrios, Cortés, Limón czy Bocos del Toro 30.

Prawda przedstawia się tak, że pomiędzy 1950 a 1960 rokiem eksport na przykład kakao z Ekwadoru wzrósł o 30%, ale jego wartość zwiększyła się tylko o 15%. Pozostałe 15% Ekwador musiał podarować państwom bogatym, które w tym samym czasie sprzedawały mu produkty przemysłowe po rosnących ciągle cenach.

Gospodarka ekwadorska zależna jest od eksportu bananów, kawy i kakao, trzech artykułów, których cena ulega ciągłym wahaniom. Według urzędowych statystyk – co podaje Eduardo Galeano w swojej książce Otwarte żyły Ameryki Łacińskiej – 70% Ekwadorczyków cierpi z powodu niedożywienia. Wskaźnik umieralności w tym kraju jest najwyższy na świecie.

Tymczasem do wcale nie tak rzadkich obrazków należy widok głębokich dołów, dokąd wrzucane są tony bananów, odrzuty z eksportu. Ktoś powie, że to marnotrawstwo, ale dojrzałe owoce zbyt szybko albo pokryły się podejrzanym nalotem, albo też właściciel plantacji lub firmy przewozowe zapomniały zapłacić jakiś podatek narzucony przez mafie działające w tej branży. Jak to obrazowo opisuje Luis Sepúlveda:

Tysiące ton gnijących owoców tworzą gęstą, bulgoczącą masę, przyprawiającą o mdłości. Wszystkie odpadki lądują w kadzi, a ów monstrualny wywar wzbogacony jest nie tylko naturalnymi odpadkami: gniją tam również przeciwnicy różnych lokalnych kacyków, z ciałami naszpikowanymi ołowiem lub porąbanymi maczetą. Kadź kipi bez wytchnienia. Buchający odór zagłusza zapach morza i odstrasza nawet kury 31.

Wraz ze stopniową utratą monopolu na ziemię i transport w Ameryce Środkowej rozpłynął się też status United Fruit Company jako czarnej bestii kapitalizmu. Przyczyniła się do tego również udana kampania marketingowa firmy. Pierwszym krokiem była zmiana nazwy, która miała pozwolić wykreować globalną markę.

 

Ciekawe…

United Fruit Company przemieniło się w Chiquita

Brands International. Było to rezultatem udanej kampanii marketingowej, mającej zmienić negatywny wizerunek firmy.

 

Tak w połowie lat 80. powstała Chiquita Brands International, która obecnie posiada swoje plantacje w Gwatemali, Kostaryce, Hondurasie oraz w Panamie i ciągle jest numerem 1. Jest największa i najlepsza, wszak banany Chiquity to nie są zwykłe banany. Tak jednak powie tylko ten, kto nie jadł tych najlepszych – zgodnie z arabską genealogią nazwy – wielkości palca.

Co było pierwsze: banan czy plantan?

Dla awanturników poszukujących zysku Ameryka Środkowa jest nadal miejscem błogosławionym. O dziwo, drugi raz – zdaje się – w dziejach wojen, można powiedzieć, że podbita Grecja/Ameryka zwyciężyła Rzym/Europę. To oczywiście skrót myślowy i tak jak w przypadku Hellenów chodziło o ich kulturę, tak w przypadku Indian o rośliny, choć nie tylko, bo zdaniem – uznawanego za arbiter gastronomiae Europy przełomu xviii i xix wieku – Anthelme’a Brillat-Savarina: „Indyk jest bez wątpienia najpiękniejszym podarkiem, jaki Nowy Świat ofiarował Staremu”32.

Jednak rola, jaką odegrały ziemniaki, kukurydza, pomidory – długo by wymieniać – jest o wiele większa. Jak zaznacza Maguelonne Toussaint-Samat:

[…] żywność jest znakiem społecznym. Od czasów ludożerców z żywnością wiąże się magia identyfikacji. Pożywienie silniejszego – tak samo jak jego pokarm duchowy, religia – zawsze jest najlepsze. A najsilniejszym jest ten, kto umie narzucić swoje pożywienie 33.

Tym razem to wcale nie najsilniejszy narzucił swoje pożywienie. Gdyby w kulinarnej historii świata wyznaczać daty przełomowe, jedną z nich byłoby odkrycie Ameryki, która – zdaniem brazylijskiego pisarza Luisa Fernando Verissimo – „[…] jest produktem europejskiego podniebienia. Cała wielka przygoda imperialna była aromatyczna, napędzana przez pieprz i imbir, miętę i gałkę muszkatołową”34.

 

Ciekawe…

Gdyby w kulinarnej historii świata wyznaczać daty przełomowe, jedną z nich byłoby odkrycie Ameryki.

 

Do odkrycia przyczynił się zatem pewien głód, który ziemia amerykańska zaspokoiła, dostarczając Europejczykowi wiele możliwości. Nowy ląd wyposażony był we wszelkie bogactwa materialne i niematerialne – mógł stać się polem eksperymentu, utopii. Dawał europejskiemu osadnikowi możliwości stwarzania świata od nowa, wreszcie zmieniał jego światopogląd, weryfikując dotychczasową wiedzę o świecie. W sensie materialnym przede wszystkim popychał gospodarkę, rozwijał handel35.

 

Ciekawe…

Dzięki produktom żywnościowym sprowadzanym z Nowego Świata dieta Europejczyków wzbogaciła się o liczne wartości odżywcze, na przykład białka, w które obfitowały amerykańskie fasole.

 

Rzeczywiście, dzięki produktom żywnościowym sprowadzanym z Nowego Świata dieta Europejczyków wzbogaciła się o liczne wartości odżywcze, na przykład białka, w które obfitowały amerykańskie fasole. Nowe smaki rozbudziły jednak apetyty kolonizatorów tak, że chęć uzyskania profitów zamykała ludziom oczy na kwestie moralne i humanitarne. Cytowana wcześniej Toussaint-Samat konstatuje bez ogródek:

Po zdziesiątkowaniu w niezwykle szybkim tempie rdzennej ludności kontynentu amerykańskiego, w imię cywilizacji, a w gruncie rzeczy w celu zaspokojenia nowych, przeniesionych z daleka zwyczajów żywieniowych, sięgnięto po „zasoby ludzkie” Afryki. Poszukiwania ogromnych ilości czekolady, kawy i herbaty oraz innych przysmaków stanowią prawdziwą księgę przygód w tylu odcinkach, ile jest półek w sklepie kolonialnym. Księgę pełną smaków i kolorów, rozkoszy zmysłów, ale i trwogi 36.

Według najstarszych tradycji banan w południowo-wschodniej Azji uważany jest za rodzaj owocu pierwotnego, dar bogów. Dlatego też botanicy odrodzenia, naśladując Arabów, nadali mu nazwę Musa paradisiaca. U zarania dziejów roślina ta nie wytwarzała ani kwiatostanu, ani bananów! Tak też się kończą najczęściej próby aklimatyzowania banana w Europie, choć są wyjątki, jak na przykład okolice Hersonissos na Krecie.

 

Ciekawe…

Próby aklimatyzowania banana w Europie kończą się najczęściej tym, że roślina nie wytwarza ani kwiatostanu, ani bananów!

 

Tajemnica banana staje się jeszcze trudniejsza do rozwikłania, gdy zdamy sobie sprawę, iż z drugiej strony globu, w Ameryce Środkowej i na Karaibach, nie rośnie on dziko, w postaci Musa acununiata, lecz wyłącznie jako roślina uprawna, dająca banany. W dodatku od tak dawna, że w każdym narzeczu nosi inną nazwę. Zanim jeszcze José de Acosta opisał ją na swój sposób, wspomina o niej jako o drzewie miejscowym, jednakże nie z Peru, lecz z wybrzeży Atlantyku37.

 

José de Acosta

(ur. w 1539, zm. w 1600) – hiszpański misjonarz jezuicki. W kwietniu 1569 roku został wysłany do Limy w Peru. Był założycielem kilku kolegiów, m.in. w Arequipa, Potosí, Chuquisaca, Panama i La Paz.

 

Znany historyk zajmujący się badaniem cywilizacji amerykańskich, William Prescott, twierdził, że banany były podstawowym pożywieniem Indian, w ciepłej i umiarkowanej strefie imperium Inków jeszcze przed przybyciem Hiszpanów. Podobno opierał się na skądinąd godnych zaufania danych kronikarza hiszpańskiego o inkaskich korzeniach, Garcilaso de la Vegi, który pisał ponadto:

Są inne banany, mniejsze, aby je odróżnić od większych, nazywane są dominikanami, bo ich łupina, gdy się grono rodzi, jest biała, a gdy owoc jest dojrzały, ma w sobie w łatki części białe i czarne. Są o połowę mniejsze od poprzednich, ale we wszystkim je przewyższają, jednakże nie ma ich w takiej ilości jak tamtych 38.

Rozprzestrzenianie się pewnych roślin musiało dokonać się przy świadomym udziale człowieka. Nie może być mowy o przypadkowych dryfach. Przeniesienie tych roślin odbyło się w wyniku zamierzonych wypraw kolonizacyjnych. Drzewo chlebowe lub bananowe rozmnaża się wyłącznie z młodych pędów, które puszczają korzenie. Rośliny te w takiej postaci nie stanowiły zapasów żywnościowych w trakcie długich wypraw morskich.

 

Ciekawe…

Z powodu długiego transportu jeszcze w latach 20. zeszłego stulecia eksport bananów był prawie niemożliwy, gdyż powyżej 12°C dojrzewają one bardzo szybko, a poniżej marzną.

 

Z powodu długiego transportu jeszcze w latach 20. zeszłego stulecia eksport bananów był prawie niemożliwy, gdyż powyżej 12°C dojrzewają one bardzo szybko, a poniżej marzną. Dopiero po I wojnie światowej przewidziano specjalne ładownie na statkach pozwalające wyeliminować ten problem. Wcale w nie tak zamierzchłej przeszłości jeżeli banan wędrował z człowiekiem, to wyłącznie w jednym celu: zasadzeniu i rozmnożeniu go w nowym miejscu osiedlenia.

Przeniesienie roślin z jednej wyspy na drugą w pełnomorskich statkach było jednak znacznie trudniejsze aniżeli migracja samych ludzi. Rośliny – w przeciwieństwie do ludzi – należą do kategorii bezradnych pasażerów o różnej odporności na słońce, wiatry i słoną wodę. Jeśli człowiek przybywał na jakąś wyspę, czy to koralową, czy też pochodzenia wulkanicznego, miał zdecydowanie większą szansę przystosować się do warunków środowiska naturalnego niż rośliny.

 

Plantan , inaczej figa rajska – drzewo tropikalne podobne do bananowca, o długich podłużnych liściach i owocach przypominających kształtem banany i podobnie jak banany rosnących w kiściach.

 

Nawet w przypadku przetrwania trudów podróży mogły wyrosnąć jedynie wtedy, gdy gleba spełniała ich określone wymagania. Według niektórych plantan lub banan uprawnyze Starego Świata był już znany w prekolumbijskiej Brazylii oraz w Peru. Ich „oczka” można z łatwością transportować na dalszą odległość przy minimalnej opiece, nie pozbawiając ich zdolności kiełkowania.

Najstarszym miejscem uprawy banana były Indie, lecz nie była to jego ojczyzna. Nie znaleziono go tam nigdy w stanie dzikim i wiadomo, że został sprowadzony do Indii przed 300 rokiem p.n.e., nie wiadomo tylko, na jak dawno przed tą datą. Znamy jego przypuszczalnych przodków. Uważa się, że są to: Musaacuminata i Musa balbisiana.Zasięg geograficzny obydwu tych gatunków ogranicza się do Malezji i Indonezji.

Tak więc udomowienie banana musiało mieć miejsce w południowo-wschodniej Azji zapewne w latach 1500-1000 p.n.e. Tam również wyselekcjonowano i rozmnożono odmiany uprawne, które rozprzestrzeniły się na wschód i zachód, podbijając strefę tropikalną i subtropikalną, czyniąc od siebie zależnymi miliony ludzi i to w takim stopniu, że dla określenia tej zależności można chyba w niektórych wypadkach użyć słowa „symbioza”39.

Bananowce musiały egzystować w Ameryce na długo przed konkwistą, gdyż w starożytnych grobowcach peruwiańskich niekiedy odnajdywano ich liście. Mimo to niektórzy uparcie starają się udowodnić tezę, iż zasługi sprowadzenia banana na ten kontynent należy przypisać europejskim przybyszom w xvi wieku, a przede wszystkim omasowi de Berlanga, który w 1516 roku zasadził kłącze na Haiti.

Trudno uwierzyć, iż w niespełna trzydzieści lat banan był w stanie rozpowszechnić się w tak błyskawicznym tempie, że konkwistador Francisco de Orellana, spływając Amazonką, mógł podziwiać plantacje bananów wzdłuż całego górnego biegu rzeki. Przypuszczenie było słuszne: banan hodowlany nie ma amerykańskich korzeni, jednak dotarł na te tereny znacznie, znacznie wcześniej.

 

Zainteresowanych

podobnymi zagadkami odsyłam do mojej książki Prehistoryczni żeglarze , wydawnictwo BELLONA, Warszawa 2011.

 

Potwierdza to tezę o istnieniu kontaktów między różnymi społecznościami przez Pacyfik i środkowe międzymorze amerykańskie, ponieważ przeniesienie sadzonek bananowca w sposób naturalny, na przykład przez ptaki, w ogóle nie wchodzi w rachubę. Niektórzy badacze wysuwają tezę, że mogły go przynieść prądy morskie. Nie tłumaczy to jednak, jak roślina dostała się na przeciwległy kraniec międzymorza, od strony Atlantyku .

Uzdrowiciel z tropików

Do zauroczenia bananem Amerykanów i Europejczyków pośrednio przyczynił się musical z udziałem Josephine Baker, która przybrana jedynie w krótką spódniczkę z bananów śpiewała: „Lubię banany, bo nie mają kości w środku”40.Refren nieco głupawy, ale okazał się skutecznym „dżinglem” reklamowym. Z czasem na owoc ten spojrzano innym okiem, zwłaszcza gdy okazało się, że znajduje się on wśród pokarmów mających działanie przeciwbakteryjne.

 

Ciekawe…

Do zauroczenia bananem Amerykanów i Europejczyków pośrednio przyczynił się musical z udziałem Josephine Baker, która przybrana jedynie w krótką spódniczkę z bananów śpiewała: „Lubię banany, bo nie mają kości w środku”.

 

W wielu kulturach skórka banana stosowana jest przy leczeniu kurzajek i do łagodzenia ukąszeń komarów. Ugryzione miejsce pociera się skórką banana, by zmniejszyć obrzęk, swędzenie i podrażnienie. Tajemnica tkwi być może w enzymach zawartych w skórce, łagodzących stany zapalne41.

Warto sobie przypomnieć, że nasz pierwszy główny antybiotyk, penicylina, została wyodrębniona ze spleśniałego chleba. Być może to legenda, ale twierdzi się, że szczepy pleśni stosowanej obecnie do produkcji penicyliny są potomkami szczepów pobranych ze spleśniałego melona. Wraz z sukcesem handlowym penicyliny, zapoczątkowanym w latach 40. xx wieku, naukowcy trudzą się wynajdowaniem innych naturalnych preparatów bakteriobójczych, by wyprodukować z nich nowe leki42.

Możliwe jest także, że zwykłe banany obniżają poziom cholesterolu we krwi dzięki wysokiej zawartości pektyn. Jeden średniej wielkości banan zawieratyle samo pektyn, co średniej wielkości jabłko43. Indyjscy naukowcy z kolei odkryli, że włókna z niedojrzałych bananów plantan podawane szczurom jednocześnie z dużymi porcjami cholesterolu znakomicie przeciwdziałają spodziewanemu wzrostowi poziomu cholesterolu we krwi.

 

Ważne !

Banany to bogate źródło witaminy C, B oraz błonnika. Owoce te stanowią doskonałe źródło potasu, o niskiej zawartości sodu, dlatego też zmniejszają one ryzyko wystąpienia nadciśnienia i udaru mózgu.

 

Włókna z dojrzałych bananów nie działają w ten sposób. Szczury karmione cholesterolem miały wysokie poziomy szkodliwej frakcji ldl , zaś dodanie niedojrzałych bananów plantan do ich diety powodowało spadek tego poziomu o jedną trzecią. Ponadto wzrastał o około 30% poziom korzystnego cholesterolu hdl . Naukowcy uważają, że jest to skutkiem wysokiej zawartości hemicelulozy w zielonych bananach plantan44.

Banany to bogate źródło witaminy C, B oraz błonnika. Zielone zawierają tzw. skrobię oporną, która jest wolniej trawiona, dzięki czemu nie powoduje gwałtownego wzrostu poziomu glukozy we krwi. Skrobia ta może zmniejszać ryzyko wystąpienia różnych typów chorób nowotworowych, zwłaszcza raka okrężnicy. Czerwone zawierają więcej witaminy C oraz beta- i alfa-karotenów niż żółte. Owoce te stanowią doskonałe źródło potasu, o niskiej zawartości sodu, dlatego też zmniejszają one ryzyko wystąpienia nadciśnienia i udaru mózgu45.

Profesor Phyllis Crapo z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego i dr David A. Jenkins z uniwersytetu w Toronto przebadali szereg pokarmów i uszeregowali je wedle zdolności powodowania wzrostu poziomu cukru we krwi. Co ciekawe, największe skoki poziomu cukru powodują nie lody i cukierki, ale marchewka, ziemniaki i… banany (wskaźnik glikemiczny 60-69%). Podważa to dotychczas panujące poglądy o bezpiecznym stosowaniu niektórych pokarmów w cukrzycy46.

 

Ciekawe…

„Zjadając banana dziennie możesz uniknąć częstych wizyt u lekarza” – twierdzi dr Ronald Hoffmann, autor znanej książki o niestrawności.

 

„Zjadającbanana dziennie możesz uniknąć częstych wizyt u lekarza” – twierdzi dr Ronald Hoffmann, autor znanej książki o niestrawności Seven Weeks to a Settled Stomach. W Indiach banany plantan cieszą się rzeczywiście ogromną popularnością jako lek na chorobę wrzodową. Według indyjskiej Materia Medica mączka z zielonych bananów i zrobione z niej ciapaty (placki) pomagają w niestrawności i wzdęciach, a „lekka kaszka z mąki bananowej przyrządzona na mleku jest dobrze tolerowanym lekko strawnym środkiem pomagającym w przypadkach zapalenia błony śluzowej żołądka”47.

Banany zawierają ponadto tzw. inhibitory proteazy, które przyczyniają się do niszczenia szkodliwych dla organizmu bakterii, np. Helicobacterpylori (H. pylon), które najprawdopodobniej odpowiadają za powstawanie większości wrzodów żołądka48. Naukowcy brytyjscy stwierdzili, że śluzówka żołądka u szczurów karmionych bananami była wyraźnie grubsza w obrazie mikroskopowym. Badacze wnioskują zatem, że banany powodują rozrost komórek błony śluzowej żołądka i pobudzają wydzielanie śluzu tworzącego warstwę ochronną, co zapobiega szkodliwemu działaniu soków żołądkowych i powstawaniu uszkodzeń49.

Pacjentom o „szczególnie wrażliwym żołądku”, mającym często dolegliwości sugerujące chorobę wrzodową, podawano również sproszkowane banany w kapsułkach. U 50% badanych dolegliwości całkowicie ustąpiły, 25% zanotowało częściową poprawę, a tylko 25% nie stwierdziło ustąpienia dolegliwości. Dla porównania, w grupie kontrolnej, której podawano kapsułki placebo tylko 20% zgłaszało poprawę samopoczucia. Zatem – konkluduje Jean Carper, autorka książek o leczniczym działaniu żywności – banany były czterokrotnie bardziej skuteczne.

ROZDZIAŁ 2

BAWEŁNA – PUCH MARNY?

Na malowanym talerzu odnalezionym w Badari w Egipcie, datowanym na 4400 rok p.n.e., widnieje jedno z najstarszych na świecie przedstawień warsztatu tkackiego przeznaczonego do wyrobu mat. Podobne wyobrażenia pojawiają się na późniejszych egipskich malowidłach grobowych pochodzących zepoki Średniego Państwa, a także na ceramice greckiej i halsztackiej.

Biorąc pod uwagę ogromną liczbę wykopanych przez archeologów glinianych przęślików, można przypuszczać, że początki tkactwa sięgają okresu wczesnego neolitu. Jednak to nie bawełna była najwcześniej używanym materiałem w tkactwie. Palmę pierwszeństwa dzierżą len i wełna, stosunkowo łatwe do obróbki przędzalniczej, a zatem do pozyskiwania nici tkackich.

Człowiek używał zresztą wszelkiego rodzaju włókien roślinnych – konopie, juta, manila i sizal należą do najbardziej pospolitych, zawsze odgrywających ważną rolę. Co ciekawe, ananas po ogromnie pracochłonnej obróbce daje bardzo cienką nić, z pokrzywy zaś można zrobić grubą tkaninę. Liść morwy, wstępnie przetworzony przez jedwabnika, można przekształcić w wyjątkowo luksusowe włókno50.

 

Ciekawe…

Ananas po ogromnie pracochłonnej obróbce daje bardzo cienką nić, z pokrzywy zaś można zrobić grubą tkaninę.

 

W Starym Świecie uprawia się dwa gatunki bawełny, dzielące się na liczne rasy i odmiany, które w rzeczywistości są odmianami geograficznymi. Jeden z tych gatunków Gossypiumherbaceum jest krzewiną wieloletnią, mniej lub więcej zdrewniałą. Natomiast gatunek Gossypium arboreum nie jest drzewem, tak jakby na to wskazywała nazwa, lecz tylko dość wysokim krzewem, mogącym osiągnąć wysokość około 2 metrów.

Charakterystyczna budowa włókna bawełnianego nadaje mu naturalną wytrzymałość, trwałość i zdolność absorpcji. Po przekwitnięciu rośliny powstają torebki owocowe wielkości orzecha włoskiego. Wewnątrz torebki znajduje się 3-5 przegródek, w każdej zaś przegródce 3-8 nasion obrośniętych puchem włókienek. Każde włókno tworzy 20-30 warstw celulozy splecionej w nici.

Gdy w procesie dojrzewania otoczka nasienna otwiera się, włókna zasychają, splatając się w płaskie, wstęgowate skupiska, idealne do przetworzenia na przędzę. Włókienka te ułatwiają roślinie rozsiewanie się. Początkowo torebka jest zielonkawa, później dojrzewa, brunatnieje i pęka, a włókienka wydostają się na zewnątrz jakby kłębki waty. Gdy na kwiecie bawełny pokaże się ten puch, rozpoczyna się zbiór51.

 

Stapel w materiałach włókienniczych oznacza długość włókna. Bawełna długowłóknista nadaje przędzy większą ciągłość; podobny wpływ ma naturalny „skręt” włókna. Rurkowatość włókna zapewnia bawełnie przewagę nad sztucznymi surogatami – uwięzione w środku powietrze daje lepszą izolację, większy komfort i lepszy „chwyt” tkaniny.

 

G.herbaceum odmiana africanum pochodzi z Afryki, z obszarów rozciągających się od Angoli po Mozambik. Sztuka przędzenia i tkania bawełny została przyniesiona jednak na te tereny z północy, długo potem, jak była poznana w Azji i w basenie Morza Śródziemnego. Tak więc afrykański krzew bawełniany musiał być przeniesiony do południowej Arabii lub Etiopii przez kupców, którzy znali już tkaninę bawełnianą utkaną z innego gatunku lub odmiany bawełny52.

Włókno bawełny jest płaskie i wydrążone, ale już skręcone. Pod mikroskopem wygląda niczym brezentowy wąż – pusty, spłaszczony, lecz o naturalnym skręcie. Długość włókna ciętego (Stapel) zmienia się od zaledwie 8 mm w dzikiej bawełnie do niemal 8 cm w przypadku wyselekcjonowanych lub skrzyżowanych współczesnych handlowych gatunków bawełny. Ogólnie rzecz biorąc, im dłuższe włókno, tym łatwiej je obrabiać, a bawełny o długich włóknach ciętych dają „bardziej jedwabistą” nić, która jest cenniejszym produktem53.

Teoria, że afrykańska bawełna była pierwszym udomowionym gatunkiem, jest wprost nie do przyjęcia. Nie można bowiem wyobrazić sobie, że wędrowiec lub kupiec, zobaczywszy puch na roślinie, wpadł na pomysł przędzenia go i utkania oraz zabrał nasiona do Arabii lub Etiopii i tam rozpoczął uprawę. Choć właśnie tak stało się w Ameryce z kauczukowcem i być może z kakaowcem54.

Ale nie zapominajmy, że w tych ostatnich wypadkach technika była już na pewnym stopniu wyrafinowania, natomiast udomowienie bawełny miało miejsce kilka tysięcy lat temu. Dlatego też wydaje się bardziej prawdopodobne, że zachodnio-afrykańska bawełna była wzięta do uprawy w drugiej kolejności. Rasa indyjska gatunku G.arboreum mogła się rozwinąć z G.herbaceum55.

Istnieje teoria, według której rasy G.herbaceum africanum i najbardziej prymitywna odmiana uprawna acerifolium powstały z jeszcze prymitywniejszej rasy uprawianej w starożytności w Etiopii. Najstarsze spośród znalezionych dotychczas strzępki tkanin bawełnianych pochodzą z okresu około 3000 lat p.n.e. i zostały wykopane w Mohendżo-Daro, jednej z dwu wielkich metropolii nad Indusem. Były one wykonane z puchu odmian pochodzących od G.arboreum56.

 

Rygweda – jedna z sanhit (zbiorów) wchodząca w skład Wed (świętych ksiąg Hinduizmu), najstarszy indoaryjski zabytek literacki, niejednolity treściowo i chronologicznie.

 

Najstarsza wzmianka o bawełnie w źródłach pisanych pochodzi sprzed ponad trzech tysięcy lat i jest zawarta w Rygwedzie. Kilkaset lat później Sanherib, syn Sargona II Wielkiego, panujący w latach 705-681 p.n.e., okazał się mniej agresywny niż większość władców asyryjskich, co nie przeszkadzało mu tłumić buntów w sposób równie bezwzględny. Najbardziej jednak charakterystyczną jego cechą było zamiłowanie do techniki.

Zapobiegając powodzi w wiosennym sezonie wielkiej wody, założył na północny wschód od Niniwy miejski gaj bambusowy, podobny do trzcinowych pól miast Babilonii. Poza uprawą trzciny i drzew nadających się na budulec, Sanherib sprowadził z Indii i zaczął hodować nieznaną przedtem w Mezopotamii bawełnę. Inskrypcja jego głosi dumnie:

Ściąłem i użyłem, zgodnie z mą wolą, do budowy mych królewskich pałaców drzewa morwowe i cyprysy wyhodowane w sadach i trzciny porastające moczary. Zebrałem też wełnę z drzew wełnorodnych i utkałem z niej szaty 57.

W szaty bawełniane ubrane było wojsko perskiego króla Kserksesa, maszerujące wtedy na podbój Grecji. Dwa tysiące lat później arabski podróżnik Ibn Battuta napisze po dotarciu do Lazikijja (lub Ladikija) – miasta w północnej Syrii, obecnie Latakija:

[…] zwanego też Dunguzlu, co znaczy „miasto świń”. Jest to jedno z największych i najpiękniejszych miast. Posiada siedem meczetów, w których odprawia się modlitwy piątkowe; są tu przepyszne ogrody, bystre strumienie, tryskające źródła i okazałe bazary. W mieście tym wyrabia się tkaniny bawełniane haftowane złotem, które nie mają sobie równych; odznaczają się niezwykłą wprost trwałością dzięki przedniej jakości bawełny i nad wyraz mocnym niciom. Tkaniny te zowią od nazwy miasta ladiki. Wyrabiają je głównie niewiasty greckie, jako że w mieście żyje moc Greków 58.

Herodot z Halikarnasu

(ur. ok. 484 p.n.e., zm. ok. 426 p.n.e.) – historyk grecki zwany „Ojcem historii”. Jedynym zachowanym jego dziełem są Dzieje – dziewięcioksięgowa relacja z wojen perskich.

 

O bawełnie rosnącej w dzisiejszej Turcji oraz Indiach pisał już grecki historyk i geograf Herodot, żyjący w v wieku p.n.e.:

Nadto drzewa dzikie wydają tam jako owoc wełnę, która swą pięknością i solidnością przewyższa wełnę owczą; a Indowie noszą odzież z tych drzew 59.

Żyjący na przełomie er geograf Strabon pisze:

Dlatego też, jak mówi, giętkie są gałęzie tych drzew, z których sporządza się obręcze kół: z tejże przyczyny na niektórych wykwita nawet wełna, z której według Nearcha tka się delikatne szaty muślinowe, a której Macedończycy używają do wypychania poduszek i nabijania siodeł. Tegoż rodzaju są i tkaniny seryjskie, których surowiec włóknisty zdrapywany jest z kory pewnych drzew 60.

Północne wieloletnie bawełny z grupy arboreum, rozprzestrzeniając się na wschód w kierunku Birmy, Indonezji i Filipin, dały początek rasie murmanictim. Natomiast na zachodzie, w czasie wędrówki przez Arabię, Sudan i wzdłuż południowej granicy Sahary aż po zachodnią Afrykę, wytworzyły one rasę soudanense. Pierwszymi Afrykańczykami, o których wiemy, że potrafili prząść i tkać bawełnę, byli mieszkańcy Meroë, miasta w królestwie nubijskim, przeżywającego swój rozkwit od około 650 roku p.n.e.61

Dzikie rośliny G.arboreum rasy acerifolium znaleziono w Beludżystanie. Jeśli rośliny te rosły tam poprzednio w stanie dzikim, jest wielce prawdopodobne, że zostały udomowione w czwartym lub trzecim tysiącleciu p.n.e. przez ludy, z których wywodzą się cywilizacje doliny Indusu. Jeśli zaś są to rośliny zdziczałe, pochodzące z uprawnych plantacji, nie można na podstawie ich obecności budować żadnej teorii.

 

Ciekawe…

Nazwa bawełny w językach romańskich i angielskim pochodzi od arabskiego catan. Polska nazwa wzięła się od niemieckiego Baumwolle .

 

Do Europy bawełna dostała się z krajów Bliskiego Wschodu za pośrednictwem kupców. W wieku X Arabowie wprowadzają uprawy tej rośliny w zajmowanej przez nich wówczas Hiszpanii. Kordoba i Barcelona były wtedy głównymi ośrodkami przemysłu bawełnianego. Język arabski, od którego pochodzi wiele słów wspólnych wszystkim językom europejskim, nadał również nazwę bawełnie. Od arabskiego słowa catan lub qutun pochodzą nazwy tej rośliny w językach romańskich i angielskim (coton, cotone, cotton). Nazwa polska pochodzi od niemieckiej nazwy Baumwolle62.

Pierwsze zwycięstwo Indian

Peregrynacje bawełny są tyleż imponujące, co zagadkowe. Europa dość wcześnie zapoznała się z tą tkaniną i ceniła ją, tym bardziej że – zwłaszcza od wieku xiii – wskutek spadku hodowli owiec wełna stała się rzadkością. Rozpowszechnił się wówczas materiał zastępczy, barchan, tkany na osnowie lnianej i wątku z bawełny. Cieszył się on wielkim powodzeniem we Włoszech, a jeszcze większym na północ od Alp63.

Właściwa kariera owego „barchentu” zaczęła się w Ulm i Augsburgu, w strefie zaalpejskiej, do której sięgał ożywczy wpływ odległej Wenecji. Do tego wielkiego portu docierała bawełna w postaci przędzy albo pak puchu (tę bawełnę w stanie surowym zwano „wełnistą”). W xv wieku dwa razy do roku ogromne nawy wyruszyły z Wenecji do Syrii po towar. Tkało się ją, rzecz jasna, również na miejscu, na przykład w Aleppo i okolicach, skąd eksportuje się do Europy gotową tkaninę64.

Bawełna południowoamerykańska (Gossypium barbadense) rosła kiedyś dziko na wybrzeżach Atlantyku i Pacyfiku. Po raz pierwszy została udomowiona prawdopodobnie w Amazonii, zapewne gdzieś blisko delty rzeki. Dziś zastąpiła ją odmiana meksykańska (Gossypium hirsutum),stanowiąca większość zbiorów światowych. Najstarsze znane obecnie włókna bawełny pochodzące z Ameryki Środkowej zostały odkryte w dolinie Tehuacán niedaleko Oaxaca w Meksyku i są datowane na mniej więcej 2300 rok p.n.e.65

To długie, puchate kłębki tej pierwszej, niektóre o naturalnym odcieniu różowym, niebieskawym lub żółtym, stały się w andyjskiej przeszłości miękką „podpinką” indiańskiej kultury66 . Badania przeprowadzone w dolinach Chicama i Viru na Północnym Wybrzeżu wykazały, że rolnictwo ugruntowało się na tym terenie ponad 5 tysięcy lat temu, a więc mniej więcej w czasie, gdy w Patagonii zaczęli się pojawiać ludzie.

Wynika z tego, że rolnictwo musiało być wprowadzone przez jedną z najwcześniejszych fal etnicznych z Ameryki Północnej względnie Środkowej. Podstawą tych kultur była uprawa roślin, która dała początek intensywnemu rolnictwu. Istnieją wystarczające dowody na to, że już we wczesnym okresie znane były na obszarze środkowo-andyjskim wszystkie podstawowe rośliny i owoce, a wśród nich i bawełna. Badania archeologiczne wykazały również, że w późniejszych czasach nie doszły żadne nowe rośliny ani owoce o większym znaczeniu użytkowym66.

 

Ciekawe…

Ponieważ bez bawełny rybacy nie mieliby sieci, a tym samym produktu wymiany, bawełna była towarem nie tylko bardzo pożądanym, lecz i łatwym w przechowywaniu, co czyniło ją wygodnym środkiem wymiany i zarazem wyznacznikiem statusu.

 

Bawełna była głównym elementem regionalnego handlu nadbrzeżnych osad na peruwiańskim wybrzeżu, których mieszkańcy mogli łowić wielkie ilości sardeli i sardynek. Wokół Caral, Huaricangi i innych miast w głębi lądu na nawadnianych polach uprawiano natomiast bawełnę. Bawełniane sieci znajdowane dziś w Aspero i rybie ości na andyjskim pogórzu świadczą, że wymiana tych towarów prowadzona była na dużą skalę67.

Ponieważ bez bawełny rybacy nie mieliby sieci, a tym samym produktu wymiany, bawełna była towarem nie tylko bardzo pożądanym, lecz i łatwym w przechowywaniu, co czyniło ją wygodnym środkiem wymiany i zarazem wyznacznikiem statusu. Odkryto ruiny wielkich kamiennych magazynów. Jeżeli służyły do jej składowania, jak przypuszcza archeolog, musiały być w tym zbzikowanym na punkcie tekstyliów społeczeństwie symbolem siły i bogactwa państwa, pradawnym odpowiednikiem Fort Knox68.

Innym bawełnianym zagłębiem była dolina rzeki Ica i Nazca na południowym wybrzeżu Peru, gdzie kultura Nazca (100 p.n.e.-650 n.e.) była kontynuatorką osiągnięć wcześniejszej kultury Paracas (900-200 p.n.e.). Techniki tkackie kultury Paracas znamy z odkryć Julio C. Tello, który prowadził badania na terenie Necropolis w Wari Kayan (wzgórze Cerro Colorado) i Cabezas Largas (Arena Blanca).

Odnaleziono tam pozostałości po warsztacie tkackim (a raczej warsztatach – bo było ich więcej niż jeden). W skład takiego znaleziska wchodzi krosno tzw. Backstrap Loom, igły, szpulki, wrzeciona, motki bawełny, nici, a nawet naczynie z resztkami siarczanu magnezu, który służył jako pospolita zaprawa nakładana przed farbowaniem tkaniny, by barwnik szybciej wysychał.

 

Backstrap Loom

– krosno przywiązywane jednym końcem do gałęzi lub konaru drzewa, a z drugiej strony pasem oplatając plecy tkacza, dla równowagi i stabilności.

 

Kolorystyka używana przez tę kulturę na tkaninach to najczęściej paleta czerwieni, żółci, czerni, ale też zieleni, kolory kasztanowate (odcienie brązu) oraz lawendowy i niebieski. Prawdopodobnie kolory zależały od warsztatu, w którym tkano materiały. Niestety nie znamy do końca wszystkich substancji, które służyły do farbowania materiałów.

Barwy żółte i złotawe są prawie niemożliwe do zidentyfikowania pod względem barwnika. Jest 15 różnych gatunków roślin, które mogły służyć w tym procesie. Kolor czerwony uzyskiwano głównie z koszenili – żeńskich owadów hodowanych na kaktusach, ale też z kilku roślin (brezylka, przytulina, annatto, relbunium).

Obecnie nie jesteśmy w stanie do końca określić, która tkanina z fazy początkowej należy do tworów samej Paracas, a która tylko do Nazca. W pewnym momencie w naturalny sposób jedna kultura kontynuowała twórczość drugiej, stopniowo rozwijając swoje umiejętności. Często możemy spotkać się z opisem „późne Paracas/wczesne Nazca”, co adekwatnie oddaje prawdziwość tego zjawiska.

Zanim setki lat temu wyhodowane zostały odmiany dające głównie włókna kremowobiałe, krzewy bawełniane były znane z produkowania nici w dużej gamie kolorów. Jednak wraz z wprowadzeniem odziarniarki bawełny i tanich barwników przemysłowych biała bawełna zdobyła przewagę. Odmiany kolorowe zostały zepchnięte na margines. Przetrwały jedynie tu i ówdzie w bankach nasion utrzymywanych przez niektóre instytuty rolnicze na całym świecie oraz w małych tradycyjnych wspólnotach rolniczych w kilku miejscach naszego globu, m.in. w Meksyku, Gwatemali i Peru69.

 

Ciekawe…

Prawdopodobnie rośliny wytwarzające kolorowe włókna były celowo selekcjonowane, ponieważ używano ich do wyrabiania lin i sieci rybackich. Ich ciemniejsza barwa sprawiała, że były mniej widoczne dla ryb.

 

Prawdopodobnie rośliny wytwarzające kolorowe włókna były celowo selekcjonowane, ponieważ używano ich do wyrabiania lin i sieci rybackich. Ich ciemniejsza barwa sprawiała, że były mniej widoczne dla ryb. Od Oaxaca do Andów powszechnie używano kolorowej bawełny, a mimo to nie zauważono jej śladów na stanowiskach archeologicznych na północ od Meksyku. Jeśli została sprowadzona jako przedmiot handlu lub uprawiano ją lokalnie, to wszelkie świadectwa zaginęły albo barwniki zwietrzały70.

Przyrodni brat pogromcy Inków, Pedro Pizarro, odnotowuje tylko: „Wszyscy Indianie yunga noszą cienkie ubrania z bawełny, tak mężczyźni, jak i kobiety, a niektóre z nich zawoje na głowach, okręcone procami”71. W podobnym tonie pisze Inca Garcilaso de la Vega:

Odzież w całych Górach sporządzano z wełny, którą Inka dawał im z nieprzeliczalnych stad własnych i Słońca. Na Równinach, to znaczy na morskim wybrzeżu, gdzie wełny nie noszą, bo to kraina gorąca, odzież sporządzali z bawełny zbieranej na polach Inki i Słońca; wkładem Indian była tylko praca ich własnych rąk 72.

Ciekawe…

Kolorowa bawełna służyła do płacenia danin.

Na przykład archiwa meksykańskie z XVI wieku podają, że brązowa bawełna stanowiła podstawową formę trybutu składanego Aztekom przez plemiona z obszarów nizinnych.

 

Kolorowe odmiany przeżywają ostatnio renesans – wielu ludzi zna je równie dobrze jak białą bawełnę, ale tylko nieliczni wiedzą, że historia różnobarwnej bawełny rozpoczęła się około 5000 lat temu w Andach. Wszystkie odmiany krzyżowane i uprawiane na Zachodzie w celach handlowych pochodzą w rzeczywistości od prekolumbijskich odmian, wyhodowanych przez rdzenną ludność Ameryki Południowej73.

Z pewnych relacji historycznych wynika jasno, że kolorowa bawełna służyła do płacenia danin. Na przykład archiwa meksykańskie zXVI wieku podają, że brązowa bawełna stanowiła podstawową formę trybutu składanego Aztekom przez plemiona z obszarów nizinnych. Z innych dokumentów wynika, że kiedy pierwsi Hiszpanie przekraczali w 1531 roku peruwiańską pustynię, podziwiać mogli wielkie pola bawełny dającej włókna w całej gamie barw74.