9,90 €
William Shakespeare (1564–1616) jest powszechnie uznawany za jednego z najwybitniejszych angielskich dramaturgów oraz reformatorów teatru. Napisał trzydzieści osiem sztuk, z czego około połowy to komedie. W wypadku dzieł tego autora nie można jednak mówić o komediach we współczesnym rozumieniu tego pojęcia. Komedie Shakespeare’a zawierają w sobie tzw. biegun tragiczny, czyli nie są pozbawione konfliktu dramatycznego. Uznawane za komediowe utwory kończą się czasami scenami śmierci lub innymi formami cierpienia głównych bohaterów. Jest tu wiele miejsca dla niepowtarzalnej poetyckiej zadumy nad losem człowieka, dla tolerancyjnej akceptacji niedoskonałości natury ludzkiej i stworzonej przez nią kultury. Wszystko to kształtuje jedyną w swoim rodzaju atmosferę komedii mistrza ze Stratfordu. W multibooku znalazło się 8 najpiękniejszych komedii autora, takich jak: „Komedia omyłek”, „Stracone zachody miłości”, „Poskromienie złośnicy”, „Dwaj panowie z Werony”, „Sen nocy letniej”, „Jak wam się podoba”, „Wesołe kumoszki z Windsoru” oraz „Miarka za miarkę”.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
William Shakespeare
8 najlepszych komedii
MultiBook
Warszawa 2020
Komedia omyłek
Osoby
SOLINUS – książę Efezu
EGEON – kupiec syrakuzański
ANTYFOLUS z Efezu, ANTYFOLUS z Syrakuzy – bliźniacy, synowie Egeona i Emilii, lecz wzajemnie sobie nie znani
DROMIO z Efezu, DROMIO z Syrakuzy – bliźniacy w służbie dwóch Antyfolów
BALTAZAR – kupiec
ANGELO – złotnik
PIERWSZY KUPIEC – przyjaciel Antyfolusa z Syrakuzy
DRUGI KUPIEC – mający stosunki handlowe z Angelem
SZCZYPAK – bakałarz i czarownik
EMILIA – żona Egeona, Ksieni w Efezie
ADRIANA – żona Antyfolusa z Efezu
LUCJANA – jej siostra
LUCJA – służąca Adriany
KURTYZAZNA
STRÓŻ WIĘZIENIA, słudzy sądowi, służba.
Scena w Efezie.
Akt pierwszy
Scena pierwsza
Sala w pałacu książęcym.
Wchodzą Książę, Egeon, Stróż więzienia, słudzy sądowi, służba.
EGEON
Coś zaczął, książę, dokończ bez spóźnienia,
Niechaj się z życiem skończą me cierpienia.
KSIĄŻĘ
Marne twe słowa, kupcze z Syrakuzy,
Praw naszych gwałcić nie myślę dla ciebie.
Krwawa niezgoda, którą między nami
Zrodziło księcia twego okrucieństwo
Względem niewinnych kupców, mych poddanych,
Którzy, gdy życia okupić nie mogli,
Surowe prawo krwią pieczętowali,
Z mojego serca wypędziła litość.
Od czasu, gdy się zapaliła wojna
Między spółziomków twych tłuszczą a nami,
Na walnych zborach zapadły ustawy,
Tak w Syrakuzie, jak i w naszym mieście,
Że wszelki handel ustał między nami,
Że jeśli człowiek zrodzony w Efezie
Będzie schwytany na waszych jarmarkach,
Jak każdy kupiec rodem z Syrakuzy,
Co się w Efezie odważy pokazać,
Zapłaci gardłem i dóbr konfiskatą,
Jeśli tysiąca grzywien nie wyliczy
Na okup swego zuchwalstwa i życia.
Gdy twój dobytek, najwyżej ceniony,
Dochodzi ledwo stu grzywien wartości,
Ustawy nasze na gardle cię karzą.
EGEON
To mą pociechą, że z zachodem słońca
Cierpień mych wszystkich doczekam się końca.
KSIĄŻĘ
Lecz wprzódy w krótkich opowiedz mi słowach,
Dlaczego dom twój rodzinny rzuciłeś
I co cię mogło przygnać do Efezu.
EGEON
Z wszystkich boleści boleść jest największa
Żal opowiadać niewypowiedziany.
By jednak dowieść, że śmierć na mnie czeka,
Nie żebym pragnął wasze prawa gwałcić,
Lecz że poszedłem za głosem natury,
Powiem, co smutek dozwoli powiedzieć.
Ujrzałem światło dzienne w Syrakuzie,
Pojąłem żonę, która, gdyby nie ja,
Błogie by życie w swoim wiodła mieście,
Która i ze mną byłaby szczęśliwa,
Gdyby się losy na nas nie sprzysięgły.
Rósł mój majątek, radość była w domu,
Do Epidamnum każda moja podróż
Wielkie pieniądze przynosiła w zysku;
Wtem wieść odbieram, że agent mój umarł;
Trwoga o towar na szwank wystawiony
Z objęć małżonki wydarła mnie nagle.
Po długich sześciu miesiącach rozdziału,
Choć bolejąca pod słodkim ciężarem,
Który kobietom przeznacza natura,
Żona ma, wszystkie załatwiwszy sprawy,
Gdziem czekał na nią, przybyła bezpiecznie.
A za przybyciem została w dni kilka
Szczęśliwą matką rozkosznych dwóch chłopców,
A dziwnym trafem tak sobie podobnych,
Że imię tylko obu rozróżniało.
O jednej porze w tej samej gospodzie
Równie podobnych do siebie dwóch synów
Naraz uboga powiła kobieta;
Od biednej matki kupiłem bliźniaków,
Ażeby później dzieciom mym służyli,
Lecz wkrótce żona, z synów swoich dumna,
Co dzień nagliła o powrót do domu,
I ach! zbyt prędko uległem jej woli!
Więc w Epidamnum siedliśmy na okręt;
Lecz już o milę od brzegu bałwany,
Zawsze posłuszne wiatrom rozdąsanym,
I żal, i rozpacz w duszach nam zbudziły;
Za chwilę wszelka zagasła nadzieja.
Słabe światełko, co spadało z nieba,
Tylko straszniejsze dawało świadectwo,
Że lada chwila śmierć zajrzy nam w oczy.
Choć sam gotowy umrzeć bez szemrania,
Żony mej słysząc szlochania i krzyki,
Nieuniknionym losem przerażonej,
I słysząc płacze słodkich mych niemowląt,
Które kwiliły za przykładem matki,
Niebezpieczeństwa jeszcze nieświadome,
Dla mnie i dla nich szukałem ratunku,
Jedna została nam tylko nadzieja:
W łodzi szukali majtkowie ratunku,
Nam został okręt na pół zatopiony.
Żona troskliwa o młodsze niemowlę
Wiąże je, płacząc, do drąga, co zwykle
Służy wśród burzy na maszt zapasowy,
A razem jedno z dwóch kupionych bliźniąt:
Równą usługę jam dwóm drugim oddał.
Kiedy bolesną skończyliśmy pracę,
Z wlepionym okiem w skarby nam najdroższe
Ja się i żona moja nieszczęśliwa
Przywiązaliśmy do dwóch kończyn masztu.
Świszczące wichry i prądy nas niosły,
Jak się nam zdało, do brzegów korynckich.
Kiedy na koniec z chmur wyjrzało słońce,
Mgły rozpędziło wiszące nad nami,
Siłą promieni swych ukołysało
Ryczące fale, ujrzeliśmy razem
Z dwóch stron płynące dwa ku nam okręty,
Z Koryntu jeden, z Epidauru drugi.
Lecz nim dobiegły – nie wymagaj więcej –
Z tego, com wyrzekł, sam domyśl się reszty.
KSIĄŻĘ
Prowadź rzecz, starcze, bo nad twoim losem
Możemy płakać, nie mogąc przebaczyć.
EGEON
Gdyby bogowie tak jak ty zdziałali,
Skarżyć ich teraz nie miałbym powodów,
Że bez litości ongi dla mnie byli.
O pięć mil jeszcze statki od nas były,
Gdy nawa nasza trąciła o skałę,
A uderzenie było tak potężne,
Że maszt w pośrodku strzaskał się na dwoje.
Los, co sprowadził ten rozwód okrutny,
Zostawił razem mnie i żonie mojej
Słodkiej pociechy i łez gorzkich powód.
Jej część, niestety! niosącą na sobie
Nie mniejszą boleść, ale mniejszy ciężar,
Z większą chyżością wiatry pogoniły
I w naszych oczach z Koryntu rybacy,
Jak się nam zdało, troje ocalili.
Nas także wkrótce drugi okręt zbawił.
Gdym dzieje nasze majtkom opowiedział,
Dali gościnne rozbitkom przyjęcie,
Nawet pragnęli wydrzeć łup rybakom,
Tylko ich barki marsz nazbyt leniwy
Zmusił ich w końcu płynąć do ojczyzny.
Tak całe szczęście żywota straciłem.
Na to mnie tylko zły los mój oszczędził,
Bym nieszczęść moich smutne prawił dzieje.
KSIĄŻĘ
Opowiedz teraz, co się wydarzyło
Tobie i dzieciom, za którymi płaczesz,
Od dnia niedoli do dzisiejszej chwili.
EGEON
Syn młodszy, ale trosk mych przedmiot starszy,
Zaledwo doszedł osiemnastej wiosny,
Zaczął o losy brata się kłopotać,
Nalegał, aby z sługą, który także
Utracił brata jednego z nim miana,
W świat mógł wyruszyć i szukać go wszędzie.
Tęskny obaczyć zgubione me dziecię,
Na szwank stawiłem to, co mi zostało.
Gdym się po Grecji przez lat pięć wałęsał,
Gdym wszystkie Azji splądrował wybrzeża,
Płynąc z powrotem, wbiegłem do Efezu,
Nie tak w nadziei, że znajdę mą stratę,
Jak żeby miejsca jednego nie minąć,
Na którym ludzie obrali siedlisko.
Tu się żywota mego skończą dzieje,
A śmierć przedwczesną bez szemrania przyjmę,
Byłem usłyszał, że dzieci me żyją.
KSIĄŻĘ
Przez los skazany, biedny Egeonie,
Na wszelką cierpień ludzkich ostateczność,
Gdyby to prawu nie było przeciwne,
Mojej koronie, przysięgom, godności,
Których król zgwałcić, choćby chciał, nie może,
Wierzaj mi, byłbym sam twoim rzecznikiem.
Lecz chociaż wyrok zapadł już na ciebie,
Choć go odwołać nie w mojej jest mocy
Bez ciężkiej krzywdy dla mego honoru,
Jaką mi wolno, okażę ci łaskę:
Jeszcze ci jedną całą dobę daję,
Ażebyś szukał twojego zbawienia.
Próbuj przyjaciół, których masz w Efezie.
Żebrz lub pożyczaj, byłeś znalazł sumę
I żył – inaczej dług zapłacisz gardłem.
Prowadź go, stróżu.
STRÓŻ
Rozkaz się twój spełni.
EGEON
Nie ma ratunku! Nadzieja ucieka!
I śmierć się tylko na dobę odwleka.
Wychodzą.
Scena druga
Plac publiczny.
Wchodzą Antyfolus i Dromio z Syrakuzy, Pierwszy kupiec.
PIERWSZY KUPIEC
Radzę więc, udaj, żeś jest z Epidamnum,
Lub twym towarom konfiskata grozi.
Toć właśnie dzisiaj kupiec z Syrakuzy
Był w naszym mieście przyaresztowany,
A że swej głowy nie miał czym okupić,
Umrze, stosownie do przepisów prawa,
Nim dojdzie słońce znużone zachodu.
Zabierz pieniądze, któreś mi powierzył.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Ponieś je, Dromio, do naszej gospody,
Tam czekaj na mnie, dopóki nie wrócę.
Jeszcze godzinę mamy do obiadu,
Czas ten poświęcę, aby miasto zwiedzić,
Gmachom się przyjrzeć, zważać obyczaje,
A potem spać się co prędzej położę,
Bo czuję długiej podróży fatygę.
Ruszaj!
DROMIO Z SYRAKUZY
Niejeden wziąłby cię za słowo
I z dobrą kieską ruszyłby daleko.
Wychodzi.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Wierny to sługa, panie, który często,
Gdy troska czarną myślą mnie owieje,
Wesołym żartem pogodę mi wraca.
Racz teraz ze mną parę ulic zwiedzić
I obiadować ze mną w mej gospodzie.
PIERWSZY KUPIEC
Daruj, że przyjąć nie mogę zaprosin,
Lecz muszę śpieszyć do pewnego kupca,
Z którym się dobry nastręcza interes.
Jeżeli zechcesz, o piątej godzinie
Mogę na rynek przyjść na twe spotkanie
I zostać, póki spać się nie położysz;
Tylko na teraz opuścić cię muszę.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Do zobaczenia! Tymczasem, samotny,
Na chybił trafił będę się wałęsał.
PIERWSZY KUPIEC
A więc cię z własnym zostawiam twym szczęściem.
Wychodzi.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Kto z moim własnym zostawia mnie szczęściem,
Ten mnie zostawia w smutnym towarzystwie.
Jestem na świecie jak ta kropla wody,
Co drugiej kropli szuka w oceanie,
A co, nim znajdzie swoją towarzyszkę,
Ginie samotna i niepostrzeżona.
Tak ja, gdy gonię za matką i bratem,
Ich nie znalazłem, a sam, biedny, ginę.
Wchodzi Dromio z Efezu.
Lecz wraca żywy akt moich urodzin.
Cóż to się stało, że tak prędko wracasz?
DROMIO Z EFEZU
Tak prędko? Raczej, że tak późno wracam.
Kapłon się pali, prosię z rożna spada,
Już na zegarze wybiła dwunasta,
Pani na twarzy mej wybiła pierwszą,
A jej gorącość stąd, że obiad stygnie,
A obiad stygnie, bo pan nie powraca,
A pan nie wraca, bo pan nie jest głodny,
A pan nie głodny, bo pan post przełamał;
Lecz my, co znamy post i dni krzyżowe,
Pościm za grzechy nasze i panowe.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Wstrzymaj kołowrót, a powiedz mi, proszę,
Gdzie są pieniądze, którem ci powierzył?
DROMIO Z EFEZU
Dziesiątak, który dał mi pan we środę
Na podogonie do siodła mej pani?
Już dawno, jak go siodlarzowi dałem.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Pamiętaj tylko, że śmiać mi się nie chce;
Daj pokój żartom, powiedz, gdzie pieniądze?
W obcym nam mieście jak śmiesz taką sumę
Bez żadnej straży w gospodzie zostawiać?
DROMIO Z EFEZU
Zachowaj, panie, żarty do obiadu.
Od mojej pani przynoszę poselstwo
Na twarzy mojej przypieczętowane.
Nie wiem, dlaczego twój, panie, żołądek
Jak mój, bez posłów, na obiad nie dzwoni.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Dromio, powtarzam, skończ żarty niewczesne,
Na dnie weselsze zachowaj je, proszę.
Gdzie złoto, które dałem ci przed chwilą?
DROMIO Z EFEZU
Panie, żadnego nie dałeś mi złota.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Dość tego, błaźnie, skończ twoje błazeństwa.
Jak wykonałeś dane ci zlecenie?
DROMIO Z EFEZU
Moim zleceniem jest szukać cię, panie,
Byś szedł do domu twego „Pod Feniksem”,
Gdzie pani z siostrą na obiad cię czeka.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Raz cię ostatni pytam uroczyście,
Gdzie przechowałeś dane ci pieniądze?
Lub krotochwilną rozbiję ci czaszkę,
Co stroi żarty, gdy mnie smutek gniecie,
Coś zrobił z moim czerwieńców tysiącem?
DROMIO Z EFEZU
Mam, prawda, kilka czerwieńców wybitych
Twą ręką, panie, i ręką mej pani,
Lecz wszystkie razem nie robią tysiąca.
Gdybym chciał teraz oddać ci je wszystkie,
Nie wiem, jak wielką sprawiłbym ci radość.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Wybitych ręką pani? Jakiej pani?
DROMIO Z EFEZU
Twej żony, pani mojej „Pod Feniksem”,
Co pości, póki nie wrócisz na obiad,
I prosi, żebyś na obiad się śpieszył.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
I ty śmiesz, łotrze, w oczy ze mnie szydzić?
Mimo zakazu? Weźże twoją płacę.
Uderza go.
DROMIO Z EFEZU
Panie, co robisz? Niechże od twej ręki
Moje mnie dobre pięty uratują.
Wybiega.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Gotów bym przysiąc, że z głupiego łotra
Moje pieniądze wydrwił jakiś oszust.
Mówią, że w mieście tym oszustów nie brak;
Jest tu dostatkiem ćwiczonych kuglarzy
I czarowników durzących zaklęciem,
Czarownic zdolnych z duszą ciało zabić,
Przebranych łotrów, chełpliwych znachorów
I wielu innych amatorów grzechu!
Bez straty czasu musim stąd uciekać.
Biegnę do domu, lecz z wszystkiego tuszę,
Że z moim workiem pożegnać się muszę.
Wychodzi.
Akt drugi
Scena pierwsza
Plac publiczny.
Wchodzą Adriana i Lucjana.
ADRIANA
Ni mąż nie wraca, ani nasz niewolnik,
Któremu spiesznie szukać go kazałam,
A tu od dawna druga już wybiła.
LUCJANA
Może znajomy kupiec go zaprosił
I z rynku poszli prosto do gospody:
Więc się nie gniewaj – obiadujmy same.
Mężczyzna, choć jest wolności swej panem,
Rządzić się musi okolicznościami,
Jak one każą, idzie albo wraca.
Radzę ci, siostro, uzbrój się w cierpliwość.
ADRIANA
Czemuż mężowie wolniejsi być mają?
LUCJANA
Wszystkie ich sprawy za domem trzymają.
ADRIANA
Niech ja się spóźnię, patrz jak zachmurzony.
LUCJANA
Bo męża wola wędzidłem jest żony.
ADRIANA
Osieł się tylko da kiełzać w pokorze.
LUCJANA
Zwykle łzy gorzkie idą przy uporze.
Wszystko, co widzą słoneczne źrenice,
W morzu, na lądzie, ma swoje granice;
Skrzydlate ptaki, ryby i zwierzęta
Znoszą w milczeniu ciężkie samców pęta,
A mąż, przez Boga wyżej postawiony,
Pan mórz i lądów nieograniczony,
Silny rozumem, nieśmiertelną duszą,
Gdy go stworzenia wszystkie słuchać muszą,
Nad żoną także potęgę ma króla.
ADRIANA
Nie chcesz iść za mąż, losy żon cię trwożą.
LUCJANA
Lękam się smutków, które matkom grożą.
ADRIANA
A biorąc męża czy przyjmiesz obrożę?
LUCJANA
Nim zacznę kochać, w pokorę się włożę.
ADRIANA
A gdy za inną pogoni zwierzyną?
LUCJANA
Przy cierpliwości złe czasy przeminą.
ADRIANA
Łatwa cierpliwość, której nic nie drażni,
I łatwa słodycz, gdzie nie ma bojaźni.
Gdy biedny szlocha w rozpaczy swej szale,
Nietrudno mówić: ukój próżne żale!
A gdyby na nas smutki się zwaliły,
Może gorętsze łzy by nasze były.
I ty dziś, wolna od wszelkich trosk żony,
Piękne morały prawisz jak z ambony,
A zagrożona równym przeciwieństwem,
Może cierpliwość zwałabyś szaleństwem.
LUCJANA
Wezmę więc męża chociażby na próbę,
Lecz otóż Dromio, znalazł pewno zgubę.
Wchodzi Dromio z Efezu.
ADRIANA
Czy pan twój wraca, choć leniwą nogą?
DROMIO Z EFEZU
Nie wiem, czy leniwą ma nogę, ale wiem, że nieleniwe ma ręce, a to moje uszy poświadczą.
ADRIANA
Czy z nim mówiłeś? Co robił? Co myśli?
DROMIO Z EFEZU
Wypisał na moich uszach swoje czyny i myśli. Przeklęta ręka! Aż mi się ciemno zrobiło.
LUCJANA
Jak to? Czy się tłumaczył tak ciemno, że nie mogłeś myśli jego zrozumieć?
DROMIO Z EFEZU
O! nie, palnął tak dobitnie, że mi świeczki w oczach stanęły, dopiero później zrobiło mi się ciemno.
ADRIANA
Lecz powiedz, proszę, czy wraca do domu? Wielkie, jak widzę, pokazuje dla żony względy.
DROMIO Z EFEZU
Pan mój szaleje jak diabeł rogaty.
ADRIANA
Co mówisz, łotrze, o rogatym diable?
DROMIO Z EFEZU
Nie chcę powiedzieć, że pan nosi rogi,
Lecz że szaleje jak diabeł rogaty.
Kiedy ja mówię, by na obiad spieszył,
On mnie o tysiąc swych pyta czerwieńców.
„Na obiad” mówię. „Złoto me” odrzeknie,
„Pieczeń się pali!” „Złoto me” odrzeknie,
„Czy chce pan wrócić?” „Złoto me” odrzeknie,
„Gdzie są czerwieńce, którem dał ci, łotrze?”,
„Prosię spalone”. „Złoto me” odrzeknie.
„Pani ma” mówię. „Idź z panią do diabła,
Nie znam twej pani i drwię z twojej pani”.
LUCJANA
Któż to tak mówi?
DROMIO Z EFEZU
To pan mój tak mówi.
„Nie znam, pan mówi, żony, domu, pani”,
I tak poselstwo, com niósł na języku,
Na moim grzbiecie przynoszę do domu,
Bo na konkluzję porządnie mnie sczesał.
ADRIANA
Wracaj, a pana przyprowadź do domu.
DROMIO Z EFEZU
Tak, lub do domu nowe przynieś cięgi.
Przez Boga, pani, innego znajdź posła.
ADRIANA
Wracaj, nędzniku, lub krzyże ci złamię.
DROMIO Z EFEZU
A pan je potem swą ręką pokropi:
Będę miał z waszej łaski Święte Krzyże.
ADRIANA
Wracaj co żywo, a przyprowadź pana.
DROMIO Z EFEZU
Jak widzę, pani, piłką dla was będę,
Ty mnie tam ciskasz, on odciśnie tudy:
Przynajmniej w irchę oszyjcie mnie wprzódy.
Wychodzi.
LUCJANA
Jak gniew ten, siostro, lica twoje szpeci!
ADRIANA
Za lada dziewką uśmiech jego leci,
A dla mnie tylko zmarszczenia zostały!
Z biednej mej twarzy wdzięki uleciały
To gorzki mojej samotności skutek,
Nie mam dowcipu, bo go wygnał smutek,
Bo jego serce, twardsze od kamienia,
Poezji mojej zabiło natchnienia.
Jeśli go szata wabi malowana,
Mojaż w tym wina, żem biednie ubrana?
Piękność ma więdnie, dowcip mój blednieje;
Smutne to wszystkich zdradzonych żon dzieje.
Na jedno jego spojrzenie miłosne
Wszystko odkwitnie jak róże na wiosnę.
Gdy on na obcym szczypie trawę błoniu,
Schnę jak złe chwasty w domowym ustroniu.
LUCJANA
Sama w zazdrości szukasz swych katuszy.
ADRIANA
Niechaj to znosi kobieta bez duszy,
On swoją miłość w inne poniósł strony;
Czyżby inaczej uciekał od żony?
Złoty łańcuszek obiecał mi w darze;
Czyż weń i serce swoje okuć każe?
Klejnot, choć z złota twardego ulany,
Znika powoli długo używany,
Tak dobre imię, które cnota darzy,
Gaśnie powoli pod zębem potwarzy.
Gdy piękność moja nie ma dlań uroku,
Utopię resztę w moich łez potoku,
Niech z łzą ostatnią wypłynie i życie.
LUCJANA
Szalona zazdrość w szalonej kobiecie.
Wychodzą.
Scena druga
Plac publiczny.
Wchodzi Antyfolus z Syrakuzy.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Złoto bezpiecznie schowane w gospodzie.
Skrzętny niewolnik wybiegł znów na miasto,
Ażeby za mną gonić po ulicach.
Wnosząc z wszystkiego, co mówił gospodarz,
Od chwili, jak go z rynku wyprawiłem,
Nie mogłem z Dromiem rozmawiać powtórnie.
Lecz otóż wraca.
Wchodzi Dromio z Syrakuzy.
A co, mości panie,
Czy ci już z głowy figle wywietrzały?
Chcesz nowych cięgów? Rozpocznij swe żarty,
Nie znasz gospody? Nie dałem ci złota?
Czy zawsze pani z obiadem mnie czeka?
Czy teraz jeszcze „Pod Feniksem” mieszkam?
Czy oszalałeś, żeś mi tak szaloną
Śmiał dać odpowiedź?
DROMIO Z SYRAKUZY
Co? Jaką odpowiedź?
Kiedyż jam panu takie prawił duby?
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Tu, na tym rynku, nie ma pół godziny.
DROMIO Z SYRAKUZY
Panie, jam ciebie nie widział na oczy
Od chwili, kiedyś z workiem mnie wyprawił.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Co? Nie mówiłeś, żem ci złota nie dał?
Czyś o obiedzie i pani nie gadał?
Czym ci nie dowiódł, jak mnie to bawiło?
DROMIO Z SYRAKUZY
Rad widzę, panie, żeś w dobrym humorze;
Lecz powiedz, proszę, co znaczą te żarty?
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Zaczynasz znowu? Znowu ze mnie szydzisz?
A więc z kolei skosztuj moich żartów.
Bije go
DROMIO Z SYRAKUZY
Stój, panie! Widzę, żartujesz naprawdę,
Za jaki handel litkup mi ten dajesz?
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Że czasem z tobą mówię poufale,
W wesołej chwili z twych śmieję się błazeństw,
To już zuchwale bratać się chcesz ze mną
I w moje troski bezczelnie się wtrącać?
Gdy słońce świeci, niech komary brzęczą,
Lecz kiedy chmurno, niech w szpary się kryją.
Nim żarty zaczniesz, patrz na me oblicze,
Słowa twe stosuj do mego humoru
Lub kij metodę wpędzi ci do pałki.
DROMIO Z SYRAKUZY
Nazywasz to pałką, panie? Racz tylko twoją pałkę trzymać spokojnie, a metoda wejdzie sama do mojej głowy. Jeśli tak dłużej zostać mają rzeczy, wypadnie mi dla obrony nosić opałkę na głowie albo będę musiał szukać rozumu w ramionach. Proszę cię tylko, panie, powiedz mi, za co mnie bijesz?
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Czy nie wiesz jeszcze?
DROMIO Z SYRAKUZY
Nie wiem; wiem tylko, że mnie bijesz.
ATANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Czy mam ci powiedzieć za co?
DROMIO Z SYRAKUZY
Jeśli łaska; za co i dlaczego, boć, jak powiadają, każde „za co” ma swoje „dlaczego”.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Więc naprzód za to, żeś ze mnie śmiał szydzić;
Potem dlatego, żeś żart śmiał powtórzyć.
DROMIO Z SYRAKUZY
Ani pojmuję dlaczego i za co;
Tak może modnie wierną służbę płacą.
Z tym wszystkim dziękuję panu.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Dziękujesz mi? Za co?
DROMTO Z SYRAKUZY
Dziękuję panu za to coś, które mi za nic dałeś.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Poprawię się przy pierwszej sposobności i za coś nic ci nie dam. Ale dosyć tego na teraz; powiedz mi, czy obiad gotowy?
DROMIO Z SYRAKUZY
Nie, panie, jeszcze pieczeni brak tego, na czym mnie nie zbywa.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Czego jeszcze brak pieczeni?
DROMIO Z SYRAKUZY
Dobrego skropienia.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Będzie więc twarda?
DROMIO Z SYRAKUZY
To proszę, nie jedz jej, panie.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Dlaczego?
DROMIO Z SYRAKUZY
Bo jeżeli będzie twarda, to będzie niestrawna i gotowa zrobić cię cholerycznym, i znowu gotów byś mnie skropić zamiast pieczeni.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Doskonale. Naucz się żartować w właściwej porze. Jest czas na wszystko.
DROMIO Z SYRAKUZY
Śmiałbym temu przeczyć, gdyby pan mój nie tak był choleryczny.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Z jakich powodów?
DROMIO Z SYRAKUZY
Z powodów tak jasnych, jak jasna łysa czaszka samego tatusia Czasu.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Słucham.
DROMIO Z SYRAKUZY
Nie ma już czasu na odzyskanie włosów dla człowieka, który naturalnie ołysiał.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
A czy nie mógłby ich odzyskać przez kaucję i przysądy?
DROMIO Z SYRAKUZY
I owszem, składając kaucję za perukę a przysądzając sobie stracone włosy innego.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Dlaczego Czas tak skąpy włosów, choć to wyrost tak pospolity?
DROMIO Z SYRAKUZY
Bo zostawił to błogosławieństwo nierozumnym bydlętom, a co ludziom we włosach uskąpił, to im w dowcipie przysporzył.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Niemało jest przecie ludzi mających więcej włosów niż dowcipu.
DROMIO Z SYRAKUZY
Nie znajdziesz, panie, między nimi jednego, co by nie miał dosyć dowcipu na ich stracenie.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Utrzymywałeś jednak przed chwilą, że człowiek włosisty to prostaczek bez dowcipu.
DROMIO Z SYRAKUZY
Im większy prostak, tym prędzej gubi włosy, ale i on nie łysieje bez pociechy.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
A z jakiejż to przyczyny?
DROMIO Z SYRAKUZY
Z dwóch przyczyn, panie, i to zdrowych.
ANIYFOLUS Z SYRAKUZY
Tylko już, proszę, nie zdrowych.
DROMIO Z SYRAKUZY
Więc pewnych.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Nie bardzo chyba pewnych, bo rzecz w sobie zawodna.
DROMIO Z SYRAKUZY
No to niezawodnych.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Wymień je.
DROMIO Z SYRAKUZY
Pierwsza, że nie będzie już tracił pieniędzy na trefienie, a druga, że przy obiedzie nie będą mu w zupę wpadały.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Ale chciałeś mi dowieść, że nie ma czasu na wszystko.
DROMIO Z SYRAKUZY
I dowiodłem, dając za przykład, że nie ma czasu na odzyskanie włosów straconych przez naturalne wyłysienie.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Dowód to jednak niedostateczny, że nie ma czasu ich odzyskać.
DROMIO Z SYRAKUZY
Więc na dobitkę utrzymuję, że sam Czas jest łysy, a więc do końca świata będzie miał łysych towarzyszy.
ANTYFOIUS Z SYRAKUZY
Wiedziałem, że się na łysej skończy konkluzji. Lecz cicho! Kto tam znaki nam daje?
Wchodzą Adriana i Lucjana.
ADRIANA
O, tak jest! Bardzo dobrze, Antyfolu,
Udaj zdziwienie i marszcz chmurne czoło,
Chowaj uśmiechy dla innej kochanki,
Ja bowiem twoją nie jestem już żoną.
Lecz były czasy, w których przysięgałeś,
Że dla twych uszu nie było muzyki,
Dla ócz nie było pięknego widoku,
Dla twojej dłoni miękkiego dotknięcia,
Smacznej potrawy dla twego języka,
Gdym nie mówiła, nie patrzała na cię,
Nie tknęła ręki, nie podała potraw.
O, powiedz, mężu, powiedz mi, dlaczego
Tak się zmieniłeś dla samego siebie?
Dla siebie, mówię, gdyś się dla mnie zmienił,
Co jestem – w ciebie na wieki wcielona,
Jestem najlepszą ciała twego cząstką.
Z moich się objęć nie wydzieraj, błagam,
Bo wierzaj, drogi, łatwiej by ci było
W głębiny morskie kroplę wody spuścić,
Potem tę samą kroplę z głębin czerpnąć,
Nic nie ujmując i nic nie przydając,
Niż chcieć beze mnie ze mną się rozdzielić.
Jakby się twoje zakrwawiło serce,
Gdybyś usłyszał, żem wiarę złamała,
Że to dla ciebie poświęcone ciało
Splamił rozpustnik lubieżnym dotknięciem.
Wszak plułbyś na mnie, potrąciłbyś nogą,
Małżonka imię w twarz byś moją rzucił.
Wszeteczną skórę z czoła mego zdrapał,
Z niewiernej ręki ślubny odciął pierścień
I skruszył gniewnie rozwodu przekleństwem.
Wszak tak byś zrobił? Zrób więc, bo już pora.
Rozpusty plama ciało moje szpeci,
Zbrodnia bezwstydu we krwi mojej płynie;
Bo gdy mąż z żoną jedno tworzy ciało,
Z twych żył trucizna w me przecieka żyły,
Twoja niewiara mnie robi niewierną,
Lecz ty dochowaj przysiężonej wiary,
A wspólny honor zostanie bez skazy.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Do mnie to mówisz, pani? Ja cię nie znam;
Dwie ledwo godzin, jak jestem w Efezie,
Tak miastu twemu, jak słowom twym obcy,
Próżno cię słucham i drapię się w głowę,
Jestem za głupi, by twą pojąć mowę.
LUCJANA
Fe, bracie! Jaka zaszła w tobie zmiana?
Gdzieś się nauczył z żoną tak obchodzić?
Dromio, z jej woli, na obiad cię szukał.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Dromio?
DROMIO Z SYRAKUZY
Ja?
ADRIANA
Tak jest. Mówiłeś z powrotem,
Że cię wychłostał, a chłostając wołał,
Że swego domu i żony swej nie zna.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Czy ty masz jaką z tą szlachcianką zmowę?
Powiedz mi cele waszego układu.
DROMIO Z SYRAKUZY
Ja, panie? W życiu mym jej nie widziałem.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Kłamiesz nędzniku, przed chwilą, na rynku
To samo słowo w słowo mi mówiłeś.
DROMIO Z SYRAKUZY
Jak żyję, panie, słów jej nie słyszałem.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Skądże by nasze wiedziała nazwiska?
Chyba przez jakie cudowne natchnienie.
ADRIANA
I nie masz wstydu z twoim niewolnikiem
Przeciwko własnej sprzysięgać się żonie?
Niech i tak będzie; to los jest mój twardy:
Ale do krzywdy nie przyrzucaj wzgardy.
Rób, co chcesz; wieczniem z tobą połączona:
Jak na wiąz ciska winograd ramiona,
Tak ja mą słabość twoją siłą wspieram,
Przez ciebie żyję i z tobą umieram.
Tylko mnie z tobą występnie rozdziela
Bluszcz przywłaszczyciel; pasożytne ziela
Nie ocinane tulą się do ciebie.
Piją twe soki, żyją o twym chlebie.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
na stronie
Do mnie te słowa stosuje szalone!
To chyba we śnie wziąłem ją za żonę.
Albo śpię teraz – wszystko jest marzenie,
Oczy i uszy osiadło złudzenie.
Póki się sprawa nie wyjaśni cała,
Chętnie przyjmuję, co fortuna dała.
LUCJANA
Leć, Dromio, nakaż zastawić wieczerzę.
DROMIO Z SYRAKUZY
na stronie
Odpuść nam Panie! Gdzie moje szkaplerze?
To nie są ludzie; to wróżek dzielnice;
Duchy, upiory, elfy, czarownice;
Jeśli rozkazu nie spełnię co prędzej,
Okrutną śmiercią zginę od tej nędzy.
LUCJANA
Co tam pod nosem szwargoczesz, próżniaku?
Stoisz jak głupi, przeklęty ślimaku.
DROMIO Z SYRAKUZY
Już ja nie Dromio, już nie ten, co byłem.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Dusząś się zmienił, jak ja się zmieniłem.
DROMIO Z SYRAKUZY
Zmieniłem, panie i duszą, i ciałem.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Masz twoją postać.
DROMIO Z SYRAKUZY
Nie, małpą zostałem.
LUCJANA
Zostałeś osłem, a nie koczkodanem.
DROMIO Z SYRAKUZY
O, prawda, pani, i wzdycham za sianem.
Tak, jestem osłem, to rzecz dowiedziona;
Inaczej znałbym ją, jak mnie zna ona.
ADRIANA
Nie chcę być dłużej świata pośmiewiskiem
I nie chcę dłużej próżnych łez wylewać,
Gdy pan i sługa z cierpień moich szydzą.
Idźmy wieczerzać; Dromio, pilnuj bramy.
Pójdź ze mną, mężu, do mojej komnaty,
Z wszystkich dziś grzechów chcę cię wyspowiadać.
Jeśli kto przyjdzie o pana się pytać,
Powiedz, że wyszedł; nie wpuszczaj nikogo,
Pilnuj drzwi dobrze i bij się w potrzebie.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Czy jestem w piekle, na ziemi czy w niebie?
Czuwam czy marzę? Sam nie wiem, co robię.
Więcej wie o mnie, niż ja sam o sobie.
Muszę się teraz na wszystko z nią zgodzić,
Na chybił trafił w tej gęstej mgle brodzić.
DROMIO Z SYRAKUZY
Panie, naprawdę odźwiernym mam zostać?
ADRIANA
A dobrym, jeśli cięgów nie chcesz dostać.
LUCJANA
Czas obiadować; idźmy, Antyfolu.
Wychodzą.
Akt trzeci
Scena pierwsza
Plac publiczny w Efezie.
Wchodzą Antyfolus z Efezu, Dromio z Efezu, Angelo i Baltazar.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Dobry Angelo, musisz mi przebaczyć;
Cierpką mam żonę, gdy się trochę spóźnię.
Powiedz, żem w twoim zabawił się sklepie,
By się przypatrzyć robocie łańcuszka,
Który przyniesiesz jutro bez ochyby.
Lecz patrz, ten hultaj bezczelnie powtarza,
Żem go na rynku spotkał i wyczubił,
Żądałem zwrotu tysiąca dukatów,
A własnej żony i domum się wyparł.
Powiedz, pijaku, jaki miałeś zamiar?
DROMIO Z EFEZU
Co wiem, wiem dobrze. Gadaj, co chcesz, panie.
Znaki twej ręki mam na pokazanie;
Pergaminową gdyby grzbiet był skórą,
A z twoich palców zrobiło się pióro,
Z własnego pisma mógłbyś się dowiedzieć,
Jaki mój zamiar, co chciałem powiedzieć.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Chciałeś powiedzieć, żeś dziś osłem został.
DROMIO Z EFEZU
Tak wnoszę z tuzów, którem dzisiaj dostał.
Lecz osieł wierzga pod batoga dęciem,
Strzeż się więc, panie, przed osła wierzgnięciem.
ANTYFOLUS Z EFEZU
do Baltazara
Jakąś tęsknotę z twego widać czoła;
Może ją obiad mój rozpędzić zdoła;
Przynajmniej dobrej woli nam nie braknie.
BALTAZAR
Jej, nie przysmaków, dusza moja łaknie.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Lecz dobra wola dana na śniadanie
Za kawał dobrej pieczeni nie stanie.
BALTAZAR
Lada gbur może pieczeń nam zastawić.
ANTYFOLUS Z EFEZU
A lada fircyk piękne słowa prawić.
BALTAZAR
Mało półmisków, a dobrych słów wiele
To mi jest bankiet, to mi jest wesele.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Dla skromnych gości, skąpych gospodarzy.
Lecz przyjmij chętnie, co nam Pan Bóg zdarzy.
Lepszy traktament w każdym znajdziesz domu,
Lecz sercem nie dam ubiec się nikomu.
Co? Drzwi zamknięte? Ruszaj do jejmości,
Każ nam otworzyć i zapowiedz gości.
DROMIO Z EFEZU
Hej, Małgorzato, Zosiu, Basiu, Kasiu,
Cesiu, Ulisiu, Brygido, Joasiu!
DROMIO Z SYRAKUZY
za sceną
Koniu, kapłonie, dardanelski ośle,
Głupi fircyku i baranie-pośle,
Czy oszalałeś tyle dziewek wołać,
Gdy z jedną człeku trudno jest podołać?
DROMIO Z EFEZU
Cóż to za nowy hultaj drzwi tu strzeże?
Otwórz, bo pana niecierpliwość bierze.
DROMIO Z SYRAKUZY
Tam, skąd tu przyszedł, wrócić sobie może,
Bo zakatarzyć gotów się na dworze.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Otwórz, hultaju, jeśli nie chcesz biedy.
DROMIO Z SYRAKUZY
Powiedz dlaczego, a powiem ci kiedy.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Dlaczego? Głodni my na obiad przyszli.
DROMIO Z SYRAKUZY
Przyjdź inną razą, dzisiaj ani myśli.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Co za zuchwalec śmie mi tu bez sromu
Przed własnym panem drzwi zamykać domu?
DROMIO Z SYRAKUZY
Zowię się Dromio, a dekretem nowym
Jestem odźwiernym tutaj tymczasowym.
DROMIO Z EFEZU
Godność i imię skradł mi łotr wierutny:
Imię niesławne, a urząd dość smutny,
A gdybyś tylko Dromiem był dziś z rana,
Twoje byś imię dał za wiązkę siana.
ŁUCJA
za sceną
Co za pijaki sieją w mieście trwogę?
DROMIO Z EFEZU
Pan wraca, Łucjo, otwórz.
ŁUCJA
Nie, nie mogę.
Zbyt już jest późno.
DROMIO Z EFEZU
Śmiech mnie bierze pusty.
Na honor, to są czyste mięsopusty.
Przecież, kto stuka, drzwi mu otwierają.
ŁUCJA
Nieproszonego kijem wypraszają.
DROMIO Z SYRAKUZY
Łucją się zowiesz? Luciu, życzę zdrowia,
A nie daj łotrom zbić się na przysłowia.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Słyszysz, kochańciu, duszko, otwórz wrota.
ŁUCJA
Co wy za jedni?
DROMIO Z SYRAKUZY
Strzeż się, to gołota!
DROMIO Z EFEZU
Nie chcesz? Bum! Bramę wysadzę ze złości.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Otwórz, hultaju!
ŁUCJA
Dla czyjej miłości?
DROMIO Z EFEZU
Szturmujmy, panie!
ŁUCJA
Przyprowadźcie działa.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Niewczesnych żartów będziesz żałowała,
Jeśli mi przyjdzie drzwi wysadzić siłą.
ŁUCJA
Jakby w Efezie żandarmów nie było.
ADRIANA
za sceną
Co tam za wrzaski słyszę na ulicy?
DROMIO Z SYRAKUZY
Jacyś pijani, pewno czeladnicy.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Czy to ty, żono? Przecie! Bogu chwała!
ADRIANA
Żono! Umykaj, póki skóra cała.
DROMIO Z EFEZU
Jeśli weźmiemy szturmem cytadelę,
Komu się skrupi, załodze się zmiele.
ANGELO
Nie widzę uczty, a przyjęcia mało,
Przecie by jedno lub drugie się zdało.
BALTAZAR
Które z nich lepsze, spór toczył się długi;
Lecz bez jednego wrócim i bez drugiej.
DROMIO Z EFEZU
Czas prosić, panie, bo gościom już nudno.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Wiatr dmie od lądu i wpłynąć nam trudno.
DROMIO Z EFEZU
Podziękuj Bogu, żeś w ciepłej kapocie,
Bo w zęby dzwonić i dreptać po błocie,
Kiedy na stole ciepła zupa czeka,
To o szaleństwo przyprawi człowieka.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Przynieś mi lewar; strzaskam drzwi ze złości.
DROMIO Z SYRAKUZY
Nim ty drzwi strzaskasz, ja strzaskam ci kości.
DROMIO Z EFEZU
Tu by cierpliwość utracił i święty,
Otwórz natychmiast, hultaju przeklęty!
DROMIO Z SYRAKUZY
Wprzód mi pokazać będziecie musieli,
Ptaka bez pierza i rybę bez skrzeli.
DROMIO Z EFEZU
Za rybę bez skrzel, za ptaka bez pierzy
Baran bez wełny wkrótce was uderzy.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Ruszaj po lewar; dość już słów bez celu.
BALTAZAR
Cierpliwość! Nie rób tego, przyjacielu,
Bo sam na własny nastawałbyś honor
I sam na czyste żony twojej imię
Rzuciłbyś szpetną plamę podejrzenia.
Pomnij, od dawna znasz twej żony mądrość,
Jej cnoty, lata, skromność doświadczoną,
Policz więc wszystko na karb tajnych przyczyn;
Nie wątpię, że ci wkrótce wytłumaczy,
Dlaczego dom twój przed tobą zamknięty.
Słuchaj mej rady, oddal się cierpliwie,
Chodź „Pod Tygrysa” ze mną obiadować.
Sam tu powrócisz o późnym wieczorze,
Spytasz o powód dziwnej awantury.
Gdybyś chciał we dnie pod okiem gawiedzi
Drzwi wyłamywać, pomyśl, jak zjadliwe
Krok twój u ludzi komentarze znajdzie;
Sam mimowolnie rzucisz podejrzenie
Na twego domu honor, dotąd czysty,
A czarna potwarz, raz puszczona w obieg,
Po twojej śmierci na grób twój upadnie:
Potwarz dziedzictwem zlewa się na dzieci,
Nie puszcza domu, który raz oszpeci.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Wygrałeś sprawę; odchodzę spokojnie.
Choć niewesoły, bawić się zamierzam.
Znam ja tu w mieście świegotliwą dziewkę,
Piękną, dowcipną, wesołą a wdzięczną.
Do niej na obiad prowadzić was myślę.
Nieraz mi żona bez żadnych powodów
Za tę znajomość sceny wyprawiała.
Do niej was proszę. Idź wprzódy do domu,
Zabierz łańcuszek, już pewno skończony,
I „Pod Jeżowca” bez zwłoki go przynieś,
Tam jej mieszkanie; naszej gospodyni
Na złość mej żonie prezent ten przeznaczam.
Z własnego domu jak złodziej wygnany
Może skuteczniej zastukam gdzie indziej.
ANGELO
Wrócę za jaką godzinę z robotą.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Żart to kosztowny, ale mniejsza o to.
Wychodzą.
Scena druga
Publiczny plac w Efezie.
Wchodzą Lucjana i Antyfolus z Syrakuzy.
LUCJANA
Mógłżeś tak zabyć męża powinności?
O Antyfolu, chceszże, nierozumny,
W miłości wiośnie warzyć kwiat miłości,
W pół zbudowane burzyć jej kolumny?
Jeśli pojąłeś dla pieniędzy żonę,
Za jej pieniądze daj uczuć pozory;
Jeśli twe serce w inną leci stronę,
Choć tajemnicą osłoń twe amory.
Niechaj twój język zdrad twych nie powiada,
Niechaj ich twoje nie głoszą spojrzenia,
Niechaj choć cnoty szatę nosi zdrada,
Cukrowe słowa i tkliwe westchnienia.
Miej twarz uczciwą przy występnej duszy,
Świętości płaszczem szpetność grzechu odziej,
Nieużytecznych oszczędź jej katuszy:
Kiedyż się chełpił z swej kradzieży złodziej?
Dwa razy grzeszy mąż, co wiarę łamie,
A grzech objawia przez oko i słowo;
Obłuda niechaj choć uczciwość kłamie,
A złą złych czynów nie podwaja mową.
Z łatwowierności ulepiona cała,
Cieszy się żona miłości pozorem;
Daj rękę innej, byle rękaw miała,
Biegnie posłuszna wskazanym jej torem.
Dobry mój bracie, postępuj inaczej,
Twe kłamstwo czułe ócz jej nie osuszy,
A kłamstwu temu łatwo Bóg przebaczy,
Co jest pociechą bolejącej duszy.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Nie wiem, kto jesteś, aniele uroczy,
Chociaż ty cudem moje wiesz nazwisko,
Lecz takim ogniem twe goreją oczy,
Że widzę w tobie nadziemskie zjawisko.
Powiedz, co mówić, co myśleć mi trzeba,
Duszy owitej w czarne ziemi cienie,
Piękny aniele, przysłany mi z nieba,
Wytłumacz tajne słów twoich znaczenie.
Czemu chcesz myśli mych szczerość zacienić?
Czemu na kłamstwa popchnąć mnie bezdroże?
Jesteś boginią? Pragniesz mnie przemienić?
Powiedz, twej woli ulegnę w pokorze.
Lecz póki sobą czuję się sam w sobie,
Wiecznie i wiecznie powtarzać ci muszę:
Że niczym dla mnie twa siostra w żałobie,
Że wszystko ciągnie do ciebie mą duszę.
Czemu, syreno, w łez siostry twej tonie
Chcą mnie zanurzyć twych pieśni pieszczoty?
Śpiewaj dla siebie; za tobą pogonię;
Na srebrnych falach złote rozwiń sploty.
Z radością pójdę w takim szukać morzu
Szczęśliwej śmierci na czystym twym łonie,
Bo wiecznym życiem śmierć na takim łożu:
Miłość ma, jeśli lekka, niech utonie.
LUCJANA
Czy oszalałeś? Co to wszystko znaczy?
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Szalona miłość głowę mi majaczy.
LUCJANA
Ócz twych szaleństwo rozum ci zmąciło.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Słońce twych spojrzeń oczy mi olśniło.
LUCJANA
Patrz, gdzieś powinien, a przejrzysz znów jaśnie.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Na noc mam patrzeć? Wprzód niech słońce zgaśnie.
LUCJANA
Nie ja, lecz siostra moja twą kochanką.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Siostra twej siostry?
LUCJANA
Siostra.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Ty, niebianko,
W tobie jedynie istność moja żyje,
Me oko widzi i serce me bije,
W tobie me szczęście, a na twoim łonie,
Raj mój za życia i raj mój po zgonie.
LUCJANA
Praw te androny twojej Adrianie.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Ty, Adrianą, ty, moje kochanie.
Ty męża nie masz, a ja nie mam żony,
Daj mi twą rękę.
LUCJANA
O, nie, stój, szalony!
Musim się wprzódy siostry mej poradzić.
Gdy Lucjana wchodzi do domu Anlyfolusa z Efezu, wybiega z niego Dromio z Syrakuzy
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Co tam nowego, Dromio? Co ci tak spieszno?
DROMIO Z SYRAKUZY
Czy znasz mnie, panie? Czy ja Dromio? Czy ja twój sługa? Czy ja to ja naprawdę?
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Ty jesteś Dromio; ty jesteś moim sługą; ty jesteś ty.
DROMIO Z SYRAKUZY
Ja jestem osłem, panie, ja jestem sługą kobiety, ja nie należę już do siebie.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Jakiej kobiety sługą? Dlaczego nie należysz już do siebie?
DROMIO Z SYRAKUZY
Nie należę do siebie, bo należę do kobiety, która rości do mnie jakieś pretensje, jak cień za mną chodzi, chce gwałtem mnie zabrać.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Jakie rości do ciebie pretensje?
DROMIO Z SYRAKUZY
Takie pretensje, jakie byś ty rościł, panie, do własnego konia. Chce gwałtem mnie zabrać jak własne bydlę, nie żeby mnie chciała dlatego, że jestem bydlę, ale dlatego że, sama bydlę, rości sobie do mnie pretensje.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Cóż to za kobieta?
DROMIO Z SYRAKUZY
Bardzo uczciwa osoba, bo mówić o niej trudno nie powtarzając za każdym słowem: uczciwszy uszy. Chuda moja dola w małżeństwie, choć nie mogę zaprzeczyć, że to okrutnie tłuste małżeństwo.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Co rozumiesz przez tłuste małżeństwo?
DROMIO Z SYRAKUZY
Rozumiem, że to kucharka z samej tłustości ulana. Nie wiem, na co ją użyć; chyba zapalić ją jak lampę i zemknąć od niej przy własnym jej świetle. Przysięgam, że jej łachmany i łój z nich wyciśnięty wystarczyłyby na polską zimę; jeśli do sądnego dnia dożyje, palić się będzie dłużej niż świat cały.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Jaka jej cera?
DROMIO Z SYRAKUZY
Czarna jak moje buty, tylko nie tak czysto utrzymana, bo tak się poci, panie, że można by brodzić po kostki.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Woda temu zaradzi.
DROMIO Z SYRAKUZY
Nie, panie, bo to w jej rdzeniu, temu by nawet potop Noego nie zaradził.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Jak się nazywa?
DROMIO Z SYRAKUZY
Nazywa się Kamila, zapewne dlatego, że mila drogi od jednego do drugiego jej biodra.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
To jakaś ogromna gidia.
DROMIO Z SYRAKUZY
Uchowaj Boże! Nie dalej od stóp do głowy jak od biodra do biodra; okrąglutka jak globus; mógłbym pokazywać na niej różne kraje.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
A gdzież tam leży Irlandia?
DROMIO Z SYRAKUZY
Na lędźwiach; poznałem ją po bagnach.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
A Szkocja?
DROMIO Z SYRAKUZY
Odkryłem ją po jałowości skalistego gruntu na dłoni.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Gdzie Francja?
DROMIO Z SYRAKUZY
Na czole; zbrojna i zbuntowana, w otwartej wojnie z głową.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Gdzie leży Anglia?
DROMIO Z SYRAKUZY
Szukałem skał wapiennych, lecz nie mogłem odkryć nic białego, przypuszczam tylko, że leży na jej podbródku, a wnoszę to ze słonej wody przedzielającej ją od Francji.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
A Hiszpania?
DROMIO Z SYRAKUZY
Nie widziałem Hiszpanii, ale ją czułem po gorącym oddechu.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Gdzie Ameryka? Gdzie Indie?
DROMIO Z SYRAKUZY
O panie, na jej nosie błyszczącym od rubinów, karbunkułów, szafirów, a chylącym wszystkie swoje skarby ku gorącym oddechom Hiszpanii, która tam całe floty galionów po ładunek wyprawia.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Gdzie Belgia i Niderlandy?
DROMIO Z SYRAKUZY
Nie posunąłem, panie, moich poszukiwań tak daleko. Słowem, ta klępa, a raczej ta czarownica założyła do mnie pretensje, nazywała mnie Dromiem, przysięgała, że byłem jej narzeczonym, wyliczyła mi moje wszystkie znaki szczególne, jak na przykład znamię na łopatce, plamkę na szyi, wielką brodawkę na lewym ramieniu, tak że przestraszony uciekłem od niej jak od czarownicy, i zdaje mi się, że gdyby moja pierś nie była lepiona z wiary, a serce kute ze stali, byłaby mnie w kurtę przemieniła i kazała rożen z pieczenią obracać.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Teraz co żywo ruszaj mi do portu,
W którą bądź stronę od lądu wiatr dmucha,
Pytaj, gdzie okręt wypłynąć gotowy;
Nie chcę w Efezie nocy tej przepędzić.
Wracaj na rynek, tam na ciebie czekam.
Kto wszystkim znany, sam nie zna nikogo;
Niech z bagażami pierwszą zmyka drogą.
DROMIO Z SYRAKUZY
Jak od niedźwiedzia strzelec przestraszony
Od czarownicy uciekam tak żony.
Wychodzi.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Kraj ten widocznie gniazdem jest czarownic;
Czas mi uciekać, pókim jeszcze cały.
Kobieta, co się żoną moją mieni,
W duszy mi budzi wstręt niezwyciężony,
Ale jej piękna siostra, pełna wdzięków,
Słodyczą głosu, a słodszym spojrzeniem
Prawie już własnym zrobiła mnie zdrajcą.
By mi grożących uniknąć katuszy,
Na śpiew syreny zatkam moje uszy.
Wchodzi Angelo.
ANGELO
Jestem na koniec, panie Antyfolu.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
To moje imię.
ANGELO
Znam je, dzięki Bogu.
Obacz łańcuszek. Mimo dobrej chęci
Zdążyć na obiad z wami „Pod Jeżowca”,
Musiałem czekać, aż czeladnik skończy.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Co chcesz, ażebym z tym łańcuszkiem zrobił?
ANGELO
Zrobisz, co zechcesz; zrobiony dla ciebie.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Nigdy nie dałem tego obstalunku.
ANGELO
Nie raz i nie dwa razy, lecz dwadzieścia,
Weź go do domu, ofiaruj go żonie,
A ja was podczas wieczerzy nawiedzę
I za mój towar pieniądze odbiorę.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Wolałbym, żebyś odebrał natychmiast
Lub się pożegnaj z płacą i łańcuszkiem.
ANGELO
Jak widzę, panie, lubisz krotofile.
Wychodzi.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Niech zginę, jeśli rozumiem choć tyle.
Na moim miejscu nikt by nie miał wstrętu
Przyjąć tak grzecznie danego prezentu.
Łatwe tam życie, gdzie ludziom złotnicy
Złote łańcuszki dają na ulicy.
Czas iść na rynek i na Dromia czekać,
Z pierwszym okrętem co prędzej uciekać.
Wychodzi.
Akt czwarty
Scena pierwsza
Publiczny plac w Efezie.
Wchodzą Drugi Kupiec, Angelo, Komisarz.
DRUGI KUPIEC
Termin upłynął od Zielonych Świątek;
Nie nalegałem odtąd na wypłatę,
I dziś bym nawet jeszcze nie nalegał,
Gdybym nie musiał zbierać gotowizny
Na podróż, którą do Persji zamierzam.
Racz się uiścić lub będę zmuszony
Oddać cię w ręce pana komisarza.
ANGELO
Właśnie że sumę, którąm ci jest dłużny,
Mam dziś odebrać od Antyfolusa.
Przed chwilą złoty dałem mu łańcuszek,
O piątej ma mi wypłacić należność;
Chodź, proszę, ze mną do jego mieszkania,
A tam z wdzięcznością wręczę ci pieniądze.
Z domu Kurtyzany wychodzą Antyfolus z Efezu i Dromio z Efezu
KOMISARZ
On sam nadchodzi, skończcie tu interes.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Ja do złotnika idę, ty tymczasem
Śpiesz kupić batóg, którym poczęstuję
Moją małżonkę i jej sprzymierzeńców,
Że śmieli drzwi me zamknąć mi przed nosem.
Lecz otóż złotnik; ty idź, gdzie mówiłem,
I wracaj spiesznie z batogiem do domu.
DROMIO Z EFEZU
Nim batóg kupię, wprzódy sobie kupię
Jaki tysiączek talarów intraty.
Wychodzi.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Pięknie wychodzi, kto na ciebie liczy.
Przyrzekłeś łańcuch i twoją wizytę:
Złotnik i łańcuch znikli jak kamfora.
Pewno myślałeś, że przyjaźń by nasza
Zbyt długo trwała łańcuchem związana,
Dlatego w sklepie wolałeś pozostać.
ANGELO
Wolne są żarty. Lecz chciej notę przejrzeć;
Znajdziesz tam wagę złota do karatu,
Próbę metalu i koszta roboty;
Wszystko wynosi trzy dukaty więcej
Niż dług mój temu należny kupcowi.
Jeżeli łaska, zapłać mu natychmiast,
Bo czas mu drogi, okręt już pod żaglem.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Nie mam przy sobie tyle gotowizny,
A że mam ważny załatwić interes,
Do mego z nim się pofatyguj domu,
Zabierz łańcuszek, oddaj go mej żonie
I powiedz, żeby należność spłaciła,
Może z powrotem zastanę was jeszcze.
ANGELO
A więc sam pragniesz swój prezent jej wręczyć?
ANTYFOLUS Z EFEZU
Nie, ty go ponieś, bo mogę się spóźnić.
ANGELO
Chętnie, daj tylko; czy masz go przy sobie?
ANTYFOLUS Z EFEZU
Jeśli ty nie masz, ja go także nie mam;
Możesz do domu bez pieniędzy wrócić.
ANGELO
Proszę, skończ żarty, powierz mi łańcuszek,
Bo wiatr i przypływ wołają na kupca,
A moja wina, że jeszcze na lądzie.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Widzę, że chcesz się tym żartem wywinąć
Z niedotrzymania danego nam słowa;
I żebym pierwszy nie zaczął wymówek,
Jak swarna żona pierwszyś kłótnię zaczął.
DRUGI KUPIEC
Czas nagli! Proszę, zakończmy interes.
ANGELO
Słyszysz, co mówi? Powtarzam, łańcuszek.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Daj go mej żonie, dostaniesz pieniądze.
ANGELO
Wiesz, że przed chwilą sam ci go wręczyłem;
Więc lub łańcuszek, lub daj mi znak inny.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Żarty posuwasz trochę za daleko.
Gdzie jest łańcuszek? Pokaż mi go, proszę.
DRUGI KUPIEC
Czas mój zbyt drogi, abym czekał dłużej;
Daj mi natychmiast stanowczą odpowiedź,
Albo go oddam w ręce komisarza.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Daj mi odpowiedź! Cóż ci mam powiedzieć?
ANGELO
Czy chcesz zapłacić to, co mi winieneś?
ANTYFOLUS Z EFEZU
Nic nie winienem, bo nie mam towaru.
ANGELO
Dałem ci towar pół godziny temu.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Nic mi nie dałeś, a krzywdzisz mnie srogo.
ANGELO
Nie ja, lecz ty mnie wyrządzasz tu krzywdę
I szkodzisz memu w mieście kredytowi.
DRUGI KUPIEC
do Komisarza
Więc go aresztuj na moje żądanie.
KOMISARZ
W imieniu księcia, więźniem moim jesteś.
ANGELO
To plamę rzuca na me dobre imię,
Więc lub bez zwłoki dług ten wypłać za mnie
Lub cię natychmiast każę aresztować.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Zapłacić sumę, której nie winienem?
Więc mnie aresztuj, jeśli śmiesz, wariacie.
ANGELO
Oto są koszta; pod straż weź go swoją.
W podobnym razie na taką bezczelność
Dla mego brata nie miałbym litości.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Jestem posłuszny, póki nie dam kaucji,
Lecz na zapłatę twojego żarciku
Nie znajdziesz dosyć złota w twoim sklepie.
ANGELO
A ja ci jeszcze na twój wstyd dowiodę,
Że są w Efezie sądy i sędziowie.
Wchodzi Dromio z Syrakuzy.
DROMIO Z SYRAKUZY
Jest, panie, w porcie okręt z Epidamnum,
Co tylko czeka swego kapitana,
A zaraz potem kotwicę podnosi.
Nasze bagaże są już na pokładzie;
Kupiłem balsam, wódkę i oliwę;
Żagle napięte, wiatr dmucha od lądu.
I tylko braknie nas i kapitana.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Głupi baranie i pałko szalona,
Jaki mnie okręt z Epidamnum czeka?
DROMIO Z SYRAKUZY
Okręt, którego szukać mi kazałeś.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Jam ci, pijaku, batóg kazał kupić
I powiedziałem na co i dlaczego.
DROMIO Z SYRAKUZY
Bodajem pierwszy batogiem tym dostał,
Jeśliś nie kazał mi okrętu szukać.
ANTYFOLUS Z EFEZU
W stosownej chwili nauczę cię, błaźnie,
Jak się rozkazów pana swego słucha.
Teraz do domu leć i Adrianie
Oddaj ten kluczyk, powiedz jej, że w biurku
Okrytym moim tureckim dywanem
Jest rulon złota, niechaj ci go wręczy.
Aresztowany byłem na ulicy,
Sumę tę złożyć muszę na rękojmię.
Ruszaj, a spiesz się! Teraz, komisarzu,
Więźniem twym jestem do jego powrotu.
Wychodzą Kupiec, Angelo, Komisarz i Antyfolus z Efezu.
DROMIO Z SYRAKUZY
Do Adriany! Tam, gdziem obiadował!
Gdzie mnie Kamila mężem mianowała!
Lecz na jej stanik ręce me za krótkie.
Spieszę jednakże, bo taka sług dola,
Że prawem dla nich każda pańska wola.
Wychodzi.
Scena druga
Pokój w domu Antyfolusa z Efezu.
Wchodzą Adriana, Lucjana.
ADRIANA
I on tak kusić śmiał cię, Lucjano!
Czy nie mówiła ci jego źrenica,
Że miłość była miłością udaną?
Czy był posępny? Czy blade miał lica?
Czy jakim znakiem oko nie zdradzało,
Co się w głębinach serca jego działo?
LUCJANA
Mówił, że nie masz żadnego doń prawa.
ADRIANA
Bo on ze wszystkich praw się naigrawa.
LUCJANA
Przysiągł, że wszystko obce mu w tym mieście.
ADRIANA
Krzywoprzysięzca! Raz nie skłamał wreszcie.
LUCJANA
Długie prawiłam za tobą kazanie.
ADRIANA
A on co na to?
LUCJANA
Że o przywiązanie,
Które w nim chciałam obudzić dla ciebie,
On błaga u mnie dla samego siebie.
ADRIANA
Jakże cię kusił na moją niesławę?
LUCJANA
Słowem uczciwszą zdolnym wygrać sprawę,
Podziwiał dowcip, blask mojej urody.
ADRIANA
Czy mu w nadziejach nie dałaś nagrody?
LUCJANA
O siostro, przywdziej cierpliwości zbroję.
ADRIANA
Nie może serce, niech język ma swoje.
To starzec zwiędły, łys, zyz, kuternoga,
Upośledzony od ludzi i Boga,
Gbur, zły, uparty, a zakuta głowa,
Szpetniejszą duszę w szpetnym ciele chowa.
LUCJANA
Toś nie zazdrościć, lecz cieszyć się winna,
Że lichy towar zabrała ci inna.
ADRIANA
Nie wierzy serce, co mój język prawi,
Choć w innych pragnę wiarę tę obudzić;
Czajka kihicze, aby strzelca złudzić;
Choć klnie go język, serce błogosławi.
Wchodzi Dromio z Syrakuzy.
DROMIO Z SYRAKUZY
Śpiesz się! To kluczyk, biurko i dukaty!
LUCJANA
Coś tak zdyszany?
DROMIO Z SYRAKUZY
Lecę jak z armaty.
ADRIANA
Gdzie pan? Czy wraca?
DROMIO Z SYRAKUZY
Pan mój teraz, pani,
Smaży się w piekle, w Tartaru otchłani,
Diabeł go strzeże wśród wiecznych płomieni,
Którego serce ukute z kamieni,
Diabeł okrutny, zażarty, surowy,
Wilk – gorzej – hultaj w skórze bawołowej,
Zdrajca, co milczkiem na biednego człeka
Na skrętach ulic i zaułkach czeka,
Ogar, co nigdy tropu nie zaciera,
Przed sądem duszę do piekła zabiera.
ADRIANA
Tłumacz się jaśniej; co to jest za sprawa?
DROMIO Z SYRAKUZY
Nie wiem, co za sprawa, ale wiem, że dla tej sprawy siedzi w kozie.
ADRIANA
Co? Siedzi w kozie? A na czyją skargę?
DROMIO Z SYRAKUZY
Ja nie wiem, jaka procesu natura,
Lecz wiem, że strzeże go bawola skóra.
Czy mu nie poślesz na wykup dukatów?
ADRIANA
Przynieś je, siostro.
Wychodzi Lucjana.
Ani pojąć mogę,
Co dług ten znaczy; wiem, że długów nie miał.
Czy jaki bilet na siebie wystawił?
DROMIO Z SYRAKUZY
Za rzecz on większą w komisarza ręku.
Łańcuch, łańcuszek – czy nie słyszysz dźwięku?
ADRIANA
Dźwięku łańcuszka?
DROMIO Z SYRAKUZY
Nie, pani, zegara
Wybiła druga, kiedy mnie wyprawił,
Bije już pierwsza, a jam się nie stawił!
ADRIANA
Zegar w tył idzie? Co pleciesz, szalony!
DROMIO Z SYRAKUZY
Pewno się zegar cofa przestraszony.
ADRIANA
Czy czas ma długi? Co za sąd dziecinny!
DROMIO Z SYRAKUZY
Czas, stary bankrut, fortunie jest winny
Więcej niż sam wart; przy tym ludzie wiedzą,
Czas jest złodziejem; wszyscy ci powiedzą,
Że czas się skrada jak w nocy, tak we dnie;
Powiedz mi teraz, jakie mówią brednie,
Mówiąc, że złodziej, stary bankrut w biedzie
Na głos sierżanta ze strachu w tył idzie?
Wchodzi Lucjana.
ADRIANA
Dromio, weź złoto, spiesz do twego pana,
Wróć z nim do domu. O siostro kochana,
Nie wiem, co myśleć – widzę w wyobraźni
To dzień nadziei, to znów noc bojaźni.
Wychodzą.
Scena trzecia
Plac publiczny w Efezie.
Wchodzi Antyfolus z Syrakuzy.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Kogo napotkam, grzecznie mnie pozdrawia,
Jakby dawnego swego przyjaciela,
I po imieniu każdy mnie nazywa.
Ten mnie zaprasza, ten daje pieniądze,
Inny dziękuje za jakieś usługi,
Inny znów robi kupna propozycje.
Przed chwilą krawiec do sklepu mnie wciągnął,
Jedwab kupiony dla mnie pokazywał
I na ubranie miarę wziął mi gwałtem.
Wszystko to jakieś figle czarnoksięskie:
To jest lapońskich czarownic ojczyzna.
Wchodzi Dromio z Syrakuzy.
DROMIO Z SYRAKUZY
Przynoszę ci, panie, złoto, po które mnie posłałeś. Ale jakże udało ci się pozbyć portretu starego Adama w nowej kurtce?
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Co się znaczy to złoto? O jakim mówisz Adamie?
DROMIO Z SYRAKUZY
Nie o tym Adamie, który raju pilnował, ale o Adamie, który pilnuje więzienia, który chodzi w skórze cielęcia zabitego na powrót rozrzutnika, który szedł za tobą jak zły twój anioł i pozbawił cię wolności.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Nie rozumiem cię wcale.
DROMIO Z SYRAKUZY
Nie rozumiesz mnie, panie? Rzecz to jednak jasna. Mówię o Adamie, który jak skrzypce chodzi w skórzanym pudełku; o człowieku, panie, który znużonych szlachciców klepie po ramieniu i na spoczynek prowadzi; o tym, panie, który lituje się nad zrujnowanymi i pakuje ich do kozy, o człowieku, który swoją pałeczką więcej zabrał jeńców do niewoli niż największy bohater swoim buzdyganem.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Czy mówisz o sierżancie?
DROMIO Z SYRAKUZY
Tak jest, panie, o sierżancie, który trzyma ludzi nie dotrzymujących zobowiązań, któremu się zdaje, że wszyscy ludzie spać się kładą, bo mówi każdemu: daj ci Boże dobry spoczynek!
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Wszystko to dobrze, skończmy jednak błazeństwa. Powiedz mi, czy znalazłeś okręt gotowy tej nocy do żeglugi? Czy możemy odpłynąć?
DROMIO Z SYRAKUZY
Toć powiedziałem ci, panie, przed godziną, że statek „Pośpiech” odbija tej nocy, ale właśnie podówczas przeszkodził ci sierżant i poprowadził na okręt „Odwłoka”. Przynoszę teraz aniołów, po których mnie posłałeś, żeby cię wyzwolili.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Ten człowiek, widzę, jak ja, głowę stracił;
W krainie złudzeń błąkamy się oba;
Niech nas z niej jaki anioł wyprowadzi!
Wchodzi Kurtyzana.
KURTYZANA
Dobre spotkanie, mości Antyfolu!
Widzę, że przecie znalazłeś złotnika;
Czy to łańcuszek, któryś mi obiecał?
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Precz stąd, szatanie! Nie kuś mnie, zaklinam!
DROMIO Z SYRAKUZY
Panie, panie, czy to pani szatanowa?
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Ta sam diabeł.
DROMIO Z SYRAKUZY
Nie, panie, to coś gorszego, to diablica, a przychodzi odziana suknią panny Letkiewiczówny. Stąd to pochodzi, że kiedy dziewka mówi: „Potęp mnie Boże!”, to się znaczy: „Zrób mnie Letkiewiczówną!” Napisano jest: pokazują się ludziom niby aniołowie światłości, a światło jest skutkiem ognia, a ogień pali, a więc te mniemane anioły światłości będą gorzały. Nie zbliżaj się do niej!
KURTYZANA
Widzę, że sługa jak pan krotofilny.
Chcesz, to chodź ze mną, dam ci coś dobrego.
DROMIO Z SYRAKUZY
Jeśli przyjmiesz zaproszenie, weź przynajmniej, panie, długą łyżkę.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Dlaczego?
DROMIO Z SYRAKUZY
Bo powiadają, że musi długą mieć łyżkę, kto musi z diabłem obiadować.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Co mi, szatanie, prawisz o przysmakach?
Jesteś, jak wszystkie tutaj, czarownicą,
Więc cię zaklinam, precz stąd, precz, szatanie!
KURTYZANA
Oddaj pierścionek, który mi ściągnąłeś,
Lub za mój diament daj mi twój łańcuszek;
Chętnie odejdę, przestanę cię nudzić.
DROMIO Z SYRAKUZY
Są diabły, które nie proszą o więcej
Niż o krwi kroplę, o szpilkę, o słomkę,
O włos, o orzech, obrzezek paznokcia,
O pestkę wiśni; lecz ta ambitniejsza,
Zachciało się jej złotego łańcuszka.
Panie, roztropność! Gdy dasz, czego żąda,
Diabeł łańcuchów swych brzękiem nas strwoży.
KURTYZANA
Daj mi łańcuszek lub oddaj pierścionek;
Nie sądzę, abyś chciał mnie oszołomić.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Odejdźmy, Dromio. Precz stąd, czarownico!
DROMIO Z SYRAKUZY
Uciekaj, pycho! Jak to paw powiada,
Słuchaj tej rady, bo dobra to rada.
Wychodzą Antyfolus z Syrakuzy i Dromio z Syrakuzy.
KURTYZANA
Człek ten oszalał, nie ma wątpliwości,
Nigdy inaczej tak by nie postąpił.
Pierścień mój wart był czterdzieści dukatów,
W zamianę on mi łańcuszek obiecał;
Teraz zatrzymać chce jeden i drugi;
Stąd wnosić muszę, że całkiem oszalał.
Zresztą mam na to drugi jeszcze dowód,
Szaloną jego powieść przy obiedzie,
Że mu przed nosem własne drzwi zamknięto.
Zapewne żona, widząc paroksyzmy,
Z trwogi nie chciała wpuścić go do domu.
Bez straty czasu biegnę teraz do niej,
Powiem, jak w nowym szaleństwa obłędzie
Na dom mój napadł i pierścień mój zabrał,
Bo nie mam chęci dla żadnych wariatów
Tracić od razu czterdzieści dukatów.
Wychodzi.
Scena czwarta
Publiczny plac w Efezie.
Wchodzą Antyfolus z Efezu, Komisarz.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Nie bój się, człeku, nie myślę uciekać.
Nim cię opuszczę, złożę w twoje ręce
Sumę, za którą jestem uwięziony.
Żona dziś moja w dziwnym jest humorze
I nie uwierzy łatwo posłańcowi,
Bo bez wątpienia dziwno się jej wyda,
Że mnie za długi pojmano w Efezie.
Wchodzi Dromio z Efezuz batogiem.
Otóż mój sługa! Myślę, że z pieniędzmi.
Czy mi przynosisz, po co cię posłałem?
DROMIO Z EFEZU
Przynoszę, panie, co wszystkim wystarczy.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Lecz gdzie pieniądze?
DROMIO Z EFEZU
Dałem je za batóg.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Co, łotrze, pięćset dukatów za batóg?
DROMIO Z EFEZU
Za taką sumę pięćset ci przyniosę.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Po co do domu bieżyć ci kazałem?
DROMIO Z EFEZU
Po batóg, panie; batóg ci przynoszę.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Skosztuj więc bata, skoro go przyniosłeś.
Bije go
KOMISARZ
Miarkuj się, dobry panie, cierpliwości!
DROMIO Z EFEZU
To mnie cierpliwości potrzeba, bo ja popadłem w nieszczęście.
KOMISARZ
A ty znowu trzymaj język za zębami.
DROMIO Z EFEZU
Radź raczej mojemu panu, żeby trzymał ręce przy sobie.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Czyś ty zmysły utracił, bękarcie?
DROMIO Z EFEZU
Bodajem je był stracił! Nie czułbym teraz twoich cięgów.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Nie masz czucia tylko na cięgi; prawdziwy z ciebie osieł.
DROMIO Z EFEZU
Nie przeczę, że osieł ze mnie; mógłbyś tego dowieść przez moje długie uszy. Służyłem mu od chwili urodzenia do dzisiaj, a za moją długą służbę nigdy nic nie dostałem od niego prócz cięgów. Gdy mi zimno, grzeje mnie kijem; gdy mi gorąco, chłodzi mnie kijem; kijem ze snu mnie budzi, kiedy śpię, kijem z krzesła podnosi, kiedy siedzę; gdy odchodzę, żegna mnie kijem, wita kijem, gdy powracam; noszę kij na grzbiecie jak żebraczka swego bachora i nie wątpię, że gdy mnie okulawi, o tym kiju od drzwi do drzwi chleba pójdę szukać.
Wchodzą Adriana, Lucjana, Kurtyzana, Szczypaki inni.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Patrz, patrz, co za szczęście! Żona moja się zbliża!
DROMIO Z EFEZU
Pani, respice finem albo raczej, żeby prorokować jak papuga, strzeż się końca postronka.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Czy jeszcze chcesz paplać?
Bije go
KURTYZANA
Czy jeszcze powiesz, że mąż twój nie wariat?
ADRIANA
Gwałtowność jego zdaje się to stwierdzać.
Czarownik z ciebie, doktorze Szczypaku,
Dobry doktorze, wróć mu dawny rozum,
A dam ci, jakiej zażądasz, nagrodę.
LUCJANA
Jak od wściekłości iskrzą mu się oczy!
KURTYZANA
Patrz, w paroksyzmie jak się trzęsie cały!
SZCZYPAK
Daj, proszę, rękę, niech twój puls pomacam.
ANTYFOLUS Z EFEZU
To ja ci wprzódy pomacam twe uszy.
SZCZYPAK
Duchu piekielny, co go opętałeś,
Świętej modlitwy usłuchaj rozkazu,
Wracaj natychmiast do twoich ciemności!
Na wszystkich świętych nieba cię zaklinam.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Milcz, głupi starcze, nie jestem szalony.
ADRIANA
Daj Boże, abyś nie był nim naprawdę!
ANTYFOLUS Z EFEZU
Ha mościa pani, to twoi bywalcy?
Ten żółtogęby towarzysz twój, który
Ucztował dzisiaj z tobą w moim domu,
I drzwi bezczelnie zamknął mi przed nosem,
Gdy do mej własnej wejść chciałem komnaty?
ADRIANA
Bóg świadkiem, mężu, żeś w domu jadł obiad.
Czemuż tam dotąd nie zostałeś ze mną
Z dala od wstydu i tego zgorszenia!
ANTYFOLUS Z EFEZU
W domum jadł obiad! Łotrze, co ty na to?
DROMIO Z EFEZU
Wyznaję, w domu nie obiadowałeś.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Czy domu mego drzwi mi nie zamknięto?
DROMIO Z EFEZU
Zamknięto, panie, nie ma wątpliwości.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Czy nie złajała mnie od słów ostatnich?
DROMIO Z EFEZU
Złajała, panie, od słów cię ostatnich.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Czy jej kucharka nie szydziła ze mnie?
DROMIO Z EFEZU
Szydziła, panie, kucharka westalka.
ANTYFOLUS Z EFEZU
I czy z wściekłością odejść nie musiałem?
DROMIO Z EFEZU
Tej prawdy, panie, kości me świadkami;
Jeszcze potęgę wściekłości twej czują.
ADRIANA
Czy się też godzi szaleństwu tak schlebiać?
SZCZYPAK
Łotr ten zna jego szaleństwa naturę
I przywidzeniom jego potakuje.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Płatny przez ciebie złotnik mnie uwięził.
ADRIANA
Mężu, jam złoto na wykup twój dala,
Którego Dromio w imieniu twym żądał.
DROMIO Z EFEZU
Może mi dała serce i życzenia
Co do pieniędzy, przysięgam, ni grosza.
ANTYFOLUS Z EFEZU
Czym cię nie posłał po rulon dukatów?
ADRIANA
Przybiegł po złoto i złoto mu dałam.
LUCJANA
A tego, bracie, i ja byłam świadkiem.
DROMIO Z EFEZU
Bóg i powroźnik będą mi świadkami,
Że byłem tylko po batóg wysłany.
SZCZYPAK
Sługa jest, widzę, jak pan opętany,
Jak można wnosić z bladych obu twarzy.
Trzeba ich związać i zamknąć w ciemnicy.
ANTYFOLUS Z EFEZU
do żony
Czemu przede mną drzwi dzisiaj zamknęłaś?
do Dromia
Czemu ty przeczysz, żeś odebrał złoto?
ADRIANA
Dobry mój mężu, jam drzwi nie zamknęła.
DROMIO Z EFEZU
Dobry mój panie, ja złota nie wziąłem,
Chociaż przyznaję, że nam drzwi zamknięto.
ADRIANA
Kłamliwy łotrze, skłamałeś dwa razy.
ANTYFOLUS Z EFEZU
I ty skłamałaś, bezwstydna niewiasto
Z występną bandą łotrów tych spikniona,
Chcesz mnie wystawić na ludzkie szyderstwo,
Lecz nim twe oczy triumf ten obaczą,
Wyrwę je wprzódy tymi paznokciami.
ADRIANA
krzyczy
Zwiążcie go! Niech się do mnie nie przybliża!
SZCZYPAK
Wołaj pomocy, bo silny w nim diabeł.
Szczypeki jego pomocnicy wiążą Antyfolusa z Efezu.
LUCJANA
O nieszczęśliwy! Jak zbladł, jak zzieleniał!
ANTYFOLUS Z EFEZU
Zabić mnie chcecie? Sierżancie, pamiętaj,
Żem jest twym więźniem, czy pozwolisz na to,
Aby w ten sposób z twych rąk mnie wydarli?
KOMISARZ
Puśćcie go, proszę, nie mogę pozwolić,
Byście mojego zabrali mi więźnia.
SZCZYPAK
Zwiążcie i tego, bo także szaleje.
Wiążą Dromia z Efezu.
ADRIANA
Głupi sierżancie, jakie masz zamiary?
Czy to dla ciebie miłe widowisko,
Gdy nieszczęśliwy sam swej hańby szuka?
KOMISARZ
To jest mój więzień, a jeśli go puszczę,
Będę sam musiał jego dług zapłacić.
ADRIANA
Nim się oddalę, wszystko zaspokoję.
Bez zwłoki prowadź mnie do wierzyciela,
Niech wiem, skąd dług ten, a wszystko zapłacę.
Ty zaś, doktorze, poleć twoim ludziom
Do mego domu męża odprowadzić.
O dniu nieszczęsny!
ANTYFOLUS Z EFEZU
Nieszczęsna zwodnico!
DROMIO Z EFEZU
Za ciebie, panie, i mnie też związano.
ANTYFOLUS Z EFEZU
A, łotrze przeklęty, czy i ty chcesz także do szaleństwa mnie przyprowadzić?
DROMIO Z EFEZU
A ty, dobry panie, czy chcesz, aby cię za nic wiązano? Wrzeszcz jak opętany, wołaj diabłów na pomoc.
LUCJANA
Jak każde słowo zdradza ich szaleństwo!
ADRIANA
Nieś go do domu. Ty, siostro, chodź ze mną.
Szczypek z pomocnikami wynoszą Antyfolusa z Efezu i Dromia z Efezu
Powiedz mi teraz, kto go aresztował?
KOMISARZ
Złotnik Angelo. Czyli znasz go, pani?
ADRIANA
Znam, a za jaką aresztował sumę?
KOMISARZ
Dwieście dukatów.
ADRIANA
Skąd dług ten pochodzi?
KOMISARZ
Wartość łańcuszka, który mąż twój kupił.
ADRIANA
Wiem, że łańcuszek obstalował dla mnie,
Ale wiem także, że go nie odebrał.
KURTYZANA
Gdy mąż twój wściekły na dom mój dziś napadł
I pierścień zabrał, który jeszcze teraz
Na jego palcu widziałam dokładnie,
Z złotym łańcuszkiem spotkałam go później.
ADRIANA
Być może, lecz go nigdy nie widziałam.
Teraz, sierżancie, idźmy do złotnika,
Bo chcę na koniec prawdy się dowiedzieć.
Wbiega Antyfolus z Syrakuzyz dobytą szablą, za nimDromio z Syrakuzy.
LUCJANA
Wszechmocny Boże! Wymknęli się oba!
ADRIANA
Miecz mają w ręku! Szukajmy pomocy,
By ich znów związać.
KOMISARZ
Zabić nas gotowi.
Zmiatajmy!
Uciekają Komisarz, Adriana, Lucjana.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Widzę, że oręż płoszy czarownice.
DROMIO Z SYRAKUZY
Ta, co przed chwilą chciała być twą żoną,
Ucieka teraz od ciebie.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Co prędzej
Śpiesz do gospody, pozbieraj bagaże;
Chciałbym już obu widzieć na pokładzie.
DROMIO Z SYRAKUZY
Nie, panie, noc tę jeszcze zostańmy na lądzie, bo jestem pewny, że nic złego nam nie zrobią. Słyszałeś, panie, jak mówią do nas uprzejmie, sypią nam złoto; to naród tak uprzejmy, moim zdaniem, że gdyby nie góra szalonego mięsa, które gwałtem chce mnie do małżeństwa przymusić, miałbym chętkę osiąść tu na zawsze i zostać czarownicą.
ANTYFOLUS Z SYRAKUZY
Za całe miasto nie chcę tu nocować.
Bież i na okręt żwawo nieś bagaże.
Wychodzą.