Leila - Marcin Radwański - E-Book

Leila E-Book

Marcin Radwański

0,0
4,00 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Syryjka Leila trafia do ośrodka dla uchodźców w Polsce.Jej cały dobytek to torba z ubraniami i ukryte sto euro. Musi poradzić sobie sama, choć to niełatwe zadanie. Jest osamotniona, głodna i zła na swój los.
Dopiero znajomość z Rahmą i odkrycie drzwi do Innego świata odmieni jej pobyt w tym nieprzyjemnym miejscu. Jak potoczy się jej dalsze życie?

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Marcin Radwański

Leila

© Copyright by Marcin Radwański & e-bookowo

Korekta: Marta Bluszcz

Projekt okładki: Katarzyna Gębuś-Kowalska

ISBN e-book: 978-83-8166-392-2

ISBN druk: 978-83-8166-393-9

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione.

Wydanie I 2023

Wyglądało to tak, jakby obudził się ze snu –

ze snu, który śnił we śnie.

Arthur C. Clarke „2010: Odyseja kosmiczna”

Z nieba siąpił jesienny deszcz. Miała przemoczone ubranie, które kleiło się do ciała. Jej letnie sandały prawie się już rozpuściły od takiej ilości wody i czuła się, jakby szła na bosaka. Nie wiedziała, jak daleką drogę ma przed sobą. Nie mogła o to zapytać, bo nie znała języka. Wcześniej tłumaczka z urzędu mówiła jej, że to od przystanku autobusowego zaledwie kawałek drogi.

„Kawałek to ile? Kilometr, dwa, a może jeszcze więcej? Czy dam radę tam dojść? Już nie mam sił” – myślała z zaciśniętymi z bezradności ustami.

Przed sobą widziała tylko skręcającą co chwilę jezdnię i drzewa, które rosły tuż przy niej. Poruszała się wąskim poboczem, zwracając uwagę na jadące z szaloną prędkością samochody. Na ramieniu miała przewieszoną sportową torbę ze swoimi rzeczami. Jej cały dobytek to tych kilka ubrań i schowane w majtkach sto euro, które jakoś udało się jej zachować. Zdawała sobie sprawę, że to niewiele, ale przecież była uchodźcą w obcym kraju, który wydawał się jej dziwny.

Po godzinie wędrówki na horyzoncie pojawiły się niskie zabudowania. Czuła, że jest blisko celu. Na ten widok przyspieszyła kroku, choć już opadała z sił. Kilkaset metrów dalej ujrzała płot i napis w języku angielskim. Wiedziała, że jest już na miejscu.

Z dyżurki wyjrzała na nią okrągła postać wąsatego portiera. Wstał i wyszedł ze swojej budki stojącej na drodze.

– Dzień dobry, poproszę o dokumenty – odezwał się po polsku, podnosząc rękę do góry na znak, aby się zatrzymała.

Nie zrozumiała, co powiedział, ale domyśliła się tego. Wyciągnęła z bocznej kieszeni torby zwitek kartek, które dostała w urzędzie. Podała je mężczyźnie.

Ten złapał je w ręce i zaczął przeglądać. Następnie zamruczał i wskazał ręką na oddalony od dyżurki budynek z napisem „Rejestracja”.

– Zgłoś się do rejestracji. To ten budynek – mówił przyjaźnie, oddając jej dokumenty.

Pokiwała głową ze zrozumieniem i ruszyła we wskazanym kierunku. Po chwili znalazła się w ciasnym pomieszczeniu ze ścianami pomalowanymi na zielono. Przy dużym, drewnianym biurku siedziała dojrzała, otyła kobieta, która miała na sobie wielobarwny szal.

– Witaj, rozumiesz angielski? – odezwała się, wstając z miejsca, gdy tylko ją spostrzegła.

Leila przytaknęła głową. Znała trochę słówek i kilka zwrotów, więc myślała, że to na razie wystarczy.

Rejestratorka wzięła od niej papiery, które dostała z warszawskiego urzędu, przeczytała je dość pobieżnie, po czym zaczęła przygotowywać formularze, które trzeba było wypełnić.

Leila odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że większość z nich jest przetłumaczona na język arabski. Wzięła do ręki długopis i zaczęła skrupulatnie je wypełniać. Chciała zrobić to jak najszybciej, ponieważ marzyła jej się ciepła kąpiel i łóżko. Nie wiedziała, jakie warunki panują w ośrodku, ale było jej już wszystko jedno. „Chcę tylko położyć się w ciepłym łóżku i zasnąć” – myślała, skreślając kolejne punkty formularza.

Formalności trwały przeszło godzinę. Później pojawiła się kierowniczka ośrodka, która zwracała się do niej po imieniu. Była to energiczna, szczupła kobieta, która trochę znała arabski.

– Mam na imię Ewa i tak się do mnie zwracaj – powiedziała bez ogródek. – Jeśli będziesz miała jakiś problem, od razu zgłoś się do mnie – powtarzała.

Leila słuchała tego z uwagą i wciąż przytakiwała ze zrozumieniem.

– Tutaj jest kuchnia, możesz ugotować coś sobie, jeśli nie chcesz jeść na stołówce. Tam są łazienki i jadalnia – mówiła Ewa, wskazując miejsca rękoma. Oprowadziła ją po całym budynku, pomijając część dla mężczyzn.

W końcu zatrzymały się przy niewielkim pokoju, z którego dolatywały odgłosy bawiących się dzieci.

– Mamy zbyt mało miejsca, więc na razie musisz spać tutaj – oznajmiła Ewa, pokazując jej otwarte drzwi do pomieszczenia.

Leila westchnęła głęboko. Nie tego się spodziewała. Chciała odetchnąć w spokoju choćby kilka godzin, ale na to się nie zanosiło. Wspólny pokój nie zwiastował ukojenia.

– Dziękuję – powiedziała do Ewy pomimo wszystko.

Weszła do pomieszczenia, a dzieci na jej widok uspokoiły się, przyglądając się jej uważnie. W kącie pomieszczenia zauważyła młodą kobietę, która przy stoliku piła herbatę. Po obydwu stronach pokoju stały piętrowe łóżka. Jedno z nich było wolne.

– Jestem Leila i jestem strasznie zmęczona. Muszę iść spać – oznajmiła, po czym, nie zdejmując ubrania, położyła się i zamknęła oczy. Usnęła w ciągu kilku chwil, nie zdając sobie sprawy, co dzieje się w jej nowym pokoju.

Śniła o Syrii, o swoim nieżyjącym mężu i dzieciach, które zginęły w zamachu. To tam był jej dom i wspomnienia. Co czekało ją teraz w tym obcym kraju? Jej sny nie były spokojne.

Obudziła się w nocy. Spojrzała przez okno, gdzie panowały ciemności, ale dokładnie nie wiedziała, która była godzina. Zresztą, nie miało to znaczenia.

Poczuła ból kręgosłupa, którego przyczyną była niewygodna pozycja. Powoli podniosła się i usiadła. Czuła ciężkość swego zmęczonego fizycznie i psychicznie ciała. Spuściła głowę i zamknęła oczy. Szybko wróciły do niej obrazy wojny.

– Nie, nie, tylko nie to – zamruczała i otworzyła oczy.

Wiedziała, że musi się teraz przebudzić i spróbować zasnąć za jakiś czas. Poczuła suchość w gardle i dlatego postanowiła poszukać wody. Wstała, ale nie mogła znaleźć swoich sandałów, które zsunęły jej się ze stóp, kiedy spała. Wyszła więc na korytarz boso, zachowując ciszę. Próbowała przypomnieć sobie, które drzwi prowadzą do łazienki. Rozglądała się uważnie, aż doszła do końca korytarza. „Tak, to na pewno tutaj” – pomyślała.

Weszła do środka i włączyła światło. Jaskrawe świetlówki rozbłysły, oślepiając ją w pierwszym momencie. Przymknęła oczy i podparła się ręką o ścianę. Trwała tak dłuższą chwilę.

Spojrzała w lustro, które zawieszono nad umywalkami. Była przerażona widokiem. Jej włosy wyglądały jak strąki, czoło i policzki pokrywał brud, a ubranie zwisało z wychudzonego ciała.

Odkręciła wodę, po czym przemyła twarz. Pomyślała sobie, że mogłaby wziąć prysznic, ale musiała wrócić do pokoju po ubranie. Zrobiła to sprytnie i szybko, nie budząc nikogo. Cały budynek był zatopiony we śnie, słychać było tylko oddechy leżących w łóżkach ludzi.

Pod kojącym strumieniem ciepłej wody spędziła ponad kwadrans. Była teraz zupełnie innym człowiekiem. Stać ją było nawet na pełen ulgi uśmiech skierowany do własnego odbicia. Ubrała się w ciepłe legginsy i skarpety, mając zamiar powrócić do łóżka. Przemknęła do pokoju niczym cień. Nakryła się kołdrą, wtuliła w poduszkę i starała się myśleć o samych pozytywnych rzeczach. „Jest mi ciepło, jutro na pewno dostanę ciepłe śniadanie, wszystko będzie dobrze” – powtarzała w myślach.

Przebudziła się kolejny raz, gdy dotarł do niej odgłos wrzeszczących po arabsku dzieci. Otworzyła oczy, po czym podniosła głowę. Miała ochotę je skarcić, ale zabrakło jej odwagi. Zresztą kilka sekund później pobiegły bawić się na korytarzu.

Podniosła się wolno i ociężale. Za oknem było już jasno. Nie miała pojęcia, jak długo pogrążona była we śnie. Czuła się jednak dość dobrze.

Odnalazła swoje klapki i nasunęła je na stopy. Miała zamiar odnaleźć Ewę i poprosić o coś do jedzenia.

– Przyniosłam ci jedzenie. – Usłyszała nagle z ciemnego zakątka pokoju.

Spojrzała w tym kierunku, gdzie na niewielkim stołku siedziała ubrana w hidżab kobieta. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie jest tutaj sama. Ostrożnie zrobiła kilka kroków w stronę kobiety.

– Jestem Fatima. To jedzenie jest dla ciebie. Ewa na to zezwoliła – mówiła osłonięta postać, wyciągając do niej talerz z chlebem.

Leila sięgnęła po niego, po czym z powrotem usiadła na swoim łóżku. Była tak głodna, że miała ochotę pochłonąć śniadanie natychmiast. Tylko ze względu na tę kobietę powstrzymała się od tego.

– Mam na imię Leila – wymamrotała. Cieszyła się w duchu, że Ewa przydzieliła ją do pokoju, gdzie mogła porozumieć się po arabsku. Nie miała jednak ochoty od razu o sobie opowiadać. Była nieufna i ostrożna wobec obcych.

– Jedz spokojnie, pewnie jesteś głodna – odezwała się Fatima, po czym odwróciła wzrok w stronę okna, gdzie konary drzew uginały się pod naporem silnego wiatru.

Leila szybko i chciwie połykała chleb z wędliną. Nie zaznała sytości, a w brzuchu nadal czuła głód. Chciało jej się pić, ale nie zamierzała o to pytać współlokatorki. Wzięła talerz i wyszła na korytarz, gdzie przechadzało się mnóstwo dzieci i dorosłych. Skierowała się do łazienki, gdzie umyła naczynie i napiła się wody. „Muszę odnaleźć Ewę i z nią porozmawiać” – pomyślała, wychodząc z pomieszczenia.

Miała zamiar udać się do stołówki i zapytać, w jakich godzinach podawane są posiłki, aby nie spóźnić się na obiad. Schodziła ostrożnie ze schodów, trzymając się poręczy, gdy naprzeciw wyrosła przed nią postać Ewy.

– Leila, właśnie cię szukałam. Nie było cię na śniadaniu. Jadłaś już coś? – zagadnęła kobieta, zatrzymując się.

– Jadłam, Fatima zostawiła mi kanapki. W jakich godzinach są wydawane posiłki? Nie chciałabym się ponownie spóźnić.

Ewa zachowywała kamienną twarz. Objęła spojrzeniem całą postać swojej podopiecznej, a następnie poinformowała ją, że śniadania wydawane się o siódmej, obiady o dwunastej, a kolacje o siedemnastej.

Leila starała się zapamiętać, bo w tym momencie wydawało jej się to najważniejsze. Stała przed Ewą, siląc się na uśmiech.

– Najlepiej, jakbyś zapisała się na naukę polskiego, to pomoże ci w komunikacji ze światem zewnętrznym i jest mile widziane przy udzielaniu statusu uchodźcy. Co ty na to? – spytała kierowniczka.

– Tak, chcę się zapisać – odezwała się niezbyt przekonująco.

Ewa wciąż się jej przyglądała, chcąc wyczuć, z kim właściwie ma do czynienia. Ta drobna kobieta wydawała się jej taka niewinna.

– W takim razie przyjdź jutro do sali sto dwanaście na pierwszym piętrze. Dzisiaj rozejrzyj się sama po ośrodku, wyśpij się i najedz, żebyś miała siły na naukę. Jeżeli czegoś będziesz potrzebowała, to zgłoś się do mnie bądź do Romana. To ten wysoki, wąsaty mężczyzna, zna trochę arabski i jest miły, nie bój się go. Zrozumiałaś wszystko, co powiedziałam?

Leila przytaknęła, nie odzywając się słowem. Pożegnała się, po czym poszła poszukać stołówki, którą przecież wczoraj pokazywała jej Ewa.

Pomieszczenie mieściło się na parterze budynku i było dość spore. Drzwi były otwarte, więc wkroczyła przez nie niepewnie. Zauważyła rząd stołów i krzeseł, a na końcu ladę, za którą kręciła się jakaś jasnowłosa kobieta. Podeszła bliżej, stawiając powoli kroki.

– Obiad o dwunastej! – krzyknęła po polsku postać zza lady.

Nie zrozumiała tego, ale domyśliła się, że nie jest w tej chwili mile widziana. Podeszła do okienka i postawiła talerz.

– Dziękuję! – krzyknęła głośno i szybko wyszła.

Na korytarzu natknęła się na Romana. Zatrzymał się na jej widok i uśmiechnął życzliwie, odsłaniając pożółkłe od nikotyny zęby.

– Jesteś tu nowa? – odezwał się po arabsku.

Leila przytaknęła. Onieśmielał ją ten wysoki, barczysty i ciemnowłosy mężczyzna. Była w nim jakaś siła, której trudno było się oprzeć. Do tego wszystkiego mówił w jej języku.

– Potrzebujesz czegoś? Jeśli tak, to powiedz – mówił do niej.

Spojrzała w jego brązowe oczy osadzone pod czarnymi brwiami. Miał bardzo symetryczną twarz z niewielką brodą. Przypominał kogoś z kraju arabskiego, a nie Polaka.

– Nie mam jak zadzwonić, a chciałabym porozmawiać z wujkiem. Czy jest to możliwe? – zapytała.

Roman znów się uśmiechnął, a później dotknął delikatnie jej ramienia, jakby chciał ją przytulić. To ją zaskoczyło i odsunęła się szybko od niego.

– Nie bój się. Nic ci nie zrobię. Telefonować możesz z rejestracji, ale musisz to wcześniej zgłosić. Chyba wiesz, gdzie to jest?

Leila spuściła wzrok na podłogę wyłożoną szarym linoleum. Tak naprawdę, to nie miała gdzie zadzwonić, ale sama świadomość, że może to zrobić, sprawiła, że poczuła się bezpieczniej.

– Tak, dziękuję – odparła, po czym minęła mężczyznę i ruszyła w głąb korytarza.

Na jego końcu, jak już wcześniej spostrzegła, znajdowała się świetlica. Drzwi były otwarte, a ze środka wydobywał się odgłos włączonego telewizora. Stanęła w progu, wahając się, czy wejść dalej. Rzędy krzeseł stały wolne, a na ich końcu siedział ubrany w zielony dres przysadzisty mężczyzna, który oglądał polską telewizję. Wpatrzony w ekran, nie zwrócił na nią uwagi.

Leila podeszła bliżej i usiadła na jednym z krzeseł. Spoglądała w telewizor, choć nie rozumiała tego, o czym mówią. Chciała zapytać mężczyznę, czy jest dostępny kanał w języku arabskim, ale bała się tego zrobić.

Już miała wstać i wyjść, gdy mężczyzna obrócił głowę i zauważył jej obecność.

– Czego chcesz? – odezwał się po czeczeńsku, machając ręką w jej stronę. Nie zrozumiała, ale nie miała ochoty z nim dyskutować. Poderwała się natychmiast i wybiegła na korytarz. Usłyszała za sobą jego rechoczący śmiech. Postanowiła wrócić do swego pokoju i tam spokojnie zaczekać na obiad. Znów była głodna, a z jej brzucha wydobywały się dziwne, bulgoczące odgłosy.

Gdy weszła do pomieszczenia, Fatima siedziała odwrócona twarzą do okna. Po niebie snuły się ciemne chmury. Wyglądało na to, że niedługo się rozpada. Leila nie odezwała się ani słowem, tylko położyła się na łóżku. Sprawdziła godzinę na zegarku, który miała na ręku. Była za kwadrans jedenasta, więc pozostawało jeszcze sporo czasu do obiadu. Zamknęła oczy i postanowiła się zdrzemnąć.

Po kilkunastu minutach prawie usnęła, gdy nagle z wielkim hałasem do pomieszczenia wtargnęły dzieci.

– To ona! Ta nowa! Popatrz, tu jest! – krzyczały, wskazując rękoma na nią.

Leila nie reagowała, nie miała zresztą takiego zamiaru. Przyglądała się dzieciom, odwzajemniając ich uśmiechy.

Jeden z chłopców podszedł najbliżej jej łóżka. Wyglądało na to, że jest najstarszy i najodważniejszy z całej gromadki. Był wysoki i chudy, a ramiona ledwo utrzymywały koszulkę, którą miał na sobie.

– Jak masz na imię? – zapytał po arabsku.

Roześmiała się i złapała go za rękę.

– Jestem Leila, a ty jak masz na imię? – odparła.

Chłopiec spuścił głowę, zawstydzony. Po chwili wyrwał się z jej uścisku. Cała gromadka zaczęła się śmiać, po czym znów wybiegła na korytarz.

– Leila, Leila! – Słyszała ich okrzyki dochodzące z daleka.

Spojrzała ponownie na zegarek. Do południa pozostawało dwadzieścia minut. Postanowiła wstać od razu, aby pojawić się w stołówce jak najszybciej.

Narzuciła na siebie starą bluzę, włożyła klapki i podreptała na parter. Usiadła na ławce, która umiejscowiona była przed wejściem. Spokojnie obserwowała ruch, który tam panował.

– Leila! Leila! – Znów usłyszała swoje imię, ale tym razem nie było wypowiadane przez dzieci. Spojrzała w kierunku rejestracji, skąd dochodziło wołanie. W drzwiach stała otyła kobieta, z którą spotkała się wczoraj przy przyjęciu do ośrodka. Machała na nią ręką.

Wstała energicznie, po czym podeszła do niej.

– Chodź do mnie na chwilę. Mam do ciebie pytanie – powiedziała kobieta, zachęcając ją gestem ręki do wejścia.

Weszła do środka, ale nie usiadła na krześle dla petentów. Obawiała się spóźnić na obiad, bo była okropnie głodna.

– Idę na obiad. Jestem głodna – oznajmiła cicho.

Rejestratorka spojrzała na nią spod swoich grubych brwi.

– Nie mam twoich badań lekarskich z ośrodka recepcyjnego. Wczoraj tego nie zauważyłam. Robiłaś je? Gdzie masz dokumenty? – odezwała się oschle.

Leila rozłożyła ręce w geście rezygnacji.

– Robiłam badania. Wydawało mi się, że dałam pani wszystko – odparła.

Kobieta pokiwała głową ze złością, po czym jeszcze raz przejrzała akta.

– Nie ma ich niestety. Może masz je gdzieś w torbie? Poszukaj ich po obiedzie, to bardzo ważne – powiedziała.

– Tak zrobię. Badania mi zrobiono, może dokumenty zostały w ośrodku – odpowiedziała Leila, po czym spojrzała na drzwi.

– Dobrze, zadzwonię tam, ale dopiero jak sprawdzisz to u siebie. Teraz już zmykaj na obiad.

Wyszła szybko na korytarz, gdzie przy wejściu do stołówki tłoczyli się już zgłodniali uchodźcy. Ustawiła się w kolejce, niecierpliwie czekając. Po kilku minutach dopchała się do okienka. Sięgnęła po tacę, nawet nie sprawdzając, co zawiera. „Teraz tylko muszę znaleźć wolne miejsce” – myślała zdenerwowana. Prawie wszystkie stoliki były zajęte. W końcu dostrzegła jeden, przy którym siedziała samotnie jakaś kobieta. Prawie pobiegła w tym kierunku.

Contents

radwanski_leila

Landmarks

Cover