4,49 €
„Sześć na dziewięć, czyli choroba na świat” Stefana Szczygłowskiego to pozycja ignorująca tradycyjne podziały gatunkowe. Można ją odbierać zarówno jako prozę poetycką, jak i jako sprozaizowaną poezję, a to dzięki temu, że autor mistrzowsko obchodzi się z językiem, obnażając w nim to, nad czym na co dzień się nie pochylamy. Demaskuje zastane formuły leksykalne, wyzyskując tym samym nowe sensy. Słowa nie są tu użyte w sposób przypadkowy czy bezrefleksyjny – autor zastanawia się nad każdym wyrazem i każdym związkiem składniowym czy frazeologicznym, pozbawiając je często otoczenia leksykalnego, do jakiego przywykliśmy. Autor tworzy błyskotliwe neologizmy odświeżające znaczenia słów, zderza je z nieoczekiwanymi przyrostkami, wydobywającymi zaskakujące konotacje i ukryte znaczenia.Tekst jest więc najeżony paradoksami i antytetycznymi formułami, które każą czytelnikowi zagłębić się w dzieło i skłaniają go do refleksji także na poziomie lingwistycznym, kierując jego uwagę na sam język, który przestaje być tylko narzędziem komunikacji.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Stefan Szczygłowski „Sześć na dziewięć, czyli choroba na świat”
Copyright © by Stefan Szczygłowski, 2017
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2017
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie
może być reprodukowana, powielana i udostępniana w
jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Projekt okładki: Robert Rumak
Zdjęcie okładki: © Paulina Archambault
Korekta: Zuzanna Laskowska, Marlena Rumak
Skład: Agnieszka Marzol
ISBN: 978-83-8119-055-8
Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.
ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin
tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706
http://www.psychoskok.pl/
http://wydawnictwo.psychoskok.pl/
e-mail:[email protected]
Zgrzewka życia to tydzień iponiedziałek, razem osiem dni owiniętych wprzeźroczystą ilekko zmatowiałą, napiętą nienaturalnie folię czasu. Naturalnie, wiadomo, nie wszystko przez nią widać, ale zawsze jest to widoczne trochę za późno, bo zazwyczaj już po opróżnieniu zgrzewki, lecz jeszcze przed wypiciem tych ściśniętych przez nagle zgęstniałe powietrze lub przestrzeń, tych zimnych dni życia. Itak wtej dalekiej, zielonej krainie zalanej lekkim słońcem na półcienistej, jeszcze bardziej zielonej niż sama zielona kraina jest zielona iwpada wseledyn wiosenny, to kraina, która nie ma nazwy. Jeszcze dalej, dalej niż daleko wniebieskiej krainie, wjej krysztale powietrza iprzestrzeni bez końca, która ma nazwę, ale nikt jej nie potrafi wymówić ani nawet jej westchnąć, jej jednej zgłoski nie umie, amoże tylko nie potrafi.
Obydwie krainy są zimne jak kolory, które wnich dominują, chętnie przyjmują jednak ciepło tych wszystkich, którzy do nich chcą dojść iciągle dążą, ale nigdy tam nie dojdą, bo się nie da dojść nigdzie, lecz idą nieustannie, idą do nich, do tych krain, które są, ale ich nie ma. Jest to jednak zajęcie puste iczcze, gdyż do tych realnych, chociaż urojonych krain nikt nigdy nie dojdzie, nie doszedł, chociaż chciał ichociaż wszyscy idą, biegną, leżą, skaczą, pełzną, toczą się, turlikają, turlają, pędzą, stoją, patrzą lub tylko dochodzą do siebie. Są jeszcze inne krainy, na przykład lodowe, ale ich nie widać, gdyż nasze ciepło je rozpuszcza, anie tylko, jak wprzypadku krain powyższych, ogrzewa inie można ich nawet zobaczyć, poza tym są tak daleko, że dojść się do nich jeszcze bardziej nie da, oczym zresztą dowiedzieliśmy się już powyżej.