Chichot i rżenie, czyli choroba na śmiech - Stefan Szczygłowski - E-Book

Chichot i rżenie, czyli choroba na śmiech E-Book

Stefan Szczygłowski

0,0
4,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

„Chichot i rżenie, czyli choroba na śmiech” autorstwa  Stefana Szczygłowskiego  to książka z gatunku komedii. Autor w bardzo krótki sposób opisuje swoje dzieło literackie mówiąc o nim, że książka  jest dziełem składającym się z kilku rozdziałów, które są w specyficzny, ale nie oczywisty sposób połączone ze sobą. Nie zawsze coś wynika z czegoś, często coś wypływa z niczego i odwrotnie. Czytelnik, który wybierze tę  pozycję spotka się z rozmaitymi, zabawnymi historiami.  Przemierzy takie rozdziały jak: Domyślny, Kiwanie i gadanie, Mówienie i nudzenie, Gdybanie i gibanie, Trucie i przyfruwanie, Płowy, Dzieci śmieci, Dalsze trucie i przyfruwanie, Zapis opisu, O karabinach.    Książka zawiera ilustracje autorstwa Pauliny Archambault. 

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Wydawnictwo Psychoskok Konin 2017

Stefan Szczygłowski „Chichot i rżenie, czyli choroba na śmiech”

Copyright © by Stefan Szczygłowski, 2017

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2017

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie

 może być reprodukowana, powielana i udostępniana w 

jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Projekt okładki: Robert Rumak

Zdjęcie okładki: © Paulina Archambault

Korekta: Autor zrezygnował z profesjonalnej korekty wydawnictwa

Skład: Agnieszka Marzol

ISBN: 978-83-7900-416-4

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]

Rozdział I. Domyślny

W pierwszych słowach mojej, awłaściwie to waszej opowieści, abyć może niczyjej, gdy zdania iich słowa zaczynają znienacka pęcznieć iprzerastać same siebie, przerwawszy milczenie, które kiedyś igdzieś zostało zasiane (najczęściej ma to miejsce iswój czas na wiosnę, ale równie często latem albo jesienią lub zimą), chciałbym pozdrowić wszystkich tych, którzy mają ją teraz wswoich dłoniach, jak itych wszystkich, którzy jej nigdy do ręki nie wezmą. Niby dlaczego miałbym ich równie serdecznie nie pozdrowić właśnie za to, iż jej nie przeczytają nigdy inigdzie? Przecież czasu jest tak niewiele iszkoda go na czytanie. Właściwie to go nie ma wcale, jest tylko ruch, którego implikacją – ito niezbyt oczywistą – jest czas, ale go nie mamy. Tymczasem zdania rosną, rozgałęziając się, gdzie popadnie ijak popadnie, gdzie tylko się da ijak tylko się da – bez żadnego umiaru, aniekiedy izamiaru, przerastają wcześniejsze postanowienia inieśmiałe ciągotki, ciągle dążąc do nie wiadomo jakich rozmiarów iczynów. Osaczani przez ich wszędobylskie odrośla, zarośla, przerośla, koślawe niekiedy iwypaczone na wszystkie możliwe sposoby; zaciemniające, aniekiedy rozjaśniające, nasze wewnętrzne tajemnice – uparcie skrywane iprzyduszone, zasuszone, zatęchłe, jakieś mdłe iniewiele onas mówiące. Niewiele też onas milczące, przesiąknięte naszym wewnętrznym sokiem, zapachem siana iwilgotnych od moczu sieni, przez które wielokrotnie przechodziliśmy iprzechodzić będziemy, ponieważ trudno jest oderwać się od wspomnień, szczególnie wtedy, kiedy nie są inie będą miłe. Nieustająca inieustanna akcja tej opowieści będzie się toczyć albo osuwać lub niekiedy nawet spadać gdzieś wtakim mniej więcej zakresie czasowym; mieścić się będzie między spadającą igasnącą gwiazdą pewnego skoczka, który skakał, skakał iwyskakał, ale co się naskakał to nasze – iniech wejdzie do literatury głównym wejściem przez pierwszą stronę. Ale może iwasze, astronami jego albo inie jego, bo kto może wiedzieć coś, kiedy nic nigdy nie wiadomo. Ponadto – co warto odnotować, ale czego może nie warto zapisywać – wowym czasie obowiązującym kanonem prozy było pisanie oalkoholikach ialkoholizmie, anagrody obuwia sportowego, tzw. Nike, dostawały właśnie powieści otakiej tematyce oraz otematyce rodzin toksycznych, co było dziwne, wręcz zastanawiające. Ale nie aż tak bardzo dziwne, bo nic mnie nie dziwiło od czasu wyścigu pokoju, wygranego przez wojnę, której nikt nigdy nikomu nie wypowiedział.