Wieczór trzech króli - William Shakespeare - E-Book

Wieczór trzech króli E-Book

William Shakespeare

0,0

Beschreibung

Jedna z najzabawniejszych komedii omyłek mistrza Williama Szekspira! Morska katastrofa rozdziela dwójkę bliźniąt - Violę i Sebastiana. By odszukać brata, dziewczyna postanawia przebrać się za mężczyznę i przedostać się na dwór księcia Orsina. Tam rozpoczyna się seria miłosnych perypetii i niekończących się nieporozumień. Choć sztuka została napisana przed wiekami, to jej lektura także dziś wzbudza salwy śmiechu. Potwierdzają to wypełnione po brzegi sale teatralne w różnych zakątkach świata. "Wieczór Trzech Króli" jest jedną z najchętniej wystawianych komedii Szekspira. Brawurowo przedstawia odmienne reakcje ludzi na sytuacje podbramkowe. Jeśli do tej pory dramaty szekspirowskie kojarzyły Ci się tylko ze szkolnymi lekturami, koniecznie sięgnij po "Wieczór Trzech Króli", a na pewno się nie zawiedziesz!-

Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:

Android
iOS
von Legimi
zertifizierten E-Readern
Kindle™-E-Readern
(für ausgewählte Pakete)

Seitenzahl: 73

Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:

Android
iOS
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



William Shakespeare

Wieczór trzech króli

Tłumaczenie Leon Ulrich

Saga

Wieczór trzech króli

 

Tłumaczenie Leon Ulrich

 

Tytuł oryginału Twelfth Night

 

Język oryginału angielski

 

Język, postacie i poglądy zawarte w tej publikacji nie odzwierciedlają poglądów ani opinii wydawcy. Utwór ma charakter publikacji historycznej, ukazującej postawy i tendencje charakterystyczne dla czasów, z których pochodzi.

W niniejszej publikacji zachowano oryginalną pisownię.

 

Copyright © 1600, 2022 SAGA Egmont

 

Wszystkie prawa zastrzeżone

 

ISBN: 9788728451359 

 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

 

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

Język, postacie i poglądy zawarte w tej publikacji nie odzwierciedlają poglądów ani opinii wydawcy. Utwór ma charakter publikacji historycznej, ukazującej postawy i tendencje charakterystyczne dla czasów z których pochodzi.

 

www.sagaegmont.com

Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.

OSOBY:

Orsyno, książę Illiryi. Sebastyan, młody szlachcic, brat Wioli. Antonio, kapitan okrętu, przyjaciel Sebastyana. Kapitan okrętu, przyjaciel Wioli. Walentyn, Kuryo,} dworzanie księcia. Sir Tobiasz Czkawka, stryj Oliwii. Sir Andrzej Chudogębski.Malvolio, intendent Oliwii. Fabian, Pajac,} słudzy Oliwii. Oliwia, bogata hrabina. Wiola, zakochana w księciu. Marya, dworska Oliwii.

Panowie, księża, majtkowie, urzędnicy, muzykanci, służba.

 

Scena częścią w pewnem mieście illiryjskiem, częścią nad brzegiem morza.

AKT PIERWSZY.

SCENA I.

Pokój w pałacu książęcym.

(Wchodzą Książę, Kuryo, panowie i muzyka).

 

Ksiażę. Jeśli muzyka jest miłości strawą,

Dajcie mi waszej muzyki do zbytku,

Niechaj apetyt umrze z przesycenia.

Tę konającą powtórzcie kadencyę.

Jak słodki wietrzyk, do uszu mych wbiegła,

Co się unosząc nad grzędą fiołków,

Zapachy razem kradnie i rozrzuca.

Skończcie. Już pierwszej nie ma pieśń słodyczy.

Duchu miłości szybki i polotny,

Chociaż jak w morzu wszystko w tobie tonie,

Wszystko, co połkniesz, choć wielkie i drogie,

Wartość swą całą w jednej traci chwili.

Tyle form zmiennych miłość w sobie chowa,

Że fantastyczność jej jednej jest cechą.

Kuryo. Idziem polować?

Książę. Na co?

Kuryo. Na jelenia.

Książę. Najpiękniejszego od dawna już gonię.

Kiedym Oliwię zobaczył raz pierwszy,

(Widok jej zdał się całą atmosferę

Czyścić z wyziewów śmiertelnej zarazy)

Czar mnie jej spojrzeń zmienił na jelenia,

A żądze moje odtąd, jak ogary,

Bez miłosierdzia po świecie mnie gonią.

(Wchodzi Walentyn).

Jakież nowiny przynosisz mi od niej?

Walentyn. Nie mogłem, książę, dostać posłuchania,

Tylko tę szatna przyniosła odpowiedź:

Powietrze nawet przez lat siedmiu przeciąg

Lic jej odkrytych zobaczyć nie zdoła;

Jak zakonnica, ciągle zakwefiona,

Łzą będzie słoną swoją skrapiać izbę,

Drogiego brata opłakując stratę,

Którego pamięć, w głębokiej żałobie,

Wieczną i świeżą chce w sercu przechować.

Książę. Kobieta, której serce tak jest czułe,

Co tak miłości płaci dług braterskiej,

Jak kochać będzie, kiedy złota strzała

Zabije wszystkich uczuć innych stada,

Dziś w niej żyjące!

Gdy jej wątrobę, jej mózg i jej serce —

Ten tron cesarski — jeden król posiędzie! —

Idźmy w zielonej schronić się altanie;

Wśród kwiatów słodsze miłości dumanie.

(Wychodzą).

SCENA II.

Wybrzeże morskie.

(Wchodzą Wiola, Kapitan i maitkowie).

 

Wiola. Co to za kraj jest?

Kapitan. To Illirya, pani.

Wiola. Co mi z Illiryi? Mój brat jest w Elizyum.

A przecie — kto wie — może nie utonął.

Co o tem myślisz?

Kapitan. Cud nas uratował.

Wiola. Czy cud podobny nie mógł uratować Biednego brata?

Kapitan. Cieszmy się nadzieją,

Bo jestem pewny, że w chwili rozbicia,

Kiedy szalupa z rozbitków tych garstką

Niosła nas, pani, ku skalistym brzegom,

Widziałem dobrze, jak brat twój roztropny,

Pod natchnieniami męstwa i nadziei,

Do strzaskanego masztu się przywiązał,

I, jak Aryon, na grzbiecie delfina,

Walczył z falami i zniknął w oddali.

Wiola. Przyjmij to złoto za pociechy słowo.

Własny ratunek, mową twą poparty,

Budzi w mem sercu niepłonną nadzieję,

Że i on żyje. — Czy znasz tę krainę?

Kapitan. O, znam ją dobrze, bo się urodziłem

I wychowałem, trzy godzin stąd drogi.

Wiola.Kto krajem rządzi?

Kapitan. Pan dostojny rodem,

A dostojniejszy przymiotami duszy.

Wiola. Imię?

Kapitan. Orsyno.

Wiola. Orsyno? Pamiętam,

Ojciec mój często imię to wspominał.

Książę podówczas żony jeszcze nie miał.

Kapitan. I dziś jej nie ma; przynajmniej jej nie miał,

Miesiąc jest temu, gdym brzeg ten opuścił.

Biegały wieści w dniu mego odjazdu,

(O sprawach panów chętnie lud gawędzi),

Że miłość pięknej chciał zyskać Oliwii.

Wiola. Kto ta Oliwia?

Kapitan. Cnotliwa dziewica,

A córka hrabi zmarłego przed rokiem.

Zostawił on ją pod opieką syna,

Jej brata, który wkrótce także umarł.

Z żalu po stracie uciekła, jak mówią,

Od towarzystwa i widoku ludzi.

Wiola. O gdybym mogła pani tej być sługą!

Gdybym się mogła przed światem utaić,

Póki zamiary moje nie dojrzeją!

Kapitan. To rzecz nie łatwa, żadnej bowiem prośby,

Nawet książęcych słuchać nie chce błagań.

Wiola. Na twej się twarzy uczciwość maluje;

Choć wiem, że nieraz zwodnicza natura

Szatą piękności szpetność osłoniła,

Śmiem jednak wierzyć, że i dusza twoja

Z twojem szlachetnem w zgodzie jest obliczem;

A więc cię proszę — a nie pożałujesz —

Ufaj, kto jestem, i bądź mi pomocą,

Abym, przebrana, celów mych dosięgła.

Chcę księciu służyć; na dwór mnie poprowadź,

Przedstaw mnie panu twemu jak eunucha,

A dobre znajdziesz u niego przyjęcie,

Bo moja biegłość w muzyce i śpiewie

Będzie kosztownym dla niego nabytkiem.

Co stąd wypadnie, to przyszłość odsłoni:

Dziś twe milczenie niech planów mych broni.

Kapitan. Bądź więc eunuchem, ja twym będę niemym,

A jeśli język mój wypaple słowo,

Niech moje oczy zagasną!

Wiola. Dziękuję!

Prowadź mnie teraz, dobry kapitanie.

(Wychodzą).

SCENA III.

Pokój w domu Oliwii.

(Wchodzą Sir Tobiasz Czkawka i Marya).

 

Sir Tobiasz. Co do kaduka myśli moja synowica, że tak wzięła do serca śmierć swojego brata? Najmniejszej nie mam wątpliwości, że troska jest nieprzyjacielem życia.

Marya. Na uczciwość, panie Tobiaszu, musisz trochę wcześniej wracać do domu; twoja synowica, a moja pani, bardzo się gorszy tak niezwykłemi godzinami.

Sir Tobiasz. Lepiej, że się gorszy mojemi godzinami, niż żeby sama innych gorszyła.

Marya. Wszystko to bardzo dobrze, ale mój panie Tobiaszu, musisz koniecznie przywdziać szaty skromności i przyzwoitości.

Sir Tobiasz. Przywdziać szaty? Ani myślę innych szat przywdziewać, jak te, które na mnie teraz widzisz; szaty te dość są dobre, aby w nich kufle wychylać; buty te także dobre na to, a jeśli nie są, to niech się za własne uszy powieszą.

Marya. Te hulanki i te pijatyki zabiją cię, panie Tobiaszu. Wczoraj właśnie mówiła o tem moja pani; napomknęła też o niedowarzonym szlachcicu, którego tu jednego wieczora sprowadziłeś, niby jako jej konkurenta.

Sir Tobiasz. Kogo masz na myśli? Czy pana Andrzeja Chudogębskiego?

Marya. Zgadłeś, panie Tobiaszu.

Sir Tobiasz. Nie znajdziesz w całej Illiryi barczystszego szlachcica.

Marya. I cóż stąd?

Sir Tobiasz. Czy nie wiesz, że ma trzy tysiące dukatów rocznej intraty?

Marya. Prawda, tylko, że wszystkie swoje dukaty w jednym roku przepuści, bo wielki z niego paliwoda i rozpustnik.

Sir Tobiasz. Fe, wstydź się tak o nim mówić! Czy nie wiesz, że gra na basetli, mówi trzema lub czterema językami, słowo w słowo a bez książki i posiada wszystkie dary przyrodzenia?

Marya. To prawda, że posiada prawie wszystkie, bo prócz tego, że jest głuptak, jest także wielkim burdą, a gdyby nie miał daru tchórzostwa na złagodzenie przyrodzonego daru swarliwości, wszyscy roztropni ludzie nie wątpią, że niedługo miałby także i dar mogiłki.

Sir Tobiasz. Na tę rękę, łotr jest i potwarca, kto tak o nim mówi. Powiedz, kto to?

Marya. Ci, którzy prócz tego dodają, że się co noc upija w twojem towarzystwie, panie Tobiaszu.

Sir Tobiasz. Pijąc zdrowie mojej synowicy. Nie przestanę pić za jej pomyślność, póki mam dziurkę w gardle i póki nie zabraknie wina w Illiryi. Tchórz to i zając, który nie chce pić za zdrowie mojej synowicy, aż mu się zacznie głowa kręcić, jak parafialna fryga 1  ). No, dziewczyno, castiliano volto, nastrój kastylijską powagę; widzę zbliżającego się pana Andrzeja Chudogębskiego.

(Wchodzi Sir Andrzej Chudogębski).

Sir Andrzej. Panie Tobiaszu Czkawko, co tam nowego, panie Tobiaszu Czkawko?

Sir Tobiasz. Słodki panie Jędrzeju!

Sir Andrzej(do Maryi). Daj ci Boże zdrowie, piękna sekutnico!

Marya. I tobie, panie Jędrzeju.

Sir Tobiasz. Nacieraj, panie Jędrzeju, nacieraj!

Sir Andrzej. Co to za jedna?

Sir Tobiasz. Szatna mojej synowicy.

Sir Andrzej. Dobra panno Nacieraj, pragnę bliższej z tobą znajomości.

Marya. Moje imię jest Marya.

Sir Andrzej. Dobra panienko, Marysiu Nacieraj...

Sir Tobiasz. Mylisz się, panie Jędrzeju, »nacieraj« znaczy się: atakuj, oblegaj, jednem słowem, umizgaj się, szturmuj!

Sir Andrzej. Na honor, nie chciałbym rzucić się na to przedsięwzięcie w kompanii. Czy to ma się znaczyć »nacieraj«

Marya. Żegnam was, panowie.

Sir Tobiasz. Jeśli ją tak puścisz, panie Jędrzeju, bodajeś nigdy więcej szabli z pochwy nie wyciągnął!

Sir Andrzej. Jeśli cię tak puszczę, panienko, bodajem nigdy więcej szabli z pochwy nie wyciągnął! Piękna moja dziewczynko, czy myślisz, że dudków w ręku trzymasz?

Marya. Nie trzymam cię jeszcze w ręku, panie Jędrzeju.

Sir Andrzej. Lecz będziesz trzymała, to rzecz nietrudna; oto moja ręka.

Marya. Myśleć wolno, jak się podoba, panie Jędrzeju. Radzę ci, włóż tę rękę w maślnicę, niech się napije.

Sir Andrzej. Dlaczego, kochaneczko? Co to za metafora?

Marya. Bo sucha, panie Jędrzeju 2  ).

Sir Andrzej. Tak myślę. Nie taki ze mnie osieł, żebym nie potrafił rąk trzymać sucho. Ale co żart ten znaczy?

Marya. Suchy żart, panie Jędrzeju.

Sir Andrzej. Czy masz ich więcej na rozkaz?

Marya. Mam ich teraz dostatkiem na końcu palców, ale ledwo twoją puściłam rękę, wszystkie naraz uciekły.

(Wychodzi).

Sir Tobiasz. Panie Jędrzeju, trzeba ci wychylić szklenicę węgrzyna. Kiedyż cię tak powalonego widziałem?

Sir Andrzej. Nigdy jeszcze, jak myślę, chyba, że widziałeś, jak mnie węgrzyn pod stół powalił. Zdaje mi się czasami, że nie mam więcej dowcipu, niż lada chrześcijanin, lub niż lada człowiek pospolity. Aleć bo ogromnie lubię wołowinę, i być może, że wołowina robi krzywdę mojemu dowcipowi.

Sir Tobiasz. Niema wątpliwości.

Sir Andrzej. Gdybym tego był pewny, wyrzekłbym się wołowiny. Odjeżdżam jutro do domu, panie Tobiaszu.

Sir Tobiasz.Pourquoi, kochany panie Jędrzeju?

Sir Andrzej. Co znaczy się pourquoi? Czy znaczy się: zostań, czy znaczy się: odjeżdżaj? Jak żałuję, że nie poświęciłem językom czasu, który zmarnowałem na fechtach, tańcu i niedźwiedzich hecach! O, czemu nie oddałem się wyzwolonym naukom!

Sir Tobiasz. O, niezawodnie, miałbyś przepyszną czuprynę.

Sir Andrzej. Dlaczego? Czy to przydałoby się na co moim włosom?

Sir Tobiasz. Trudno wątpić; wszak widzisz, że naturalnie nie chcą się zwijać.

Sir Andrzej. Alboż tak jak są, nie są mi do twarzy?

Sir Tobiasz. I bardzo; wiszą, jak konopie na kądzieli. Spodziewam się, że jeszcze zobaczę, jak cię jaka prządka weźmie między nogi i wszystko wyprzędzie.

Sir Andrzej. Daję słowo, że jutro do domu wyruszam, panie Tobiaszu. Synowica twoja nie chce się na oczy pokazać, a choćby się i pokazała, założyłbym się cztery przeciw jednemu, że mnie nie zechce, boć sam hrabia tu w sąsiedztwie zamieszkały idzie do niej w konkury.

Sir Tobiasz. Ale ona nie chce hrabiego; nigdy nie weźmie ona za męża wyższego od siebie rodem, wiekiem lub dowcipem; słyszałem, jak na to przysięgła. Jest nadzieja.

Sir Andrzej. Więc miesiąc jeszcze zostanę. Dziwny jednak ze mnie człowiek; są czasy, w których szaleję za maskaradą i balem.

Sir Tobiasz. Czy możesz przydać się na co w tego rodzaju błazeństwach?

Sir Andrzej.