1,49 €
Dziady to cykl dramatów romantycznych Adama Mickiewicza publikowany w latach 1823-1860. Składają się na niego cztery luźno powiązane części:
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Dziady część I
Widowisko
Młodzieniec zaklęty
Pieśń strzelca
Dziady część II
Wstęp
Upior
Poema
Dziady część III
Prolog
Scena I
Scena II
Scena III
Scena IV
Scena V
Scena VI
Scena VII
Scena VIII
Scena IX
Dziady III / Ustęp
Droga do Rosji
Przedmieścia stolicy
Petersburg
Pomnik Piotra Wielkiego
Przegląd wojska
Oleszkiewicz
Do przyjaciół Moskali
Dziady część IV
Widowisko
Podziękowania
Prawa strona teatru. DZIEWICA w samotnym pokoju. Na boku ksiąg mnóstwo, fortepiano; okno z lewej strony w pole, na prawej wielkie zwierciadło; świeca gasnąca na stole i księga rozłożona (romans Valérie).
DZIEWICA wstaje od stołu.
Świeco niedobra! właśnie pora była zgasnąć! I nie mogłam doczytać... czyż podobna zasnąć? Waleryo! Gustawie! anielski Gustawie! Ach, tak mi często o was śniło się na jawie, A przez sen — będę z wami, Pan Bóg wie, dopóki! Smutne dzieje, jak smutnej są źródłem nauki!
(po pauzie, z niesmakiem)
Po co czytam? Już koniec przezieram z daleka! Takich kochanków! tutaj (wskazuje ziemię) cóż innego czeka? Waleryo! ty przecież z pomiędzy ziemianek Zazdrości godna! Ciebie ubóstwiał kochanek, O którym inna próżno całe życie marzy. Którego rysów szuka w każdej nowej twarzy I w każdym nowym głosie nadaremnie bada Tonu, który jej duszy brzmieniem odpowiada. Bo ich twarze tchną głazem jak Meduzy głowa, Nad słotny deszcz jesienny zimniejsze ich słowa!
Codzień z pamiątką nudnych postaci i zdarzeń Wracam do samotności, do książek — marzeń:
Jak podróżny, śród dzikiej wyspy zarzucony, Co rana wzrok i stopę niesie w różne strony, Ażali gdzie istoty bliźniej nie obaczy, I co noc w swą jaskinię powraca w rozpaczy. Szalony! niech ukocha swe samotne ściany I nie targa łańcucha, by nie drażnić rany!
Witajże ma jaskinio! — na wieki zamknięci, Nauczmy się więźniami stać się z własnej chęci — Czyż nie znajdziem zatrudnień? Mędrce dawnych wieków Zamykali się szukać skarbów albo leków I trucizn: my, niewinni młodzi czarodzieje Szukajmy ich, by otruć własne swe nadzieje; A jeżeli do grobu wstęp...... zawarty, Pochowajmy swą duszę za życia w te karty! Można pięknie zmartwychwstać i po takim zgonie; I przez ten grób jest droga na Elizu błonie. Zamieszkałym śród cieniów zmyślonego świata Nudnej rzeczywistości nagrodzi się strata. Cieniów? Nigdyż nie było między ziemską bracią Takich cieniów, śmiertelną więzionych postacią? Dusze ich wzięłyż bytność z poetów wyroku, Kształty odlaneż tylko z pięknych słów obłoku? Nie mogę przyrodzenia tą myślą obrażać, Nie mogę bluźnić Twórcy — i siebie znieważać.
W przyrodzenia powszechnej ciał i dusz ojczyźnie Wszystkie stworzenia mają swe istoty bliźnie: Każdy promień, głos każdy, z podobnym spojony, Harmonią ogłasza przez farby i tony; Pyłek, błądzący śród istot ogromu, Padnie w końcu na serce bliźniego atomu: A tylko serce czułe, z dozgonną tęsknotą W rodzinie tworów jedną ma zostać sierotą? Twórca mi dał to serce; choć w codziennym tłumie Nikt poznać go nie może, bo nikt nie rozumie
Jest i musi być kędyć, choć na krańcach świata, Ktoś, co do mnie myślami wzajemnemi lata. O, gdybyśmy dzielące rozerwawszy chmury, Choć przed zgonem tęsknemi spotkali się pióry, Lub słowem tylko, wzrokiem, dosyć jednej chwili, Dosyć, by się dowiedzieć tylko, żeśmy żyli! Wtenczas dusza, co ledwie czucia swe ogarnia, W której rozkosze truje samotna męczarnia, Z ciemnej, głuchej jaskini stałaby się rajem! Jakby miło poznawać, zwiedzać ją nawzajem; I, cokolwiek pięknego w myślach zajaśnieje, Co szlachetnego mają tajne serca dzieje, Rozświecić przed oczyma kochanej istoty, Jak wyłamane z piersi kryształów klejnoty! Wtenczas przeszłość do życia moglibyśmy wcielić Spomnieniem; możnaby się z przyszłości weselić W przeczuciu, a obecnem chwil lubych użyciem Łącząc wszystko, żyć całem i zupełnem życiem; Bylibyśmy jak lotne tchnienia, co je rosa Wiosennym zionie rankiem, dążące w niebiosa, Lekkie i niewidome, — lecz kiedy się zlecą: Spłoną i nową iskrę pośród gwiazd rozświecą.
Na lewą stronę teatru wchodzi chór wieśniaków, niosących jedzenia i napoje; STARZEC pierwszy z chóru na czele.
GUŚLARZ.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, Z czujnym słuchem, z bacznem okiem Spieszmy się w tajnym obrzędzie, Z cichem pieniem, wolnym krokiem; Wszak nie nucim po kolędzie, Nucimy piosnkę żałoby,
Nie do dworu z Nowym rokiem, Ze łzami idziem na groby.
CHÓR.
Póki ciemno, głucho wszędzie, Spieszmy się w tajnym obrzędzie.
GUŚLARZ.
Spieszmy cicho i powoli, Poza cerkwią, poza dworem: Bo ksiądz gusłów nie dozwoli. Pan się zbudzi nocnym chorem. Zmarli tylko wedle woli Spieszą, gdzie ich guślarz woła: Żywi są na pańskiej roli, Cmentarz pod władzą kościoła.
CHÓR.
Póki ciemno, głucho wszędzie, Spieszmy się w tajnym obrzędzie.
CHÓR MŁODZIEŃCÓW.
Do dziewczyny
Nie łam twych rączek, niewiasto młoda, Nie płacz: i oczek i dłoni szkoda. Te oczy innym źrenicom błysną, Te rączki inną prawicę ścisną. Od lasu para gołąbków leci, Para gołąbków, a orlik trzeci: Uszłaś gołąbko, spojrzy do góry, Czy jest za tobą mąż srebrno-pióry? Nie płacz, nie wzdychaj w próżnej żałobie: Nowy małżonek grucha ku tobie,
Nóżki z ostrogą, szyję mu wieńczy Wstążka błękitna w kolorze tęczy. Róża z fiołkiem, na letniej łące, Podają sobie dłonie pachnące: Pieszy robotnik kosi dąbrowę, Zranił małżonka, zostawił wdowę. Płaczesz i wzdychasz w próżnej żałobie. Wysmukły narcyz kłania się tobie; Jasną źrenicą, śród polnych dzieci, Jak księżyc między gwiazdami świeci. Nie łam twych rączek, niewiasto młoda, Nie płacz: i rączek i oczu szkoda. Ten, po kim płaczesz, wzajem nie błyśnie Okiem ku tobie, ręki nie ściśnie. On ciemny krzyżyk w prawicy trzyma, A miejsca w niebie szuka oczyma. Dla niego na mszę daj, młoda wdowo, A dla nas żywych piękne daj słowo.
Do Starca.
Nie tęsknij, starcze, prosimy młodzi: Tęsknota sercu i myślom szkodzi; W tem sercu dla nas żyją przykłady, W tych myślach dla nas jest skarbiec rady. Stary dąb zruca powiewne szaty, O cień go proszą trawy i kwiaty: Nie znam was, dzieci nowego rodu, Czyliście warte cienia i chłodu? Nie takie rosły, dawnemi laty, Pod mą zasłoną trawy i kwiaty. Przestań narzekać, niesłuszny w gniewie! Jak było dawniej, nikt o tem nie wie. Uwiędną jedni, powschodzą inni; Chociaż mniej piękni, cóż temu winni? Strzeż naszej barwy, ciesz się z okrasy, A z nas dawniejsze wspominaj czasy!
Nie wzdychaj, starcze, w próżnej tęsknocie! Wielu straciłeś, zostały krocie. Nie całe twoje szczęście jest w grobie, Nie tam są wszyscy znajomi tobie: Weź trochę szczęścia od nas szczęśliwych, Szukaj umarłych pośród nas żywych.
GUŚLARZ.
Kto, błądząc po życia kraju, Chciał pilnować prostej drogi, Choć mu los, wedle zwyczaju, Wszędzie siał ciernie i głogi; Nareszcie, po latach wielu, W licznych troskach, w ciężkich nudach, Zapomniał o drogi celu, Aby znaleść wczas po trudach; Kto z ziemi patrzył ku słońcu, Myślą z orły szedł w przeloty I nie znał ziemi, aż w końcu, Kiedy wpadł w otchłań ciemnoty; Kto żalem pragnął wydźwignąć, Co znikło w przeszłości łonie; Kto poznał swój błąd niewcześnie, O gorszej myśli poprawie, Mruży oczy, by żyć we śnie Z tem, czego szukał na jawie; Kto, marzeń tknięty chorobą, Sam własnej sprawca katuszy, Darmo chciał znaleść przed sobą, Co miał tylko w swojej duszy; Kto wspominasz dawne chwile, Komu się o przyszłych marzy: Idź ze świata ku mogile, Idź od mędrców do guślarzy! Mrok tajemnic nas otacza, Pieśń i wiara przewodniczy!
Dalej z nami, kto rozpacza, Kto wspomina i kto życzy!
CHÓR MŁODZIEŻY.
Tu guślarz kazał młodzieży Stanąć na drogi połowie: Tam na wzgórku wioska leży, A tam mogilnik w dąbrowie.
MŁODZIEŻ.
Między kolebką i groby Młody nasz wiek w środku stoi: Śród wesela i żałoby Stójmyż w środku, bracia moi!
Nie godzi się do wsi wracać, Nie godzi się biedz w ich ślady: Tu będziemy święcić Dziady I piosnkami noc ukracać.
Będziemy idących witać I powracających pytać, Lękliwym rozpędzać trwogę, Błędnym pokazywać drogę.
Zaszło słońce, biegą dzieci, Idą starce, płaczą, nucą; Lecz znowu słońce zaświeci, Wrócą dzieci, starce wrócą.
Nim dojdzie siwizny dziecię, Nim starego dzwon powoła, Jeszcze ich spotka na świecie Niejedna chwilka wesoła.
Ale kto z nas w młode lata Nie działa rzeźwem ramieniem, Ale sercem i myśleniem: Taki zgubiony dla świata.
Kto jak zwierz pustyni szuka, Jak puhacz po nocy lata, Jak upiór do trumny puka: Taki zgubiony dla świata.
Kto w młodości pieśń żałoby Raz zanucił, wiecznie nuci; Kto raz zabłądził na groby, Już z nich na świat nie powróci.
Niech więc dzieci i ojcowie Idą w kościół z prośbą, z chlebem: Młodzi na drogi połowie Zostaniem pod czystem niebem.
DZIECIĘ.
Wróćmy lepiej do chaty. Coś tam od kościoła Błysnęło: ja się boję; coś po lesie woła. Jutro pójdziem na cmentarz: ty swoim zwyczajem Dumać, ja zdobić krzyże kwiatami i majem. Mówią, że dzisiaj w nocy umarłych spotkamy: Ja ich nie znam, ja własnej nie pamiętam mamy. Ty oczy w dzień masz słabe, pragnąłbyś daremnie Dawno widzianych ludzi rozeznać po ciemnie; I słuch masz słaby. Pomnisz? — dwie temu niedziele, Zebrało się i krewnych i sąsiadów wiele Urodziny twe święcić; tyś w milczeniu siedział, Nic nie słyszał, nikomu nic nie odpowiedział. Zapytałeś nakoniec: po co ta gromada Zeszła się w dzień powszedni i czy mrok już pada? A my przyszli winszować, i od kilku godzin Słońce zaszło, i był to dzień twoich urodzin.
STARZEC.
Od tego dnia, ach! jakżem daleko odpłynął, Wszystkiem znajome lądy i wyspy ominął, Wszystkie dziedziczne skarby znikły w czasu toniach: Cóż mnie po waszych twarzach i głosach i dłoniach? Twarze, którem z dzieciństwa ukochać przywykał, Dłonie, co mię pieściły, — głos, co mię przenikał:
Gdzież są? — Zgasły, przebrzmiały, zmieniły się, starły! Nie wiem, czym pośród trupów, czylim sam umarły; Ale inny świat rzucam, aniżelim zastał; Nieszczęsny, kto częściami do mogiły wrastał!
Twój jeszcze głos, mój wnuku, ostatnia pociecho, Jak po umarłej pieśni niemowlęce echo, Tuła się i głos matki powtarzając kwili. Lecz i ty mię porzucasz, jak inni rzucili.
Pójdę sam; kto w dzień błądzi i żywych nie słyszy Widzi w nocy, zna język grobowej zaciszy. Nie zabłądzę: wszak co rok chodziłem tą drogą, Zrazu, jak ty, mój synu, z niemowlęcą trwogą; Potem, jak chłopiec, pełen ciekawej ochoty; Potem z tęsknotą; teraz nawet bez tęsknoty, Bez żalu. Cóż mię wiedzie? — Jakiś zapęd nowy, Ciemne przeczucie, może to instynkt grobowy. Znajdę cmentarz, i coś mi w głębi serca wróży, Że nazad już nie będę potrzebował Stróży. Ale, nim się rozłączym, twe służby dziecięce Nagrodzę. Pójdź, mój synu, uklęknij, złóż ręce:
Boże! coś mi rozkazał spełnić kielich życia, I zbyt wielki, zbyt gorzki dałeś mi do picia, Jeśli względów Twojego miłosierdzia godna Cierpliwość, z którą gorycz wychyliłem do dna, Jedynej, lecz największej śmiem żądać nagrody: Pobłogosław wnukowi, niechaj umrze młody!
Bądź zdrów, stój, i raz jeszcze ściśni dziada rękę! Daj mi twój głos usłyszeć — zaśpiewaj piosenkę Ulubioną i tyle powtarzaną razy O zaklętym młodzieńcu, przemienionym w głazy.
RESZTA TEKSTU DOSTĘPNA W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
©Wydawnictwo Avia Artis