Erhalten Sie Zugang zu diesem und mehr als 300000 Büchern ab EUR 5,99 monatlich.
Pierwsza część serii dla młodzieży, której akcja toczy się w szybkim tempie! Johanne i Christian mają poważne kłopoty. Ich ojciec znęca się nad nimi, dlatego rodzeństwo jest zmuszone uciekać razem z matką. Tak naprawdę nie noszą nawet imion Johanne i Christian - dla bezpieczeństwa musieli przyjąć nowe tożsamości. Ale rozpoczęcie zupełnie nowego życia nie jest proste. Co jeśli ktoś odkryje ich sekret? Czy ich ojciec będzie w stanie ich wytropić?Pogoń to niebagatelna, ważna i porywająca seria o życiu, które nie jest łatwe. Jednocześnie jest też ciepłą i aktualną opowieścią o przyjaźniach, pierwszych miłościach i nowych początkach.
Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:
Seitenzahl: 56
Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:
Anne-Marie Donslund
Tłumaczenie Zuzanna Zywert
Saga Kids
Pogoń - Pod przykrywką
Tłumaczenie Zuzanna Zywert
Tytuł oryginału Jagten - Undercover
Język oryginału duński
Copyright © 0, 2023 Anne-Marie Donslund i SAGA Egmont
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788728236406
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
www.sagaegmont.com
Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.
[p. 7]
Czuję się jak ścigana zwierzyna
Cały czas na baczności.
Cały czas oglądam się przez ramię.
Znalazł nas już? Mój ojciec.
Czy to już koniec?
Podczas gdy my szukamy nowego życia, on poszukuje nas.
Nigdy nie zostawi nas w spokoju.
Przenigdy…
– Wiesz już, jak chcesz się nazywać? – pyta mama.
Odrywam wzrok od tabloidu i spoglądam w lustro. Prawie wszystkie moje włosy są pokryte folią aluminiową. Unosi się od nich ostry zapach.
– Mm – odpowiadam. Nie oznacza to ani „tak”, ani „nie”. Bo dlaczego w ogóle musimy się przeprowadzać? Przecież jest nam tu dobrze. Otaczają nas mili ludzie, którzy się nami opiekują. I ochroniarze przy drzwiach.
Oczy mamy napotykają moje. Zanurza pędzel w kubku i, jeden za drugim, pokrywa farbą kosmyki moich włosów. Następnie nakłada na nie folię i sięga po kolejny pukiel. Jej dłonie lekko drżą, ale nie tak mocno, jak kiedyś. Jej złamany palec już się zagoił. Blizny na ramionach zmieniły się w białe paski.
– Christian Eriksen! – wykrzykuje mój młodszy brat. Siedzi na krześle obok mnie z ręcznikiem na głowie. Na pożyczonym iPadzie ogląda piłkę nożną.
– Przecież dziewczynki nie mogą mieć na imię Christian – stwierdza mama.
– To ja chcę się nazywać Christian Eriksen – odpowiada brat.
– To piłkarz. – Wskazuję palcem na zdjęcie w gazecie. Prawdziwy Christian Eriksen jest na balu w zamku z kobietą w długiej, białej sukni. Na jej ramieniu widać tatuaż. Może mama mogłaby sobie taki zrobić, żeby zakryć nim blizny?
Z ust mamy wydobywa się dźwięk przypominający śmiech.
– Aha! A ja myślałam, że to imię na cześć duńskiego księcia Christiana. Wtedy ty mogłabyś się nazywać Isabella – mówi mama, ściskając mi ramię i uśmiechając się. To smutny uśmiech, ale od dawna na jej twarzy nie widzieliśmy podobnego.
– To wtedy ty mogłabyś być Mary, jak księżna, ha, ha – mówię.
– Mary – powtarza mama i milknie. Tym razem się nie śmieje.
Folia w moich włosach szeleści. Z korytarza dobiega nas odgłos płaczu. Mama unosi głowę, przysłuchując mu się. Po chwili moczy pędzel i dalej farbuje moje włosy.
Mój wzrok wędruje po pomieszczeniu. Zrobiło się tu ładnie. Jak w prawdziwym salonie fryzjerskim. Pozostali mieszkańcy są z niego zadowoleni. Personel również. Wszyscy chcą, aby mama obcięła im włosy.
– Albo Marianne – odzywa się w końcu mama. – Zawsze podobało mi się to imię.
– Marianne Eriksen – mówię.
– Eriksen?
– Jeśli on ma się nazywać Christian Eriksen, to my musimy nosić to samo nazwisko – stwierdzam, wskazując palcem na młodszego brata.
– Dzień dobry. Jesteśmy rodziną Eriksen – mówi mama, podając dłoń niewidzialnej postaci. – Marianne Eriksen, Isabella Eriksen i Christian Eriksen.
Zaczyna się od dźwięków i na nich się kończy.
Krzyki, wrzaski, uderzenia, płacz.
Szklanki rozbijane o ścianę.
Meble przewracane na ziemię i rzucane po pokoju.
Kopanie w drzwi, również do naszego pokoju.
Mocno przytulam młodszego brata. Zakrywam mu uszy, aby nie musiał tego wszystkiego słyszeć. Ale jego oczy błyszczą z przerażenia. Jego oddech ma metaliczny zapach. Ugryzł się w policzek.
Słychać trzaskanie drzwiami. Schodzenie po schodach. Cisza.
W końcu zapada cisza.
Krew dudni mi w uszach. Oddech mojego brata jest szybki.
Z ulicy dochodzą nas dźwięki. Przejeżdżający autobus. Przechodzący ludzie, którzy ze sobą rozmawiają. Śmieją się. Odgłos karetki w oddali.
Ale w naszym mieszkaniu jest całkiem cicho. Wstrzymuję oddech i wytężam słuch.
Gdzieś w budynku skrzypi podłoga. Ktoś słucha muzyki. Gra na gitarze. Ale z salonu i kuchni… nie dobiega najmniejszy dźwięk.
Umarła? Czy tym razem ją zabił?
W końcu ktoś się porusza, dysząc. Ciągnie się po podłodze. Powoli się do nas zbliża. Słyszymy, jak opiera się dłońmi o drzwi, żeby się podnieść.
– Walizki – szepcze ktoś ochryple zza zamkniętych drzwi. Nie brzmi jak głos mamy.
Klamka porusza się w dół – a potem w górę. Czy to on chce nas oszukać, żebyśmy otworzyli mu drzwi? Nie. Nikt poza mamą nie wie, że przygotowałam dla nas dwie walizki. Wpadłam na ten pomysł, czytając książkę o kobiecie, która przez całe życie miała spakowaną walizkę. Chciała być gotowa do wyjazdu, kiedy będzie miała wszystkiego dość.
Dla nas ten dzień właśnie nadszedł.
Zeskakujemy z łóżka i otwieramy drzwi. Mama niemal wpada do pokoju. Jej twarz i ubranie są pokryte krwią. Ma spuchnięte usta. Jedno oko jest zamknięte. Na całym jej ciele widać zadrapania i rozcięcia. Mój brat wstrzymuje oddech i zaczyna płakać.
– Nie jest tak źle, jak to wygląda – szepcze mama i głaszcze go po policzku.
Wyciągam walizki z szafy. Nie dalej jak wczoraj wymieniłam część ubrań. Jesteśmy gotowi.
Zbiegamy w dół tylnymi schodami. Na podwórze. Bagaże na tylne siedzenie. Dłonie mamy drżą tak mocno, że muszę pomóc jej włożyć klucz do stacyjki.
Najpierw auto nie chce ruszyć.
Potem mama nie może wrzucić wstecznego biegu.
W końcu jej się udaje. Gwałtownie rusza do tyłu i w coś uderza. Mój brat krzyczy.
– Cii – uciszam go. To go uspokaja.
– To tylko kosz na śmieci – mówię. – Nic się nie stało.
Mama zawraca samochód i wyjeżdża na podjazd. Reflektory oświetlają drogę przed nami.
W tym samym momencie widzimy go idącego po chodniku. Chwieje się. Zatacza.
– Zablokujcie drzwi – szepcze mama.
To stary samochód. Nie ma w nim centralnego zamka.
Rygluję drzwi z przodu, a mój brat – z tyłu.
– Schylcie się – mówi szeptem mama.
– Myślałam o imieniu Johanne – oznajmiam.
– No nie wiem… – Mama nakłada folię na ostatni kosmyk włosów.
– Johanne oznacza „Bóg jest łaskawy”.
– Ale ja nigdy bym cię tak nie nazwała – odpowiada mama.
– Powiedziałaś, że sama mogę zdecydować.
– No tak, ale przecież żadna z ciebie Johanne.
– Skoro mogłabym nazywać się Isabella, to chyba równie dobrze mogę być Johanne? Przecież żadna ze mnie księżniczka.
– Jesteś moją księżniczką – odpowiada mama. – Najśliczniejszą dziewczynką na świecie.
– Mamo, przestań.
Wiem, że poszczęściło mi się z moją symetryczną twarzą. Często okazywała się przydatna. Nasz instynkt mówi, że symetria jest ładna. Wobec niej ludzie stają się milsi. Nie mam ochoty dodawać, że Johanne znaczy też „piękna jak miłość”.
– Chodzi o to, że w mojej podstawówce była taka jedna – mówi mama, odchodząc, żeby wypłukać kubek z farbą.
– Jaka jedna?
– Taka, która miała na imię Johanne. – Jej plecy nagle sztywnieją.
– Której nie lubiłaś?
Mama się odwraca. Jej wzrok staje się nieobecny. Jedyne, co opowiedziała nam o podstawówce, to że spotkała w niej tatę. Był jednym z twardzieli, którzy palili i jeździli na motorowerach. Mama była grzeczna i chodziła w różowych sukienkach.
Nie spodziewała się, że tak się to potoczy. Że tata zachoruje przez picie i narkotyki. Że będzie chory z zazdrości. Bo skąd mogła to wiedzieć?
– Kiedy będę mógł to zdjąć? – pyta mój młodszy brat.
– Musisz siedzieć jeszcze przez dziesięć minut – odpowiada mama.
– Nie, nie chcę! – krzyczy chłopiec. – To szczypie.
– Jeśli będziesz siedział, to zgodzę się, żebyś nazywał się Christian Eriksen – mówi mama.
– W takim razie macie już teraz tak mnie nazywać.
– Okej, Christianie Eriksenie – odpowiada mama.
– Juhu! – woła chłopiec. – Jestem Christian Eriksen!
Christian Eriksen prostuje się na krześle i posyła mi uśmiech. Wypadły mu dwa zęby, tworząc otwór, przez który uwielbia wystawiać język. Ciekawe, jak będzie wyglądał w jasnych, kręconych włosach i okularach?
Biorę do ręki moje okulary i je przymierzam. W zasadzie są nawet ładne. Wyglądam prawie, jakbym była mądra.
– Siedziałyśmy obok siebie w ławce – mówi mama i przynosi suszarkę hełmową.
– A więc Johanne była twoją przyjaciółką?
Mama nie odpowiada. Przykłada suszarkę do mojej głowy. Jest stara, ale wciąż działa. Mama poprosiła centrum kryzysowe, aby kupili ją na stronie z używanymi rzeczami. Włącza ją, a wokół mnie zaczyna szumieć. Nie jesteśmy już w stanie prowadzić rozmowy. Wracam do gazety i artykułu o balu na zamku. Kiedyś uwielbiałam rodzinę królewską.