4,99 €
W centrum Kopenhagi, w Christianshavn Kanal, zostaje znalezione ciało młodej kobiety. Detektyw Georg Guldmann szybko odkrywa, że zmarła ona w wyniku zabójstwa, i że najprawdopodobniej nie jest jedyną ofiarą mordercy. Podczas dochodzenia tropy prowadzą do środowiska kopenhaskich restauracji, do budynku parlamentu Christiansborga oraz do opery. Ponura prawda wychodzi na jaw dopiero w sądzie. Tylko czy na pewno?-
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Lone Theils
Z duńskiego przełożyła Joanna Cymbrykiewicz
Saga
87 sekund
Tłumaczenie Joanna Cymbrykiewicz
Tytuł oryginału 87 sekunder
Język oryginału duński
© Lone Theils 2017 by Agreement with Grand Agency.
Copyright © 2017, 2022 Lone Theils i SAGA Egmont
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788728225516
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
www.sagaegmont.com
Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.
„Instynkt, żeby pod wodą nie oddychać, jest silniejszy nawet od męczarni, które człowiek przechodzi w chwili, kiedy zaczyna brakować mu powietrza. Nie ma znaczenia, jak bardzo zdesperowany jest topielec, i tak nie próbuje zaczerpnąć powietrza, dopóki nie znajdzie się niemal na granicy utraty przytomności. W tym momencie we krwi jest już tak dużo dwutlenku węgla – i tak mało tlenu – że chemoreceptory w mózgu wymuszają niezamierzony wdech, niezależnie od tego, czy człowiek znajduje się pod wodą, czy też nie. Jest to punkt krytyczny; eksperymenty przeprowadzone w laboratorium wykazały, że ów punkt następuje po upływie osiemdziesięciu siedmiu sekund.”
Sebastian Junger: Gniew oceanu (tłum. Katarzyna Bogucka-Krenz), 2000
Georg Guldmann trzymał nóż w ręce, oceniając, czy jest wystarczająco ostry do czekającego go zadania. Kiedy w jego ostrzu dostrzegł swoje odbicie stwierdził, że powinien się ogolić, a może nawet ostrzyc głowę maszynką.
Potem zamachnął się nożem niczym kat, który nie ma czasu na rozmyślanie oKliknij tutaj, aby wprowadzić tekst.bałaganie, którego zaraz narobi.
W chwili, gdy stwierdził, że udało mu się ugotować idealne jajko na miękko, zadzwonił telefon.
– Guldmann – odezwał się.
– Znaleziono martwą dziewczynę. Padło na ciebie – powiedział dyżurny.
Georg wstał od stołu, odszukał długopis w górnej szufladzie i zapisał adres na marginesie sobotniego wydania gazety „Berlingske”, której jeszcze nie zdążył otworzyć.
Z łazienki wyszła Astrid, a za nią ciągnął się zapach cytrusów i rozmarynu. Acqua di Parma.
– Praca?
– Tak – odpowiedział Georg spokojnie.
Cmoknęła go w głowę i pociągnęła go za kołnierz szlafroka, który nazywała „modelem przedwojennym”.
– To lepiej się ubieraj. W tym stroju nie poprowadzisz śledztwa.
Georg zostawił jajko na stole, a sam zadzwonił do Trine Valentin i podał jej adres w dzielnicy Christianshavn.
Astrid wyszła z sypialni i bez ogródek dobrała się do jego jajka na miękko.
– Zostawiłam ci ubranie na łóżku – oświadczyła.
Georg spojrzał na swoje śniadanie z lekkim żalem, ale się nie odezwał.
Niektóre przyzwyczajenia zawodowe są lepsze niż inne, a wiele lat pracy w dziale kostiumów kopenhaskiej opery nauczyło Astrid, że należy zawczasu przygotowywać to, co ludzie mają na siebie założyć, nim sami z siebie zaczną o to pytać.
Dziesięć minut później Georg był już w drodze do miasta.
*
Kuzyn Harry’ego Madsena był maszynistą. W zeszłym roku przejechał samobójcę i od tej pory Harry czuł się szczęściarzem, że jako szyper nie ma tego rodzaju zmartwień. Że nie budzą go koszmary i że nie musi zmagać się z powracającym w pamięci głuchym odgłosem charakterystycznym dla momentu, kiedy pociąg uderza w ludzkie ciało.
Ale tego sobotniego poranka, podczas pierwszego rejsu czerwoną trasą turystyczną z łodzią wypełnioną pasażerami, szczęście w końcu go opuściło.
Carmen zobaczyła ją pierwsza.
Bez zastanowienia i nie odsuwając mikrofonu od ust wrzasnęła na cały pokład:
– Harry, stój! Pod mostem unosi się martwa dziewczyna!
Dopiero później zakryła usta i wyłączyła mikrofon.
Jeden z pasażerów pokręcił głową.
– To nie jest żadna dziewczyna, tylko dmuchana lalka – stwierdził.
Ale Carmen widziała, że mężczyzna po prostu woli tak myśleć.
Harry od razu wrzucił dźwignię na wsteczny, ale musiało minąć kilka dłuższych chwil, by łódź zareagowała. Przez kilka ciągnących się niemiłosiernie sekund wyglądało na to, że jednostka sunie prosto na ciało, kołyszące się w tę i z powrotem na powierzchni wody pod mostem przy Sankt Annæ Gade. Kobieta miała lodowato białe ramiona, letnią, niebieską sukienkę i jasne włosy, falujące niczym trawa morska.
Georgowi udało się wyciągnąć tę opowieść z Harry’ego Madsena szczegół po szczególe, podczas gdy ekipa Falcka wynosiła kobietę na ląd, a Oskar Hvid z wydziału technicznego uwieczniał cały proces na zdjęciach.
Trine przybyła na miejsce pięć minut po swoim szefie. Przez ramię miała przewieszoną torbę sportową. Georg domyślił się, że również i jej plany na tę sobotę były inne. Czyżby szła na crossfit?
Guldmann pamiętał jeszcze wykład, jaki mu palnęła, gdy przeniosła się z Frederikshavn, by dołączyć do jego ekipy. Siedzieli wtedy w stołówce i błękitne oczy Trine z przerażeniem obserwowały spod grzywki na radość Georga na widok węglowodanów. Pomyślał wówczas, że w wieku 28 lat człowiek nie wie jeszcze tylu rzeczy.
Trine wskoczyła na łódź i zabrała się do spisywania nazwisk pasażerów. Trzeba było to zrobić, choć Georg powątpiewał, że któryś z nich widział coś istotnego dla sprawy.
Odwrócił się do Carmen, która, ku jego zaskoczeniu, zachowywała spokój. Była ciemnowłosą dziewczyną o szczupłej budowie ciała, mówiła z lekkim akcentem – jak sądził – albo hiszpańskim, albo włoskim.
– Dobrze się pani czuje? Potrzebuje pani pomocy psychologicznej? – spytał Georg.
Dziewczyna pokręciła głową.
– Nie, wszystko okej. Chciałabym po prostu płynąć dalej.
Georg przyjrzał się jej wnikliwie.
– Dobrze, ale jeśli zmieni pani zdanie, proszę dać znać.
Carmen podała mu nazwisko i adres, po czym Georg sprawdził te oszczędne informacje, których zdołała mu udzielić.
Łódź wypłynęła ze skąpanego w słońcu Nyhavn o 9.03, spóźniona z powodu małżeństwa, które przybiegło na ostatnią chwilę. Owszem, to Carmen dostrzegła dziewczynę jako pierwsza. Zwłoki unosiły się na powierzchni wody twarzą w dół, zaklinowane pod mostem. Było zapewne kilka minut po wpół do dziesiątej, nie spojrzała na zegarek. Tak, to szyper zadzwonił do centrali, która z kolei skontaktowała się z policją.
– Już ją wynieśliśmy. Chcesz rzucić okiem na ciało, nim je zabierzemy?
Ratownik z Falcka postukał Georga w ramię, zerkając ostrożnie na Carmen, by sprawdzić, czy kobieta dobrze się czuje.
Guldmann wsunął notes z powrotem do kieszeni i dostrzegł Trine wyskakującą z łodzi na brzeg.
– Ktoś coś widział?
Zaprzeczyła.
– Jakiś kretyn powtarza non stop, że to lalka. Chyba powinien z kimś porozmawiać. Poza tym nic szczególnego. Tylko ludzie siedzący na przednich siedzeniach zdążyli zobaczyć tę dziewczynę.
Georg podszedł do szypra.
– Możecie ruszać dalej. Czy ma kto odebrać pasażerów, jak już dopłyniecie?
Harry Madsen skinął głową, wciąż nieco pobladły.
– Centrala kogoś przyśle.
– Dobrze, to lepiej już ruszajcie – odparł Georg.
Carmen wskoczyła do łodzi, a on skierował się w stronę karetki; Trine deptała mu po piętach. Jego wzrok powędrował na spiralną wieżę kościoła Najświętszego Zbawiciela, lśniącą na tle błękitnego nieba, podczas gdy załoga karetki przygotowywała ciało do oględzin. Potem zmusił się, by spojrzeć na rozpościerającą się na ziemi brutalną rzeczywistość.
Otwarte drzwi ambulansu na szczęście ograniczały widok, więc żaden z mieszkańców urokliwych czerwonych i żółtych domów nie zakrztusi się poranną kawą, wyglądając przez okno zza rosnących pod murami malw.
Ciało dziewczyny włożono do czarnego worka. Jej włosy wciąż były mokre – wyglądała, jakby właśnie wyszła z wody po rekreacyjnej kąpieli Jasnoniebieska sukienka bez ramiączek przylegała do jej ciała. Dziewczyna była piękna, zupełnie obiektywnie; miała regularne rysy i pełne usta. Georg ocenił jej wiek na około dwadzieścia pięć lat.
Wyglądała jak młoda kobieta, która wcześniej bawiła się na mieście. Jak ktoś, kto wypił o jednego breezera za dużo i za chwilę obudzi się z kacem.
Georgowi mignęło na jej ciele coś czerwonego, więc ostrożnie odchylił worek. Na prawym przedramieniu dziewczyny rozciągała się czerwona jak ogień plama o nieregularnym kształcie.
Pokazał ją Trine.
– Wygląda jak ślad po oparzeniu – stwierdziła.
– Zobaczymy , co powie lekarz sądowy – mruknął Georg.
Przywołał gestem Oskara Hvida i wskazał na ślad. Hvid kilkakrotnie pstryknął aparatem.
– Na moje oko poparzyła się w kuchni – powiedział półgłosem.
Ratownik z Falcka odchrząknął.
– Jeśli to wszystko, to chcielibyśmy już ruszyć do Instytutu Medycyny Sądowej.
– Nie znaleźliście niczego w pobliżu? Torebki, portfela, telefonu?
Ratownik pokręcił głową.
– Nope.
Potem włożyli czarny worek z ciałem do karetki, zatrzasnęli drzwi i wsiedli do środka.
Bez względu na to, w jaki sposób dziewczyna wylądowała w dzielnicy Christianshavn, opuściła to miejsce w niespiesznym tempie. W przypadku tak jednoznacznych sytuacji włączanie sygnału mija się z celem. Nie ma sensu pędzić do szpitala, by zapobiec czemuś, co już się stało.
Georg nigdy się nie przyzwyczaił do widoku ślimaczących się ambulansów.
Teraz musieli się skupić na ustaleniu tożsamości dziewczyny. , Potem trzeba będzie powiadomić jej najbliższych o tym, że wydarzyła się rzecz najstraszniejsza na świecie.
– Dzwonimy po nurka? – spytała Trine.
– Poczekajmy z kwadrans i sprawdźmy najpierw, czy nie znajdziemy jej torebki i telefonu – odparł Georg, wskazując na drugą stronę mostu.
Ruszył z miejsca ze wzrokiem wbitym w bruk, nie zauważając, jak ulica powoli zapełnia się turystami i mieszkańcami Kopenhagi , którzy nawet nie podejrzewali, że dosłownie przed chwilą z wody wyciągnięto martwą kobietę.
Obszedł kanał, przystanął przy koszu na śmieci nieopodal ławki, wyjął z kieszeni rękawiczki i zaczął grzebać w śmietniku, przerzucając zgniecione papierowe torebki z cukierni Lagkagehuset, ale efektem jego poszukiwań była tylko upaćkana musztardą tacka po hot-dogu, wygięty czarny grzebień i pełne współczucia spojrzenie z kobiety, która właśnie nadeszła, pchając spacerówkę.
Zsunął rękawiczki, zgniótł je w kulkę i spojrzał pytająco na Trine, przeczesującą rabatę z malwami. Dziewczyna pochwyciła jego spojrzenie i potrząsnęła głową.
Georg czuł się źle z myślą, że trzeba będzie zacząć poszukiwania rodziny zmarłej przez prasę i miał nadzieję, że ktoś w międzyczasie sam zgłosi na policję zaginięcie narzeczonej, współlokatorki lub córki. Ale wiedział też, że istnieją minimalne szanse, by stało się to tak wcześnie przed południem.
Przywołał do siebie Trine.
– Nawet nie wiemy, czy wpadła do wody w tym miejscu. Przecież przez noc mógł ją tu przynieść prąd.
– Albo mogła zostać zabita gdzieś indziej i przyniesiona tutaj – rzuciła Trine.
Georg rozejrzał się wokół. Odległość między keją a wodą nie była duża. Wystarczył jeden fałszywy krok i człowiek wpadał do kanału. Albo jedno popchnięcie.
Most otaczały domy, których okna wychodziły na kanał. Noc była dość jasna, jak to w czerwcu. Ktoś mógł znajdować się na dworze i widzieć, co się stało z kobietą. Oczywiście o ile działo się to tutaj.
– Okej. To dzwonimy do drzwi, ja biorę na siebie kawiarnie.
Trine westchnęła demonstracyjnie, ale Georg udał, że tego nie słyszy.
Zamówił kawę przy kontuarze w „Café Oven Vande” i ledwie zdążył wziąć kilka łyków, jak się okazało, że na poranną zmianę stawiła się całkiem nowa ekipa, a dwie osoby, które zamykały lokal na noc, przyjdą do pracy dopiero pod wieczór.
Dla porządku Georg zapytał gości przy stolikach, czy któreś z nich przebywało w knajpie poprzedniego wieczoru. Większość zaprzeczyła. . Karmiąca piersią matka przeszyła go wzrokiem, w którym zmęczenie mieszało się z niedowierzaniem.
– A jak pan myśli? – spytała, nim Georg udał się pospiesznie do kolejnej kawiarni.
Wyglądało na to, że nikt nie widział jasnowłosej dziewczyny w letniej, niebieskiej sukience – ani idącej po brukowanej ulicy wzdłuż kanału, ani unoszącej się na wodzie.
Po chwili zwyczajowego marudzenia na brak zasobów, dyżurny przydzielił mu kilku ludzi, którzy mieli pomóc, chodząc wzdłuż kanału i szukając portfela lub torebki dziewczyny. Czegokolwiek, co pomogłoby ustalić jej tożsamość.
Następnie Georg zostawił Christianshavn pod okiem Trine i nowo przybyłych, a sam udał się do Instytut Medycyny Sądowej.
*
Georg od lat współpracował z Frederikiem Melvangiem i nauczył się doceniać jego skrupulatność.
Większość kolegów wzdychała na wieść, że w roli lekarza sądowego przypadł im Melvang, który miał łatkę największego pedanta w Danii. Człowieka, który sprawdza wszystko trzy razy , kiedy inni medycy sądowi postępują po prostu zgodnie ze standardową procedurą.
Może i było to wkurzające, ale zdaniem Georga właśnie ta cechy czyniła Melvanga najlepszym patologiem w kraju.
Również i tym razem go nie rozczarował.
Każdy głupi zauważyłby duże poparzenie na prawym przedramieniu kobiety, ale trzeba było kogoś pokroju Melvanga, by dostrzec coś, co odróżniało zwłoki leżące na stole od ofiary zwyczajnego utonięcia.
Lekarz przywołał Georga gestem i oskarżająco wyciągnął palec obleczony w silikonową rękawiczkę.
Georg musiał zsunąć okulary z czoła, by to dostrzec, na co wskazuje lekarz: maleńki ślad wkłucia na ciele młodej kobiety. Zupełnie świeża ranka, której nie mogła sobie zadać sama, jako że znajdowała się w górnej części jej prawej łopatki.
Patolog wyciągnął telefon i zadzwonił do laboratorium, które dostało już próbki krwi.
– Tu Melvang. Musicie przeprowadzić dla mnie jeszcze jeden test. Na już.
– Co znalazłeś? – spytał Georg, gdy tamten przerwał połączenie.
– Ślad wkłucia – odparł Melvang.
– Tak, pokazywałeś mi. Pytam o to, co to według ciebie jest.
Medyk spojrzał na Georga ze zdumieniem.
– Guldmann, od jak dawna razem pracujemy?
Georg się zastanowił.
– Hm, od jakichś jedenastu lat.
Melvang pokręcił lekko głową, jakby musiał właśnie wygłosić wykład na temat zupełnie oczywistych faktów.
– Dokładnie jedenaście lat, trzy miesiące i dwa dni. Ale mniejsza o to. Chodzi mi o to: czy przez ten czas choćby raz pozwoliłem sobie na spekulowanie , zanim ekipa z Instytutu Medycyny Sądowej zdążyła wykonać swoją pracę?
Georg spuścił wzrok i pokręcił głową, przypominając sobie, dlaczego jego koledzy nie przepadają za Melvangiem.
– Jak sądzisz, kiedy będą wyniki?
Lekarz znów na niego spojrzał.
– To zależy, jak bardzo ci się spieszy. Oczywiście mogę wezwać na weekend dodatkowy personel, ale sam wiesz, że to będzie kosztowało.
Przed podobnym dylematem stawał każdy policjant po reformie policji, zgodnie z którą służby muszą same pokrywać koszty związane ze zlecaniem pracy lekarzom sądowym. Jak bardzo należy się spieszyć z martwym człowiekiem? Georg często stwierdzał, że to nieelegancka kalkulacja, kiedy stoi się w piwnicy przy leżących na stole zwłokach. Podrapał się po karku.
Prawdę mówiąc ślad po wkłuciu niekoniecznie musiał wskazywać na zabójstwo. Mógł być zwyczajnym śladem po szczepieniu. Gdyby tylko znał nazwisko dziewczyny, wtedy wystarczyłoby skontaktować się z jej lekarzem. .
– Jak szybko możemy dostać wyniki?
Melvang dokonał w myślach pospiesznej kalkulacji.
– Jeśli wykorzystamy też weekend, to w poniedziałek przed południem. Po jedenastej, ale przed trzynastą.
– Dobrze, to zbadajmy to.
– Doskonale – skwitował Melvang i wrócił do skrupulatnych oględzin dziewczyny.
Obejrzał ślad od poparzenia pod lupą, zrobił kilka zdjęć, wgrał je do laptopa i otworzył stronę ze zdjęciami chorób skóry, których Georg nie życzyłby najgorszemu wrogowi. Melvang przejrzał beznamiętnie jakichś siedem, osiem stron ze zdjęciami, aż w końcu się zatrzymał.
– Tak! Wiedziałem.
Georg podszedł bliżej i założył okulary. Patolog wskazał na ranę od poparzenia przypominającą tę na przedramieniu dziewczyny.
– To z konferencji w Chicago, w której uczestniczyłem w zeszłym roku. Mój kolega, Miles Kowalski, zbiera zdjęcia poparzeń. To tutaj to poparzenie parą. Czyli brak bezpośredniego kontaktu z substancją parzącą.
– I twoim zdaniem przypadek dziewczyny jest analogiczny?
– Będę musiał się jej jeszcze przyjrzeć, ale to bardzo możliwe – odparł Melvang.
Wrócił do oględzin ramienia denatki.
– Ciekawe.
– Co takiego?
– Nie ma jeszcze pęcherzy, nie zdążyły się wytworzyć, nim zmarła. To znaczy, że poparzyła się na krótko przed śmiercią.
– Masz pomysł, co mogło się przyczynić do powstania tej rany? Czy mogła oparzyć się przez przypadek, czy też ktoś zrobił jej to celowo?
Melvang wzruszył ramionami.
– W tym momencie mogę tylko zgadywać. Może to wypadek. Ale może ktoś ją popchnął lub przytrzymał jej rękę nad źródłem gorąca. Jeśli miałbym szukać zasinień, będę musiał ją obejrzeć za kilka dni .
Georgowi nie pozostało nic innego, jak pozwolić lekarzowi wrócić do oględzin zwłok. Policjant próbował zignorować irytację spowodowaną faktem, że nie wie, kim była ta piękna dziewczyna. Prędzej czy później się tego dowie i wtedy łatwiej będzie odtworzyć przebieg zdarzeń, które doprowadziły do tragicznego finału.
Rozmyślania przerwał mu brzęk metalu o metal.
– Pierścionek. Białe złoto. Inicjały A.F. – stwierdził Melvang.
Zawsze to jakiś początek.
Komórka zawibrowała. Przebywając w Instytucie Medycyny Sądowej, Georg zawsze wyłączał dźwięk w telefonie. Gitarowy riff rozbrzmiewający w tej piwnicy wydawał mu się przejawem braku szacunku do zmarłego. Z tego samego powodu wymknął się na korytarz, by oddzwonić do Trine.
– Co tam? Znalazłaś coś?
– Nie. Niejaka Gerda Rasmussen spod numeru 42 sądzi, że słyszała koło wpół do trzeciej grupkę kiboli. Wyjrzała przez okno, ale nie była w stanie podać ich rysopisu, nie licząc niebieskich bluz. Właśnie szukam, czy są tu jakieś kamery monitoringu, na które można by zerknąć.
Georg westchnął.
– To wszystko?
– Hm. Dyżurny próbował się z tobą skontaktować. Wie, że jesteś u Melvanga, ale powiedział, żebyś zadzwonił, jak wyjdziesz.
– Mówił, w jakiej sprawie?
– Nie.
*
Georg zadzwonił do dyżurnego, który od razu przekierował go do Maltego Svendsena, najnowszego nabytku wydziału. Pełnił on dyżur przy telefonie.
– Słyszałem, że to tobie przydzielono sprawę tej młodej dziewczyny z kanału.
– Tak.
– Oczywiście nie wiem, czy to ważne, ale dzwoniła do mnie niejaka Ann-Charlott Danielsen.
– Tak? – spytał Georg, usiłując ukryć zniecierpliwienie.
– No, w każdym razie dzwoniła, by zgłosić zaginięcie przyjaciółki. Mówiła też coś o komórce, ale nie do końca zrozumiałem.
– Okej. Masz jakiś rysopis zaginionej?
– Tak. Dziewczyna ma około 1,70 wzrostu, normalnej budowy ciała. Jasne włosy, niebieskie oczy.
– A w co była ubrana?
– Koleżanka nie wiedziała. Mówiła, że nie przyszła na umówione spotkanie. Wydawała się roztrzęsiona.
– I na czym stanęło?
– Powiedziałem jej, że musi odczekać dwadzieścia cztery godziny, nim rozpoczniemy poszukiwania . I że może zadzwonić jeszcze raz.