Black notice: część 3 - Lotte Petri - E-Book

Black notice: część 3 E-Book

Lotte Petri

0,0

Beschreibung

Dzięki nagraniom kamery monitoringu z francuskiego sklepu sportowego udaje się zidentyfikować zwłoki dwóch ofiar w skafandrach piankowych. Okazuje się, że to syryjskie bliźniaczki, które mieszkały w osławionym obozie dla uchodźców, zwanym Dżunglą. Na filmie z kamery pojawia się również podejrzany mężczyzna i policji udaje się tym samym zdobyć zdjęcie przypuszczalnego seryjnego mordercy.Morderstwo kobiety pochodzenia syryjskiego w Danii sprawia, że norweska i francuska policja opracowuje profil rasistowskiego seryjnego mordercy, z którym jednak nie zgadza się duński śledczy Felix Jørgensen.Kobieta, znaleziona w leśnym jeziorze w pobliżu Holte, budzi się ze śpiączki i rozszerza opis sprawcy. Okazuje się, że przestępca ma wadę wzroku, która sprawia, że jedna z jego źrenic nie może się zwężać.Black notice jest powieścią kryminalną składającą się z pięciu rozdziałów. Historia została częściowo oparta na prawdziwych wydarzeniach. -

Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:

Android
iOS
von Legimi
zertifizierten E-Readern
Kindle™-E-Readern
(für ausgewählte Pakete)

Seitenzahl: 49

Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:

Android
iOS
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Lotte Petri

Black notice: część 3

 

Saga

Black notice: część 3przełożyła Agata Makowiecka tytuł oryginałuBlack notice: Afsnit 3Zdjęcie na okładce: Shutterstock Copyright © 2017, 2019 Lotte Petri i SAGA Egmont Wszystkie prawa zastrzeżone ISBN: 9788726209525

 

1. Wydanie w formie e-booka, 2019

Format: EPUB 2.0

 

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA Egmont oraz autora.

 

SAGA Egmont, spółka wydawnictwa Egmont

Ośrodek dla Uchodźców Sandholm, Birkerød, Dania

Pomalowane na piaskowy kolor mury i glazurowana dachówka sprawiały, że budynek przypominał typową wiejską posiadłość, która lśniła w zimnym świetle księżyca. Jednak ostateczne wrażenie zakłócały duże szyldy z jednoznacznymi nakazami oraz czerwone światło sygnalizacyjne, które niespecjalnie pozwalało poczuć się tu mile widzianym.

Przed kutą żelazną bramą stały na jałowym biegu dwa wozy policyjne. Szyldy ostrzegawcze oraz żółte i czarne kolory sygnalizowały, że teren był poligonem wojskowym.

Tego późnego popołudnia zapadł już prawie zmrok. Jakiś mężczyzna zbliżał się wolnym krokiem do bramy. Na głowie miał czapkę z logo Czerwonego Krzyża. Większość jego twarzy skrywał cień. Rozpiął zamek puchowej kurtki, spod której wystawała czerwona kamizelka. Uśmiechnął się do funkcjonariusza, który natychmiast opuścił szybę w samochodzie i po obejrzeniu dowodu osobistego skinął na znak, że mężczyzna może przejść przez bramę.

– Gdzie odbywają się badania lekarskie? – zapytała po angielsku kobieta o imieniu Mouna. Była odziana w długą powłóczystą szatę, a jej głowę okrywała chusta. Miała bladą twarz.

– Tam dalej, w baraku, na wprost głównego wyjścia z budynku – odparła pracownica ośrodka z uprzejmym uśmiechem. Spojrzała na ręczny zegarek.

– Mam nadzieję, że lekarz jeszcze nie wyszedł… czas wieczornych przyjęć już minął, ale zazwyczaj zostają po godzinach…

Mouna z trudem wstała z krzesła. W tej samej chwili rozszarpujący ból przeszył jej podbrzusze i musiała ponownie usiąść.

– Poczekaj, odprowadzę cię. Chcesz czegoś zimnego do picia?

Mona skinęła potakująco głową, gdy kolejny skurcz wypełnił jej podbrzusze, jakby ktoś uderzył w nie zaciśniętą pięścią z miażdżącą siłą.

Pracownica ośrodka wróciła z wodą i odkręciła nakrętkę butelki.

Mouna upiła łyk.

Ponownie wstała. Potem zaczęły się wolno przemieszczać po błyszczącej posadzce, a gdy pracownica otworzyła drzwi, powiał tak silny wiatr, że chusta Mouny załopotała na wietrze.

– To już niedaleko – zapewniła pracownica.

Minęły wąską asfaltową drogę, a potem pracownica ośrodka otworzyła przeszklone drzwi prowadzące do poczekalni.

– Usiądź tutaj i poczekaj, a ja w tym czasie sprawdzę, czy ktoś nadal tu jest… i czy cię przyjmie… W przeciwnym wypadku będziemy musiały skontaktować się z lekarzem dyżurnym.

– Dziękuję – wyszeptała Mouna, wchodząc do środka, po czym przysiadła na krześle. Kręciło jej się w głowie.

Po chwili pracownica wróciła, informując ją, że lekarz ją przyjmie za kwadrans.

Poczekalnia była niewielka i wypełniało ją duszne powietrze. Ból nieco ustąpił, ale wiedziała, że potrafił zaatakować znienacka. Wstała i skierowała się do łazienki, aby przemyć twarz zimną wodą. Osuszyła twarz papierowym ręcznikiem i poprawiła chustę. Miała duże, ciemne oczy, obwiedzione czarną kredką, która podkreślała zmęczenie.

Nadal miała ładną twarz, choć ucieczka przez Europę pozostawiła na niej wyraźne ślady. W jej świadomości zachowały się obrazy z tej wyprawy. Przypomniała sobie to klaustrofobiczne uczucie, które dopadło ją w przepełnionej ludźmi ładowni łodzi. Gdy w końcu dotarli na ląd, ujrzała na brzegu liczne zwłoki, opłukiwane falami jak jakieś kolorowe ryby. Kolejny etap podróży odbywali w zamkniętej ciężarówce do przewożenia trzody chlewnej, jakby nie byli lepsi od świń. Nawet nie wyczyszczono samochodu, w którym znajdowały się odchody tych i tak przecież nieczystych zwierząt.

Bóle w podbrzuszu zaczęły się już na terenie Niemiec i przybierały na sile do poziomu, który sprawiał, że zaczynała odchodzić od zmysłów. Podróżowała razem ze swoim wujkiem Hassanem i jego małym synkiem. W Niemczech zostali rozdzieleni. Przemytnicy stwierdzili, że kobiety i mężczyźni nie mogą podróżować razem.

Marzenie o nowej, lepszej przyszłości zostało zniszczone w tej jednej chwili. Wujek obiecał pomóc w sprowadzeniu jej narzeczonego do Danii. Miał odpowiednie znajomości i potrafił zdobyć tę zawrotną sumę, której domagali się przemytnicy. Obraz narzeczonego – oczu Aylana o długich, podwijających się rzęsach – przewinął się jej przed oczami. Emocjonalny ból zaczął konkurować z tym w podbrzuszu tak mocno, że musiała na chwilę zwinąć się w kłębek.

Gdy wróciła do poczekalni, poczuła powiew ożywczego, lodowatego powietrza. Ktoś otworzył okno i ostry zapach mrozu uderzył w nią niczym lodowy mur. Tu, w Danii, było zimno jak w lodówce. Nie miała pojęcia, jak ludzie potrafili wytrzymywać takie zimno i ciemność.

– Proszę wejść – zabrzmiało zza drzwi prowadzących do gabinetu lekarskiego.

W drzwiach stanął lekarz, uśmiechając się do niej. Przez szyję miał przewieszony nonszalancko stetoskop.

– Masz na imię Mouna, prawda? Rozumiesz po angielsku?

Potaknęła, a potem skurczyła się z bólu, gdy kolejna seria bolesnego kłucia przeszyła jej ciało.

– Usiądź tutaj. – Wskazał jej krzesło, które miała zająć.

– Okropnie boli mnie podbrzusze.

– Masz krwawienia?

– Tak.

– Czy miesiączki są regularne?

Pokręciła przecząco głową.

– Hm – odparł z namysłem lekarz, wpatrując się w nią. Nosił okulary o grubych szkłach i wyglądało, jakby jego oczy odbijały się w szklanych refleksach.

– Muszę zbadać twój mocz, aby ustalić, czy nie jesteś w ciąży.

Podał jej niewielki plastikowy pojemnik.

– Wiesz, gdzie jest toaleta?

Potaknęła.

Po pewnym czasie wróciła do gabinetu.

– Po prostu postaw go, proszę, przy umywalce – polecił odruchowo. Ostrożnie ustawiła pojemnik na stoliku z polerowanej stali.

Lekarz wstał, włożył jednorazowe rękawiczki i otworzył szafę, z której wyjął coś, co przypominało brązową buteleczkę na pigułki. Odkręcił ją, po czym wyjął ze środka biały pasek papieru i zanurzył go w pojemniku z moczem.

– Chwilę to potrwa, zanim pojawi się wynik. Chciałbym cię teraz zbadać ginekologicznie. Możesz się przygotować za kotarą.

Zaciągnęła zasłonkę, po czym zaczęła zdejmować buty, pończochy i majtki, wsłuchując się jednocześnie w metalowe pobrzękiwania.

Myśl, która od dawna czaiła się jej w głowie, teraz pojawiła się niczym cień. Czy mogła zajść w ciążę tamtego wieczoru, tuż przed ucieczką? Przecież uważali… ale on był taki zachłanny. Druga myśl jeszcze bardziej ją przygnębiła, bo jeżeli była w ciąży, to musiało być coś nie tak z płodem. Paraliżujące przerażenie sprawiło, że nogi miała jak z waty. Zaczęła dygotać pod wpływem zimnego powietrza i drżącym krokiem ruszyła w stronę fotela ginekologicznego, wspięła się na taboret, a potem ostrożnie usadowiła, przygotowując do badania.

– Nogi do góry na podkolanniki – zabrzmiał głos.