Ostatnia marionetka - Andreas Ek - E-Book

Ostatnia marionetka E-Book

Andreas Ek

0,0

Beschreibung

Sztokholm, tragiczne zabójstwo i ultimatum mogące doprowadzić do największej katastrofy. Po przypadkowym spotkaniu, Joel Adler, były żołnierz tajnej jednostki szwedzkich sił specjalnych, budzi się w pokoju hotelowym obok pięknej i... martwej Tess. Nagle dzwoni telefon, a do drzwi puka policja. Głos po drugiej stronie słuchawki stawia mu ultimatum – albo weźmie na siebie winę za morderstwo, albo zastosuje się do tajemniczych instrukcji. Od teraz staje się marionetką w rękach bardzo niebezpiecznego człowieka. Joel podejmuje decyzję, której już zawsze będzie żałował... Autor jest policjantem, który w powieściach inspiruje się prawdziwymi przypadkami ze służby. Powieść idealna dla fanek i fanów Stiega Larrsona oraz filmów z Liamem Neesonem!

Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:

Android
iOS
von Legimi
zertifizierten E-Readern
Kindle™-E-Readern
(für ausgewählte Pakete)

Seitenzahl: 220

Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:

Android
iOS
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Andreas Ek

Ostatnia marionetka

Tłumaczenie Saga Egmont

Saga

Ostatnia marionetka

 

Tłumaczenie Saga Egmont

Tłumaczenie Saga Egmont

Tytuł oryginału Den sista marionetten

 

Język oryginału szwedzki

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

Copyright ©2022, 2024 Andreas Ek i SAGA Egmont

 

Wszystkie prawa zastrzeżone

 

ISBN: 9788727095158 

 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

 

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

 

www.sagaegmont.com

Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.

Westchnęła, wkładając mleko do lodówki. Alexander zszedł do kuchni i jak zwykle wypił tylko kilka łyków kawy na stojąco. Następnie pocałował ją w policzek, a chwilę później zamknął za sobą drzwi frontowe. Zostawił ją ze świeżo upieczonym chlebem i dopiero co wyciśniętym sokiem pomarańczowym. Tęskniła za bezstresowymi porankami, kiedy po prostu cieszyli się swoim towarzystwem. Codzienność wdarła się w ich życie jak nieproszony gość zdecydowanie zbyt szybko, a przecież nie mieli jeszcze nawet dzieci, choć już o nich rozmawiali.

Uśmiechnęła się na myśl o życiu, które wkrótce mogło zacząć się rozwijać w jej brzuchu. Usiadła przy kuchennej wyspie, wzięła łyk kawy i przeczesała dłonią gęste blond włosy. Skrzyżowała nogi, tak że szlafrok się rozsunął, odsłaniając jej opalone nogi.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Zdziwiła się, była przecież dopiero ósma rano. Poszła do przedpokoju, otworzyła drzwi, przed którymi stał postawny mężczyzna w czarnej kurtce. Czapkę miał nisko nasuniętą na czoło. Spojrzał jej prosto w oczy i zapytał:

– Mia Nord?

Jego głos był niski.

– Tak? – odpowiedziała z wahaniem.

Pierwszą rzeczą, która rzuciła jej się w oczy, było coś w rodzaju pudełka, które trzymał w dłoni. Zwykle kurierzy najpierw proszą odbiorcę o potwierdzenie doręczenia przez złożenie podpisu na tablecie. Niczego takiego u mężczyzny nie zauważyła.

Miała już zapytać, o co chodzi, ale przerwał jej trzask dochodzący z pudełka. Zobaczyła dziwne błyski. Zanim zdążyła się zorientować, co się dzieje, mężczyzna uniósł tajemniczy przedmiot i uderzył ją nim mocno w klatkę piersiową.

Mia poczuła rozdzierający ból w całym ciele, ale nie trwało to długo. Upadła na podłogę i leżała tak w korytarzu, nie mogąc się podnieść. Dopadły ją zaburzenia widzenia i wszystko w zasięgu jej wzroku zaczęło zlewać się w jedną rozmazaną plamę. Drzwi się zamknęły. Wyczuła ruch i podniosła rękę, jakby chcąc się obronić, ale zaraz ją opuściła. Mężczyzna usiadł na niej, a ona ponownie poczuła ucisk w klatce piersiowej. Usłyszała znajomy trzask, ale tym razem nie czuła już bólu. Nie czuła już nic i zrobiło jej się ciemno przed oczami.

Kiedy Joel Adler przekroczył granicę szwedzko-norweską na północ od Östersund i ruszył dalej na zachód, krajobraz szybko zaczął się zmieniać. Z każdym kilometrem czarny motocykl oddalał się od cywilizacji, a jednopasmowa droga zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Joel zwiększył prędkość tak, że jego indian scout gwałtownie przyspieszył. Przy jezdni rosły tylko pojedyncze brzozy i świerki, drzewa w oddali tworzyły jednak ścianę zieleni. Od czasu do czasu krajobraz się otwierał i było widać jeziora z lśniącą niebieską wodą zamiast leśnej roślinności. W oddali wznosiły się pasma górskie z białymi szczytami. Po niebie swobodnie płynęły chmury. Szybko mijał drogi gruntowe przecinające las. Niektóre z nich dało się łatwo zauważyć, inne były ukryte. Nie było żadnych znaków informujących o tym, dokąd prowadzą te trakty, ale zamknięte i zardzewiałe szlabany mówiły wyraźnie: nieupoważnionym wstęp wzbroniony.

Torba na plecach Joela była lekka, więc mógł pokonywać zakręty z dużą prędkością. Nagle zwolnił i bez sygnalizowania skręcił w polną drogę, na której widać było wyschnięte ślady opon. Drzewa w tej okolicy były wysokie, a cienie zasłaniały słońce tak, że nie było w stanie ogrzać ziemi. Koleiny stały się głębsze, a trawa na środku drogi wyższa. W niektórych miejscach Joel musiał zsiadać z motocykla i prowadzić go tak, by podnóżki oraz podwozie nie uderzały o ziemię.

Gdy roślinność się trochę przerzedziła, droga stała się łatwiejsza do pokonania i Joel był w stanie przejechać ostatni odcinek bez zatrzymywania się. Wkrótce dojechał do otwartej przestrzeni. Był to plac z ubitej gliny, zapewniający kilkadziesiąt naturalnych miejsc parkingowych dla spragnionych pieszych wycieczek turystów, którzy, pomimo braku oznakowania, odnaleźli to miejsce. Teraz jednak okolica była pusta, choć panowała piękna letnia pogoda.

Joel opuścił podpórkę i zszedł z motocykla. Odchylił się do tyłu i rozciągnął zesztywniałe plecy. Przy wzroście 199 centymetrów i wadze 110 kilogramów nie miało znaczenia, jaki miał motor – wszystkie okazywały się niewygodne przy dłuższych przejażdżkach. Przymocował kask i przednie koło do solidnej brzozy za pomocą łańcucha, który przewoził w jednej z bocznych toreb motocykla. Następnie zdjął skórzaną kurtkę i spakował ją z tyłu jednośladu. Pod spodem miał tylko koszulkę, która ciasno opinała jego klatkę piersiową i ramiona. Stał, patrząc tępo na motor. Nigdy wcześniej jego scout nie wyglądał na tak opuszczony jak teraz. Joel przeczesał dłonią brodę i spojrzał w niebo. Zamknął oczy i potrząsnął głową.

On sam nigdy nie czuł się równie samotny jak przez ostatni miesiąc.

Przechodząc przez pole dzikich wrzosów, Joel zatrzymał się, gdy dwa renifery wyszły od strony małego jeziora. Patrzyły w jego kierunku. Woda była krystalicznie czysta i mieniła się w letnim słońcu. Renifery rzuciły się do ucieczki, gdy wyczuły jego zapach, i biegły tak, jakby od tego zależało ich życie. Kilka kilometrów dalej wznosiły się białe szczyty norweskiego Parku Narodowego Blåfjella-Skjækerfjella.

Minęło kilka godzin, odkąd przeciął szlak, który był zaznaczony na każdej turystycznej mapie. Skinął lekko na powitanie rodzinie, która zatrzymała się na trasie, aby poczekać, aż ich syn skończy pić. Ojciec początkowo nie odrywał wzroku od samotnego wędrowca, zapewne myśląc o wysokim wzroście Joela, ale także o jego prawie pustym plecaku. Nie było w nim maty ani namiotu czy śpiwora. Plecak miał tylko piętnaście litrów pojemności, ale było to więcej niż wystarczająco. Wszystko, czego Joel potrzebował, znajdowało się w miejscu docelowym.

Zapuszczał się coraz dalej w góry, gdzie las się przerzedzał i dominowały niskie krzewy. Tam można było podziwiać górzysty teren w całej okazałości. Na płaskim zboczu rosło sporo borówek. Joel kucnął, zerwał kilka z nich i włożył do ust. Nie był głodny, ale wiedział, że dzikie jagody zawsze smakują najlepiej. Spojrzał w dół na płytki strumień, który wpadał do jeziora nie większego niż lodowisko hokejowe. Zbiornik był otoczony trawą i okazjonalnymi krzewami, z wyjątkiem północnej strony, która była kamienistą plażą.

Joel dotarł do wody w ciągu kilku minut. Zdjął plecak i wyciągnął składaną łopatę – jeden z niewielu przedmiotów, które miał ze sobą, oprócz butelki z wodą, filtra do jej oczyszczania, dwóch torebek liofilizowanego kurczaka, ręcznika i ubrania na zmianę. Rozglądał się przez kilka sekund, ale jak okiem sięgnąć nie było widać żadnych innych osób.

Podszedł do okrągłego kamienia, który znajdował się na granicy kamienistej plaży i trawy. Następnie przeszedł dwadzieścia kroków na północ i dwadzieścia na wschód. Ziemia była nietknięta. Schylił się i z łatwością oderwał kępkę trawy. Gleba pod spodem była miększa. Wbił łopatę w ziemię i zaczął kopać. Wkrótce rozległ się pusty, metaliczny dźwięk, gdy ostrze uderzyło w coś twardego. Joel kopał dalej. Gdy już mógł wyciągnąć metalowe pudło, postawił je na ziemi i zdmuchnął cienką warstwę prochu z pokrywy.

Na początku usiadł w pewnej odległości i po prostu wpatrywał się w pojemnik.

Czy mądrze postąpił, że wrócił?

Zaklął cicho i wstał. Podniósł pokrywę, wyjął namiot, śpiwór i matę. W środku był jeszcze jeden śpiwór i mata, które zostawił. Dziesięć kroków na północ, zakopana pod ziemią, znajdowała się podobna skrzynia, ale z trzema śpiworami i trzema matami. Joel wyjął z wykopanego pojemnika wędkę, pudełko z przynętą i kuchenkę. Pamięć go nie zawiodła – na dnie były butelka whisky i pięć szklanek. Podniósł butelkę i przyglądał się jej długo, odkręcając korek i wdychając aromat.

Dopadły go wspomnienia. Zacisnął pięści i zamknął oczy.

Seth McCormack stał na werandzie pomalowanej na żółto chatki. Był ubrany swobodnie, w dżinsy i podkoszulek, który podkreślał, że jest w dobrej formie pomimo swoich prawie czterdziestu pięciu lat. Papieros w ustach wyraźnie kontrastował z jego sylwetką, nigdy jednak nie rzucił palenia. Nie palił dużo, ale nie mógł sobie odmówić kilku papierosów dziennie. Zaciągnął się, pozwolił dymowi wypełnić płuca i spojrzał na trawnik, który wyglądał na niedawno skoszony. Drewniany stół z krzesłami stał w słońcu na wybrukowanym patio. W niewielkiej odległości stała stara szopa. Była ona, podobnie jak chatka, pomalowana na żółto, ale jej kolor już dawno wyblakł, a większość dachówek pokryła się mchem. Z tyłu biegła leśna droga, która prowadziła prosto do ubitej ziemi, gdzie można było zawrócić samochodem. Obok znajdowała się zarośnięta łąka, otoczona słupami, pomiędzy którymi były luźno zawieszone cienkie stalowe liny.

Farma leżała spory kawałek od Sztokholmu. Na tyle daleko, że obszar ten nie był nawet geograficznie częścią stolicy. Najbliższym miastem była Järna, ale nie miało to większego znaczenia, bo chatka z szopą oraz przylegająca do niej łąka były całkowicie odizolowane i znajdowały się w środku lasu, a najbliższy sąsiedni dom stał kilometr dalej.

Była to dobra baza dla operacji i kiedy Seth znalazł to miejsce rok temu, planowanie rozpoczęło się na poważnie. Teraz prawie wszystko było już gotowe. Mężczyzna westchnął. Nie należał do osób, które niepotrzebnie się martwią, ale tym razem wiele elementów było zmiennych, więc coś mogło pójść nie tak. Na przykład posłużenie się osobami z zewnątrz w krytycznych sytuacjach, gdy ryzyko ujawnienia się było wysokie. Jeśli wszystko poszłoby zgodnie z planem, nic nie można by przypisać Sethowi ani pozostałym.

Zaczynali za dwa dni i należało rygorystycznie trzymać się planu.

Rozważania Setha przerwał ryk zbliżającego się pojazdu. Chevrolet van z dudniącym silnikiem V8 pojawił się wkrótce za rogiem i zatrzymał na środku trawnika. Wyszło z niego dwóch pomocników, których Seth nigdy wcześniej nie spotkał. To Tim nawiązał z nimi kontakt. Jeden z nich był łysy jak Seth, ale ważył co najmniej 30 kilogramów więcej. Skinął w jego stronę, po czym zatrzasnął drzwi i podszedł do bagażnika. Drugi był tego samego wzrostu, ale bardziej umięśniony, z włosami spiętymi w mały kok na czubku głowy i ramionami pokrytymi tatuażami. On również zniknął z tyłu. Obaj nosili skórzane kamizelki z napisem Deathrow MC  na plecach.

Seth potrząsnął głową. Zaznaczył, że mają być w nierzucających się w oczy ubraniach, aby nie można było ich powiązać z organizacją, a jednak zdecydowali się założyć swoje kamizelki. Albo Tim nie wyraził się wystarczająco jasno, gdy z nimi rozmawiał, albo Seth miał przed sobą parę idiotów. Był przekonany, że to drugie. Zgasił butem niedopałek i drugą połowę papierosa włożył z powrotem do paczki, którą następnie schował do kieszeni. Sięgnął za pasek i chwycił kolbę pistoletu. W jego świecie nie można było ufać nikomu, zwłaszcza ludziom, których nigdy wcześniej nie spotkał. Tym bardziej osobom, które niedokładnie wypełniały przekazane im instrukcje.

Dwaj mężczyźni wyłonili się z boku samochodu, niosąc razem ciało. Seth od razu zauważył, że to Mia Nord, mimo że założyli jej na głowę czarny płócienny worek, a ręce miała sklejone taśmą klejącą. Łysy szedł pierwszy i trzymał kobietę za kostki. Mężczyzna z kokiem dźwigał głowę i tułów.

– Jesteś Tommy? – zapytał łysy mężczyzna łamaną angielszczyzną, sprawiając, że Seth zaczął się zastanawiać, czy szkoła w Szwecji w ogóle uczy języka, którym posługuje się cały świat.

Seth skinął głową. Używanie prawdziwego imienia byłoby idiotyczne w tej sytuacji.

– Co się stało z twoimi brwiami? – zapytał mężczyzna.

– Alopecia universalis – odpowiedział krótko Seth. Była to choroba, która charakteryzowała się stopniową utratą włosów na całym ciele, aż do ich całkowitego zniknięcia. Seth nie przejmował się za bardzo swoją przypadłością, ale ludzie patrzyli na niego, jakby pochodził z innej planety.

– Gdzie mamy ją położyć? – zapytał mężczyzna z kokiem. Jego angielski był nieco lepszy niż łysego, ale też miał dziwny akcent.

– W piwnicy – odpowiedział Seth po irlandzku, w swoim ojczystym języku. Przesunął się o krok. – Przez korytarz, za salonem i pierwszymi drzwiami po lewej.

Zniknęli w środku, a Seth podążył za nimi. Kiedy weszli do salonu z klasycznymi tapetami i zabytkowymi meblami, mężczyźni się zatrzymali. Irlandczyk rozumiał dlaczego.

– Idźcie dalej – powiedział.

Ustawił sprzęt elektroniczny na stole jadalnym naprzeciwko okna w salonie. Na dwóch przeciwległych końcach znajdowały się cztery monitory komputerowe, każdy z klawiaturą i myszą. Na podłodze wzdłuż ściany stały dwa serwery i zewnętrzne dyski twarde. Pomocnicy nie mieli pojęcia, co planowano i nie mieli się tego dowiedzieć. Jedyną informacją, jaką przekazał im Tim, gdy zostali zatrudnieni, było to, że Mia Nord ma zostać porwana, a instrukcje dotyczące tego, dokąd ją zabrać, pojawią się, gdy kobieta znajdzie się w samochodzie.

Mężczyzna z kokiem skinął w stronę otwartych drzwi.

– Tam?

– Tak – odpowiedział Seth. – Zejdę z wami na dół i pokażę.

Schody skrzypiały, gdy znosili Mię w dół. Na suficie wisiał plafon, który rozprowadzał jasne światło aż do piwnicy. Mężczyzna z kokiem powiedział coś po szwedzku, czego Seth nie zrozumiał, ale jego ton zdradzał, że nie był zadowolony, gdy schodził po stromych schodach, niosąc duży ciężar.

W piwnicy na zielonej podłodze z linoleum stała pralka i podgrzewacz wody. Wzdłuż najbliższej ściany stała ławka z koszem na pranie. W środku pomieszczenia umieszczona była duża, kwadratowa kolumna, której jedynym celem wydawało się podtrzymywanie sufitu. Łańcuch, taśma klejąca i kajdanki leżały na podłodze przy kolumnie.

– Połóżcie ją tam – powiedział Seth.

Obaj mężczyźni westchnęli z ulgą, że nie będą już musieli nieść ciała. Stali odwróceni plecami do Setha, a ten się nie wahał. Bez słowa wyjął pistolet i strzelił obu w tył głowy. Po jednej kuli dla każdego. Żaden z nich nie zdążył zareagować. Od razu upadli na podłogę jak szmaciane lalki. Wszystko skończyło się w mniej niż dwie sekundy.

Seth schował broń z powrotem za pasek, chwycił mężczyzn za kostki i przyciągnął ich do ściany. Mia Nord wciąż była nieprzytomna, gdy Irlandczyk przewrócił ją na brzuch i skuł jej nadgarstki za plecami. Przeciągnął łańcuch wokół filaru i połączył go z kajdankami za pomocą kłódki. Następnie posadził Mię tak, by pierwszą rzeczą, jaką zobaczy po ocknięciu się, byli martwi mężczyźni. Przykucnął i złapał ją za podbródek. Miała zamknięte oczy i wyglądała, jakby smacznie spała. Była ładna i przypominała trochę byłą żonę Setha, z blond włosami i opaloną skórą. Nie miała ani jednego pryszcza, pieprzyka czy piega na twarzy. Jej skóra była gładka jak jedwab, a wyskubane brwi świadczyły o tym, że dbała o swój wygląd.

– Szkoda – mruknął cicho do siebie.

Szybko ją spoliczkował. Mia się wzdrygnęła.

Seth wstał i odwrócił się do niej plecami. Pełne paniki wrzaski dotarły do jego uszu, gdy dochodził do schodów. Nacisnął włącznik światła na ścianie i piwnica pogrążyła się w ciemnościach. Zamknął za sobą drzwi. Dopiero wtedy przestał słyszeć krzyk.

Joel poruszał wędką w przód i w tył kontrolowanym ruchem. Za każdym razem, gdy zarzucał przynętę, luzował żyłkę, by ta trafiała coraz dalej. Stał na bosaka blisko brzegu, a woda sięgała mu po łydki. Słońce paliło jego nagi tors, na którym widać było długą bliznę po ataku nożem. Na ramieniu można było dostrzec ślady po ranie postrzałowej. Pomimo odniesionych obrażeń Joel miał szczęście podczas aktywnej służby wojskowej. Niektórzy twierdzili, że to zasługa jego umiejętności, ale on nie był o tym przekonany. Chodziło raczej o otaczanie się kompetentnymi osobami, które zrobiłyby wszystko dla swojego zespołu. On przynajmniej kierował się taką dewizą, czemu dał świadectwo miesiąc temu. Ale to nie wystarczyło. Fakt, że przeżył, a inni nie, nie dawał mu spokoju i nie pozwalał spać w nocy.

Żyłka się naprężyła i Joel zaczął kręcić korbą. Pstrąg miotał się i odbijał od powierzchni wody, próbując się uwolnić, ale Joel, który wycofał się w stronę skalistego brzegu, przyciągnął rybę i szybko odciął jej głowę.

Dwie godziny później siedział przy ognisku. Wypatroszony pstrąg był nabity na patyk, który Joel ułożył nad ogniem między dwoma rozwidlonymi kijkami. W ręku trzymał jedną z kilku puszek piwa, które zostały w skrzyni. Za nim stał namiot. Pierwszą rzeczą, którą miał zobaczyć, gdy wstanie następnego ranka, było jezioro z błyszczącą wodą i wznoszące się w oddali góry z białymi szczytami.

Na pudle, które umieścił po drugiej stronie ogniska, stała butelka whisky i pięć napełnionych szklanek. Joel nie mógł oderwać od nich wzroku. Dopiero gdy ryba o mało się nie przypaliła, podskoczył i obrócił patyk na drugą stronę. Klęcząc przed skrzynią, podniósł jedną ze szklanek, wznosząc toast w kierunku pozostałych. Whisky parzyła w gardło. Odstawił puste szkło, wziął następne i powtórzył procedurę.

Gdy wszystkie szklanki były opróżnione, Joel usiadł i wpatrzył się w ogień.

Seth jęknął i przetarł oczy. Potem westchnął. Był wczesny ranek, a on wpatrywał się w dwa ekrany komputera od wielu godzin, mimo że monitorowana osoba spała. Kamera umieszczona w sypialni pokazywała w czasie rzeczywistym, jak mężczyzna przewraca się w łóżku. Potem już się nie ruszał. Seth ponownie westchnął. Nic ciekawszego się nie działo.

Tim, który przybył zaraz po tym, jak Seth zabił pomocników, siedział obok niego, obserwując monitory. Drapał się po krzaczastej brodzie, którą zamierzał zgolić po zakończeniu operacji.

Ekrany emitowały słaby blask, sącząc do pokoju skąpe światło. Zasłony w salonie były zaciągnięte, a lampy zgaszone. Musieli udawać, że właściciele chatki śpią. Żaden z nich nie chciał niespodziewanego gościa tego ranka. Byli zmęczeni i spali na zmianę od momentu, gdy oba obiekty ich obserwacji zasnęły – wtedy wystarczał tylko jeden z nich na posterunku .

– Czy on się łamie? – zapytał Seth, zerkając na ekrany Tima. Obserwowany mężczyzna spacerował w tę i z powrotem po kuchni.

– Nie wiem – powiedział Tim. – Obudził się godzinę temu i po prostu chodzi, mamrocząc coś do siebie. Nie rozumiem ani słowa z tego, co mówi, ale to nie ma znaczenia. Tak długo, jak nie robi nic drastycznego, mamy przewagę.

Seth pochylił się w stronę Tima.

– Mój szwedzki jest dość kiepski, ale mówi coś, jakby nie rozumiał.

– Czy będzie postępował zgodnie z planem? – zapytał Tim, odchylając się na krześle.

– Mam taką nadzieję.

Hałas na zewnątrz sprawił, że Seth szybko wstał. Tim zbliżył się do okna i delikatnie odsunął zasłonę.

– Carl – poinformował kolegę.

Seth poszedł do przedpokoju i otworzył drzwi.

– Jesteś wcześniej – powiedział.

– Nie mogłem spać. – Carl uniósł zaciśniętą pięść.

Seth przybił mu żółwika.

Twarz Carla była świeżo ogolona. Usunął nawet wszystkie włosy z głowy, mógł teraz łatwo zmienić swój wygląd za pomocą peruki. Jego przystrzyżona broda była tylko wspomnieniem i już samo to sprawiało, że był ledwo rozpoznawalny.

Carl przeszedł obok Setha, który zamknął drzwi.

– Co z kamerami? – zapytał, zwracając się do Tima.

– Dobrze. Oczywiście są pewne martwe punkty, ale wiedzieliśmy o tym.

– Metro?

Tim się roześmiał.

– Pobiłem zeszłotygodniowy rekord o trzy minuty, ich zapora sieciowa to jakiś cholerny żart! Mamy dostęp do każdej kamery w całej sieci metra.

Carl przyjacielsko klepnął Tima w ramię.

– Dobra robota – pochwalił.

– Zrobię ostateczny przegląd sprzętu – powiedział Seth. – Będziesz mieć oko na mój ekran?

Carl skinął głową i usiadł przy stole przed ekranami. Seth zniknął w jednej z sypialni w chatce.

– Rolex w porządku? Masz jakieś wieści? – zawołał Tim.

Seth wystawił głowę przez drzwi.

– Tak – powiedział. – Wszystko zgodnie z planem.

Joel usiadł na trawie z rękami opartymi na kolanach i spojrzał na górskie szczyty. Złote promienie rozchodziły się w różne strony po całym niebie. Były coraz większe, w miarę jak słońce wznosiło się coraz wyżej. Słychać było jedynie mlaskanie samicy renifera i jej młodego, gaszących pragnienie po drugiej stronie jeziora. Joel siedział bez ruchu. Czuł lekki wietrzyk na twarzy i mógł spokojnie obserwować zwierzęta, nie narażając się na bycie wykrytym. Usiadł wystarczająco blisko ognia, by czuć ciepło.

Samica uniosła głowę znad tafli wody i odwróciła się tyłem do młodego renifera. Przeszła kilka metrów, zatrzymała się i spojrzała za siebie. Młode przestało pić i dołączyło do matki. Kłusowały obok siebie i dopiero gdy stały się dwoma małymi punktami na horyzoncie, Joel zwrócił uwagę na górskie szczyty, gdzie słońce ukazało się w całej okazałości.

Wstał i zgasił żarzący się ogień wodą z jeziora, zasypał palenisko piaskiem i wyrównał ziemię stopą. Po złożeniu namiotu włożył go z powrotem do skrzyni z resztą sprzętu i zakopał w tym samym miejscu, z którego ją wyjął. Napił się świeżej wody z jeziora, po czym założył plecak i wyszedł, nie oglądając się za siebie. Czuł się tak, jakby nigdy nie był w tym miejscu, ale wkrótce miał tam wrócić. Poszedł tam głównie po to, by zrobić rekonesans, i pamięć go nie zawiodła. Jedyne, co musiał uzupełnić, to zapas piwa i whisky. Nie pił dużo, ale piwo ze świeżo złowioną rybą upieczoną na ognisku było nie do przebicia. W połączeniu z zachodem słońca sprawiło to wręcz magiczne wrażenie. Miał tu wrócić już za kilka dni, a gdyby znudziło mu się przebywanie na świeżym powietrzu, wsiądzie na motocykl i ruszy w drogę, tak jak zawsze planował to zrobić z przyjaciółmi, gdy skończą służbę.

Teraz jednak Joel został sam i miał tylko jedną rzecz do zrobienia po powrocie do społeczeństwa: pogrzeb. Strasznie się tego obawiał.

Kiedy Joel wrócił na parking, przeklął głośno, ale nie tracił czasu. Liczyła się każda sekunda. Odcięty łańcuch z zamkiem klasy trzeciej wciąż leżał na ziemi. Zadzwonił po taksówkę, która, biorąc pod uwagę duże odległości w norweskich górach, była stosunkowo blisko, zaledwie 45 minut drogi. Joel szybko obliczył, że zaoszczędzi piętnaście minut, jeśli pobiegnie w jej stronę. Podniósł telefon i otworzył aplikację, która śledziła motocykl za pomocą GPS-a ukrytego pod siedzeniem.

Oczy Joela zwęziły się, gdy zobaczył, że motocykl jedzie na południe i minął już Sundsvall. Z przewagą ponad 30 kilometrów i pięciu godzin nie sposób było go dogonić. Nie było potrzeby się spieszyć ani złościć. To nie poprawiłoby sytuacji i na pewno nie zwróciłoby mu motoru. Szybko spojrzał na zegarek i zaczął szukać w telefonie lotów z Trondheim do Sztokholmu. Nie będzie problemu z zarezerwowaniem wieczornego lotu. Joel zrobił zdjęcie odciętego łańcucha dla firmy ubezpieczeniowej i opuścił parking. Włożył telefon do kieszeni.

Nie spieszył się ze zgłoszeniem kradzieży szwedzkiej policji. Chciał znaleźć motocykl na własną rękę, nie mówiąc już o ludziach, którzy go zabrali.

Seth położył dwie kanapki na tacy, napełnił szklankę wodą i postawił wszystko obok siebie. Naciągnął kaptur na twarz i chwycił tacę obiema rękami.

– Wrócę niedługo – powiedział do Tima, zaglądając do salonu.

Tamten podniósł wzrok znad ekranu.

– Czy to konieczne? – zapytał.

– Myślę, że tak – powiedział Seth. – Nic nie jadła przez cały dzień.

Tim wzruszył ramionami i wrócił do obserwacji. Carl czyścił swoją broń, która leżała rozłożona na stole. Nawet nie podniósł wzroku.

Seth jedną ręką otworzył drzwi do piwnicy, w drugiej trzymając tacę. Zamknął za sobą, zszedł po schodach i zapalił światło.

Łańcuch zagrzechotał po podłodze, Mia się poruszyła.

– Wypuść mnie! – krzyknęła.

Siedziała plecami do filaru, wierciła się i pluła w jego stronę, gdy się zbliżał.

Seth się uśmiechnął. Była prawdziwą dziką kotką.

– Wypuść mnie! – wyła. Jej twarz była cała czerwona, a żyły na szyi wyglądały, jakby w każdej chwili mogły pęknąć.

Seth podszedł kilka kroków bliżej, odstawił tacę na bezpieczną odległość i kucnął przed nią. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, na przykład splunąć mu w twarz, złapał ją za włosy na środku głowy i szarpnięciem odchylił jej głowę do tyłu. Mia krzyknęła z bólu.

Seth przyłożył usta do jej ucha.

– Ani słowa więcej – szepnął po irlandzku. – Rób, co mówimy, a pozwolimy ci żyć.

Mia szlochała.

– Jeśli będziesz się dalej tak zachowywać, pobiję cię. A później cię zgwałcę.

Nagle zwolnił uścisk tak, że Mia uderzyła głową o filar. Podniósł tacę i postawił ją w zasięgu jej ręki.

– To zależy wyłącznie od ciebie – powiedział, wstając.

Mia kopnęła tacę nogą. Szklanka się przewróciła i cała woda się wylała.

Seth potrząsnął głową.

– Wypuść mnie! – krzyknęła ponownie.

Seth uklęknął na kolano. Mocno uderzył ją w twarz. Następnie ponownie chwycił ją za włosy i mocnym szarpnięciem odciągnął jej głowę do tyłu. Mia jęknęła.

– Nie testuj mnie – szepnął jej do ucha.

Puścił ją i spoliczkował ponownie. Tym razem mocniej. Musiał jej pokazać, że nie żartuje, więc zadał jej jeszcze silny cios w brzuch.

Mia łapała powietrze, ale nie mogła go zaczerpnąć. Szamotała się jak szalona, by tylko zdobyć trochę tlenu. Wkrótce znów mogła oddychać i siedziała ze spuszczoną głową, szlochając. Seth chwycił mocno jej podbródek. Zmusił ją, by spojrzała mu w oczy.

– Następnym razem zajmę się twoimi majtkami – wyszeptał. – Chyba wiesz, co mam na myśli.

To prawdopodobnie ją uspokoi, ale Seth miał nadzieję, że będzie bardziej krnąbrna, dając mu dobry powód, by jej pokosztować. Odwrócił się do niej, zgasił światło i wszedł po schodach.

– Kurwa! – Tim krzyknął z salonu. – Chodź tu!

Seth przestał rozmyślać.

– O co chodzi?

Tim uderzył pięścią w stół. Carl stanął za nim i spojrzał na jeden z ekranów.

– To koniec – powiedział.

– Co ty, do cholery, wygadujesz? – Seth podbiegł do stołu i usiadł przed ekranem.

– Drań się zastrzelił! – wykrzyknął Tim.

Seth nachylił się, przyglądając się zbliżeniu z ukrytej kamery. Na podłodze w kuchni leżał gruby mężczyzna. Tuż obok niego była strzelba. Głowa roztrzaskała się na drobne kawałki. Wszędzie wokół była krew.

Tim zakrył usta dłonią.

– Co teraz, do cholery, zrobimy?

Seth zacisnął zęby i spróbował się skupić.

– Myślisz, że to było słychać?

– Użył strzelby – powiedział Tim. – Strzał musiał obudzić całą okolicę.

– Czy coś może wskazywać na nas? – Seth zwrócił się do Carla.

– Nic – odpowiedział tamten. – Kamery są małe i ukryte, ale łatwo je znaleźć. Nie ma to jednak znaczenia, ponieważ są podłączone do serwerów na całym świecie z zaporami sieciowymi i ochroną szyfrowania. Nie można nas przez nie namierzyć.

– Gdzie wcześniej przebywał? – zapytał Seth. – Czy mógł zostawić jakąś notatkę?

– Są pewne martwe punkty – westchnął Carl. – To niewykluczone.

– Nic nie widziałem – powiedział Tim. – Ale to nie ma znaczenia. Co musiałby napisać, żeby można to było z nami połączyć?

– Nic – powiedział Seth, wzruszając ramionami. – Nie miał pojęcia, co się stanie.

– Co, do cholery, teraz zrobimy? – zapytał Tim. – Potrzebujemy dwóch.

– Wiem.

Seth skierował wzrok na ekrany obok. Drugi mężczyzna, którego monitorowali, siedział w kuchni i jadł. Jadł i jadł. Wpatrywał się w miskę z czymś, co wyglądało na owsiankę. Potem zaczął płakać. Na stole leżał telefon, który Carl zostawił w willi.

Seth westchnął.

– Rolex musi się o tym dowiedzieć.

Emma Steen zaparkowała za radiowozem na chodniku przed ceglanym domem. Ogromny trawnik był perfekcyjnie przystrzyżony, podobnie jak gęsty żywopłot z tysiącami drobnych zielonych listków. Rzuciła szybkie spojrzenie w lusterko wsteczne. Przez chwilę zastanawiała się nad rozpuszczeniem włosów, ale zostawiła kucyk i cienką opaskę na głowie.

Brak ciekawskich sąsiadów można było wytłumaczyć jedynie tym, że nie było zbyt wiele do oglądania. Wszystko, co interesujące, znajdowało się wewnątrz domu. Emma była w połowie domowej sesji treningowej w garażu, kiedy otrzymała wezwanie do udania się pod wskazany adres, aby skontaktować się z zespołem kryminalistycznym. Osuszyła się ręcznikiem, przebrała w dżinsy i bluzę z kapturem na tyle dużą, by ukryć kaburę z bronią na pasku. Jako śledcza w wydziale ds. poważnej przestępczości policji miejskiej raz w miesiącu miała nocne dyżury z trzema kolegami. W przypadku poważnego wykroczenia byli wzywani do rozpoczęcia śledztwa i wsparcia personelu zewnętrznego, a następnego dnia przekazania wszystkich materiałów zespołowi przydzielonemu do sprawy.

Nie rozumiała, dlaczego teraz do niej zadzwonili i musiała jechać pod ten adres. Wolałaby dokończyć ćwiczenia, niż oglądać samobójcę.

Skinęła głową umundurowanemu policjantowi, który sprawdził jej legitymację.

– Technicy są w środku – powiedział, podnosząc taśmę odgradzającą, którą otoczono całą posiadłość.

Emma weszła na zabezpieczony teren i udała się do domu, w którym właśnie otworzyły się drzwi. Na zadaszonym ganku zobaczyła niskiego mężczyznę w białym kombinezonie. Ściągnął maseczkę oraz fioletowe rękawiczki jednorazowe, które rzucił na drewnianą podłogę.

– Kogo my tu mamy? – Uśmiechnął się do Emmy. – Nie mogli zamiast ciebie wysłać jakiegoś kompetentnego śledczego?

Emma zachichotała.

Anton Stridh był po pięćdziesiątce i pracował jako technik sądowy od ponad dwudziestu lat. Był nieco niższy od Emmy, a jego okrągły brzuch mocno wystawał do przodu, przez co w kombinezonie wyglądał, jakby był w ciąży. Jego gęste wąsy były jak zwykle zadbane.

– Więc masz rozrywkę w to niedzielne popołudnie? – Uśmiechnął się.

– Tak – odpowiedziała Emma, przewracając oczami. – Chciałam dokończyć trening, ale nie było wyjścia, trzeba było jechać. Miałam dyżur pod telefonem, więc musiałam się spieszyć. – Otarła czoło. Pot pojawił się bez ostrzeżenia.

– Wiesz, że zdążyłabyś wziąć prysznic? Ten facet nigdzie się nie wybiera.

– Powinieneś kiedyś spróbować – odparła Emma, spoglądając w dół na brzuch Antona.

– Wziąć prysznic?

– Poćwiczyć.

Anton się uśmiechnął.

– Tak, tak – powiedział. – Gdzie pozostali?

– Pojechali na posterunek, aby zacząć koordynować ten bałagan. Ja chcę zobaczyć, jak wygląda sytuacja. Co dla mnie masz?

– Jesteśmy prawie gotowi, więc możesz wejść za kilka minut.

Wskazał na papierową torbę na podłodze.

– Masz tam kombinezony i maseczkę.

– Widziałeś jakichś dziennikarzy lub fotografów? – zapytała Emma, rozglądając się dookoła. Kobieta z psem na smyczy zatrzymała się przy taśmie obok stojącego tam funkcjonariusza.

– Nie – powiedział Anton. – Ani jednego.

Emma zdjęła bluzę z kapturem, pod spodem miała tylko biały sportowy stanik. Materiał między jej piersiami był wilgotny od potu.

Anton zmarszczył nos.

– Ani słowa – powiedziała Emma, wyciągając plastikowy worek z papierowej torby. Rozerwała go i założyła jednorazowy kombinezon, który był w środku.

– Wychodzisz gdzieś czasem? – zapytał Anton, obserwując ją.

– Co masz na myśli? Cały czas jestem poza domem.

– Mam na myśli wychodzenie, by spotykać się z ludźmi.

Emma zatrzymała się w momencie, gdy miała zamiar zapiąć zamek. Napotkała spojrzenie Antona.

– Masz na myśli umawianie się z mężczyznami?

– Tak.

– Nie mam na to czasu.

Anton westchnął.

– Ktoś cię musi przelecieć. Gdybym nie był gejem…

– Wiem – przerwała Emma. – To byś…

– Załóż to.

Emma wzięła od niego maseczkę.

– Daj spokój – powiedziała, nie patrząc na niego. – Czy możesz być trochę bardziej profesjonalny? To rozmowa na wieczór przy butelce wina. Zdecydowanie nie zamierzam poruszać teraz tych tematów.

– Dobrze, kochanie. – Anton się uśmiechnął. Otworzył drzwi i zawołał: – Czy śledcza może już wejść?

Kobieta wewnątrz potwierdziła, że są gotowi.

– Chodź – powiedział Anton, wchodząc do środka. – Idź za mną.

W przedpokoju stała tylko drewniana półka na buty, a na środku podłogi leżał szorstki dywan. Wzdłuż ściany biegły schody prowadzące na piętro. Weszli do kuchni ze stołem i dwoma drewnianymi krzesłami. Obok części jadalnianej znajdowała się właściwa kuchnia ze zlewem ze stali nierdzewnej i sosnowymi szafkami. Wnętrze przypominało domek w górach. Kobieta w takim samym kombinezonie jak Emma i Anton odkręciła kamerę systemową ze statywu i włożyła ją do torby.

Emma przywitała ją skinieniem głowy. Kobieta odwzajemniła gest.

Zmarły mężczyzna leżał na podłodze przed zmywarką. Wyglądał, jakby przewrócił się na bok. Większość jego twarzy i głowy była w kawałkach, ale dolny rząd zębów wydawał się nienaruszony. Dużo krwi rozbryzgnęło się na górnej części drzwiczek zmywarki i na zamontowanych na ścianie szafkach. Obok ciała leżała strzelba.

– Prawdopodobnie usiadł, włożył lufę do ust i pociągnął za spust – powiedział Anton. – Rozbryzgi krwi i tkanki mózgowej wznoszą się. – Stanął u stóp mężczyzny i przesunął dłonią od zmywarki w górę, w kierunku szafek i wreszcie sufitu.

– Jasna cholera – powiedziała Emma, podążając wzrokiem za dłonią Antona. Rozejrzała się po pokoju. Krzesła były przysunięte do stołu, gdzie na rozłożonym obrusie stały dwie zgaszone świece. W oknie stała lampa z kloszem i liściasta roślina. Na blatach znajdowały się wszystkie rzeczy, których można by się spodziewać w kuchni – ekspres do kawy, toster i stojak na noże. Nie brakowało żadnego.

– Nic nie wskazuje na przepychankę – stwierdziła Emma.

– Zgadza się – odpowiedział Anton, klęcząc obok ciała. – Nie widzisz nic więcej?

Emma wzruszyła ramionami.

– Nie.

– Jesteś pewna?

– No dalej, powiedz mi, o co chodzi?

Anton wstał. Wskazał na sufit w rogu jadalni.

– Tam jest kamera – powiedział.

Emma przysunęła się bliżej.

– Nie widzę.

– Jest mała, nie większa niż moneta – wyjaśnił Anton.

Zmrużyła oczy i w końcu zobaczyła obiektyw.

– Niech mnie diabli! Myślę, że jedyną rzeczą, jaką pokaże film, jest to, jak odstrzeliwuje sobie głowę, ale nigdy nie wiadomo.

– Być może – powiedział Anton, odwracając się do koleżanki, która składała statyw kamery. – Masz list?

– Tak, jest w torbie z zabezpieczonymi śladami. Zacznę się pakować do samochodu. Skończyliśmy tutaj.

– W porządku – odparł Anton. – Tylko pokażę list Emmie.

Kobieta wyszła z kuchni z torbą na aparat w jednej i statywem w drugiej ręce.

Anton wyciągnął z brązowej papierowej torby worek zabezpieczony zamkiem błyskawicznym z niedbale napisanym słowem „ślady”. Torebka obok miała napis „śmieci” i była pełna jednorazowych rękawiczek, pustych plastikowych toreb i innych opakowań.

– Dlatego chciałem, żebyś przyjechała. Nie sądzę, żeby to było samobójstwo. – Anton podał Emmie worek z zamkiem błyskawicznym.

Zawierał odręczną notatkę. Usta Emmy poruszały się, gdy po cichu czytała.

Wiedzą o mnie wszystko i pójdą na policję, jeśli nie zrobię tego, co każą. Potwór został zdemaskowany i nie mogę żyć ze świadomością, że ktoś zna mój sekret. Wie o tym, co zrobiłem. Wybaczcie mi moje grzechy. Próbowałem oprzeć się moim pragnieniom, ale byłem zbyt słaby. Proszę, wybaczcie mi .

Emma potrząsnęła głową i spojrzała na drugą stronę kartki, ale była niezapisana.

– Czy był w jakiś sposób szantażowany? – zapytała.

Anton wzruszył ramionami.

– Nie mam pojęcia – powiedział. – Ale wydaje mi się, że nie będzie to przyjemna sprawa.

Przy bramce numer 5 na lotnisku w Trondheim było pełno ludzi. Najwyraźniej wieczorny lot do Sztokholmu w niedzielę cieszył się dużą popularnością. Joel przyłożył kartę pokładową do skanera i uśmiechnął się do stewardesy stojącej obok. Miała długie nogi, gęste włosy i niebieskie oczy. Odwzajemniła uśmiech. Skinął lekko głową i minął ją. Kątem oka zauważył, jak śledziła go wzrokiem. Na razie musiał to pozostać dyskretny flirt, ale gdyby była w załodze lotu, mogłoby się to przerodzić w coś interesującego. To zależało wyłącznie od niej.