3,49 €
Zbiór 8 utworów dramatycznych Stanisława Wyspiańskiego, jednego z najwybitniejszych polskich dramaturgów, zwanego również czwartym wieszczem polskim. Tworzył w epoce Młodej Polski i jako pisarz związany był z dramatem symbolicznym. W skład zbioru wchodzą jego największe dzieła: „Warszawianka”, „Klątwa”, „Wesele”, „Wyzwolenie”, „Bolesław Śmiały”, „Achilleis. Sceny dramatyczne”, „Noc listopadowa” oraz „Akropolis”.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Stanisław Wyspiański
8 utworów dramatycznych
MultiBook
Warszawa 2020
Warszawianka. Pieśń z roku 1831
OSOBY
Maria
Anna
Chłopicki
Młody oficer
Stary wiarus
Chór
TREŚĆ
Rzecz dzieje się w roku 1831, 25 lutego, w dniu trzecim bitwy pod Grochowem.
DEKORACJA
Na przedmieściu; w dworku; na parterze. Salon obszerny. Styl cesarstwa. Sala jasna biała; ściany dzielone pilastrami wysokimi; czasem szczegół jaki zazłocony. W głębi dwa szerokie okna, ledwo pilastrami rozdzielone, tak bliskie siebie – zajmują całą prawie ścianę. Z prawej i lewej drzwi wysokie; nad drzwiami sczerniałe obrazy: portrety w strojach z roku 1810. Między oknami, na wysokim postumencie: popiersie Cesarza Napoleona jako Augusta Imperatora, z opaską liści laurowych; popiersie marmurowe, białe. Posadzka ciemna, nieomal czarna. Stary garnitur mebli białych pierwszego cesarstwa; na oparciach krzeseł lutnie toczone w przeźroczach. Na środek sali wysunięty klawikord. Od stropu zwisa kinkiet brązowy.
Spoza białych tiulowych firanek w oknach widać gościniec tuż popod oknami; w dali ogrody i miasto w śniegu i śnieg jak prószy.
Poranek: blisko siódma. –
Nieustanne dalekie huki strzałów armatnich, przyciszone, ledwo słyszalne, trwające przez cały czas sceny. Osób dużo: generałów, oficerów, obywateli w strojach z r. 1830: grupami chodzą i rozmawiają ożywienie półgłosem; wojskowych miny wyzywające: są starsi wysłużeni pod Napoleonem, są młodsi wolontariusze.
Na przodzie, z lewej, stoi Chłopicki w ubraniu cywilnym, ciemnym, w zarzuconym i udrapowanym bardzo szerokim płaszczu siwym; ręce założone na piersiach, głowa zadarta do góry; w całej staturze sztywnej, dumnej, pogardliwej widać energię, siłę, moc, nieprzystępność. Stoi sam jeden zamyślony, zniecierpliwiony myślami...
Na sali znajdują się; generał Jan Skrzynecki, generał Ludwik Michał hrabia Pac, generał Jan Nepomucen Umiński, Piotr Wysocki, Barzykowski, Kazimierz Małachowski, Rybiński, dwaj Niemojowscy, dwaj Mycielscy, Ledóchowscy, Wołowski, Błendowski, Borzewski, Zawisza, Plichta.
Maria i Anna, dorosłe panny, córki pani domu, obiedwie ubrane biało; u sukien spódnice szerokie; rękawy baniaste sztywne, nisko od ramion; – tyłem do widza zwrócone, siedzą przy klawikordzie i grają, sposobiąc się do śpiewu. – Na sali głośna rozmowa, która w miarę gry ustępuje.
– gdy się ucisza:
MARIA
do Anny
– – – – – – – – – – – –
Odbiegł – mnie groza opadła i lęki; –
siadał na koń – gdym właśnie ku oknu podeszła; –
świt był szary – – snać dostrzegł sukienki
mojej białej,
bo zwrócił ku mnie głowę i rękę do piersi
przycisnął; – razem z tymi był, którzy najpiersi
odjeżdżali; wiedz, że sam generał
znaczył mu posterunek; wyznał mi – to dowód
niezwykłego uznania...
ANNA
Ale jakiż powód
mógł zajść, bieżyć tak szybko od nas,
gdy inni wszyscy są jeszcze tu razem.
MARIA
Chciałam, by się odznaczył.
ANNA
Twoim więc rozkazem?...
MARIA
Nie nazywaj rozkazem, czego pragnie dusza.
Pragnę dlań Sławy; – lęk mnie przed Losem zejmuje,
muzykę szczęścia oddala i zgłusza.
Niepokój cienie swe nade mną snuje.
– – – – – – – – – – –
MŁODY OFICER
do Chłopickiego
....
Ja się kocham w młodszej,
w blondynce tej, panie generale.
CHŁOPICKI
nagle głowę zwraca ku pannom, mierzy je wzrokiem i wraca głową do dawnej pozycji
Starsza mi się podoba więcej,
– to i ty rozkochany,
a pewno rozkochanyś na śmierć;
czemuż nie tamta –?
Zazdrościłbym dumy, co jej rysuje czoło.
MŁODY OFICER
Jej narzeczony właśnie jest w naszym pułku
i nawet blisko pana, generale.
CHŁOPICKI
...Oczywiście młody –
skoro szlify czuje u ramion,
tylko się kochać – któż to?
ANNA
która posłyszała
Powiemy, aż się czym odznaczy.
CHŁOPICKI
Odznaczy się – niewątpliwie, że się odznaczy,
bo za tym goni; –
jedno, że ci młodzi romantyzują;
oni poetyczni są – udzielne króle
fantazji; każdy z nich gra wielką rolę
komandorską;
patrzę po czołach, wszędy samowolę
bajrońską czytam:
jako żołnierz w portfelu układa poemat
własnego bohaterstwa; marszałkowskie laski
rozchwytaliby może na usługach Francji;
w Polsce nie będzie z nich nic, jako zwykle. –
Tu potrzeba Cezara, tu wzajem się głuszą.
MŁODY OFICER
Ktoś nieugięty, jako Cromwell, Bonaparte,
gdyby się nagle stał działania duszą...
CHŁOPICKI
To my Bonapartowscy – myśmy tu przynieśli
orły napolijońskie, pochwytane w lot.
Każdy z nas za Cyncynnata się ma, za źródło cnót; –
myśląc, że gdy obejmie godność, którą sobie
nałoży sam, zdziwi pół świata.
PAC
Naśmieszy pół świata.
CHŁOPICKI
Orły padają z bólu; gną, łamią się im skrzydeł loty,
gdy je obsiadła zawiść stadem wronim
a w orlich piersiach serca są bijące,
zbyt czułe, wzajemnymi zdradami krwawiące.
Rzuciłem już raz bułat, bo rózgi liktorskie
za moją togą siekły zbyt powolnie; –
widziałem, że nie zdzierżę, królów takie tłumy
znajdując co dzień.
SKRZYNECKI
Wydałeś sąd dumy;
że nikt prócz ciebie dziełu nie podoła.
CHŁOPICKI
Niechaj kolejno rosną dyktatory; –
patrz po sali, jak nasi statyści się puszą;
co jeno który cień idei schwyci,
kruszynę inszej, niż myśl Chłopickiego,
już tworzy książkę – kreśli pamiętniki;
Wzrasta wolumen, traitement polityki,
polowych działań, taktyka, brawura,
jaką kiedy w boju
stosować należało; po szkodzie, jako zawsze,
będzie można rozmyślać nad nią w czas pokoju.
Już widzę: jak się księgą błędów przyszłość pieści,
gdy zasiędzie spłakana czytać, zdarta z cześci;
po wojnie – jutro.
SKRZYNECKI
Generał nas satyrą mierzy, godząc trafniej,
niż dyktatorską dłonią w myśl spraw narodowych.
CHŁOPICKI
Satyrą trafnie kłuty, sok trucizn surowych
wszczepiłem sobie w krew i krew się burzy.
SKRZYNECKI
Znam ją z dawna – niech jeno dłoń krajowi służy.
MARIA i ANNA
grają i śpiewają
„Oto dziś dzień krwi i chwały,
oby dniem wskrzeszenia był;
w gwiazdę Polski orzeł biały
patrząc, lot swój w niebo wzbił
a nadzieją podniecany,
woła na nas ze wszech stron:
powstań, Polsko...”
Ogólne poruszenie; przerywają wołaniami, nucą półgłosem; śpiew panien ginie w zamieszaniu wykrzyków; po chwili znów słychać:
MARIA i ANNA
śpiewają
„powstań Polsko, skrusz kajdany,
dziś twój tryumf, albo zgon.”
– – – – – – –
CHŁOPICKI
wśród ogólnej rozmowy
Otóż to, otóż to: zgon! wtedy, gdy trzeba,
żeby Mars w pełnej zbroi gnał przez pola.
Tu jest ukryty miazm rozstroju i rozkładu
w malowniczości zgonu. To poemat
dla romantycznych głów:
kryjcież im czoła w czarne pióropusze
i dajcież im kir na ubiory;
niech się stroją, wojowniki romansów...
„Los mój mnie woła – otom gotów – zginę;
za czym w nieśmiertelności po wieki zasłynę...”
Cesarz bił brawo Talmie i ja biłem brawo.
Teraz z parkietu zszedłem do tragedii,
otoczon sztabem tych, którzy się grobom
ślubują...
Maryjo!! myśmy szli wśród gradu kul,
przez deszcz kul, pod górę, pędem
a droga, jak skała wyschła od słońca,
kurzawę nam sypie w oczy i mgłą piasku obrzuca
a myśmy na wierch sam w galopie dopadli –
tam! tam! skał to był wierch przepaścisty...
Żadnemu nie ocieniła czoła myśl o zgonie.
Siła wojny, duch wojny, dzierżący sto grotów,
przemocą szedł z nami; za nami
W dął nieprzeparty wichrowy huragan
potęg zwycięskich i krzyczał: Victoria!!!
Słońce nas swojem promieniem porwało
do wyżyn Sławy. Tak, byliśmy: chłopy,
pierwsi żołnierze sławni Europy.
Postrach szedł przed nami na mil tysiąc
i miast tysiącznych otwierał zawory;
a gdzie był opór, był mieczem Chrobrego
cięt i upadał w gruz. Ha, mógłbym przysiądz,
że wielki polski Duch stał się widomy.
Z wyżyn huczały nam armatnie gromy,
jako wulkany w skrach, w ogniach i dymie.
Było nam wtedy Zwycięstwo na imię
i tylko takie zaznaliśmy hasła...
A dziś... wy chcecie zgonu. – Więc zagasła
Marsowa gwiazda: – wy młodzi, wy młodzi,
wy się stroicie w szlify, w pióropusze
a zagrobowy laur wabi wam duszę.
Czoła tak dumne, wyniosłe, senackie –
serc czystość, nieprzystępne pychy lackie
mundurami spowite, zatknięte na szpadzie. –
Skąd ta żałość, skąd niemoc, skąd śmierci żądanie? –
Jakiż się smutku cień nad wami kładzie? –
Wasze śpiewy, rozmowy – ukazują groby.
Sztandary otulacie szarfami żałoby.
Wy rycerze, z rozkoszą goniący w podziemie. –
Wam tak śpieszno, wzywająż was duchy z Erebów;
Już to w nocy wieczystej wam miło
utonąć – uroczystych spragnieni pogrzebów –?
Już się wasze wołanie spełniło?
SKRZYNECKI
Wielka tajemnic chusta rozwieszona
ponad Olszyną, a główny generał,
jakby ze śmiercią przymierze zawierał,
żołnierzom pewny zgon rozgłasza wokół.
CHŁOPICKI
I toż wojownik jest, rycerz a sokół,
orzeł, Zewsowy ptak, żołnierz hartowny,
jeśli sercowych żalów łzą chce być wymowny
i myślą goni za snu marą zwodną
i we śmierć wierzy.
SKRZYNECKI
Źle działa na ludzi.
Żymirski jakiś pęd śmiertelny budzi.
CHŁOPICKI
Jak i ten młody – a śliczny a strojny;
w oczach mu błękit się palił, jak niebo,
gdy się zwierciedli pod wileńskim zamkiem
w rzece, a rzeką płynie czar upojny. – –
Jak on się gwałtownie dopominał i dopraszał;
widać chciał tego grobu ze Żymirskim razem. –
Przyzwoliłem, chciał lecieć tam, wytrwał w uporze.
Odchodził, mogłem wstrzymać go jednym wyrazem;
patrzyłem w jego oczy, twarz, wyraz, postawę
i kamieniałem w ruchu – szedł za Sprawę –
tam szedł, gdzieś dalej, niżeli te szańce,
w Sen, we wieczność, w rabatach polskiego żołnierza
– już widzę, jako wzdęła się mogiła świeża.
I łzy w oczach, łzy w oczach, łez perłowe sznury
na mundurze; zachwytu łzy czy melancholii –?
Ha! gdyby cesarz dostrzegł: żołnierz płacze!
– – – – – – – – – – –
Nie powróci, nie wróci, „Amen” napisano
miał na czole, na sercu, głęboko; – dziś rano
będziem natychmiast wiedzieć. Znam, jacy są gracze.
Niewątpliwie w raporcie przekaże mi swoją
ostatnią prośbę: – wstążka czy pamiątka,
że narzeczonej jego zwrócić muszę.
SKRZYNECKI
Rekonesansu nie ma do tej chwili.
CHŁOPICKI
Czekam i kroku stąd wprzódy nie ruszę;
to ważny moment w walce, ta pozycja;
to punkt zwrotny.
SKRZYNECKI
Tam oni biją się za wolno.
CHŁOPICKI
A trzeba właśnie tam, by tęgo bili.
Z dawnaś powinien mieć buławę polną; –
niedołęgi, co twego talentu nie znają.
SKRZYNECKI
Wróżbici są – przeczucia zwodzą złe potęgą wizji;
nie ostoją się długo, krzyż nad nimi kreślę.
CHŁOPICKI
Bierz ich czart; zbyt się długo trzymali ku szkodzie.
Niechby raz ich porwała w uścisk Śmierć przemożna.
SKRZYNECKI
Pozycji raz oddanej odbierać nie można,
ani komu innemu powierzyć dywizji.
CHŁOPICKI
Tak, to najpierwsza zasada karności.
SKRZYNECKI
Żymirski od dni kilku przedziwnie zmieniony,
każdego swoich przeczuć czynił spowiednikiem.
Żołnierzom stawiał widma przed oczy ogromne;
mówił o walkach dusz nad bojowiskiem,
gdzie jest wszechwładna Śmierć...
CHŁOPICKI
Cagliostro, wróżby –?
Wojak! powinny jemu być wichry za drużby.
Sen takiej bitwy, Sen wielkiego boju
kołysze duszę mą –...z daleka słyszę:
wielki bój – ducha mego czarodziej kołysze –
lat tyle...
MŁODY OFICER
w rozmowie z Anną
...Na kwaterach część została w mieście,
a my tu w pogotowiu.
ANNA
w rozmowie z młodym oficerem
Zatem wciąż jesteście
w połączeniu z Olszynką.
MŁODY OFICER
Co chwila ktoś cwałem
dobiega do nas lub od nas powraca,
jak rekonesans – a przyniósłszy raport,
stawa przed nami tu, przed generałem.
Być może, że właśnie Józef...
CHŁOPICKI
który posłyszał
Otóż to imię mego bohatera.
MŁODY OFICER
Nazwiska panie są ciekawe,
ANNA
Że tak bezwzględnie szedł po żywą Sławę.
CHŁOPICKI
Młodym się główkom Sława ulubiona
śni; – bohaterom brałyby serduszka,
ja nazwisko przemilczę, bo by posmutnieli
krewni, co są może obecni w tym salonie –
Do Marii
Jak słyszę, jak miarkuję, panna narzeczona?
Maria wstaje i kłania się, dygając poważnie.
A młodzieniec wasz pewno jest dla was jak heros
śpiewów Homera.
ANNA
Herosa dobrze znasz pan, generale;
jeden z najbliższych, jeno nieobecny.
CHŁOPICKI
Wśród moich adiutantów? – Przy mnie?
Wszyscy są ze mną, okrom – niepodobna –
Jego nazwisko?
ANNA
żartobliwie
A kto teraz ciekawy? – Pytanie powraca.
MARIA
Niepokój wraca – siostro... Więc pan, generale,
nie daje wiary temu, co się w serce wkrada
tajemnie, półświadomie (jakaś ćma żałobna),
że uśmiech i pogodność z twarzy nam opada.
CHŁOPICKI
A co? panienko godna, kestioner nie lada
jest serce, które kocha.
MARIA
Źle, że się w sercu moim lęk panoszy
i w usta mi kamienne słowa tłoczy.
Mojej się duszy sen złoty pustoszy.
CHŁOPICKI
Niechaj no panna chwilę popatrzy mi w oczy.
Szkoda, że źrenic ognie jakby łez mgła mroczy.
Ten włosów zaplot, głowy uczesanie
wysokie, rysy ostre, namiętne i dumne,
postawa smukła, gęsta, zachowanie,
niski tembr głosu... (brzęk o srebrną trumnę –) –
niezwyczajnie równają się dla mnie z obrazem,
gdym w Fontenaibleaux, w parku, z Kniaziewiczem razem,
Józefinę, cesarza żonę ujrzał – ach rumieńce!?
– – No, nie dla rumieńca, mówiłem,
panienko, jak wam ładnie; wcale się nie winię,
żem twarz bladą okrasił ponurej Korynie; –
Imperatorowa
w dziwnej zamyśleń ponurych rozterce
twarz chętna smutków obłóczyła chmurą,
skwapliwie chłonąc, co żal w serce wiodło:
zwoływała nieszczęście drugim. – – –
Komuż to panienka źle wróży – –?
MARIA
Moje trwogi zna dotąd tylko moje serce;
niech w mym sercu zostaną dla mnie;
bodaj tylko mnie samej.
Osuwa się ku siostrze na krzesło, powoli siadając; grupują się wkoło niej inne osoby.
CHŁOPICKI
patrząc na nią chwilę, po czym wołając
Do mnie dyżurny!
MŁODY OFICER
salutując
Słucham, do rozkazu...
CHŁOPICKI
pół pewno
Rekonesans powrócił? – Idź patrz –
MŁODY OFICER
Żołnierz idzie.
CHŁOPICKI
Sam jeden szeregowiec?
MŁODY OFICER
Tak – sam szeregowiec.
Mamże mu wyjść naprzeciw, odebrać raporty?
CHŁOPICKI
Zostań – przecz jestem snać śmiertelny łowiec:
Nieszczęście szybciej biegło niż myśl moja.
MARIA
przyszedłszy do siebie i śledząc Chłopickiego, do Anny
On myślą snać połączył te tajemne znaki
którymi moje serce drga. –
ANNA
Siostro, on taki
jest zawsze zagadkowy; to milczy do razu:
(piorun wstrzymany w biegu, jak sfinks kuty z głazu;)
raz znów do twarzy zbiegną się płomienie.
Jakieś z myślami swymi stacza wojny;
te walki tylko jego zna sumienie.
MARIA
Siostro, nie...
Stało się, widzę to, przed czym się trwożę.
Myśl, co na jego czole tej chwili się pisze,
jest tworem Lęku, Grozy; Harpia się kołysze.
Ktoś okrutny, bezwzględny. Myśl ta sama we mnie
mieszka od rana,... nurtując tajemnie.
ANNA
Co ty chcesz mówić –?!
MARIA
wstając
Panie generale...
ANNA
Mario!
MARIA
badawczo patrzy, drżąca
...Pan chciałeś znać jego nazwisko –
mego narzeczonego. –
Mój narzeczony: Józef Rudzki.
CHŁOPICKI
gdy usłyszał, nagle, krótko
Boże!
ANNA
Maryniu!...
MARIA
wstając
Siostro! Imię Boże
złączył z jego imieniem.
Grupują się koło nich inne osoby i przesłaniają je przez chwilę.
CHŁOPICKI
Gdzie żołnierz? – wysłaniec?!
MŁODY OFICER
Wysłaniec Żymirskiego!?
CHŁOPICKI
Raport!
MŁODY OFICER
To się znaczy?
CHŁOPICKI
cicho, z trwogą
Posterunek stracony, przestał istnieć szaniec;
niedołężnej komendy ofiara przeklęta.
Która godzina?
MŁODY OFICER
Siódma.
CHŁOPICKI
Przewidziałem,
że do tej pory w pień będzie wycięta
dywizja. – W pół godziny o tym wieść, bom żądał.
MŁODY OFICER
Właśnie wchodzi w dziedziniec...
CHŁOPICKI
nie obracając się; widząc, jakby wyobraźnią
Tak, jakbym poglądał:
Sam jeden szeregowiec – –?
MŁODY OFICER
Tak...
CHŁOPICKI
Nie mój.
MŁODY OFICER
Już wchodzi.
CHŁOPICKI
Zatrzymać go trza było – daj znak, niech nie mówi!
MŁODY OFICER
Za późno. On ze starych, sam ze się odgadnie;
sam przemilczy; zatrzymać nie można, spostrzegą.
CHŁOPICKI
Kobiety na nas patrzą. –
gdy się uwaga ku niemu zwraca – on do całego towarzystwa –
Tu sprawy wojskowe.
Proszę, śpiewajcie panie. Jakieś śpiewy nowe?
PANI DOMU
Nowy śpiew, co się zbudził na wieść o powstaniu.
Pan Delavigne, zapalny francuski poeta,
skomponował strof kilka.
CHŁOPICKI
Francuz dał pomysły.
PANI DOMU
prezentując literata
Nasz rymopis, co w polski rytm je ujął ścisły,
mniej dźwięczny, ale bliższy naszemu kochaniu.
LITERAT
Tłumaczyłem francuski zapał w polską mowę,
póki jeszcze goreją zapały chwilowe;
choć Francuz dał pomysły – z daleka się patrzy;
nie zgadłby, że pieśń bólem gra.
MARIA
od chwili wstała była raptownie; oczu nie odrywa od Chłopickiego
Wraz stał się bladszy.
CHŁOPICKI
czując jej wzrok: stoi nieruchomo, nieco odwrócony
Trzebaż więc było, bym tę spotkał dzisiaj,
w której serce zmierzony cios najsilniej godzi!
cios, który sam jej bezwiednie zadałem.
Czemuż tak szybko, tak lekko zbywałem
jej amanta, a dzisiaj poznaję ją samą,
tę, która śpiewa chwałę, dumę naszą
ustami, co niedługo przeklinać mnie będą; –
O Śmierci! jak skwapliwie grabisz nam kwiat młodzi.
ANNA
równocześnie gra muzykę refrenu
LITERAT
zbliża się do klawikordu, opiera się z pozą, daje takty.
Rozmowa ogólna.
CHÓR
„Hej, kto Polak, na bagnety!
Żyj swobodo, Polsko żyj!
Takiem hasłem cnej podniety
trąbo nasza wrogom grzmij!”
W czasie śpiewu wchodzi żołnierz, stary wiarus, prosty szeregowiec z dywizji generała Żymirskiego, wchodzi zbłocony, schlapany, oprószony śniegiem; – rozstępują się;...on staje w odstępie dwu kroków od generała, salutuje...
Chłopicki nie patrząc wyciąga rękę; żołnierz podaje mu pismo; Chłopicki czyta w milczeniu i oddaje młodemu oficerowi, który pismo chowa w zanadrze. – Na klawikordzie grają teraz: melodię pieśni.
Chłopicki czując, że żołnierz jeszcze wciąż stoi, odwraca głowę;...żołnierz podaje mu zwitek, pakiecik maleńki, wstążeczkę – Chłopicki odbiera szybko i w dłoni chowa. – Żołnierz w milczeniu salutuje i odchodzi.
MARIA
równocześnie, śledząc ruchy generała
Blednie – marszczy się – zwitek – żołnierz, jak być miało,
przynosi raport tylko... i to, co się stało –
już – jakże straszny smutek w oczach niesie...
to ten pułk, gdzie on był; mundur, co on miał...
Miał...? Co ja myślę – to plamy, zbroczony –
Ale zwitek różowy – wstążka była biała.
Boże – jest! – ja okrutna, cóżem pomyślała –?
CHŁOPICKI
chowając za mundur na piersi zwitek, do oficera
Wiesz, co jest. – Ani słowa. – Uważaj na damy.
ANNA
do Marii
Przestałaś śpiewać, Mario, jesteś blada.
MARIA
półgłosem
Pieśń się rwie; mnie się słowo śpiewane nie składa;
czy to my wieńce złote i kwiaty targamy.
SKRZYNECKI
na środku sali
Zda mi się, że nad nami w pełnym pieśni dźwięku
przelatują kolosy, bożyszcza bitewne,
że krzyczą w głos: „na wojnę” – przyznaj generale,
trudno wystać i serce utrzymać spokojne.
Głos, co woła, porywa tam! do krwi rozlewu! –
CHŁOPICKI
półgłosem
Nieszczęście nam wyśpiewa w wróżbnym szale.
MARIA
– – Razem generał życzy mego śpiewu?
CHŁOPICKI
wahając się chwilę; zmienionym głosem
– – – Proszę. W tej pieśni waszej brzęczą dziwa.
Pieśń ta muzyki ze mnie wydobywa
śpiące. – Jaw-prawda staje mi przed oczy. – –
Jeszcze chwila, a pozna ze mnie i wyczyta,
jaka jest rozpacz straszna w duszy skryta.
MARIA
stojąc; oczy utkwione w Chłopickiego
Anno, bierz najsilniejszy akord, uderz gromem!
CHŁOPICKI
Jak wichr akordy płyną ponad domem.
MARIA
szeptem
Wzruszony jest widocznie. W rytm muzyki pnie się
ku niemu Lęk – już nad nim ton panuje.
CHŁOPICKI
pod siłą jej oczu
Śledzi mnie, patrzy za mną, czy zgaduje,
co w piersi wichrem, burzą rwie się?
MARIA
cała drżąca; oczy jej się mglą
Więcej widzę, niż Szczęścia mego śmierć przygodną;
mój los na wielkie losy cienie rzuca.
Muzyko, śpiewie, płyń, niech się zasmuca
ton bohaterski – Losów będę godną.
CHÓR
Droga Polsko – dzieci twoje
dziś szczęśliwszych doszły chwil,
od tych sławnych, gdy ich boje
wieńczył Kremlin, Tybr i Nil.
Lat dwadzieścia nasze męże
los po obcych grodach siał:
dziś, o matko, kto polęże,
na twym łonie będzie spał.
MARIA
powolna, jak w półśnie
„Dziś – o matko, kto polęże
na twym łonie będzie spał!”
Słychać trąbę odmarszu wojska, za czym wszyscy rzucają się ku oknom; parę osób wychodzi; – na swoich miejscach zostają nieporuszeni Chłopicki i Maria.
MARIA
zmienionym, prawie męskim głosem
Panie generale...
CHŁOPICKI
Co, panienko?
MARIA
Ktoś drogi mnie powróci kiedy...?!
CHŁOPICKI
Ktoś wam drogi, panno, jest żołnierzem.
Teraz wojna i bitwa dziś.
MARIA
Żołnierza kraj po wojnie potrzebować będzie:
rolę siać zbożem,... na czas trudów inny –
wrócić powinien i przyjść.
CHŁOPICKI
Dalbóg, panienko, ja sam niespokojny
jestem o niego – aleć jeszcze wierzym. –
Niepokoję się. –
MARIA
...Boś jest generale winny.
Przede mną skrywasz, milczysz, nie chcesz wyrzec.
On nie wróci już. – Boże – nie możesz mi przyrzec,
generale, że wróci; najbłahszym się słowem
nie zbędziesz: – „może” – że niepewna dola,
mów – czujesz, panie, jak się twoja wola/
nagiąć nie może kłamać, gdy patrzysz na serce,
które się jako gołąb poraniony ciska.
Ja wiem to, jakby wiem, bo mnie się błyska
wiedza, co słucha tych trwożnych uderzeń. –
Próżno się silę nagiąć, przełamać do wierzeń,
że lęk próżny; – – a! tyś wiedział wprzódy!!
To okrutnie tak Śmierci wysyłać go w ręce.
Ja widzę cały kraj we krwi, kraj cały w męce
w tej waszej wojnie; słuchaj generale,
wy ostaniecie wszyscy tam, we chwale,
wy piękni, wy boscy – wy skarb, duma nasza...
...własnych mnie moich słów klątwa przestrasza –
już wam wrota podziemu otwarli...
Wy ostaniecie wszyscy tam: umarli.
CHŁOPICKI
Przez miłość Boga, panno – ha, i do mnie
garną się twoje złe, straszne obłędy
i moją stal, hart mój rycerski łamią.
MARIA
Zwycięstwo gram,
a słowa moje kłamią!
Ginąć będą, padać od kul
szeregi za szeregami;
przed oczyma je widzę pokotem:
otom je rękami zakryła.
Tajemniczych mocy siła
gałęzie suche łamie nad rotami;
wicher dmie, świstają kule,
ryk dział tętni łoskotem
a żołnierzy łany całe się kładą,
Przeznaczeń walone młotem. –
Poznałeś serdeczny ból:
zanim dzisiejsze słońce przejdzie ponad lasem,
po bruzdach śniegu spłynie krew...
CHŁOPICKI
przejęty
To nasza pozycja, dziewczyno!
groźnie, głośniej wołając na Marię, by oprzytomniała
dziewczyno!
MARIA
groźnie, prostując się, wskazuje na niego
Wierzysz mej Trwodze; – ty, ty byłeś nasz Lew!
Znaj, czyją Zbrodnia winą.
Znaj, czyim głosem wołam. –
Lament mną szarpie i targa
bólem przeczuć, lęków grozą; –
zali tej bolu przemocy,
tej wielkiej żałości podołam –
zali nie zmoże mnie Skarga? –
Struny harfowe przez pierś moją grają
i dźwięczą jęk i rozpacze.
Piorunie! O mą pierś twe groty skrusz i połam!
Ja wam, wróżka, wydarzenia znaczę,
jako jeszcze dziś spełnić się mają.
Byłam wolną,
buntowna przemocy,
oto mnie w kajdany zakuto.
Byłam panią, oto mam być sługą;
bom dłoń wzniosła,
skowaną dłoń nieudolną. –
Zagojone mi rany rozpruto.
Otom w niemocy,
żelazną spowita kolczugą.
CHŁOPICKI
Wróżka ty nieszczęśliwa.
Tam wojsko idzie w bój –
tam bitwa, z dali, nasyła nam głuchy
pogłos huczących dział.
MARIA
Ze mną są Duchy!! –
Stos trupów, stos poległych ciał!!
Tam bojowisko znasz!!!
CHŁOPICKI
Dzisiejsza walka waży Los nasz;
dziś jestem, jako w noc błądzący ciemną:
u szczytu rycerskich chwał
głos nieszczęścia twój stawa przede mną.
Wszyscy zabierają się do wyjścia; generałowie czekają, na Chłopickiego się oglądając; zewnątrz pobudki odmarszu.
PAC
Generale, czekamy, czemuż to odwlekasz?
CHŁOPICKI
Albożem wodzem, ty mnie tam iść nie każ. –
Kto wódz naczelny! Książę! – To idźcie do niego.
PAC
Zwlekaniem dosyć już czyniłeś złego.
Wszakżeż, po prawdzie, tyś jest wódz jedyny;
niechże nie będzie klęski z twojej winy; –
skoroś raz objął władzę – czemuś składał – –?
CHŁOPICKI
Czart mi odebrał ją i czart ją nadał.
PAC
Przeklęty, kto, jak mieczem, berłem władał.
CHŁOPICKI
nagle
Znajcież wy, kto ów wódz,
jak nagły piorun, jak błysk;
półbogi wojenne go wiodą,
przed nim i za nim gromy.
On Mars, on Duch widomy,
leci zwalać i zmóc.
Gdzie ręką skinie – tłum,
szczęków, tętentu szum.
Przez pola, jak sięgnąć wzrokiem,
gest jego Śmierci wyrokiem.
powolej
Ja prosty żołnierz jestem, ja ochotnik;
ja nie chcę być w debatach psotnik;
dokażę cudów, jeno mnie rozkażcie.
Jako był wielki On, na to się ważcie.
On w sobie miał potęgę wielkoluda.
On wskrzeszał cud, a dziś śpią we mnie cuda.
zwracając się ku popiersiu Napoleona
O Cesarzu!?
Myśmy dla ciebie w oczach Europy
działali cuda dla Glorii a Sławy.
Myśmy dla ciebie szli i zwyciężali
a dziś, gdy losy ważą się na szali,
serca nam niemoc rwie i dusze łamie,
że całą ziemię kir żałobny słoni. –
O Cesarzu – przecz wielkie twe wołanie kłamie –?
Myśmy dla ciebie, za szczęściem w pogoni,
setne legiony stawiali żołnierza,
chwytali wawrzyn z twych rąk, z ust pochwały.
Dziś z naszej wielkiej europejskiej dumy,
z wielkiego Duchów i orłów przymierza
rozbitki tylko i strzępy zostały.
Kraj, kraj, ojczyzna w upadek się kłoni – –
O Cesarzu – w nas piorun przekleństwa uderza.
Skazańcom Losów nikt nie poda dłoni.
Tę rękę, choćby moją, nieraz w dłoń twą brałeś
i prawicą na Grodno, Wilno wskazywałeś;
rozumiałem, że państwo nasze chcesz wskrzeszone
pokazać światu – świat zadziwić mocą.
O Cesarzu! Dziś Francja piosnkę nam przysyła,
harmonią dźwięków wyrazy kraszone.
– Idźcie sami w drogę.
Moją duszą przeczucia szarpią i szamocą.
Ja z wami pójść nie mogę. –
Tu trzeba wiary, wiary w powodzenie.
Wiary, potęgi tej, co serce spiera
na granitowy gmach, co święta jest, szczera,
co archaniołem jest modlącym duszy.
Niech inny wiedzie was, może szczęśliwy?...
PAC
Niepodobna. – Ty musisz. Uszanuj porywy
tej młodzi, co się garnie ku nam świeża, czysta,
a nie dręcz nas skargami, ty – statysta.
SKRZYNECKI
Ty jeden jeszcze potrafisz ratować
pozycję – choć jest zła; – rzecz twojej głowy,
Jestem pewien, że skryty plan masz, wiesz gotowy. –
Zjaw się tylko na polu, a armia żołnierzy
na twój jedyny widok w Zwycięstwo uwierzy.
CHŁOPICKI
Zwycięstwo, zapał, ogień, uniesienie
wiódł nas pod Saragossę, tam! tam! przez płomienie.
Dla Francji nasza młodość i zapał spłonęły.
SKRZYNECKI
Żymirski zginął. Już swego dopięły:
upór, zła wola. – Cały post stracony.
Już wieść złowróżbna po pułkach się szerzy.
Zginął...
CHŁOPICKI
Wiem, słyszcie, to nieszczęście całe,
że o godzinę nie był zginął wcześniej.
SKRZYNECKI
Generale, przecz coraz ranisz nas boleśniej.
CHŁOPICKI
Tam należało postawić innego.
Wiedziałem od początku bitwy, że stracony,
Książę ich tam postawił, książę był szalony.
Ja tu nie rządzę. – Radziwiłł niech rządzi.
PAC
Radziwiłł? Myślisz? Znać ich dobrze trzeba; –
ale gdy jest u steru, nic ten nie pobłądzi,
kto powie, że już gwiazda książęca upada; –
słuchają Radziwiłła, dopóki nie rządzi.
SKRZYNECKI
Wy pierwsi: Mości hrabio, byliście u steru.
Ster z rąk do rąk się chwieje, jak piłka Nauzyki.
PAC
Gra polskich amuletów pod godłem Fortuny.
SKRZYNECKI
A za nami, przed nami wszerz pożarów łuny.
Tu potrzeba...
PAC
Tu nie potrzeba nic. Rzesze gawronie,
serca czułe, łby orle, okręt bez maszt tonie.
CHŁOPICKI
Ha! To książęca troska, niech książę rwie struny.
PAC
Niewątpliwie, że książę chętnie ci ustąpi.
CHŁOPICKI
Nie powinien – niech sobie szyderstwa nie skąpi.
SKRZYNECKI
Pójdź z nami, generale!
MAŁACHOWSKI
Z nami, ze starymi!
Patrz dokoła, jak oto zgliszcz w ruinach dymi.
Chwila święta – bierz władzę – skoroć ją podają –
Rozkazuj, słowo święte – skoroć chcą – wołają!
Książę miejsca ustąpi – książę się usunie;
nie cofaj się – ty, jeden ty – bo Sława runie.
SKRZYNECKI
Ty zmuś księcia. Zbyt zwleka, a chwile nam drogie.
CHŁOPICKI
A ty, co byś uczynił, gdybyś ty sam władał?
Gdyby się w oczach twych pałac rozpadał?
Pomnij, przyjdziesz do władzy – a przyjdziesz koleją; –
na pióropusz ci gwiazdę narodu zawdzieją;
wspomnij – że będzie człowiek – co ciebie podkopie.
Że to jest wszystko czar, to, co ja robię.
SKRZYNECKI
Zapomnę. Straszne rzeczy, przedsię, co są w tobie.
Bóg ode mnie nie żąda. Gdy Bóg bułat poda,
zobaczę, jak popłynie w mym strumieniu woda; –
mącić nie daj mi, Boże – ale ty jedyny
ty geniusz walk – ty zwołuj swe marsowe syny!
CHŁOPICKI
Nie pochlebiaj, czas przyjdzie, sam los dzieło wskaże;
duch się we mnie rozmoże, jako są mocarze
ducha wielcy – i są im podległe narody.
Nie wiem, czy u nas kiedy zawładnie duch zgody –
jedno wiem, że mi polec, jeśli nie zwyciężę;
żem nie na śmiech dobywał rdzewiące oręże.
Wszakżeż nie to mnie dzieło, kto z nas wrychlej zginie;
lecz żeby się pokazać dzielnym w żywym czynie.
SKRZYNECKI
To się krzep, wodzu-orle, do chwały, do sławy,
do wojny; – na naradach, ty jeden milczący,
czekasz, aż każdy inny zdanie swe objawi,
gdy my twojego sądu jedynie ciekawi.
Czujesz, jak w błahość idą plany, które snujem;
rozkaz, raz już wydany – sami znów rujnujem.
Potem ty się natrząsasz. Ty wiesz wszystko wprzódzi,
twoje pomysły lepsze; w obłęd wodzisz ludzi. –
Przecz już lepiej brać wszystko w swe ręce samemu.
CHŁOPICKI
To uszanujcie wodza i posłuszni jemu,
milczcie jak ja. Nam trzeba powiązać języki,
dopiero rekrutować; – język to nam szyki
miesza, a tu potrzeba ręki, nie języków –
serc żelaznych, nie szlifów lśniących i stroików.
SKRZYNECKI
Płyń przed nami; jak orzeł, tocz nad nami skrzydła,
skoroć Bóg orlą duszę dał i loty.
CHŁOPICKI
Tu trzeba wiary...
SKRZYNECKI
Więc wierz, bohaterze!
W gwiazdę narodu wierz, zawierzaj szczerze,
a przeznaczeniu zostaw losów wagę.
– Odwagi!...
CHŁOPICKI
zmieniony
Odwagi wołasz, oto mam odwagę
tysiącokrotną... Wstępuję w zawroty!
CHÓR
wszyscy porwani ostatnimi słowy
Prowadź nas, dyktatorze, prowadź, prowadź wodzu,
z tobą wiara, dla ciebie, niech Chłopicki żyje!!
Niech żyje, z tobą wiara!!
CHŁOPICKI
ciszej
...Z wami pójść, jak młody,
na ten bój: tam was powieść na ognie, na działa,
w zamęt – słyszcie...
Nagle urywa; – ucisza się, nadsłuchują.
MARIA
głośno, dziwnie spokojnie
Wam oto wiara się rozwiała.
Przeznaczeń twoich gwiazda leci mimo,...
więc rycerze i boje stracone –
Niektórzy patrzą na nią ze zdumieniem.
CHŁOPICKI
trzymając wzrok w jej wzroku
W twych słowach słyszę rzeczy niezgadnione,
co budzą we mnie rycerza z uśpienia.
W oczach twych widzę ócz moich odbicie;
na rzęsach długich chwieje się łzy perła,
nim spadnie płaczem na stracone życie,
za zmarnowane geniuszowe skrzydła,
włóczące w śniegu mogiłach piór loty;
miasto roztoczyć je na bieg rozpędny,
wśród gromów dział, wojny straszydła
gonić...
Tylu już padło od kul, tam w tym boju;
moc dziwna mnie ochrania w walk zamęcie.
Mnie oto zginąć! Mnie zejść w grób spokoju,
com przeżył moich idei tragedie
i patrzę błędno na spełnione dzieła,
jak na spaczone wielkości obrazy,
którymi pycha moja mnie przeklęła.
– – – – – – – – –
Duch wielki zadrżał we mnie znów na głos wojenny.
Drżę, drżę, to radość, ton – Sen, Los niezmienny.
Z założonymi na piersiach rękami
czekam, aż sen się stanie prawdą żywą,
a rzeczywistość zasunie się mgłami
...i widzę gwiazdę mą szczęśliwą,... leci,
jak meteoru błysk ogniowy –
upadła w otchłań,... na dnach otchłani
jeszcze zwodniczym błyskiem gwiazdy świeci...
– Los niech dopełni się...; Fatum mnie mami.
Dobrze i dobrze, z wami idę, z wami!
Konia! Mój biały sam w pierwsze szeregi
pogoni. – Konia! Żołnierstwo za nami?
Dowodzę!
Poruszenie między oficerami. Anna stojąc, wygrywa jedną ręką nutę i śpiewa; inni półgłosem jej wtórują, ucząc się od niej słów pieśni.
CHŁOPICKI
do Marii, korzystając z ogólnego zamieszania; poważnie, przygnębiony
Panno Mario, panienkę żegnam.
do oficerów, generałów
Panowie, w drogę! Ha! wojsko, już widzę,
w rotach przechodzi. – Dowództwo obejmę!
ciszej
Przykuwa mnie oczyma.
SKRZYNECKI
półgłosem
Czy zapał ze słomy –?
On zwleka, a w dziewczynę patrzy nieruchomy...
CHŁOPICKI
do Marii
Nie życzysz, bym się zbliżył – słów się twoich boję;
Przebaczcie – jedno jeno to z daleka proszę.
Snać przeznaczeniem dzisiaj u wrót stoję:
które są wrota Śmierci; – już żegnam od proga.
ANNA
w domysłach
Siostro, drżysz, ty się chwiejesz, kochana ty, droga?
Staje obok siostry, podtrzymując ją; wszyscy wychodzą, prócz obu panien.
ANNA
przy oknie, patrzy w ulicę
MARIA
na środku, koło klawikordu – półgłosem
– – Po cóż pytam? – Badać po cóż?
Wiem, już niemal wiem...
...Cóż to ze mną? W oczach ciemno...
Z pola walki jęk dział głuchy.
Wichr kryje w śnieżyste puchy
pola... olszynę, bój. –
Z pól skostniałe wstają duchy;
lecą wirem, gonią tłumnie
w szumiącej śnieżycy;
sztywne, trupie ich postawy,
pierś im znaczy stygmat krwawy;
czoła dumne...
Oni jego drużbowie-orlicy...
– a on, mój.
...Cóż to ze mną – – –?
Jak to, więcem klęskę odgadła –?
To może być nieprawda.
Nie! – to nie!! – ach –
czy to już Noc duszę moją opadła?
Patrzy przed siebie nieruchomie.
ANNA
w oknie z lewej
Maryniu, jadą – chodźże patrzeć – – –
aha, teraz Chłopicki sam,...
wiodą mu konia, dosiada – ha! to koń się zrywa,
...zatrzymali – – bohater wspaniały –
co za marsowy wzrok, bo prawie nie odrywa
oczu od naszych okien – że aż mi to dziwno;
może poznał, że to z nas która. –
Podejdź-że ku mnie. –
Patrzy się tu, lecz wzrokiem, co w dal jakąś goni...
MARIA
Nieszczęścia czarnych skrzydeł widzi dwoje,
rozwieszonych nad armią.
ANNA
Małachowski! – Skrzynecki! – ha, dosiedli koni.
Zniknęli jak dwa wichry. – Boże mój! Ułany!
Oni muszą zwyciężyć, Mario!
MARIA
Idą w dal, kędy losy nad nimi się spełnią.
Postępuje z wolna ku oknu.
ANNA
Patrz! jacy piękni, młodzi, jak dorodni;
cały gościniec pełnią, tak sutym szeregiem
płyną na koniach...
Siostro, ja nawet pomyśleć nie mogę,
żeby z nich który padł, zginął od kuli.
A oni płyną tam, gdzie grad kul leci; –
mnie by, siostro, z żalu
moje zamarło serce. O nasi!, o nasi!
MARIA
Serce we mnie omdlewa. Piękność ich tak krasi
na ostatnich chwil kilka.
drgnęła patrząc; nagle pochyla się ku oknu
To ten jest Chłopicki, co zwraca koniem – –?
Patrzy tu, przyzywa kogoś, laską skinął,
ANNA
A pan Jan już przy generale znowu;
widzisz, to jego wołał. – – –
Coś z nim mówi, oddaje mu jakiś zwitek.
MARIA
drżąca
Ten sam zwitek, co żołnierz przyniósł.
ANNA
Mój młodzik salutuje.
Co? Tutaj biegnie? – Widocznie tu! – Do nas?
MARIA
szybko w domysłach
Do mnie...
Nie śmiał mi powiedzieć sam;
przysyła adiutanta... gońca. –
I ten zwiastun ulęknie się mego oblicza
i łzy mu w gardło wtłoczą wieść straszliwą.
głośno
Zatrzymać go. – Stój, gończe! Ty mnie nieszczęśliwą
nie czyń!! – Ty żywym słowem reszty mego życia
mnie nie wydzieraj...
szybko zamyka drzwi z boku, z lewej
On jeszcze we mnie żyw,
jeszcze go widzę – przed sobą, przy sobie –
jak się żegna, żyw jeszcze, żyw jeszcze...
ANNA
przestraszona, mówiąc do kogoś za drzwiami
To pan, panie Janie! –
do Marii
Co ci jest –
MARIA
gwałtownie
Nie zwołuj, nie zwołuj!!
ANNA
ciszej; – zawstydzona
Bo moja ty droga – my się także chcemy
pożegnać ładnie –
odsuwa ją lekko ode drzwi
...Zezwolisz siostro; – zrozumiesz, ty kochasz.
Wpada młody oficer i przystaje przy drzwiach na widok Marii; Anna podbiega ku niemu; Maria, cała drżąca, siada sztywna przy klawikordzie, niespokojnie śledząc za każdym ruchem oficera; ten całuje Annę w rękę; Anna ręką lewą odpląta wstążkę od ubioru uczesania głowy i podaje mu.
ANNA
Weź pan tę szarfę...
MŁODY OFICER
tknięty tym
Panno Anno!...
ANNA
Jak to, pan tej mojej wstęgi
nie pragnął może?
Pan prawie przyjąć nie chce – –?
MARIA
w myślach
Widział wstęgę krwawą; –
może przyniósł, przynosi...
ANNA
do oficera
Weź szczęście i sławę.
MARIA
głośno
Dzisiaj świtem, ja mego stroiłam rycerza,
moją szarfą, mym szczęściem i żądaniem sławy;
pan nie chce być memu bohaterowi bratem.
MŁODY OFICER
biorąc wstążkę; poważnie, patrząc w Marię
Niech kraj mój życie weźmie; to Szczęście, szczyt Sławy.
MARIA
patrzy w niego, w oczy – i wychodzi do pokoju bocznego, w drzwi pierwsze z prawej
ANNA
Pan blednie, panie Janie, co panu jest? Czemu pan nagle pobladł?
MŁODY OFICER
po odejściu Marii, mówi szybko, oglądając się na drzwi, którymi wyszła
Na miłość boską, panno Anno, przyjm pani to spokojnie; – – Józef zginął, godzinę temu; – dzisiaj to, o świcie, generał sam wysłał go na posterunek, który sam od dawna uważał za stracony, a tylko przez upór, żeby wykazać niedołęstwo księcia, trwał w posłuszeństwie raz wydanym rozkazom; – a Józef się domagał, prosił; że zaś jeden z nas musiał pójść, dobrze to wiedział. – Tam z całej dywizji nikt nie został; ów żołnierz, który tu przed chwilą wszedł na salę, ów stary wiarus, jak się pokazało, był ciężko ranny, jeno wszystko skrywał w sobie; – w sieniach go złożono; – ten żołnierz przyniósł raport: że dywizji całej już nie ma.
ANNA
Moja siostra!
MŁODY OFICER
Wczoraj wieczorem Józef w żartach, gdy już raz uzyskał zezwolenie od generała, by na ów post jechał, prosił, a śmiał się, ażeby generał wstążkę z jego piersi, gdy polegnie, sam zwrócił jego narzeczonej...
Generał przyrzekł. Było śmiechu wiele i żartów. Żaden z nas nie myślał wtedy, że pozycja tak groźna była i że Chłopicki miał ją za straconą nieodwołalnie...
A teraz tam leci sam, goni
tę Śmierć, co mu jego rycerze wykradła.
Pierwszy na przedzie, w lot o kilka koni
wyprzedził nasze szwadrony.
Widzieć go teraz, jaki weń szalony
duch wojny wstąpił...
trąby odmarszu
– – Oto wstążka jest jej; –
generał nie śmiał sam doręczyć.
ANNA
biorąc wstążkę
Boże! Cała we krwi!
MŁODY OFICER
Bądź mi zdrowa –
ANNA
żegnając się, zarzuca mu ręce na szyję, przy czym porzuca wstążkę zbroczoną na klawisze klawikordu
Panie Janie – mój drogi... mój Jasiu!
MŁODY OFICER
przytula ją do siebie, okręca, trzymając wpół; sadza na krześle i wybiega: a jeszcze we drzwiach zawoła, wskazując okno
Pułk czwarty, Anno!
ANNA
która się zerwała natychmiast
Czwartacy! Chcę widzieć...
Wybiega za nim.
Trąba odmarszu odzywa się kilka razy mocno, w różnych odległościach z gościńca;
za oknami przejeżdża i przechodzi wojsko w szyku; widać ich do pół na koniach, końskie łby i tętent nieustanny i stukanie i brzęk słychać.
MARIA
wychodzi z bocznych drzwi z prawej; włosy w nieładzie; idzie jak posąg – oczy duże, rozświetlone; idzie przed siebie we śnie zapamiętania, ręce nieco naprzód wyciągnięte
Wiem, wiem.
Oni nie śmią mówić przede mną. –
– Milczycie; ja wyczytam, zgadnę, zgadnę wiele
z oblicza; patrzcie w oczy mnie, odgadnę wszystko...
Szum, łoskot, tylu mężów orężnych się zbiera...
Otwiera okna obydwa machinalnie; oficerowie przejeżdżający i wojsko widzi ją.
CHÓR
wojsko popod oknami przejeżdżające
„Leć nasz orle w górnym pędzie,
Sławie, Polsce, światu służ...”
MARIA
idzie do klawikordu i gdy bierze klawisze, plącze palce we wstążkę porzuconą, swoją własną, zakrwawioną; – opada z płaczem na ręce i na klawisze. Jękiem ponurym zatrząsł się i zahuczał instrument cały. – Słychać jej szlochanie. – – – Podnosi głowę, zdobywa się na siłę niezwykłą: promienieje cała tą siłą; – gra z mocą i śpiewa:
„Leć nasz orle w górnym pędzie,
Sławie, Polsce, Światu służ.
Kto przeżyje, wolnym będzie;
kto umiera, wolnym już”.
wstawszy od klawikordu, idzie ku oknu wołająca:
Orlej sławie, Sławie służ.
Piersi szarp i dziobem rań.
Skrzydła białe we krwie włócz;
leć, polatuj krwawy wróż,
bierz orężną dań: –
oto twoi, oto twoi
na koniach, w rynsztunku zbroi,
za tobą, za tobą wszędzie.
Leć, polatuj w górnym pędzie;
Sławie, Sławie, Sławie służ!!!
Drży, trzęsie się, przy oknie otwartym stojąc, z ręką wyciągniętą za odjeżdżającymi; wbiega Anna.
ANNA
zamknąwszy okno z lewej
Zamknąć okna! Jak zimno! Ty masz ręce z lodu.
Mario! Tyś nieprzytomna...
MARIA
z ręką wyciągniętą za odjeżdżającymi
Tam się krwią narodu
ubroczy całe pole; krwią się błonie zrosi.
Jakaż Was siła zrywa i ponosi
na bój, na krwawy bój?!
Po śmierć, jak mój!
Patrz, jadą na mogiły.
Krzyże tam będą tkwiły,
gdzie krzewów gęsty rój,
wyschnięty zimą.
ANNA
usuwając się ze zgrozą przed jej wołaniem
Mario, na miłość Boga, co ty mówisz, Mario;
oni idą się bić za ojczyznę,
a ty tak wołasz straszno,
Mario, tak straszno – –
MARIA
bezprzytomna
Widzisz, za nimi, nad nimi, kto – – –!
Przez słońce świecące, patrz, pruszy śnieg
a oni zaczęli ku kresom swój bieg
a oni zaczęli swój pęd.
A! widzisz, ta orłów chmura –
będzie ich siwych ze sto!
O, patrzaj, na piersiach krew!
ANNA
Siostro!
MARIA
Przekleństwo! gniew!!
Łamie i gnie mnie ból;
daremno ty mnie tul. – –
O słyszysz, słyszysz śpiew.
Ten obłok orłów śpiewa;
ta chmura w śpiewie płynąca. – –
O patrz, przez śnieżną sieć,
w górze, w promieniach słońca!: – –
Leć orle!! Orle leć –!!
CHÓR
wojsko popod oknami przejeżdżające
„Leć nasz orle w górnym pędzie,
Sławie, Polsce, Światu służ”.
MARIA
Serce moje martwieje,
zbudź moje serce –
siostro... serca nie czuję. – –
Daj rękę – oto martwota. –
Wołaj, krzycz...
przywróć mi czucie. – –
Ręce moje sztywnieją,
Myśl, myśl skrzepła się w lody.
– – – – – – – – – – –
Co widzę? Czego chciałam –? –
Szłam z Nią w zawody;
przeklętej nie strzymałam:
moje serce w dłoń zimną ujęła,
jako kwiat mnie zwarzyła i zgięła.
Siostra ją wiedzie ku pokojom z prawej.
CHÓR
wojsko popod oknami przejeżdżające
Leć nasz orle w górnym pędzie,
Sławie, Polsce, Światu służ.
– – – – – – – – – – – –
KONIEC
Klątwa. Tragedia
OSOBY
KSIĄDZ
MATKA
MŁODA
SOŁTYS
DZWONNIK
PAROBEK
DZIEWKA
PUSTELNIK
CHÓR
TREŚĆ
DEKORACJA Na plebanii.
Głąb zasłonięta przez całą szerokość domem na podmurowaniu: przed dworkiem ogródek, opłocony sztachetkami. W domostwie, środkiem, wrota od sieni otwarte, z widokiem na przestrzał; po prawej i lewej stronie podwoje okien, poprzez które widać pokoiki plebańskie i w pokoikach tych, na wprost okien, drzwi do dalszych wnętrznych izb.
Od wrót wschodowych wiedzie ścieżka ku przodowi sceny do wrotek w ogródku, który, przepołowiony w ten sposób, jest ze strony lewej zapełniony tykami sterczącymi, z których zwieszają się strzępy suche marniejącego, pnącego bobu; przed okienkami krzaki malw badylaste, rozkwitłe i zgasłe, w łachmanach liści przepalonych w słońcu.
Z prawej zaczyna się zagon ziemniakami wysadzony; widać tylko kilka grzęd i te przerywają się przy płocie granicznym; z boku, tuż za płotem, gościniec. Z lewej, w pewnej oddali widać kościółek drewniany, ocieniony olbrzymimi lipowymi konarami. Z tyłu, poza plebańskim dworkiem, grunt podnosi się z wolna, pochyło, później dość stromo, aż kończy się wałem, który ponad strzechą domu wysoko garbem się znaczy; tamtędy wiedzie ścieżka w pole, na ugór.
Wzdłuż zagonu, przy ziemniakach stoją ludzie wsiowi, chłopy i baby, i kopią.
We drzwiach plebanii staje Młoda i patrzy czas jakiś ku pracującym.
Pracujący, spostrzegłszy ją, przerywają robotę; przystają, podparci na motykach.
MŁODA
Haj tam, robota coś niesporo!
A raźnijże! Niemrawce!
Cóż to z tymi okopinami?
Pierwszy raz wam to, stare ludzie,
że się to nie umiecie brać?
Krzepcej się ruszcie!
CHÓR
Stęgłe bryły, – nieokież skała,
co jej nie można ubić;
nijak ich nie roztłuce.
MŁODA
Co by zaś ubić się nie dała?
Jeno bić z mocą! – Memłace!
CHÓR
Zdziwiajcie, jak ta wola!
Ziemia się sparła; nie puści. –
MŁODA
Ziemia człowieczej ręce korna;
A komuże to rola?!
Zstępuje ze schodków podmurowania i idzie ku przodowi.
Imajcie motyk! – Cóż to? Tela
dzisiok skopane? Marnotrawce!
Leda psom braty, darmolęgi!
Kijców by na was trza, poganiać!
CHÓR
Przestańcie ta przyganiać!
Krzyk wasz gosposiu niczem
a sami pracy życzem,
jeno, z dopustu Boga,
ziemia spiekotą stęgła;
widzicie, jako wszędy
wezdłuż, jak idą grzędy,
żywość w badylach powięgła.
MŁODA
Dopust, nie dopust,
to nie prawda, gadanie!
Wasz kłam!
Wam się roboty nie chce!
I cóż, że jest spiekota?!
CHÓR
O cóż tyle wołanie?
Nie dziwna nam robota.
Kiejście tacy ozsierdzeni,
ano dziekujem za nię!
MŁODA
Przyjdą ta inksi, bo im dam
tela drugie, co wam!
Porobią!...
CHÓR
Twój kłam, gadanie!
Nie przyjdzie do cię nikt
na skopywanie!
U was tu praca hańbi człeka!
MŁODA
Psiewiary! Wyklinace!
CHÓR
Psiewiara ty! I plemie twe sobace!
Bier se twoje motyki!
Sama se skały kop!
Rzucają jej pod nogi motyki.
MŁODA
Znajdzie sie ta kaindziej chłop
robotny; jest ich ta dość,
co przyjdą kopać, nie trza was!
CHÓR
Nie przyjdzie nikt, nie damy.
My nie damy, – ty przeklętnico! –
MŁODA
A precz mi zjadłe chamy!
CHÓR
Ty chamska! Co ty inksego!?
Zwiedłaś ludzi do złego!
Grzesznico, – Bóg cię skarze!
MŁODA
Precz, od pola, – bajcarze!
Od strony kościoła słychać kilkakrotnie ponawiane dzwonienie.
Wsiowi odchodzą, porzucając robotę.
Dziewka, ze służby plebańskiej, która się od chwili krzątała w sieni, podchodzi ku Młodej.
MŁODA
Wierzysz ty we sny?
DZIEWKA
Nie. –
MŁODA
Ale to prawda co we śnie –?
DZIEWKA
Ano juści. –
MŁODA
Jakoż nie wierzysz ty?
DZIEWKA
A bo mi się nic nie śni.
MŁODA
Tak... –?
DZIKWKA
próbuje gruntu motyką
Spalony grunt do krzty. –
Ziemia nie puści. – Skała!
MŁODA
No?
DZIEWKA
A coście śnili?
MŁODA
milczy
mówi:
Nic, – jeno mam się strzec
czyjego przeklinania,
bo stałoby się prawdą,
co ze snu wiem.
DZIEWKA
Cóż wiecie ze snu?!
MŁODA
To, czego nie chciał rzec.
To, o co pytać broni.
DZIEWKA
To z wami nic nie gada?
MŁODA
Jeno nade mną biada.
Odepchnął mię wylękłą;
milczy, ode mnie stroni,
że mi ano okież serce nie pękło – –
DZIEWKA
Ano to się trza strzec.
MŁODA
Ludzie skorzy do słowa,
cóż ta ludziom obmowa,
cóż im kogo na gębie mleć?
A to się, patrzę, leda śmieć
na mnie rzuca! –
A ja bez to mam drżeć,
żeby nie zaklął!? –
DZIEWKA
A snu nie opowicie?
MŁODA
A wy to nic nie śnicie,
nic? –
DZIEWKA
Jak legnę spracowana,
dak dośpiem zawdy rana
kamieniem,
bez nijakiego lęku. –
Straszycie się złym snem –?
Wiecie co – –?
MŁODA
Wiem, – co wiem!
Słychać ponowne dzwonienie od strony kościoła. Dziewka pozbierała tymczasem porzucane na ziemi motyki i niesie je do sieni, gdzie znika z drugiej strony domu;
Młoda stoi czas jakiś, zasępiona, – odchodzi powoli ku plebanii, do sieni i znika w komorze.
Z boku, z prawej, od gościńca, spoza dworku, idzie Parobek ku plebanii; tejże chwili z wrót plebanii występuje Ksiądz, w rewerendzie czarnej, w berecie, z książką, zmierzając ku kościołowi; Parobek zastępuje mu drogę, Ksiądz na jego głos zwraca się ostro.
PAROBEK
Idę się pytać;
jak to naskładać tego drzewa,
co to kupione. –
KSIĄDZ
Pomówiewa
teraz co insze, – słuchaj no ty,
jak mi tu będziesz w noc się włóczył
do dziwek wsiowych, – precz wygonię!
Spłać Kaśce krzywdę!
PAROBEK
Ja ta o nię
nie stoję, proszę Wielebności.
KSIĄDZ
Skrzywdziłeś, napraw głupią winę.
PAROBEK
Ja winien, ona też jednako!
KSIĄDZ
Dla dziecka litość cię nie ruszy?
Twoja powinność, zgodzić jako.
PAROBEK
A dyć mi łeb dość suszy.
KSIĄDZ
Najlepiej zrobisz, jak ją pojmiesz.
PAROBEK
Za babę? –? To mię do krzty zmoże.
Nie mam ta tela grontów.
KSIĄDZ
Przemarnisz resztę, to ci gadać;
ona ma uskładane trochę.
PAROBEK
Ćmaje tak, chytra; mnie nie złapi.
Kiej mnie, jagem jest, prawie.
KSIĄDZ
W pogwar z przecherą się tu zadać –?!
Sprośniku, spomnij srogie Piekło;
widziałeś w kruchcie obraz Sądu;
duszę podajesz Diabłu!
PAROBEK
Po co sobakę próżno wołać,
tak niby nadaremno;
trza splunąć, by co nie urzekło!
KSIĄDZ
Bluźnierstwo ci się gruźli w ustach!
Uroki? – We łbie wciąż ciemno? –
– Chcesz ta czego?
PAROBEK
...bo bym składał
do sągów, co na wozach stoi.
KSIĄDZ
– Powiedzą ci tu w domu!
Krzywdziłby!?
Cię!? Kary Bożej się nie boi!
PAROBEK
Tego nie mówię. – Gospodyni
powiedzą, co z sągami??
KSIĄDZ
Patrz swego nosa! – Mnie ci wara,
bąkać z gospodyniami!
woła za odchodzącym
Hej, –!
Niech stoją! Potem się wywiezie.
PAROBEK
Gdzie?
KSIĄDZ
Gospodyni powie. –
patrząc za idącym
– Jak to lezie! – –
Spoza dworku z lewej wychodzi Dziewka; zbliża się do Księdza; całuje go w rękę; Ksiądz się zwraca ku niej.
DZIEWKA
Postójcie, proszę, krótkie słowo.
KSIĄDZ
Znów czego? –
DZIEWKA
Jużem i gotowo
dać ze swego na ornaty,
żeby się ino, –
KSIĄDZ
Trapisz wciągle;
raz powiedziałem, nie odstąpię.
DZIEWKA
A no kiej dziecku trza chrztu.
KSIĄDZ
Juści!
DZIEWKA
Niechta Jegomość z gniewu spuści.
KSIĄDZ
Tak mi być trzeba, dla pouki!
– Nieślubne! –
DZIEWKA
Cóż ta, takie fuki –?!
A inksze łażą dziecka ochrzczone,
Choć też nieślubne...
KSIĄDZ
Cicho!
DZIEWKA
Muszę!
Dościem już napłakała wprzódy.
KSIĄDZ
Samaś to napytała licho.
DZIEWKA
To dziecku chcę ozjaśnić duszę.
KSIĄDZ
No, no – toć mówię! –
DZIEWKA
Już się godzą?!
KSIĄDZ
Zwolę. –
DZIEWKA
Bóg zapłać!
KSIĄDZ
Ludzie płodzą,
jak ślepi, –
Grzechem jest wszelki pomazany,
pokąd duch Boży płodu nie skrzepi.
Dziewka odchodzi rozradowana; od ogrodzenia kościelnego zbliża się Dzwonnik; Ksiądz ostro nawołuje ku niemu.
KSIĄDZ
Cóżeście tak we dzwony bili!?
Po cóż to!?
DZWONNIK
O świtaniu?
KSIĄDZ
Nie kręć! Cóżeś tak przyczajony?!
Czyj wymysł?
DZWONNIK
– Wójt prosili.
KSIĄDZ
Cóż się wójtowi mieszać w dzwony?!
DZWONNIK
Wójt miał powody.
KSIĄDZ
A tyś był skory.
hałasowaniu. –
DZWONNIK
Zwoływać było trza gromadę
trwogą, tom dzwonił.
KSIĄDZ
Mówisz trwoga!?
DZWONNIK
Że z tej posuchy klęska sroga.
KSIĄDZ
No już nie będę wchodził w zwadę;
I cóż gromada?...
DZWONNIK
Podal się zbierze
u wrotek i tu stanie
przed księdza z prośbą.
KSIĄDZ
O nowe modły.
DZWONNIK
O modły, – może jeszcze o co...
KSIĄDZ
A cóż to wójt ode mnie stronił
wczora?
DZWONNIK
Bo wysełali zawczora nocą,
widzi Jegomość, do pustelni
po Jałmużnika, –
KSIĄDZ
Po co?!!
DZWONNIK
By przyszedł i Złe zamówił.
KSIĄDZ
Kto?! Ten czarownik! – Czary, gusła!!
Tu w moich oczach, u kościoła,
skąd płyną modły Świętej Wiary!
Bezecność! –
DZWONNIK
Pustelnik, człowiek święty.
KSIĄDZ
Guślarstwo zna i czyni.
DZWONNIK
Niechże Jegomość go nie wini,
człek, mówię, święty; pokutniczy
żywot hań w leśnej ma kaplicy;
ludziom poradził nieraz,
choć już zwątpili wszelkiej radzie.
KSIĄDZ
Więc po cóż przyjść ma teraz?
DZWONNIK
Że ta posucha trwa i morzy;
że Słońce ogniem piecze.
KSIĄDZ
Kościół się modli, – Gniew snać Boży,
na lud niesforny, lud niezbożny
śle swoje klątwy. –
DZWONNIK
Zara przyjdą;
a to rzec chciałem, niech ksiądz zwoli,
by się odbyło.
KSIĄDZ
Nie pozwolę!
Wara mi guseł, czarów wara,
u świętych wrót świątyni!
a ty, ja ciebie mam na oku,
że ty zadajesz się z babami,
co się tu włóczą i wróżą,
chłopstwu się głowy zawracają,
w pokusach serca durzą;
takaż jest wasza wiara!?
DZWONNIK
Widzi Jegomość, bo to wszystko,
co oni czynią, zamawiają,
to jest ta wiara stara.
KSIĄDZ
Pogaństwo, – Chryste! –
Zaniosę skargę do biskupa.
DZWONNIK
Ano nie wiem, co będzie,
widzi Jegomość, – jak biskup zjedzie...?
KSIĄDZ
Będzie, że klątwą wieś obłoży.
DZWONNIK
Wsiowym, jak wsiowym, bez biskupiej
mają już dosyć klątwy Bożej, –
no ale inkszym gorzej. –
Biskup się dowie...
KSIĄDZ
Ze co?
DZWONNIK
Przez skargi.
KSIĄDZ
Milcz!!
DZWONNIK
Ano prawda!
A widzę – sołtys swoich wiedzie.
Sołtys wchodzi, dając gromadzie znaki, by się zatrzymała za cmentarnym ogrodzeniem kościoła.
SOŁTYS
Jegomość może posłuchają –?
KSIĄDZ
A! Sołtys! – Sprawę do mnie mają?
SOŁTYS
Sprawę, jak sprawę.
KSIĄDZ
Siądźcie.
SOŁTYS
Postoję.
KSIĄDZ
Cóż macie? –
SOŁTYS
Niby zażalenie.
KSIĄDZ
Wywódźcież.
SOŁTYS
Że to po wsi chodzą
gadania, –
KSIĄDZ
Bajki!
SOŁTYS
W bajkach zrodzą
z owce czarnego kozła, te paplaki;
rzekę, że chłop się ladajaki
narowi złym przykładem. –
KSIĄDZ
Toście w urzędzie!?
SOŁTfS
Mówię, że to
na Święto Jańskie tera będzie
prawie że rok z okładem,
jak się tych dwoje gachów zżyło
tu na plebanje.
KSIĄDZ
– Wiem i surowo karcę.
SOŁTYS
No jeno
żąda gromada, by się zmieniło,
bo się nie zmienia, choć ksiądz gada.
KSIĄDZ
Z krnąbrnością kozłów trudna rada,
cóż począć; chwasty dzikie!
SOŁTYS
Chwast ten u waszych roście progów;
rwać by go trzeba tęgą ręką,
bo jest ta dość tych głogów.
KSIĄDZ
Mówicie o kim, – wy sołtysie?!
SOŁTYS
O Kubie i o Kaśce.
Że to u Kaśki dziecko niekscone,
a Kuba się nie żeni. –
Ludzie gadają...
KSIĄDZ
Wy znosicie!
SOŁTYS
Że sobie przykład od was wzieni.
KSIĄDZ
Ostre to, cierpkie, gromkie słowo.
SOŁTYS
Jak mi Bóg żyw, boleję,
że taką muszę gadać mową,
Bóg widzi, baczcie, źle się dzieje!
KSIĄDZ
Wara wam do mnie, wy gromada!
Za moje, Bóg osądzi.
SOŁTYS
Za cudze starszy odpowiada,
błądząc w dwójnasób błądzi.
KSIĄDZ
Wy mnie nie prawcie sądów leda,
nie wasze duszne sprawy. –
We swoje mięszać się nie damy!
SOŁTYS
Ano, Jegomość, to nam bieda,
że wasze lepiej znamy.
KSIĄDZ
Was o to zwołam, co się rwiecie
mnie sądzić proste chamy.
SOŁTYS
Jegomość zaś ta z naszych przecie,
to wstyd nam naszej plamy.
KSIĄDZ
Bóg was pokarze, bezlitośni.
SOŁTYS
Was słabość przedsię gubi;
toście na gębach ludzkich głośni,
we wsi was nikt... nie lubi!
Ano po ludziach wciąż swarzycie,
nakazujecie ostro, – a któż was słucha?
KSIĄDZ
Słuchacie skwapniej złego ducha;
zły duch wam mąci dusze.
SOŁTYS
Wspomnij Jegomość, – ta Posucha,
co od dni tela suszy pola,
to co? – –
KSIĄDZ
Wam klątwa! –
SOŁTYS
Przez Was!
KSIĄDZ
Boże!! –
Serce łamiecie mi we skrusze.
Odprawiam modły, Bóg odmieni. –
SOŁTYS
Bóg zmieni, kiedy Wola.
Oddalcie, coście ziemskie wzieni
na się! – Wyżeńcie het na pola!!
Wchodzi Pustelnik w habicie zgrzebnym zakonu św. Franciszka, przepasany sznurem z pętlicami; starzec zgarbiony wpół, wsparty na kiju, głowa obnażona, łysa zupełnie; oczy zapadłe i jakby niewidzące. – Za Pustelnikiem idzie tłumnie gromada wsiowa, starsi, gospodarze, zagrodnicy.
PUSTELNIK
Szczęść wam gromado, wam Sołtysie...
KSIĄDZ
Wy skąd do mego dwora –?!
PUSTELNIK
Z daleka, z dala, widzi mi się
z tamtego świata, kaj się dusza,
jakoby gwiazda ta zapala.
KSIĄDZ
Znajcież, że kościół nie pozwala
na te praktyki, co czynicie.
PUSTELNIK
Biada, pasterzu, że winicie,
błędem piętnując, co w wiek z wieka
tajemną trwogą czci i szanuje
pamięć człowieka.
KSIĄDZ
Jedna jest tylko Cześć i Trwoga;
Cześć dla Kościoła, Bojaźń Boga.
PUSTELNIK
Bóg więc tę trwogę śle tajemną
i występnemu to przestroga,
choć jest mu trudno tę sieć ciemną
rozedrzeć, Prawdzie zajrzeć w oczy
i wyznać winę. –
KSIĄDZ
Co mówicie?
PUSTELNIK
Mówię, że znam tych klęsk przyczynę,
co wasze role niszczy spieką;
mówię, że Piorun niedaleko! –
KSIĄDZ
Wy chcecie, widzę, igrać ze mną
tajemnicami?! –
PUSTELNIK
Mówię, że trwogę znasz tajemną
ty sam, co igrasz z ludem
słowami!
KSIĄDZ
Ksiąg Bożych, gadam Słowo Boże,
co są w me ręce powierzone,
siedmioma zwarte pieczęciami.
PUSTELNIK
Pieczęć tajemnic tych ozdarta;
nad Twoją dolą zawieszona
wyroków Bożych karta.
KSIĄDZ
Śmiesz mówić, jakoż dowieść zdołasz?!
Próżne przechwałki, próżno wołasz;
lituję twojej głowy, Stary.
PUSTELNIK
Biadaj nad sobą, nie nade mną,
złamałeś ślub na pokus Czarta;
dziś jeszcze zaznasz kary.
KSIĄDZ
Włóczęgów groźby się nie boję.
PUSTELNIK
Toć jeno dla cię tutaj stoję.
KSIĄDZ
Nie ja wzywałem, lecz gromada,
pustelnych dziadów słuchać rada.
PUSTELNIK
To, żem tu przyszedł, całą radą;
nic więcej, – jeno prędką zwadą,
nie dałeś wyrzec...
KSIĄDZ
Cóż to chcesz prawić, – niby wróżbita –
mówić – kazanie?!
PUSTELNIK
Nie naglej, powiem, zadrżysz na nie,
bo są w tych klęskach prawdy skryte,
których, gdy sięgnąć na więcierze,
winny, gdy słucha, sam się zdradzi.
KSIĄDZ
Któż winny, –? Kędyż to prowadzi?
Przyszedłeś klątwę wywieść, skąd idzie?
Posucha skąd upalna? –
Klęska nam oto jest widzialna; –
choć się przechwalasz znać przyczyny,
nie mówisz jasno.
PUSTELNIK
Wielkie snać muszą być te winy,
po które Boża ręka sięga; –
daleko szukać tu nie trzeba,
są jawne! – Przed oczami Wam!
KSIĄDZ
Oddech zapiera jakaś tęga,
co się mi jęła tchu,
...kto jest ten winny! –?
PUSTELNIK
Kto? – Ty sam!!
– Trza, by pod nieba błękit parny
dym wzbił się w słup ofiarny,
– by żywioł Ognia z Ziemi lęgły,
z niebieskim żarem stał się sprzęgły,
– ażby strop, Słońcem przepalony,
kir dymnych chmur przesłonił czarny.
– Sprząc czarnorogich wołów czworo,
tymi dwie sągi ciężkich kłód
trza na dalekie wywieść pole
ugorne, puste,
skąd by nie widać wsiowych chat.
KSIĄDZ
Zamilcz przeklęty!
PUSTELNIK
Tyś przeklęty!
Co klątwy piętno masz na czole!
KSIĄDZ
Jakie?! –?
PUSTELNIK
Lęk.
KSIĄDZ
Zamilcz, – grozo! –
Modły Bożego wskrzeszą ducha.
PUSTELNIK
Już modłów twoich Bóg nie słucha!
KSIĄDZ
Niebiosa jasne przejmie Skrucha.
PUSTELNIK
Patrz, niebios dla cię litość głucha.
Zagłada grozi i Posucha!
Wychodzi, chłopi mu się rozstępują; idzie w stronę kościoła.
KSIĄDZ
Serce łamiecie mi we skrusze,
w oczach się moja Waga chyli
i Szczęście w oczach mieni...
CHÓR
Oddalcie, coście ziemskie wzieni
na się, – wyżeńcie het na pola!!
KSIĄDZ
Mnie klątwa! – Dolaż! – Dola! Dola! –
CHÓR
I.
Rola schnie się,
gleba pęka,
Kłos bujny mdleje, –
Bożych Sądów
groźna ręka;
Serce truchleje.
II.
Promień pali,
gorejący,
Słońce szaleje, –
Bożych Sądów
Znak karzący
Ogniami zieje! –
III.
Straszny Sędzio,
spuść srogości,
Ziści nadzieję. –
Jakoś dawał w obfitości,
dziś mej Skrusze zwól Litości,
grzeszny boleję. –
KSIĄDZ
Oczyść mą duszę, Święty Boże,
ku Tobie serce wznoszę;
prawie Twa Siła Zło przemoże,
ulitowania proszę.
Wszedłem w człowieczych błędów koło,
we zmazach żyłem długo,
w skrusze ku Tobie wznoszę czoło,
wyznaj mię swoim sługą.
Krew mnie poniosła w sprośnej chuci
ku związkom, co mię więżą,
żem jest, jak owi więźnie skuci,
którym miał tobie być pawężą.
Wejrzyj o Panie! w serca skrytość;
wypleni z serca gady.
O litość w skrusze łkam, o litość...
Coś Piotrowego zabył zaprzania
a Judaszowej zdrady,
schyl pobłażania, zwól zlitowania!
Ostatnie słowa mówi klęcząc; – – wstaje, pochylił głowę i odchodzi w stronę kościoła.
CHÓR
Wielkie znać muszą być te winy,
po które Boża sięga ręka.
Daremno błaga i uklęka,
już modły próżne, Bóg nie słucha,
Niebiosów litość dla nas głucha.
Zagłada grozi i Posucha;
.......
Co radzić, co uczynić? –
SOŁTYS
Spełnić, co kazał człowiek z lasu.
CHÓR
Ksiądz będzie swarzyć i nas winić.
SOŁTYS
Trza chyżo, póki tego czasu
ksiądz jest w kościele,
wypełnić wszystko sporo.
CHÓR
Sprząc czarnorogich wołów czworo;
tymi, dwie sągi ciężkich kłód
het na dalekie wywieść pole,
ugorne, puste,
skąd by nie dojrzeć wsiowych chat.
SOŁTYS
Wiem, jakie pole podle drogi,
ugorny ścierz,
zachwaszczon mątwą wielu lat:
księdzowe pole.
CHÓR
Tak, – tam; zarasta dziko kierz;
od lat się wielu nie zorywa.
SOŁTYS
Trza pobrać kłody i łuczywa,
powiązać powrósłami,
wszelijakiego zładzić paliwa.
CHÓR
Ksiądz nie da użyć swego pola.
SOŁTYS
Trza zrobić, jako inksza Wola;
raźno skojarzyć dwa zaprzęgi;
każdy ze swego pniaków parę,
aże się sąg dwie złoży;
trza poszanować Wiary stare;
księdza co słuchać nie ma.
CHÓR
Każdy ze swego pniaków parę,
aże się sąg dwie złoży;
trza poszanować Wiary stare;
nad księdzem, widno, palec Boży.
MŁODA
Wyszła ze sieni i staje we wrotach i poły je rozchyliwszy, słucha od chwili.
CHÓR
Trza zrobić, jako inksza Wola:
skojarzyć dwa zaprzęgi,
dwie sąg zwieść do hańtego pola,
na ugor.
SOŁTYS
Przykazom koniec, – ktoś ta słucha.
MŁODA
A dyć prawicie głośno.
SOŁTYS
Ty, co się hańbą plamisz sprośną,
dziewko, zmilkłabyś raczy.
MŁODA
Zaś znowu Sołtys mnie się haczą,
bo wam nie w porę, żem zmiarcyła,
co się tu znaczy.
SOŁTYS
Znaczy się, że wam Biada; –
znaczy się, że ci nakazuję
przemilczeć, coś słyszała;
bo trza, by się ofiara stała
na hańtem polu, co księdzowe.
MŁODA
A ino, zaś bym ta słuchała.
Jeśliście mędrek, niech wam starczy;
ja powiem.
SOŁTYS
My zrobimy swoje:
ty harna, harno nosisz głowę; –
jak się wlec będziesz z żebraniną,
bo cię wyżeną stąd, –
to popamiętasz głupstwo twoje,
grzech a błąd.
MŁODA
Łatwo nad cudzą zdziwiać winą,
skorzyście, patrzcie ino.
byście nie stali się przyczyną
ludzkiego nieszczęścia!
SOŁTYS
Czas, żebyś sobie rozum wzięła
i poszła precz we światy!
MŁODA
Pójdę precz – kiej będzie potrzeba;
a wy się to spytacie gdzie –?
To nie wasza rzecz. – –
Może przy drodze szukać chleba!
Możem ta trochę już pojęła
co z tego gadania,
jenom się tak tęgo zawzięła
do ostatniego bronić
i wszystkie wypominania
wszystką siłą precz gonić;
wyście mi dziś już drugie swaty
Sołtysie, – jakaż to konieczność?
SOŁTYS
Z tobą co gadać; wstyd, kto się para;
nie pytaj nad kim Boża kara
Spełnienie klątwy niedaleko.
MŁODA
Klątwa –??
SOŁTYS
Co nasze role niszczy spieką,
że nasze zboża w żarach giną.
MŁODA
I któż być ma tych klęsk przyczyną?
CHÓR
Ten, czyje modły próżno płyną
hen w niebo Słońcem palące?! –
MŁODA
Już modły próżne? Bóg nie słucha?
Ten, czyje modły próżno płyną
hen w niebo Słońcem palące?! –
CHÓR
Niebiosów litość oto głucha.
Zagłada grozi i Posucha! –
Ofiary trza, ofiary!!
Gromada za Sołtysem oddala się; – gdy się rozeszli, widać pod plebanią stojącego Dzwonnika, który patrzy za Młodą i również zabiera się do odejścia.
MŁODA
Odeszli, – słuchajcie no stary – – –
Oddech zapiera jakaś tęga,
co mi się jęła tchu – –
Ofiara jaka? –
DZWONNIK
Stos na ugorze
trza spalić.
MŁODA
Cóż bez to –? –?
DZWONNIK
Role od suszy, zboża od żaru
ocalić.
MŁODA
Żar piecze, bo tak widno musi
i zejdzie, gdy Bóg zejmie.
DZWONNIK
Żar Boska ręka sama pali,
spiekota jest od Boga.
MŁODA
Wiem, – jeno bez cóż kara sroga?
DZWONNIK
Bez grzech.
MŁODA
Czyj –?!
DZWONNIK
Księdza!
MŁODA
Grzech mój i moja nędza! – –
Więc oni, – chcą, co?
DZWONNIK
Stos ułożyć i spalić w ugorze.
MŁODA
A to, – myślicie, – pomoże?
Zaśby?
DZWONNIK
Że się drzewo spali?
MŁODA
No juści. – Przecież cóż ofiara
z samego drzewa?
DZWONNIK
Tym słowem żąda Wiara stara.
MŁODA
To czemuż ksiądz nie zwala?
Cóż, że się drzewo spala –? Co?? –
DZWONNIK
Też myślę; – wy pomóżcie
nam, – dopełnić, co potrzeba,
to złe was minie może.
MŁODA
To mnie to Złe? –
DZWONNIK
Mówią tak.
MŁODA
Jeźli się spełnić ma ofiara,
jeźli Bóg śle te kary,
gdy stosu żąda dawna Wiara,
a wy mnie zwiecie klęsk przyczyną,
Żem śmiertelnego grzechu winą
skalana.
to może – ze mnie – trza – ofiary – –?
Dzwonnik odchodzi; z boku krząta się Parobek, który czeka tylko, by Dzwonnik się oddalił, żeby się do Młodej zbliżyć.
MŁODA
Słuchaj no Kuba, mnie się patrzy
wiedzieć, co Sołtys ustanowią.
PAROBEK
A bo i o was też bąkają
nie jedno,
jedno nie wiecie z czego.
MŁODA
Wiem, co wiem lepiej sama, –
co ta gadanie; – jest co insze,
co wiem. –
PAROBEK
Że Kaśka, co swarzyła na mnie
przed księdzem, względem tego chrztu,
wygębowała...
MŁODA
Może! Słusznie ci się dostało.
PAROBEK
A nie mnie, ino wam: wrzescała,
że wasze dziecka, mówi, chrzczone
łażą, a jej się poniewiera
i pomstowała przed nim na wasze.
MŁODA
Na moje? – Pomsty!? –! Ta psiawiara!
PAROBEK
I podjudzała, co niemiara.
MŁODA
I trzymam taką?!
PAROBEK
Byle czego:
z złego języka, tyle złego. –
Parobek się usuwa, postrzegłszy Dziewkę, przeciw której gwałtownie zwraca się Młoda.
MŁODA
To ty mi będziesz tu przed pany
wypominała?! Ty ladaco!
Że moje dzieci się chowają?!
DZIEWKA
Wszędyścic zawdy do podsłuchu.
MŁODA
Ty ladacznico, ty paduchu,
to tak za strawę płacą?
DZIEWKA
Dyciem nie darmo, jeno z pracą.
MŁODA
Ty mi od moich dziecek waruj.
DZIEWKA
Moje mnie pirwsze, gdy je bronie.
MŁODA
Zbierz tobół, pójdziesz precz, wygonię!
DZIEWKA
Dyć się spamiętajcie,
gosposiu, – głupie słowo daruj.
MŁODA
Kroiło ci się dawno, – suko!
DZIEWKA
Jeno nad ludźmi nie zdziwiajcie,
a wyście co!?
MŁODA
bijąc ją
Naściże włóko.
DZIEWKA
O Jezu! –
upada na ziemię
MŁODA
Zbieraj się precz, – nuże!
ażbyś gdzie zczesła.
DZIEWKA
Bóg jest w górze!
co moją krzywdę zapamięta.
MŁODA
Samaś se krzywdów nawarzyła,
czas, byś na własnej czuła skórze!
DZIEWKA
podnosząc się
Bądź ty i twoje dziecka przeklęta!
Żeś moję Dolę pomarniła.
MŁODA
Podła!... Co rzekła. – Matko Święta!
Gdy Dziewka wybiegła, Młoda stoi chwilę znieruchomiona, później idzie naprzód ścieżką do wrotek ogródka, które otwiera i cofa się, milcząca, bo równocześnie otwiera też same wrotka Stara [Matka], wpół zgięta kobieta, o kiju idąca. – w narzuconej na oczy czarnej chuście. – Stara idzie, kijem o płotek trąca, wchodzi w ogródek; a Młoda się przed nią cofa.
MATKA
Teć to domostwo, ta zagroda.
MŁODA
Szukacie kogo? – Wypoczniecie –? –
MATKA
Tyleż tu grzędów, rosły kwiecie!
Cóż znikcemniały do ostatka?
MŁODA
Suchość dobytek nam marnuje.
MATKA
Toście wy może stąd, wy młoda!?
MŁODA
Ano stąd, – skądże wy zaś, matka?
MATKA
Dobrzeście rzekła, dziewko gładka;
gospodarz, co tu dworuje,
jest syn mój. –
MŁODA
Pleban!?
MATKA
Piąte lato
syna nie widzę; czasów siła; –
pisał list, więc zjechałam na to.
MŁODA
Wyście to matka, – wy – –
MATKA
Ano z prosta
się noszę, bo pracuję w roli.
A wy tu dawno –?
MŁODA
...serce bije.
MATKA
Takaście ładna, godna, miła,
– czyście zamężna? –
MŁODA
Już przyszła. –
MATKA
Mówcież!...
MŁODA
...serce boli.
Młoda wybiega, kryjąc się w sieni, zaniepokojona, wylękła.
Od strony kościoła idzie Parobek i ku Starej [Matce] się zbliża.
PAROBEK
Jegomość zaroz przyjdą.
MATKA
Dano
już znać...?
PAROBEK
Bo sie kończyła Suma...
MATKA
Powiedziano
synowi, księdzu, Jegomości,
że matka?
PAROBEK
Że zjechała w gości! –
Wyście gosposiu z naszych, prości –?
MATKA
A juści, awo syn mnie duma!
PAROBEK