3,49 €
Monolog wierszowany ukazuje konflikt między Bolesławem Śmiałym a biskupem Stanisławem, zabitym przez króla. Autor przedstawił konflikt z perspektywy Bolesława, ukazał przy tym liczne szczegóły z historii Polski. Wyspiański stosuje całą gamę aluzji i nawiązań, przeplata fakty własnymi sądami. W jego interpretacji konflikt został potraktowany symbolicznie, jako wciąż aktualny problem pomiędzy państwem a Kościołem.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Stanisław Wyspiański
Bolesław Śmiały
Warszawa 2020
I
Siedziałem – gdy to okropne zjawisko,
przed którem wszyscy przysłonili oczy,
wchodziło, – biskup, – ludu zbiegowisko; –
ciżba wylękła ich ku drzwiom się tłoczy, –
ja patrzę, – bo już miałem to przezwisko
Śmiały, – gdy cała ta procesya kroczy...
lecz pocóż niosą chorągiew Anioła...
jakby na walkę Piekła i Kościoła...
II
Pochylały się chorągwie z łomotem
u wrót, nim wstały na izbie przedemną
a chyląc się, mierzały we mnie grotem
krzyżów, – iż trwogę uczułem tajemną,
gdy się Archanioł rozwijał ze złotem,
w perłach, z tą twarzą malowaną ciemno,
a skrzydła w pąsach i mieczysko kręte,
weń łyskawice gromowe zaklęte.
III
I zaciemniała się zwolna komora;
wnosiły mrok i noc te chusty boże,
po siwych ścianach pobielanych dwora
szły cienie jakichś postaci potworze;
lud na kolana rzuciła pokora,
a w tym ponurym pomroków wieczorze
zorze świec twarze roświecały mnisze, –
nad niemi dymne smugi śpiew kołysze.
IV
Nikt nieśmiał oczu podnieść, wszyscy w lęku,
i ten korowód mnichów, co przyklęka
z zapalonemi gromnicami w ręku
i dzwony, śpiewem głuszone bez dźwięku
i lud, któremu z żalu serce pęka;
a wszyscy klątwie rzekli: niech się stanie
i potępiali moje królowanie.
V
Byłbym się zarwał i rozniósł na mieczach
świece, ornaty, chorągwie, kropidła
i rzeź bym sprawił im na martwych rzeczach
bez ducha, gdy mam duchem silne skrzydła,
że nie na jeden dzień mam państwo w pieczach, –
już ta z biskupem kłótnia mi obrzydła...
– gdym się w tył żachnął i zawadził słupa,
korona moja spadła przed biskupa.
VI
Oni to mieli za znak, czy za czary
i grozą zdjęci klękli przed widziadłem
i że początek już znaczy się kary,
że, w tej koronie spadłej, ja upadłem,
że dla mnie z grobów wychodziły mary,
przed których trupim widokiem pobladłem, –
tak w ich przesądnych oczach coś się stało,
co potępiło mnie i druzgotało.
VII
A oni, – jakby w obłędzie, skazańce,
za biskupiej ręki skinieniem,
bo drżeli, jak wojenne liche brańce,
śpiewy żałosnem mieszając jęczeniem,
ciskali o podłogi ziem kagańce
i przerażenie sami tem zdarzeniem,
obłędne mieli oczy, dech zaparty, –
– Biskupie! – więc to Boży Sąd otwarty!?