1,49 €
„Achilleis” to oparty na motywach Iliady dramat Stanisława Wyspiańskiego, powstały w 1903 roku.
Fabuła koncentruje się wokół oblężenia i upadku Troi, konstrukcja jest luźna, oparta na szybkiej zmianie planów i ostro kontrastujących pod względem nastroju scen. Utwór stanowi wyraz kontynuacji młodzieńczych zainteresowań Wyspiańskiego starożytnością.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Wydawnictwo Avia Artis
2018
Rycerze miecza i mężowie czynu,
wy, których ludów rzesza mnoga słucha,
którzy chadzacie w gałęziach wawrzynu,
chcę w was obudzić myśl i potrząść ducha.
Lud nasz, nad którym wództwo jest nam dane,
zarazą mrze, pokotem u nóg wam się wali;
rażą go Apollina groty weń ciskane;
umyśliłem, że lud ten ofiara ocali.
Przed Bogiem się oczyścim skruchą w naszej winie
i ofiarę oddamy — Bóg wstrzyma się w czynie.
Jeden z nas winien hańby, za którą Bóg karze:
oto porwano córę temu, co ołtarze
pieści Apollinowe...
Zamilcz — ty zuchwały.
Wiem już, co chcesz powiedzieć.
To i cóż drżysz wdały?
Czas, żebyś oddał dziewkę.
A twoją zabiorę;
A ciebie tym rozkazem raz przygnę w pokorę!
Nie o sobie ja rzekłem, bo z krzywdą niczyją
bawię się dziewką moją, której sam dobyłem,
gdy cały ród królewski jej trupem zwaliłem.
Nie wydarłem jej Bogu, lecz mnie Bóg ją nadał,
żebym do woli miał.
Tożeś wygadał,
Za długo ty się bawisz w miłośnym bezwstydzie,
ulegając kobiecie; — gdy oręż twój władny,
dla którego cię cenim, rdzewieje próżniaczo.
Nie mów tak — bo mój oręż dziś rano bieliłem,
o ostry porając go krzemień.
A nie przymawiaj mi — gdy wiesz, co słowa znaczą,
bo zejmę z ramion mych rzemień
i poznasz, gdy kobiety w twym domu zapłaczą,
ktom jest i jaki Bóg mnie broni,
gdy cios wymierzę przykładny.
Widzę, że się spieracie i upust dajecie
złości, złej przewodniczce mędrców i młodzieży.
Przyznaję ci, Atrydo — żeś dojrzały w lecie
i nie chcesz wołać próżno. Przyznaję, Pelido,
że chcesz dobra — lecz Bogom zostawcie działanie.
Gdzie wy macie jakiekolwiek pojęcie,
jak trzeba gadać, gdy się co chce zrobić?
Nie dość jest kogo ukarać lub obić,
trza umieć słowem powolnie i święcie
przekonywać i działać ot językiem raczej.
Za moich czasów inni byli ludzie.
Otóż ci inni ludzie gadali inaczej.
Przedewszystkiem umieli gadać, co jest sztuką.
Byli w swej mowie powolni, wytrwali,
wy zaś jesteście tacy, co się tłuką,
i pięścią chcecie wodzić rej. — Pamiętam jeszcze...
Zaraz przypomnę sobie — co mówiłem
lat temu sporo i jak mnie słuchano
dla mej wymowy, słów potoczystości;
bo miałem zdolność mówienia ogromną
i myśl rozważną, spokojną, przytomną.
Zaraz przypomnę sobie — jak to było,
gdy dwóch za moich czasów się kłóciło.
Jakżeż się zwali? Mniejsza o imiona;
ja należałem wtedy do ich grona.
Byli wielcy i tacy dziś w powieści gminu
żyją po latach mnogich. Posłuchajcie dalej,
zaraz wam powiem, jak ci mnie słuchali,
rozmową krzepiąc myśl w przededniu czynu.
Nie tacy byli, jak wy — inni wcale.
Ody Pejritoos na swojem wesolu
pałą mordował swoich weselników;
syna gdy Tezeus zabijał;
gdy żywa pamięć zbrodni Pelopidów
klątwą ciąży — gdzież ty ucztowniku
bywałeś wtedy. Myśmy nieodrodni
i za kpów mamy, stary przyjacielu,
tych, co szukają duszy na języku.
Gdy ze mnie pożar bije, ten językiem miele,
tak pies kręci się w kółko, gdy barłóg swój ściele.
usiada
W namiocie moim człowiek padły leży,
porażon słońcem dzisiaj. Wczoraj dwoje legło:
mąż jeden, co przy koniach był, i z niewiast jedna.
A wiem, że w nocy wywleczono trupy
z waszych namiotów Atrydzi kryjomie,
a wy ani pojrzycie, kto jest czerń ta biedna.
Złote robactwo obsiadło im lice,
krew ssając czarną, co z nozdrzy im ciekła.
Jeźli nie lunie deszcz, to te złotnice,
Apollinowe wysłanniki piekła,
pocałunkami darząc nas strasznymi,
zarazę wszczepią w krew, że sczeźniem z nimi.
Wiem, że ty sądzisz, że Bóg sobie zbierze
sam tyle ofiar w ludziach, ile zechce,
Lecz ja to mówię — ja, co w Boga wierzę,
żem mocen wstrzymać tę karzącą rękę,
że tej Apollinowej kaźni znosić nie chcę!
I że w imieniu ludu, postawion nad ludy,
wzywam Boga, by wyrzekł, czego po nas czeka;
by nas wszystkich nie karał w srogości bez miary
za przewinę jednego człowieka.
wskazuje Agamemnona
Rzeknę to tedy, którym milczał poty,
że prawie bluźnisz twem słowem młokosie.
Choć kto zawinił, niezmienne są loty
słonecznych grotów, które Bóg ten ciska.
Wy słów się strzeżcie. Niech się nikt nie zbliża
zbytnio ku światłu. We wysokie drzewa
biją nejszybsze groty, co powalą.
Nie wyrastaj ty słowem, Pelido — bo zginiesz.
Od miecza jeno ci słynąć.
A gdy się z sławą mieczową rozminiesz,
z niczem ci przyjdzie odpłynąć.
Wspomniałeś — może mi przyjdzie się zbierać.
Nie rzekłem jeszcze wszystkiego, co taję,
ku czemu serce bije.
Kiedym się zbierał tu lecieć pod Troję,
mój ojciec cudną darował mi zbroję;
tę matka bogini przyniosła mu w darze,
sam Hefaist ją kował w podziemnej pieczarze,
tę, co dziś pierś mą kryje.
Rzekł ojciec, mój synu — rzekł mi, dziecię moje,
to jest dar Bogów, w tej zbroi jest siła:
Gdy zechcesz zło czynić, nie będzie walczyła.
W tej zbroi nie wolno zawinić.
Idź w bój ten, gdzie męże
skrzyżują oręże,
gdzie męże miotają oszczepy —
lecz strzeż się człowieka,
co wyrósł nad inne,
którego jest serce prawością niewinne
i Boża nad którym opieka.
Na Zewsa, Atrydzi, czy wiecie, gdzie zmierza?
Wszak mało zgaduję, co mówi.
Być może z Iljonem już szukał przymierza
i złamał przysięgę królowi.
Przysięgim nie złamał,
lecz nie czas, bym kłamał,
gdym nadział świętą zbroję.
Nie zadrżę przed wami,
mocnymi królami,
lecz Bogów słonecznych się boję.
Dziś walkę tę rzucę — zabiorę okręty,
z którymi tu płynąłem.
Was samych ostawię na bój ten przeklęty.
Ze śmiałem stawam lu czołem.
I ojcu, gdy wrócę,
do koan się rzucę
i rzekę, całując skraj szaty:
Znalazłem człowieka.
Dalekom go szukał
i mnogie przebiegiem dlań światy.
Słuchajcie królowie, jak on nas oszukał:
Z Hektorem oto jest w zmowie!
Nie, ja nie będą wam walczył z Hektorem.
Ja zrozumiałem już dziś w sercu mojem,
gdy nadarzyła się chwila z tym sporem
z tobą, Atrydo — że wy, jako sępi,
tuście zlecieli, gdzie mąż ten nad męże
nad grodowisko ojców wzniósł oręże,
by bronić chaty i żony, i dziecka;
że go tam w sieci dzierży garść zdradziecka
głupców, bezczelnych zbójów z Parysem na czele,
których on jeden przerósł duchem wiele,
i ta jego istota, dusza, co nim rządzi,
mnie go każe szanować — i niech Zews mnie sądzi.
Wy się żrecie, jak sępy o padła kawalce,
nie myśląc cale o tem, z kim stajecie w walce?
Oszukujecie lud własny i chłopów,
że klątwa cięży na ojczystej ziemi;
że gwiazda jasna w morze wam uciekła,
tuście ją gonić przybiegli mocarni;
nienasycone łupem pełniąc wory
dla was samych, nie dbając o lud, co gruz orze.
Gdy was poznaję, nikczemni i marni,
że klątwa wasza wlecze się za niemi,
imieniem czego żądacie pokory?
do odchodzącego Achillesa
Co postanawiasz?
Już postanowiłem,
bo tu nie z prośbą, z nakazem przybyłem.
Ja dziewki nie dam.
A ja nie dam mojej.
Pewna, że kłótnią nie weźmiecie Trojej.
Mądry Odyssie, nad twą mądrość wzrosłem;
nie chcesz uznać, że słusznym gniewem się uniosłem.
Synu Peleusa, lubię kiedyś ty rumiany
gniewem, bo to zapowiedź, że krew w tobie pali,
że skoro się do lotów zerwie, Iljon zwali
Pomnisz, jakom cię przywiódł i wśród dziewek poznał,
gdyś ty za miecz uchwycił — ot jako tej chwili,
gdy się rwiesz ku Atrydzie —
Więc Odys się sili
miłemi słowy ugłaskać Pelidę,
Więc ja niejako jestem winien?
Myślę.
Poczekajcież, więc zaraz pachołków dwu wyślę,
niech przywiodą kochankę moją tu na radę
i zobaczycie, czyli ja jej przymus kładę,
żebym ją dla się miał...
wchodzi
w godowym stroju Apollinowego kapłana
milknie
do Chryzesa
Lepiej byś starcze uczynił, byś ostał
z dala i nie przychodził do władców tej pory.
Nie przychodzę ich błagać, karać jestem skory.
Bóg jest ze mną. — Ten wicher, co się rwie upalny,
żenie tu nas pomór i piasek gna skalny.
Ludziska wasze mrą — i wy pomrzecie,
gdy mnie w bezwstydzie dziecko marnujecie.
Możesz ją sobie zabrać.
Nie drwij ze mnie, królu,
i bodajbyś nie zaznał nigdy tego bólu,
który ja ojciec znam.
Więc poznaj radość.
Możesz odebrać córkę, już miałem jej zadość.
wchodzi
wprowadzona przez zbrojnych
bezradna
Ojcze — ...
do Agamemnona
Panie mój — królu,...
Głupia, obłąkana.
Opętana miłością — przylgnęła do męża.
Nie pójdzie z tobą stary. Więc rzuć Apollina
i przyjm te kubły złota odeń, jako dary
za chowaną dziewczynę.
Wam nic jej sromota?!
Nie widzę tu sromoty ni żadnej bezcześci,
gdy ją najpierwszą z dziewic mąż najpierwszy pieści.
I cale być nie miała na to przeznaczona,
jak inne, by kolejno iść w innych ramiona.
Jest kochanicą króla nad mnogimi ludy
i sądzę, że przesadne twe żale a trudy
i zachód niepotrzebny. Co więcej tem zyskasz,
że się rzucasz na mężów mocniejszych od ciebie,
że się klniesz Apollinem?
Pomór was pogrzebie!!
do ofiarnika
Ty, coś fałszerzem świętych praw i świętej woli;
ty, co wiesz, że jedynym sędzią przeznaczenie,
śmiesz urągać łzom moim i krzywdzie, co boli?
Przekupny — możesz złoto zagarnąć, co dają.
Ja nie zabiorę nic. Tu dar przyniosłem.
do córki
Ze mną chodź —
do ojca
Tu zostanę — gdzie chcesz mnie wieść?
do Agamemnona
Panie.
On tak oczyma rzuca — straszno patrzy ku mnie,
— a ty milczysz — i jeno uśmiechasz się do mnie.
Czemże byłam dla ciebie — — ? A więc ty się lękasz,
ty się lękasz mnie przyjąć na powrót do łoża?
Kędyż pójdę? — — Mnie ojciec zabije...
chwyta ją za rękę
Dłoń Boża.
Zrozumiałem. Wy drwicie ze mnie i z dziewczyny.
Hańba człowieka, to są wasze czyny.
Chcecie, bym u nóg waszych jak pies leżał podły
i wył, skomlał o litość — a wy moje modły
jako czczy dym zgonicie przed Apolla tronem,
sutą go łbów stu pastwą darząc — i mym zgonem.
Jestem Jego kapłanem — ludziom pośredniczę,
człowiecze jeno ciało kryje mego ducha,
aż oto dziś się zrywa Boża zawierucha
i inne mam przyjąć oblicze.
Niechaj was spali żar i ogień z nieba.
Niechaj was zawiść żre i miecz niech was wytępi,
którzyście przyszli tu rycerze-sępi —
za moje dziecko.
ofiarnym nożem zabija córkę
Ach —
Nóż Apollina!!
dobywają mieczów
Przekleństwo mieczom tym! Bóg was przeklina!!
grom bije
upadają na kolana
wznosi ręce
Chciałeś tej krwi — oddałem ją Tobie, Mocarzu.
Śpiewasz tam na tych stropach wysokich pod niebem.
Wtóruj mi gromem, gdy idę z pogrzebem;
rzuciłeś ich na kolana.
Hańba już zmyta i dziewka skalana
ofiarnym nożem zabita.
dźwiga trupa
Pójdź moje dziecię, biorę cię na ręce
i pójdę — precz odpłynę — na głębie morskie — idę w męce...
zastępują mu drogę
Puszczajcie mnie!
podnoszą się z miejsc, jak klęczeli
Dajcie mi łódź czerwoną, strojno
i lud niech stanie przy mnie zbrojno
i córę niech poniosą...
klęcząc
Dajcie mu łódź i zbrojny lud
niech wniesie w łódź dziewczyny ciało
i z ojcem niech odpłyną.
Cud!
Patrzajcie, co się stało!
Niebo chmurami się zakryło.
Zciemniało.
gromy
do Agamemnona
A jeśli miłość znała z tobą,
nie kryj jej pod zawojem. —
Nie żałuj jej, wydzierco praw.
Jej żal jest prawem mojem.
odchodzi
za nim zmierzają wszyscy, wśród nich Achilles.
Tegoż ostatniego spostrzega Agamemnon i z klęczek wstaje
do swoich wskazując Achillesa
Nie dopuść Bóg,
by mnie śmiał lżyć
i mnie przekleństwo nieść.
Przez cały obóz niech dmie róg
i wieści moją wieść:
Pelidzie każę dziewką wziąć
i oddać w łoże mnie.
Niech wie, gdy Bogiem śmiał mnie kląć,
czyja go ręka gnie.
Hej, nie straciłem jeszcze nic
z mej władzy i przemocy.
Klnę się na Olymp i na Stygs,
że pojmę ją tej nocy.
którego podtrzymuje dwóch młodzieńców
Prowadźcie mnie. — Pójdziemy się przyjrzeć ofiarom.
Wiek mój jest już zgrzybiały i postać mam starą.
Choć człowiek z wiekiem zyska jakie doświadczenie,
zawsze przecie swą młodość w najpierwszej ma cenie.
Częściej-em gadał z młodu — mniej na starość gadam;
przysłuchuję się innym i rad w kącie siadam.
Choć jakie doświadczenie człowiek w starość zyska,
przedsię piękna ta młodość, co przebój się ciska.
Prowadźcie mnie, wam młodym ten zaszczyt przypada.
Nikt tak płynnie jak Nestor o wszystkim nie gada.
odchodzi za tamtymi
zbliża się teraz ku Agamemnonowi
Słowo rzec chciałem, nakłoń ucha.
Mów, chociaż patrzą, nikt nie słucha.
Niech to, co stanie się tej nocy
a o czem jeszcze nie wiem wiele,
lecz wiem, że w mej się rodzi głowie,
niech to nie zadziwi ciebie.
W dziwnych zagadek błądzisz mowie.
Czyn, co się z mojej zrodzi mowy,
jeśli wysłuchasz jej rozumnie,
wyniosły Ilion w gruz zagrzebie.
Znasz mię, że ważę każde słowo,
że słowo czynem jest u mnie.
Zamyślam wielką rzecz tej nocy.
Więc jeśli Troję chcesz mieć w mocy,
zmilcz i nie żądaj, jak ci z gminu,
bym popisywał się z wymową,
gdy czasu skąpo mam do czynu.
słucha
Udaj, że idziesz spać — ... a zasię
czuwaj w strzeżonym twym szałasie.
Każ, niech straż będzie przy twym boku,
a zrób tak, byś straż miał na oku,
byś był sam jeden, ten, co czuwa.
Z kłębu się widzę wąż wysnuwa.
Czy zamierzona rzecz się uda,
potrzebną moja jest obłuda.
By ktoś na twoim poległ słowie,
potrzebna tobie szczerość w mowie.
Ktokolwiek w nocy przyjdzie k’tobie,
przyjmiesz go godnie w twym namiocie.
Obdarzysz szatą i dziewczyną
i pić dasz co najlepsze wino,
i bacz, by nikt prócz ciebie
jego nie widział, nim ja wrócę.
Gdzie idziesz?
Jeśli noc ta minie
a nikt u ciebie się nie stawi,
znaczyć to będzie — że ten zginie,
pokazuje na siebie
co cię tą sztuczną mową bawi.
nagle kończy
gdy inni się zbliżają i okalają ich
spiesznie się oddala
Znużony jestem.
To czary wieczoru.
Czar twoich oczu i ust twoich czary.
Rozkosz z nich piłem zeszłego wieczoru
i przypominam tę rozkosz, gdy patrzę.
Spieszmy co prędzej, gdy napoją konie.
Spieszno mi widzieć Ilion i rycerzy.
Wiem, pragną twoje to spełnić życzenie,
skorszy ku twojej naginać się woli,
niż ty ku mojej —
Słuchałam cię wczora.
Lecz dziś wróciła znów ta sama pora
i noc nam druga miłosna się zbliża.
Kędyż się spieszysz, jeżeli nie ku mnie?
Wszystkie pragnienia moje zwracam k’tobie.
Tam nas czekają w Iljonie,
Źle robię,
że zwlekam chwilę — wiem że to źle czynię.
lecz przez tę chwilę pragnę żyć dla ciebie,
twoją miłością i twymi ramiony
ujęty, w szczęściu, które wieczór niesie.
Słyszysz te głosy i szum ten po lesie,
i strumień, jak deszczem dzwoni.
Jutro ze świtem wstaniemy w rydwanie,
w złocistym moim wozie;
wóz zaprzęgniemy w czworo białych koni
i w pełnem słońcu będziemy w Iljonie.
Mówią, że Parys jest piękny.
Niech więc od jutra, gdy pięknym się zjawi,
swoją pięknością jak dziewka cię bawi.
Że nikt nie sprosta mocy Achillesa.
Niechże od jutra, gdy ujrzysz go w dali,
ogień cię żądzy ku niemu rozpali.
Chwila nas dzieli od celu podróży.
Chwila ta raz się drugi nie powtórzy.
Wierzysz, że miłość moją tylko kłamie?
Obecność innych miłość naszą złamie.
Mówią, że Hektor życie swoje całe
jednej niewieście ślubował niezłomnie.
Mówią, że Parys gdy się na dziewczynę
którą przypatrzy, to już ona musi
przyjść sama w nocy do jego łożnicy;
że dar mu taki dała Afrodite,
więc, że są jego zaloty niezbyte.
Mówią o tobie, że czyjej się mocy
poddasz raz jeden, to już każdej nocy
szukać go będziesz — oto noc zapada —
że czar ten tylko przez noc tobą włada.
Ufam tej mocy, która wróci do mnie,
gdy noc się skończy — gdy w słońcu zasłynę.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
Wydawnictwo Avia Artis dziękuje serdecznie wszystkim ludziom zaangażowanym w powstanie tej książki.
*****
Stanisław Wyspiański
ACHILLEIS
Projekt okładki: Avia Artis
W projekcie okładki wykorzystano obraz
Stanisława Wyspiańskiego "Autoportret" 1902.
Wszystkie prawa do tego wydania zastrzeżone.
©Wydawnictwo Avia Artis
2018