Cienki lód - Carolina Angelis - E-Book

Cienki lód E-Book

Carolina Angelis

0,0

Beschreibung

Rosyjska intryga, szwedzka agentka i najbardziej ryzykowna misja w jej karierze. Po dwudziestu latach w szwedzkim wywiadzie Jackie Philipsson pragnie chwili odpoczynku. Niestety wybuch tajemniczej choroby w Jekaterynburgu i informacje o rosyjskich badaniach nad bronią biologiczną zmuszają ją do powrotu do świata tajnych agentów. Wplątana w swoją najniebezpieczniejszą misję, Jackie musi stawić czoła bezwzględnym oficerom rosyjskiego GRU. Nie może ufać nikomu. Czy uda jej się wyjść z tego cało? Jak przerażające sekrety ukrywają Rosjanie? Idealna dla fanek i fanów "Czerwonej jaskółki" i "Mostu szpiegów". To pierwsza część serii Jackie Philipsson.

Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:

Android
iOS
von Legimi
zertifizierten E-Readern
Kindle™-E-Readern
(für ausgewählte Pakete)

Seitenzahl: 311

Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:

Android
iOS
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Carolina Angelis

Cienki lód

Tłumaczenie SAGA Egmont

Saga

Cienki lód

 

Tłumaczenie SAGA Egmont

Post-edycja: Aleksandra Brożek-Sala

 

Tytuł oryginału Tunn is

 

Język oryginału szwedzki

Zdjęcia na okładce: Shutterstock, Wikimedia

Copyright ©2018, 2024 Carolina Angelis i SAGA Egmont

 

Wszystkie prawa zastrzeżone

 

ISBN: 9788728455388 

 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

 

Żadna część niniejszej publikacji nie może być powielana, przechowywana w systemie wyszukiwania danych lub przekazywana w jakiejkolwiek formie lub w jakikolwiek sposób bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy, ani rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie oprawy lub z okładką inną niż ta, z którą została opublikowana i bez nałożenia podobnego warunku na kolejnego nabywcę. Zabrania się eksploracji tekstu i danych (TDM) niniejszej publikacji, w tym eksploracji w celu szkolenia technologii AI, bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy.

 

www.sagaegmont.com

Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.

Jeśli nie opowiesz swojej historii, zrobi to ktoś inny.

A jeśli tak się stanie, nie będzie to historia, którą chcesz opowiedzieć.

Rob Weinhold

Prolog

18 marca 2015 

Jekaterynburg, Rosja

 

Pod osłoną ciemności i lasu poruszają się ostrożnie po błotnistej polnej drodze. Zaledwie kilkaset metrów dalej znajduje się ruchliwa autostrada, a w regularnych odstępach czasu słychać dźwięk przejeżdżających pojazdów. Być może udałoby im się zatrzymać jeden z tysięcy samochodów jadących do i z Jekaterynburga, ale nie mogą podejmować takiego ryzyka. Na pewno wszczęto już alarm z powodu ich ucieczki, dlatego lada chwila spodziewają się usłyszeć wyjące syreny policyjne.

Ziemia nadal jest zmrożona, więc ich bose stopy bolą z powodu zimna i ostrych kamieni. Śnieg, roztopiony w ciągu dnia przez wczesnowiosenne słońce, znów zamarzł, więc koleiny są oblodzone. Starszy z dwójki mężczyzn poślizgnął się, a słaby jęk jest jedyną rzeczą, która zdradza ból, gdy jego obolałe ciało upada na skały. Jego znacznie młodszy towarzysz, mający zaledwie osiemnaście lat, z trudem stawia go na nogi. Nie może go zostawić. Dzielą ten sam los. Dwaj więźniowie, pozbawieni imion i wolności, ale nie woli przetrwania.

Po pewnym czasie mieszany las otwiera się na szare pola, które rozciągają się po obu stronach drogi. Marcowy wiatr przegania chmury, a księżyc w pełni bezlitośnie odsłania drogę ucieczki. Mężczyźni przykucają w rowie, nie mogąc się ukryć. Na skraju lasu, po drugiej stronie pola, widać gospodarstwo. Tak blisko, a jednak tak daleko.

Nagle słyszą dobiegający z oddali dźwięk helikoptera, który leci w ich kierunku. Wydaje im się, że widzą reflektory nad wierzchołkami drzew. Młodszemu z mężczyzn z wysiłkiem udaje się nakłonić drugiego do dalszej wędrówki. Szeptem zachęca go, by krok po kroku parł do przodu. Muszą się pospieszyć. W każdej chwili mogą zostać złapani, a przejście przez pole trwa nieznośnie długo. Kiedy uciekinierzy docierają w końcu do gospodarstwa, przylegają do tylnej ściany stodoły, okrążają ścianę szczytową i stawiają ostatnie ostrożne kroki prowadzące do drzwi. Starszy mężczyzna opiera się wyczerpany o szorstką drewnianą ścianę, oddychając z trudem, podczas gdy młodszy zdejmuje rygiel i uchyla podwójne drzwi. Razem kulą się w ciemności, gdy bezpośrednio nad zabudowaniami przelatuje helikopter. Zapach siana i obornika jest świeży i ostry. Obok słychać ciche porykiwanie krów, które nagle zdają sobie sprawę z obecności nieznajomych. Tupią niespokojnie, ale wkrótce się uspokajają. Mężczyźni moszczą się w suchym sianie, by odpocząć i nabrać sił na wędrówkę przez kolejną noc. Nie mają pojęcia, dokąd idą, wiedzą tylko, że muszą podążać naprzód.

Noc jest ciężka. Biała szpitalna koszula starszego mężczyzny jest brudna, poplamiona krwią i ropą z wrzodów, które pokrywają większość jego ciała. Gorączkuje, ciągle się budzi, dyszy i prosi o coś do picia. Mogliby wydoić jedną z krów, aby uzyskać trochę mleka, ale ryk zwierząt prawdopodobnie zaniepokoiłby rolnika. Młodszy mężczyzna ostrożnie wymyka się w noc. Przez chwilę stoi nieruchomo, pozwalając, by jego cień połączył się z cieniem ściany. Nie widać żywej duszy. Dom jest ciemny i cichy, a okna wychodzące na dziedziniec są czarne. Nie sposób stwierdzić, czy ktoś w środku go obserwuje i właśnie wzywa policję, ale nie ma innego wyjścia. Jeśli wkrótce nie znajdą wody, to i tak nie przeżyją.

Jak najciszej odsuwa pokrywę ze studni i opuszcza wiadro do czarnej wody daleko na dole, napełniając je do połowy. Czuje, że dłonie go pieką od szorstkiej liny, a wkrótce zaczynają też krwawić. W połowie drogi lina zaczyna wyślizgiwać się z jego omdlałych dłoni. Plusk drewnianego wiadra uderzającego o powierzchnię wody jest ogłuszający. Przykuca za studnią i zamiera na kilka minut. Po upewnieniu się, że z domu nie dochodzą żadne dźwięki, postanawia spróbować ponownie. Tym razem najpierw owija linę wokół nadgarstka, a gdy w końcu udaje mu się wyciągnąć wiadro, łapczywie wypija kilka łyków zimnej wody. Z pewnym trudem rozwiązuje linę i zanosi do połowy wypełnione wodą wiadro w ciemność stodoły. Zmęczony, nabiera wody w dłonie i delikatnie wlewa ją do ust towarzysza. Po odstawieniu wiadra z powrotem na miejsce zasypia blisko partnera, próbując się ogrzać.

Dwa dni później helikopter wraca po nagłym alarmie wszczętym przez sąsiada. Ląduje na łące za gospodarstwem, po czym wyskakują z niego uzbrojeni mężczyźni. Po wtargnięciu do domu znajdują martwych członków rodziny z dużymi czarnymi wrzodami pokrywającymi ich ciała. Po zamknięciu domu udają się do stodoły, gdzie zastają podobny widok. Nad martwymi krowami lata mnóstwo much, a w sianie na tyłach budynku leżą dwaj uciekinierzy, których nie udało im się znaleźć dwa dni wcześniej.

Rozdział 1 

25 marca 2015 

Ambasada Rosji, Gjörwellsgatan, Sztokholm

 

Zenit jest naszym największym atutem od czasów zimnej wojny. Ostatnią z moich zasług przed powrotem do Moskwy, myśli z satysfakcją pułkownik Nikita Bułhakow, stojąc na schodach ambasady Rosji w Sztokholmie i paląc papierosa bez filtra.

Ambasada to niewyróżniający się niczym budynek otoczony wysokim ogrodzeniem. Brudnoszare betonowe ściany stapiają się z kolorem marcowego nieba. Monotonię barw urozmaicają tylko powiewająca lekko na wietrze rosyjska flaga oraz majestatyczny obraz podwójnego orła w czerwieni i złocie nad wejściem.

Pułkownik Bułhakow trzyma papierosa między kciukiem a palcem wskazującym i zaciąga się głęboko. Wie, że posiada autorytet, który sprawia, że inni rzadko kwestionują jego decyzje. Trudno uwierzyć w to, że niedawno skończył 61 lat. Jego krótkie, ciemne włosy i starannie przystrzyżone wąsy są tylko lekko przyprószone siwizną. Jego oczy wciąż są bystre, a sylwetka pozostaje nienagannie wyprostowana. Na piersi zielonego munduru błyszczy kilka rzędów medali. Najwięcej znaczy dla niego odznaczenie Bohatera Związku Radzieckiego, które otrzymał po działaniach w Afganistanie w latach 80. Bułhakow tęskni za tamtymi dniami, kiedy jego życie codziennie wisiało na włosku. Bez wątpienia była to brutalna wojna, a on stracił wielu towarzyszy, którzy podobnie jak on chcieli służyć Związkowi Radzieckiemu, wspierając Ludowo-Demokratyczną Partię Afganistanu.

Po rewolucji kwietniowej, kiedy zatriumfował komunizm, zakładano, że mudżahedini zostaną łatwo pokonani. Trudny teren i systemy jaskiń w górach sprzyjały jednak ruchowi partyzanckiemu, który otrzymywał również dostawy broni od krajów zachodnich. Do czasu wycofania się Sowietów, po prawie dekadzie walk, życie straciło piętnaście tysięcy Rosjan. Nawet dzisiaj Bułhakow jest przekonany, że odwrót, na który miały wpływ reformy Gorbaczowa nazywane głasnostią, nie był rozsądnym posunięciem. Powinni byli zostać na miejscu. Wystarczy spojrzeć, jak potoczyły się sprawy.

Życie nie wisiało już na włosku. Chociaż praca w GRU, rosyjskim wywiadzie wojskowym, nigdy nie była wolna od ryzyka, cieszył się immunitetem dyplomatycznym i co najwyżej groziło mu odesłanie do domu. W ciągu całej swojej kariery nie stał się jednak persona non grata i nie zamierza tak skończyć. Ostatni raz zaciąga się dymem, gasi papierosa na podeszwie buta, wchodzi do foyer, skinąwszy głową strażnikowi, i udaje się do głównego holu. Na ścianach wiszą obrazy olejne w złotych ramach, na suficie błyszczą kryształowe żyrandole, a parkiet lśni czystością. Kilka razy w roku sala wypełnia się setkami znamienitych gości. Pracownicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych i szwedzcy oficerowie spotykają się z zagranicznymi ambasadorami, attaché obrony i oficerami wywiadu w rosyjskiej rezydencji. Kawior z bieługi, pielmieni i placki podawane są z wódką i „rosyjskim szampanem”. Jakiś czas temu świętowano Dzień Obrońców Ojczyzny, a w czerwcu po raz kolejny obchodzono Dzień Rosji. Wydarzenia te były doskonałą okazją do nawiązywania nowych kontaktów i podtrzymywania tych istniejących. Zwerbowani informatorzy i pożyteczni idioci mogli dyskretnie otrzymywać nowe zadania bez konieczności organizowania spotkań w mieście. Nie docierały tu baczne spojrzenia bezpieki.

Duże okna szczeblinowe wychodzą na wspaniały ogród; znajdują się tu brukowane ścieżki okolone drzewami i altany z pięknymi ławkami parkowymi, na których można usiąść i cieszyć się otoczeniem. Latem woda mieni się wśród brzóz, a po drugiej stronie widać wyspę Lilla Essingen. Zima jednak jeszcze nie puściła, a na brzegu widoczny jest lód. Szwedzką stolicę zbudowano na wodzie, co zdecydowanie da się zauważyć. Nawet gdy temperatura nie spada poniżej zera, jest zimno. Powietrze w Sztokholmie jest surowe i wilgotne, a zimy są inne niż w Moskwie, gdzie powietrze o tej porze roku jest suchsze, ale pułkownikowi Bułhakowowi podoba się tutaj.

Bułhakow zawsze był aktywny w pierwszym departamencie GRU, którego głównym obszarem zainteresowań była Europa. Pułkownik działał w krajach nordyckich od kilku dziesięcioleci, w zasadzie od czasu ukończenia studiów wyższych w Wojskowej Akademii Dyplomatycznej w Moskwie. W ostatnich latach nieoficjalnie stacjonował w Sztokholmie na znacznie wyższym stanowisku, ale z mniej istotną rolą operacyjną. Jako attaché obrony Rosji odpowiada za wszystkie oficjalne kontakty obronne w tym kraju, ale jest także szefem oficerów GRU w Szwecji. Pułkownik Bułhakow otwiera szklane drzwi i wychodzi na drogę biegnącą wzdłuż ściany domu. Czeka tam dwoje jego oficerów: Anastazja Popowa i Igor Miedwiediew, znani przez kolegów jako Żelazna Pięść i Niedźwiedź. Popowa jest drobna i nie wygląda na osobę, która byłaby w stanie skrzywdzić muchę, ale pułkownik Bułhakow wie, że pozory mylą. Ta silna i dobrze wyszkolona kobieta w zeszłym roku ukończyła Akademię GRU z najwyższą lokatą. Choć nie ma jeszcze trzydziestu lat, biegle włada kilkoma językami, w tym szwedzkim. Sztokholm to jej pierwsza placówka za granicą i zarówno Moskwa, jak i sam pułkownik mają wobec niej wysokie oczekiwania. Można odnieść wrażenie, że jest sztywna i przesadnie dba o dokładność. Nie ma wątpliwości, że traktuje swoją pracę bardzo poważnie. Bułhakow nie przypomina sobie, by Popowa kiedykolwiek się uśmiechnęła.

Fakt, że Miedwiediew nazywany jest Niedźwiedziem, nie jest wcale kontrowersyjny. Takie jest po prostu znaczenie jego imienia w języku rosyjskim, a jego duża sylwetka nieuchronnie przywodzi na myśl niedźwiedzia. Żaden garnitur nie leży na nim dobrze, a gęste włosy wyglądają na nieuczesane i przypominają poszarpane futro niedźwiedzia. Jego ruchy są energiczne, co wyraźnie kontrastuje z małomównością. Miedwiediew jest człowiekiem czynu i nie odzywa się bez potrzeby. Tych dwoje tworzy dziwną parę, ale razem z pewnością mają szansę na sukces. Miedwiediew ze swoim wieloletnim doświadczeniem może pomóc obiecującej młodej Popowej udoskonalić umiejętności. Dobre oceny są istotne, ale to praktyka kształtuje oficera wywiadu.

– Dobroe utro – mówi na przywitanie pułkownik Bułhakow.

– Dobroe utro – odpowiadają oficerowie.

– Chłodny poranek, nie zimno wam?

– W ogóle – szybko odpowiada Popowa.

Bułhakow uśmiecha się do siebie. Popowa nigdy nie przyznałaby, że jest jej zimno, i choć jest w cywilnym ubraniu, stoi niemal na baczność.

– Mimo wszystko proponuję, abyśmy spotkali się w moim biurze. Temat, który mamy omówić, lepiej pasuje do czterech ścian, a ja nie zdążyłem jeszcze wypić herbaty – mówi pułkownik.

Wchodzi przed nimi do salonu i kieruje się w stronę schodów prowadzących na piętro. W swoim przestronnym gabinecie siada w jednym z foteli, po czym gestem prosi Popową i Miedwiediewa, by również spoczęli. Ciemne ściany ozdobiono rosyjskimi dziełami sztuki i portretem prezydenta. Część podłogi jest pokryta grubymi afgańskimi dywanami, które tłumią dźwięki. Na oknach wiszą ciężkie czerwone aksamitne zasłony. Siedząc przy biurku, można obserwować budynek mieszkalny na zachodnim krańcu ogrodu. Starsza kobieta podaje im herbatę w ozdobnych filiżankach, zostawiając samowar na stole, po czym cicho zamyka za sobą drzwi.

– Od niedawna mamy informatora w szwedzkich strukturach – zaczyna pułkownik Bułhakow, biorąc łyk herbaty. – Ma pseudonim Zenit, a informacje, które otrzymujemy, są dość niezwykłe, o ile w ogóle są prawdziwe.

– Dlaczego pan w nie wątpi? – Niedźwiedź miesza herbatę srebrną łyżeczką, która prawie całkowicie znika w jego dużej dłoni.

– Zenit to osoba z zewnątrz, a jak wiemy, tacy pracownicy mogą być źródłem problemów. Istnieje ryzyko, że taki człowiek zostanie podwójnym agentem.

– Rozumiem – przytakuje Miedwiediew.

– Informacje, które mamy od Zenita, dotyczą szwedzkiej oficer wywiadu Jackie Philipsson. Podobno mówi po rosyjsku i jest aktywna w wywiadzie wojskowym od co najmniej dekady. Pracuje, wykorzystując różne tożsamości, a jej celem, co nie jest zaskoczeniem, jest Rosja. – Bułhakow pociąga swoje krótkie wąsy. – Nasz kontakt nie chce jeszcze zdradzić, na czym konkretnie polega jej działalność.

– Czy oficer prowadzący sprawę nie powinien naciskać na niego, aby uzyskać konkretniejsze informacje? – Anastazja Popowa zbyt późno zdaje sobie sprawę, że powinna była milczeć.

– Na razie to ja jestem oficerem prowadzącym sprawę osoby o kryptonimie Zenit. Masz jeszcze jakieś wskazówki, jak mam postępować ze swoimi informatorami? – Pułkownik Bułhakow pochyla się w kierunku Popowej i mruży oczy.

Miedwiediew nie może powstrzymać uśmiechu, słysząc reprymendę dla swojej nowej, jego zdaniem zbyt ambitnej, koleżanki.

– I dlaczego zakładasz, że Zenit jest mężczyzną? – kontynuuje zirytowany pułkownik. – Według naszego kontaktu Philipsson zrezygnowała z pracy i zamierza wyjechać ze Sztokholmu, aby przenieść się na północ. Waszym zadaniem jest dowiedzieć się, czy to, co mówi Zenit – że Jackie Philipsson odeszła ze służby – jest prawdą. A może nadal jest aktywna, a przeprowadzka ma tylko uśpić naszą czujność? Jak najszybciej zidentyfikujmy jej rosyjskie źródła, aby zminimalizować straty, a następnie dowiedzmy się, czy można ją zwerbować. Operacja otrzymała nazwę Taksi i ma najwyższy priorytet – mówi pułkownik Bułhakow, wstaniem sygnalizując koniec spotkania.

Rozdział 2 

28 marca 2015 

Plebania, Horndal, Dalarna

 

Pierwsze promienie słońca mienią się w szronie. Trawa jest biała, a pokryte szadzią gałęzie jabłoni, które ocierają się o dach vana, wyglądają jak łańcuchy na choinkę. Jackie zapomniała, jak tu pięknie. Jej wzrok podąża za polną drogą, która wije się wokół jeziora. Droga, którą tyle razy chodziła do i ze szkoły, wydaje jej się węższa niż w dzieciństwie.

Jezioro Lumsen również jest mniejsze, niż zapamiętała, ale wie, że miejscami jest głębokie. Lód nadal zajmuje prawie całą powierzchnię wody i prawdopodobnie będzie tak jeszcze przez kilka tygodni, mimo że przy brzegu tafla jest ciemna i mokra. W nocy, gdy temperatura spada, można usłyszeć, jak lód wibruje niczym gigantyczny kamerton. Ojciec uczył ją od najmłodszych lat, że wiosenny lód może być zdradliwy i nie warto się na niego zapuszczać.

To miejsce, w którym dorastała, ale unikała go ponad dwadzieścia lat. Teraz, gdy jej ojciec odszedł, żałuje tego. Napełnia płuca świeżym powietrzem i zawraca w stronę domu. Zimno zaczęło przenikać jej płaszcz, więc Jackie kieruje ekipę przeprowadzkową przez oszkloną werandę do ciepłego pomieszczenia. Instruuje pracowników, w których pomieszczeniach mają ustawić jej nieliczne meble i pudła z rzeczami, ledwie pamiętając, co gdzie spakowała. W końcu się poddaje.

– Postawcie je tutaj, zajmę się nimi później – mówi, machając dłonią z przygnębieniem.

Gdy furgonetka firmy przewozowej wyjeżdża z podwórka, a ona zostaje sama, czuje ulgę. W ciszy rozpakowuje pudło po pudle.

Książki, ubrania i kilka obrazów. Większość z nich zostawiła w Sztokholmie. Niepotrzebne bibeloty, drogie poduszki na sofę, designerskie szklane stoliki i eleganckie wazony nie pasowały do jej stylu. Jackie nie mogła uwierzyć w to, że mieszkała w takim otoczeniu przez piętnaście lat. To był gust Nilsa, nie jej. A może raczej głównie gust mamy Nilsa. Christina, lub Chrissie, jak nazywali ją przyjaciele, miała zbyt duży wpływ na ich życie.

Christina zawsze żyła w dostatku. Dorastała w ogromnym apartamencie w dzielnicy Östermalm. Jej ojciec pełnił funkcję dyrektora banku, a matka była kimś w rodzaju salonowej lwicy. Wakacje na Riwierze oraz pobyt w letniej rezydencji w Båstad stanowiły naturalną część życia tej rodziny.

Kobieta emanowała pewnością siebie i wyrafinowaniem. Jej włosy były zawsze idealnie ułożone, a paznokcie zadbane. Jackie nigdy nie widziała teściowej bez butów: dyskretnych czółenek, pięknych sandałów lub pary białych tenisówek – stosownie do reszty ubioru i sytuacji. Sama Jackie najlepiej czuła się w dżinsach i kardiganie, bez makijażu i z półdługimi włosami spiętymi w niechlujny kok lub luźną kitkę. W domu często chodziła boso i jak najrzadziej nosiła wysokie obcasy. Nie sposób było nie dostrzegać krytycznych spojrzeń teściowej, mimo że kobieta prawdopodobnie myślała, że dobrze ukrywa swoje uczucia.

Nils i Jackie poznali się na placu Stureplan. On był tam ze swoimi przyjaciółmi z dzieciństwa, a ona z kilkoma znajomymi z pracy. Szczerze mówiąc, nikt z nich nie był trzeźwy. Jeden z jej kolegów rzucił jej wyzwanie, aby poszła sprawdzić, czy da radę, jak to ujął: „zagadać tamtego ulizanego”. Oczywiście przyjęła wyzwanie i naturalnie jej się udało. Nie spodziewała się jednak, że się w nim zakocha.

Pierwszego wspólnego lata spędzili wiele uroczych wieczorów w sztokholmskich restauracjach na świeżym powietrzu, urządzali pikniki w zoo i żeglowali z najlepszymi przyjaciółmi Nilsa. Mężczyzna wielbił ziemię, po której stąpała, a Jackie się to podobało. Był troskliwy i opiekuńczy, uważał ją za ekscytującą i egzotyczną. Śmiała się z tego, mówiąc, że pochodzi z Dalarny, a nie z Bahamów, a on wytłumaczył, że ma na myśli całokształt: jej styl, wychowanie i pracę. Na początku jej zawód wydawał się podnosić jej prestiż i często musiała powstrzymywać go przed chwaleniem się innym tym, czym się zajmuje. Kiedy Chrissie, podczas jednego z niezliczonych rodzinnych obiadów, kwestionowała to, czym zajmuje się Jackie, i sugerowała, że mogłaby raczej rodzić i wychowywać dzieci, dbać o rodzinę i interesy ich wszystkich, Nils zawsze stawał w obronie Jackie. Mówił, że chroni Szwecję przed komunizmem i że Chrissie powinna być jej wdzięczna.

Chrissie nie była złą teściową, po prostu nie była miła. Przez piętnaście lat, które Jackie spędziła z Nilsem, miała swoje zdanie na każdy temat. Jackie pamięta, jak wybuchła śmiechem, gdy Nils po raz pierwszy nazwał swoją mamę Chrissie zamiast po prostu mamą. Wyglądał na zranionego i zirytowanego. Najwyraźniej przez całe dzieciństwo nie mógł nazywać jej mamą, ponieważ czułaby się przez to staro. Nie rozmawiali nigdy o tym, jak wnuki nazywają swoją babcię, ale Jackie podejrzewała, że zna odpowiedź na to pytanie.

***

Popołudniowe słońce jest już nisko i zachodzi za sosnami po drugiej stronie jeziora, kiedy Jackie kończy wreszcie układanie zawartości pudeł w odpowiednich miejscach. W kuchni, w wysokich szafkach nad zlewem, umieszcza kubki do kawy i kieliszki do wina. Z wahaniem rozpakowuje również kieliszki do szampana, które ona i Nils otrzymali w prezencie ślubnym, a bibułka, którą były owinięte, spada na podłogę.

Kiedy początkowe przyciąganie między nią a Nilsem osłabło, stało się jasne, że mają ze sobą niewiele wspólnego. Mimo to żyli razem przez kolejne lata. Konserwatywne wychowanie Nilsa i skupienie Jackie na pracy przyczyniły się do tego, że małżeństwo trwało znacznie dłużej, niż powinno. O definitywnym końcu związku zadecydował fakt, że Nils zaczął w tajemnicy spotykać się z inną kobietą. Dzięki wspólnym znajomym Jackie dowiedziała się, że jego nowa wybranka, zresztą znacznie młodsza od niej, pracuje dla agencji modelek. Była również wnuczką przyjaciółki Chrissie z dzieciństwa, a rodziny spędzały razem lato w Båstad. Jackie nie wiedziała dokładnie, jak długo trwał ten związek, ani nie chciała tego wiedzieć.

W dniu, w którym prawda wyszła na jaw, Jackie spakowała walizki i wyprowadziła się z domu przy Banérgatan. Postanowiła nie walczyć o związek, zwłaszcza że w głębi duszy wstydziła się odrzucenia – tego, że nie jest już wystarczająco dobra. Nie mieli dzieci, chociaż Chrissie poruszała ten temat przy każdym spotkaniu. Przynajmniej w tej sprawie Nils nie zastosował się do życzeń matki. Argumentował, że nie da się tego pogodzić z pracą Jackie, a potem było już za późno.

Spogląda na kieliszki do szampana w dłoniach i próbuje sobie przypomnieć, dlaczego ona i Nils przestali rozmawiać. Kiedy zaczęli unikać siebie nawzajem, wybierając zamiast tego siedzenie i oglądanie telewizji, gdy druga osoba poszła spać? Wszystko po to, by uniknąć dystansu, który pojawiał się, gdy leżeli w łóżku, zaledwie kilka centymetrów od siebie. Wieczory, kiedy ona i Nils używali kieliszków, by napić się wspólnie szampana, zdarzały się niezwykle rzadko. Z reguły dochodziło do tego podczas spotkań z jego kolegami ze świata bankowości i finansów. Co jakiś czas byli zapraszani na kolację. Albo przyjęcie, jak nazywał to Nils. Znajomi Jackie nigdy jej nie odwiedzali, nawet gdy Nilsa nie było w domu. Nie miała wielu bliskich przyjaciół, a w jej zawodzie rzadko spotykano się prywatnie. Nie znała nawet prawdziwych imion i nazwisk większości osób, z którymi pracowała.

Szanse na to, że teraz te kieliszki będą używane częściej, były niewielkie. Pomyślała jednak, że nigdy nie wiadomo, i umieściła kieliszki do szampana na półce, która zwolniła się po usunięciu niewygodnych i kanciastych kubków do kawy z lat 70.

Kuchnia plebanii wygląda tak, jak wtedy, gdy była dzieckiem. Spiżarnia, która wielkością przypomina jej pokój studencki w Sztokholmie, jest pusta. W pomalowanych na brązowo szafkach wciąż stoją naczynia, garnki i patelnie. Chochle i trzepaczki czekają w misce przy kuchence. Pomarańczowa plastikowa lampa wisi nad stołem. Widziała podobne lampy w sklepach internetowych; znów stały się modne i można je było sprzedać za sporą sumę. Czymś, co nie stało się na nowo atrakcyjne i prawdopodobnie się to nie zmieni, była natomiast pomarańczowo-żółto-brązowa tapeta. Urządzona w latach 70. kuchnia nigdy nie została odnowiona. Tata nie miał na to ani czasu, ani możliwości, a ona sama tam nie przyjeżdżała. Jeśli zamierza tu zostać, na pewno będzie musiała zrobić coś z tą kuchnią.

Rozdział 3 

28 marca 2015 

Plebania, Horndal

 

Jackie otwiera butelkę amerykańskiego pinot noir i przynosi ją wraz z kieliszkiem do salonu. Kuca przed kominkiem i rozpala ogień. Suche drewno szybko się zapala. Siada na zniszczonej kanapie i bierze łyk wina, po czym rozgląda się dookoła. Parkiet w jodełkę przydałoby się wycyklinować i polakierować, ale poza tym dom jest piękny i w zaskakująco dobrym stanie. Oczywiście o wiele za duży dla jednej osoby. Dziesięć pokoi i kuchnia – po co jej tyle? Do salonu przylega kolejny salon, a raczej jadalnia, a obok jest kilka pokoi gościnnych i gabinet. Wszystkie z dużymi oknami wychodzącymi na sad i jezioro. Hol wewnątrz przeszklonej werandy jest przestronny, podobnie jak kuchnia. Na piętrze znajduje się łazienka, są tu też co najmniej cztery sypialnie, z których ta z balkonem należała kiedyś do niej. Gdy dorastała, przestronny salon służył jako sala telewizyjna, w której wraz z ojcem oglądała Kojaka i Hart to Hart, jadła gorące kanapki i piła herbatę. Teraz wino rozgrzewało jej ciało, a kominek ogrzewał dom. Mogłaby tu mieszkać rodzina z mnóstwem dzieci. Albo nawet dwie rodziny. Być może to właśnie miał na uwadze nowy pastor, kiedy zrezygnował z plebanii i poprosił o mieszkanie w Åsvägen. Jednym z powodów był z pewnością fakt, że mógł spodziewać się częstszych wizyt od potrzebujących parafian w miasteczku, niż gdyby zdecydował się zamieszkać tu na uboczu.

Tata Jackie utrzymywał plebanię otwartą. Każdy był mile widziany o każdej porze dnia i roku, a on wysłuchiwał wszystkich, którzy potrzebowali rozmowy. Jackie wcześnie nauczyła się radzić sobie sama. Nie żeby była zupełnie sama, ale tak naprawdę ojciec nigdy nie miał dla niej czasu. Być może był to jeden z powodów, dla których skończyła tak, jak skończyła. Jeśli miała wybór, często wolała być sama. Nils nazywał ją aspołeczną, ale ona po prostu nie rozumiała sensu prowadzenia pogawędek lub spotkań towarzyskich z ludźmi, z którymi nie miała nic wspólnego. Przynajmniej nie prywatnie.

Przez wiele lat jej praca polegała właśnie na tym. Na nawiązywaniu kontaktów z ludźmi, których niekoniecznie lubiła, rozwijaniu relacji i utrzymywaniu ich przez długi czas. Miała ku temu dobre powody i była w tym całkiem niezła. Nie chciała jednak spędzać wolnego czasu, robiąc to samo, a im była starsza, tym mniej czasu poświęcała powierzchownym i nieistotnym relacjom.

Pewnego letniego wieczoru, gdy Jackie miała trzy lata, jej mama poszła popływać wieczorem w Lumsen. Nie było w tym nic dziwnego, bo często to robiła, jedyna różnica polegała na tym, że tym razem nie wróciła. Ojciec Jackie wyszedł w sierpniową noc, by jej poszukać, ale zniknęła. Dopiero następnego ranka znaleźli ją pod mostem. Wyglądało na to, że zaplątała się w lilie wodne i nie mogła się wydostać.

Jackie nie miała z nią zbyt wielu wspomnień. Pamiętała tylko, jak to jest być przytulaną przez mamę. Jej kojący głos, bezpieczny uścisk i delikatny zapach wanilii, ale może to były tylko jej wyobrażenia? Może było tak źle, że Jackie tak naprawdę nie miała żadnych wspomnień o matce. Może znała tylko to, co widziała na wyblakłych fotografiach, które traktowała jak skarby. Matka uśmiechająca się do niej z pożółkłych zdjęć. Długie, ciemne włosy spuszczone na jej delikatne ramiona, ubrana w krótkie sukienki lub rozkloszowane spodnie. Być może uczucia i zapachy były przekoloryzowane. Tata rzadko, jeśli w ogóle, chciał rozmawiać o mamie lub o wypadku. Kiedy Jackie była młodsza, zadowalała się jego odpowiedziami i pocieszającymi słowami, ale gdy weszła w wiek nastoletni, zaczęła nakłaniać go do rozmowy. Jego niechęć do mówienia zarówno o jej mamie, jak i dziadkach była namacalna, a Jackie za nic nie mogła zrozumieć dlaczego. Jedyną rzeczą, jaką wiedziała o rodzinie ze strony matki, było to, że mieszkali w Grecji, a jej matka przyjechała do Szwecji w 1970 roku i z jakiegoś powodu zerwała kontakty z rodzicami. Ojciec nigdy nie chciał powiedzieć, dlaczego opuściła ojczyznę i rodzinę. Ze stoickim spokojem twierdził, że nie mówi tego ze względu na dobro Jackie, i to ją złościło.

– Nie rozumiesz, o co mnie prosisz – mówił wtedy.

– To mi wyjaśnij, żebym zrozumiała!

Kiedy Jackie miała rozpocząć studia językowe na uniwersytecie, sprawy przybrały gorszy obrót. Ojciec uważał, że powinna wybrać coś innego niż filologię rosyjską i tłumaczył, że to nie jest prawdziwe wykształcenie. Jaką pracę mogłaby po tym dostać? Ze złością argumentowała, że skoro jej przeszłość nie ma dla niego znaczenia, może równie dobrze przestać ingerować w jej przyszłość. Po jej przeprowadzce do Sztokholmu ich relacje nie poprawiły się i widywali się coraz rzadziej.

A gdy dowiedział się, że dołączyła do służb wywiadowczych, ich kontakt tylko się pogorszył. Podczas nieczęstych spotkań prowadzili długie dyskusje na temat tego, czy praca w siłach zbrojnych w ogóle, a w szczególności w służbach wywiadowczych, jest moralnie uzasadniona. Ton rozmowy bywał ostry, przynajmniej ze strony Jackie. Ojciec spokojnie wyjaśniał swoje stanowisko, mówiąc, że istnieją inne sposoby wpływania na ludzi i zmieniania świata niż oszustwa i zdrada. Jackie, która wpadała w złość, wysuwała różne zarzuty. Nie mogła zrozumieć, że ktoś poważnie wierzy w to, co jest napisane w Biblii. Uważała, że ojciec jest naiwny, sądząc, że problemy świata można rozwiązać poprzez nadstawianie drugiego policzka, ponieważ to bardzo źle sprawdziłoby się w przypadku broni masowego rażenia.

Jackie napełnia kieliszek. Nadal boli ją myśl o tym, co powiedziała i jak odwróciła się od ojca. Powinna była szanować jego życiowe wybory, tak jak w głębi duszy wiedziała, że on szanował jej. Nadszedł czas, aby to zrozumieć.

Jedyne, co zostało jej po rodzicach, to plebania, za którą będzie płacić niski czynsz, oraz konto z pieniędzmi od matki, które do tej pory pozostawało nietknięte. Kwota w banku pozwalała jej nie spieszyć się zbytnio ze znalezieniem nowej pracy. Jackie nie wiedziała, dlaczego mama miała tyle oszczędności. Tata z pewnością miał swoje powody, by milczeć, a ona najprawdopodobniej nigdy się tego nie dowie.

Rozdział 4 

28 marca 2015 

Plebania, Horndal

 

Pukanie do okna szklanej werandy wyrywa Jackie z zadumy. Przebywa tu dopiero niecałą dobę, więc nie spodziewa się gości. Jedyną osobą, która wie, że tu jest, jest pełniący funkcję kościelnego Folke Kallin – ojciec Kenta, jednego z jej przyjaciół z dzieciństwa. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, aby Folke przyszedł tu w ciemności tylko po to, by zobaczyć, jak sobie radzi, zwłaszcza że nie miała z nim kontaktu od wielu lat. Światło z korytarza odbija się w szybie, co uniemożliwia sprawdzenie, kto stoi na zewnątrz.

– Witaj w domu!

Gdy otwiera drzwi, widzi znajomy uśmiech i bukiet tulipanów.

– Kwiaty? – Śmieje się zaskoczona i przytula Magnusa.

– Przesadziłem z tym bukietem? – pyta nieśmiało mężczyzna.

– Absolutnie nie. Wkurzyłabym się, gdybyś przyszedł bez niego – odpowiada, klepiąc go w ramię.

Znają się, odkąd pamięta. Chodzili do tego samego przedszkola, a później do tej samej klasy w podstawówce. Przyjaciele na dobre i na złe, całkowicie nierozłączni: Magnus, Jackie, a potem Kent. Dwóch chłopców i jedna dziewczyna, co najwyraźniej nie było normalne. Dziewczyny w klasie dokuczały jej, a nauczycielka nazywała ją chłopczycą. Wszyscy zastanawiali się, dlaczego nie spędzała czasu z innymi dziewczynkami. Jackie nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie, przynajmniej nie wtedy. Dziś wie, że to dlatego, że na początku szkoły nie lubiła bawić się lalkami, a później nie rozumiała uroku dziecięcych gier, a w ostatnich latach podstawówki nie lubiła nosić jasnoróżowych spódnic z falbankami i białych marynarek z poduszkami na ramionach. Nie chodziło o to, że bardzo odróżniała się od koleżanek, ale wolała spędzać czas z Magnusem i Kentem niż z rówieśniczkami.

Magnus, Kent i Jackie chodzili razem na mecze hokeja, łowili ryby w jeziorze Rossen i jeździli na łyżwach po jeziorze Lumsen. Wędrowali torami kolejowymi i rywalizowali o to, kto utrzyma się na nich najdłużej przed przejazdem pociągu towarowego. Magnus zawsze zeskakiwał jako pierwszy, potem zwykle Jackie, która po analizie ryzyka szacowała, kiedy sytuacja stawała się zbyt niebezpieczna. Kent wygrywał prawie za każdym razem i aż dziw, że jeszcze żył. Wydawało się, że w ogóle nie ma instynktu samozachowawczego. Kiedy Jackie dostała letnią pracę w kiosku na kempingu, chłopaki przesiadywali tam codziennie. A gdy kończyła dniówkę, szli razem popływać. Kent jako pierwszy zrobił prawo jazdy, a wówczas zwiedzili wszystkie leśne drogi w okolicy Horndal.

Pod koniec podstawówki i na początku liceum Jackie i Magnus zaczęli flirtować, co zdecydowanie zakłóciło dynamikę grupy. Kent zachowywał się dziwnie, trochę wycofując się i zamykając w sobie. To było jak wylanie wody na tlący się ogień, więc cokolwiek łączyło Magnusa i Jackie, wkrótce wygasło. Przyjaźń trzech osób, podczas gdy dwoje z nich było w związku, wydawała się niemożliwa.

Po tym, jak Jackie przeniosła się do Sztokholmu, aby studiować filologię rosyjską, stracili bliski kontakt. Kent pozostał w Horndal i rozpoczął pracę w Bruket zaraz po ukończeniu szkoły średniej, a Magnus zaczął szkołę policyjną. Mimo że zarówno Jackie, jak i Magnus studiowali w Sztokholmie, rzadko się widywali, ale pewnej nocy wpadli na siebie w studenckim pubie Frescati. Magnus, który był tam z przyjacielem, zauważył Jackie przy barze i niecałe pół godziny później spali już razem w jej małym pokoju w akademiku. Do dziś wspomina to jako jeden z najlepszych momentów w jej życiu. Nie było to nic szczególnie wyrafinowanego ani zaplanowanego, nawet nie byli trzeźwi, ale może dlatego było to tak dobre. Mimo to kontakt się urwał i w ciągu kolejnych dwudziestu pięciu lat spotkali się tylko kilka razy.

Dlaczego to się nigdy nie powtórzyło? Jackie zastanawia się nad tym, przyglądając się Magnusowi. Zawsze był przystojny, ale jako dziecko był przede wszystkim słodki i nieco niższy od niej. Teraz Jackie, mając 167 centymetrów wzrostu, sięga mu do ramion. Magnus, podobnie jak ona, skończył już czterdzieści lat, ale wciąż ma chłopięcy urok. Gdy się uśmiecha, wokół jego oczu pojawiają się drobne zmarszczki, a jego skronie zaczynają siwieć, ale to mu pasuje.

– Co u ciebie? – pyta z troską w oczach i lekko głaszcze ją po policzku.

– Wszystko w porządku. Pusto tu bez taty.

– Rozumiem. Masz zamiar tu zostać?

– Zobaczymy. Przynajmniej przez jakiś czas. Wejdziesz?

– Z przyjemnością. Właśnie kupiłem pizzę, masz ochotę?

– Cóż, trzeba ją zjeść. – Śmieje się i idzie znaleźć wazon na kwiaty, podczas gdy Magnus przynosi pizzę z samochodu.

Jackie nalewa kolejny kieliszek wina, po czym siadają na kanapie i zaczynają jeść prosto z pudełek.

– Kupiłeś dwie? – pyta sceptycznie.

– Tak, pomyślałem, że jesteś głodna.

– Skąd w ogóle wiedziałeś, że tu jestem? Zresztą mogłam już mieć towarzystwo!

– Ale jesteś sama. A w Horndal wieści szybko się rozchodzą, co nie?

Cieszy się, że przyszedł. W głębi duszy nie chciała być sama. Nie dziś wieczorem. Kiedy zostały już tylko skrawki pizzy, Magnus wstaje, by dołożyć więcej drewna.

– Dlaczego wróciłaś? – pyta odwrócony do niej plecami, jakby wiedział, że temat jest delikatny.

Jackie unika odpowiedzi i idzie do kuchni po nową butelkę.

– Chodzi mi o to, że mało kto wraca do Horndal – mówi Magnus po jej powrocie. – Wszyscy inni, których znam, wyprowadzili się stąd. No, oprócz Kenta.

– A co z nim?

– Prawdopodobnie wszystko w porządku, ale jesienią ubiegłego roku stał się bezrobotny, kiedy zamknięto jego firmę. Na Boże Narodzenie musiał zrezygnować z mieszkania i przeprowadzić się do Folkego.

– Na pewno nie jest fajnie wrócić do domu rodzinnego w wieku ponad czterdziestu lat – zauważa Jackie, momentalnie zdając sobie sprawę, że zrobiła dokładnie to samo. Z tą różnicą, że jej ojca już tu nie ma.

– Straciliśmy kontakt, ja i Kent, więc nie mogę powiedzieć, że wiem, co on czuje. Ale oczywiście musi być ciężko stracić pracę. Myślę, że pomaga Folkemu w zbiórkach odzieży dla sierocińców w Rosji, ale jest to działalność charytatywna i nie przynosi zysków.

– Folke nadal się tym zajmuje?

– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – mówi Magnus i rzuca jej przenikliwe spojrzenie.

Jackie patrzy przez chwilę w jego pełne sympatii oczy, a potem odwraca wzrok. Nie spieszy się z odpowiedzią i zaczyna bawić się skórką przy paznokciu.

– W krótkim czasie pochowałam ojca, rozstałam się z mężem po piętnastu latach i rzuciłam pracę – mówi w końcu. – Nie mam pojęcia, co zrobić ze swoim życiem i prawie nie wiem już, kim jestem. Czy to brzmi jak opóźniony kryzys wieku średniego? – Jackie próbuje się uśmiechnąć.

– Nie – odpowiada Magnus, patrząc na nią poważnie. – Po prostu wiele przeszłaś w niedługim czasie. Mogę zapytać, dlaczego zrezygnowałaś?

– Wiesz, gdzie pracowałam?

– W wywiadzie wojskowym, w MUST. Jak wiesz, mój kuzyn Pelle pracuje w SÄPO i czasami mówił mi o tobie. – Magnus wygląda na zakłopotanego.

– Och, zwykle tak robi – mówi Jackie. – Właściwie zapomniałam, że masz kuzyna w służbach bezpieczeństwa, a raczej, że Pelle jest twoim kuzynem.

– Ale nie powiedział mi nic o twoim odejściu.

– Po prostu nadszedł na to czas – kontynuuje po chwili Jackie. – Wykorzystałam już za wiele z moich dziewięciu żyć. Udało mi się wyjść cało z sytuacji, które mogły skończyć się naprawdę źle. Miałam też wrażenie, że stałam się kimś innym. Albo że nie wiem już, kim jestem. Praca tajnej agentki ma swoje wady. Ma dziwny wpływ na człowieka, zbiera swoje żniwo.

Jackie postanawia nie mówić o tym, co przydarzyło się jej koledze. Nie tylko dlatego, że śledztwo jest tajne, ale ponieważ myśl o tym jest zbyt bolesna.

Rozdział 5 

29 marca 2015 

Bruket, Horndal

 

Kent Kallin marznie, stojąc w cienkiej kurtce na rzeźbionych, prowadzących do wnętrza domu schodach i czekając na przybycie lokatorów do Bruket. Cienka warstwa lodu sprawia, że drewno jest miejscami zdradziecko śliskie, a z ust Kenta wydobywa się para. Słońce dzielnie świeci z lodowatego nieba, ale udaje mu się jedynie rozproszyć poranną mgłę nad łąkami. Dziś nie będzie już ciepło. Kent poprawia szalik i podnosi kołnierz, próbując się ogrzać. Spogląda na zegarek. Dwadzieścia po ósmej. Są spóźnieni. Rozciera ręce i mruczy do siebie. Punktualność to kwestia kultury.

Kiedy Kent postanawia odjechać, na podjeździe pojawia się samochód. Powoli przejeżdża przez aleję i staje pod domem. Zauważa markę samochodu – mercedes. Na pewno bardzo dobry. Z pojazdu wysiadają dwie osoby; mężczyzna i kobieta. Mężczyzna, po pięćdziesiątce, ma na sobie ciemny garnitur pod rozpiętym płaszczem i niskie buty, a w dłoni trzyma parę czarnych skórzanych rękawiczek. Kobieta, która wygląda prawie dwadzieścia lat młodziej, ma na sobie zapinany na guziki płaszcz z futrzanym kołnierzem i wysokie buty na wąskim obcasie. Z daleka można poznać, że nie są stąd. Kent szybko zdejmuje czapkę, a jego rude włosy sterczą we wszystkich kierunkach, po czym podchodzi, by się przywitać.

Mężczyzna jest wielki jak niedźwiedź, a blondwłosa kobieta u jego boku wygląda delikatnie niczym mały ptaszek. Wyciąga rękę i mówi z lekko obcym akcentem:

– Przepraszam za spóźnienie. – Uśmiecha się do niego, ale jej oczy się nie śmieją.

– Nie ma sprawy – odpowiada szybko Kent Kallin, choć jeszcze kilka chwil temu przeklinał parę w duchu.

Kiedy puszcza jej dłoń, ze zdziwieniem stwierdza, że musi rozmasować swoją. Tak silny uścisk zdecydowanie nie pasuje do jej szczupłej sylwetki. Kent wyciąga rękę w kierunku mężczyzny, ale ten chowa ręce do kieszeni płaszcza i nie próbuje ich wyjąć. Zamiast tego patrzy sceptycznie na otoczenie. Kent nerwowo opuszcza rękę i myśli, że cichy mężczyzna prawdopodobnie nie mówi po szwedzku, ale przynajmniej mógłby się przywitać. Wchodzi przed przybyszami do starego budynku i niezręcznie macha ręką.

– Tak to wygląda.

Kobieta wchodzi do kuchni i się rozgląda. Następnie, w eleganckich butach, wchodzi do salonu. Drewniane deski skrzypią lekko pod jej krokami. Kent, który z przyzwyczajenia zdjął buty w korytarzu, czuje się zakłopotany, stojąc w skarpetkach, ale teraz nie może wrócić i założyć ich ponownie. Kobieta rzuca szybkie spojrzenie na jego odziane w skarpetki stopy, ale nie zdradza, o czym myśli. Kaflowe piece i antyczne meble w domu nie robią na niej wrażenia; ledwie rzuca na nie okiem. Zamiast tego podchodzi do okien i wygląda na zewnątrz. Wydaje się zastanawiać nad tym, czy widok jest wystarczająco dobry.

– To pana dom?

– Nie, ja tylko pomagam przy wynajmie. Kiedyś tu pracowałem, ale zamknięto interes i musiałem odejść. To znaczy wszyscy musieli.

Kent gryzie się w język. Dlaczego tak bełkocze? Coś w tej parze sprawia, że się denerwuje. Milczący mężczyzna pozostaje w kuchni, podczas gdy kobieta bez słowa wchodzi po schodach na piętro razem z Kentem.

– Państwo są z Rosji? – pyta Kent, a kiedy nie otrzymuje odpowiedzi, kontynuuje: – Zwykle pomagam ojcu w transportach do Petersburga.

– Transportach? – Odwraca się do niego, a on jest tak zakłopotany jej spojrzeniem, że czuje się nagi.

– Tak, tata zbiera dziecięce ubrania i zabawki, które zawozimy do sierocińców w Rosji. Robi to od wielu lat, ale ponieważ nie jest już młody, pomagam mu.

– Twój ojciec jest dobrym człowiekiem – mówi kobieta i jest to bardziej stwierdzenie niż pytanie.

– Chyba tak. – Kent drapie się po rudej głowie. – Całe życie pracuje jako kościelny – mówi w ramach wyjaśnienia.

Na piętrze znajduje się kilka sypialni i łazienka. Wszystko jest pięknie urządzone, ale proste jak na obecne standardy. W całym domu jest zimno i czuć słaby zapach pleśni, ale jej to nie przeszkadza. Kent zastanawiał się, czy nie ogrzać domu na czas oglądania, ale zdecydował się tego nie robić. Gdyby się nie pojawili, wszystko poszłoby na marne. Teraz żałuje, że z tego zrezygnował.

– A ten duży biały dom nad jeziorem? Jest pusty? – pyta kobieta w drodze do kuchni.

– Plebania? Nie, już nie.

– Aha, szkoda. Kto tam mieszka?

– Jackie Philipsson. To dom jej rodziców. Dorastała tam, a niedawno przeprowadziła się z powrotem. Dokładnie wczoraj.

– Znacie się?

– Tak, chodziliśmy razem do szkoły. Mówiła pani, że na jak długo chcielibyście państwo wynająć ten dom?

– Jeszcze nie mówiliśmy, czy chcemy.

Czeka na ciąg dalszy, ale kobieta nic nie mówi. Zamiast tego wręcza mu brązową kopertę.

– To czynsz za trzy miesiące z góry. I mały bonus za fatygę. Potem zobaczymy.

Zaskoczony Kent Kallin przyjmuje kopertę. Nie spodziewał się gotówki. A tym bardziej nadwyżki. Nie jest pewien, czy powinien przeliczyć pieniądze. Mogliby pomyśleć, że im nie ufa. Zresztą tak właśnie jest. Ostatecznie otwiera kopertę i liczy banknoty, stojąc przy kuchennym stole. Kobieta powiedziała, że to czynsz za trzy miesiące, a miesięczny czynsz wynosi dziesięć tysięcy koron. Koperta zawiera czterdzieści tysięcy. Mały bonus? Kent zastanawia się, czy nie zaszła pomyłka. Być może para obcokrajowców nie zna się na walutach. Podnosi głowę i widząc pełne opanowania spojrzenie kobiety, zdaje sobie sprawę, że nie popełniono żadnego błędu. Najspokojniej, jak potrafi, wkłada plik banknotów do koperty i przygotowuje się do wyjścia. Gdy dociera do drzwi wejściowych, kobieta zatrzymuje go.

– Może jest pan zainteresowany zarobieniem dodatkowych pieniędzy na transporcie? Potrzebujemy kogoś zaufanego i dobrze płacimy. – Uśmiechnęła się, przechylając głowę.

Kiedy Kent został zapytany przez władze dawnej fabryki, czy mógłby zająć się wynajmem, natychmiast się zgodził. Przynajmniej dałoby mu to niewielką zapłatę i miał nadzieję, że nowi najemcy przynieśliby do wioski jakiś biznes. Cokolwiek. Gdyby udało mu się znaleźć dorywczą pracę, łatwiej byłoby stanąć na nogi i przetrwać do czasu, aż jego szczęście się odmieni i znajdzie coś stabilnego. Po prostu nie mógł dalej mieszkać z ojcem. To było upokarzające. Wystrój pokoju nie zmienił się, od kiedy był małym chłopcem. Teraz nadarzyła się okazja, na którą liczył, więc bez najmniejszego wahania przyjął propozycję. Z pewnością byłoby dobrze, gdyby furgonetkę Folkego można było wykorzystać do czegoś więcej niż tylko transportu charytatywnego? To dodatkowe pieniądze, których potrzebuje, dopóki nie znajdzie prawdziwej pracy, pomyślał, opuszczając Bruket i dziękując swojej szczęśliwej gwieździe za tę nieoczekiwaną szansę na nowy start w życiu. I za kopertę z premią w wysokości dziesięciu tysięcy koron.

– Co to było? – Niedźwiedź stoi odwrócony do niej plecami, obserwując, jak gospodarz przecina dziedziniec i podąża w kierunku głównej drogi.

– Improwizowałam. Oprócz misji powierzonej nam przez pułkownika wciąż mamy wymóg wyszukiwania nowych przewoźników i tras do Rosji.

– Ale operacja Taksi jest priorytetem! Poza tym jestem twoim przełożonym i nie możesz przejmować inicjatywy.

– Z całym szacunkiem, towarzyszu Miedwiediew. Nie jesteś moim przełożonym. Jesteś po prostu starszy. – Anastazja Popowa odwraca się na pięcie i wychodzi do samochodu, by zacząć wnosić sprzęt.

Rozdział 6 

29 marca 2015 

Plebania, Horndal

 

Zaraz po obudzeniu się Jackie potrzebuje chwili, aby przypomnieć sobie, gdzie jest. Mój nowy dom – wzdycha i z trudem siada na kanapie. Ma ciężką głowę i suche usta. Kiedy Magnus poszedł do domu, nie była w stanie pościelić łóżka ani się rozebrać, a sofa wydawała się najlepszym rozwiązaniem.

Jackie składa koc i idzie do toalety. Po drodze zatrzymuje się przed lustrem w korytarzu i z przerażeniem patrzy na swoje odbicie. Jej policzki są blade, a oczy ciemne. Włosy pozostają w nieładzie, a końcówki proszą się o obcięcie. Koszulka pobrudziła się przy wczorajszym rozpakowywaniu pudeł, a dżinsy są poplamione czymś, co prawdopodobnie jest pizzą. Odwraca się i idzie do kuchni, gdzie długo spuszcza wodę w kranie, po czym napełnia szklankę i wrzuca do niej środek na ból głowy. Po włączeniu ekspresu do kawy udaje się na górę, by wziąć zdecydowanie potrzebny prysznic.

Ciepła woda spływa po jej głowie i plecach, a ból głowy powoli ustępuje. Myśli o wieczorze spędzonym z Magnusem. Trudno sobie wyobrazić, że minęło jakieś dziesięć lat, odkąd ostatni raz zamienili ze sobą więcej niż kilka zdań. Żałował, że nie był na pogrzebie jej ojca, ale musiał zostać na posterunku policji po napadzie na sklep ze złotem. Dla niej nie miało to większego znaczenia. To, że przyszedł wczoraj z pizzą i kwiatami, było cenniejsze. Żałobę po ojcu chętniej przeżywa w samotności.

Przypomina sobie fragmenty rozmowy z Magnusem i wydaje jej się, że pod koniec wieczoru pocałowała go – czy też on pocałował ją.

Chociaż ogień przygasł, w pokoju wciąż było ciepło, więc otworzyła szeroko okno, aby wpuścić nocne powietrze. Na zewnątrz było gwiaździste niebo i pachniało śniegiem. W tle ze starego gramofonu leciał utwór zespołu Simple Minds, Don’t You (Forget About Me).

– A więc zostałeś policjantem, tak jak twój ojciec.

– Tak, to było nieuniknione. – Magnus westchnął, ale nie tyle z rezygnacją, co raczej z zadowoleniem.

– Żona?

– Ożeniłem się i rozwiodłem. Agneta i ja mamy córkę, Tuvę, z którą teraz mieszkam w domu w Rossen. W pobliżu kąpieliska.

– Jesteś zadowolony ze swojego życia?

– Tak. Bardzo lubię swoje życie, lubię codzienną rutynę. Jestem nudziarzem?

– Może trochę. – Jackie się uśmiechnęła.

– Oczywiście, że tak. Zwłaszcza przy twoim czarującym życiu szpiega. – Kopnął ją kpiąco w nogę.

– Ale ja nie byłam szpiegiem – odpowiedziała z irytacją. – I nie powiedziałabym, że jest z tobą aż tak źle.

– Przepraszam, Jackson. – Wiedziała, że użył jej starego przezwiska, by ją udobruchać. – Ale co zamierzasz teraz robić? Może zostaniesz konsultantką do spraw bezpieczeństwa?

– Konsultantką? – wycedziła, jakby zasugerował, by została prostytutką.

– A dlaczego nie? Z pewnością masz wyjątkowe doświadczenie. A bezpieczeństwo informacji to obszar, w którym jest duże zapotrzebowanie.

Weszli razem do kuchni i, o ile dobrze zapamiętała, otworzyli trzecią butelkę wina. Dziś, wmasowując szampon w skórę głowy, dochodzi do wniosku, że nie było to zbyt rozsądne.

– Właściwie to nie jest zły pomysł – powiedziała po chwili.

– Możesz pomóc szwedzkim firmom w ochronie przed szpiegami. Podzielić się wiedzą dotyczącą gromadzenia danych wywiadowczych. Większość ludzi prawdopodobnie nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia. Myślą, że działalność wywiadowcza istniała w czasie zimnej wojny lub zdarza się tylko w filmach o Bondzie.

Jackie założyła włosy za ucho i oparła się o zlew.

– Wiesz, że liczba agentów wywiadu jest dziś co najmniej tak wysoka, jak podczas zimnej wojny? – odpowiedziała.

– Wierzę ci. – Magnus podał jej napełniony kieliszek wina, a potem wrócili na sofę.

– Szwecja jest krajem przodującym w dziedzinie badań i rozwoju. Wystarczy spojrzeć na nasze zaawansowane technologicznie firmy z branży obronnej i telekomunikacyjnej. Albo przyjrzeć się sytuacji w przemyśle farmaceutycznym, który jest niezwykle wrażliwym sektorem.

– Z powodu zagranicznych badaczy?

– Tak, między innymi. Wyobraź sobie, że poświęcasz lata badań na opracowanie nowego leku tylko po to, by zobaczyć jego dokładnąkopię u zagranicznego konkurenta tuż przed złożeniem wniosku o patent. To miliardowe straty.

– A dlaczego nie składa się go od razu? Tego wniosku o patent.

– Patent jest ważny tylko przez pewien czas, zanim konkurenci będą mogli wyprodukować jego kopię, która może być sprzedawana taniej niż oryginał, ponieważ nie poniesiono żadnych kosztów badań.

– Więc zwleka się ze złożeniem wniosku jak najdłużej – mówi Magnus.

– Poza tym, jeśli chodzi o szpiegostwo przemysłowe, często zdarza się, że firmy nie zdają sobie sprawy z wycieku informacji. Dopóki nie jest za późno. W dzisiejszych czasach pracownik może wynieść wszystkie tajemnice firmy na pendrivie. No i wiele przedsiębiorstw pozwala pracownikom na pracę online, z własnym komputerem podłączonym do serwerów firmy.

– To chyba praktyczne, jeśli zadba się o odpowiednie zabezpieczenia?

– Praktyczność i bezpieczeństwo rzadko idą w parze, Magnus. Kiedy pozwalasz pracownikom łączyć się z ich sieciami bezprzewodowymi w domach, tracisz kontrolę. Wielu z nich ma słabo zabezpieczone routery z domyślnymi hasłami. Jak myślisz, kiedy i gdzie atakujący ma największe szanse na uzyskanie dostępu do informacji? Kiedy siedzisz w odpowiednio zabezpieczonym środowisku w pracy czy kiedy pracujesz w domu?

– Dobra, chyba rozumiem – odpowiedział Magnus, który nigdy tak naprawdę nie rozumiał komputerów. – Nie będziesz tęsknić za starą pracą?

– Chyba już tęsknię. Ten przypływ adrenaliny, gdy coś idzie nie tak, ale mimo to udaje się to rozwiązać… nie znajdę tego nigdzie indziej.

Wychodzi spod prysznica, zaczerwieniona od gorącej wody. Przejeżdża dłonią po lustrze i patrzy na wilgotne kasztanowe włosy układające się na ramionach. Naprawdę powinna je skrócić, ale teraz przynajmniej są czyste. Dobiegający z kuchni zapach kawy jest nie do odparcia. Po napełnieniu kubka siada przy kuchennym stole i podciąga jedną nogę pod siebie.

Wczoraj brzmiało to tak łatwo, kiedy powiedziała, że zamierza założyć własną działalność, ale w rzeczywistości nie ma pojęcia, jak to zrobić. Co by powiedzieli w Firmie, gdyby nagle zaczęła wygłaszać wykłady o metodach pozyskiwania informacji? Czy w ogóle wolno jej to robić?

Przez lata spędzone z Nilsem nie chwaliła się swoją pracą. Mówiła rodzinie i przyjaciołom, że pracuje w służbach bezpieczeństwa, ale oficjalnie była tylko analitykiem, zwykłym pracownikiem biurowym. Czasami takie umniejszanie swojej roli, kłamanie na temat tego, co się naprawdę robiło, było męczące. Nie żeby było coś złego w byciu analitykiem, ale jednak robiła o wiele więcej. Podróżowała po świecie, rekrutując informatorów lub szpiegów. Mężczyzn i kobiety, którzy wbrew rozsądkowi godzili się przekazywać jej tajne informacje. Robili to z wielu powodów. Dla pieniędzy czy pochlebstw, z uwagi na niezadowolenie, nudę czy brak lojalności, a czasem, choć bardzo rzadko, szantaż. Zdaniem Jackie groźby mało kiedy decydowały o sukcesie. Wywoływały strach, a strach sprawiał, że ludzie popełniali błędy. Tymczasem błędy mogą oznaczać koniec – zarówno dla kontaktu, jak i dla niej samej.

Napełnia kubek i myśli, że musi dziś pojechać na zakupy. Przynajmniej po mleko do kawy. Następnie przegląda w telefonie strony z wiadomościami i szybko przewija je w dół. To dopiero koniec marca, a wysyp wiadomości jest jak w lipcu. Większość artykułów dotyczy szybkich sposobów na zrzucenie wagi. Jest też wzmianka o polityku, który nie zapłacił mandatu za parkowanie. Ale jeden z nagłówków przykuwa jej uwagę, więc klika go.

Tekst stanowi tylko krótką informację z zagranicy. Siedemdziesiąt trzy osoby zmarły w ciągu tygodnia w rosyjskim mieście Jekaterynburg. Kolejnych dwadzieścia zachorowało i jest obecnie leczonych na oddziale zamkniętym. Istnieją spekulacje na temat możliwych przyczyn wybuchu epidemii, ale rzecznik Światowej Organizacji Zdrowia odmówił komentarza, dopóki nie pojawi się więcej informacji. Jackie odchyla się na krześle, zamyśla się na chwilę, po czym ponownie czyta tekst. Coś jej to przypomina, ale nie pamięta co.

Za kuchennym oknem jest przepiękna pogoda. Nie może tu tak siedzieć. Musi oczyścić umysł, napełnić płuca świeżym powietrzem i pozbyć się bólu głowy.

Rozdział 7 

29 marca 2015 

Plebania, Horndal

 

Gdy Jackie spacerowała wokół jeziora, ktoś wszedł do jej domu. Natychmiast to wyczuła. Chociaż drzwi są nadal zamknięte, ma wrażenie czyjejś obecności. A raczej czuje, że nie jest sama. Przez chwilę stoi przed drzwiami wejściowymi. Waha się, trzymając dłoń na klamce i wydychając powietrze. Nie zdejmuje butów i powoli idzie w kierunku kuchni. Mija puste, nieumeblowane pokoje, ściskając klucze w prawej dłoni. To kiepska broń, ale lepsza niż nic i jest gotowa jej użyć.