Erhalten Sie Zugang zu diesem und mehr als 300000 Büchern ab EUR 5,99 monatlich.
Szwedzka wyspa, rosyjski spisek i walka o wpływy na Bałtyku. Jackie Philipsson, detektyw z biura śledczego mierzy się z największym wyzwaniem swojej kariery. Niedługo po przerażającym odkryciu o swoim pochodzeniu, staje na czele operacji White Snow. Szwecja jest nękana przez tajemnicze przerwy w dostawie prądu i sabotaże. Czy to dzieło przypadku czy efekt skomplikowanego spisku rosyjskich służb wywiadowczych? Czy Gotlandia jest dla Rosji kluczem do kontroli nad Morzem Bałtyckim? Przed Jackie wyścig z czasem, w którym każde posunięcie może mieć śmiertelne konsekwencje. Opowieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami z dwudziestoletniej kariery autorki w szwedzkich tajnych służbach. Idealna dla fanek i fanów Johna le Carré i Toma Clancy!
Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:
Seitenzahl: 159
Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:
Carolina Angelis
Saga
Efekt domina
Tłumaczenie SAGA Egmont
Tłumaczenie SAGA Egmont
Tytuł oryginału Dominoeffekten
Język oryginału szwedzki
Copyright ©2022, 2024 Carolina Angelis i SAGA Egmont
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788728455548
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Żadna część niniejszej publikacji nie może być powielana, przechowywana w systemie wyszukiwania danych lub przekazywana w jakiejkolwiek formie lub w jakikolwiek sposób bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy, ani rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie oprawy lub z okładką inną niż ta, z którą została opublikowana i bez nałożenia podobnego warunku na kolejnego nabywcę. Zabrania się eksploracji tekstu i danych (TDM) niniejszej publikacji, w tym eksploracji w celu szkolenia technologii AI, bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy.
www.sagaegmont.com
Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.
Dla Herkulesa, zawsze w naszych sercach
Złowieszcze, ciemne morskie fale bezlitośnie raz za razem atakują brzeg niczym ryczący potwór, który ma zamiar pożreć wszystko na swojej drodze. Mamy Wigilię Bożego Narodzenia, a cała Gotlandia jest pogrążona w ciemności z powodu przerw w dostawach prądu. W pobliżu zachodniego wybrzeża Fårö statek towarowy próbuje schronić się przed sztormem, w grudniowych ciemnościach widać jedynie jego pojedyncze światło nawigacyjne.
Dwie małe łodzie desantowe zostają pospiesznie opuszczone z relingu i gdy tylko dotykają powierzchni wody, ruszają gwałtownie w stronę lądu. Kilka metrów od brzegu załoga wskakuje do wody i zaczyna brodzić w kierunku plaży. Niosą ze sobą duże wodoodporne plecaki i parę skrzynek w kolorze khaki, których ewidentnie starają się nie zanurzyć w lodowatej wodzie.
Jeden z mężczyzn prawie traci równowagę, ale silne ramiona błyskawicznie stawiają go na nogi i wszyscy bez większych problemów docierają do zaśnieżonej kamienistej plaży. Załoga statku natychmiast odpływa, znikając w ciemności.
Na skarpie nad plażą czekają trzy minibusy. Kierowcy wysiadają i krótko witają się z mężczyznami, którzy szybko zmieniają mokre kombinezony na suche ubrania i ciężkie buty.
Pudła i torby zostają załadowane do bagażnika i zaledwie kilka minut później kolumna rusza w drogę. Wiatr chwilowo przegania chmury, a księżyc oświetla jałowy zimowy krajobraz.
Gdy konwój zbliża się do terminalu promowego w Broa, mężczyzna na siedzeniu pasażera pierwszego samochodu widzi, że promy nadal nie kursują. Nie jest zaskoczony, spodziewał się tego, ale i tak wciąż spogląda na zegarek.
Przerwa w dostawie prądu potrwa prawdopodobnie jeszcze co najmniej pół godziny. Mężczyźni mają nadzieję, że po tym czasie uda im się przepłynąć. Wcześniej rozważali możliwość zejścia na ląd w innym miejscu, ale ostatecznie zdecydowali, że całkowicie opuszczone i dające ochronę przed wiatrem plaże Fårö będą najlepszą opcją.
Na nabrzeżu stoją już dwa inne samochody czekające na ponowne uruchomienie promu. Mężczyzna na siedzeniu pasażera prosi kierowcę o zjechanie na pobocze, aby nie rzucali się w oczy, a następnie spogląda w boczne lusterko, aby zobaczyć, czy pozostałe busy podążają ich śladem.
Przynajmniej kilku pasażerów miałoby ochotę rozprostować nogi i zapalić papierosa, ale nikt nie wysiada z pojazdów. Wszyscy siedzą cicho i czekają. Mężczyzna ponownie spogląda na zegarek. Zostały dwie minuty.
Chwilę przed północą dopływ energii nagle wraca, a kapitan promu Fårö stwierdza, że pokonanie krótkiego dystansu przez cieśninę jest już bezpieczne. Samochody wjeżdżają na pokład, a statek od razu wyrusza w drogę.
Wiatr nadal mocno wieje, morskie fale obmywają otwarty pokład, ale mimo to osiem minut później dopływają do Fårösund. Po rozładunku samochody ruszają dalej i, trzymając się ograniczeń prędkości, podążają drogą numer 148 na południe.
Tuż za Lärbro trzy minibusy skręcają w kierunku Slite, miejscowości portowej na wschodnim wybrzeżu Gotlandii, liczącej nieco ponad tysiąc mieszkańców. Ulice są całkowicie puste, a większość miejscowych wydaje się spać spokojnie, najedzona i zmęczona po kolacji wigilijnej połączonej z otwieraniem prezentów.
Kierowca pierwszego pojazdu zwalnia przy bramie prowadzącej na ogrodzony teren, ale nie czeka długo. Mężczyzna w ciemnym ubraniu wyłania się z cienia, gotowy wpuścić samochody, które wkrótce potem wjadą do budynku przypominającego hangar.
Trzydzieści minut później dwa auta ponownie opuszczają teren, ale teraz ich boki mają świeżo namalowane logo polskiej firmy budowlanej i pasujące do niego polskie tablice rejestracyjne. Jeden samochód jedzie z powrotem w kierunku północnym, w stronę Fårösund. Drugi podąża dalej na południe, do miejscowości wypoczynkowej niedaleko Ljugarn, gdzie czeka wynajęty domek zaledwie kilka kilometrów od szwedzkiej stacji wywiadu elektromagnetycznego.
*
Tuż przed północą pod numer interwencyjny Szwedzkich Sił Zbrojnych zadzwoniono z informacją o trzech pojazdach jadących wzdłuż opustoszałego wybrzeża Fårö. Knut Lindvall, który już od prawie trzydziestu lat był trenerem psów w obronie cywilnej, zareagował natychmiast, gdy samochody z dużą prędkością minęły jego dom w pobliżu Lauters.
Knut stał przy oknie w kuchni, zastanawiając się, czy zaraz rozpęta się burza, gdy jego pies nagle zaczął warczeć. Wkrótce potem pojawiły się pojazdy. Nie zadzwonił wcześniej, ponieważ jego telefon komórkowy był rozładowany i nie mógł go ponownie naładować, dopóki nie wrócił prąd.
Osoba odbierająca zgłoszenie była nim mało zainteresowana, a Knut bezskutecznie próbował uświadomić jej powagę sytuacji. Strażnik na dyżurze był jednak stanowczo za młody, by pamiętać, że tego rodzaju sytuacje miały już wcześniej miejsce na Gotlandii, zwłaszcza podczas zimnej wojny.
Ten szczeniak myślał zapewne, że dzwoniący jest po prostu starym paranoikiem i na pewno nie zamierzał sporządzić nawet notatki służbowej z odbytej rozmowy.
Knut zakończył połączenie i podrapał się po brodzie, będąc mocno sfrustrowany. W końcu zdecydował się na krok, który powinien był podjąć w pierwszej kolejności.
– Więc pojechali na południe, tak? – zapytała Ylva Jensen, przełożona Knuta w oddziale obrony cywilnej, bardzo kompetentna kobieta, która z wielkim zainteresowaniem wysłuchała podsumowania jego obserwacji.
– Tak, myślę, że mogli zmierzać do terminalu promowego. Czy jest możliwe, że wieczorem kursował jakiś statek, biorąc pod uwagę burzę?
– Sprawdzę to – powiedziała, rozłączając się, a wkrótce potem oddzwoniła. – Skontaktowałam się z Ove. Dowodził promem przez całą Wigilię. Musieli odwołać rejs, gdy szalała burza i nie było prądu. Trzy minibusy z przyciemnianymi szybami zdążyły jednak na ostatni kurs. Dobrze je zapamiętał, ponieważ w sumie było tylko pięć samochodów, a dwa pozostałe to byli ludzie, których znał z Visby – policjant i młoda pielęgniarka.
– Czy Ove może coś powiedzieć o narodowości lub liczbie osób podróżujących w tych samochodach?
– Nie. Jak już mówiłam, szyby były przyciemniane, a pogoda gówniana, więc nikt z nich nie wysiadał. Ale busy miały szwedzkie tablice rejestracyjne.
– To z pewnością nic nie znaczy – powiedział ponuro Knut. – A jeśli jest tak, jak przypuszczam, to obawiam się, że mieli inne powody niż burza, by z nich nie wychodzić.
Przez kilka sekund w słuchawce panowała cisza i zarówno Knut, jak i Ylva poczuli, że to musi być coś ważnego, choć nie wiedzieli dlaczego.
– Co powinniśmy zrobić? – zapytała Ylva, biorąc głęboki wdech.
– Wypełnimy nasz obowiązek – odpowiedział zdecydowanie Knut.
WOJNA HYBRYDOWA
Jackie Philipsson wyjrzała przez okno na trzecim piętrze i zdała sobie sprawę, że pługi śnieżne wciąż mają wiele do zrobienia po wczorajszych intensywnych opadach. Niebo nadal było szare, ale wiatr ucichł, a śnieg delikatnie prószył. Ulice Visby, niemal całkowicie pokryte białym puchem, były prawie puste.
Miasto zdecydowanie było lepsze zimą, opustoszałe i ciche. Można było spać przy uchylonym oknie, nie ryzykując, że obudzą cię krzyczący młodzi ludzie wracający z baru. Kiedy nadejdzie wiosna, planowała opuścić Visby i przenieść się z powrotem do małej chatki rybackiej w Hoburgen. Albo na plebanię w Dalarnie. Tak naprawdę nie miało znaczenia dokąd, byleby było tam spokojnie.
W każdym oknie, oczywiście z wyjątkiem jej własnego, świeciły gwiazdy betlejemskie i świeczniki. Ona nie czuła potrzeby, by je zapalać. I tak nie planowała obchodzić świąt Bożego Narodzenia, wystarczy, że robili to inni. Drewniane trzypokojowe mieszkanie, które wynajmowała, znajdowało się wewnątrz muru obronnego. Było piękne, z dużymi oknami i wysokimi sufitami. Z małego balkonu roztaczał się widok na port i na morze, które na horyzoncie spotykało się z niebem. Na jasnych drewnianych podłogach leżały ręcznie tkane dywaniki w kolorach ziemi, a srebrne świeczniki zdobiły zarówno stoły, jak i parapety. Ciepłe koce i miękkie owcze skóry wykonane na wyspie leżały na oparciu nowoczesnej sofy.
Mieszkanie nie należało do niej i choć było fantastyczne, nie czuła się w nim jak w domu. Wygląda bardziej jak poczekalnia – pomyślała, napełniając filiżankę kawą, zanim usiadła przy stole z widokiem na szczyty okolicznych dachów. – Albo jak kryjówka, miejsce, w którym można schować się przed światem.
Od powrotu z Grecji w maju tego roku robiła wszystko, co w jej mocy, aby unikać wszelkich kontaktów z ludźmi, prawie całkowicie zamknęła się w sobie. Spotkała się z Antonem zaledwie kilka razy, mimo że mieszkali na tej samej wyspie.
Przez wiele lat pełnił funkcję jej mentora w służbach wywiadowczych, ale też dawał wsparcie i poczucie bezpieczeństwa. Zawsze potrafił czytać w niej jak w otwartej księdze, a teraz, gdy w historii jej życia pojawiły się nowe rozdziały, o których absolutnie nie chciała, by się dowiedział, robiła, co mogła, by z nim nie rozmawiać.
Nie chciała powiedzieć mu o szokujących informacjach, jakie przyniosła jej podróż do Grecji. Nic, co wcześniej wiedziała o sobie i swoim pochodzeniu, nie było prawdą, a gdyby to, czego się tam dowiedziała, wyszło na jaw, Anton nie byłby w stanie jej ponownie zaufać. Czy ona sama mogła w ogóle na sobie polegać?
Jej dziadek, którego pogrzeb był powodem jej podróży do Grecji, okazał się rosyjskim nielegałem. Adonis, nieznany mężczyzna, którego spotkała na pogrzebie, przyznał się nie tylko do tego, że jest jej prawdziwym ojcem, ale także do faktu, że pracuje dla rosyjskiego wywiadu.
Zanim opuściła Grecję, Adonis błagał ją, by wróciła do domu, jak to określił. By zaakceptowała to, kim jest, i zaczęła pracować dla Rosji. Poprosił ją, by zmieniła stronę.
Jackie postanowiła tego wieczoru przeciwstawić się złej pogodzie i pójść na spacer pomimo burzy. Chciała, by wiatr targał jej włosy i ubranie, oczyszczając ją ze wszystkich sprzecznych emocji, które nieustannie zajmowały jej myśli.
W głębi duszy wiedziała jednak, że nic na świecie nie jest w stanie jej pomóc. Tak wiele rzeczy brała za pewnik, a większość z tego okazała się niczym innym jak tylko kłamstwem. W rzeczywistości była rdzenną Rosjanką, urodzoną ze związku, w którym oboje rodziców miało powiązania z rosyjską służbą wywiadowczą GRU.
Kiedy zadzwonił telefon i zobaczyła numer na wyświetlaczu, zawahała się. To był Anton. Wiedziała, że nie może go unikać w nieskończoność. Konsekwentnie stroniła od ludzi, których znała od wielu lat i którzy się o nią martwili. Kiedy jednak spojrzała w lustro, mogła zrozumieć ich troskę – wyglądała na zmęczoną.
Jej sięgające ramion kasztanowe włosy straciły blask, miała zmęczone spojrzenie, a pod oczami pojawiły się cienie. Prawdopodobnie zgrzytała zębami w nocy, ponieważ często budziła się z pulsującym bólem głowy i niezależnie od tego, jak długo spała, nigdy nie czuła się wypoczęta.
Dźwięk dzwonka telefonu w końcu ustał. Poszła do salonu, położyła się na kanapie i skuliła pod kocem.
Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, niechętnie wybudziła się z płytkiego snu. Na zewnątrz było ciemno, ale nie wiedziała, która jest godzina. W grudniu zaczynało się ściemniać około trzeciej. Znów usłyszała dzwonek, był jeszcze bardziej uporczywy, ale Jackie wciąż leżała bez ruchu.
Ktokolwiek stał przed drzwiami, prędzej czy później będzie musiał się poddać. Nagle klapka na listy uchyliła się i usłyszała znajomy, spokojny głos Antona:
– Otwórz, Jackie. Wiem, że jesteś w domu.
Westchnęła, zrzuciła z siebie koc i niechętnie poszła do przedpokoju, by go wpuścić.
– Skąd wiedziałeś, że tu jestem? – zapytała z ręką na klamce.
Anton przepchnął się obok niej, a następnie powiesił płaszcz i szalik na wieszaku.
– A gdzie indziej miałabyś być? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Nie opuszczasz mieszkania od tygodni. Chyba że idziesz po coś do sklepu.
Dostrzegła jego krytyczne spojrzenie skierowane na stosy pudełek po pizzy i tajskim jedzeniu.
– Śmierdzi tu – powiedział, wchodząc do kuchni i otwierając szeroko okno. – Jeśli pójdziesz wziąć prysznic, przygotuję coś do jedzenia. Alma zrobiła pieczeń i dżem z borówek, a ja przyniosłem butelkę wina. Musimy porozmawiać.
Jackie pomyślała, że powinna coś odpowiedzieć, może zaprotestować, ale zmieniła zdanie i zamiast tego poszła do łazienki niczym posłuszne dziecko. Była zbyt zmęczona, by się opierać, i wstydziła się faktu, że Anton widzi ją w takim stanie.
Kiedy wróciła dziesięć minut później, była przebrana w dżinsy i ciemnoniebieską lnianą koszulę. Owinęła ręcznikiem świeżo umyte włosy i włożyła bose stopy w parę ciepłych kapci z owczej skóry. Z piekarnika wydobywały się cudowne zapachy i czekając, aż ziemniaki skończą się gotować, usiedli przy stole z kieliszkiem Côtes du Rhône w dłoni. Anton pogłaskał ją ojcowskim gestem po policzku i spojrzał na nią z troską.
– Skąd wiesz, że nie wychodziłam z domu? Ktoś mnie śledził? – zażartowała.
Nie odpowiedział od razu, więc pośpiesznie odstawiła kieliszek, rozlewając przy tym trochę wina.
– Co? Naprawdę mnie obserwowaliście!
– Nie jest tak, jak myślisz. Nie prowadziliśmy całodobowego nadzoru – odparł Anton, wycierając rozlane wino ręcznikiem papierowym. – Chcieliśmy się tylko upewnić, że wydarzenia w Kaliningradzie nie doprowadzą do czegoś poważniejszego. Musieliśmy być pewni, że cię nie obserwują ani w jakikolwiek sposób nie próbują wywrzeć na tobie presji. Ale możesz być spokojna, nie wykryliśmy żadnej aktywności związanej z twoją osobą ani z twoim lokum.
– Jakie są wasze dalsze plany? – Była tym już mocno zirytowana.
Anton siedział przez chwilę cicho.
– Poszłaś do psychologa, tak jak prosiłem?
– Jestem pewna, że znasz odpowiedź na to pytanie – stwierdziła kwaśno.
– I jak było? Pomogło?
– Masz na myśli, czy czuję się już dobrze? Wszystko jest w raporcie psychologa.
– Daj spokój, Jackie. Chcę tylko wiedzieć, co myślisz o tym wszystkim.
Jackie przewiesiła ręcznik przez oparcie krzesła, podciągnęła nogę i oparła brodę na kolanie. Wróciła myślami do sesji z psychologiem, które zorganizowała dla niej Firma. Psycholog nie miał bujnej brody i okularów w rogowej oprawie, jak to bywa w filmach. Nie był również ubrany w kardigan i sztruksowe spodnie. Zamiast tego był elegancki i świeżo ogolony, a jego spokojny głos wzbudzał zaufanie.
Na początku zadał tylko jedno lub dwa pytania, a potem pozwolił jej mówić. Po pierwszym spotkaniu była zaskoczona tym, z jaką łatwością mu się zwierzała. Zastanawiała się nawet, czy byłby dobrym oficerem prowadzącym.
Kiedy jakiś czas później opowiedziała mu o swojej pozorowanej egzekucji w Kaliningradzie, zapytał ją, czy to nadal ma na nią wpływ. O mało nie skłamała, bo tak byłoby łatwiej, ale zamiast tego usłyszała, jak mówi: „Tak”. Następnie opowiedziała mu o powracających koszmarach i o tym, jak często budzi się z uczuciem paniki i nie może potem zasnąć.
Wspomnienia z tego zdarzenia mogły z czasem stać się mniej wyraziste, ale wiedziała, że nigdy nie odejdą. Nie mogła przecież oczekiwać, że kiedykolwiek przestanie odczuwać wyrzuty sumienia związane z tym, że nie ochroniła swojego źródła. Jego śmierć była jej winą. Tak przynajmniej nauczono ją myśleć w trakcie szkoleń.
Podczas ostatniej wizyty psycholog powiedział, że ma wrażenie, jakby coś jeszcze jej ciążyło, i zapytał, czy chciałaby o tym porozmawiać.
– Coś więcej niż moja pozorowana egzekucja i fakt, że pośrednio spowodowałam śmierć człowieka? – odpowiedziała pytaniem.
– Używasz sarkazmu i ironii jak tarczy, aby się chronić – stwierdził, a ona zobaczyła w jego oczach, iż zdawał sobie sprawę, że kryje się za tym coś więcej.
Dlatego też była to jej ostatnia wizyta u niego. Po tej rozmowie najbezpieczniej było tam nie wracać. Ryzyko, że przypadkowo powie coś o swoim rosyjskim pochodzeniu, było niewielkie, ale nie mogła tam chodzić i kłamać. To wymagało od niej zbyt wiele siły, a tej miała w sobie zdecydowanie za mało.
Jackie podniosła wzrok i spojrzała na Antona.
– Myślę, że to mi pomogło, nie sądzę jednak, by istniało jakieś szybkie rozwiązanie, a ja jestem już tym zmęczona i ciężko mi na duszy. Wiesz, co mam na myśli?
Przytaknął i przez chwilę zdawał się szukać właściwych słów.
– Potrzebujemy twojej pomocy, Jackie – zaczął niepewnie. – Chcemy, żebyś do nas wróciła.
– Jestem przecież spalona, wiesz o tym równie dobrze jak ja.
– Dlatego twoja rola będzie miała trochę mniejsze znaczenie.
Anton wstał, by wylać wodę z ziemniaków.
Kiedy jedzenie było już na stole, napełnił kieliszki winem. Jackie siedziała z rękami splecionymi na kolanach i patrzyła w ciemność. Śnieg przestał padać.
– Więc o co chodzi? – zapytała w końcu, biorąc łyk alkoholu.
Jackie jak zwykle obudziła się wcześnie. Długo rozmawiali i w końcu pościeliła Antonowi łóżko w pokoju gościnnym. Warunki drogowe wciąż były niepewne po wczorajszych opadach śniegu, a on był starszym człowiekiem, choć nigdy nie odważyłaby się mu tego powiedzieć w twarz. Ponadto zeszłej wiosny przeszedł zawał serca. W tych okolicznościach jazda do domu w Hoburgen wydawała się złym pomysłem.
Kiedy weszła do kuchni, Anton już tam stał i mamrotał coś, odwrócony do niej plecami, a jego wysoka sylwetka pochylała się nad automatem do espresso.
– Jak, do cholery, działa to urządzenie? – spytał z irytacją. – Już od pół godziny próbuję zrobić kawę. Co najmniej! Co jest złego w starych, dobrych ekspresach do kawy?
Jackie roześmiała się i delikatnie odsunęła go na bok.
– Nie masz nic na śniadanie – kontynuował rozczarowany, spoglądając do pustej lodówki.
– Nie spodziewałam się gości, ale chleb jest w zamrażarce, a jajka na drzwiach. Może zaczniemy od kawy?
Anton zamknął lodówkę i usiadł przy stole. Świeżo zmielone ziarna roztaczały w pomieszczeniu rozkoszny aromat, a hałas elektrycznego młynka do kawy zmuszał ich do wstrzymania się z rozmową.
– Czy miałaś czas, by przemyśleć to, o czym rozmawialiśmy? – zapytał Anton po chwili ciszy.
– Zastanawiam się nad kilkoma rzeczami. Przede wszystkim nad tym, czy to zadanie naprawdę zostało zatwierdzone? – zapytała, wypijając espresso jednym haustem.
– Oczywiście, że tak! – odpowiedział z irytacją.
– To wcale nie jest takie oczywiste. Przez całą zeszłą wiosnę ty, ja i Lovisa, którą może pamiętasz, pracowaliśmy jako freelancerzy. Nie miałam absolutnie żadnego wsparcia w czasie podróży do Helsinek. Nikt nie zezwolił mi na ponowną pracę „pod przykrywką”.
– Masz rację, ale mamy zgodę na obecne działania i nie będziesz potrzebowała zmiany tożsamości.
– Naprawdę chcą, żebym brała w tym udział? – zapytała sceptycznie. – Nawet pomimo tego, co stało się w Kaliningradzie?
– Nie będę cię okłamywać. Oczywiście, niektórzy protestowali, gdy padło twoje nazwisko. Więc jeśli oczekujesz powszechnej aprobaty i jakiejś formy zachęty, to muszę cię rozczarować. Ale ja ci ufam, a szef najwyraźniej zdaje się w tej sprawie na mnie.
Anton wciąż popijał kawę, podczas gdy Jackie wstała, by zaparzyć drugie espresso.
– I chcę ci wyjaśnić jedną rzecz – kontynuował, gdy maszyna skończyła szumieć. – Nie tylko cię potrzebujemy, ale chcemy również, abyś pokierowała pracami.
Jackie spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Dlaczego?
– Ponieważ masz zdolność prawidłowej oceny faktów, a następnie umieszczania ich we właściwym kontekście. Jesteś także na wskroś krytyczna, a to zadanie będzie tego wymagać.
– Czy będę mogła sama skompletować zespół? Jeśli się zdecyduję.
– Istnieją różne wytyczne dotyczące kompetencji osób mających należeć do grupy, ale będziesz miała możliwość zatwierdzenia proponowanych przez nas nazwisk. Przyznamy ci budżet operacyjny, a raportować będziesz tylko wtedy, gdy uznasz to za stosowne. Dostaniesz dużą swobodę działania.
Jackie uśmiechnęła się na myśl o tym, że Anton nie lubi niepotrzebnej papierkowej roboty – podobnie jak ona.
– Jak pilna jest ta sprawa? Kiedy mam odpowiedzieć?
– Zanim stąd wyjdę.
Kiedy w końcu Anton opuścił jej mieszkanie i pojechał do domu, Jackie nalała sobie kieliszek wina i przeszła do salonu. Zapaliła świece i zatęskniła za wielkim kominkiem na plebanii w Horndal. Przez te wszystkie miesiące, które minęły od jej ostatniej wizyty, prawie nie myślała o tamtym miejscu ani o Magnusie.
Zdmuchnęła zapałkę i poczuła dreszcz ekscytacji, doskonale wiedząc, co to oznacza. To było jak powołanie. Pomyślała, że nadszedł czas, by wrócić do gry.
Usiadła ze stosem papierów, które Anton zostawił jej do przeczytania. Zawierały one wnikliwy raport FOI, Szwedzkiej Agencji Badań nad Obronnością. Raport dotyczył tematu, który z dnia na dzień stawał się coraz aktualniejszy – działań hybrydowych lub nawet wojny hybrydowej, jak ją nazywano.
Po przeczytaniu tekstu wprowadzającego i podsumowującego, podniosła wzrok znad dokumentów. Nie chodziło o to, że nie wiedziała, co oznaczają te pojęcia – po prostu wcześniej nie sądziła, iż dotyczą tak wielu aspektów życia w kraju.
Przez ostatni rok skupiała się na czym innym, głównie na użalaniu się nad sobą. A wcześniej, kiedy pracowała w Wojskowej Służbie Wywiadu i Bezpieczeństwa MUST, zakres jej działań ograniczał się w zasadzie tylko do zagranicy. Wywiad wojskowy i służby bezpieczeństwa obserwowały inne państwa, podczas gdy zadaniem SAPÖ, czyli Policji Bezpieczeństwa, było monitorowanie sytuacji w kraju.
Kontynuowała czytanie i zdała sobie sprawę, że jeśli wcześniej nie dostrzegała powagi tej kwestii, to z pewnością nie ona jedna. To z kolei oznaczało, że działania wywiadowcze mogły odbywać się tuż przed ich nosem, pozostając niezauważone.
W tekście, który czytała, cel wojny hybrydowej został sformułowany jako paraliż krajowego procesu decyzyjnego, uniemożliwiający Szwecji przyjmowanie pomocy stron trzecich, a nawet stwarzający pole do interwencji wojskowej. Problem polegał oczywiście na tym, że zastosowane metody mogły być trudne do wykrycia, a sama niepewność stanowiła duże utrudnienie. Nagłe przerwy w dostawach prądu, awarie danych w krytycznych systemach, brak zaufania do decyzji politycznych i wzrost napięć w społeczeństwie. Czy są to celowe działania zewnętrznego podmiotu – antagonisty i wroga? A może to po prostu problemy nowoczesnego społeczeństwa, zdarzenia, które zwyczajnie się dzieją?
Inną poważną kwestią było to, że zbyt wiele osób uważało, iż działania związane z wojną hybrydową nie są zbyt niebezpieczne. To tylko cyberataki i dezinformacja. Nic niemożliwego do opanowania. W rzeczywistości mogły to być jednak również zbrojenia, groźby użycia siły i same akty przemocy. Chodziło o to, że wróg dostosowywał swoje działania tak, by osiągnąć zamierzony cel.
Anton miał wczesny lot do Arlandy, a samolot Jackie był na lotnisku Bromma dopiero w porze lunchu. Czekał tam na nią samochód, którym pojechała do centrum Sztokholmu. Śnieg na ulicach stolicy zamienił się w brudną, szarą breję. Z mijanych ciężarówek i autobusów spływały kaskady błota pośniegowego, rozpryskując się o karoserię i brudząc przednią szybę auta, którym podróżowała Jackie.
Po dotarciu na miejsce samochód wjechał do garażu w pobliżu Hötorget. Kierowca zatrzymał się przed windą i wysiadł. Odblokował windę kluczem, po czym poprosił, żeby Jackie weszła do środka. Drzwi zamknęły się bezgłośnie, a kobieta nacisnęła jedyny widoczny przycisk. Nie wiadomo, ile pięter minęła w drodze na górę, ale biorąc pod uwagę, jak długo to trwało, podejrzewała, że jest na szczycie jednego z wieżowców Hötorg.
Kiedy drzwi windy się otworzyły, zobaczyła Antona i razem udali się do sali konferencyjnej w głębi budynku. Na ścianie przed pomieszczeniem znajdowały się małe zamykane schowki. Anton kazał Jackie schować tam swój telefon komórkowy. Sala konferencyjna była w rzeczywistości rodzajem kontenera, w którym nie sposób było założyć jakikolwiek podsłuch.
Choć stalowe ściany były pokryte jasnymi drewnianymi panelami, a podłogę wyłożono pomarańczową wykładziną z filcu igłowanego, panował tam wyczuwalny klimat bunkra. Nie było okien, a sosnowy stół konferencyjny oświetlały jarzeniówki. Klimatyzacja cicho szumiała w tle. Nie wolno było używać żadnego sprzętu elektronicznego, a na dużym blacie leżały jedynie długopisy i stos notatników.
W pokoju czekały już dwie inne osoby, kobieta i mężczyzna. Oboje wstali, by przywitać się z Jackie. Kobieta, blondynka po pięćdziesiątce, była elegancko ubrana w sposób, który miał nie rzucać się w oczy. Można było minąć ją kilka razy w ciągu dnia i nie odnotować tego faktu w pamięci. Nie było w niej niczego charakterystycznego. Jackie domyślała się, że kobieta zajmowała jakieś kierownicze stanowisko w SÄPO.
Kojarzyła natomiast mężczyznę, który usiadł naprzeciwko niej. Był starszy, może około sześćdziesiątki. Miał sympatyczne, choć nieco zmęczone spojrzenie i dużą siwą brodę, która sięgała mu do klatki piersiowej. Okrągły brzuch zakrywał dzianinowy sweter, a dżinsy sprawiały wrażenie, jakby były prane tyle razy, że wyglądały jak spodnie od dresu. Przypomniała sobie, że pracował w placówce Agencji Wojskowego Rozpoznania Radioelektronicznego FRA na wyspie Lovön pod Sztokholmem, ale nie była w stanie określić, gdzie i kiedy się poznali.
Drzwi otworzyły się i do środka wszedł jeden z szefów Firmy, odpowiedzialny za tę część wywiadu, dla której wcześniej pracowała Jackie. Anton dyskretnie wskazał na telefon komórkowy, który mężczyzna wciąż trzymał w dłoni, a ten szybko wyszedł z pokoju, by zamknąć komórkę w jednym ze schowków.
– Przepraszam za spóźnienie – powiedział, po czym usiadł przy końcu stołu.
Po szybkim przedstawieniu się zebranych kobieta o imieniu Anna-Karin, która pracowała w SÄPO, zaczęła:
– Powodem, dla którego zebraliśmy się tu dzisiaj, jest fakt, że otrzymaliśmy kilka sygnałów o wzmożonych działaniach wywiadowczych dotyczących części naszej infrastruktury krytycznej, a w szczególności dostaw energii. Kilka niewyjaśnionych przerw w dostawach dotknęło całe regiony Szwecji. Ostatnio bez prądu pozostawało Gävle, a wcześniej tej jesieni cała Gotlandia. Chociaż trwało to bardzo krótko, zdarzenia te pokazują nam, jak mocno jesteśmy narażeni na zagrożenia.
Anna-Karin zamilkła i spojrzała na uczestników spotkania, jakby chciała się upewnić, że wszyscy są w pełni skupieni.
– Ani my, ani szwedzka sieć przesyłowa Svenska kraftnät nie wierzymy w to, że przerwy były spowodowane czynnikami naturalnymi. Jeśli mamy rację, oznaczałoby to, że ktoś chce przetestować nasze systemy. A robi to w celu wyłączenia jeszcze większych obszarów w przyszłości lub by móc wybrać strategiczne obiekty objęte naszą szczególną ochroną.