Nieznajoma - Monika S. Wolf - E-Book

Nieznajoma E-Book

Monika S. Wolf

0,0

Beschreibung

Mężczyźni doprowadzeni do ostateczności i kobieta o mrocznych intencjach. Odkąd pół roku temu zamordowano jego żonę, Konrad Wiśniewski zapadł się w sobie. By utrzymać pozory normalności, policjant nie wziął ani jednego dnia urlopu, za to każdego wieczora szuka ucieczki w kieliszku. Jest tykającą bombą, ucieleśnioną żądzą zemsty. Makabryczne znalezisko w miejskim akwenie odbiera mężczyźnie szansę na wzięcie odwetu. Właśnie wtedy na jego drodze staje tajemnicza dziewczyna - chętna rozładować jego skumulowane emocje... Pozycja obowiązkowa dla miłośników thrillerów z nutką pikanterii, w stylu J.L. Drake'a.

Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:

Android
iOS
von Legimi
zertifizierten E-Readern

Seitenzahl: 49

Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:

Android
iOS
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Monika S. Wolf

Nieznajoma

 

Saga

Nieznajoma

 

Zdjęcie na okładce: Shutterstock, Midjourney

Copyright © 2024 Monika S. Wolf i SAGA Egmont

 

Wszystkie prawa zastrzeżone

 

ISBN: 9788727174150 

 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

 

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

 

www.sagaegmont.com

Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.

ŚRODA

Rozdział 1 

Konrad Wiśniewski chciał otworzyć oczy. Doskonale wiedział, że zbyt gwałtowny ruch powiek i wpuszczenie światła, grozi atakiem przeszywającego bólu w skroniach. Jednak nie czując uporczywie wbijającego się w źrenice poranka, stwierdził, że okno nadal było zasłonięte. Nie mógł pogratulować sobie przenikliwości umysłu, ponieważ nie odsłaniał tego okna od długiego czasu, a właściwie od tamtej pamiętnej nocy.

Spróbował się ruszyć, zmienić pozycję, ale momentalnie pojawił się pulsujący ucisk w czaszce, który narastał przy każdym, nawet najmniejszym ruchu. Gardło miał suche, język jak wiór, a kwaśny smak uruchomił mdłości. Drżącą ręką sięgnął po półlitrową butelkę wody. Syknął, bo ruch, który wykonał, okazał się trudniejszy, niż mu się wydawało. Gdy udało mu się usiąść, pozostał przez jakiś czas w tej pozycji. Jego działania były powolne, a każda czynność sprawiała trudność.

Miał świadomość, że stanowczo przesadził poprzedniego wieczora. Alkohol nie był jego sprzymierzeńcem. Doskonale wiedział, że w ten sposób sobie nie pomoże, ale musiał zapomnieć, by choć przez chwilę nic nie czuć i móc zasnąć.

Konrad przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze. Wyglądał okropnie. Nieogolona skóra, tłuste, potargane włosy, sińce pod oczami. Cera ziemista, policzki zapadnięte. Czuł się jak kupa gówna, a ten stan utrzymywał się już ponad rok, choć psycholożka z komendy przekonywała, że ból jest potrzebny, że każdy przechodzi żałobę i dla niektórych trwa ona krócej, a dla innych dłużej. Mężczyzna miał wrażenie, że jego nigdy się nie skończy. Podobno są etapy: zaprzeczenie, gniew, targowanie się, depresja, akceptacja. Pierdolenie. Konrad wiedział, że gniew nigdy go nie opuści i nie zaakceptuje tego, co się wydarzyło.

Wrócił do sypialni i wyjął z szafki nocnej swojego Glocka. Zdawał sobie sprawę, że policjanci zwykle mocno przywiązują się do swojej broni. Że zapewniają sobie nią poczucie bezpieczeństwa i sprawczości. Jednak dla Wiśniewskiego broń stała się narzędziem, które wykorzysta w odpowiednim momencie, by pomścić śmierć. Oko za oko. Zdawał sobie sprawę, że jako policjantowi nie wolno mu nosić w sobie takich intencji, ale nikt przecież o nich nie wiedział. A to jeszcze bardziej go napędzało. Nie pozwoliło się zapaść w sobie albo użyć Glocka do tego, żeby zabić… siebie.

Ubierając się, zjadł kawałek wczorajszej, odgrzanej pizzy i wyszedł. Komisarz Karolina Majchrzak jak zwykle czekała na niego w ich nieoznakowanym BMW. Uwielbiał ten samochód, choć wiedział, że zbyt mocno przykuwał uwagę, szczególnie w jego dzielnicy. Pracując na mieście, nie miało się już takiego wrażenia. Ale tutaj? W tej części miasta, w której skupiają się raczej mieszkańcy z nizin społecznych, ich auto było nie lada atrakcją. Konrad jednak dobrze żył z ludźmi i przymykał oko na drobne wykroczenia, dlatego też nie czepiali się ani jego, ani jego partnerki. Wiedział, że dobre stosunki z takimi ludźmi mogą bardzo pomóc, gdy trzeba dowiedzieć się czegoś z półświatka czy tak zwanego Podziemia.

Karolina była partnerką Konrada od dwóch lat, ale znali się znacznie dłużej. Tylko ona zdawała sobie sprawę, że z Wiśniewskim nie jest dobrze i kroczy na krawędzi życia i śmierci. Pozostali koledzy podziwiali go za nieugiętość, cięty język, lojalność. Za te wszystkie cechy, które sprawiały, że był naprawdę dobrym i skutecznym gliną. Tak jak wtedy, gdy po tamtych wydarzeniach nie wziął ani jednego dnia urlopu. Ani jednego.

– Cześć, Karo. – Konrad ucieszył się na widok kubka z parującą kawą. – Nie możesz pić rano kawy jak normalny glina? – Karolina sączyła yerba mate.

– Odwal się, okej? Na kawę przyjdzie czas później. Lepiej spójrz na siebie. Spałeś w ogóle?

– Kimnąłem się. Ale czuję się jak gówno.

– I podobnie wyglądasz. Nie mogłeś się chociaż ogolić? – Spojrzała na niego z wyrzutem, ale mężczyzna przyzwyczajony był do uszczypliwości ze strony partnerki. Lubił ją, nawet bardzo, ale przede wszystkim znał wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że docinki z jej strony dyktowane są troską o jego marną osobę.

– Co nowego? – zagaił.

– Stary wymyślił jakiś plan zwalczania przestępczości. Tragedia!

– Kumpluje się teraz z partią rządzącą. – Konrad wzruszył ramionami i zamilkł. Kompletnie nie interesowały go potyczki i zabawy polityczne. Interesowała go tylko robota i nie miał zamiaru się dostosowywać. Poprawił się w fotelu, a sprzączki w butach i kurtce zadźwięczały.

Styl Wiśniewskiego pozostał niezmienny od lat i żadna siła nie była w stanie go ruszyć. Skórzana kurtka, wytarta w niektórych miejscach, zawsze czarny T-shirt. Karolina podejrzewała, że Konrad nie ma w swojej szafie innych ubrań. Do tego ciemne dżinsy i skórzane, przypominające punkowe albo motocyklowe buty za kostkę z dwiema sprzączkami. Budził respekt, mimo że obecnie stanowił cień dawnego siebie – umięśnionego i zadbanego. Był jednak wysoki, wciąż miał przenikliwe spojrzenie błękitnych oczu, a obecna postura wydawała się mimo wszystko mroczniejsza. Kobieta przyglądała mu się ukradkiem, pewnie i stanowczo prowadząc służbowy wóz. Była doskonałym kierowcą, swego czasu jeździła nawet w rajdach. Nie godziła się na głupie uwagi dotyczące „baby” za kierownicą i ostro walczyła z taką stygmatyzacją.

Z Konradem znali się szmat czasu, prawie piętnaście lat i przeszli razem niejedno. Wprawdzie partnerami byli od dwóch lat, ale praca w wydziale zawsze ich łączyła. Czuła się bezradna patrząc na przyjaciela i na to, jak bardzo zmienił się w ostatnim czasie. Zmizerniał, zgubił kilka kilogramów i pił. Dawno pogodziła się z faktem, że będzie dla niego tylko przyjaciółką i nikim więcej.

Sprawnie ominęli poranne korki, pomykając wąskimi uliczkami między powojennymi kamienicami. Posterunek policji, który w całości zajmował Wydział kryminalny znajdował się na lekkim wniesieniu, tuż za dzielnicą starych kamienic. Był to bardziej nowoczesny budynek, ale wciąż o powojennej formie. Wysiadając, trzasnęli jednocześnie drzwiami i uśmiechnęli się do siebie.

Gdy przekraczali próg komisariatu, od razu wyczuli, że coś jest nie tak. Panowała zupełnie nienaturalna atmosfera, a cisza zwiastowała spore napięcie. Brakowało codziennego rozgardiaszu, gwaru, a zamiast tego zauważyli nerwowe spojrzenia i gesty. Młoda stażystka upuściła karton z aktami, które rozsypały się po całej podłodze.

Wysoka, szczupła kobieta w obcisłej garsonce zmierzała w ich kierunku. Spojrzała surowo i głosem nieznoszącym sprzeciwu rzuciła:

– Konrad, Karolina! Zapraszam do gabinetu. – Odwróciła się, weszła do pomieszczenia i zamknęła za komisarzami drzwi ze srebrną plakietką, na której widniał napis: „Inspektor Konstancja Górska, Dowódca Wydziału Śledczego Policji”.

Szefowa była szorstka w obyciu, ale zadziwiająco uczciwa i sprawiedliwa wobec podwładnych. Czasami nawet błyskała dowcipem, jednak zdarzało się to rzadko i humor zazwyczaj był czarny. Jednak Karo nigdy nie widziała jej tak przejętej.

Wiśniewski stał w kącie pokoju z założonymi rękoma. Mimo że nie wyglądał już tak imponująco jak kiedyś, to i tak jego postać zdawała się dominować w niedużym pomieszczeniu, wyłożonym aż po sufit ciemną boazerią. Konstancja przeszła parę kroków, usiadła przy biurku i przełożyła kupkę papierów z prawej na lewą stronę.

– Usiądźcie. – Wskazała im krzesła.

– Do rzeczy. – Wąskie usta Konrada były bardziej zaciśnięte niż zazwyczaj.

– Wolałabym, żebyście usiedli – ponowiła szefowa, tym razem bardziej stanowczo.

Konrad wpatrywał się uporczywie w czarne jak węgiel oczy Konstancji. Zaciskał szczęki, a pobielałe kostki zwiniętych w pięści dłoni świadczyły wyraźnie, że jeszcze chwila i wybuchnie. Górska odpowiedziała równie zdecydowanym spojrzeniem spod ciężkich od tuszu rzęs. Po chwili jednak spuściła wzrok i pokiwała ze zrezygnowaniem głową.

– Mów – powiedział cicho. Tak cicho, że Karo miała wątpliwości, czy szefowa usłyszała.