Erhalten Sie Zugang zu diesem und mehr als 300000 Büchern ab EUR 5,99 monatlich.
Gdy perwersyjne fantazje wychodzą poza sferę niezobowiązujących wyobrażeń. Małżeństwo Anity Kamińskiej od miesięcy chyliło się ku upadkowi. Otwarcie związku na nowe osoby miało podkręcić wewnętrzny płomień, a okazało się gwoździem do trumny tej relacji. Głodna mocnych wrażeń bohaterka popada w beznadzieję, która finalnie prowadzi ją na trzecie piętro modernistycznej kamienicy – do gabinetu psychoterapeutycznego Tomasza Orłowskiego. Czy zdradzona kobieta zdoła otworzyć się przed obcym mężczyzną i opowiedzieć mu o swoich najintymniejszych problemach i… pragnieniach? I jak zmieni się terapeutyczny układ, gdy pacjentka usłyszy kryminalne zarzuty? Książka, która nie pozwala oderwać się od lektury. Dla miłośników bestsellera Sebastiana Fitzka pt. "Terapia".
Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:
Seitenzahl: 57
Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:
Monika S. Wolf
Saga
Terapeuta
Zdjęcie na okładce: Midjourney, Shutterstock
Copyright © 2024 Monika S. Wolf i SAGA Egmont
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788727174167
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
www.sagaegmont.com
Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.
Dudnienie serca zaburzało zalegającą wokół ciszę. Do tego jeszcze przyspieszony oddech i zaciśnięte ze strachu powieki. Panika przejmowała nad nią kontrolę. Uwięziona we własnej głowie. W ciemnościach. Mrok zawsze wywoływał strach. Wyostrzał wszystkie zmysły, pozbawiał ostatnich hamulców. Tak jakby ktoś zamazał nieprzekraczalne granice – wszystko stawało się płynną jednością. Była tylko otchłań, która wciągała głębiej, coraz głębiej, odbierając oddech.
Sekundy mijały i miała wrażenie, jakby czas niemal stanął w miejscu. Czuła się jak zwierzę zamknięte w emocjonalnej klatce.
Anita Kamińska leżała w łóżku obolała i pozbawiona sił. W ich wspólnej sypialni, pełnej wspomnień i niedokończonych pragnień. Mariusz dbał o nią, nadskakiwał jej z wyraźną aprobatą, która ją frustrowała. Przypominała bardziej wyrzut sumienia, znak, że przekroczył granice. Od dłuższego czasu był zamknięty i zatopiony w swoich myślach, a to, co mówił, nie zawsze pokrywało się z tym, co robił. Już wtedy Anita wiedziała, że od niej odszedł. Był przy niej ciałem, ale tylko ciałem, bo jego myśli, jego serce, dusza… to wszystko przestało do niej należeć. A może nigdy nie należało?
Obiecali sobie coś zupełnie innego, nie na tym miał polegać otwarty związek. Ich małżeństwo miało pozostać nienaruszalne, a zostało kompletnie zniszczone. Otwarcie, które okazało się katalizatorem, uruchomiło lawinę nieszczęść, ale również ujawniło wszystkie zadry i krzywdy, jakie zadawali sobie przez wszystkie lata, a o których nie potrafili lub nie chcieli mówić. Anita nie mogła tego znieść.
Pierwsze cięcie na nadgarstku zrobiła po wypiciu całej butelki wina. Poszło zaskakują łatwo. Ulga, którą poczuła, mieszała się z rozlanym w środku ciepłem. Pragnęła oswoić codzienność i robiła to niemal co wieczór. Nie zamierzała się zabić. Chciała tylko ciąć i patrzeć, jak wgłębienie zabarwia się na purpurowo, jak krew powoli kapie na podłogę. Za każdym razem czuła tę niewysłowioną ulgę. Wolność. To był jej sposób na złagodzenie bólu. Na przetrwanie i egzystowanie w świecie, który stał się koszmarem. Czuła się zdradzona, przygnieciona, bezwartościowa. Niewarta uwagi, troski i miłości.
Obarczała się winą, bo to z jej inicjatywy pojawiły się pierwsze rozmowy o otwieraniu związku. Mariusz początkowo w ogóle nie chciał o tym mówić ani nawet słyszeć. Wydawało mu się to niedorzeczne i uderzało w jego męskość. Wciąż pytał. czy jej nie wystarcza. A ona przecież wiedziała, że nie są w stanie dać sobie wszystkiego.
Anita potrzebowała wrażeń, silnych doznań i emocji. Chciała bólu wymieszanego z rozkoszą. Chciała stać się uległą wobec mężczyzny, ale nie była w stanie poczuć tego przy mężu. Wszystkie fantazje, jakimi się karmiła, dalece wykraczały poza moralność i coś, co nawet w najmniejszym stopniu mogłoby spodobać się Mariuszowi. Znała go. Wielokrotnie rozmawiali i wiedziała, że jej pomysły kompletnie nie współgrają z jego możliwościami.
Natomiast Mariusz pragnął zupełnej odwrotności. Chciał romantyzmu, powolnych uniesień, niekończących się pieszczot, delikatnego seksu i dotyku tak subtelnego, że niemal niewyczuwalnego. Kiedyś bardzo to lubiła. Jego skupienie na niej, zachwyt ciałem, bliskością i czułością. Jednak z czasem taki seks stał się dla Anity miałki i nudny. Pozbawiony ognia, dzikości czy zaskakującej pierwotności.
Wiedziała, że tkwi w niej zupełnie inna natura, którą upchnęła do szafy, gdy poznała Mariusza. On wyrwał ją z patologicznego domu i czuła wtedy, że złapała Pana Boga za nogi. Dlatego kompletnie zignorowała pewne rozbieżności, uważając je za drobnostki, które przecież nie będą miały żadnego znaczenia w obliczu wielkiej miłości. I wdzięczności.
Jednak po tych wszystkich latach, gdy uczucie stało się stabilne i małżeństwo ogarnęła rutyna, w Anicie zaczęły odzywać się dawne, uśpione żądze. Próbowała zainteresować nimi męża. Próbowała wzniecić ogień w ich sypialni. Czasami się udawało, jednak dla Anity było to za mało i zbyt rzadko. A przecież prawdziwe doznania wciąż były przed nią. Bardzo długo walczyła ze sobą, ale kolejne lata pokazywały, że czas i życie tak bardzo przeciekają jej przez palce. Nie chciała stracić szansy i możliwości szukania spełnienia, a jednocześnie nie chciała rozstać się z mężem. Kochała go i nie wyobrażała sobie życia bez niego. Mariusz był jej ukochanym i najbliższym przyjacielem. To z nim chciała żyć na co dzień i marzyła, by móc spotykać się z kimś jeszcze, a po powrocie do domu dzielić się wszystkimi wrażeniami z mężem. Wizja stała się kompletnie abstrakcyjnym tworem, ale tak silnym, że Anita myślała o niej coraz częściej. A później zaczęli rozmawiać.
Każde z nich rzuciło się w pierwsze relacje. Anita zaczęła doświadczać świata BDSM, eksplorowała niemal wszystkie jego aspekty, poznawała swoje możliwości, granice i potrzeby. Związała się z mężczyzną, któremu zaufała i stał się dla niej przewodnikiem. Chciała zmierzyć się z rzeczywistością i ulec mu całkowicie. Stać się jego prawdziwą ladacznicą, kochanką i powiernicą. Pragnęła poczuć smak jego języka, śliny, podniecenia. Mocno, ostro, wyuzdanie, tajemniczo, bez zahamowań. Bez zobowiązań, bez przyszłości, bez wyrzutów sumienia i niedopowiedzeń. Myślała o nim cały czas. Kiedy przymykała oczy, widziała siebie uległą, proszącą o zniewolenie i czuła rozkoszne mrowienie w dole brzucha.
Później, po pierwszych intensywnych spotkaniach, pojawiły się kolejne oczekiwania i pragnienia. Uświadomiła sobie, że poza klimatem, pragnie jeszcze czegoś. Chciała większego zaangażowania i miłości. Odwzajemnionej. Jej oczekiwanie spotkało się z wyraźnym oporem i relacja z czasem się rozpadła.
Mariusz natomiast wsiąknął w znajomość z kobietą o imieniu Iza. Anita widziała, jak bardzo się zaangażował. Tak bardzo, że przestał ją zauważać. Momentami nawet jej unikał. Był nieobecny, czasami sfrustrowany obecnością oraz bliskością żony. Zaczęli się kłócić, nie potrafili wytrzymać swojej obecności, a dla Anity widok Mariusza zauroczonego inną był nie do zniesienia. W końcu któregoś wieczoru powiedziała mu, że ma się wyprowadzić. Zrobił to natychmiast, nawet nie próbując z nią rozmawiać, jakby tylko na to czekał i poczuł ulgę. Kobieta uświadomiła sobie, że chciała otwartego związku, a została całkiem sama. Depresja wróciła i uderzyła z takim impetem jak jeszcze nigdy dotąd. Wiedziała, że albo wróci do leków i na terapię, albo nie wytrzyma. Musiała podjąć decyzję, czy chce żyć.
*
Anita stała przed starą trzypiętrową kamienicą. Budynek był w stylu modernistycznym z pięknymi, starymi, ale odnowionymi oknami. Spoglądała na kute balkony, przyobleczone w żywoczerwone, opadające leniwie pelargonie. Lipiec był dobrą porą roku dla ich rozkwitu. Anita pomyślała, że jej lipiec jest dużo gorszy. Zastanawiała się, czy wejść do środka. Czuła, że to dobry krok, ale bała się. Zwyczajnie bała się zrobić ten ruch. Właściwie tylko drzwi dzieliły ją od pewnego rodzaju wolności. Niby niczym nie ryzykowała, ale świadomość otwarcia się, niemal obnażenia i przyznania do porażki, bo tak to czuła, stała się czymś trudnym do przejścia. Przecież jej życie miało być idealne. Nieskazitelne.
Weszła do środka.
Różnica temperatur była szalenie dojmująca. Upalny poranek, skwar, a tutaj chłód klatki schodowej. Pomyślała, że najchętniej przyłożyłaby nagie ciało do zimnych kafelków. Te zresztą też były staromodne. Tak jak wahadłowe drzwi, które musiała mocno pchnąć i, żeby znaleźć się w środku. Przypomniała sobie zapach wilgoci, który lubiła. Taki sam lub podobny do tego, jaki znała z dzieciństwa. To ją uspokajało, dawało swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa, jakąś stałość, pewność. Teraz było podobnie i uznała to za dobry znak. Wspięła się na trzecie piętro. Nie lubiła chodzić po schodach.
Usiadła w poczekalni, założyła nogę na nogę i nerwowo nią kołysała. Bawiła się zamkiem torebki, skubała jej krawędź. Stres osiągnął apogeum, gdy drzwi gabinetu uchyliły się.
– Dzień dobry, pani Anito. Proszę sobie wejść, ja zaraz przyjdę – powiedział terapeuta, wskazując gabinet.
Kobieta niepewnie usiadła w fotelu i rozejrzała się po gustownie urządzonym pokoju. Nalała sobie wody do szklanki, wypiła duszkiem. Usta miała spierzchnięte, a gardło ściśnięte. Suchość uniemożliwiała bezbolesne przełykanie.
Anita zdecydowała się na terapię tuż po tym, jak jej mąż wyprowadził się z domu. A właściwie, gdy go wyrzuciła. Wiedziała doskonale, że na tym etapie już sama sobie nie poradzi. Nie poddała się i postanowiła wszystko zmienić.
Leczyła się na depresję od lat. Leki ją ustabilizowały, ale to nie wszystko. Gdy z Mariuszem zdecydowali się na otwarty związek, nie zdawała sobie sprawy, jakie może to nieść konsekwencje. I gdy znajdowała się na najgorszym, najostrzejszym zakręcie życia – poznała Tomasza Orłowskiego, psychoterapeutę i psychologa. Gdy usiadł naprzeciw niej, zapadła się głębiej w fotelu, jakby chciała zniknąć. Nie miała pojęcia, jakim cudem zdecydowała się na terapię u mężczyzny i w jaki sposób się przed nim otworzy, mówiąc o najbardziej intymnych szczegółach ze swojego życia. To spotkanie stało się dla niej tak niedorzeczne, że chciała wstać i wyjść. Mężczyzna uważnie przyglądał się klientce i rozpoczął rozmowę.