Rachunek obcego sumienia - Mirosław Prandota - E-Book

Rachunek obcego sumienia E-Book

Mirosław Prandota

0,0
6,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

„Rachunek obcego sumienia” Mirosława Prandoty to pewnego rodzaju spowiedź bohaterów, jak również próba rozgrzeszenia oprawców, z rąk których ginęły ich najbliższe rodziny. Wojna nikogo nie oszczędziła, bo ci, którzy ją przeżyli zmienili się na zawsze. Bohaterowie ukazani w powieści pochodzą z zupełnie innych warstw społecznych. Poniekąd nigdy się nie spotkali, nawet nie wiedzieli o swoim istnieniu, a jednak los w pewien sposób łączy ich ze sobą. Jeden z bohaterów książki do okresu wojny odnosi się z sarkazmem. Czuje pogardę zarówno dla Niemców, którzy jako pierwsi wkroczyli na teren wsi, ale również dla Rosjan, którzy chcieli „naprawiać szkody”, tworząc nowoczesne „kołchozy”, budując spółdzielnie i bloki. Drugi, uczony profesor, próbuje wszystko wytłumaczyć w sposób naukowy, natomiast trzeci, potomek szlacheckiej rodziny Millerów widzi tylko zasługi narodu niemieckiego, a przede wszystkim swojego stryja, który był dowódcą SS.„Rachunek obcego sumienia” to nie tylko powieść o tematyce czasu wojennego, ale również poruszająca ważniejsze, nadziemne wartości, takie jak poszukiwanie własnego „ja”, zrozumienie tego, kim naprawdę się jest i skąd się pochodzi. Dla kogo tak naprawdę jest ważne, gdzie się urodziliśmy i jakiej jesteśmy narodowości? Dawniej mogliśmy za to zginąć, a dziś nie ma to najmniejszego znaczenia. Książka w dość łagodny sposób, ukazując trudne czasy wojenne - głównie dzięki opowieściom starego człowieka z Czarnego Lasu, pomaga zrozumieć, w jaki sposób ludzie próbowali przetrwać wszystkie wydarzenia dziejące się wokół.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Mirosław Prandota
Rachunek obcego sumienia
Wydawnictwo Psychoskok

Mirosław Prandota „Rachunek obcego sumienia”

Copyright © by Mirosław Prandota, 2017

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2017

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie

 może być reprodukowana, powielana i udostępniana w 

jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Redaktor prowadząca: Wioletta Tomaszewska

Korekta: Marianna Umerle

Projekt okładki: Jakub Kleczkowski

Ilustracje na okładce: © amir bajrich – Fotolia.com

Skład: Jacek Antoniewski

ISBN: 978-83-7900-767-7

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]

Rozdział I. Wyznania Aleksandra D.

Sprzedała mnie za cenę wieprzka

Szlag by to trafił! Nie ma chyba nic gorszego niż zły sen. Atej nocy spało mi się fatalnie. Dopiero odrugiej zapadłem wnerwową drzemkę, ale już godzinę później obudził mnie wiatr. Wiatr zmagał się zbudynkiem na wszystkie sposoby. Za ścianą trzeszczało, dudniło, piszczało, wyło iskrzypiało. Oczwartej zaczął padać deszcz, więc gama dźwięków poszerzyła się obębnienie wszyby. Mimo wszystko powinienem być spokojny, ponieważ budynek nie mógł rozsypać się choćby dlatego, że był niemiecki, asąsiad zdołu jeszcze niedawno przekonywał mnie, iż wszystko co niemieckie daje odpór każdej burzy.

– Guten Morgen, Herr Kaufman! – pozdrowiłem go rano wkorytarzu, kiedy na czczo, ale za to zkanapką wtorbie podróżnej, wychodziłem do taksówki, która miała dowieźć mnie na dworzec.

– O! – zawołał sąsiad, nie odpowiadając na pozdrowienie, nasłuchując za to uważnie szalonego wycia wiatru. – Słyszy pan? To jest diabelskie wycie. Wpiekle zrobił się przeciąg. Ktoś tam zapomniał zamknąć drzwi.

Sąsiad jest stolarzem. Znatury małomówny, głos zabiera tylko wsprawach, na których się zna.

Do dworca dojechałem bez przeszkód. Wprzestronnej poczekalni nie wiało, drzwi były nowoczesne, zamykały się same. Miałem pół godziny czasu do odjazdu pociągu.

Wypiłem kawę wbarze. Zagryzłem biszkoptem. Usiadłem na drewnianej ławie ze zdobionym oparciem. Wysoko na ścianie tykał zegar.

Jechałem do ojca. Nigdy go nie widziałem. Znałem tylko jego nazwisko imiałem mgliste pojęcie otym, gdzie mieszka. Jedno było pewne: musiałem go odnaleźć! Za oknami wiał wiatr, pociągu nadal nie było, aja wybierałem się do nieznanego mi ojca.

Przez megafon podali komunikat:

– Meine Damen und Herrer…

I tak dalej. Ktoś niedostrzegalny poinformował miękkim barytonem, że nie będzie pociągu. Aprzynajmniej nie będzie tego pociągu, na który akurat czekam. Wiatr połamał kilkanaście słupów. Zwaliły się na tory ipozrywało trakcję elektryczną.

Minie trochę czasu, zanim wszystko będzie naprawione.

Zauważyłem, że wiele osób przejęło się informacją wypływającą zmegafonu. Nie! Nie wiatrem isłupami, które wylądowały na torowisku. Katastrofą było samo zamieszanie wrozkładzie jazdy. Miał być pociąg, anie ma go! Skandal? Oczywiście! Skandal, który natychmiast powinien zaniepokoić samego kanclerza.

Zrobiło mi się zimno. Wysokie sklepienie sali dworcowej, mimo że czyste iozdobione artystycznie wypalonym drewnem, budziło umnie uczucie obcości ichłodu. Mieszkałem wNiemczech już piętnaście lat. Mówiłem po niemiecku lepiej niż wielu moich sąsiadów, obok których spędzałem dni inoce, jadłem niemieckie jedzenie, kochałem niemieckie dziewczyny, nawet sny miewałem niemieckie, amimo to czasami nawet wgorącej niemieckiej łaźni odczuwałem chłód. Inie dla nich, żaden tam Auslaender. Porozumiewałem się wszak językiem literackim, mogłem wygłaszać kazania inikt by nie powiedział, że jestem skądinąd. Dla siebie byłem tu obcy!

Dopiero kilka lat po zakończeniu wojny, do mojego kraju zNiemiec, powróciła matka. Przebywała długi czas na robotach przymusowych uBauera, akiedy umilkły działa, podjęła próbę pozostania tam już na nowych warunkach, bo namówił ją do tego syn Bauera, który potrafił zakochać się wniewolnicy swojego ojca. Czy zwzajemnością? No cóż… Jeżeli została…

A kiedy przyjechała do Polski, miała już mnie, zasianego wjej brzuchu przez syna Bauera. Zamieszkała kątem uznajomych wGdańsku inie wiedziała, co ze sobą zrobić, bo przecież za kilka miesięcy miałem przyjść na świat. Gdy już się urodziłem, matka była prawie tak bezradna jak ja. Mówiła do mnie po niemiecku, kiedy nikt nie patrzył. Nie mogłem pamiętać, co wtedy mówiła, ale dziś wyobrażam sobie, że mówiła tak:

– Meine liebe Kind! Meine liebe Kind!…

Co dalej? Trudno odgadnąć, ale chyba nie mogliśmy się porozumieć, bo wytrzymała ze mną tylko półtora roku. Apotem zwyczajnie mnie sprzedała. Za trzydzieści tysięcy złotych, co w1949 roku nie było wcale sumą oszałamiającą. Zdaje się, że wieprzek kosztował mniej więcej tyle samo. Ma się rozumieć, chodzi odużego, wypasionego wieprzka wsam raz na salceson. Ja byłem mały, chudy ido niczego. Podobno byłem też niegrzecznym dzieckiem, bo darłem się na cały głos: „Mama, mama”, gdy pojąłem, że zamieszkałem nagle uobcych, nieznanych mi dotychczas ludzi.