Inkwizycja - Mroczne Preludium - Witold Skrzydlewski - E-Book

Inkwizycja - Mroczne Preludium E-Book

Witold Skrzydlewski

0,0

Beschreibung

Zanurz się w dystopijnej wizji świata, gdzie człowieka traktuje się jak pionka w grze, która nie przewiduje wygranych.Władzę na świecie przejęły totalitarne rządy Szlachty i Kościoła Stwórcy. Demokracja odeszła w niepamięć, a sprawiedliwości można oczekiwać jedynie na Sądzie Ostatecznym.Spero to największe miasto na planecie. Na jego ulicach właśnie giną kolejni mieszkańcy. Nadeszła Apokalipsa, a śmierć zbiera krwawe żniwo. Powstanie wśród mieszkańców wywołało brutalną reakcję ze strony Świętego Oficjum. Tysiące istnień zostało zgładzonych. Thomas Maloi poddawany jest torturom, których nie powinien był przeżyć. Jego ciało zawisło na hakach, krew ścieka po posadzce, a kolejne narzędzia rozrywają jego skórę i mięśnie, docierając do kości. Jak się tu znalazł i kim jest jego kat?Mroczne Preludium należy do serii Inkwizycja. Idealna lektura dla fanów Gry o Tron.-

Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:

Android
iOS
von Legimi
zertifizierten E-Readern
Kindle™-E-Readern
(für ausgewählte Pakete)

Seitenzahl: 59

Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:

Android
iOS
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Witold Skrzydlewski

Inkwizycja - Mroczne Preludium

 

Saga

Inkwizycja - Mroczne Preludium

 

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

Copyright © 2022, 2022 Witold Skrzydlewski i SAGA Egmont

 

Wszystkie prawa zastrzeżone

 

ISBN: 9788728435748 

 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

 

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

 

www.sagaegmont.com

Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.

To nie słońce każdego dnia wschodzi, lecz nasze grzechy.

To nie czysta woda płynie w pompach, lecz krew rzesz niewinnych.

To nie radość i szczęście, lecz strach i cierpienie kryją się za każdą łzą.

Wielki napis ułożony z ciał zabitych ludzi podczas powstania w Spero, które rozpoczęło się w Dzielnicy CLXXXIII. Insurekcja szybko ogarnęła kilka sąsiednich dystryktów podrywając do walki setki tysięcy mieszkańców. Wykryta demoniczna obecność zobligowała do działania siły Świętego Oficjum. 229 837 błądzących dzieci bożych zostało zgładzonych w dwa cykle dobowe.

6 godzin po ekstrakcji celu…

Na nadgarstkach zatrzasnęły się kajdany. Ciało, niczym upolowana zwierzyna, zawisło na hakach. Kilkunastocentymetrowe szpikulce z doczepionymi przewodami i rurkami wbijały się w ludzką formę z szybkością karabinowych pocisków. Mężczyzna wył i szarpał się w amoku. Patrzył, jak wypływająca z niego krew ścieka po płytkach ciemnej podłogi wprost w odmęty wykutego odpływu. Słabł z sekundy na sekundę. Wierzgnął niczym ryba w sieci, gdy mechaniczne łapy odcięły mu nogi i chwyciły za kości. Przecież powinienem już zdechnąć. Albo chociaż zemdleć z bólu - mętne myśli kłębiły się w jego głowie.

Z podłogi wysunęły się dwa małe pachołki zakończone rzeźbionymi czaszkami o otwartych żuchwach. Z paszcz wystrzeliła w niego chmara sporych igieł, które wbiły się w skórę. Poczuł, jak jego stan ulega zmianie. Z każdą chwilą zmęczenie i senność opuszczały jaźń i serce, zupełnie jakby w mężczyznę wstępowała niezmierzona siła. Śmierć przestała się nim interesować. Jednak inne odczucie również poczęło w nim królować. Wszystkie następne sekundy, które rzeźbił czas, cierpienie, którego doświadczał śmiertelnik było systematycznej intensyfikowane. Torturowany ryczał, drąc całe gardło, gdy ustrojstwo to samo robiło z jego skórą. Bezduszna technika pracowała bez wahania, będąc głuchą na błagania. Zdawać by się mogło, że jego katusze były dla niej paliwem.

- Przesłuchanie siedemnaście tysięcy dziewięćset czterdzieste czwarte - rozgrzmiał metaliczny jęk urządzenia. - Obiekt Thomas Maloi, wstępne przygotowanie do interrogacji zakończone - głośnik zapiszczał lekko. - Słowo boże na dziś… Z człowieczych języków pozostawionych bez kontroli, ludzkość już dawno utonęłaby w potopie kłamstwa i herezji. Pilnuj swoich myśli i odpowiadaj czystym sercem. Amen - zaintonowała maszyna różniczkowa.

- Kurwa, o co tutaj chodzi? - zawarczał przez zaciśnięte zęby.

- Dobre pytanie - powietrze zadrgało niczym metal uderzony obuchem.

Nieznany głos był potężny, głęboki o nucie z hartowanej stali. Ofiara nie znała jego źródła. Mężczyzna myślał że sam był w sali. Dopiero po chwili zauważył ruch. Cień czule otaczający wszystko, czym brzydziło się światło, poruszył się minimalnie. Thomas dostrzegł swojego kata.

- Nim jednak mi na nie odpowiesz, będziesz milczał i słuchał mnie z całą swoją uwagą - ton tajemniczego osobnika był obcy i pełen nienawiści. Nieznajomy postąpił do przodu, zatrzymując się na skraju mroku. - Wpierw pozwolę ci jednak zrozumieć co się stanie, gdy w naszym spotkaniu pojawi się coś innego niż fakty.

Przesłuchiwanemu ukazały się wychodzące zza jego pleców chirurgiczne piły i lasery. Narzędzia rzeźnicze przebudziły się do życia i z piskiem przybliżyły się do torsu uprowadzonego.

- Musisz pamiętać o tym, że niezbywalną prawdą w ludzkim życiu jest… cierpienie.

Potępieńcze wycie było jedyną melodią towarzyszącą jego słowom...

……………………………………………………………………………………..............................................................

6 godzin wcześniej...

- Uciekać! Uciekać! Uciek… - krzyk nieszczęśnika nagle ustał. Jego twarz rozerwała na strzępy zbłąkana kula, a ciało głucho upadło na ziemię.

Thomas biegł przed siebie w tłumie innych mieszkańców Dzielnicy XV bloku mieszkalnego numer 11. Wszystko dookoła płonęło i kruszyło się na jego oczach. Kolejne segmenty ścian i zabudowań transmutowały w burze odłamków, pod którymi konały człowiecze masy. Niebo zasnute oleistymi kleksami nie przepuszczało promieni słonecznych. Całe pokolenia nie miały szans dostrzec Gwiazdy Ludzkości. Jemu się udało. Pierwszy i jak do tej pory ostatni raz jasną kulę na niebie zobaczył w wieku piętnastu lat.

Ryk silników ocucił go z zamyślenia. Mężczyzna próbował zatrzymać się, lecz z tyłu wciąż napierały na niego tłumy. W nimbusach światła dostrzegł trzy ciemne konstrukcje. Małe statki powietrzne wynurzyły się z chmur i zmierzały wprost na biegnących aleją. Jazgot narastał. Ten dźwięk przeszedł w terkot, gdy myśliwce otworzyły ogień do bogobojnych tłumów. Pożoga spadająca z siłą błyskawic rozszarpywała śmiertelne ciała. Skorupy człowiecze zmieniały się w czerwonawą mgłę, która rozlewała się na podziurawione i strzaskane podłoże.

Obywatel Spero, największego miasta na planecie, patrzył na zagładę, o której prawiły Księgi i nie mógł się ruszyć. Za jego życia nadeszła Apokalipsa. Śmierć zbierała krwawe żniwo na ciągnącej się kilometrami głównej ulicy. Nagle ktoś chwycił go za rękę i siłą zaciągnął do bocznej wnęki. Nie miał odwagi, by się przeciwstawiać. Zniknął w atramentowej nicości, rozlanej pomiędzy pnącymi się setki metrów w górę kondygnacjami mieszkalnymi. Za nim istoty uznawane przez Kościół za święte zamieniały się w mielone mięso.

- Ledwo ciebie wyhaczyłam z tego zbiegowiska - usłyszał kobiecy głos.

Znał go. Zakapturzona postać, ubrana w wytarte w wielu miejscach odzienie zrobione z utwardzonych materiałów, lekko skierowała głowę w jego stronę. Bursztynowe oczy momentalnie obmyły z rozkojarzenia jego duszę.

- Sprawnie nas znaleźli - mruknęła i przyśpieszyła kroku.

Czuł się jak holowany wrak, nie mógł za nią nadążyć. Penetrowali trzewia liczącej dziesiątki, a może i setki pokoleń architektury. Wiedział, że schodzą coraz niżej. Terrański Klejnot, jak określano metropolię, swoje korzenie zapuszczał głębiej, niż sięgać mogła ludzka wyobraźnia.

- To nie są Interwenci - wydyszał i lekko zakaszlał. Kondycja zaczęła go zawodzić.

Skręcili ostro w prawo, by czmychnąć pod częściowo zawalonym gzymsem. Ogromne zniszczenia Dzielnicy sączyły w niego złość. Widział już w życiu skutki eksplozji powstałej w wyniku przeciążenia pompy wodnej, lecz destrukcja na taką skalę...? Nigdy. Służby porządkowe miasta były okrutne, jednak za żadne skarby nie dopuściłyby do takiej rzezi.

Zaśmiała się choć nie było w tym wesołości. Wbiegli do podziemnego kompleksu oczyszczalni ścieków. Pracowała tu większość mieszkańców Dzielnicy XV bloków numer 1-65. Każdy kompleks mieścił pięćdziesiąt tysięcy ludzkich szczurów. Setka betonowych labiryntów tworzyła dumną, acz przegniłą kondygnację. Spero składało się z dwustu takich poziomów. Dawało to około miliarda dusz, które w dzień i w noc, choć przecież umowne w tym świecie, gloryfikowały Boga albo bluźniły przeciw Niebiosom.

- Chyba Wyższa Instancja zwietrzyła nasze igraszki - zachichotała. - Nie bój się, to nasi! - krzyknęła i szarpnęła go za ramię, gdy słysząc strzały w odległej części korytarza zaczął zwalniać. Czuł jak z przerażenia zamiera mu serce.

- Nawet tak nie mów, Celina - sapnął, bez tchu. - Jeśli to Święte Oficjum, to już po nas.

Zbliżali się do końca tunelu. Natrafili na pomieszczenie przesyłowe, z którego odchodziły szyny i dalsze korytarze. Stąd odbywał się transport materiałów, części i załóg do odległych pomp.

Przez sekundę znów na niego spojrzała. Jej wychudzona twarz, wydatne kości policzkowe i zaostrzony podbródek sugerowały, że głównie żywiła się pastami wyrabianymi z przetwarzanych zwłok. Przerzedzone ciemnobrązowe włosy, zniszczone od chemii konserwującej mechanizmy, nie przeszkadzały mu postrzegać jej, jako atrakcyjnej.

- Nie siej defetyzmu - powiedziała przeciągle. - I przywitaj się z chłopakami.

Wbiegli do podziemnej krypty. Ktoś postronny mógłby uznać tę dwudziestodziewięciolatkę za chorą psychicznie. Świat na górze, w którym obydwoje się urodzili i który znali od dziecka, płonął, zwłoki piętrzyły się na stertach niczym złom, a ona, jakby zupełnie tego nie dostrzegając, tryskała dobrym humorem i optymizmem. Znał ją nie od dziś i doskonale wiedział, że jest bliska załamania. W sytuacjach stresowych zawsze była najweselsza, taką reakcję obronną wykształcił jej organizm.

Zatrzymali się przy blokadzie torów, tuż obok szynowego transportera, którego wszyscy nazywali „wagonikiem”. Chciał do niej coś powiedzieć, lecz najpierw musiał uspokoić oddech. Otworzył usta, ale zagłuszył go potężny ryk mężczyzny dobiegającego z boku.

- Thomas, Celina, jak was dobrze widzieć moje robaczki, ale czułości okażecie sobie kiedy indziej. Nasze powstanie wybuchło chyba trochę wcześniej... - wypowiedziane słowa odbijały się od zimnych, metalowych ścian.

Popatrzyli na barykady wzniesione wzdłuż pancernych wrót wiodących do innych tunelów. Tłoczyły się na nich dziesiątki mężczyzn i kobiet, których dusze opuściły ciała. Ostatnie chwile koszmaru zwanego życiem musiały być dla nich pełne turbulencji, jakże różnych od powolnego konania w katorżniczej pracy. Większość skorup człowieczych była rozczłonkowana oraz zwęglona. Czarne, parujące ochłapy mięsa i szmat, w które były ubrane, gryzły w nos. Wśród masy zmarłych i garstki jeszcze żyjących stał mężczyzna. Wysoki, lecz z racji zaawansowanego wieku, garbiący się lekko, miał na sobie napierśnik wykonany z grubych częściowo przerdzewiałych płyt. Jego posiwiałą głowę skrywał obszerny kaptur, spod którego patrzyły błyszczące zielonkawe oczy.

- Odparliśmy ich pierwszy atak, ale teraz gdy wiedzą, że możemy się odgryźć, przyjebią z pełną mocą - powiedział.

- To co robimy? - pisnęła kobieta. - Kustik? Masz jakiś plan? - widać było jej niezdrową ekscytację.