Erhalten Sie Zugang zu diesem und mehr als 300000 Büchern ab EUR 5,99 monatlich.
Brawurowa kontynuacja powieści fantasy "Głód potępionych" o Morriam, uczennicy czarnoksiężnika Rutiela i przyjaciółce strażnika Nemira. Jak wygląda podróż przez wszystkie kręgi Otchłani? Czy zagubiona nekromantka odnajdzie w sobie siłę, by pokonać wrogów i jako dojrzała władczyni mądrze zarządzać Królestwem Potępionych? Oto nadszedł czas, by stanąć do walki z przeciwnościami losu i mimo osobistych dylematów ochronić krainę Morcado przed rozprzestrzeniającą się potęgą złych mocy. Jeśli lubisz twórczość Anny Brzezińskiej i Ewy Białołęckiej oraz szukasz wciągającej lektury o duchach, potworach i duszach potępionych, będziesz pod wrażeniem tej właśnie wielowątkowej, magicznej opowieści.
Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:
Seitenzahl: 676
Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:
Patrycja Prusak
Saga
Utracona iskra. Opowieść o Morriam tom 2
Zdjęcie na okładce: Shutterstock
Copyright © 2023 Patrycja Prusak i SAGA Egmont
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788727116549
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
www.sagaegmont.com
Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.
Magdalenie.
Byłaś moim oparciem, gdy zaczęłam tonąć.
Dziękuję, że jesteś.
Czas, abyś uwierzyła w siebiei podążyła swoją wymarzoną ścieżką!
Po ucieczce przed smokiem z Otchłani, który wydostał się po nieudanej próbie otwarcia Bram do zaświatów przez Rutiela, Morriam szukała tymczasowego schronienia w jednej z karczm w Killar. Uciekając przed żołnierzami króla i tajemniczym czarnoksiężnikiem wpadła w łapska polującego na nią strażnika Nemira. Z pomocą przychodzi Rutiel, który zmuszony do zawarcia porozumienia ze strażnikiem zabiera dziewczynę do siebie, do drewnianego domku w lesie. Dzięki czarnoksiężnikowi, Morriam dowiaduje się, że dzierży rzadki dar nekromancji, który jej matka próbowała przed nią ukryć. Po przywołaniu ducha Deletrei, matki nekromantki, wychodzą na jaw rzeczy zatajane przez czarnoksiężnika. Okazuje się, że Rutiel przyczynił się do ucieczki potępieńca z Otchłani, który wyłamując rzadki kamień ze struktury Bramy zamknął ją na kilkadziesiąt lat. Deletrea wyznaje, że kamień połknęła Morriam, gdy ta była jeszcze dzieckiem.
Nekromantka przystępuje do nauki swojego daru, a pomaga jej w tym Rutiel. Czarnoksiężnik podczas kształcenia Morriam dopuszcza się karygodnego zaniedbania, którego konsekwencją jest niekontrolowany atak nekromantki na jego duszę. Przez incydent Morriam nieodwracalnie złączyła ich magią nazywaną przez nekromantów „Przywiązaniem dusz”. Od tamtej pory Rutiel odczuwał silną więź ze swoją „panią”, a Morriam, nieświadoma kiełkujących w niej uczuć do czarnoksiężnika, przelewała swoje emocje na niego.
Cała trójka, nie zważając na przeciwności losu, zagłębiała się w tajemnicę grasujących nieumarłych, których powoływał uciekinier z zaświatów Jhireon, zamkniętych w katakumbach dusz i wylewającej się z Otchłani mrocznej magii. Aby zdobyć ostatni element układanki, Morriam udaje się do zamkowej biblioteki. Tam zostaje złapana przez Nemira, który cały czas był w zmowie z królem Leonem. Zanim żołnierze zamykają ją w lochach, dowiaduję się o zbliżającym się dniu oczyszczenia, w którym to potępieńcy będą mogli zmyć z siebie mroczne piętno poprzez morderstwo niewinnej ofiary. W więzieniu Pani Przyszłości przekazuje nekromantce wiadomości o planie zgładzenia władcy Otchłani poprzez uciekiniera z zaświatów. Pogodzona z przeznaczeniem Morriam zostaje wyzwolona dzięki paktowi Rutiela z królem. Nekromantka z czarnoksiężnikiem opracowują plan rozprawienia się z potępieńcami w dniu Święta Zmarłych. W dniu oczyszczenia Morriam pod wpływem magii Jhireona odprawia w katakumbach rytuał ucieleśnienia ducha, skazując swojego mentora na śmierć. Mag dostaje ciało czarnoksiężnika i dzięki poświęceniu zebranych dusz i paktowi ze Śmiercią dostaje się do Otchłani. Morriam, pożegnawszy się z Rutielem, wraca z Nemirem za miasto, aby odprawić rytuał Święta Zmarłych. Gdy wybiła odpowiednia godzina, a księżyc zabarwił się na czerwono, nekromantka rozpoczęła rytualny taniec i wprowadziła potępieńców w trans. Plan odesłania dusz do Otchłani jednak się nie powiódł. Brama wciąż pozostała zamknięta. Morriam, wiedziona intuicją, decyduje się na ostateczny plan, dzięki któremu ma nadzieję złamać blokadę. Nemir szybkim pchnięciem sztyletu pozbawia ją życia i wysyła przez Bramy do Otchłani. Magia kamienia z zaświatów płynąca w jej iskrze otworzyła Bramę, odblokowując ją na stałe.
Morriam za namową Pani Przyszłości udaje się do twierdzy władcy Otchłani, pokonując wszystkie trzy kręgi zaświatów. Próbując uratować czarnoksiężnika, paktuje z Lorcanem i wyzywa go na pojedynek. Podczas walki dołącza niespodziewanie Rutiel, odciągając władcę od swojej uczennicy. Ona, chcąc cofnąć swój błąd, sprowadza duszę czarnoksiężnika z powrotem do jego ciała. Wspólnie używając sztyletu Rutiela kończą istnienie Lorcana. Kraina Potępionych wybiera nowego władcę, lokując duszę poprzednika w iskrze nekromantki. Morriam zostaje nową władczynią potępionych, a Rutiel wraca do Killar.
Drodzy czytelnicy, aby umilić wam kolejną fantastyczną podróż z Morriam, przygotowałam dla was listę klimatycznych utworów muzycznych, przy których pisałam Utraconą iskrę. Przypisy, które odnajdziecie w książce, są jedynie moją propozycją do odsłuchania konkretnych utworów w danym momencie w fabule. To, jak użyjecie utworzonej przeze mnie playlisty, pozostawiam już Wam!
Udanej zabawy!P. Prusak
You Can’t Kill Me – Rok Nardin
Entelechy – J.T. Peterson
The Mad King – Rok Nardin
The Lost Ones – Mark Petrie, Brandon Lau
Arrietty’s Song (instrumental version) – Cecile Corbel
Voices of the Wind – J.T. Peterson
Believe – Kings & Creatures, William Morris
Eternity – Tonal Chaos Trailer Music
Persecution– Audiomachine
Arrival of the Birds – The Cinematic Orchestra
Dead Army – Pieces of Eden
The Final Cut – Hampus Naeselius
Aquarius – J.T. Peterson
The Mad Queen – Rok Nardin
Malice – Kings & Creatures, Aeph
Obsidian– Audiomachine
Imminence – Mitchell Broom
Preparing for Battle– Audiomachine
Tangled Earth– Audiomachine
Fearless Quest – Q-Factory by Robert Etoll
Misery – Dos Brains
Legend of the White Buffalo – Atom Music Audio
Ride of the Revenant – Eternal Eclipse
A Crackling Sphere– Nightwish
Dare to Enter– Nightwish
True Love’s last Kiss – Forgotten Odes
Takedown – Tom Player
Shield of Justice – Eternal Eclipse
Inferno – Epic Score
Oathkeeper – Eternal Eclipse
Battle Dawn – Q-Factory by Robert Etoll
Event Horizon – Mitchell Broom
Fire, Save Us – Iliya Zaki
When Will We Meet Again – Epic Music World
Church – Fall Out Boy
1
Mieniące się pod stopami czerwone jaspisy były niczym krew rozlana w ofierze dla królowej. Stała sama na środku sali tronowej, w której przed chwilą rozgrywała się walka pomiędzy poprzednim władcą Otchłani, bezwzględnym Lorcanem, a nią, młodą i niedoświadczoną nekromantką. Gdyby nie sztylet Rutiela i zadany nim ostateczny cios, czarnoksiężnik nie przebywałby teraz w świecie żywych, a ona nie dzierżyłaby władzy nad potępieńcami. Przestaliby istnieć na zawsze.
Otaczały ją proste filary, teraz już puste, pozbawione uśpionych demonów. Za jej plecami wznosił się ku sklepieniu wykuty z kamienia wulkanicznego potężny czarny tron. Z ostro zakończonym oparciem wydawał się górować nad wszystkim, co znajdowało się w mrocznej komnacie. Cisza, która tam panowała, żywemu człowiekowi mogłaby wydawać się zbyt przytłaczająca, jej jednak, przepełnionej krzykiem uwięzionej duszy, wciąż było za głośno. Czuła w sobie pulsującą, przelewającą się moc pragnącą dominacji. Ta potężna prastara magia należąca do Lorcana bezustannie toczyła z nią bitwę.
Po walce jej iskra była na tyle słaba, że Morriam nie potrafiła zapanować nad wdzierającą się w jej środek magią. Jego dławiąca moc połączona ze smolistą magią Otchłani przez chwilę opanowała jej ducha, odcinając ją od świadomości.
Wtedy nie rozumiała, co się z nią dzieje. Dopiero córka Czasu wytłumaczyła jej, na czym polegała inicjacja nowego władcy. Dowiedziała się, że dzięki chroniącemu prawu Otchłani duch Lorcana nie mógł zostać zgładzony, ale jedynie wchłonięty przez jego następcę, tym samym umacniając go pochłoniętą siłą. Taka inicjacja była możliwa, gdyby ochotnikowi udało się spełnić dwa warunki. Stoczy z władcą walkę, a jego ostateczny cios zostanie mu zadany przez cielesnego ducha. Dzięki temu żaden potępieniec nie mógł jawnie wyzwać władcy na pojedynek i zająć jego miejsca.
Przejęcie ducha poprzednika i czarnej smolistej magii Otchłani było równoważne z otrzymaniem insygniów władzy nad królestwem. Przez jej umiejętności chowania iskry w mentalnej komnacie dusza Lorcana nie do końca poddała się inicjacji. Nie została wchłonięta do jej magii, lecz zamieszkała w jej komnacie, wciąż podburzając ją do poddania się jego potędze. Teraz, gdy była duszą, postacią astralną, jej komnata wyglądała zupełnie inaczej. Pomimo że nie widziała już czarnej pustki i stojącej na jej środku skrzyni magii, nadal miała świadomość wielkiej przestrzeni, którą mogła wypełnić mocą innych osób. Czuła się, jakby wszystkie iskry, które chowała w sobie, były jej warstwami.
Stała pośrodku sali, wsłuchując się w swoją moc. Czuła, że dusza Lorcana znajduje się blisko powierzchni. Był silny, a ciemna powłoka magii, która otaczała jej sylwetkę, stanowiła tego dowód. Czarna mgła wydawała się żyć własnym życiem, musiała być w ciągłym ruchu, wypływać z jej wnętrza i posilać się energią krainy. Było to dla niej nowe doświadczenie. Czy jednak pokaz siły wystarczy, aby zmierzyć się z najpotężniejszymi demonami?
Odwiedziła wszystkie zakątki trzech kręgów Otchłani, ujawniła swoje oblicze i od swoich poddanych zażądała pełnego oddania. Wszyscy bez wyjątku pokłonili się nowej władczyni, co uspokoiło Morriam tylko na chwilę. Wiedziała bowiem od Seirba, że istnieje miejsce, które nawet w Otchłani jest zamknięte. Czwarty krąg. Miejsce, gdzie przebywały demony pochłonięte czystym i pierwotnym mrokiem pochodzącym od źródła ciemności. Do tej pory myślała, że jego istnienie to mit, bajka dla dzieci. Jej nowy sługa, Seirb, bardzo szybko wyprowadził ją z błędu. Chaos. Prastary Bóg, Stworzyciel. Źródło magii cieni i żywiciel krainy potępionych. Został zamknięty w Otchłani przez Jasność, z którą wspólnie stworzył świat i pierwsze żyjące istoty. Dlaczego w takim razie Stwórczyni, Pani Darów, jak nazywali ją mieszkańcy Killar, uwięziła Mrok w środku jądra Otchłani? Legendy opisują Chaos jako Boga zniszczenia i destrukcji, który oskarżył pierwszych ludzi o kradzież jego oddechu, cząstki jego mocy. Zapragnął kary odpowiedniej dla ich przewinienia. Chciał ich śmierci. Jego plany pokrzyżowała Matka Życia, Stwórczyni, która po stoczonej walce z Chaosem uwięziła go w najniższym kręgu Otchłani. Lorcan, który dostał się do tej krainy tuż po nim, na jego więzieniu stworzył swoje królestwo, dając mu tym samym do zrozumienia, że jest pod jego władaniem.
Na myśl o konfrontacji z mieszkańcami czwartego kręgu wypełnił ją paraliżujący strach. Nie czuła się na to gotowa, wątpiła, czy kiedykolwiek mogłaby być!
Usłyszała kroki. Wiedziała, kto nadchodzi. Seirb.
– Jesteś gotowa, moja pani? – zapytał bez emocji.
Morriam otworzyła oczy, jej tęczówki czarne jak Otchłań błysnęły zielenią.
– Tak – odpowiedziała, chociaż w głębi wiedziała, że jest inaczej – zejdźmy niżej.
Sługa kiwnął lekko głową, odwrócił się i ruszył wzdłuż bocznego korytarza. Seirb od czasu koronacji wyglądał zupełnie inaczej. Jego twarzy nie pokrywały już rany ani znamiona walki. Miał porcelanową cerę, czarne krótkie włosy i zadarty nos. Widząc jego zmianę, zaskoczona Morriam zażądała wyjaśnień. Wytłumaczył jej, że jego wizerunek był sprawką uroku rzuconego przez Lorcana, miał przerażać i odstraszać. Sługa odzyskał dawne oblicze, gdy tylko dusza byłego władcy została wchłonięta przez nową królową.
Morriam ruszyła za swoim sługą. Czarna suknia, luźno przylegająca do ciała, lekko zafalowała i popłynęła jej śladem niczym welon. Spoczywająca na jej głowie korona była kolejnym atrybutem władzy, w którym musiała się ukazywać. Wykonana z żelaza, ozdobiona szlachetnymi kamieniami będącymi fundamentem tej krainy, wyglądała jak para szponiastych łap demona oplatających głowę królowej.
Czas konfrontacji z najpotężniejszym zbliżał się nieubłaganie. Zaczęli schodzić po kamiennych stopniach w dół ku ciemności. Seirb trzymający niewielką latarnię z zamkniętym błędnym ognikiem oświetlał jedynie kolejne stopnie. Magia zamknięta w przedsionku czwartego kręgu gęstniała z każdym kolejnym krokiem, a Morriam miała wrażenie, jakby schodziła do samego jądra Otchłani. Jej iskra stała się niespokojna i burzliwa, jakby podpowiadała swojej właścicielce, że jest gotowa do walki. Oplatająca ją ciemna moc coraz silniej naciskała na jej postać astralną, powodując niepokój i strach. Uczucie to rosło i rosło, aż nabrało takich rozmiarów, że jedyne, czego chciała, to krzyczeć i rzucić się do ucieczki. Poczucie obowiązku nie pozwalało jej tego uczynić! Jako królowa tego padołu musiała wytrzymać narzucany przez wymiar atak i go przezwyciężyć. Zacisnęła ręce w pięści i podążyła dalej, starając się, aby każdy jej kolejny krok był tak samo pewny jak poprzedni.
Gdy zza zakrętu ujrzała bladą poświatę, przyspieszyła. Widok, który ukazał się jej oczom, niesamowicie ją zaskoczył. Ujrzała wielką przepaść, nad którą magicznie zawieszona kula ognia oświetlała ostatnie stopnie krętych schodów prowadzące donikąd. W istocie znaleźli się w wielkim skalnym kominie ze stromym urwiskiem pokrytym gęstą czarną mgłą.
Droga nagle się skończyła. Seirb stanął, odwrócił się do niej i usunął w bok, dając jej miejsce do przejścia.
– Dalej podążasz sama, do czwartego kręgu mają wstęp tylko władcy Otchłani – powiedział Seirb.
Morriam podejrzliwie spojrzała na przelewającą się przed jej stopami mgłę. Gdy już miała zapytać Seirba, jak ma iść dalej, nagle z ciemności wyłonił się wielki kościsty łeb strażnika Otchłani. Smok ryknął donośnie, wprawiając otaczające go skały w drżenie, i wzleciał do poziomu, gdzie kończyły się schody. Zbliżył się do królowej i wystawił skrzydło tak, aby mogła swobodnie wejść na grzbiet. Żadnych już więcej wyjaśnień nie potrzebowała. Zrozumiała, że smok zaniesie ją wprost do czwartego kręgu. Usiadła wygodnie i złapała się wyrostków kostnych.
– Leć, zaprowadź mnie do najniższego kręgu – wyszeptała Morriam.
Smok poruszył wielkimi, masywnymi skrzydłami i niczym ryba w wodzie zatopił się w ciemności, pikując na samo dno. Morriam nie była gotowa na to, co nastąpiło później.
Zawiesina magii, która otoczyła ją z każdej strony, zaczęła niespodziewanie wszczepiać się w jej ducha i ranić ostrymi krawędziami! Czuła się, jakby wirowała wśród rozbitego na małe cząsteczki szkła. Emocje temu towarzyszące nasiliły się w jednej chwili, wybuchając w jej wnętrzu niczym ogień. Wymiar zgniatał ją skrajnymi i destrukcyjnymi uczuciami, które kotłowały się w miejscu, gdzie niegdyś miała serce. Mimowolnie umocniła chwyt na kościach smoka i zamknęła oczy, zaciskając powieki. Miała wrażenie, jakby jednocześnie dusiła się pod wodą i krzyczała, spadając z najwyższego szczytu gór. Nie potrafiła tego opisać! To, co czuła, było tak destrukcyjne, że jej iskra postanowiła stanąć z tym do walki. Zielona magia nagle naparła na barierę. Naciskając na nią od środka, próbowała wydostać się na zewnątrz. Parzyła, wrzała i atakowała, chcąc znaleźć ujście. Nekromantka nie pozwoliła jej na to! Trzymała ją uparcie w garści, pozwalając tej burzy szaleć dalej w jej środku.
Szarpnęło i uderzyło, aż zatrzęsło się sklepienie nad ich głowami. Otworzyła oczy. Ujrzała smoka, który stabilnie stał na czterech łapach, czekając, aż królowa zejdzie z jego grzbietu. Znalazła się w wysokiej i przestrzennej jaskini, z której sufitu zwisały długie, ostre stalaktyty. Z trudem dostrzegała ogrom czwartego kręgu, ponieważ panował tutaj mrok. Był zaskakujący w odczuciu – gęsty i ciężki. Podejrzewała, że magia tutaj mogła posiadać inną strukturę. Jej uwagę przykuły latające w powietrzu małe ogniste iskry, takie, które można było dostrzec nad rozpalonym ogniskiem. Chociaż czerwona łuna oplatała ściany jaskini, nigdzie nie dostrzegła języków ognia.
Ześlizgnęła się po skrzydle smoka i twardo stanęła na skale, którą pokrywał lód. Zmarzlina okazała się powierzchowna, a każdy krok powodował skrzypienie łamanej pokrywy. Ostatni raz obejrzała się na smoka, wydała mu rozkaz, aby na nią zaczekał, i nie tracąc więcej czasu, ruszyła przed siebie.
Chociaż kroki zdradzały niepewność, jej postawa była wręcz majestatyczna. Z podniesioną wysoko głową ruszyła w głąb czwartego kręgu. Jej postać astralna zaczęła szybko przyzwyczajać się do panujących tutaj warunków. Wszystkie odczucia towarzyszące jej podczas podróży zaczynały słabnąć. Była losowi za to bardzo wdzięczna, nie wyobrażała sobie prowadzenia rozmów z tutejszymi demonami w stanie zaćmienia i bólu.
Dopiero po dłuższej chwili dostrzegła pierwsze cienie. Zaczęły wypełzać zza skał i iść śladem królowej, obserwując każdy jej ruch. Zatrzymała się.
– Pokażcie się! – rozkazała.
Cienie podeszły i okrążając ją z każdej strony, uformowały postacie podobne do człowieka. Dopiero po chwili czarne sylwetki zaczęły przeistaczać się na jej oczach. Nie zdziwiła się, gdy nagle wokół niej stanęło pięć jej sobowtórów. Znała te demony, kiedyś miała przyjemność z nimi walczyć. Trofea z czterech kolumn Lorcana zabiła Pani Przyszłości.
– Królowo Morriam – ukłoniła się istota stojąca naprzeciwko – witamy cię po raz pierwszy w naszym kręgu. – Po tych słowach skłoniły się wszystkie pozostałe.
– Witajcie, możecie wstać.
Istoty szybko się wyprostowały i odeszły dwa kroki do tyłu, zostawiając jedną mówczynię z przodu.
– Wybacz, nasza pani, że używam twojego wizerunku, ale my jesteśmy czystym mrokiem, nie mamy własnego ciała.
– Wiem, nie przeszkadza mi to. Gdzie jest reszta istot? Dlaczego nie przybyły ukłonić się nowej królowej? – zapytała.
Na te słowa zza skał, z ziemi i ze sklepienia zaczęły wyłaniać się pozostałe demony. Stwory, których nie poznał żaden człowiek, mag ani kapłan. Zamknięte w zapomnianym miejscu, nie mogły ujrzeć światła krain nawet w dniu, gdy zacierały się granice dwóch wymiarów. Nie bez przyczyny były zamknięte, chronione dodatkową magią. Nawet sam król Lorcan obawiał się ich w swoim królestwie.
Morriam rozejrzała się dookoła. Istoty przybywały z różnych stron, zapełniając wielką przestrzeń jaskini, która teraz wydawała się mała i ciasna.
– My, pani, nie posługujemy się mową, jesteśmy czystą czarną magią, która została stworzona na początku istnienia wymiaru Chaosu. Tylko dzięki temu, że jestem twoim sobowtórem, możemy się porozumieć. Dlatego ja, jako mówczyni, pragnę w imieniu wszystkich zgromadzonych tu istot oddać ci pokłon.
Na komendę mówczyni wszyscy się skłonili lub Morriam takie miała wrażenie, gdyż niektóre istoty nie posiadały określonych sylwetek ani kształtów.
– Dziękuję za oddanie, możecie powstać – odezwała się, po czym zrobiła kilka kroków w stronę mówczyni.
– Czy to są wszystkie istoty, oprócz niego?
Mówczyni rozejrzała się po zgromadzonych i pokręciła głową.
– Nie wszyscy są przychylni nowej władczyni. Wydaje się pani, że jest nas tutaj wielu. Nie łudź się, to bardzo niewielka część istot czwartego kręgu. Niektórzy nie popierali nawet Lorcana. – Przerwała na chwilę, aby potem kontynuować: – On nie przybędzie i nie radzę do niego iść.
– Dziękuję za ostrzeżenie i za wasze oddanie, ale pewnych spraw nie da się odłożyć na potem, muszę wypełnić swój obowiązek – odpowiedziała.
Nie czuła się rozczarowana. Wiedziała, że Chaos do niej nie przyjdzie. Nie podlegał nikomu ani niczemu. Nie miała nawet zamiaru nakazywać mu uległości wobec siebie. Ułożyła pewien plan, bo nie wyobrażała sobie, by pójść do stwórcy magii bez przemyślanego przemówienia.
Istoty rozeszły się na boki, robiąc przejście dla swojej nowej królowej, aby mogła ruszyć w dalszą drogę wzdłuż czwartego kręgu. Droga była długa i monotonna. Jaskinia się ciągnęła, a przed nią roztaczały się wciąż takie same widoki. Szła przed siebie w osamotnieniu. Demony przepuściły ją i nie ruszyły jej śladem. Same bały się przebywać w jego towarzystwie, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że to spotkanie może być jej najtrudniejszym jak do tej pory wyzwaniem.
Po dłuższej wędrówce prostą drogą ujrzała kamienne wrota i większą łunę czerwonego blasku, jaki dawał żywy ogień szalejący nad przepaścią, oraz gęstą, unoszącą się nad nią parę widocznej magii. Droga raptownie zwęziła się do wielkości wąskiego mostu łączącego osamotnioną wysepkę z resztą jaskini. Ogień z płynną gorącą substancją szalał na dnie jaskini, niebezpiecznie wybuchając po dwóch stronach mostu. Gdy stanęła na wysepce, poczuła, że to jest właśnie to miejsce. Nie rozumiała swojego przekonania, które tak nagle się w niej pojawiło, lecz była pewna, że on zaraz przybędzie.
Nie pomyliła się. Z gorących oparów, z szalejącego ognia, mroku i zimna otaczającego to miejsce wyłoniła się postać. Zlepiła się, tworząc sylwetkę człowieka obleczonego w żelazną zbroję. Nie wiedziała, dlaczego akurat tak się jej ukazał, mógł przybrać dowolny kształt, był Chaosem, czystą magią, a jednak zdecydował się pokazać jako rycerz.
Zatrzymała spojrzenie na otworach w hełmie, gdzie powinny znajdować się oczy. Oblał ją czysty lęk. Poczuła ogromną bezradność, niepewność i zwątpienie. Wszystko, co kazało jej upaść na kolana i zrozumieć, że w jego obliczu jest tylko nic nieznaczącą łupiną ziarna bez magii. Zaczęła się walka. Czuła coraz większą mentalną presję z jego strony. Widziała podsyłane przez niego wizje. Każda kończyła się konfrontacją i uległością królowej wobec niego. Wpatrywała się w jego mrok i nicość, zaciskając mocno pięści. Jej iskra tym razem nie wrzała, schowała się niczym przestraszony zwierzak, który szukał schronienia przed drapieżnikiem. Jej moc była tylko cząstką, oddechem magii Chaosu. Czuła się mała i bezwartościowa. Wtedy on znów zaatakował. Usłyszała jego głos: „Jesteś nikim”, „Samozwańcza królowa”, „Jesteś słaba”, „Niczego nie osiągniesz”, „Nikt cię nie szanuje”, „Nikt nie liczy się z twoim zdaniem”, „Nigdy do niczego nie dojdziesz”, „Nigdy…”.
– Dość! – wrzasnęła Morriam.
Usłyszała gruby, donośny śmiech, który zatrząsł posadami jaskini.
– Witaj, nekromantko. – Jego niski i głęboki głos wdarł się do jej głowy. – Po co przybyłaś?
– Jako nowa królowa Otchłani przychodzę do swoich poddanych, aby nawiązać z nimi porozumienie – odpowiedziała głośno.
Nastąpiła cisza. Morriam zesztywniała w oczekiwaniu. Lawa jakby stała się mniej gorąca, a powietrze zimniejsze.
– Nekromantko, ty nie jesteś moją królową i nigdy nie będziesz. Nigdy nie ukłonię się żadnej żywej czy martwej istocie. Jestem Stwórcą, Chaosem, jestem żywą ciemnością i nicością.
– Nie chcę twojego pokłonu! – przerwała mu nagle.
Postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. Zrobiła kilka kroków naprzód.
– Dlaczego więc tu dotarłaś? – zapytał.
– Wiem, jak potężny jesteś, nie śmiałabym żądać od ciebie uległości wobec mnie. Chcę mieć w tobie sojusznika. Chociaż tak odległe są nasze światy, paramy się tą samą magią.
– Hmm, sojusznikiem, powiadasz? – Jego głos nadal nie zdradzał, jak zareaguje. – Czy wybierasz się na wojnę?
– Nie mam takiego zamiaru. Wolę mieć jednak w tobie sojusznika niż wroga. Nie chcę, abyś traktował mnie jak swoją królową, ale jak towarzysza.
– Lorcan nigdy by nie śmiał zaproponować mi sojuszu. Jestem pod wrażeniem, że ty, nekromantko, na to się zdobyłaś.
Morriam wręcz zadrżała. Głos, którym przemawiał Chaos, przestawał się jej podobać. Był coraz bardziej gwałtowny i pełen nieukrywanej złości. Nie zdziwiłaby się, jeżeli zaraz zetrze jej ducha w proch. Nie wiedziała, jaki miał układ z Lorcanem. Jego dawny sługa też tego nie wiedział. Mogła zostawić sprawę niewyjaśnioną i żyć z myślą, że pod zamkiem mieszka Chaos, który może zniszczyć ją w każdej chwili, jeśli nie dopilnuje wszystkich pieczęci w królestwie.
– Nekromantko Morriam. – Głos wyrwał ją z rozmyślań. – Zgodzę się tylko wtedy, gdy obiecasz mi, że sojusz będzie działał w obie strony i przypieczętujesz go inkantacją.
Morriam osłupiała. Po tonie jego głosu nabrała przekonania, że nigdy nie zgodzi się na jej propozycję. Nie kryła zdziwienia, szybko jednak przystała na warunki.
– Zgadzam się!
Nie była pewna, czy dobrze postępuje, ale nie mogła się nie zgodzić. Ufała swojej intuicji, a ona pchnęła ją do takiego zagrania.
– Podejdź tu i podaj mi rękę.
Wyciągnął w jej stronę swoją.
Morriam podeszła i podała mu dłoń. On objął jej nadgarstek, a ona dopasowała się do niego. Spojrzała mu w oczy. Nicość, która momentalnie wlała się do jej duszy, była obezwładniająca! Królowa miała ochotę wyrwać się i uciec. Po raz kolejny tego nie zrobiła.
Poczuła, jak za jego sprawą słowa inkantacji ułożyły się w jej myślach. Na jego znak zaczęli ją wspólnie recytować. Nagle pod jego dłonią poczuła przeszywający ból wychodzący z jej nadgarstka, rozprzestrzeniający się przez całą jej postać astralną. Czuła, jakby ogień wypalał w niej słowa inkantacji i wiązał przysięgę z jej duchem. Słowa sojuszu wybrzmiewały w komnacie głosem nekromantki, powodując wzburzenie lawy, gniewnie przelewającej się w przepaści.
Gdy wypowiedzieli ostatni wyraz, oderwali się od siebie, a cała komnata ucichła. Morriam podniosła rękę wyżej i spojrzała w miejsce, w którym pojawił się ból. Na nadgarstku rzeczywiście wypaliły się runy przysięgi jako znak, że pakt został zawarty.
– Nasz sojusz jest już żywy. Jeśli spróbujesz złamać jego postanowienie, dopadnie cię mój gniew.
Morriam kiwnęła głową na znak, że rozumie.
– Żegnaj, Panie Chaosu i Nicości. Oby nasz pakt okazał się dla nas przychylny.
– Żegnaj, nekromantko Morriam. Obyś była przygotowana na dzień wypełnienia sojuszu.
Chociaż Morriam nie wypowiedziała tego na głos, on wiedział, że królowa miała nadzieję, iż pakt będzie uśpiony na wieki.
Gdy odchodziła stanowczym krokiem w stronę wyjścia, wciąż świeże runy żarzyły się na jej nadgarstku. Istoty, widząc je, chowały się przed jej wzrokiem, rozpływając się w mrokach jaskini.
Zanim usiadła na grzbiecie smoka i opuściła czwarty krąg, zasłoniła nadgarstek czarnym rękawem. Postanowiła zatrzymać ten pakt w tajemnicy przed wszystkimi.
Gdy weszła z powrotem do sali tronowej, jej sługa już na nią czekał. Obeszła go bez słowa i usiadła na tronie.
– Jak wizyta, pani? – zapytał, jakby chodziło o odwiedziny uporczywych krewnych.
– Część demonów uznała moje panowanie…
– Nie martw się, moja pani, Lorcana nienawidziła większość istot zamieszkałych w Otchłani.
Wzrok Morriam bardzo niespokojnie wędrował po sali. Gorączkowo myślała nad dalszymi krokami, które powinna poczynić jako nowa królowa. Czuła wielką niepewność i strach. Bała się. Swojemu słudze nie potrafiła jeszcze zaufać na tyle, aby zwierzyć się ze swoich słabości. Potrzebowała osoby, na którą mogłaby liczyć, która mogłaby jej doradzać w kolejnych posunięciach.
– Seirbie… – zaczęła twardym głosem – znajdź mi w królestwie duszę Zorina z rodu Sorientel, mam dla niego propozycję…
– Już się robi, pani – odpowiedział, a gdy tylko odwrócił się do królowej plecami i ruszył w stronę wyjścia, jego prawy kącik ust nieznacznie się uniósł.
W stronę ciemności
2
Minęły 2 lata od koronacji Morriam
Ku zdziwieniu Morriam las był nadzwyczaj spokojny. Otaczające ją spróchniałe drzewa opadały ku ziemi, a wszelka okalająca je zieleń była powykręcana i pokryta czarną zgnilizną. Konary drzew poruszały się rytmicznie niczym płuca człowieka pogrążonego w nocnym śnie. Pośród bagiennych oparów las z zewnątrz wyglądał nieco inaczej niż ten będący sercem puszczy, gdzie zawsze panowała sroga zima. Śnieżna pokrywa leżała na leśnym poszyciu, przykrywając rozkładającą się żywą materię, a zimno przenikało każdego otchłańca, który odważył się samowolnie wejść w głąb lasu.
To tutaj królowa znalazła swoje miejsce w Otchłani, gdzie w odróżnieniu od innych potępieńców czerpała tylko sobie znaną przyjemność z przesiadywania pod koronami drzew. Dawne emocje i zapomniane wspomnienia stawały się tak realne jak chłód, który przeszywał jej duszę. Na próżno było szukać w tym lesie drewnianego domku, w którym znalazłaby ciepły kominek, syte jedzenie i towarzysza do rozmów. Prawda okazała się bardziej okrutna, niż mogła sobie tego życzyć: była sama pośród demonów w Otchłani.
Siedziała skulona, opierając się o pień drzewa. Jej ciało drżało z zimna, a z ust wydobywał się mały obłok pary. Biały śnieg otulał jej ciało, budując wokół niej przyjemny azyl, gdzie mogła być tylko sobą. Ciężko było utrzymać w Otchłani swoją osobowość. Kraina Potępionych wywierała presję, zmuszając jej mieszkańców do przeżywania wciąż tych samych negatywnych emocji. Taka długotrwała monotonia mogłaby zdrowego człowieka popchnąć na skraj wytrzymałości, ale dla dusz była to modlitwa zatracenia. Dusze stawały się bezosobowe, wszystkie w końcu miały tylko jeden cel. Nienawidzić, atakować, odbierać magię. Tylko nieliczne dusze, odporniejsze na wpływ mrocznej magii, mogły cieszyć się zaszczytem posiadania charakteru i świadomości. Dlatego tak często przesiadywała w sercu puszczy trzeciego kręgu. Dopiero w lesie czuła, że w pełni wraca do dawnej, nieżyjącej już Morriam.
Obok jej stóp spoczywał czarny wilk z płomienną grzywą, która paliła się zimnym ogniem. Otchłaniec trzymał łeb na jej kolanach, dając się ponieść przyziemnym pieszczotom. Co jakiś czas otwierał ślepia, aby spojrzeć w twarz swojej pani. Robił to za każdym razem, gdy poczuł na swoim nosie mokrą łzę, która spływała z policzków Morriam.
Oprócz otchłańca przeważnie towarzyszyła jej jedna, samotna szara ćma. Z tęsknoty za bliską jej osobą, którą zostawiła po drugiej stronie Bramy, uczyniła ją łącznikiem i korzystała z jej oczu, aby podglądać świat za zasłoną. Obrazy, które przynosiła, nie dodawały jej otuchy ani nie wzbudzały w niej radości, wręcz przeciwnie, napawały ją jeszcze większym poczuciem winy.
Ćma usiadła w pewnej chwili na jej nadgarstku i poruszając skrzydłami, pocieszająco łaskotała nekromantkę po wierzchu dłoni.
– Królowo – usłyszała znajomy głos. – Znów tutaj przesiadujesz?
Mężczyzna zbliżał się powoli, stąpając ostrożnie i omijając gęste zarośla, brnął w śniegu po kolana. Podszedł do niej blisko, po czym złapał ją za ramię.
– Zorinie, kazałam ci mnie nie szukać – powiedziała, cofając ramię.
– Nie rozumiem, dlaczego wciąż się tak katujesz – odparł zdziwiony.
Podniosła głowę, a włosy spłynęły jej na boki, odsłaniając twarz. Policzki błyszczały zieloną aurą, mokre od pojedynczych łez, zaś oczy, bystre i przenikliwe, świeciły jaskrawą iskrą. Zadarła wyżej głowę i spojrzała na niego – na twarz swojego biologicznego ojca, którego nie miała przyjemności poznać za życia, a gdy odnalazła go po śmierci, mianowała od razu swoim doradcą. Jego jasne, wręcz białe włosy, opadające na naramienniki, pasowały do zimowej aury. Ubrany w granatowy kaftan, czarne skórzane spodnie i buty z cholewami, wyglądał dostojnie i wyrafinowanie. Lubiła jego towarzystwo, traktowała go jak przyjaciela, którego zawsze miała do dyspozycji na wyciągnięcie ręki. Na jego barkach spoczywała duża odpowiedzialność. Pomógł jej zrozumieć Otchłań i jej reguły. Od jej koronacji w zamku i przydzielenia mu tak wysokiej funkcji minęły dwa lata. W Otchłani czas stał w miejscu. Nie było poranków ani nocy. Czas tutaj nie obowiązywał. Tylko ci, którzy pragnęli go odmierzać, wyznaczali go sobie, wzorując się na czasie płynącym w krainach ludzi.
– Lubię czasami wrócić do wspomnień, żywych emocji – odpowiedziała po dłuższej chwili.
– Morriam, im szybciej zaakceptujesz to, że jesteś martwa, tym lepiej będzie dla ciebie i twojego królestwa. – Spojrzał na pupila przy jej nogach. – Jak to możliwe, że z tego krwiożerczego otchłańca zrobiłaś sobie przytulankę?
Podniosła kącik ust do góry i spojrzała w ślepia ognistego wilka.
– Chyba lubi zlizywać magię z moich łez.
Zbliżyła twarz do pyska wilka i ucałowała czarny nos.
Zorin pokręcił przecząco głową i westchnął.
– Musimy już iść, trzeba załatwić kilka spraw w królestwie – ponaglił.
Wstała, odsuwając delikatnie łeb wilka, po czym otrzepała czarną suknię ze śniegu. Pożegnała się z towarzyszem i podążyła za swoim doradcą, który torował jej przejście przez gęste zarośla.
– Co to za sprawa? – zapytała, aby przerwać ciszę.
– Mamy doniesienia o kolejnych próbach szerzenia buntu wśród magicznych dusz z drugiego kręgu. Namierzyłem ich przywódcę. Myślę, że powinnaś złożyć mu wizytę.
Morriam, milcząc, kiwnęła niedostrzegalnie głową. Czuła już zmęczenie przebywaniem w lesie. Tylu skrajnych emocji, ile towarzyszyło jej podczas wypraw do niego, Otchłań nie wywoływała u niej w żadnym innym miejscu. Królestwo potępionych oddziaływało na każdego inaczej, ponieważ kraina rządziła się swoimi prawami. Otchłań była żywa, wymuszała na duszach ciągłe przeżywanie wyimaginowanych emocji, których potępieńcy najbardziej się obawiali. W lesie natomiast dusza stawała się na powrót żywa. Wracały stare wspomnienia, niespełnione marzenia i towarzyszące temu uczucia. Morriam nie do końca rozumiała, dlaczego tak bardzo czuła potrzebę przypominania sobie dawnego życia. Nie wiedziała, czy bardziej brakuje jej czasu, który spędziła jako żywa przed czy po spotkaniu z czarnoksiężnikiem.
Gdy wyszli na główny trakt, który był zaledwie wąską linią wydeptaną przez otchłańców, zrównali się ramionami. Idąc w ciszy, zanurzeni we własnych myślach, spostrzegli w oddali niewielki ruch. Nie zwalniając kroku, wymienili się spojrzeniami i podążyli dalej. Obiekt przed nimi zaczął nabierać kształtów i wyrazistości. Pnącza drzew owinęły się wokół gałęzi i innej roślinności, tworząc sylwetkę człowieka. Zatrzymali się kilka kroków przed wijącym bluszczem, czekając, aż Mówca Drzew w pełni zmaterializuje się przed nimi. Pnącza zwinęły się w spiralę, tworząc tułów, który opierał się na dwóch wielkich masywnych kończynach z wyrastających spod ziemi gałęzi. Ramiona zwisały luźno, a głowa zwinięta w kulkę miała na czubku gęstą roślinną czuprynę.
– Witajcie, królowo Morriam, Zorinie. Królowo, lasy szeptały mi, że znów przesiadujesz wśród moich krewniaków.
– Witaj, Mówco. – Pochylili głowy, po czym królowa dodała: – Nic nie poradzę na to, że dobrze się czuję wśród tak żywego towarzystwa.
Uśmiechnęła się delikatnie i zerknęła przelotnie na Zorina, który wysyłał jej karcące spojrzenia.
– Królowo, mam ci coś do pokazania. – Odwrócił się lekko w swoją lewą stronę i skierował długie pozwijane pnącza w bok. – W głębinie lasu, blisko jego serca. Chodź tam ze mną.
– Dobrze, Mówco. Zatem prowadź – odpowiedziała zaciekawiona.
Wielki drzewiec oderwał swoje potężne konary wyrastające z ziemi i ruszył we wskazanym przez siebie kierunku. Jego ruchy były wolne i zamaszyste. Torował dla Morriam i Zorina drogę wśród gęstwiny, którą musieli pokonać, by dostać się do serca puszczy. Wiedziała, gdzie znajduje się owo miejsce. To stamtąd pochodził jej kryształ osadzony na kosturze. Dostała go od Mówcy w darze powitalnym. Przyjęła go i uczyniła z niego magiczny artefakt jako znak, że ten zakątek Otchłani jest jej bliski.
Gdy zbliżali się do celu, Morriam poznała drogę. Serce lasu zdradzał charakterystyczny kierunek uchylających się konarów i gałęzi drzew oraz porastających ziemię bluszczy niczym wielki dywan rozłożony przy centralnie ustawionym okrągłym źródełku.
– Królowo, spójrz. – Jego potężna ręka sięgnęła po gałązkę drzewa wyrastającego najbliżej wody. – Drzewo zakwitło!
Morriam zrobiła kilka kroków do przodu i przyjrzała się pięknemu białemu kwiatowi, który wyrastał z pączka bardzo zdrowo wyglądającej gałęzi.
– Jak to możliwe? – zapytała niedowierzająco.
– Czuję i widzę zmiany zachodzące w lesie – odrzekł Mówca. – Niepokojące zmiany, za dużo w nim magii… światła.
Rozejrzała się dookoła. Dostrzegała lekkie zmiany, zanim jeszcze drzewiec pokazał jej kwiat, ale wtedy nie była świadoma, że chodzi o rozkwit. Nie kryjąc zaskoczenia, rozglądała się na boki. Bluszcz zabarwiony ostrą zielenią rozrastał się i wił wokół źródła, które było zbyt błękitne jak na trupie wody. Pnie drzew wyrastające wokół niego też wyglądały na zdrowe, a pączki kwiatów obficie rozsypały się na gałęziach drzew.
– Skąd w Otchłani magia światła? – zapytał Zorin.
Mówca spojrzał na Morriam i westchnął.
– Przykro mi to mówić, królowo, ale podejrzewam, że zostawiasz tutaj zbyt wiele magii Orghlaith.
Zrozumiała. Las czerpał od niej energię, gdy zdejmowała płaszcz magii Lorcana i opłakiwała swoje smutki. Odkąd jego duch wraz z magią wdarł się do jej energii astralnej, wciąż toczyła z nim walkę o kontrolę. Jego magia zbyt łatwo wdzierała się do jej świadomości, próbując wpływać na czyny i decyzje. Zielona iskra buntowała się, nie chciała mieć w sobie tak potężnej obcej materii, nad którą trudno było jej zapanować. Za to magia Złotej Pani oplotła jej zieloną iskrę z taką łatwością, że nie dostrzegała jej wpływów, ale jedynie moc. Gdy wypłakiwała swoją magię w gnijące liście i skażone źródło, mogła dostarczać lasowi magię światła.
– Nie wiedziałam, że do tego może dojść – pokręciła głową. – Przykro mi.
Morriam ukradkiem spojrzała na Zorina, który z założonymi rękoma i poważną miną wpatrywał się w nią. Szybko uciekła wzrokiem i skupiła się na wielkim drzewcu.
– Królowo, chociaż z przykrością to mówię – położył dłoń na miejscu, w którym miałby bijące serce, gdyby był człowiekiem – ale zakazuję ci wstępu do mego lasu, dopóki nie zapanujesz nad jednością magii. Ten las nie może rozkwitnąć.
Królowa opuściła wzrok i przytaknęła.
– Wybacz, Mówco, mam nadzieję, że las szybko dojdzie do pierwotnego stanu.
– Nie mogę pozwolić na zaburzenie równowagi na moich ziemiach. Jestem pewny, że rozumiesz i nie czujesz urazy. Dbam o interesy nas wszystkich.
– Tak, rozumiem.
– Też powinnaś wziąć tę radę do siebie, królowo. Mój las, jak i cała Otchłań, nie lubią odmienności. Ta kraina ma swoje prawa i musisz je zaakceptować. Otchłań powinna czuć, że ma potężnego władcę.
– Dziękuję za radę – odpowiedziała.
Wielki drzewiec ukłonił się królowej i odszedł. Morriam poczuła bolesny smutek, myśląc o tym, że jest to jej ostatni spacer wśród drzew pięknej puszczy. Słowa drzewca, choć raniące, oddawały całą powagę sytuacji. Wszyscy w Otchłani czuli, że królowa nie jest do końca zadowolona z obowiązku spoczywającego na jej barkach.
– Powinniśmy od razu udać się do twierdzy w drugim kręgu – odezwał się Zorin, gdy tylko wyszli z gęstwiny lasu na otwartą przestrzeń mokradeł. – Im szybciej to załatwimy, tym… wcześniej będziemy mogli poważnie porozmawiać.
Spojrzała na jego minę i lekko się zaśmiała, co spowodowało jeszcze większy grymas zniechęcenia na twarzy Zorina.
– Co cię tak śmieszy? – zapytał zirytowany.
– Zorin, wybacz. – Zasłoniła usta, aby jej uśmiech już go nie drażnił. – Znów to robisz!
– Co takiego? – zapytał. – Martwię się o losy królestwa?
– Nie – zaprzeczyła – chociaż to też robisz, ale chodziło mi o to, że znów zachowujesz się jak ojciec!
– Nie zapominaj, że po części nim jestem.
Chwycił jej rękę i odsłonił twarz.
– Rozumiem – uśmiech nie znikał jej z twarzy – czujesz obowiązek wychowania mnie na dobrą królową, skoro nie miałeś szansy wychowania mnie za życia.
– Nie próbuję cię wychować – nie wytrzymał i również się uśmiechnął, chociaż bardzo próbował to ukryć – na to jest już dawno za późno!
– Zorinie – położyła rękę na jego ramieniu – w porządku. Bez ciebie nie poradziłabym sobie, dobrze o tym wiesz. Dziękuję ci za wszystko. Nawet jeśli podszyte jest to ojcowską troską.
Zorin przykrył swoją ręką zgrabną dłoń nekromantki, po czym kiwnął głową.
– Chodźmy już – ponaglił.
3 Przeszli kilka kroków piaskowej drogi, po czym Morriam uniosła rękę w bok i ścisnęła ją tak, jakby chwytała coś w powietrzu. Natychmiast w jej dłoni zmaterializował się długi drewniany kostur, a wokół niej wybuchła czarna aura i spowiła jej postać, zmieniając oczy w czarną nicość. Idąc ramię w ramię z Zorinem, uniosła przed siebie kostur i wyszeptała inkantację. Przed nimi zaczął tworzyć się poprzeczny czarny wir, który powiększał się z każdym kolejnym ich krokiem. Gdy urósł do ich rozmiaru, w środku wiru utworzyła się fioletowa kropla, która zalała portal. Morriam i Zorin zdecydowanym krokiem weszli do jego środka. Sekundę później ich nogi spoczęły na czarnym gruzowisku. Wokół nich piętrzyły się ruiny poległego miasta. Wielkie czarne kamienie – stanowiące budulec, a teraz porozrzucane – wokół których czołgały się cienie dawnych dusz, tworzyły upiorną scenerię. Nie zważając na przeszywającą ciszę, chłód i pełzających potępieńców, ruszyła w kierunku na wpół zachowanej twierdzy, która dumnie stała w środku ruin.
– Kiedy wejdę do środka, zostań z tyłu – rozkazała królowa. – Nigdy nie wiadomo, jak potoczą się negocjacje.
Zorin pokiwał głową i zwolnił kroku, aby umożliwić królowej wejście jako pierwszej i uzyskać tym samym bezpieczną odległość.
Ruszyli po schodach na górę do bram wejściowych. Tył sukni ciągnął się po stopniach, a odgłos kroków odbijał echem po pozostałościach miasta. Uniosła rękę i szybkim pchnięciem w powietrze otworzyła bramy ruin zamku. Jej oczom ukazały się pozostałości przestronnej sali audiencyjnej, pokrytej gruzami zawalonych ścian, kolumn i sklepienia. Jedynym miejscem zachowanym na tyle, aby rozpoznać komnatę, w której się znajdowała, był wyższy podest i tron spoczywający w jego centrum.
Chociaż sala tronowa wydawała się pusta, królowa czuła obecność kilku istot. Stanęła na środku i spojrzała na zgliszcza. Skupiła wzrok na jednym miejscu, w którym czuła mocną aurę, mając pewność, że właśnie tam, na tronie, siedzi przywódca buntowników.
– Nie musisz się przede mną chować – powiedziała, po czym zrobiła kilka kroków w jego stronę. – Ja i tak cię widzę, Laisarze z rodu Reifran.
– Nie taka marna z ciebie nekromantka, jak powiadają szeptacze – odrzekła postać, po czym wyłoniła się z lewej strony Morriam.
Był to nekromanta, dość młody i mało doświadczony. Szybko pochłonęła go Otchłań. Był niski, o krótkich czarnych włosach zaczesanych w bok i niesfornych kosmykach opadających mu na czoło, ubrany w czarną tunikę i dość luźne spodnie.
Po chwili wyłoniła się kolejna postać, ta, na którą królowa patrzyła od samego początku.
– Nie obrażaj imienia nekromantów, Revensie. Królowa to jedynie marna imitacja prawdziwej potęgi.
Przywódca, dobrze znany jej nekromanta, za swoich czasów był bardzo potężnym magiem, słynnym ze swojej porywczości i braku posłuszeństwa. Jego dumna postawa, zimny przeszywający wzrok i ostre rysy twarzy krzyczały wręcz do jej świadomości, że jest to godny przeciwnik. Miał długie, czarne jak kruk, proste włosy opadające na ramiona, zaś na głowie oplatające jego czoło metalowe koło, które Morriam odebrała jako znak przywództwa buntowników.
Królowa spoglądała w spokoju na przedstawienie, którym potępieńcy raczyli ją częstować. Ona była jednak przygotowana na wyzywające zagrania. Chcieli otwartego starcia, do którego Morriam nie miała zamiaru doprowadzić.
– Patrzcie, przyprowadziła tego marnego elegancika – odrzekła tym razem kobieta ujawniająca się po prawej stronie nawy. – Dobiera sobie towarzyszy godnych jej przeciętności.
Morriam nawet nie spojrzała na kobietę, silnie wpatrując się w przywódcę buntowników.
– Doprawdy kiedyś był z ciebie potężny nekromanta – powiedziała – ale nie zapominaj, że twoje panowanie w krainach skończyło się, a teraz gnijesz w Otchłani, i to pod moim panowaniem, czy ci się to podoba, czy nie.
– Nigdy! – wykrzyknął gniewnie. – Nigdy nie zaakceptuję cię na tronie! Zabrałaś koronę podstępem, wszyscy to wiemy! Skoro każdy może ją sobie przywłaszczyć, to ja chociaż odbiorę ją w należyty sposób!
– Uważaj na słowa – powiedziała poważnym tonem.
Morriam naprężyła ciało i przybliżyła do siebie kostur. Była gotowa na starcie, chociaż nadal miała nadzieję, że do tego nie dojdzie. Pojedynek mógłby dostarczyć buntownikom powodu do podjęcia zbyt pochopnych decyzji i rozpoczęcia otwartego konfliktu.
– Wiedz, że jest nas dużo, więcej, niż możesz przypuszczać. Nie uciszysz nas.
– Wszyscy, którzy śmią sprzeciwić się mojemu panowaniu, będą musieli ponieść tego konsekwencje – powiedziała z naciskiem.
Nagle ciszę przeszył straszliwy chrapliwy śmiech.
– Co ty możesz nam zrobić? – wykrzyczał. – Jesteśmy elitą wśród potępieńców! Latami zbieramy magię Otchłani. Nie jesteś w stanie nam zagrozić!
Morriam poczuła, jak jej magia zawrzała. Poczuła czarną otchłańczą moc Lorcana bardziej niż kiedykolwiek do tej pory. Jej zielona iskra energii podsycała ten wielki nieskończony kocioł, w którym kłębiła się jego moc.
– Wystarczy! – krzyknęła donośnym głosem, a jej oczy zalała ciemność. – Nikt nie będzie mnie obrażał w moim własnym królestwie!
Szybkim ruchem podniosła kostur w górę i raptownie opuściła, uderzając nim w podłogę. Wokół niej utworzyła się czarna mgła, która lekko zawirowała dookoła jej stóp. Wypowiedziała słowa inkantacji, po których z mgiełki wystrzeliły jak strzały trzy wiązki czarnej magii. Zaklęcie ugodziło dwóch potępieńców. Laisara nie trafiło, gdyż ten zawczasu zareagował. Morriam podniosła rękę w górę tak, aby Laisar widział ją przed sobą. Zacisnęła lekko pięść, a w sali uniosły się krzyki jego dwóch popleczników.
Morriam, wpatrując się w nekromantę, zacisnęła pięść mocniej. Rozległa się kolejna fala krzyków, tym razem głośniejsza.
– Jeszcze jeden ruch, a pozbawię ich magii na tyle, że zamienią się w posłuszne mi demony. Decyduj, Laisarze. Mam to zrobić?
Morriam wpatrywała się w twarde oblicze nekromanty i czekała. Była gotowa ich wysłać do trzeciego kręgu, aby ich dusze zmieniły się w potwory bez większej świadomości. Czekała jednak, chciała dać mu wybór. Chciała mu pokazać, że jest w stanie ich kontrolować, niszczyć, a przede wszystkim nimi władać.
– Puść ich – powiedział po chwili.
Morriam rozluźniła rękę i ją opuściła.
– Nie igraj ze mną, Laisarze. Twoi poplecznicy nie są w stanie mi zagrozić, a sam jeden nie odbierzesz mi władzy. Nie pozwolę ci na to.
Widziała, jak kłębi się w nim gniew, jak chce rzucić się na nią z pazurami, lecz intuicja dobrze mu podpowiadała, aby tym razem nie atakować. Posłała mu przebiegły uśmiech na pożegnanie, zawinęła suknię zamaszyście i ruszyła do wyjścia. Szybkim krokiem przeszła przez całą długość sali i w przejmującej ciszy wyszła na zewnątrz.
Gdy tylko znaleźli się z Zorinem w bezpiecznej odległości, Morriam uniosła kostur, utworzyła portal i przeniosła ich do pałacu. Szybkim i gniewnym krokiem przeszła do głównych bram swojego zamku. Zamaszystym gestem ręki otworzyła je z impetem i weszła do środka. Wylewająca się z niej czarna magia zostawiała ciągnącą się gęstą czarną smugę. Zorin, nie przerywając ciszy, szedł za królową z zaciętą miną.
Gdy znalazła się w sali audiencyjnej, zatrzymała się. Zamknęła oczy i wniknęła świadomością do swojej mocy. Musiała ugasić ten buzujący w niej gniew i uspokoić kipiącą magię, która wciąż się z niej sączyła. Zaczęła wchłaniać zaczerpniętą moc od potępieńców i zamykać w dłoniach, aby dopasować ją do swojej zielonej iskry.
– Wiem, co zaraz powiesz – otworzyła oczy. – Możesz sobie darować kolejne pouczenia.
Ruszyła z miejsca i podążyła w kierunku tronu. Ciężko stawiając kroki, przeszła kilka stopni i usiadła na wykutym ze skały wielkim krześle. Przechyliła się na prawą stronę podłokietnika i wspierając się na przedramieniu, oparła głowę o dłoń.
– Morriam, nie uważam, że postąpiłaś źle, ale… – podszedł do niej bliżej, ustawiając jedną nogę na najniższym stopniu – mogłaś być bardziej surowa. Nadal jesteś zbyt łaskawa! Nie rozumiem, dlaczego ich nie zgładziłaś! To buntownicy!
Morriam spiorunowała go wzrokiem i zacisnęła usta.
– Wiesz, jaki jest twój największy problem? – ciągnął niezrażony.
Morriam spojrzała w bok. Nie chciała tego słuchać, a jednocześnie wiedziała, że to nieuniknione.
– Musisz w końcu połączyć magię. Nie możesz traktować tej mocy jak odstraszacza, jak dodatek do korony! Musisz w końcu się z nią połączyć!
– Zorinie… – Nie wiedziała, jak wytłumaczyć mu, że nie potrafi tego zrobić.
– Nie! – krzyknął. – Twój upór obróci się prędzej czy później przeciwko tobie. Namawiałem cię do tego już wiele razy, ale teraz potraktuj to jako konieczność. W Otchłani jest dużo takich jak Laisar. On zauważył twoje słabości. Będą następni, jeśli tego nie uporządkujesz!
Wzburzony, ukłonił się szybko i niedbale, po czym ruszył do bram.
– Poczekaj! – rozkazała.
Zorin stanął, jakby wyrosła przed nim ściana, i nasłuchiwał.
– Przyspiesz poszukiwania tego oficera! Nie wracaj do zamku, zanim go nie znajdziesz.
Jej słowa po raz pierwszy wybrzmiały w jego uszach jak groźba i nie wiedział, czy to dobrze. Ruszył w drogę.
Morriam, chociaż nie posiadała ciała, czuła się zmęczona. Nie chciała się zmieniać, nie wiedziała, jak będzie wyglądać jej świadomość, kiedy pozwoli zapuścić w sobie korzenie magii Lorcana. Bała się, że już nie będzie tą samą Morriam. Zresztą i tak już nią nie była. Tęskniła za życiem, byciem niewidzialną i nic nieznaczącą osobą. Wielka odpowiedzialność, która została zrzucona na jej barki, przygniatała ją do ziemi. Zorin próbował pomóc jej przetrwać i nie zniszczyć przy tym całej Otchłani, a jej wierny sługa Seirb doglądał wszystkich pozostałych spraw. Za czasów Lorcana był zwykłym popychadłem do czarnej roboty, ale Morriam sprawiła, że dzięki swojej służbie miał przywileje i moc. Chciała tak naprawdę pozbyć się jak największej ilości obowiązków. Może gdyby zatraciła się w czarnej magii, byłoby łatwiej?
Wstała z tronu, przygnieciona myślami, i ruszyła do górnych komnat. Szybko wspięła się po szerokich schodach umieszczonych z boku auli, po czym podążyła prosto przez ciemne korytarze do sekretnej komnaty. Ściany pokryte grafitowymi kamieniami oświetlała blada poświata zielonych ogników. Przyzwyczajona do ciemnego i zimnego klimatu zamku, nie zwracała już uwagi na wrażenie, jakoby znów więziono ją w lochach władcy Killar.
Gdy Morriam znalazła się już w prawym skrzydle zamku, skierowała swe kroki na wąskie schody, które pięły się aż do samego szczytu wieży. Czym prędzej pokonała kręte schody w górę i znalazła się na samym szczycie, gdzie stała czarna tafla lustra. Podeszła do niej i wyrysowała szybkim ruchem dłoni runy otwierające przejście. Tafla zmieniła się w mosiężne drzwi, które otworzyła pod niewielkim naciskiem dłoni. Jej oczom ukazało się niewielkie okrągłe pomieszczenie, w którym centralnie ustawiony filar podtrzymywał średniego rozmiaru czerwony kamień. Po ścianach, niczym płynące łzy, ściekały kryształy odbijające krwistą czerwień serca Otchłani. Morriam podeszła do artefaktu i położyła rękę na chropowatej i nieregularnej strukturze kamienia przypominającego płomień ognia. Kamień, dość nietypowy, był głównym rdzeniem wymiaru Otchłani. Energia, która wypływała z kamienia, unosiła się wokół niego jak mgiełka i łączyła się niteczkami niczym sieć z kryształami spływającymi po ścianach, tworząc pajęczynę mocy. Kryształy absorbowały energię tworzoną przez wszystkie kondygnacje Otchłani poprzez międzywymiarowe połączenia w ścianach komnaty. Kamień, zwany sercem Otchłani, był największym skarbem, o którym wiedział tylko władca i jego zaufani doradcy. Dzięki posiadanej mocy Lorcana Morriam mogła łączyć się z sercem i tym samym doglądać utrzymywanej przez niego siatki wymiaru. Było to niczym projekcja wszystkich kondygnacji wymiaru i ich płaszczyzn, przez które przechodziły trzy silne pieczęcie zamykające wymiar i chroniące go przed interakcją ze światem żywych.
Zamknęła oczy i wysłała swoją świadomość do rdzenia. Patrzyła, jak moc wiruje i tworzy ciasną ścianę wymiaru. Pobrała kilka kropel swojej iskry i zaczęła wplatać ją do istniejącej ciemnej pajęczyny. Skanowała tak poszczególne strony Otchłani, aż jej uwagę przykuło coś nietypowego. Dostrzegła niewielki uskok mocy, który tworzył zagłębienie. Siatka nie została przerwana, jak czasami to bywało przy zbytniej aktywności demonów, lecz była odkształceniem przypominającym otwór lub tunel o regularnych i miękko zaokrąglonych końcach. Uskok miał postać wiru, jakby przejścia między wymiarami. Lekko zaniepokojona, zaczęła wplatać w uskok swoją magię w nadziei, że uda jej się odbudować braki w ścianie. Moc, którą wysłała, przelatywała jednak przez wir, wciągana do środka. Otworzyła oczy i cofnęła rękę. Wiedziała, że musi to sprawdzić.
Wyszła niezwłocznie z wieży, dokładnie ją zamykając, i zbiegła po schodach do głównej auli. Tam otworzyła portal i przeniosła się do pierwszego kręgu, w którym znajdował się uskok. Stopy od razu stanęły na piaszczystym podłożu. Rozejrzała się wokół siebie w poszukiwaniu ujścia mocy. Wyczuwała je bardzo delikatnie, kojarzyło jej się z małym draśnięciem na skórze. Ruszyła zdecydowanym krokiem.
Pierwszy krąg, znany jako przejściowy, był dla dusz początkiem drogi po Otchłani. To tutaj, w górach, które Morriam miała przed sobą, otwierały się Bramy dla potępieńców. Sama kiedyś przez nie przeszła, naprawiając ich strukturę. Pamiętała, jak czuła się zagubiona na początku podróży. Dzięki pomocy Pani Przyszłości odnalazła szybko wszystkie przejścia do niższych kręgów. Nie każdy jednak miał takie szczęście. Dusze, głównie te pozbawione iskry, czasami błąkają się po pustkowiach przez wiele, wiele lat. Aura zachodzącego słońca lub – jak wolała mówić Morriam – słońca, które nigdy nie wzejdzie, dawała duszom złudną nadzieję na poranek. Pomarańczowa poświata na sklepieniu rzucała odcień na brunatne skały, ostre i pragnące uszczknąć energii błąkającym się duszom.
Wielka góra była już prawie u jej stóp, a majestat ogromnej jaskini na wyciągnięcie ręki. Ostrożnie weszła pomiędzy skały i zapuściła się do wnętrza jaskini. Stanęła, uniosła rękę i wyczarowała zielony blady ognik, który oparł się na jej dłoni. Skupiła się na uciekającej magii. Niczym wiatr przemykający po podłożu ognik wskazywał Morriam drogę do uskoku. Podążyła za tym uczuciem, powoli stąpając po nierównej powierzchni jaskini. W oddali słyszała odgłos kapania wody. Zdziwiło ją to jeszcze bardziej. Odsunęła podejrzenia i skupiła się na magii. Była już bardzo blisko, czuła zagęszczenie ciemnej energii wokół wiru.
W końcu ją ujrzała – czarną dziurę, zwyczajną, przypominającą otwór wydrążony przez jakieś zwierzę. Uklękła przed nią i zbliżyła się, aby dobrze przyjrzeć się strukturze dziury. Zbliżyła rękę i po chwili namysłu dotknęła palcami jej brzegów. Przejechała po nich, po czym włożyła dłoń do środka. Nie poczuła oporu, dziura nie miała dna. Czuła, jak magia Otchłani jest wciągana przez nią na drugą stronę. Nie wiedziała tylko, gdzie znajduje się owa druga strona.
Wstała i się rozejrzała. Nadal słyszała kapiącą wodę. Odgłos jakby przybrał na sile. Postanowiła to sprawdzić. Ruszyła w tamtą stronę, nasłuchując. Droga stawała się coraz węższa, kolumny skalne uniemożliwiały jej swobodne przejście. Przecisnęła się między podłużnymi skałami i podeszła do krawędzi. Blady ognik zamieniła w kulę i wysłała świetlika w dół. Jej oczom ukazała się komnata z niewielkim centralnie ustawionym źródłem, wokół którego wyrastały stalagmity. Ze sklepienia i licznych stalaktytów spływała kroplami woda, która spadała do źródła.
Królowa rozejrzała się na boki w poszukiwaniu zejścia. Podwinęła suknię i odwróciwszy się tyłem do przepaści, stanęła jedną nogą na nierównej skale, która wyrastała z boku. Małymi kroczkami schodziła w dół, zbliżając się do źródła. Skupiona na celu, zbyt pochopnie ustawiła stopę. Nagle skała nie wytrzymała i pękła, wytrącając Morriam z równowagi. Królowa puściła się trzymanych skał i ślizgiem zjechała na sam dół, natrafiając na ostre krawędzie wyrastających z jaskini stalagmitów. Czuła, jak z poranionych ramion i nóg wypływa iskrzący płyn, jej magia. Zaklęła pod nosem i chwytając się skał, wstała na nogi.
Podeszła do źródła i się nachyliła. Nabrała trochę wody na dłoń i wypuściła ją wolno, przechylając rękę. U góry w ciemnościach nie było tego widać, ale teraz miała pewność. Źródło zawierało w sobie krystaliczną, najprawdziwszą wodę. Zaklęła po raz drugi. Zaczęła się rozglądać, szukając innych niepokojących zmian. Nic więcej jednak nie dostrzegła. Zaczęła się denerwować. Wiedziała, że woda była źródłem życia i oczyszczenia. Nie orientowała się jednak, co może się wydarzyć, jeśli potępieńcy mieliby do niej dostęp. Według Mówcy Drzew magia Złotej Pani zmieniła serce lasu, którego strzegł, z trupich wód w krystaliczne źródło. Zaczęła wątpić w jego teorię.
Podwinęła suknię i zaczęła się wspinać ku górze. Gdy wdrapała się na szczyt, zabrała kulę światła i podążyła do wyjścia z jaskini. Widziała już lekką poświatę pomarańczowej łuny i wiedziała, że znajduje się blisko. Przyspieszyła kroku. Czuła kiełkującą w niej niepewność – coś działo się w królestwie, a ona tego nie kontrolowała.
Gdy wyszła na pustynię, nie zwolniła kroku. Niesiona przez nogi i zatopiona w swoich myślach, nie zauważyła większej liczby błąkających się po pustkowiu dusz. Wpatrzona w ziemię, mijała kolejnych potępieńców, zupełnie ich ignorując.
Nagle pod jej nogi wpełzła mała zielona jaszczurka. Morriam zmarszczyła brwi i chwyciła stworzonko do ręki. Jaszczurka zaczęła wić się w jej uścisku, chcąc odzyskać wolność.
– Jakim cudem biegasz po pustkowiu Otchłani? – zapytała jaszczurki, nie oczekując odpowiedzi. – Jesteś żywa. Skąd się tu wzięłaś?
Ściskając stworzonko dość delikatnie, ruszyła przed siebie, bacznie się rozglądając. Dopiero teraz zauważyła, że wokół niej zrobiło się zbyt tłoczno, aby mogła uznać to za normalną sytuację na pustkowiach. Nie tracąc chwili, skierowała kroki do najbliższego przejścia. Bram do zaświatów było cztery, każda miała swojego strażnika, który trzymał nad nią pieczę. Targana wątpliwościami, postanowiła odwiedzić jednego z nich. Trzymając w rękach wciąż szamoczącą się jaszczurkę, drugą ręką wyczarowała portal, po czym do niego wskoczyła. Przeniosła się na szczyt góry, gdzie znajdowało się zejście do pustkowia. Przypuszczała, że właśnie stamtąd idą zabłąkane świeże dusze. I tym razem się nie pomyliła. Ledwo zauważyła strażnika w tłumie mglistych dusz krzyczącego do potępieńców.
– Belrogu! – Zaczęła przeciskać się przez tłum. – Co tu się dzieje?
Strażnik, usłyszawszy swoje imię, stanął na baczność i rozejrzał się, szukając źródła głosu. Gdy ujrzał zacięte oblicze królowej, jeszcze bardziej się rozkojarzył, a nawet przestraszył.
– Rozejść się, idioci! Zróbcie przejście dla królowej! – krzyczał do potępieńców i odpychał ich na bok, torując drogę Jej Wysokości.
Podeszła kilkoma krokami do strażnika i ponagliła go spojrzeniem, oczekując odpowiedzi. Potępieniec miał niski wzrost; za życia był magiem wyższej klasy i prawdopodobnie lubował się w tłustym i ciężkim jedzeniu. Gdyby nadal oddychał, najpewniej pociłby się pod naporem srogiego wzroku królowej.
– Królowo! Stała się jakaś tragedia! Nic nie potrafię ustalić. Ci tutaj mało mówią, są w jakimś amoku!
Królowa rozejrzała się po przybyłych. Były to wyłącznie osoby niemagiczne. Przypuszczała, że to mieszkańcy jakiejś wioski. Zachowywali się dość dziwnie, nawet jak na świeżych potępieńców, którzy próbują odnaleźć się w Otchłani. Fakt, nie było to łatwe, sama pamiętała swoje pierwsze chwile w Krainie Potępionych, ale ci zachowywali się tak, jakby zostali pozbawieni świadomości! Jeśli nie chodzili dookoła, rozglądając się na wszystkie strony, to tępo wpatrywali w jeden punkt.
– Ilu? – zapytała, skupiając się znów na strażniku.
– Cały czas dochodzą kolejni, na razie naliczyłem przeszło czterdziestu – powiedział, po czym spojrzał na wijącą się jaszczurkę w ręce królowej.
– Pani moja, cóż to?
Na pucołowatej twarzy Belroga zagościło ogromne zdziwienie. Poprawił spadający mu na oczy hełm i przybliżył się do zwierzątka.
Morriam spojrzała na jaszczurkę, już prawie o niej zapomniała.
– Nie pytaj – pokręciła przecząco głową. – Kiedy już zapanujesz nad sytuacją, chcę, abyś niezwłocznie przybył zdać mi raport.
– Tak, moja królowo. – Położył rękę nad wielką oponką nadwagi i zgiął się na tyle, na ile pozwalała mu postura.
Morriam ostatni raz spojrzała na Bramę, przez którą co chwilę wchodziła kolejna dusza, i oddaliła się, zostawiając strażnika przy pracy. Otworzyła portal i przeniosła się z powrotem do zamku.
Szedł wąskimi przejściami przez gruzowiska, omijając większe pozostałości zawalonych budynków. W powietrzu unosił się lekki czarny dym, znak, że do granic ruin drugiego kręgu zostało mu niewiele. Skupił uwagę na ciemnym horyzoncie, nad którym co chwilę przedzierała się fioletowa jasność. Błyskawice jak ostrza przecinały ciężkie chmury nad głowami potępieńców, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Czarna pustka, skrywająca wiele tajemnic, była nieodgadnionym ogromem wielkiej, pustej przestrzeni, w której niejedna dusza potrafiła zatracić się w samotnej wędrówce. Sam nigdy nie zdecydowałby się na taką podróż, gdy jednak musiał wypełnić rozkaz swojej królowej, potrafił odnaleźć w sobie dodatkowe pokłady odwagi. Jeżeli jego informatorzy mieli rację, nie będzie musiał przebywać tu zbyt długo. W drugim kręgu znajdowało się kilka charakterystycznych punktów odniesienia, które pomagały obrać właściwy kierunek. Jeden z nich stanowiło wielkie martwe drzewo o rozłożystych konarach, pokryte z wierzchu czarną sadzą i szarym pyłem.
Przekroczył granice ruin miasta i ruszył w kierunku ogromnego spalonego drzewa. Gdy wszedł na teren czarnej pustki, brunatny piasek zaczął chrzęścić pod jego stopami, wypełniając przytłaczającą ciszę drugiego kręgu. Pył zawieszony nad twardą i spękaną ziemią wirował między jego nogami. Z każdym kolejnym krokiem unosił się coraz wyżej, przykrywając powoli jego sylwetkę. Dla obserwatorów stał się niewidzialny, przykryty tańczącymi drobinami piasku. Nagle zwolnił i ostrożnie zaczął skradać się do pnia drzewa, wyczuwając w pobliżu czyjąś obecność.
– Łatwo byłoby cię pozbawić magii, Zorinie – przemówił nieznajomy.
Zorin powoli odwrócił się i spojrzał w kierunku dobiegającego głosu. Nie ujrzał twarzy przybysza, gdyż skrywał się on pod cieniem zsuniętej na czoło trójkątnej czapki. Ubrany był w ciemnobrązowy płaszcz ze złotymi guzikami, sięgający mu do połowy ud, a na nogach miał założone wysokie buty z cholewami.
– A więc jesteś – odpowiedział. – Chociaż wątpiłem, że cię tu spotkam, oficerze, wdzięczny jestem za twoje przybycie.
– Tak, gdybym nie chciał z tobą porozmawiać, jeszcze długie lata szukałbyś mnie na tych pustkowiach. Co to za sprawa, którą nękasz moją duszę?
Sięgnął ręką do czapki i odsłonił twarz, która, pokryta licznymi bliznami i zmarszczkami, odzwierciedlała nie tylko wiek, lecz także doświadczenie.
– Działam na rozkaz królowej, ma dla ciebie pewną propozycję – odpowiedział.
– Królowa… – Przez jego twarz przebiegł cień emocji, którą Zorin nie do końca potrafił odczytać. – Cóż ona może mi zaoferować?
Oficer podszedł do Zorina, po czym oparł się o drzewo i założył ręce na piersi.
– Nawet więcej, niż możesz się spodziewać – odparł Zorin.
– Zorinie, umarłeś zbyt młodo i zbyt mało przebyłeś dróg Otchłani, aby rozumieć powagę sytuacji. Widzę, co się dzieje. Babrzecie się w niezłym gównie, próbując zapobiec czemuś, co było jasne od początku jej panowania.
– Nie oceniaj królowej z perspektywy buntowników. Może jest młoda i niedoświadczona, ale posiada wielką moc i potencjał. Nie bez przyczyny to ją wybrano na następczynię.
– Nikt jej nie wybrał – powiedział dobitnie, rozprostowując ręce. – Dobrze o tym wiesz, Zorinie. Nawet nie zabiła Lorcana własnymi rękami. Można wręcz powiedzieć, że przywłaszczyła sobie tron.
– Królowa Morriam na pewno niczego nie ukradła, moc przyszła do niej dobrowolnie. Jeśli dasz jej szansę, zobaczysz, że jest potężną nekromantką.
Oficer skrzywił się i pokręcił głową.
– W chwili obecnej nie mam nic ciekawszego do roboty, prowadź do niej, sługusie.
Morriam przeszła przez portal i wskoczyła na kamienny bruk dziedzińca zamku. Nie ruszyła jednak do głównej auli, ale przeskoczyła przez kamienny murek, który ograniczał dziedziniec z niżej położonym tarasem. Sprężyście i zwinnie zeskoczyła na nogi, podpierając się jedną ręką, a drugą trzymając blisko siebie. Wijąca się w jej dłoni jaszczurka coraz mocniej próbowała się oswobodzić, jakby przeczuwała, co ją czeka. Królowa, nie zważając na sprzeciw małego zwierzątka, umocniła chwyt i wbiegła pomiędzy kolumny, na których złowrogo pochylające się kamienne otchłańce tworzyły swego rodzaju sklepienie. Było to jedyne miejsce w zamku, które niechętnie odwiedzała Morriam, gdyż za bardzo kojarzyło jej się z byłym władcą. Tutaj też czuła, jak dusza Lorcana zamknięta w jej środku nabierała więcej sił, regenerując się do dalszej walki. Czasami niestety była zmuszona wejść na taras, chociażby po to, aby znaleźć wciąż przesiadującego na nim jej wiernego sługę.
– Seirb! – zawołała, lawirując między posągami.
Tarasy były połączone z niższą kondygnacją zamku, gdzie znajdowała się wielka przestronna sala spotkań i mniejsze, położone na uboczu komnaty odpoczynku. Seirb miał zdecydowanie za dużo wolnego czasu, skoro tak często mogła znaleźć go w tych częściach zamku. Przebiegła przez całą długość tarasu i skierowała się do wejścia do sali.
– Królowo? – usłyszała za plecami głos.
Odwróciła się i dostrzegła sługę leniwie zmierzającego w jej stronę. Podbiegła więc do niego i niespodziewanie podniosła rękę przed jego twarz.
– Możesz mi to wyjaśnić? – pomachała mu zwierzątkiem przed oczami.
– Na Otchłań, a gdzie takie paskudztwo się wylęgło? – zrobił zniesmaczoną minę.
– To jaszczurka! Leśne zwierzątko. Przyszła ze świata żywych! – wykrzyczała w zdenerwowaniu.
Seirb spojrzał raz jeszcze na wijące się stworzonko, tym razem z zaciekawieniem, po czym pokręcił głową.
– To niemożliwe.
Morriam zacisnęła wargi ze złości.
– Czy to wszystko, co masz mi do powiedzenia? Myślałam, że będziesz bardziej użyteczny.
– Wybacz mi, moja pani – położył rękę na klatce piersiowej w geście skruchy – nigdy nie mieliśmy takiego przypadku. Nie wiem, jakim cudem przedostała się przez Bramę.
– Chyba że nie przeszła przez Bramę – zasugerowała, po czym wepchnęła wijącą się jaszczurkę w dłonie Seirba. – Trzymaj, zamknij ją w klatce. Chcę ją obserwować.
Gdy tylko to powiedziała, nagle po jej prawej stronie zaczął tworzyć się czarny wir. Czym prędzej odesłała sługę, ponaglając go rękoma, i odwróciła się do tworzącego się portalu. Fioletowa iskra zalała wir i aktywowała przejście. Z wiru wyskoczył Zorin, a za nim mężczyzna w brązowym płaszczu, którego się nie spodziewała. Ukryła zdziwienie, które już zaczynało malować się na jej twarzy, i przybrała bardziej formalną postawę. Zorin schował w kieszeni woreczek czarnego pyłu, który dostał od Morriam. Cenny podarunek pomagał mu szybko przemieszczać się między kręgami. Sproszkowany budulec krainy doprawiony magią samej królowej Otchłani otwierał przed jej doradcą i sługami wiele możliwości.
Zorin z przybyszem podeszli do niej energicznie i zatrzymali się w niewielkiej odległości.
– Królowo – ukłonił się delikatnie, jak miał to w zwyczaju, i podszedł kilka kroków do przodu – chciałbym przedstawić ci dawnego oficera królestwa Neumaru.
Zorin lekko się wycofał, podnosząc rękę w stronę przybysza i dając mu tym samym znak, że powinien zbliżyć się do królowej. Oficer podniósł głowę, odsłaniając skrywaną w cieniu twarz, i spojrzał prosto w oblicze władczyni. Zrobił mały krok do przodu, zastanawiając się, jak powinien się zachować. Po chwili z dość obojętną miną położył rękę na klatce piersiowej i lekko, prawie niezauważalnie, kiwnął głową.
– Trauman Rauden, królowo – przedstawił się i sprostował: – Były generał wojsk Neumaru.
– Witaj, generale – rzuciła szybkie karcące spojrzenie w kierunku Zorina. – Niełatwo było cię znaleźć. Dziękuję, że zgodziłeś się na rozmowę.
– Darujmy sobie uprzejmości, wiem od twojego doradcy, że masz dla mnie propozycję. Przejdźmy do interesów.
Morriam kiwnęła głową, po czym wskazała generałowi drogę do komnat gościnnych. Ruszyła w stronę wejścia do korytarzy prowadzących do lewego skrzydła. Czuła, że musi zaprowadzić gościa do bardziej ustronnego miejsca, gdzie będą mogli porozmawiać na neutralnym gruncie. Wiedziała, że bliżej mu do buntowników niż do jej poddanych, więc zasiadanie na tronie i drażnienie go formalnościami nie zadziałałoby na jej korzyść. Choć nie do końca była przygotowana do tej rozmowy, jak do każdego nowego obowiązku w królestwie, musiała się z tym zmierzyć.
Uniosła dłoń i otworzyła drzwi do przestronnej sali. Nadal nie rozumiała, po co w zamku Otchłani komnata do organizowania przyjęć. W zaświatach nikt nie doświadczał takich rozrywek, więc po co tworzyć zamek na obraz tych za Bramą? Najwyraźniej taki był kaprys byłego władcy.
Pospiesznie przeszli przez środek sali i skierowali się do otwartego przejścia na korytarz. Skręcili w lewo, przechodząc pomiędzy filarami, i podążyli długim korytarzem na sam koniec. Tam znajdowały się małe mosiężne drzwi umieszczone w półokręgu wznoszącej się ściany, która ciągnęła się wyżej, nad sklepieniem korytarza, tworząc swego rodzaju komin będący jedną z wież zamku. Podeszła do drzwi, wykreśliła kilka run w powietrzu, wymawiając słowa inkantacji, i otworzyła je naciskiem ręki.
Weszła jako pierwsza. Pokój, który im się ukazał, był okrągły i dość przestronny. Na środku ustawione zostały dwa rzeźbione w drewnie masywne fotele o miękkim czarnym obiciu. Naprzeciw nich stała długa sofa w tym samym stylu. Na ścianach wisiał oręż bitewny na przemian z wielkimi świecznikami, które oświetlały komnatę bladozielonym ogniem Otchłani, który nigdy nie gasł. Przy ścianach ustawiono meble, na których można było dostrzec kolekcję cennych artefaktów. Podłoga, wyściełana czerwonymi jaspisami, lśniła odbitym światłem, dając wrażenie poruszającej się magmy. Było to najbardziej intrygujące pomieszczenie w całym zamku.
4 Morriam podeszła do jednego z foteli. Przybyszowi pokazała miejsce na sofie naprzeciw niej. Zorin stanął przy drugim fotelu po lewej stronie królowej jako jej doradca, po czym wszyscy troje usiedli w jednym momencie. Królowa szybko zapieczętowała drzwi do komnaty, aby następnie skupić swoją uwagę na Traumanie.
– Generale, to prawda, mam dla ciebie propozycję – zaczęła, przybierając dość surowy ton. – Słyszałam o twoich licznych zasługach dla królestwa Neumaru. Wiem, że walczyłeś w wojnie o wolność krain w pierwszej erze. Nie mnie oceniać, dlaczego trafiłeś do Otchłani. Jesteś jedną z niewielu dusz, które po tylu latach nadal utrzymały osobowość, nie zatracając się.
– Wstęp już zrozumiałem, przejdźmy do konkretów – ponaglił.
Morriam coraz bardziej czuła ciężar tej rozmowy, generał był dość bezpośredni. Postanowiła przejść do sedna sprawy.
– Dobrze więc, chciałabym, abyś dla mnie pracował, generale.
Nastąpiła chwila ciszy. Trauman oparł się wygodniej na sofie i kpiąco uśmiechnął.
– Stwórz dla mnie wojsko godne królestwa Otchłani. Chcę mieć zastępy rycerzy, wojowników. Zostań dowódcą moich sił zbrojnych.
– Królowo, czyżbyś szykowała się na wojnę? – przybrał ironiczny ton. – A może potrzebujesz wsparcia, aby rządzić Otchłanią?
– Więcej szacunku dla władczyni – warknął rozgniewany Zorin.
Generał spojrzał na Zorina, parsknął prześmiewczo i zwrócił się do królowej:
– Moja odpowiedź brzmi… nie. Nie przyłożę ręki do tej farsy.
Morriam zacisnęła usta, uniosła dłoń, po czym zwróciła się do swojego doradcy:
– Zorinie, wyjdź. – Drzwi raptownie się otworzyły. – Zostaw nas samych.
Zmieszany żądaniem władczyni, nie mógł się jej jednak przeciwstawić. Gdyby znajdowali się w innej sytuacji, nie pozwoliłby, aby odbywała taką rozmowę sama, bez swojego doradcy. Wiedząc jednak, że stawka jest wysoka, a nieposłuszeństwo jej poddanych mogłoby przyczynić się do zaprzepaszczenia i tak wątłej współpracy z generałem, musiał pokazać, że dwór jest posłuszny swojej królowej.
Gdy drzwi za jego plecami zamknęły się z trzaskiem, Morriam skierowała swój wzrok na Traumana. Siedział, wpatrując się w królową z drwiącym uśmieszkiem.