Erhalten Sie Zugang zu diesem und mehr als 300000 Büchern ab EUR 5,99 monatlich.
Nowela przedstawiająca dwóch młynarzy zamieszkujących w zaborze pruskim – Polaka, pracującego w starym młynie, oraz Niemca, który otwiera nowy młyn i odbiera polskiemu młynarzowi klientów.-
Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:
Seitenzahl: 28
Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:
Maria Konopnicka
Opowiadanie Jankowi
Saga
W starym młynie
Język, postacie i poglądy zawarte w tej publikacji nie odzwierciedlają poglądów ani opinii wydawcy. Utwór ma charakter publikacji historycznej, ukazującej postawy i tendencje charakterystyczne dla czasów, z których pochodzi.
Zdjęcia na okładce: Shutterstock
Copyright © 1890, 2021 SAGA Egmont
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788728055830
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
www.sagaegmont.com
Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.
W samym cyplu Neru i Warty stał młyn. Kiedym go poznała, już się on «starym młynem» nazywał. Nie dlatego, żeby na tem miejscu z dawien dawna istniał i stare czasy pamiętał, ale dlatego, że przed dwoma, czy trzema laty zbudowano w tym samym cyplu «młyn nowy», powyżej tylko nieco, który żółtością świeżo pobitych gontów pod słońce świecił, a robotę okrutnie machał, z świeżą jakby, niestrudzoną jeszcze ochotą i mocą.
Na nowym młynie siedział Niemiec Strauch, z włosem jak szczecina strzyżonym, z karkiem tak tłustym, że mu się przez kołnierz fałdą przelewał, z małemi świecącemi na wierzchu głowy oczkami, do czysta wygolony na twarzy okrągłej, dużej, jak cynober czerwonej. Strauch miał dwie, główne roboty: pocił się i klął. Pocił się i zimą i latem, a klął czy mu się dobrze, czy zaś nieco gorzej wiodło.
Prosty naród to tam zwyczajnie klątw takich szwabskich nawet nie rozumiał, ale młynarczyki latały jak frygi, pod tym złym językiem, który ciągle, niby paprzyca się obracał w tłustej gębie majstra, i pod temi świecącemi oczkami, z których, jakby szydła szły, kiedy na ludzi patrzył.
Pełno zaś tu było i ruchu i gwaru, i uwijania się, niby much w ukropie, bo sam Strauch, cały dzień nad ludźmi swymi, w biały fartuch opięty, na krótkich, jak u jamnika nogach dreptał, wielkie palce tłustych rąk swoich, za ramiączka żółtej kamizelki zatkawszy, sapiąc i klnąc na przemiany.
A w miarę, jak w «Nowym młynie» krętanina rosła, w «Starym» robiło się coraz ciszej, coraz puściej. Nierzadki dzień był zrazu, nierzadki tydzień potem, w którym nikt do niego nie zajrzał.
Mógł teraz pan Balcer Warawąs, Warawąsowskim powszechnie zwany, który z łomżyńskiej szlachty czynszowej ród swój wywodził, a tu przybyszem osiadł, coraz spokojniej z fajeczki swojej pykać i zgarbiwszy się w płóciennej swojej kapocie, coraz dłużej w rzekę odnoszącą bryzgi z pod kół nowego młyna patrzeć, i ogromne swoje wąsiska w dół motać, i niewysnute nigdy dumy w starej głowie snuć.
Głowa ta od lat kilku zaciężyła nagle ku ziemi, zwisając, jakby ugodzona wielką jakąś mocą, ku wyschłej i zapadłej piersi.
Mało kto widywał teraz chudą, pożółkłą, głęboko rzeźbioną twarz Warawąsa, wśród której sterczał nos potężny, pod zapadłemi, siwemi, dziwnej łagodności oczyma, i której cienkie, delikatne wargi coraz rzadziej otwierały się, aby wypuścić jakie skąpe i urwane słowo.
Wąsiska tylko okrutne, z ojca na syna w rodzie tym idące, daleko poza chudemi policzkami widne, znali wszyscy, a jedyny, z dawnej czeladzi pozostały głupkowaty parobek, «Kulasem» dla poobwijanych i różą podziurawionych nóg zwany, z gwałtownego ich ruchu lub opuszczenia odgadywał, «którą nogą» — jak mawiał, stary wstał z twardego swego tapczana.