3,49 €
Adaptacja średniowiecznego poematu autorstwa Hartmanna von Aue. Opowiada historię szlachetnego rycerza, na którego Bóg zsyła śmiertelną chorobę – trąd. Medyk o wątpliwej reputacji mówi mu, że jedynym ratunkiem jest krew z serca dziewicy, która ma dobrowolnie oddać za niego życie. Poemat ten został w 1815 roku przełożony na nowoniemiecki i opracowany przez braci Grimm. Jest to tradycyjna opowieść o trędowatym rycerzu, demonicznym lekarzu i kobiecej zbawicielce.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Gerhart Hauptmann
Biedny Henryk
Baśń niemiecka
Warszawa 2020
OSOBY DRAMATU
Henryk von Aue
Hartmann von der Aue
Brygita
Ottegeba
Ojciec Benedykt, mnich
Ottaker
Rycerze, służba zamkowa
AKT PIERWSZY
Ogródek dzierżawcy Gotfryda. Dom zwrócony szczytem do sceny z drzwiami i schodami po lewej. Opodal stary cis, pod nim stół kamienny z ławką darniową. Spod cisu widać rozległe pola zielone. Na przedzie łany zżęte, na horyzoncie wzgórza leśne. Tu i ówdzie pojedyncze grupy sosen.
SCENA PIERWSZA
Gotfryd
Zmiata liście z kamiennego stołu.
Ottaker
Pachołek w zbroi, lat około czterdziestu, gotów do wsiadania na koń, wchodzi po cichu do ogrodu, starając się jak najmniej czynić hałasu ostrogami i szyszakiem; zobaczywszy Gotfryda, staje zmieszany; blada jego twarz, czarną okolona brodą, mieni się wskutek zaambarasowania.
Gotfryd
Pochwalon Jezus Chrystus.
Ottaker
Na wiek wieków.
Gotfryd
A dokądże wy tak wczesną godziną?
Ottaker
Ot! Przejechać się, abo i na łowy –
Gotfryd
A pan się bez was obędzie... co?...
Ottaker
Drapie się w głowę zaambarasowany.
Z biedą –
A zresztą – może... Wiecie – mam zlecenie...
Pomyślcie tylko o... to niby znaczy,
jeśli Bóg zechce i jakoś się uda,
ba – a i wówczas, choćby i najgorzej
miało się wszystko stać, to juścić wrócę –
jednak...
Gotfryd
Ja waści wcale nie rozumiem –
Czyżby się komu z waszych miało zdarzyć
jakie nieszczęście?
Ottaker
Sza, sza! Nie inaczej –
muszę pojechać... matka – a i siostra –
tak – trudna rada... Pojmiecie. A zresztą
zmierzę się z diabłem! Gdybyć jeszcze żyli
ci, com ich ubił w krainie pogańskiej,
łatwo by mogli to poświadczyć...
Gotfryd
Cóż to
z wami się dzieje? Czyście chorzy? – Mówcie!
Ottaker
Nie! Chroń nas Boże od wszelkiej zarazy,
od złych upławów i grzesznych zakażeń.
Jeszczemcić zdrowy i w krwie swojej czysty,
i mam nadzieję, że taki zostanę.
Świat ten zepsuty i pełen szatanów,
ale mą tarczą i opieką Chrystus.
Krwią niejednego Turczyna kupiłem
odpust dla siebie – niejedną szmacinę
rzuciłem klechom, a zasię me piersi
chroni kawałek krzyżowego drzewa
ze Ziemi Świętej: ale jakaś groza
przychodzi na mnie – tak! Muszę odjechać –
jakieś złe znaki widziałem dziś we śnie –
a człek śmiertelny strzeże swego skórska.
Odchodzi.
Gotfryd
Patrząc za odchodzącym.
Przebóg! Srokosza wyprowadza z stajni –
już go i dosiadł i już – w cwał pogonił.
SCENA DRUGA
Z domu wychodzi Brygita, a za nią Ottegeba. Brygita, poważna, nie bardzo po chłopsku wyglądająca matrona, Ottegeba zaś – to blade, bezkrwiste dziecko, prawie dziewica o wielkich, ciemnych oczach, popielatych włosach z czerwono- i żółto-złotymi połyskami. Matka i córka niosą bieliznę stołową i naczynia.
Brygita
Gdzież ja mam nakryć dla jego miłości?
Gotfrydzie!... Słuchaj!...
Gotfryd
Budząc się z zadumy.
Co? Czyś mnie wołała?
Brygita
Juści, wołałam: piwo już zagrzane,
ryba gotowa, śmietana ubita...
Gdzieżby to nakryć dla jego miłości?...
Gotfryd
Wskazując na stół kamienny.
O – tu jest miejsce od pradawnych czasów...
Prawda, dziecino? – Tu rad on siadywał?...
Ottegeba
Tak, ojcze... warto może trochę miodu...
Miałeś natopić...
Gotfryd
Zdziwiony.
Któż ci to we włosy
wplótł tę wstążeczkę?...
Ottegeba
Wstążeczkę?
Gotfryd
Tak, dziecko –
tę – ot! – Czerwoną wstążeczkę...
Ottegeba
Zarumieniona, zmieszana.
Gdzie, ojcze!?
Gotfryd
Niecierpliwie.
W włosach...!...?
Ottegeba
Milczy.
Brygita
A widzisz! Czym ci nie mówiła,
że się na ciebie zgniewa, gdy to ujrzy!?
Ottegeba
Blednie, walczy z płaczem, zrywa wstążeczkę z włosów, rzuca ją na ziemię i ucieka.
SCENA TRZECIA
Brygita
Chciała tym uczcić jego miłość... Teraz
wstydzi się tego.
Gotfryd
Uważaj na dziecko,
takie natręctwo może mu się sprzykrzyć.
To już nie chłopiec, jak wówczas – przed laty,
kiedy się lubił bawić z nią – z dziewczynką...
Brygita
Niewesołego, zda mi się, umysłu
nasz miłościwy...
Gotfryd
Nie wiem. Kto go wczoraj
widział o świcie, jak jeźdźcom, zebranym
na łów, wskazywał rękojeścią szabli,
z uśmiechem w oczach, na naszą sadybę
i jak ich potem żegnał przewesoło,
mógł był pomyśleć sobie, że wspaniały,
szlachetny młodzian wzdyć nie wie, co znaczy
choćby cień troski. Za tom dziś zobaczył
męża, któregom nie znał...
Brygita
Mnieć to dziwno,
że o tym czasie przybył w ten zapadły
kąt nasz – mówiono przecie, że się żeni...
Gotfryd
Wielcy tej ziemi mają swe humory.
Co nam do tego.
Brygita
Juści... Tylko, widzisz,
wczorajszej nocy przebrał nieco miarę
jego pachołek i między czeladzią
tajemnym słowem dziwne stroił żarty
i o Mojżesza rozprawiał zakonie,
według którego myją chore domy,
by je uzdrowić od jadu i trądu.
Gotfryd
Któż to ci mówił?
Brygita
Nasza Ottegeba.
Gotfryd
Słuchaj, Brygito, zamknij uszy swoje
dla wstrętnych plotek. Pan nasz miłościwy
w wielkich dotychczas łaskach i honorach,
sługa cesarza, a zatem nie bardzo
przez Piotrowego lubian namiestnika –:
klechy zakonne roznoszą po ludziach
przeróżne kłamstwa, a nie ma tak płaskich,
by u motłochu nie znalazły wiary.
Brygita
Zda mi się, idzie aleją olchową.
Gotfryd
On...
Brygita
Pochylony idzie, nie jak zwykle.
Gotfryd
Nie wpatruj się tak – możeć to wziąć za złe.
Brygita
O! Spójrz! – Jak wryty, w zorzę wlepił oczy.
Gotfryd
On... Ja się teraz oddalę; a ty go
poproś do stołu, wielce obyczajnie,
lecz krótko, potem zwolnij się i odejdź.
Brygita
Nie troszcz się, stary.
SCENA CZWARTA
Henryk von Aue wchodzi powoli i zamyślony; postać to wspaniała, rycerska; włosy spadające w swobodnych kędziorach, broda rudawa, ścieka wskos; wielkie, błękitne, niespokojne oczy w bladym nieco obliczu.
Brygita
Bóg z waszą miłością.
Henryk
Podnosi ku niej oczy, zdaje się, jakby ją dopiero teraz zauważył, mówi prędko i od niechcenia.
Bóg z wami, matko.
Brygita
Stół waszej miłości...
Małoć jest na nim – tyle, co dać może
nasz kąt zapadły.
Henryk
Zda się, wczoraj wieczór
słyszałem dzwonki mułów na folwarku.
Brygita
Nie, wasza miłość...
Henryk
Nie? Tak o północy?
Brygita
Potrząsając głową.
Henryk
Szkoda, otukno mi do moich książek.
Brygita
Czy wasza miłość ma jakie życzenie?
Henryk
O tak... niejedno!
Brygita
Takie, które zdołam
spełnić?
Henryk
Brygito, które spełnić zdołasz?
Nie!... Może później – zobaczym – tak! – Może...
dobrze... dziękuję...
Brygita
Obyć smakowało!...