Dzieje, nauczanie i czyny Jezusa Chrystusa na tle ówczesnych warunków życia w Palestynie. Część II - Bogdan Kluczyński - E-Book

Dzieje, nauczanie i czyny Jezusa Chrystusa na tle ówczesnych warunków życia w Palestynie. Część II E-Book

Bogdan Kluczyński

0,0
6,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Część II książki pt:. „Dzieje, nauczanie i czyny Jezusa Chrystusa na tle ówczesnych warunków życia w Palestynie” przedstawia praktycznie w całości publiczną działalność Zbawiciela.
Publikacja zawiera ważne i ciekawe informacje, przeanalizowane i opracowane na podstawie dostępnej literatury.  
Autor starał też zwrócić uwagę, jak przedstawione przez Ewangelistów fakty z życia Syna Bożego są w sposób uchwytny powiązane z ówczesnymi warunkami społecznymi oraz zwyczajami panującymi na tej Ziemi. Ponadto zwrócono uwagę na rzecz dla nas najważniejszą, mianowicie: jak wiele opisów biblijnych dobitnie świadczy o pełnym poddaniu się Zbawiciela woli Boga–Ojca, aż do odkupieńczej śmierci na krzyżu.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Bogdan Kluczyński
Dzieje, nauczanie i czyny
Jezusa Chrystusa na tle ówczesnych
warunków życia
w Palestynie
Część 2
Publiczna działalność
Wydawnictwo Psychoskok Konin 2019

Bogdan Kluczyński „Dzieje, nauczanie i czyny Jezusa Chrystusa 

na tle ówczesnych warunków życia w Palestynie”.

Część II

Copyright © by Bogdan Kluczyński, 2019

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2019

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie

 może być reprodukowana, powielana i udostępniana w 

jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Redaktor prowadząca: Wioletta Tomaszewska

Projekt okładki: Adam Brychcy

Skład epub, mobi i pdf: Kamil Skitek

ISBN: 978-83-8119-508-9

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]

 

5. PUBLICZNA DZIAŁALNOŚĆ JEZUSA: MIEJSCA, NAUCZANIE I CZYNY

 

5.1 Okolice Jerycha. Jan Chrzciciel, chrzest, kuszenie Jezusa oraz inne wydarzenia

 

Począwszy od lat dwunastu losy Jezusa w Nazarecie są w źródłach pisanych całkowicie przemilczane. Należy przypuszczać, że wtedy od dłuższego już czasu sprawował opiekę na Świętą Rodziną, kontynuował pracę cieśli po zmarłym opiekunie, by zapewnić Jej materialny byt. Jest rzeczą pewną, że św. Józef umarł jeszcze przed publiczną działalnością Zbawiciela. Jest nieobecny na godach w Kanie Galilejskiej, nigdy nie występuje podczas pracy nauczycielskiej Jezusa. Spełnił już swoje zadanie żywiciela i opiekuna, a ponadto był już być może w podeszłym wieku. Bardzo stara tradycja twierdzi, że w chwili śmierci Opiekuna Jezus miał lat dziewiętnaście. Swego żywota miał Józef dokonać szczęśliwie, w obecności Jezusa i Najświętszej Marii Panny, a grób św. Józefa legenda przenosi w dolinę Jozafata. Historia kościelna nigdzie nie wspomina o zwłokach świętego, natomiast aż kilka miejscowości chlubi się jego obrączką ślubną, w pierwszej kolejności Perugia. Podobno miały się też zachować resztki jego odzieży.

Jan Chrzciciel w historii Zbawienia. W wieku ok. 30 lat podjął Jezus publiczną działalność, bowiem zgodnie z obyczajem żydowskim mężczyzna wstępujący w życie publiczne nie mógł być młodszy (Paciorek A. 2015). Jej początek związany był z wystąpieniem Jego starszego kuzyna – Jana Chrzciciela, którego działalność trwała najprawdopodobniej około dwa miesiące, w listopadzie i grudniu 28 r., zanim udzielił On Jezusowi chrztu w Jordanie.

Przydomek „Chrzciciel” wskazuje zarówno na głoszenie, jak i udzielanie chrztu. Trzy Ewangelie (Marka, Łukasza i Jana) rozpoczynają się przedstawieniem jego osoby. Pisze o nim też Józef Flawiusz, którego zdaniem Janowy chrzest nie przynosił odpuszczenia grzechów, nie był także praktykowanym wśród Żydów codziennym rytualnym obmyciem, ale znakiem przyjęcia etycznych zobowiązań przekazywanych w głoszonym orędziu. Ewangelia Jana koryguje informacje synoptyków na temat rozpoczęcia działalności Jezusa. Według Marka i Łukasza Jezus rozpoczął działalność w Galilei po uwięzieniu Chrzciciela (Łk 3,19n; Mk 1,14; Mt 4,12;), tymczasem według św. Jana działalności ich obydwu przez jakiś czas się nakładały (J 3,19n). Jest zatem bardzo możliwe, że Jezus wystąpił publicznie jeszcze przed uwięzieniem Jana, ale nigdy nie działał w konkurencji do niego.

Od czasu odkrycia nad Morzem Martwym zwojów pochodzących z klasztoru w Qumran przyjmuje się za pewnik, że Jan miał kontakt z esseńczykami (Hesemann M. 2012). Zarówno esseńczycy jak i Jan świadomie wybrali samotność, aby przez wewnętrzne i zewnętrzne oczyszczenie przygotować się na „ponowne przejęcie ziemi”, duchowy podbój Izraela. W obu przypadkach działo się to na pustyni w odległości 13,5 km. Przynajmniej część esseńczyków wspierała Jana, którego uważali za proroka, a potem także Jezusa. Józef Flawiusz pisze: „Esseńczycy przygarniają cudze dzieci, o ile te są jeszcze w młodym wieku i mogą się uczyć, traktują je jak swoich bliskich i wpajają im swoje zwyczaje”. A ponieważ Jan stracił ojca mając niecały rok, a matkę w wieku siedmiu lat, więc wychowywał się jako sierota, to prawdopodobnie sekta uważnie śledziła losy młodego człowieka pochodzącego ze szczepu Aaronitów, z którymi esseńczycy mieli kontakt. Wówczas wiedzieliby również o cudownych okolicznościach jego urodzin, a także o zamordowaniu jego ojca przez ludzi Heroda Antypasa. A to, że był synem kapłana ze świątyni, zdawało się im nie przeszkadzać. Mnisi z Qumran odrzucili wprawdzie arcykapłanów nie pochodzących z rodu Aarona, a także saducejską hierarchię, ale nie odrzucali Świątyni jako instytucji. Ponieważ przynajmniej na początku wspierali Heroda Wielkiego i za jego panowania po raz pierwszy zamieszkali w Jerozolimie, można nawet przyjąć, że mieli swój udział w planowaniu nowej świątyni i cieszyli się specjalnymi przywilejami. W ten sposób całkiem możliwe, że po śmierci matki wzięli chłopca pod swoje skrzydła i wykształcili. Jednak, co ważne, zakon esseńczyków był elitarny, świadomie izolował się od „świata” i „błądzących mężów”, Chrzciciel natomiast kierował swoje wezwanie do wszystkich ludzi.

Janowe słowa nawrócenia oraz świadectwo o Mesjaszu. Znaczenie Jana Chrzciciela było spore nie tylko dla bezpośrednich uczniów Jezusa, ale i dla pierwotnego Kościoła. Fakty związane z jego posługą oraz głoszone przez niego słowa nawrócenia św. Łukasz (3,1-18) (a wraz z nim pozostali ewangeliści) przedstawia w następującym porządku:

Jan Chrzciciel

Było to w piętnastym roku rządów Tyberiusza Cezara. Gdy Poncjusz Piłat był namiestnikiem Judei, Herod tetrarchą Galilei, brat jego Filip tetrarchą Iturei i kraju Trachonu, Lizaniasz tetrarchą Abileny; za najwyższych kapłanów Annasza i Kajfasza skierowane zostało słowo Boże do Jana, syna Zachariasza, na pustyni. Obchodził więc całą okolicę nad Jordanem i głosił chrzest nawrócenia dla odpuszczenia grzechów, jak jest napisane w księdze mów proroka Izajasza: Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego! Każda dolina niech będzie wypełniona, każda góra i pagórek zrównane, drogi kręte niech się staną prostymi, a wyboiste drogami gładkimi! I wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże (Łk 3,1-6; por. Mt 3,1-6; Mk 1,1-6; J 1,6n23).

 

Wezwanie do nawrócenia

Mówił więc do tłumów, które wychodziły, żeby przyjąć chrzest od niego: «Plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem? Wydajcie więc owoce godne nawrócenia; i nie próbujcie sobie mówić: "Abrahama mamy za ojca", bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi. Już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona. Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone» (Łk 3,7-9; por. Mt, 3,7-10 z przypisem).

 

Szczególne wskazania

Pytały go tłumy: «Cóż więc mamy czynić?» On im odpowiadał: «Kto ma dwie suknie, niech [jedną] da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni». Przychodzili także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i pytali go: «Nauczycielu, co mamy czynić?» On im odpowiadał: «Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono». Pytali go też i żołnierze: «A my, co mamy czynić?» On im odpowiadał: «Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie» (Łk 3,10-14).

 

Świadectwo Jana o Mesjaszu

Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: «Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym». Wiele też innych napomnień dawał ludowi i głosił dobrą nowinę (Łk 3,15-18; por. Mt 3,11 n; Mk 1,7n;J 1,15.26n.30.33.).

 

Istota Janowego oraz – w założeniu – Jezusowego Chrztu. Otóż, jak czytamy, w piętnastym roku panowania cesarza Tyberiusza (ok. 27/28 po Chr.) w okolicach Jordanu, na wschód od Jerycha, dziś kilka kilometrów na południe od mostu Allenby (graniczny punkt kontrolny), Jan zaczął głosić chrzest nawrócenia. Zbiegały się do Niego tłumy słuchając wielu płomiennych wystąpień oraz przyjmując chrzest. Również Jezus przyjął chrzest od Jana, najprawdopodobniej w styczniu 28 r., na swe wyraźne życzenie.

Słuchacze Jana „otrzymywali chrzest od niego, wyznając swoje grzechy” (Mk 1,4-5) (Paciorek A. 2015). Wyznanie grzechów było wyrazem nawrócenia i warunkiem ich odpuszczenia. Jan odbierał ich wyznanie i wypowiadał formułę rozgrzeszenia. Tenże chrzest był pojmowany jako obrzęd, poprzez który dostępuje się Bożego przebaczenia. W myśli judaistycznej odpuszczenie grzechów łączono ze skruchą. Według Jana dla odpuszczenia grzechów konieczna jest nie tylko skrucha, ale też chrzest, które są wzajemnie powiązane. Chrzest jest narzędziem, przez który otrzymuje się przebaczenie. Był też oczyszczeniem z nieczystości rytualnej będącej następstwem zetknięcia się ze źródłem nieczystości, która mogła mieć charakter fizyczny lub moralny. Janowy chrzest zapowiadał także działalność tajemniczej Postaci – Jezusa Chrystusa. Jeśli chrzest Jana wyraża skruchę i nawrócenie, to chrzest Duchem Świętym, który niesie Jezus, mógłby wyrażać doskonałe nawrócenie. Ten pierwszy zapowiada, antycypuje i przygotowuje, drugi dopełnia i udoskonala cały ten proces. W rozumieniu Jana jedynie ci, którzy przyjęli chrzest nawrócenia stają się „dziećmi Abrahama” (Łk 1,17).

Szerokie masy ludu chętniej przyjmowały pokutne głoszenie Jana niż oficjalny kult ofiarniczy w Jerozolimie. Jakkolwiek pochodził on z rodziny kapłańskiej, to jednak sam nie pełnił funkcji kapłańskich. Nie był prorokiem kapłańskim, był prorokiem ludu. Owocem głoszenia chrztu Jana jest oddzielenie pokutujących od niepokutujących. Działalność postaci, „która ma przyjść”, nie jest oddzieleniem pokutujących od niepokutujących (tj. pszenicy od plew), ale raczej doprowadzeniem każdej grupy do odpowiedniego dla niej końca, do błogosławieństwa albo sądu. Ogień w Janowym obrazie ma usunąć jedynie drzewa nie przynoszące owoców (Mt 3,10/Łk 3,9) oraz plewy (Mt 3,12/K. 3,17). Stąd pszenica i omłot pozostaje. Z tego wynika, że niepokutujący zostaną usunięci, sprawiedliwi doznają błogosławieństwa.

Jan podjął posługę chrztu, by wezwać do nawrócenia, ale również zachęcić ludzi do rozpoznania osobistej potrzeby Boga (Martin J. 2015). Jan głosił chrzest „dla odpuszczenia grzechów”. Nosił „odzienie z sierści wielbłądziej i skórzany pas na biodrach” – co ma wymiar symboliczny, wskazujący na świadomą identyfikację z postacią proroka Eliasza, którego powrót miał zapowiadać nadejście Mesjasza.

Chrzest Jezusa i miejsca pretendujące do zaistnienia tego faktu. Jezus żywił zapewne głębokie uznanie wobec nauk Jana. Wielu biblistów przypuszcza, że Jezus mógł być przez pewien czas jednym z jego uczniów (Paciorek A. 2015). O Chrzcie Pańskim informują wszyscy ewangeliści, tutaj przytaczam to opowiadanie za św. Mateuszem (3,13-17; por.: Mk 1,9nn; Łk 3,1n; J 1,31-34):

Wtedy przyszedł Jezus z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć chrzest od niego. Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: «To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?» Jezus mu odpowiedział: «Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe». Wtedy Mu ustąpił. A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębicę i przychodzącego na Niego. A głos z nieba mówił: «Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie».

 

Wydarzenie to sprawiało pierwszym chrześcijanom niemałą następującą trudność: dlaczego Jezus przyjął chrzest od Jana, skoro nie popełnił żadnego grzechu? I czy nie jest wyrazem mniejszej godności Jezusa wskutek podporządkowania się Janowi? Być może stanowiło to publiczne poparcie przez Jezusa posługi Jana, a być może Jezus chciał wyrazić kuzynowi swoje uznanie, by podkreślić jedność z jego przesłaniem. Mogło też chodzić o uroczystą publiczną inaugurację Jezusowej działalności. Być może Jezus postanowił tym samym głębiej stać się człowiekiem. Przez swój chrzest Jezus przystał do nas. Bóg stanął z nami w szeregu. Teologowie mawiają, że Jezus „bierze na siebie” grzechy ludzkości, tak jak rodzic, który nie grzeszy, ale często doświadcza ciężaru cierpienia spowodowanego przez jego dziecko. Tak czy inaczej, Jezus w jakiś sposób poznał, że przyjęcie od Jana chrztu jest pragnieniem Boga Ojca: ma przyjąć chrzest, aby wypełnić „wszelką sprawiedliwość”.

Głos z nieba, Duch Święty pod postacią gołębicy sygnalizują pełną świadomość wyżej wspomnianej trudności, choć opis „otwierających się niebios” oraz Ducha Świętego zstępującego na Jezusa „jako gołębica” mogło być przenośnią. Pierwsi odbiorcy Markowej Ewangelii odczytywali ją jako znak, że otwiera się nowy rodzaj komunikacji między Bogiem a człowiekiem. Następnie odzywa się z nieba głos: „Tyś mój Syn ukochany, Ciebie sobie upodobałem”. W nawiązaniu do Starego Testamentu jest to wybraństwo mesjańskie. Jezus został ogłoszony jako Mesjasz (Paciorek A. 2015).

Jan był oczywiście świadom swej niższości wobec Jezusa, a jeśli udzielił chrztu, to jedynie z posłuszeństwa Jezusowi (Mt 3,14n). Chrzest Janowy był chrztem pokuty na odpuszczenie grzechów, ale brak też jakiejkolwiek wzmianki, jakoby Jezus wyznawał swe grzechy (których nie miał), przyjmując chrzest (Paciorek A. 2015). Najważniejsze przesłanie Chrztu Jezusa polega na tym, że w Janowe poselstwo zaingerował sam Bóg Ojciec, nie tylko potwierdzając jedyne Synostwo Jezusa Chrystusa, ale mówiąc te słowa obwieścił Go jednocześnie „wszystkiemu ludowi” (Łk 3,21), przyjmującemu wtedy chrzest pokuty i nawrócenia od Jana. Niemniej trzeba przyznać, ze relacja Markowa (1,1-11), opowiedziana z perspektywy Jezusa, świadczy o tym, że Jezus widzi i słyszy słowa Boga – Ojca, ale nie jest powiedziane wprost, czy wszystko to słyszą bądź widzą inni. Pozostali synoptycy przedstawiają to inaczej, a Jan nie mówi nic o chrzcie jako takim. Głos, który u synoptyków rozbrzmiewa z nieba, tutaj mówi bezpośrednio do Jana. Bóg spełnia to, czego Jan oczekiwał.

Ani Mateusz, ani Marek, ani nawet Łukasz nie podają bliższej lokalizacji miejsca chrztu Jezusa. Wskazują tylko na rzekę Jordan. Tylko Jan Ewangelista wyraźnie sugeruje, że Jan Chrzciciel udzielał chrztu po wschodniej stronie Jordanu, czyli na lewym brzegu rzeki płynącej z północy na południe od Jeziora Galilejskiego do Morza Martwego. I nazwał to miejsce Betanią. Dalsze dzieje spowodowały, że dziś przewodnicy (Święcki J. 2012) mogą nam wskazać kilka, a konkretnie trzy, miejsca Chrztu Pańskiego.

Pierwsze z nich to Jardenit (Yardenit), tzn. miejsce, skąd Jordan wypływa z jeziora Genezaret. Pięćset metrów dalej w dół rzeki fundamentalistyczne kościoły protestanckie, które uznają wyłącznie chrzty dorosłych, przysposobiły ten teren do swoich chrzcielnych ceremonii. Protestanci wybrali takie miejsce, bo oba brzegi Jordanu tu jeszcze należą do Izraela, dlatego można zanurzać się w wodzie bez obaw ze strony nadgorliwych strażników. Tak więc wielu pielgrzymów i turystów preferuje właśnie to miejsce. Pozwolę sobie przytoczyć zamieszczony w Internecie jego malowniczy opis i osobiste uwagi, nieznanej mi, Pani Sary (Święta rzeka…http)

Yardenit, czyli Mały Jordan jest położony na skrzyżowaniu wielu miejsc pielgrzymkowych wokół Jeziora Galilejskiego, m.in. Góry Błogosławieństw, Kafarnaum, Tabghy [...], Yardenit nie jest sanktuarium chrześcijańskim. Jest ośrodkiem chrztu wybudowanym przez mieszkańców pobliskiego kibucu. Muszę przyznać, że jest to miejsce niezwykłe, bardzo malownicze i urocze. Doskonałe, prawie komfortowo urządzone i wyposażone dla przybywających tutaj pielgrzymów i turystów. Wygodny, duży parking, wszędzie mnóstwo kwiatów w tym olbrzymie kępy strelicji, krzewy oleandrów, palmy. [...] Mijamy bramki bezpieczeństwa i znajdujemy się w dużym kompleksie. Jest tutaj sklep z pamiątkami, kawiarnia, restauracja, fantastycznie wyposażona szatnia i wypożyczalnia białych alb albo potrzebnych podczas chrztu szat. [...] Wychodzimy na zewnątrz. Jesteśmy w miejscu, gdzie wedle tradycji Chrystus miał przyjąć chrzest z rąk Jana. Miejsce chrztu znajduje się nad brzegiem Jordanu, między olbrzymimi drzewami eukaliptusowymi. Drzewa tworzą pewnego rodzaju tunel. Wszystko odpowiednio przygotowane, to znaczy zejścia do wody, alejki, tarasy, podjazdy, pomosty. Jest ład i porządek. Ale woda niezbyt zachęca do zanurzenia się. Może i jest czysta, ale ma taki zielonkawy kolor, jest mętna i wygląda na troszkę zabrudzoną. Może się mylę. Ściągam jedynie sandały i moczę stopy w wodzie. [...]

Dla mnie to miejsce jest zbyt przeładowane. Wiem, ja także tutaj przyjechałam i większość osób przyjeżdżających do Izraela chce tutaj być. W tym czasie jest kilka grup pielgrzymów amerykańskich. To Baptyści. Znaczna grupa ubrana w białe alby wchodzi do coraz głębszej wody, by w końcu się w niej całkowicie zanurzyć. Po ceremonii chrztu grupy wychodzą do szatni. Robi się cicho i spokojnie. I dopiero teraz przyszedł czas na chwilę medytacji.

 

Miejsce sugerowane przez Jana ewangelistę (Hesemann M. 2012; Martin J. 2015) to Betania za Jordanem (Betania: bet aniyya – dom łodzi, przeprawa przez rzekę), która znajduje się obecnie na terenie Jordanii, 8 km na północ od ujścia rzeki do Morza Martwego, naprzeciw bizantyńskiego monasteru św. Jana Chrzciciela po stronie izraelskiej. Przekonany doń przez archeologów franciszkańskich, uwiarygodnił to miejsce swoim pobytem papież Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej w 2000 r. Wizytował je też papież Benedykt XVI. Natomiast jest pewne, że Jezus nie został ochrzczony ani po stronie izraelskiej, ani jordańskiej, lecz pośrodku rzeki, właśnie tam, gdzie przebiega granica między państwami.

Miejsce to potwierdzają współczesne badania archeologiczne, prowadzone przez franciszkanów z Kustodii Ziemi Świętej. Teren wykopalisk (Bzowski K. 2013) znajduje się na dużym terenie, dlatego do poszczególnych obiektów dojeżdża się specjalnymi mikrobusami. Badania wykazały ponad wszelką wątpliwość, że od czasów starożytnych tradycja chrześcijańska sytuowała miejsce Chrztu Pańskiego „w Betanii po drugiej stronie Jordanu” (J, 1,18), w niektórych rękopisach miejsce to nazywa się Betabara. Dla grzeszników było ono wymowną ilustracją faktu, że stoją oni być może przed ostatnią szansą nawrócenia.

W okresie późnostarożytnym cały ten obszar był jednym wielkim terenem pielgrzymkowym z licznymi kościołami i klasztorami (Święcki J. 2012). Udawano się tam nie tylko ze względu na Chrzest Jezusa Chrystusa, ale także po to, by zobaczyć wzgórze, gdzie prorok Eliasz miał być porwany do nieba na ognistym rydwanie (por. 2 Krl 2,6.11). W czasach Nowego Testamentu Jordan płynął nieco innym korytem. Prace archeologiczne pozwoliły odkryć, że według wczesnochrześcijańskiej tradycji Jan Chrzciciel zanurzył Jezusa w rzece tam, gdzie dziś jest jedynie starorzecze oddalone od głównego nurtu Jordanu o dobre kilkaset metrów. Są tam odkopane pozostałości mozaik z kościoła bizantyńskiego, postawionego podobno dokładnie w miejscu chrztu Jezusa (Bzowski K. 2013). Można też dojść do Jordanu i przyjąć chrzest, jednak wielu przyjmujących go tutaj korzysta ze specjalnego baptysterium, do którego trafia oczyszczona woda z rzeki. W Betanii stopniowo budowane są kościoły różnych odłamów chrześcijaństwa.

Gdy w marcu 30 r. Jezus ponownie udaje się „za Jordan, na miejsce, gdzie Jan poprzednio udzielał chrztu” (J 10,40), minął dokładnie jeden dzień, zanim dotarła do Niego wiadomość o śmierci jego przyjaciela Łazarza. Jednak Jezus pozostał tam jeszcze dwa dni, a dopiero kolejnego dnia ruszył w 35-km drogę powrotną z nadjordańskiej Betanii do Betanii na Górze Oliwnej.

Zachodzi pytanie, czy faktycznie mogły istnieć dwie osady o tej samej nazwie, jedna w pobliżu Jerozolimy, a druga na wschodnim brzegu Jordanu. I czy to przypadek, że Jezus działał w nich obu? Zaskakującej odpowiedzi na to pytanie udziela brytyjski badacz Nowego Testamentu Brian J. Capper z Canterbury Church University. Według niego Betania nie była na początku miejscowością, lecz instytucją, częścią sieci domów – osiedli opieki społecznej esseńczyków, które były nazwane beth anya, dosłownie „dom biednych”. Tutaj członkowie zakonu, wspierani przez bogatych mecenasów, opiekowali się potrzebującymi. Sieć była jednym z ich działań podejmowanych w dążeniu do ustanowienia nowego, sprawiedliwego, opartego na bojaźni Bożej, porządku społecznego, który był nazywany Nowym Przymierzem. Tutaj Jezus, który reprezentował podobne wartości, spotkał się w końcu z entuzjastycznym przyjęciem. Podobno w każdym mieście znajdowały się domy wspólnoty, w których esseńczyk mógł znaleźć wszystko, czego potrzebował do życia. Józef Flawiusz podkreślał ich troskę o potrzebujących: „W dwóch rzeczach mają całkowitą wolność, mianowicie w udzielaniu pomocy i czynieniu miłosierdzia. I tak każdemu wolno śpieszyć z pomocą potrzebującym wsparcia, jeśli są tego godni, i podać strawę głodującym”. Najwidoczniej beth anya, dom dla pielgrzymów zmierzających do Jerozolimy, leżał na wschodnim brzegu Jordanu naprzeciwko Jerycha, tam, gdzie pielgrzymi przeprawiali się przez rzekę.

Betania nad Jordanem leżała na terytorium Perei, żydowskiego kraju nad Jordanem, a tym samym na obszarze rządzonym przez Antypasa. Skoro Jan potępiał króla, o czym jednocześnie donoszą Ewangelie i Józef Flawiusz, mądrze było wybrać do tego celu teren neutralny politycznie, a takim było Dekapolis – związek wolnych miast o charakterze greckim (a tym samym pogańskich), które w I w. p.n.e. zawiązały ligę, aby zachować niezależność i wymknąć się spod władzy Heroda. Tutaj Chrzciciel nie musiał obawiać się represji. Miejsce to było też związane z prorokami Starego Testamentu.

Jest też trzecie miejsce, które uznawane jest przez niektórych jako miejsce chrztu Jezusa. Tam również turyści udają się dość licznie i niektórzy z nich dokonują obrządku chrztu. Miejsce to nazywa się Kasr al-Jahud (co w wolnym tłumaczeniu znaczy: Zamek Żydów) (Kasr al-Jahud… https). Jest położone w Izraelu nad dolnym Jordanem, w pobliżu jego ujścia do Morza Martwego, na wschód od Jerycha, na granicy z Jordanią. Według tradycji jest to opisane w Nowym Testamencie miejsce, w którym Jan Chrzciciel ochrzcił Jezusa (Mt 3,13-17). Uznaje się, że jest to także miejsce, gdzie Izraelici pod wodzą Jozuego przekroczyli „suchą nogą” rzekę Jordan w drodze do Ziemi Obiecanej, a Eliasz wstąpił do nieba.

Od czasu wojny sześciodniowej w 1967 r. miejsce to było niedostępne dla zwiedzających i pielgrzymów. Począwszy od lat 80. XX w. armia izraelska udostępniła wąski korytarz przez pola minowe, dzięki któremu stały się możliwe wizyty zorganizowanych grup pielgrzymów, pod warunkiem uzyskania wcześniejszej zgody i pod eskortą wojska. Od 2011 r. dostęp do Kasr al-Jahud jest swobodny, a na miejscu odwiedzający mogą korzystać z wielu udogodnień (sklep, kawiarenka, toalety). Miejsce to obecnie jest w gestii Israel Nature and National Parks Protection Authority.

Podczas gdy Jan działał w Salim (Salem) na terenie Dekapolu, Jezus „przejął” obóz Bet anya (Paciorek A.2015). Sam wprawdzie nie chrzcił – robili to jego uczniowie, którzy wcześniej byli uczniami Chrzciciela, co specjalnie podkreśla ewangelista (J 4,2) – lecz zatrzymał się tam, nauczał i kontynuował dzieło rozpoczęte przez swojego poprzednika. Być obecnym tam, gdzie być może wielu spieszyło w poszukiwaniu Jana, najwyraźniej było dla niego ważne. Z pewnością irytowało to niektórych uczniów Chrzciciela, którzy z oburzeniem mówili do niego: „Nauczycielu, oto Ten, który był z Tobą po drugiej stronie Jordanu i o którym ty wydałeś świadectwo, teraz udziela chrztu i wszyscy idą do niego”. Lecz mistrz uspokajał ich: „Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3,26-30).

Wydarzenia w Jerychu i okolicy. Bezpośrednio po chrzcie ewangelie synoptyczne zamieszczają opowiadanie o kuszeniu Jezusa na pustyni (Mk 1,12-13; Mt 4,1-11; Łk 4,1-13) (Paciorek A. 2015). Jezus zaszył się na pustkowiu, blisko miejsca chrztu, by się modlić i pościć w intencji planowanej misji. Wystarczyło wejść na jedną z gór, które zamykają dolinę Jordanu od zachodu, by się tam znaleźć.

Zanim przejdę do opisu samego wydarzenia chciałbym poświęcić kilka słów uwagi miastu o niezwykle bogatej i odległej historii, w pobliżu którego to się działo, jak również ze względu na kilka innych ważnych spraw związanych z Jezusem Chrystusem później.

Miasto Jerycho (Paciorek A. 2015; Jerycho… https; Jerycho - najstarsze…http) jest miastem arabskim położonym w Judei, we wschodniej części Palestyny, ok. 9 km na zachód od rzeki Jordan, ok. 10 km na północny zachód od północnego krańca Morza Martwego i 30 km na północny wschód od Jerozolimy. Jest jedną z najniżej położonych miejscowości na świecie (ok. 270 m p.p.m.).

Jerycho należy do najstarszych miast świata i prawdopodobnie jest najstarszym nieprzerwanie istniejącym siedliskiem ludzkim. W pobliżu obecnego Jerycha już 11 tys. lat temu istniały trzy odrębne ludzkie osady. Było to spowodowane najprawdopodobniej dogodną lokalizacją – w pobliżu źródła wody oraz szlaku prowadzącego ze wschodu na zachód – na północ od Morza Martwego. W ten sposób swoją egzystencję miasto zawdzięcza temu źródłu, którego nazwa arabska brzmi Ein es-Sultan (Źródło Sułtana), zaś potocznie nazywane jest Nahal Elisha (Źródło Elizeusza).

Jerycho (według nazewnictwa chrześcijańskiego) wspomniane jest w Starym Testamencie ponad 70 razy. Istnieją też interesujące wzmianki w Nowym Testamencie: Ewangelia Mateusza – niewidomi pod Jerychem (20,29-34); Ewangelia Marka – niewidomy pod Jerychem (10,46-52); Ewangelia Łukasza  – miłosierny Samarytanin (10,30-37) oraz Zacheusz (19,1-10); List do Hebrajczyków – przykład o murach Jerycha (11,30).

Jerycho było pierwszym miastem, które Izraelici pod wodzą Jozuego zdobyli w Ziemi Kanaan po przekroczeniu Jordanu. Według Biblii mury miejskie rozpadły się na głos trąb kapłanów. Wykopaliska prowadzone na przestrzeni 40 lat ubiegłego wieku przyniosły nowe uzupełnienia faktów znanych ze Starego Testamentu. Na ich podstawie stwierdzono, że w chwili, gdy Izraelici przechodzili na zachodni brzeg Jordanu, tj. ok. 1150 r. p.n.e., miasto było od 300 lat opuszczonym rumowiskiem wskutek niewyjaśnionego kataklizmu. W sumie było wiele razy niszczone i trzy razy odbudowywane, ale w nieco innych miejscach. Obecnie starożytne ruiny miasta giną wśród bujnej przyrody tworzącej oazę zieleni, której towarzyszą żywe barwy kwiatów i owoców. Z tym pięknem żywych kolorów kontrastuje otoczenie pustynnej doliny.

W Jerychu rozwijała się szkoła proroków odwiedzana przez Eliasza i Elizeusza. Potem Marek Antoniusz podarował miasto Kleopatrze, która sprzedała je Herodowi Wielkiemu i za jego czasów osiągnęło ono szczyt swego rozwoju. Herod zbudował tu hipodrom, amfiteatr, dwa pałace, twierdzę, liczne ogrody i akwedukt. Urządził tu swoją rezydencję zimową.

Współczesne Jerycho miało zgodnie z decyzją ONZ z 1947 r. znajdować się w arabskim państwie, w Palestynie. Jednak w wyniku wojny żydowsko-arabskiej w 1948 r. znalazło się pod okupacją jordańską. Na mocy Porozumień z Oslo stało się w 1994 r. pierwszym miastem oddanym Autonomii Palestyńskiej. Później, po ponownym zajęciu go przez Izrael, zostało oddane Palestyńczykom 16 marca 2005 r. Obecnie miasto jest głównie ośrodkiem handlowym i turystycznym. Do dyspozycji zwiedzających są tu pozostałości jednego z najwcześniejszych osiedli ludzkich, otoczonego potężnym murem kamiennym, a niedaleko od nich znajdują się ruiny starożytnej synagogi z pięknymi mozaikami podłogowymi z VI w., przedstawiającymi m. in. menorę i napis: "Pokój Izraelowi". Blisko miasta leżą ruiny pałacu Hiszama, zbudowanego w 743 r. Cztery lata po wybudowaniu, pałac zawalił się podczas trzęsienia ziemi. Zachowały się jednak piękne łaźnie z mozaikami, zdobieniami i kolumnami. W 1998 r. w mieście otwarto wielki, 5-gwiazdkowy, hotel InterContinental Jericho z kasynem i wieloma innymi atrakcjami i udogodnieniami, który przez kilka lat był największym prywatnym miejscem zatrudnienia na Zachodnim Brzegu. Obecnie jest zamknięty z powodu rebelii Al-Aksa, lecz pozostaje jedną z najbardziej charakterystycznych budowli Jerycha.

Atak demona na Jezusa na Górze Kuszenia. Choć historia Jerycha jest niesamowita, to jednak szczególną uwagę turystów przyciąga pobliska góra, która wznosi się niemal pionowo na równinie i nosi dziś nazwę Góry Kuszenia (albo Kwarantanny, czyli Czterdziestu Dni). Tradycja wiąże z nią kuszenie Jezusa, na której po chrzcie odbywał 40-dniowy post. Szczyt Góry jest płaski, a wierzchołek otoczony jest wysokim murem. Wewnątrz muru znajdują się ruiny bazyliki bizantyjskiej. W połowie drogi na szczyt znajduje się prawosławny monastyr grecki zbudowany w 1895 r., zwany Klasztorem Kuszenia. Do zbocza uczepione są jak ptasie gniazda cele klasztorne, co tworzy niepowtarzalny widok. Znajduje się tu grota, gdzie miał przebywać Jezus w czasie tegoż pamiętnego postu. Na ruinach syryjskiej twierdzy Bizantyjczycy zbudowali kościół. Carowie rosyjscy, wśród rozlicznych fundacji na rzecz prawosławia w Ziemi Świętej, chcieli na tej Górze odbudować kościół, ale wybuch rewolucji październikowej uniemożliwił doprowadzenie zamiaru do końca. Na górę można się dostać wspinając się kamienistą ścieżką lub wjeżdżając kolejką linową, zbudowaną w nadziei na napływ turystów w następstwie Milenijnej Pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II. Wjazd nie jest tani, kosztuje 45 szekli.

Zapoznajmy się teraz z opisem kuszenia Jezusa sporządzonym przez św. Mateusza (4,1-11; por. Mk 1, 12-13; Łk 4, 1-13):

Wtedy Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła. A gdy przepościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, odczuł w końcu głód. Wtedy przystąpił kusiciel i rzekł do Niego: «Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem». Lecz On mu odparł: «Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych». Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na narożniku świątyni i rzekł Mu: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, jest przecież napisane: Aniołom swoim rozkaże o tobie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień». Odrzekł mu Jezus: «Ale jest napisane także: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego». Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: «Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon». Na to odrzekł mu Jezus: «Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz». Wtedy opuścił Go diabeł, a oto aniołowie przystąpili i usługiwali Mu.

 

Czterdzieści dni to dokładnie taki czas, jaki również Mojżesz spędził na górze (por. Wj 34,28), a także czas jakiego potrzebował Eliasz, by wejść na górę Horeb (por. 1Krl 19,8). U dzisiejszych chrześcijan to również czas trwania Wielkiego Postu, a w islamie czas ramadanu.

Pokusy dotykające Jezusa na pustyni dotykały najgłębszych pokładów ludzkich skłonności i słabości, którymi są: władza, bezpieczeństwo i wysoki status (Martin J. 2015). Stanowią one całkowite przeciwieństwo życia służebnego, jakie On sam wybierze. W każdym razie, skoro sam Jezus opowiedział o pokusach uczniom, to trzeba potraktować je poważnie. Jezus gotowy rozpocząć swoją misję został poddany pokusom bardzo ludzkim, z którymi sami nieustannie mamy do czynienia. Ich przewrotność polega na tym, że zawierają w sobie pozorne dobro, jak np. zapewnienie sobie żywności czy troska o własne ciało. Można sobie wyobrazić, jak bardzo podatne wszelkim nagabywaniom jest ciało ludzkie wycieńczone tak długim i tak ostrym postem, a cała pustynia jest usiana olbrzymimi głazami, które swym ciepłym brunatnym kolorem przypominają chleb. Jezus nie zgadzając się na zamianę kamieni w chleb, wskazuje na tę postawę, która będzie Mu zawsze towarzyszyć, by czyniąc tyle cudów na korzyść drugich, nie zdziałał żadnego na korzyść własną.

Jezus odparł pokusy i powrócił do Nazaretu. Choć był bez grzechu, nie był wolny od pokus. Ale o grzechu decyduje postawa kuszonego wobec pokusy. Nie poddając w wątpliwość samego faktu kuszenia, wzmianki o fizycznym przenoszeniu Jezusa przez szatana należy uznać za literackie obrazy. Każda z trzech pokus miała na celu swoiste nakłonienie Jezusa do oświadczenia, że jest Mesjaszem. Widzimy, jak Jezus w pełni uczestniczy w naszym człowieczeństwie, zrównuje się z nami i ma w pełni ludzką kondycję.

Św. Łukasz (4,13) opowiadając nam to zdarzenie dodaje na końcu, że szatan odstąpił od Jezusa „aż do czasu” (Daniel-Rops 2015). I tak w wieczór konania będziemy domyślać się obecności kusiciela w Ogrodzie Oliwnym. Jezus często pragnął odosobnienia na rozmyślanie, post i modlitwę i z niego korzystał (np. Łk 5,16; Mt 14,13; Łk 6,12). Duszom mistycznym zawsze się wydawało, że samotna modlitwa i milczenie są najpotrzebniejszymi narzędziami działania. Opanowanie samego siebie musi być pierwszym wysiłkiem każdego, kto chce się podjąć wielkiego dzieła.

Rozmowa Jezusa z uczonym w Prawie i Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Przy okazji opisu pobytu Jezusa w okolicach miasta Jerycho chciałbym przytoczyć późniejsze wydarzenie, które miało miejsce w czasie pierwszego okresu Jego podróży do Jerozolimy, po rozesłaniu 72 uczniów, do każdego miasta i miejscowości po dwóch, dokąd sam zamierzał się udać, by uzdrawiali oraz zapowiadali przybliżanie się Królestwa Bożego (Łk 10,1-12). Jezus już wtedy wiedział, że zbliża się Jego ziemski kres i z przesłaniem Dobrej Nowiny wyraźnie się spieszył. Wydarzenie to opisuje Łukaszowa perykopa ewangelijna (10,25-29; por. Mt 22,35-40; Mk 12,28-34) o miłości bliźniego, a następnie o miłosiernym Samarytaninie (10,30-37), które osobiście zaliczam do najważniejszych i najpiękniejszych w księgach ewangelijnych:

A oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Go na próbę zapytał: Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Jezus mu odpowiedział: Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz? On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego. Jezus rzekł do niego: <<Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył>>. Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: <<A kto jest moim bliźnim?>>.

 

Z odpowiedzi Jezusa Chrystusa wynika, że nasze życie wieczne, a nawet życie w ogóle, zależy od miłowania Boga, ale także od zachowania przykazania miłości bliźniego. Powiedział: „To czyń, a będziesz żył". Życie wieczne jest nagrodą za miłość. Jezus powiada, że będziemy sądzeni z miary naszej miłości. W tym kontekście lepiej rozumiemy słowa św. Pawła, który uczył (1Kor 13,1-13):

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący (...). Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość — te trzy: z nich zaś największa jest miłość" (1Kor 13,1-13).

 

„Kto ma miłość, ten ma wszystko; jest zbawiony. Kto nie ma miłości już za życia nosi w sobie piekło”. Ta nauka Jezusa, nam bardzo bliska, miała istotny wpływ na powstanie ruchu starokatolickiego i zgadza się w sposób przedziwny z doświadczeniem człowieka – co potwierdza współczesna psychologia podkreślając, że miłość nadaje życiu człowieka głębszy sens i rozwiązuje wiele jego problemów egzystencjalnych.

Skoro padło tu słowo „piekło”, to może warto zastanowić się nad jego istotą. Chrystus Pan nie był apologetą, ani nawet głosicielem piekła. On przyszedł na świat, by „szukać i zbawić to, co zginęło» (Łk 19,10). I choć wyraźnie mówił o istnieniu piekła, to usilnie i nieustannie głosił Królestwo Boże i wzywał ludzi do nawrócenia. W celu naświetlenia tego problemu przytoczę następujące rozważanie ks. Waldemara Kulbata pt. „Piekło – wieczna udręka” (Kulbat W. …http):

Sama myśl o wiecznej karze piekła budzi u wielu sprzeciw. Twierdzą oni, że wiecznego piekła nie da się pogodzić z prawdą o Bogu, który przecież zawsze kocha i zawsze przebacza. Odrzuceniu objawionej prawdy o istnieniu piekła towarzyszy także zanik poczucia grzechu i odejście od norm moralnych. A przecież w dziejach ludzkości istnieje tyle przerażających tragedii, cierpień i bólu spowodowanych postępowaniem ludzi złych, którzy powodowani pychą, buntem przeciw Bogu i ludziom, żądzą władzy, budowali struktury zła, grzechu i śmierci. Tak było na przestrzeni dziejów, ale szczególnie w XX wieku zjawisko to ukazały systemy totalitarne, które zgotowały niewypowiedziane cierpienia i śmierć milionów ludzi. Czy jest możliwe, że te i inne zbrodnie i winy tych ludzi miałyby pozostać bezkarne? Czy trudno uwierzyć, że po drugiej stronie ziemskiego życia istnieje przerażająca otchłań piekła jako konsekwencja tych zbrodni? Kościół katolicki od samego początku nauczał o istnieniu piekła jako nieodwołalnego i ostatecznego samowykluczenia się z jedności z Bogiem i świętymi. Według Pisma Świętego do piekła trafiają dusze ludzi umierających w stanie grzechu śmiertelnego. Dzieje się to w rezultacie sądu Bożego. Św. Jan mówi o nim: „A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy zbliża się do światła” (J 3, 19-21).

Ci wszyscy, którzy w czasie ziemskiego życia bardziej umiłowali zło aniżeli dobro, w momencie śmierci znienawidzą i odrzucą miłość, jaką są kochani przez Boga. Jeżeli natomiast w człowieku będzie chociażby niewielkie pragnienie przyjęcia daru miłości Bożej, będzie zbawiony, ale po okresie dojrzewania do miłości w czyśćcu (por. 1 Kor 3, 11-15). Tak - powiedziane Chrystusowi - staje się niebem, natomiast odrzucenie Chrystusa staje się piekłem. W Katechizmie Kościoła Katolickiego (par. 1033) czytamy: Nie możemy być zjednoczeni z Bogiem, jeśli nie wybieramy w sposób dobrowolny Jego miłości. Nie możemy jednak kochać Boga, jeśli grzeszymy ciężko przeciw Niemu, przeciw naszemu bliźniemu lub przeciw nam samym: „Kto... nie miłuje, trwa w śmierci. Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego” (1 J 3,14 c-15). Zbawiciel ostrzega nas, że zostaniemy od Niego oddzieleni, jeśli nie pomożemy naszym bliźnim, którzy są Jego braćmi. Umrzeć w grzechu śmiertelnym, nie żałując za niego i nie przyjmując miłosiernej miłości Boga, oznacza pozostać z wolnego wyboru na zawsze oddzielonym od Niego. Jezus często mówi o „ogniu nieugaszonym”, przeznaczonym dla tych, którzy do końca swego życia odrzucają wiarę i nawrócenie; mogą oni zatracić w nim zarazem ciało i duszę. Nauka Kościoła potwierdza nie tylko istnienie piekła, ale i jego wieczność. Zasadnicza kara piekła polega na wiecznym oddzieleniu od Boga, który jest jedynym źródłem życia i szczęścia.

Stwierdzenia Pisma Świętego i nauczanie Kościoła na temat piekła są wezwaniem do odpowiedzialności, z jaką człowiek powinien wykorzystywać swoją wolność ze względu na swoje wieczne przeznaczenie. Pan Jezus ostrzegał przed piekłem: „Wchodźcie przez ciasną bramę! Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!” (Mt 7,13-14). „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom” (Mt 25, 41). „Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne, kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia, lecz grozi mu gniew Boży” (J 3, 36). „Bóg pragnie by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tym 2, 4). „Nie chce bowiem nikogo zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia” (2 P 3, 9). Teksty te wyraźnie mówią, że Bóg kocha i pragnie zbawić wszystkich ludzi. Każdy człowiek otrzymuje szansę zbawienia. Nie ma więc ludzi przeznaczonych na potępienie. Nie można jednak zapominać, że oprócz Bożej woli zbawienia wszystkich ludzi istnieje wolna ludzka wola, która może odrzucić zbawczą miłość Boga. Budzący grozę grzech przeciwko Duchowi Świętemu polega na całkowitym zamknięciu się człowieka na miłość Boga, na postawie trwania we wszelkiego rodzaju grzechach i na odrzuceniu odkupienia. Jest to więc grzech nieodpuszczalny z samej swojej natury, ponieważ jest owocem zupełnego odrzucenia szansy zbawienia. Nie jest to jednorazowy grzeszny czyn, ale postawa absolutnej odmowy, czyli całkowitego zamknięcia się człowieka na miłość Chrystusa. Taka postawa kształtuje się w człowieku w ciągu całego ziemskiego życia.

Bóg nie przeznacza nikogo do piekła; dokonuje się to przez dobrowolne odwrócenie się od Boga i trwanie w tym odwróceniu aż do końca życia. Karą za każdy grzech są także same skutki grzechu, które są znakiem i początkiem doświadczenia piekła już tutaj na ziemi. Popełniając grzech, człowiek odrzuca życie i miłość, a wybiera śmierć i samozniszczenie. Z nienawiści do Chrystusa i jego Ewangelii, z niezwykłą gorliwością szerzy zło i zgorszenie, niszczy autorytet Kościoła. Zniewoleni przez zło ludzie pragną zła i robią wszystko, aby również inni znaleźli się w niewoli różnych nałogów, zakłamania i nienawiści. Usunięcie Boga z życia ludzkiego zawsze rodzi poczucie bezsensu, a także szczególny rodzaj zatwardziałości w zakłamaniu polegający na tym, że zło uważa się za dobro. W liturgii mszalnej i w codziennych modlitwach wiernych Kościół błaga o miłosierdzie Boga, który nie chce nikogo zgubić, ale wszystkich chce doprowadzić do nawrócenia: „Boże, przyjmij łaskawie tę ofiarę od nas, sług Twoich, i całego ludu Twego. Napełnij nasze życie swoim pokojem, zachowaj nas od wiecznego potępienia i dołącz do grona swoich wybranych”. Dla chrześcijanina myśl o piekle nie powinna budzić lęku, lecz stanowić zbawienną przestrogę.

 

Ale zajmijmy się ponownie perykopą ewangelijną. Tenże uczony w Prawie na stwierdzeniu konieczności miłości Boga i bliźniego, jako warunku do osiągnięcia zbawienia, nie poprzestaje i podstępnie pyta Jezusa dalej: „Kto jest moim bliźnim?" Minęły długie wieki, a pytanie to nie straciło nic na swej aktualności. Ono ciągle pojawia się w naszym życiu, bo pod tym względem dzieje się źle. Nawiązując do tego pytania Jezus przytacza Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie:

Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko, że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał. Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców? On odpowiedział: Ten, który mu okazał miłosierdzie. Jezus mu rzekł: Idź, i ty czyń podobnie (Łk 10, 30-37).

 

Otóż, jak czytamy, „pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha” („Kochaj bliźniego…” www; „Z ojczyzny Jezusa” … http). Odległość między tymi miastami wynosi ok. 27 km i rzeczywiście trzeba z Jerozolimy (740 m n.p.m.) do Jerycha (250 m p.p.m.) „schodzić”. Nawet dzisiaj – dwa tysiące lat po tym wydarzeniu – droga ta wciąż jest niebezpieczna: jest wąska, kręta, prowadząca przez górski, wyludniony i skalisty teren, który idealnie nadaje się na zbójeckie napady. Tym bardziej wówczas musiała być niebezpieczna, skoro Rzymianie umieszczali na niej posterunki wojskowe.

Dalej Chrystus wyjaśnia, że ten nieznajomy człowiek (najprawdopodobniej był to Żyd) „wpadł w ręce zbójców". Musiał się bronić, gdyż „ci nie tylko go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli". Obok tego rannego człowieka przechodzą trzy postaci: kapłan, lewita, a na końcu mało znaczący Samarytanin, należący do grupy odrębnej etnicznie i religijnie. O pojawieniu się kapłana i lewity musiał zdecydować fakt, że Jerycho należało do miast kapłańskich, w którym mieszkali słudzy Świątyni. Najprawdopodobniej ci dwaj wracali ze swej służby, sprawowanej w niej przez cały tydzień. Można się domyślać, że byli jeszcze pełni przeżyć religijnych: słyszeli słowa Pisma, byli blisko Boga, powinni więc spełniać Jego wolę, a tymczasem okazali się obojętni na krzywdę człowieka. A może ci dwaj dopiero szli na służbę i ze względów rytualnych nie chcieli dotykać rannego człowieka obawiając się, że może już nie żyć. Już wiemy, że Żyd, który dotyka trupa wymaga oczyszczenia, a oni przecież spieszyli się na służbę. Nie chcieli ryzykować, dla nich ten ranny Żyd był tak niedotykalny, jak np. Samarytanin, który przypadkowo tam się znalazł i jakże inaczej się zachował, tworząc podwójny kontrast: przynależności narodowo-religijnej i postępowania wobec napadniętego, potrzebującego pomocy człowieka.

W czasach Chrystusa wielu Żydów ograniczało miłość bliźniego do członków własnego narodu. Nie inaczej jest i dziś, gdy wielu ludzi ogranicza ją do własnej rodziny, przyjaciół, współtowarzyszy ze stowarzyszenia lub partii, ludzi tak samo myślących, podzielających ich poglądy itp., lekceważąc potrzeby ludzi innej narodowości, rasy, wyznania… Natomiast Jezus nieustannie przypomina, że należy okazywać miłość nie tylko współbraciom, ale wszystkim ludziom, nawet wrogom i prześladowcom! Jezus uczy, że bliźnim jest każdy człowiek, a szczególnie ten, który jest w potrzebie. Miłość albo obejmuje w naszym sercu każdego człowieka, albo jej w ogóle nie ma. Na końcu Jezus rzekł: „Idź, i ty czyń podobnie!" W Kalendarzu Ekumenicznym, umieszczono następujący tekst z książki Martina Bubera pt. „Opowieści chasydów":

Pewien uczeń zapytał rabbiego Szmeike: Przykazano nam: Kochaj bliźniego jak siebie samego. Jakże mogę spełnić to przykazanie, jeśli mój bliźni wyrządza mi zło? Rabbi odrzekł: Należy to rozumieć w sposób właściwy. Kochaj bliźniego jak kogoś, kim sam jesteś. Wszystkie dusze bowiem są jedną duszą; każda jest przecie iskrą Duszy pierwotnej, a ta jest cała w nich, podobnie jak twoja dusza jest we wszystkich członkach twojego ciała. Może się jednak zdarzyć, że twoja ręka pomyli się i ciebie uderzy; czy weźmiesz wtedy kij i uderzysz ją za to, że nie ma rozumu, powiększając jeszcze bardziej doznany przez ciebie ból? To samo dzieje się, kiedy wyrządzasz zło bliźniemu, który stanowi z tobą jedną duszę, lub kiedy twój bliźni, kiedy stanowi z tobą jedną duszę, z braku rozumu wyrządza ci zło; jeżeli odpłacisz mu tym samym złem, sam zadasz sobie ból.

 

W połowie głównej drogi z Jerozolimy do Jerycha – w pobliżu biblijnej miejscowości Ma'ale Adumim, na pograniczu terytorium pokolenia Judy i Beniamina, znajdują się ruiny kościoła z czasów bizantyńskich. Nawet jeśli nie jest to autentyczna lokalizacja gospody opisanej w przypowieści Jezusa, to wybór miejsca, jako scenerii ewangelicznej przypowieści, jest szczególnie trafny. Chan al-Ahmar, bo tak brzmi arabska nazwa tego miejsca, znajduje się w bezludnej okolicy, pośród kamienistych wzgórz pustyni Judzkiej. Już w starożytności istniały tutaj warownie dla obrony podróżnych przed napadami rozbójników. W okresie bizantyńskim powstał tutaj ważny zajazd dla pielgrzymów udających się do Jerycha i do miejsca chrztu Pana Jezusa nad Jordanem. Mieli oni do dyspozycji duży kościół i miejsca noclegowe. Wodę dostarczały wykute w skale cysterny, a bezpieczeństwo w nocy zapewniał nieduży zamek broniący podróżnych przed bandytami. Krzyżowcy odbudowali zniszczoną gospodę oraz wznieśli warowną wieżę strzegącą tej trasy. Widoczne do dzisiaj ruiny wieży strażniczej z tamtego okresu są nazywane przez Beduinów „zamkiem krwi” (Qal’at ad-Dam). Arabska nazwa nawiązuje bezpośrednio do biblijnego określenia “Ma’ale Adumim”, które w języku hebrajskim oznacza „czerwone wzgórze” – od ceglano-czerwonego koloru skał, występujących w tej okolicy. Św. Hieronim w swoich komentarzach sugeruje, że czerwony kolor nawiązuje do krwi przelanej tu przez rozbójników.

Na ruinach wcześniejszych budowli Turcy wznieśli potem nieduży zajazd, który obecnie stanowi część nowego obiektu muzealnego. Na miejscu tradycyjnej „Gospody Miłosiernego Samarytanina” zostało otwarte pierwsze w Izraelu muzeum mozaiki. Idea inspirująca powstanie muzeum i sama selekcja mozaik do ekspozycji została zaczerpnięta z przytoczonej przypowieści. Jej bohaterami są Żydzi, Samarytanie oraz chrześcijanie w osobie samego Jezusa Chrystusa. Z tej racji zostały zgromadzone tu mozaiki i przedmioty znalezione w synagogach żydowskich i samarytańskich oraz w chrześcijańskich kościołach z pierwszych wieków, zaś przede wszystkim pochodzące z wykopalisk prowadzonych na terytorium Judei, Samarii oraz Strefy Gazy, w tym mozaika z synagogi odkrytej w Gazie, mozaiki z kościołów bizantyńskich z okolic Jerozolimy, Betlejem i Hebronu, itp. To nowe izraelskie muzeum mozaiki związanej z chrześcijańską tradycją jest pierwszym tego typu zbiorem w Izraelu i jednym z trzech na świecie.

W kompleksie muzealnym zewnętrzną ekspozycję stanowi mozaikowa posadzka i ruiny bizantyńskiej świątyni, które zostały poddane gruntownej renowacji. Większa część eksponatów jest wystawiona w specjalnych pomieszczeniach wybudowanych na potrzeby muzeum. Podczas trwających kilka lat wykopalisk archeologicznych, prowadzonych przez Izraelski Departament Starożytności, zostały tu odkryte groty mieszkalne z czasów przed Chrystusem, cysterny z różnych okresów oraz kościół wybudowany w VI w. dla uczczenia Przypowieści o Dobrym Samarytaninie. Te archeologiczne odkrycia dowodzą niezbicie o ważności tego miejsca w tradycji chrześcijańskiej.

Gospoda Dobrego Samarytanina leży na jednej z głównych tras pielgrzymkowych i turystycznych i wszyscy podróżujący pomiędzy Jerozolimą a Galileą drogą doliny Jordanu lub jadący znad Morza Martwego przejeżdżają obok niej, skąd po raz pierwszy można zobaczyć na horyzoncie charakterystyczne wieże Góry Oliwnej. Po dziewięciu latach przerwy, kiedy pielgrzymi mogli widzieć gospodę tylko z okien autobusu, otwiera się możliwość nawiedzenia miejsca upamiętniającego miłosierny uczynek Samarytanina – od niedzieli do czwartku w godzinach 9-15. Szkoda jednak, że miejsce to nie pełni już funkcji sanktuarium Gospody Miłosiernego Samarytanina i jako muzeum mozaiki staje się jedynie atrakcją turystyczną Izraela.

Jezus zmierzając – według synoptyków – po raz trzeci i ostatni do Jerozolimy, tym razem na krzyż, wstąpił do Jerycha, gdzie zetknął się po drodze z kilkoma mężczyznami potrzebującymi pomocy, jakiegoś uzdrowienia: z niewidomym Bartymeuszem (względnie, jak podaje św. Mateusz, z dwoma niewidomymi) oraz, już w mieście, ze zwierzchnikiem celników – Zacheuszem. O pierwszym zdarzeniu pisze Mateusz, Marek i Łukasz, zaś o drugim – tylko Łukasz (Martin J.2015).

Uzdrowienie niewidomego Bartymeusza. To wydarzenie św. Łukasz (nie podająć imienia niewidomego) lokuje bezpośrednio przed historią z Zacheuszem, o czym za chwilę. Jezus mógł wówczas ruszyć w drogę do Perei, być może jednak (zob. Łk 17,11) zszedł w dolinę Jordanu pomiędzy Galileą a Samarią i przez Beisan zmierzał dalej na południe w stronę Jerycha (Biblia Tys. z kom. 2006 – Ew. Łukasza). Św. Marek też mówi o tym niewidomym, którego imię podaje, a brzmi ono Bartymeusz (Bartimajos). Św. Mateusz opisuje spotkanie Jezusa z dwoma niewidomymi ponieważ nie odróżnia on uzdrowienia niewidomego pod Jerychem od wcześniejszego cudu wspomnianego tylko przez św. Marka, a dotyczącego niewidomego w Betsaidzie (8,22-26). Oto obie perykopy – kolejno według Mateusza i Marka – tak się przedstawiają:

Niewidomi pod Jerychem

Gdy wychodzili z Jerycha, towarzyszył Mu wielki tłum ludu. A oto dwaj niewidomi, którzy siedzieli przy drodze, słysząc, że Jezus przechodzi, zaczęli wołać: «Panie, ulituj się nad nami, Synu Dawida!». Tłum nastawał na nich, żeby umilkli; lecz oni jeszcze głośniej wołali: «Panie, ulituj się nad nami, Synu Dawida!». Jezus przystanął, kazał ich przywołać i zapytał: «Cóż chcecie, żebym wam uczynił?» Odpowiedzieli Mu: «Panie, żeby się oczy nasze otworzyły». Jezus więc zdjęty litością dotknął ich oczu, a natychmiast przejrzeli i poszli za Nim (Mt 20,29-34. Por.: 9,27-31; Mk 10,46-52; Łk 18,35-43).

 

Niewidomy pod Jerychem

Gdy wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go!» I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię». On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?» Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał». Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą. (Mk 10,46-52; por. Mt 9.27-31; 20,29-34 z przypis.; Łk 18,35-43).

 

Bartymeusz siedzi przy drodze i żebrze (Martin J. 2015). Niewidomy wykrzykując wezwanie do Jezusa nie prosi o pieniądze, ale o coś głębszego. Posługuje się przy tym królewskim tytułem Jezusa („Synu Dawida”), co oznacza, że w pełni dostrzega to, co widzą nieliczni. Po raz kolejny widzimy u Marka, że mesjańską tajemnicę tożsamości Chrystusa rozpoznają ci, którzy „widzą” lepiej niż inni, włączając w to tych, którzy byli z Jezusem przez cały czas. Inni próbują uciszyć mężczyznę. Symbolizują oni tych, którzy w swojej beznadziei każą nam przestać, lub ci, którzy próbują utrzymać „ważnych ludzi” z dala od losu mas. Po raz pierwszy w Ewangelii według św. Marka Jezus nie upomina człowieka, który ujawnia Jego tożsamość. Jezus mówi: „Zawołajcie go!”. Teraz ci sami ludzie, którzy kazali Bartymeuszowi siedzieć cicho, mówią: „Bądź dobrej myśli, wstawaj, woła cię”. Oto zachowanie kapryśnego tłumu, który dopiero z powodu decyzji Jezusa zmienił zdanie. W odpowiedzi na wezwanie Bartymeusz zrywa się, z impetem zrzuca swój płaszcz i pada Jezusowi do stóp. Jakaż ufność popchnęła tego ślepca, żeby tak postąpił. „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła” – mówi Jezus. A Bartymeusz natychmiast odzyskuje wzrok i podąża za Nim „drogą”; z wdzięczności, ale i z pragnienia pójścia za Nim.

Określenie Jezus z Nazaretu u Łukasza szczególnie często występuje w Dziejach Apostolskich. W świadomości niewidomego to określenie kojarzy się z ideą Mesjasza i dlatego zwraca się on do Jezusa słowami: Jezusie, Synu Dawida. Słowa te wypowiada z przejęciem aż dwa razy, co przypomina trochę okrzyki tłumu podczas tryumfalnego wjazdu Jezusa do Jerozolimy, kiedy to Chrystus zostaje obwoływany Synem Dawida (Mt 21,9).

Wytrwałość proszącego o zmiłowanie została nagrodzona. Jeszcze tylko jedno pytanie rzucone po to, by niewidomy wyraźnie mógł zamanifestować swoją wiarę, i za chwilę mocą jednego słowa: „Przejrzyj!” niewidomy odzyskuje wzrok. Wiara, o której tu mowa, to nie tyle może teologiczna cnota wiary, ile raczej niezłomne przeświadczenie człowieka nieszczęśliwego, że Jezus może go uleczyć. Słowa wielbiące Boga były ze strony uzdrowionego wyrazem jego prawdziwej wdzięczności, zaś ze strony przygodnie zebranych świadków – hołdem złożonym cudotwórczej mocy Boga, objawiającego się w Jezusie.

Pójść za Jezusem można na wiele sposobów: tak jak Maria i Marta użyczające Jezusowi gościny, przez co stają się domowymi apostołami – „stacjonarnymi zwolennikami Jezusa”; równie ważni byli „okazjonalni pomocnicy”, czyli osoby takie jak Józef z Arymatei, który wspiera Jezusa oraz uczniów po ukrzyżowaniu, prosząc Piłata o ciało i użyczając swego nowego grobu w skale.

Marek umieszcza historię Bartymeusza po dwóch oddzielnych zapowiedziach męki, jak gdyby chciał w ten sposób zobrazować znaczenie apostolstwa. Dla Marka być apostołem znaczy dostrzec, kim jest Jezus, i nauczyć się, jak za Nim podążać. Przez większość czasu uczniowie są ślepi, natomiast niewidomy mężczyzna widzi. Bartymeusz wierzy w moc Jezusa, nie pozwala, by tłum studził jego zapał, i uznaje Jezusa za swojego nauczyciela. Jego historia mówi nam nie tylko o cudownym uzdrowieniu; mówi także o czymś powszechnym: zdrowym pragnieniu czegoś i nawróceniu. I jeszcze jedno: Jezus zachęca Bartymeusza, by nazwał swe pragnienia. Pyta wprost: Czego chcesz? Czego ode mnie oczekujesz?

Bóg łaknie naszej szczerości i pyta: Co podpowiada ci twoje serce; co słyszysz? Jakie są twoje pragnienia? Nazywanie swoich pragnień jest także oznaką pokory. Bartymeusz wie, że sam nie może się uleczyć. I my stajemy przed Bogiem świadomi swoich ograniczeń. Krótko mówiąc – potrzebujemy pomocy. Czasami musimy zlekceważyć tłum, który każe nam zamilknąć. Jezus nie krzyczy: „Siedźcie cicho!” On łagodnie pyta: „Co mam dla ciebie zrobić?”. Spotkanie z Bartymeuszem to także historia nawrócenia, którego symbolem jest zrzucenie płaszcza – który prawdopodobnie był jedną z najcenniejszych rzeczy, jakie posiadał. Zostawia więc za sobą część swojej przeszłości po to, by zobaczyć przyszłość. Nie wiadomo, jak długo Bartymeusz szedł za Jezusem, ale fakt, że historia ta została utrwalona na kartach Pisma Świętego wskazuje, że na swój sposób stał się Jego wiernym uczniem.

Jest to jeden z najwymowniejszych przykładów cudownych czynów Jezusa, wywołanych głęboką wiarą potrzebujących w możliwość ich uczynienia. „Bohaterskie przykłady wiary dla chrześcijan”, z męczeństwem włącznie, podaje św. Paweł w Liście do Hebrajczyków. Oto jego końcowe fragmenty (11,30-40):

Przez wiarę upadły mury Jerycha, gdy je obchodzili dokoła w ciągu siedmiu dni. Przez wiarę nierządnica Rachab nie zginęła razem z niewierzącymi, bo przyjęła gościnnie wysłanych na zwiady. I co jeszcze mam powiedzieć? Nie wystarczyłoby mi bowiem czasu na opowiadanie o Gedeonie, Baraku, Samsonie, Jeftem, Dawidzie, Samuelu i o prorokach, którzy przez wiarę pokonali królestwa, dokonali czynów sprawiedliwych, otrzymali obietnicę, zamknęli paszcze lwom, przygasili żar ognia, uniknęli ostrza miecza i wyleczyli się z niemocy, stali się bohaterami w wojnie i do ucieczki zmusili nieprzyjacielskie szyki. Dzięki dokonanym przez nich wskrzeszeniom niewiasty otrzymały swoich zmarłych. Jedni ponieśli katusze, nie przyjąwszy uwolnienia, aby otrzymać lepsze zmartwychwstanie. Inni zaś doznali zelżywości i biczowania, a nadto kajdan i więzienia. Kamienowano ich, przerzynano piłą, <kuszono>, przebijano mieczem; tułali się w skórach owczych, kozich, w nędzy, w utrapieniu, w ucisku - świat nie był ich wart - i błąkali się po pustyniach i górach, po jaskiniach i rozpadlinach ziemi. A ci wszyscy, choć ze względu na swą wiarę stali się godni pochwały, nie otrzymali przyrzeczonej obietnicy, gdyż Bóg, który nam lepszy los zgotował, nie chciał, aby oni doszli do doskonałości bez nas.

 

Przy tej okazji przychodzi mi na myśl historia związana z chorą na raka moją bardzo bliską koleżanką. Ilekroć kierowałem do Niej zachęty (powodowany szczerą chęcią utrzymania jej przy życiu), aby modliła się o powrót do zdrowia, by wręcz „nagabywała” Pana Boga o to – wzorując się m. in. na opowiadaniu o „natrętnej” wdowie i sędzi (Łk 18,1-8) oraz na Chrystusowym przesłaniu: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje, kto szuka, znajduje, a kołaczącemu otworzą […]. Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą” (Mt 7,7-11), Ona powtarzała niezmiennie jedynie trzy modlitewne słowa: „Bądź wola Twoja”, jakby ignorując możliwość kierowania swoich osobistych próśb do Boga (w jej przypadku o powrót do zdrowia, na czym jej – jestem o tym głęboko przekonany – zależało). Myślę, że pewnie dlatego tak mówiła, by Mu się nie narzucać. Tymczasem sam Jezus Chrystus w oczekiwaniu na śmierć prosi w Ogrójcu swego Ojca o oddalenie tego „kielicha goryczy”, dodając jednocześnie: „Jednak nie moja wola, ale twoja niech się stanie!” (Łk 22,39-46). Ona pragnęła jedynie podporządkowania się woli Bożej, co zresztą odbierałem jako wyraz głębokiej wiary i zaufania do Boga. Tłumaczyłem jej, mam nadzieję, że słusznie, że jedno nie wyklucza drugiego, ale myślę, że to do Niej nie przemawiało. Wkrótce potem zmarła.

Wydarzenie z Zacheuszem. Był on znanym człowiekiem, zwierzchnikiem celników, który z powodu niskiego wzrostu wspiął się na drzewo, by zobaczyć przechodzącego Jezusa zasłoniętego przez tłum. Przekaz dobitnie świadczy o tym, że uczynił to nie ze zwykłej ciekawości, a z potrzeby serca. W odpowiedzi na to Zbawiciel odpowiedział potrzebą swego serca bycia gościem w jego domu. Św. Łukasz (19,1-10) tak opisuje to wydarzenie:

Potem [Jezus] wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A [był tam] pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». Zszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę». Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie». Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło».

 

Zacheusz jako zwierzchnik celników był integralnym elementem skorumpowanego systemu, dlatego postrzegano go jako „zwierzchnika grzeszników” (Martin J. 2015). Kim byli celnicy i jaką cieszyli się reputacją w ówczesnym świecie – wiadomo już z wyjaśnień fragmentów Ewangelii Mateusza (Mt 9,9–13; por. Łk 15,1 – z komentarzem). Łukasz pisze: „Chciał zobaczyć, jak też Jezus wygląda, ale nie mógł z powodu tłumu, bo był małego wzrostu”. Na ten widok pewnie mieszkańcy miasta szyderczo się uśmiechali (bo sytuacja była śmieszna – wszystkim znany zwierzchnik na drzewie!), jakkolwiek było to niewątpliwie spotęgowane wstrętem, jaki do niego żywili. Zanim jeszcze Jezus usłyszy choćby jedno słowo od celnika, woła, zapewne uśmiechnięty, w stronę sykomory: „Zacheuszu, zejdź zaraz, bo chcę dzisiaj zatrzymać się w twoim domu”. Skąd Jezus znał jego imię? Być może spytał, a ludzie wokół Mu odpowiedzieli. A może użył swej Boskiej przenikliwości umysłu? Nie wiemy.

Po raz kolejny Jezus zwraca się do kogoś, kto jest w odbiorze tłumu niepożądany. Jezus ukazuje gościnność wobec grzeszników, pozwalając im, by okazali gościnność Jemu samemu. Jezusowi miano za złe – nie po raz pierwszy zresztą – że udał się w gościnę do grzesznika (por. Łk 5,30; 15,2). Tymczasem Zacheusz okazał się stokroć bardziej otwartym na Dobrą Nowinę niż ci, którzy go za grzesznika uważali.

Być może nasz bohater słyszał już co nieco o Jezusie. A może po prostu czekał na swoją drugą szansę, by uciec od wizerunku najbardziej znienawidzonego człowieka w mieście? Albo szukał drogi wyjścia z jakichś innych grzechów? Zacheusz schodzi z drzewa i przyjmuje Jezusa rozradowany. Radość jest naturalną reakcją na obecność Boga. Zacheusz w drodze do swego domu mówi co zrobi, czy raczej to co już robi, by naprawić krzywdy. Dokonuje aktu pokory, publicznie wyznaje grzechy przed ludźmi, którzy prawdopodobnie nim pogardzają. Oto oświadczył publicznie, że połowę swojej majętności rozdaje ubogim – choć Prawo zobowiązywało go do restytucji zabranej własności z dodaniem jednej piątej (Lb 5:6 n) – a gdyby się zdarzyło, że ktoś zostałby przez niego skrzywdzony, gotów jest wynagrodzić krzywdę w czwórnasób, choć Prawem był zobowiązany do zwrotu jedynie 120% wartości nieuczciwie zdobytej rzeczy (por. Kpł 5:20–26). Zatem Zacheusz już wie, co musi zrobić. Jezus nie musi mu tego mówić. Często podobnie jest z nami. Jeśli jesteśmy ze sobą szczerzy, sami wiemy, jak powinniśmy postąpić. Jak powiedział Mark Twain: „Nie niepokoją mnie fragmenty Biblii, których nie pojmuję, ale te, które rozumiem”.

Tę szczerość i dobrą wolę Zacheusza nagrodził Jezus nie lada pochwałą: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama”. Określenia „dziś” nie należy wiązać z jednym konkretnym dniem; odnosi się ono do całej epoki zbawczego działania Chrystusa. Ważne znaczenie teologiczne posiada wzmianka o tym, że Zacheusz jest także potomkiem Abrahama. To polemiczne stwierdzenie ma obalić wprost bałwochwalczą wiarę Żydów w ich wyłączne pochodzenie od Abrahama: byli bowiem przekonani, że zostaną usprawiedliwieni już przez sam fakt pochodzenia od niego. Z tym złudzeniem będzie się potem rozprawiał św. Paweł, poświęcając mu cały List do Galatów i znaczną część Listu do Rzymian. Potomkiem Abrahama jest każdy, kto żyje wiarą Abrahama. Taką właśnie wiarę okazał Jezusowi ów celnik jeszcze przed przyjęciem Go w swym własnym domu.

Opowiadanie o Zacheuszu kończy się stwierdzeniem, że Syn Człowieczy po to przyszedł na świat, aby szukać i zbawiać to, co zginęło. Dlatego przed wejściem do Jerycha przywrócił wzrok niewidomemu, a teraz przygarnął do siebie człowieka, którego uważano za publicznego grzesznika. Utrzymuje się, że jeszcze wciąż żyje sykomora, na którą wspiął się Zacheusz. Swoją drogą bardzo chciałbym się znaleźć na jego miejscu. Bo i któżby nie chciał.

Dylemat bogatego młodzieńca. Historia, którą teraz przytoczę, wydarzyła się trochę w innym czasie (podczas ostatniej podróży Jezusa do Jerozolimy) oraz pewnie w innym miejscu (prawdopodobnie na pograniczu Samarii i Galilei), ale jak wiemy wydarzenia w życiu Jezusa biegły bardzo szybko (Martin J. 2015). Zresztą chronologicznie w Ewangelii Łukaszowej co dopiero przytoczona historia o Zacheuszu pojawia się niedługo po opowieści o człowieku, którego w tradycji nazwano „bogatym młodzieńcem”. Jednak pod względem przesłania i nauk, które z sobą niesie, kojarzy się mocno z dwiema omówionymi powyżej, ponieważ wszystkie one dotyczą zawierzenia, ufności, wyrzeczeń. Oto ta historia:

A oto zbliżył się do Niego pewien człowiek i zapytał: «Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?» Odpowiedział mu: «Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania». Zapytał Go: «Które?» Jezus odpowiedział: «Oto te: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego, jak siebie samego!» Odrzekł Mu młodzieniec: «Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje?» Jezus mu odpowiedział: «Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości (Mt 19,16-22).