Dzieje, nauczanie i czyny Jezusa Chrystusa na tle ówczesnych warunków życia w Palestynie. Część III - Bogdan Kluczyński - E-Book

Dzieje, nauczanie i czyny Jezusa Chrystusa na tle ówczesnych warunków życia w Palestynie. Część III E-Book

Bogdan Kluczyński

0,0
6,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

„Dzieje, nauczanie i czyny Jezusa Chrystusa na tle ówczesnych warunków życia w Palestynie” część III, to końcowy etap życia związany z podróżą Zbawiciela do Jerozolimy, wraz z opisem męki, śmierci, Zmartwychwstania i Wniebowstąpienia.
W swej książce autor nie wdaje się w spory teologiczno-historyczne, zarówno w odniesieniu do istoty Bóstwa i Człowieczeństwa Jezusa Chrystusa, jak i co do wiarygodności i ścisłości zaistnienia określonych opisów i wydarzeń czy też ich chronologii, przedstawionych nierzadko odmiennie przez poszczególnych Ewangelistów. Na te tematy toczyły się, toczą i pewnie będą się toczyć nieraz zażarte spory, a literatura na ten temat jest obszerna.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Bogdan Kluczyński
Dzieje, nauczanie i czyny 
Jezusa Chrystusa na tle ówczesnych warunków życia 
w Palestynie
Część 3
Jerozolima. Końcowy etap działalności 
oraz męka, śmierć i zmartwychwstanie
Wydawnictwo Psychoskok Konin 2019

Bogdan Kluczyński „Dzieje, nauczanie i czyny Jezusa Chrystusa 

na tle ówczesnych warunków życia w Palestynie”.

Część III

Copyright © by Bogdan Kluczyński, 2019

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2019

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie

 może być reprodukowana, powielana i udostępniana w 

jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Redaktor prowadząca: Wioletta Tomaszewska

Projekt okładki: Adam Brychcy

Autor zrezygnował z korekty publikacji

Skład epub, mobi i pdf: Kamil Skitek

ISBN: 978-83-8119-509-6

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]

 

7. NAUCZANIE I DZIAŁALNOŚĆ JEZUSA W POWIĄZANIU Z PODRÓŻĄ DO JEROZOLIMY NA PODSTAWIE EWANGELII ŚWIĘTEGO ŁUKASZA

 

W tym miejscu następuje tzw. sekcja podróży, która u św. Łukasza rozpoczyna się w rozdziale 9,51, a kończy się w 19,28. Stanowi ona najbardziej oryginalną część trzeciej Ewangelii (Pismo Święte 2009; Daniel-Rops 2015). Jezus ukazany jest tutaj jako Boski wędrowiec, który zstąpił z nieba, aby iść pośród ludzi jako ich przewodnik. Droga do Jerozolimy jest dla Jezusa drogą ku Męce i Śmierci, ale także ku Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu. Zadaniem ucznia jest iść po Jego śladach, aby dojść do pełni życia. Co do nauczania i cudownych czynów Jezusa z tego okresu można powiedzieć, że są one w zasadzie takie same jak w Galilei, jednak zdecydowanie wyrazistsze, czynione ze świętą cierpliwością, przygotowujące uczniów na swój bliski koniec (por.: Łk 12,49; J 10,34; Mt 13,15., a dalej: Łk: 12,37; 12,40; 12,54-56; 12,57-59; 13,1-5; 13,6-9, 17,21; 17,22-37; Mt: 24,24-27, 37-41).

 

7.1. Pierwszy okres podróży

 

Opis pierwszego etapu podróży zaczyna się od słów: „Gdy dopełnił się czas Jego wzięcia [z tego świata], postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców” (Łk 9,51-52) (Daniel-Rops H. 2015). Różne mogły być powody opuszczenia przez Jezusa Galilei i ostatecznego zdążania do Judei – ku Jerozolimie: religijne, obawa przed ukrytą zmową, wręcz szatańskie rady jego „braci” i krewnych, aby to czego dokonuje pokazał światu (por. J 7,3-4). I w tym oto czasie urywa się równoległe opowiadanie dwóch ewangelistów, św. Mateusza i św. Marka, a pora sięgnąć do św. Jana, który swe wiadomości czerpał z pierwszej ręki i przedstawia je z najdrobniejszymi szczegółami. Nawet św. Łukasz jest tu bardziej ogólnikowy niż w dniach galilejskich. Według chronologii Janowej Jezus idzie najpierw do Jerozolimy na święto Namiotów, następnie widzimy Go podczas uroczystości Poświęcenia Świątyni, po czym idziemy za Nim prawie krok w krok najpierw przez Jordan, potem do Betanii, w końcu do Efraim, i towarzyszymy Mu, gdy znowu wraca do Jerozolimy na Paschę swego przeznaczenia. Widzimy tu Jezusa zawsze takiego samego, jak rzuca w tłumy swoje ziarno. W ciągu wymienionego czasu usłyszymy z Jego ust najwznioślejsze nauki, najbardziej chwytające za serce przypowieści. Nie widzimy już, by dokonywał cudów o tak prostej łaskawości i zasięgu (np. rozmnożenie chleba, cudowny połów ryb), jak wcześniej. Jezus i tu zdobywa wiele dusz, ale rośnie także liczba jego nieprzyjaciół. Tragizm polega na przeciwstawieniu nadprzyrodzonej postaci Jezusa ciągle narastającej kampanii nienawiści, zazdrości, podłości. Ostatecznie nieprzyjaciel będzie myślał, że zwyciężył Tego, który nie chciał nigdy użyć swej potęgi do obrony własnej. I tu nastąpi dramat, tu wypełni się ofiara krzyża.

Pośród licznych świąt żydowskiego kalendarza jest święto Namiotów, zwane także świętem Kuczek. Był to czas po dokonanym zbiorze różnych plonów. Zbierały się wtedy tłumy i choć nie można ich było porównywać z paschalnymi, i tak były wielkie. Pośród takiej radosnej ciżby uniesionej religijnymi wspomnieniami zacznie Jezus głosić swoje posłannictwo w Jerozolimie. Jak wszyscy pielgrzymi zamieszkał w tradycyjnym szałasie. Tymczasem w czasie tego święta Żydzi już Go szukali. Jedni mówili: „Jest dobry”, inni: „Nie, przeciwnie – zwodzi tłumy”. Od nich, faryzeuszy, otrzymywał całą litanię zarzutów o nieprzestrzeganiu postów, szabatu, zadawania się z celnikami oraz z kobietami złego prowadzenia się, itp. A im więcej Jezus mówił – tym więcej o Nim rozprawiali. Rosła kampania nienawiści, jednak jakoś ociągali się oni z zaaresztowaniem Go. Chciano posłać straż, by wmieszali się w tłum i zatrzymali Go przy pierwszej sposobności, na co strażnicy odpowiedzieli: „Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia” (J 7,45-46). Nawet pachołkowie Świątyni poddawali się urokowi tego Galilejczyka. W sześć miesięcy później będzie to już śmiertelna nienawiść i jej krwawy epilog.

Poniżej zamieściłem cały szereg Łukaszowych perykop z tego okresu podróży (rozdziały: 9,51-13,21), jednak z pominięciem tych, które zostały przytoczone i omówione wcześniej, a mianowicie: Modlitwa (cytowane w wersji Mateusza 6,5-15 – pkt 6.1); Wytrwałość w modlitwie (Mt 7,7-11 – pkt 6.1); Złośliwe zarzuty (Mt 12,22-30 – pkt 5,2); Nawrót do grzechu (Mt 12,43 z przypisami – pkt 5.2); Znak Jonasza (Mt 12,38-42 – pkt 5.2); Kwas faryzeuszów. Męstwo w ucisku (Mt 16,5-12 – pkt 5.2); Zbytnie troski (Mt 6,25-34 – pkt 6,1); Dobra trwałe (Mt 6,19-24 – pkt 6.1); Za Jezusem lub przeciw Niemu (Mt 10,34-39 – pkt 6.2); Przypowieść o ziarnku gorczycy i zaczynie (Mt 13,31nn – pkt 6.3). Przemyślmy teraz treść nie omówionych wcześniej, a jednocześnie bardzo pouczających i po mistrzowsku napisanych, pięknych wersetów ewangelisty Łukasza.

 

Niegościnni Samarytanie

Gdy dopełnił się czas Jego wzięcia [z tego świata], postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: «Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?» Lecz On odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego miasteczka (Łk 9,51-56; por. Mk 3, 17; 9.38-41; J 4,9).

 

Jezus stopniowo przygotowywał swoich uczniów do wypełnienia powierzonej im misji głoszenia światu Ewangelii w bardzo trudnych warunkach (Daniel-Rops H. 2015; Kaszowski M. – a). Aby coraz bardziej uświadamiali sobie odrzucenie, jakie spotka Jego i ich, posłał przed sobą posłańców do pewnej miejscowości samarytańskiej. Tam mieli znaleźć dla Niego mieszkanie. Jezus posłał ich tam, chociaż wiedział, że nie znajdą mieszkania, ani dla Niego, ani dla siebie. Przez to odrzucenie uczniowie mieli poznać to, co ich spotka w przyszłości: będą tak odrzucani jak Syn Boży, który przyszedł na ten świat, do swojej własności, lecz swoi Go nie przyjęli (por. J 1,10-11). Tak więc Jego gorliwi wyznawcy nie powinni się spodziewać samych tylko radości w wypełnianiu apostolskiej misji.

Nie tylko w Samarii, ale także w innych krainach i miejscowościach przyjmowano Jezusa różnie, lepiej lub gorzej. Nieraz go odrzucano, jak we wspomnianej wyżej miejscowości samarytańskiej lub w krainie Gergezeńczyków (por. Łk 8,26-37). Te miejscowości, miasta, krainy, są symbolem ludzi. Każdy człowiek zajmuje jakieś stanowisko wobec Jezusa. Ponieważ ma wolną wolę, to przyjmuje Go lub odrzuca. Jeśli jednak ktoś Go nie chce przyjąć, nie wdziera się doń przemocą. Czeka cierpliwie na zmianę decyzji.

Jezus ciągle wyrywał dusze szatanowi, które już zdobył. Upadłe duchy pobudziły więc serca Samarytan do tego, by nie przyjęli Jezusa, by odczuwali fanatyczną wrogość do Niego i Jego uczniów z tego powodu, że – jak sądzili – szli do Jerozolimy. To była już zapowiedź tej nienawiści, którą przywódcy religijni i mieszkańcy Jerozolimy mieli okazać Jezusowi w dniu Jego skazania na śmierć.

Jezus posyła przed sobą różnych ludzi-posłańców, aby każdy mógł się zastanowić nad tym, co mówią, i dobrowolnie, z wiarą i miłością Go przyjąć. Posługiwanie się posłańcami daje człowiekowi czas do namysłu. Daje mu też możliwość zmiany swej ewentualnej złej decyzji.

Nawet tak gorliwi i dobrzy apostołowie, jak Jakub i Jan, byli poddani pokusie, która przez wieki dosięgała i nadal podpowiada wielu: oczyścić świat z grzeszników i niewiernych. Oburzeni apostołowie chcieli sprowadzić ogień z nieba, aby zniszczył tych, którzy nie przyjęli Jezusa (Łk 9,54). Przypuszczali, że Jezus ognia z nieba nie sprowadzi, więc chcieli to zrobić za Niego. Zwolennicy eliminowania z Kościoła lub ze świata grzeszników oraz niewiernych nie rozumieją posłannictwa Jezusa i swego powołania. Jezus nie przyszedł na świat po to, aby szybko zapełnić piekło przez karanie niewiernych. Przyszedł po to, aby każdemu dać możliwość zmienienia się i uniknięcia piekła. Podobnie Jego uczniowie powinni pomagać przede wszystkim tym najbardziej zagrożonym, najbardziej „niewiernym”.

Pomimo wielkiego rozdrażnienia z powodu odmowy przyjęcia Jezusa w tymże mieście, Jakub i Jan zachowali na tyle rozsądku, by zapytać Jezusa o pozwolenie ukarania niegościnnych Samarytan (Kaszowski M. – b). Bardzo pragnęli karzącego ognia, jednak nie chcieli nic zrobić wbrew Jego woli. I otrzymali stosowną odpowiedź (Pismo Święte 2009). Mistrz swoją łagodnością przerywa ten niekończący się łańcuch wzajemnej nienawiści i pokazuje w ten sposób uczniom jedyny sposób przezwyciężania wrogości między ludźmi. Uczeń Jezusa nie o karę dla grzeszników ma prosić, lecz o miłosierdzie Boże i łaskę zmiany postępowania (Kaszowski M. – a). Wielu musi do tego duchowo dojrzeć. Ponadto, jeśli ktoś domaga się kary z nieba dla grzeszników widomy to znak, że sam jest grzesznikiem, który potrzebuje nawrócenia. To tak, jakby prosząc o karę dla grzeszników, prosił o karę dla samego siebie.

Trzej naśladowcy Jezusa

A gdy szli drogą, ktoś powiedział do Niego: «Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz!» Jezus mu odpowiedział: «Lisy mają nory i ptaki powietrzne - gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć». Do innego rzekł: «Pójdź za Mną!» Ten zaś odpowiedział: «Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca!» Odparł mu: «Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże!» Jeszcze inny rzekł: «Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu!» Jezus mu odpowiedział: «Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego» (Łk 9,57-62; por. Mt 8,19-22).

 

Może dziwić, że Jezus wymagał ogromnych ofiar od tych trzech, którzy chcieli za Nim pójść (Kaszowski M. – a). Jednego ostrzegł, że nie będzie miał gdzie mieszkać, podobnie jak Syn Człowieczy, drugiemu – że ma innym zostawić pogrzebanie ojca, a trzeciemu odradził powrót do domu w celu pożegnania się z bliskimi. Na pierwszy rzut oka te wymagania wydają się nadzwyczaj rygorystyczne. Jednak Jezus pragnie dać bez porównania więcej niż odebrać. Wymagał od uczniów wyrzeczenia nie po to, by ich wszystkiego pozbawić, ale po to, by im dać „wszystko”, czyli Siebie – Boga. Bóg udziela nam siebie samego bez żadnych ograniczeń i tego samego oczekuje od nas. Jeśli człowiek chce coś bezwzględnie zachować tylko dla siebie, to brakuje miejsca, by w tę sferę mógł wejść Bóg.

W Kościele ustanowionym przez Jezusa wszyscy mają głosić słowo Boże, ale nie wszyscy są powołani do tego, aby przepowiadanie Ewangelii stało się ich głównym zajęciem. Tylko niektórzy są do tego wezwani. Spośród tych trzech, o których mówi św. Łukasz, tylko jeden był powołany. Był nim człowiek, który chciał pogrzebać zmarłego ojca. Tylko do niego Jezus powiedział: „Pójdź za Mną!”. Miał zostawić umarłym grzebanie ich umarłych, a sam miał pójść i głosić królestwo Boże! (Łk 9,59-60). Dwóch pozostałych Jezus nie powołał, choć sami od siebie ochoczo zaproponowali Mu pójście za Nim. Jezus dał im do zrozumienia, że nie spełnią dobrze tego zadania, dlatego lepiej się stanie, jeśli będą Jego uczniami takimi jak większość, która głosiła Jego naukę w swoim środowisku.

„Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć” (Łk 9,58). Czasem rzeczywiście tak bywało, jak w przypadku owego samarytańskiego miasteczka (por. Łk 9, 51-53). Jego skarga: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć.”(Łk 9,58), ma głęboki sens duchowy. Zbawiciel nie uskarża się na bezdomność, ale na to, że zbyt mało serc ludzkich udziela Mu gościny.

Jezus przynaglił powoływanego człowieka, by od razu poszedł za Nim, wiedział bowiem (co powoływanemu nie było znane), że wkrótce miał ponieść śmierć w Jerozolimie. Dał mu więc do zrozumienia, że drugi raz może Go już nie spotkać. Pośród jego krewnych z pewnością znajdą się tacy, którzy z obowiązku pochowania zmarłego ojca dobrze się wywiążą, on zaś ma zaraz pójść za Nim, by głosić królestwo Boże (Łk 9, 55-60). Był „żywy”, duchowo ożywiony przez Jezusa, a żywi mają szerzyć Życie.

Człowiek, który chciał najpierw pójść pożegnać się z rodziną, a dopiero potem wrócić do Jezusa, usłyszał słowa: „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego” (Łk 9,62). Ktoś, kto został powołany do tego zadania nie może się oglądać wstecz, tzn. nie może z nostalgią wracać do swej przeszłości.

Wysłanie siedemdziesięciu dwóch

Następnie wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Powiedział też do nich: «Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście z sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie! Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój temu domowi! Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają: bo zasługuje robotnik na swoją zapłatę. Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże. Lecz jeśli do jakiego miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na jego ulice i powiedzcie: Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że bliskie jest królestwo Boże. Powiadam wam: Sodomie lżej będzie w ów dzień niż temu miastu (Łk 10,1-12; por. Mt 10,7-16).

 

O tym wydarzeniu wspomina tylko św. Łukasz (Pismo Święte 2009). Wzmianka ta stanowi zapowiedź uniwersalnej misji Kościoła skierowanej do narodów. Jezus od razu wskazuje, że ta misja spotka się zarówno z przyjęciem, jak i z odrzuceniem. Postawy ludzkie nie są jednak wstanie przekreślić planów Boga. Wierzący w Boga nie powinni ulegać zniechęceniu pod wpływem porażek, ale z tym większą gorliwością głosić Ewangelię, pozostawiając Bogu to, kiedy i w jaki sposób przemieni ludzkie serca.

Owym „wielkim żniwem" w Ewangelii jest niesienie ludziom pokoju, pomoc chorym i głoszenie dobrej nowiny o przyjściu królestwa Bożego. Bożym „żniwem" jest czynione przez nas dobro (Nie sukces…http). I nie ma większego znaczenia, czy to dobro przynosi jakieś wymierne efekty. Najważniejsze jest, że je czynimy. Już samo to jest dla nas nagrodą, a dla Boga wielką radością. Cieszmy się nie tyle z różnych sukcesów, czyli dobrych efektów naszego postępowania, ile raczej z tego, że jesteśmy przemienieni w czyniących dobro, a co za tym idzie: nasze imiona „zapisane są w niebie". Niebo stoi otworem nie tyle dla ludzi sukcesu, co po prostu dobrych.

Tym razem Jezus powiększył liczbę tych, którzy mieli przygotowywać serca ludzkie na Jego przyjęcie, ponieważ coraz bardziej bliska stawała się chwila Jego śmierci (Kaszowski M. – d). Chciał więc, aby było wielu takich, którzy także po Jego zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu nadal będą Go głosić. Apostołowie oraz siedemdziesięciu dwóch rozesłanych przez Jezusa uczniów – to przedstawiciele wszystkich Jego posłańców do końca czasów. Dlatego Jezus wzywa do proszenia Boga, Pana żniwa, by ich posyłał. Trzeba wielu robotników, bowiem żniwo jest wielkie. Bez nich nie sposób rozwiązać światowych problemów. Jezus powiedział: „beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5).

Do posyłanych uczniów Jezus mówi: „Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki” (Łk 9,3), przez co dał im do zrozumienia, że w wielu wypadkach spotkają się ze złym przyjęciem, jednak mają być łagodni jak owce i niestrudzeni w przebaczaniu. Rada Jezusa: „Nie noście z sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie!” (Łk 10,4) – to wezwanie, by uczniowie we wszystkim zaufali Bogu i nie robili niczego, co mogłoby opóźnić wypełnienie zleconej im misji. Oczywiście nie powinni do nikogo podchodzić z uprzedzeniem, ze złym nastawieniem, z niechęcią. Przeciwnie, wchodząc do domów powinni życzyć ich mieszkańcom wielkiego daru Bożego, którym jest duchowy pokój. „Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój temu domowi!” (Łk 10,5). Jeśli trafią na człowieka godnego pokoju, to ich życzliwość powiększy jego duchowy pokój i radość. Może się jednak zdarzyć, że zetkną się z człowiekiem, w którym nie ma pokoju. Jezus poucza ich, że jeśli też jemu będą życzyć pokoju, to nic na tym nie stracą. Pokój bowiem powróci do nich, tzn. powiększy się ich radość i duchowy spokój. Jezus zezwolił swoim uczniom przyjąć wynagrodzenie za swoją posługę w formie udzielonej im gościny i wyżywienia. Stwierdził, że „zasługuje robotnik na swoją zapłatę” (Łk 10,7), jakkolwiek nie powinni domagać się czegoś lepszego. Jezus chciał, aby ich bezinteresowność, skromność i łagodność były znakami ich wiarygodności i prawdziwości tego, co głoszą.

Jezus przygotował swoich uczniów na odrzucenie, którego mogą doznać, mówiąc: „Lecz jeśli do jakiego miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na jego ulice i powiedzcie: Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam” (Łk 10,10-11). Idzie o to, by uczniowie zrobili wszystko, co w ich mocy, by swoim zachowaniem nikogo nie zniechęcić do przyjęcia Zbawiciela i głoszonego przez Niego królestwa Bożego. Zatem mają być łagodni jak baranki, wnosić pokój w ludzkie serca, nie powinni szukać własnej korzyści, wygód… Jeśli jednak mimo to nie zostaną przyjęci – nie powinni się narzucać ze swoją posługą. Mają uszanować wolny wybór mieszkańców. Mogą odejść, a na znak tego, że nie mają nic wspólnego z odrzuceniem Jezusa, powinni strząsnąć nawet kurz, który przylgnął tam do ich stóp. To otrząśnięcie kurzu może mieć jeszcze następujące znaczenie symboliczne: ponieważ nie chcecie przyjąć Jezusa, który oczyszcza z kurzu i brudu duchowego, to musicie w tym brudzie pozostać. Zostawiamy wam ten brud. Będziecie trwać w swojej duchowej nieczystości tak długo, aż przyjmiecie Tego, który was z niej obmyje. Ponadto mieszkańcom tym winni powtórzyć Jezusowe słowa skierowane do ludu: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże, nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15; por. Mt 3,2; por. Mt 4,17). To krótkie pouczenie ma być bardzo treściwym dla nich darem słowa Bożego. Czasem jedno zdanie z prawdy Bożej może człowieka odmienić. Tym, którzy przyjmą ich i zapowiedzianego im Mesjasza, mają powiedzieć: „Przybliżyło się do was królestwo Boże” (Łk 10,9), drugim zaś, których serca są od Niego oddalone: „Wszakże to wiedzcie, że bliskie jest królestwo Boże” (Łk 10,11).

Jezus polecił swoim uczniom uzdrawiać chorych. Jako Bóg mógł udzielić im takiej władzy. Takie dokonania miały ludziom uświadamiać, że królowanie wszechmocnego Boga jest naprawdę blisko. Również dzisiaj Bóg udziela charyzmatu uzdrawiania niektórym osobom. Przez cuda uzdrowień mają oni również dzisiejszemu światu pokazywać, że nie jest przez Boga opuszczony.

O miastach, które nie przyjęły uczniów Jezus powiedział: „Powiadam wam: Sodomie lżej będzie w ów dzień niż temu miastu” (Łk 10,12). Mieszkańcy Sodomy dopuszczali się bardzo złych czynów. Surowa kara spotka miasta odrzucające Jezusa, bo otrzymały o wiele więcej łask niż Sodoma. Mieszkańcy tego zepsutego miasta mieli jedynie sumienie, które pouczało ich, jak powinni postępować, natomiast ludzie z czasów Chrystusa mieli Go „w zasięgu ręki”, słyszeli o Jego cudach, mogli Go nawet przyjąć osobiście. Bóg osądza według zasady: „Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą” (Łk 12,48).

Radość apostoła

Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością mówiąc: «Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają». Wtedy rzekł do nich: «Widziałem szatana, spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie» (Łk 10,17-20).

 

Jezus po raz kolejny koryguje myślenie uczniów (Pismo Święte 2009). Według słów Jezusa, na pierwszym miejscu jest świętość człowieka, która jest darem Boga, a dopiero potem jest to, czego dany człowiek dokonuje. Prawdziwe dobro można więc dokonać jedynie w łączności z Bogiem. Uczeń powinien cieszyć się z tego, co Bóg zechciał przez niego dokonać, ale podstawą radości życia jest to, że Bóg uczynił go swoim przyjacielem. Obraz szatana spadającego z nieba jest symbolem jego ostatecznej klęski. W jego pokonaniu ma udział również Kościół, który działając mocą Jezusa głosi królestwo Boże, uzdrawia chorych, wypędza złe duchy, itp. (Łk 9,1n; 10.9.19).

Można przypuszczać (Kaszowski M. – d), że przed udaniem się do różnych miejscowości przynajmniej niektórych z wysłanych przez Jezusa siedemdziesięciu dwóch uczniów ogarniał pewien niepokój: Jak to będzie? Czy dam sobie radę? Czy wystarczy mi łagodności, jeśli mnie gdzieś nie przyjmą? Trema, niepokój, to rozpowszechnione emocje ludzkie. Wrócili jednak bardzo rozradowani. Okazało się, że Jezus jest tak potężny, iż na Jego imię nawet złe duchy im się poddawały. W czasie swojej misji uczniowie odkryli to, co św. Paweł wyraził słowami: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4,13). Każdy z nas może powtórzyć te słowa, jeśli zaufa bez granic Jezusowi, jeśli uwierzy w Jego moc. Wiara przenosi góry (por. Mt 17,20).

W odpowiedzi na radosne stwierdzenia uczniowie usłyszeli słowa: „Widziałem szatana, spadającego z nieba jak błyskawica” (Łk 10,18) Ten upadek zbuntowanego anioła i jego towarzyszy Apokalipsa św. Jana przedstawia następująco: „I nastąpiła walka na niebie… I został strącony wielki Smok…, a z nim strąceni zostali jego aniołowie” (Ap 12,7-9). Ponieważ zły duch nie potrafi zaatakować Chrystusa bezpośrednio – próbuje odciągnąć od Niego ludzi i z zemsty do Niego doprowadzić jak najwięcej z nich do potępienia. Od kiedy pojawił się na ziemi człowiek, ujawnił się także upadły anioł, zły duch, który rozpoczął walkę „na niebie” (Ap 12,7) i nadal ją prowadzi na ziemi. Jest niebezpieczny, bo ma swoją naturalną moc, a ponadto jest dla człowieka niewidzialny, ale jest widzialny dla Boga i Anioła stróża. Również Maryja mocą swojego Syna zmiażdży głowę szatana, jak to zostało zapowiedziane w Księdze Rodzaju: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę” (Rdz 3,15). Tak więc nawet najsłabszy człowiek, umocniony przez Chrystusa, odnosi zwycięstwo.

„Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie” (Łk 10,20). Tymi słowami Jezus pouczył ich, że radość powinni czerpać przede wszystkim z rozważania przyszłego szczęścia w niebie. Nadzieja na to szczęście jest trwałym umocnieniem, źródłem pokoju duchowego i radości. Są bowiem takie okresy kiedy wydaje się, że szatan całkowicie panuje nad światem, dlatego w chwilach różnych zwątpień trzeba szukać radości w nadziei na szczęście wieczne.

Objawienie Ojca i Syna

W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić» (Łk 10,21-22; por. Mt 11,25nn z przypisem).

 

Przywilej uczniów

Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: «Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli» (Łk 10,23-24; por. Mt 13,16n).

 

Pismo Święte Edycji Św. Pawła (2009) obydwie te perykopy łączy w jedną i omawia je wspólnie. Pierwsza z nich jest hymnem ukazującym stosunek Jezusa do Boga, którego nazywa swoim Ojcem, a także stosunek Boga do ludzi, którym się objawia. W słowach Jezusa zawiera się także myśl polemiczna wobec nauczycieli Pisma i faryzeuszów. Cały czas studiowali oni święte księgi, a mimo to nie potrafili rozpoznać czasu nadejścia królestwa Bożego, gdyż nie byli przed Bogiem jak dzieci. Dziecko oznacza najpierw kogoś, kto chce się uczyć, tutaj oznacza również jego wewnętrzną prostotę, pokorę, otwartość, co pozwala człowiekowi zaufać Bogu i poznać Jego tajemnice. Każdy, kto naprawdę szuka Boga i Jego mądrości, przyjdzie jak dziecko do szkoły Jezusa i będzie Go prosił, żeby przekazał mu prawdę o Nim. Zgodnie z tradycją biblijną poznać Boga oznacza nawiązać z Nim osobową relację. Żeby to nastąpiło konieczna jest interwencja Jezusa, gdyż tylko On jest w pełni Synem Ojca. Celem życia każdego wierzącego jest więc to, aby z „dziecka”, które się uczy o Ojcu, stać się „synem”, który zna Ojca. Synowska relacja między Jezusem a Bogiem wyraża się przede wszystkim w posłusznym wypełnianiu woli Ojca. Jezus w całym swoim życiu, a szczególnie w godzinie Męki, pokazuje uczniom, w jaki sposób wypełnia się wolę Ojca. Ich szczęście polega na tym, że mogą to zobaczyć, a następnie naśladować Jezusa także w jego Męce i mieć udział w jego Zmartwychwstaniu.

Znajomość Boga zależy też od tego, czy ktoś przez swoją pokorę i prostotę pozwala Duchowi Świętemu objawić Boską tajemnicę (Kaszowski M. – e). Kiedy Duch Święty rozbudza w kimś radość, to równocześnie wzbudza modlitwę uwielbienia i wdzięczności. Tak stało się także z Jezusem, kiedy „rozradował się w Duchu Świętym” i uwielbiał Ojca: „Wysławiam Cię, Ojcze”. Tak się spodobało Ojcu, jak o tym powiedział nam Jezus w swojej modlitwie uwielbienia: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie” (Łk 10,21).

Istnieje wiele religii, które nie uznają Jezusa Chrystusa za prawdziwego Syna Bożego, współistotnego Ojcu. Jezus poucza, że jeśli ktoś odrzuci Jego objawienie, to nie pozna w pełni Ojca. Powiedział, że nikt „nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić” (Łk 10,22). Wielu proroków i królów żyjących przed przyjściem Chrystusa na ziemię pragnęło dożyć dni, kiedy będzie On pośród nich, jednak nie było im to dane. Nam, ludziom współczesnym, jest to dane poprzez Eucharystię.

Marta i Maria

W dalszej ich podróży przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba <mało albo> tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona» (Łk 10,38-42; zob. J 11,1-44).

 

Jezus będąc w pełni człowiekiem odczuwał też w pełni jakże ludzką potrzebę towarzystwa (Martin J. 2015). Do grona jego bliskich przyjaciół można zaliczyć Marię, Martę i Łazarza. Ewangelie opisują co najmniej dwie wizyty w ich domu w Betanii. Pierwszą był posiłek połączony z wiecznie krzątającą się Martą, a druga – po śmieci ich brata. Tu ewangelia mówi o Marcie jako o „pewnej niewieście”, tak, jakby Jezus co dopiero ją oraz jej siostrę, poznał. Jeśli właśnie tak było, to od tej wizyty zostały, wraz ze swym bratem Łazarzem, przyjaciółmi Jezusa.

Jezus przyszedł do domu Marty. Kobieta szczerze chciała zrobić wszystko, co jej podpowiadało serce dobrej gospodyni: przyjąć Go serdecznie, przygotować dla Niego ucztę (Kaszowski M. – e). I pewnie przyznajemy jej rację. Natomiast Maria, siostra Marty, przygotowała Jezusowi inne przyjęcie. Nie troszczyła się zbytnio o zaspokojenie Jego głodu fizycznego, zaspokoiła natomiast Jego inne pragnienie: głód obdarowywania człowieka zbawczym i uszczęśliwiającym słowem. Siedząc u stóp Zbawiciela Maria pozwalała Mu wnikać do swojego serca, bo uważnie i z wiarą słuchała tego, co mówił. Pozwalała Mu w nim zamieszkać (por. Ef 3,17) i przez wiarę je oczyszczać (por. Dz 15,9). Podobnej gościnności Jezus oczekuje także od nas.

Istnieją ludzie, którzy na modlitwie dyktują Bogu, co powinien zrobić. Marta – w swojej wielkiej gorliwości o dobre przyjęcie Jezusa w swoim domu upodobniła się do tych ludzi. Widząc swoją siostrę siedzącą u stóp Jezusa i słuchającą Go, przystąpiła „do Niego i rzekła: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła” (Łk 10,40). Marta nie zapytała Jezusa, co woli, co bardziej Mu się podoba. Po prostu przedstawiła Mu swój punkt widzenia jako jedyny słuszny. Modlitwa nie powinna nigdy być rozkazywaniem Bogu, lecz pokorną prośbą o udzielenie czegoś, o ile uzna to za dobre, pożyteczne. Bóg lepiej niż my wie, co przynosi nam prawdziwą korzyść. Jezus delikatnie zwrócił Marcie uwagę na to, że aktywność nabiera pełnego sensu tylko wtedy, gdy łączy się z miłością doskonałą. Sama aktywność nikogo nie uświęca ani nie udoskonala. Musi wypływać z miłości, i to miłości bezinteresownej. Maria zbliżała się do niej bardziej niż jej siostra.

W Credo wyznajemy wiarę „w życie w przyszłym świecie”. To życie będzie się różnić całkowicie od życia na ziemi (por. Mt 22,23-32). To, co tutaj jest przydatne, tam nie będzie już potrzebne. Dotyczy to rzeczy i różnych form aktywności. Nikomu po śmierci nie będą potrzebne konta bankowe, ziemskie bogactwa, złoto, klejnoty, pieniądze, nie będzie potrzebny przemysł, praca na utrzymanie siebie, gotowanie, prowadzenie domu, itp. Tego nie przeniesiemy w wieczność. Można w nią przenieść tylko to, co uformujemy za życia w swoim sercu: miłość lub jej przeciwieństwo – nienawiść. Wszystko inne trzeba będzie zostawić. Na tę prawdę zwraca uwagę Jezus, kiedy delikatnie upomina Martę, rozgniewaną na swoją siostrę. W każdej formie naszej aktywności mamy się troszczyć o rozwój miłości. Pochwalając przed Martą jej siostrę, Marię, Jezus nie wzywa nikogo do bezczynności, lecz do większej miłości. Nie powiedział przecież Marcie, że ma przestać się krzątać i przygotowywać posiłki. Nie powiedział jej, że ma usiąść przy Nim i słuchać Go, jak Maria. Pouczył ją tylko, że jej działaniu powinno towarzyszyć więcej miłości nie tylko do Niego, ale i do Marii. Jezus nie domagał się od Marty zmiany sposobu okazywania Mu miłości, lecz oczyszczenia jej z domieszek egoistycznych niedoskonałości.

To miłość ma się stać motorem każdego działania. Miłość jest wewnętrznym nastawieniem, pragnieniem uszczęśliwiania i pomagania drugiemu. Przykład takiej miłości dał nam sam Jezus. Jego życie było przepełnione aktywnością, wypływającą z troski o nas. Jeśli natomiast jakiś człowiek działa wyłącznie dla zysku, dla swojej korzyści, dla wybicia się, dla satysfakcji, dla zdobycia podziwu lub wdzięczności, to jego aktywność jest podszyta egoizmem. Często działamy kierując się równocześnie miłością i egoizmem, np. pomagamy bliźniemu, aby ułatwić mu życie, ale też po to, by usłyszeć słowa wdzięczności. Taki sposób działania nie jest grzeszny, ale wymaga ciągłego doskonalenia.

Narzędziem dla naszej miłości jest rozum, uczucia, umiejętność podejmowania dobrowolnych decyzji, indywidualne uzdolnienia. Dlatego przejawy miłości każdego człowieka są trochę inne. Wspólne jest jednak jedno: jeśli ktoś naprawdę kocha, to w centrum uwagi ma nie siebie, lecz kogoś innego. Jeśli ktoś nie będzie okazywał innym miłości w żaden sposób, to zastąpi ją egoizm, niechęć, nienawiść. Charakterystyczną cechą miłości jest to, że nadaje ona kierunek naszemu myśleniu, mówieniu, działaniu, odczuwaniu, sposobowi podejmowania różnych wolnych decyzji. Miłość chce służyć, uszczęśliwiać i pomagać tym wszystkim, czym dysponuje. Każdy jej przejaw wzmacnia ją, bez względu na to, czy przypomina zachowanie słuchającej Marii, czy krzątającej się Marty.

Jedną z pokus, zagrażających zwłaszcza ludziom energicznym, jest wymaganie od innych, by robili to samo co oni, by postępowali według ich planów i pomysłów. Coś takiego widzimy w czasie kampanii wyborczej. Pokusie narzucania innym swojego zdania uległa w pewnym stopniu także Marta. Domagała się, by Nauczyciel nakazał jej siostrze robić to samo, co ona. Ponadto źle oceniła dobre postępowanie Marii. Tak jak Marta zachowują się nieraz osoby należące do grup charyzmatycznych, uważające, że wszyscy powinni się modlić w taki sposób, jak oni to czynią w czasie swoich spotkań. Z kolei osoby, które do tych grup nie należą, często uważają modlitwę „charyzmatyków” za dziwactwo, które powinno być przez Kościół zakazane. Pouczając Martę Jezus podaje nam ważną zasadę postępowania: jeśli ktoś czyni dobro, nawet zupełnie inaczej niż my byśmy je uczynili, to nie należy go krytykować, zakazywać, uznawać za zło. Złem nie musi być to, co różni się od moich czynów. Złem jest tylko to, co jest sprzeczne z Bożymi przykazaniami. Trzeba nauczyć się właściwego oceniania postępowania. Nie według tego, co ja uważam za dobre lub złe, lecz według tego, jak widzi to Bóg.

Natrętny przyjaciel

Dalej mówił do nich: «Ktoś z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: „Przyjacielu, użycz mi trzy chleby, bo mój przyjaciel przyszedł do mnie z drogi, a nie mam, co mu podać". Lecz tamten odpowie z wewnątrz: „Nie naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci leżą ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie". Mówię wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje (Łk 11,5-8).

 

Przypowieść podkreśla znaczenie wytrwałego zanoszenia próśb do Boga (Pismo Święte 2009). Człowiek okazał wielkoduszność, otwierając drzwi przychodzącemu z drogi w czasie najmniej dla siebie dogodnym, o północy. Teraz liczy, że zrozumie go ten, którego przyszedł prosić o chleby i on również okaże się wspaniałomyślny. Za tą postacią, niby ociągającą się z udzieleniem pomocy, kryje się aluzja do Boga, który w ludzkim mniemaniu nie spieszy się z wysłuchaniem przedstawionych Mu próśb. Sens jest jednak taki, że Bóg na pewno wysłuchuje, a problem polega na tym, czy człowiekowi wystarcza wytrwałości i ufności, gdy się modli, i czy potrafi prosić o to, co jest naprawdę konieczne. Syntezą wszystkich dóbr, o które należy prosić, jest dar Ducha Świętego; jest to konieczne, aby osiągnąć zbawienie.

Przyda się nieco więcej uwag szczegółowych na ten temat (Kaszowski M. – f). Człowiek, który o północy poszedł do przyjaciela, by mu pożyczył trzy chleby, nie wahał się tego uczynić nawet o tak późnej porze, bo ufał, że ma przyjaciela, na którego może zawsze liczyć. My też mamy takiego Przyjaciela w postaci Trójcy Świetej, bez względu na porę i miejsce. Ponadto całe niebo jest zapełnione naszymi prawdziwymi przyjaciółmi: aniołami i świętymi. Wszyscy oni, z Maryją na czele, gotowi są nam stale pomagać. I z Bogiem, i z tymi innymi przyjaciółmi zawsze możemy rozmawiać, prosić ich o pomoc. Oni nas nie zawiodą. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, zwłaszcza przed swoją śmiercią, wiele myślała o swoich przyjaciołach z nieba, z którymi wkrótce miała się spotkać. Posiadała obrazki, przedstawiające zwłaszcza tych świętych, którzy mieli usposobienie podobne do jej charakteru. Z nimi rozmawiała. Modlitewny kontakt z tymi niebiańskimi przyjaciółmi był dla niej wielkim umocnieniem i źródłem radości.

Bóg jest prawdziwym i dobrym Przyjacielem. Nie daje nam swoich darów dlatego, że Go natrętnie prosimy, ale dlatego, że nas miłuje i przynosi Mu radość uszczęśliwianie stworzeń. Czasem jednak zachowuje się jak przyjaciel z przypowieści Jezusa, który nie od razu dał chleby proszącemu. Jeśli tak Bóg wobec nas postępuje, to widocznie dla naszego dobra. Czasem chce naszej wytrwałej prośby o coś ważnego tylko po to, byśmy się udoskonalili przez stałą modlitwę, rozwijali naszą wiarę w Jego wszechmoc i miłość do Niego oraz do bliźnich w sytuacji, gdy wytrwale modlimy się o jakąś dla nich łaskę. Czasem Bóg nie od razu udziela nam swoich darów, gdyż w późniejszym terminie będą nam lub bliźnim bardziej potrzebne.

Jezus powiedział: „Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom...” (Łk 11,13). Tu słowo „źli” może oznaczać różne formy niedoskonałego życia i ojcostwa. Nawet najdoskonalsi spośród ziemskich ojców są „źli” w takim znaczeniu, że nie dorównują w żaden sposób ojcowskiej doskonałości Boga. Inni ojcowie są „źli” z powodu egoizmu, niesprawiedliwości, stronniczości i innych wad, które przeszkadzają być dobrym ojcem. Jeszcze inni są „źli”, bo swoją miłość i dobroć ograniczają tylko do swoich dzieci, a wobec innych są obojętni. Jezus mówi, że nawet zły człowiek potrafi dawać dobre dary swoim dzieciom (por. Łk 11,13). Jednak czasem rodzice dają swoim dzieciom, i to w nadmiarze, rzeczy niebezpieczne, z ukrytą szkodliwością, jak np. w grach komputerowych, w niedobrych programach telewizyjnych, itp.

Bóg nam udziela dary w takiej ilości, w jakiej potrzebujemy, tak jak to uczynił przyjaciel, który w nocy został poproszony o użyczenie trzech chlebów (por. Łk 11,8). I nas nieraz ktoś prosi o pomoc. Jeśli ta prośba dotyczy rzeczy dobrych, to – o ile nas na to stać – powinniśmy dać proszącemu tyle, ile potrzebuje. Nie zawsze jednak musimy dawać tyle, ile ktoś wymaga, bo proszący może się kierować chciwością, zachłannością, zazdrością. Trzeba dawać drugiemu człowiekowi tyle, ile naprawdę potrzebuje, a nie tyle, ile mówi, że potrzebuje. Tak więc jednemu trzeba dać więcej niż to, o co nas nieśmiało prosi, a drugiemu mniej niż to, czego od nas wymaga. Jezus zapewnił nas: „Każdy, kto prosi, otrzymuje” (Łk 11,10). I naprawdę każdy proszący otrzymuje. Otrzymuje zawsze. Często jednak, gdy już otrzymał to, o co prosił, zapomina o modlitwie dziękczynnej, a przez to o dobroci Boga. Jednak często otrzymujemy od Niego cenniejsze dary niż te, o które prosimy. I wówczas uważamy, że nas nie wysłuchał, bo nie spełnił naszych próśb, które w gruncie rzeczy były prośbą o „kamień”, „skorpiona” lub „węża” (por. Łk 11,11-12), lecz nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy.

Jezus powiedział: „szukajcie, a znajdziecie” (Mt 7,7; por. Łk 11,10). Znaczy to, że gdy człowiek szuka Bożej pomocy, znajduje ją. Często polegamy na własnych siłach, by zrealizować wszystkie nasze zamiary. Zwyczajnie przeceniamy swoje możliwości. Człowiek, który odrzuca Bożą pomoc, wcześniej czy później odkryje swoją niemoc lub stanie się łatwym łupem złego ducha.

„Kołaczcie, a otworzą wam” – mówi Jezus (Łk 11,9). Mamy kołatać do bram nieba, aby nam otworzono. Pukać do bram niebios znaczy z pokorą, skruchą i miłością prosić miłosiernego Boga o przebaczenie, tak jak to czynił modlący się w świątyni celnik, o którym wiemy, że „stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” (Łk 18,13). To nie zarozumiały faryzeusz, lecz on, dostąpił miłosierdzia i otrzymał przebaczenie grzechów. I jeszcze jedno: Bóg jest hojny w dawaniu dobrych darów. Pragnie bowiem gościć nas w swym domu, w którym „jest mieszkań wiele” (por. J 14,2; Łk 15,11-24).

Prawdziwie błogosławieni

Gdy On to mówił, jakaś kobieta z tłumu głośno zawołała do Niego: «Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś». Lecz On rzekł: «Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je» (Łk 11,27-28).

 

Wydarzenie to po pierwsze pokazuje, że od początku Maryja cieszyła się wielką czcią, po drugie, przekazana jest w nim nauka o tym, co wierzącym daje prawdziwe szczęście (Pismo Święte 2009). Ze słów Jezusa wynika, że szczęście Maryi, wykracza poza Jej macierzyństwo. Maryja bowiem, chociaż jest Jego Matką, to przede wszystkim jest pierwszą, która w pełni przyjęła słowo Boga i wypełniła je w życiu. To dzięki temu wszystkiemu pokolenia nazywają ją szczęśliwą (Łk 1,48). Jezus nie umniejsza czci wynikającej z rodzicielstwa, przypomina jednak, że dużo więcej znaczy przyjęcie postawy słuchania Boga i dyspozycyjność wobec Jego woli. Zatem każdy, kto na wzór Maryi słucha słowa Bożego i wypełnia je w życiu, staje się szczęśliwy.

Ale ta kobieta z tłumu równocześnie uczciła samego Jezusa wyrażając przekonanie o błogosławieństwie, jakiego dostąpiła Maryja, bowiem stała się matką Syna Bożego (Kaszowski M. – g). Wypowiadając pochwały pod adresem Maryi kobieta ta pokazała, że nigdy to nie przynosi ujmy Jezusowi. Są ludzie, pośród nich także teolodzy, którzy zabraniają czczenia Matki Najświętszej. Uczą, że taki kult umniejsza cześć oddawaną Jezusowi, który jest Bogiem. Można sobie wyobrazić, że ci mędrcy, gdyby znaleźli się obok wołającej kobiety z tłumu uciszaliby ją, mówiąc: „Nie wychwalaj Matki Jezusa, chwal tylko Jego. Chwaląc Ją pomniejszasz Jego chwałę. Tylko Boga należy czcić. Bądź więc cicho!” Sam Jezus ani kobiecie z tłumu, ani nam nie zabronił czczenia Jego Matki, której całe życie było splecione z Jego życiem i zbawczą posługą. Ponieważ Maryja dobrze spełniła swoje zadanie, dlatego zasługuje na oddawanie Jej wielkiej czci.

Kobieta z tłumu wychwalając Maryję uznała Ją za „błogosławioną”. Nie znała jednak innych powodów, które czyniły Matkę Jezusa rzeczywiście „błogosławioną”. Te powody znał Chrystus i przedstawił je wołającej kobiecie. Przyczyną wielkości Maryi było przede wszystkim Jej życie całkowicie zgodne ze słowem Bożym. Jezus uznał wielkość swojej Matki, jednak uczynił to w sposób bardzo dyskretny, mówiąc nie tylko o Niej, lecz o wszystkich „błogosławionych” z powodu układania swojego życia zgodnie ze słowem Bożym. Jezus powiedział: „błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je" (Łk 11,28). Ponadto znów przekonujemy się, że Zbawiciel mówiąc o „błogosławionych” nieustannie myśli o duchowym dobru wszystkich ludzi. Jednak aby stać się „błogosławionym”, trzeba nie tylko słuchać słowa Bożego, ale je ponadto zachowywać (por. Łk 11,28). Słyszących słowo Boże jest na świecie wielu, niestety mniej jest tych, którzy je zachowują.

Światło

Nikt nie zapala światła i nie stawia go w ukryciu ani pod korcem, lecz na świeczniku, aby jego blask widzieli ci, którzy wchodzą. Światłem ciała jest twoje oko. Jeśli twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle. Lecz jeśli jest chore, ciało twoje będzie również w ciemności. Patrz więc, żeby światło, które jest w tobie, nie było ciemnością. Jeśli zatem całe twoje ciało będzie w świetle, nie mając w sobie nic ciemnego, całe będzie w świetle, jak gdyby światło oświecało cię swym blaskiem» (Łk 11,33-36; por. Mt 6,22n).

 

Światłem zapowiadanym przez proroków jest Jezus i Jego nauka (Pismo Święte 2009). To Bóg ustanowił Jezusa światłem (J 1,4n.9,12), aby każdy mógł Go zobaczyć i przyjąć (J 3,19-21). Dopiero dzięki Jezusowi człowiek otrzymuje pełnię objawienia, kim jest Bóg (Mt 11,27; J 1,14) i także jest w stanie zrozumieć samego siebie (J 1,12n). Symbol światła odniesiony do ludzkiego oka dotyczy rozeznawania pomiędzy dobrem a złem. Życie w światłości oznacza postępowanie zgodnie z Bożym prawem.

Nasze otoczenie powinno zauważać to światło patrząc na nas (Kaszowski M.- h). I nie są pożytecznym światłem, przekonującym bliźnich do chrześcijaństwa, jakieś „dziwaczne” praktyki i „pozory pobożności” (por. 2 Tm 3,5), a nade wszystko nie jest nim faryzeizm, polegający na demonstrowaniu, że żyjemy według wskazań Ewangelii, podczas gdy fakty świadczą o czymś zupełnie odwrotnym. Jezus mówi, że światła nie należy ukrywać, lecz stawiać na świeczniku, aby „jego blask widzieli ci, którzy wchodzą” (Łk 11,33). Tymi „wchodzącymi” są przede wszystkim ci, którzy nie znają jeszcze nauki Jezusa i powinni ją otrzymać od ludzi wierzących. Jednak nie zrobią tego, jeśli będą przed nimi ukrywać swoją wiarę.

Zdrowe oczy widzą dobrze, ale różne ich choroby mogą zaburzyć widzenie. Podobnie jest z wiarą, z Ewangelią. Przyjęta prawda Boża staje się jakby duchowym „okiem” i światłem, umożliwiającym poruszanie się po drodze zbawienia. Jeśli jednak zdrowa nauka Ewangelii zostanie zarażona różnymi duchowymi chorobami, to stanie się jakby chorym okiem, uniemożliwiającym podążanie w kierunku nieba. Są choroby oczu, które utrudniają dobre widzenie, i są takie, które prowadzą do utraty wzroku. Coś podobnego może stać się z duchowym „okiem”, którym jest wiara. Mogą ją zaatakować różne choroby, którymi są błędne nauki, fałszywe filozofie, ideologie, zabobony, astrologia, spirytyzm, okultyzm, reinkarnacja… I wtedy człowiek żyje w ciemnościach, chociaż wydaje mu się, że oświeca go światło przyjętych opinii. Jeśli przylgniemy umysłem i sercem do Bożego Syna, to nie ogarną nas ciemności błędów. Światło wiary – „duchowe oko” – może się w nas stać się jakby „filtrem”, który przepuszcza prawdy Boże, a inne odrzuca je lub przekształca.

Napiętnowanie faryzeuszów

Gdy jeszcze mówił, zaprosił Go pewien faryzeusz do siebie na obiad. Poszedł więc i zajął miejsce za stołem. Lecz faryzeusz, widząc to, wyraził zdziwienie, że nie obmył wpierw rąk przed posiłkiem. Na to rzekł Pan do niego: «Właśnie wy, faryzeusze, dbacie o czystość zewnętrznej strony kielicha i misy, a wasze wnętrze pełne jest zdzierstwa i niegodziwości. Nierozumni! Czyż Stwórca zewnętrznej strony nie uczynił także wnętrza? Raczej dajcie to, co jest wewnątrz, na jałmużnę, a zaraz wszystko będzie dla was czyste. Lecz biada wam, faryzeuszom, bo dajecie dziesięcinę z mięty i ruty, i z wszelkiego rodzaju jarzyny, a pomijacie sprawiedliwość i miłość Bożą. Tymczasem to należało czynić, i tamtego nie opuszczać. Biada wam, faryzeuszom, bo lubicie pierwsze miejsce w synagogach i pozdrowienia na rynku. Biada wam, bo jesteście jak groby niewidoczne, po których ludzie bezwiednie przechodzą» (Łk 11,37-44; Mt 23,1-36 z przypisami).

 

Napiętnowanie uczonych w Prawie

Wtedy odezwał się do Niego jeden z uczonych w Prawie: «Nauczycielu, tymi słowami nam też ubliżasz». On odparł: «I wam, uczonym w Prawie, biada! Bo wkładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie. Biada wam, ponieważ budujecie grobowce prorokom, a wasi ojcowie ich zamordowali. A tak jesteście świadkami i przytakujecie uczynkom waszych ojców, gdyż oni ich pomordowali, a wy im wznosicie grobowce. Dlatego też powiedziała Mądrość Boża: Poślę do nich proroków i apostołów, a z nich niektórych zabiją i prześladować będą. Tak na tym plemieniu będzie pomszczona krew wszystkich proroków, która została przelana od stworzenia świata, od krwi Abla aż do krwi Zachariasza, który zginął między ołtarzem a przybytkiem. Tak, mówię wam, na tym plemieniu będzie pomszczona. Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli». Gdy wyszedł stamtąd, uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli gwałtownie nastawać na Niego i wypytywać Go o wiele rzeczy. Czyhali przy tym, żeby go podchwycić na jakimś słowie (Łk 11,45-54).

 

Oba powyższe opowiadania są w Piśmie Świętym Edycji św. Pawła (2009) pod nieco zmienionym tytułem przedstawione łącznie (Łk 11,37-54). W ewangelii św. Łukasza fragment ten zawiera najostrzejszą krytykę faryzeuszów, na którą oni także odpowiedzieli bardzo gwałtownie. Teraz Jezus z miłością, ale z konieczności w ostrych słowach, napiętnował zdeprawowanie faryzeuszów, ukrywane pod zewnętrznymi pozorami prawości. Jest to jednak ostatni moment, w którym mówi się o ich wrogim nastawieniu do Jezusa. Jezus uświadamia faryzeuszom i nauczycielom Pisma, którzy stanowili elitę narodu, że pozorami świętości mogą zwieść ludzi, ale nie Boga. Jeśli więc w ich postępowaniu wobec bliźnich brakuje miłosierdzia, to zwracanie uwagi na przestrzeganie przepisów religijnych jest oznaką obłudy. Krytyka Jezusa jest tak ostra, ponieważ oficjalni przewodnicy i pasterze prowadzą lud do zguby.

Jezus ostro poucza dumnych faryzeuszów, że prawdziwa doskonałość wymaga czegoś większego niż mycie rąk przed jedzeniem: domaga się sprawiedliwości i miłości Bożej (por. Łk 11,42) (Kaszowski M. – i). Jednakze ostre słowa Jezusa nie były wyrazem niechęci do pana domu ani do innych faryzeuszów, lecz zatroskania o ich zbawienie. Trudno sobie wyobrazić, że Jezus nie obmyłby rąk w domu zapraszającego Go faryzeusza, gdyby podano mu wodę, tak jak to było w zwyczaju. Najprawdopodobniej zapraszający zaniedbał obowiązku gospodarza i nie podał Mu wody, tak jak nie zrobił tego kiedyś inny faryzeusz – Szymon (por. Łk 7,44). Jeśli tak było, to zdziwienie i gorszenie się faryzeusza było nie tylko nieuzasadnione, ale wręcz obłudne, złośliwe i obraźliwe. Tacy ludzie jak oni innych oceniają surowo i często bezpodstawnie, a siebie – łagodnie.

Człowiek, podobnie jak naczynie, powinien być cały czysty. Nie wystarczy tylko dbałość o wygląd zewnętrzny i o zewnętrzne zachowanie się. Ważne jest wewnętrzne nastawienie. Bez szczerej miłości przekształcają się w bezduszny rytuał. Jak przyozdabiamy ciało, tak też jest i pora zadbać o piękno duchowe, którym są przede wszystkim: pełna pokory dobroć, życzliwość, głęboki i szczery szacunek dla innych. Trzeba jeszcze dzielić się z innymi nie tylko darami materialnymi, ale też wewnętrznymi, duchowymi. Powiedział: „Raczej dajcie to, co jest wewnątrz, na jałmużnę, a zaraz wszystko będzie dla was czyste” (Łk 11,41). Prawdziwa jałmużna zawsze zawiera „trochę serca”. Taka jałmużna będzie nie tylko wsparciem dla obdarowywanych, ale przyniesie wielką korzyść także obdarowującemu. Kiedyś rekolekcjonista przytoczył zasłyszane zdarzenie, że pewien mężczyzna zamiast pieniędzy wręczył żebraczce piękną różę. I to, jak nigdy przedtem, napełniło ją niewymownym szczęściem. Już widzę na jej twarzy łzy szczęścia, którego pewnie od dawna nie zaznała.

Jezus wypowiadając ostre słowa: „Lecz biada wam, faryzeuszom, bo dajecie dziesięcinę z mięty i ruty, i z wszelkiego rodzaju jarzyny, a pomijacie sprawiedliwość i miłość Bożą. Tymczasem to należało czynić i tamtego nie opuszczać” (Łk 11,42) informuje, że istnieją różne formy dobra: bardzo małe, takie jak dawanie przez faryzeuszy dziesięciny nawet z ziół i jarzyn, oraz dobro bardzo wielkie, takie jak kierowanie się sprawiedliwością i napełnianie się Bożą miłością, aby ją następnie okazywać.

Faryzeusze uważali się za doskonalszych od innych ludzi, chociaż nie kierowali się w życiu sprawiedliwością, miłosierdziem i miłością. W spełnianych przez siebie różnych „drobiazgach” widzieli fundament swojej wielkości. W bardzo niewłaściwy sposób dążyli do doskonałości. Bywają wielcy grzesznicy, którzy cieszą się doskonałym zdrowiem i sprawnością ciała, oraz osoby chorujące przez całe życie, których duch wznosi się na wyżyny. Jezus zarzuca ludziom mającym faryzejskie usposobienie, że są jak naczynia oczyszczone od zewnątrz, a brudne w środku. Tym brudem jest m. in. innymi „zdzierstwo i niegodziwość” (por. Łk 11,39). „Zdzierstwo” ujawnia się w chciwości, która bezlitośnie wykorzystuje innych, a „niegodziwością” może być każda forma zdeprawowania, czyli czynienie czegoś, czego czynić się „nie godzi”. Nie usprawiedliwia takich ludzi dawanie drobnych ofiar w kościele, tak jak nie usprawiedliwiało chciwych i pełnych zdzierstwa faryzeuszy skrupulatne dawanie wyszukanej dziesięciny „z mięty i ruty, i z wszelkiego rodzaju jarzyny” (Łk 11,42). Nie tylko faryzeuszom, ale także każdemu z nas Jezus przypomina, że czymś najważniejszym w życiu jest miłość Boża połączona ze sprawiedliwością (por. Łk 11,42). Kto jest niesprawiedliwy wobec Boga i ludzi, okrada ich nie tylko z dóbr materialnych, ale także z dobrego imienia. Jezus zwrócił uwagę na trzy rzeczy: okazywanie miłosierdzia z pełnym zaangażowaniem serca, postępowanie sprawiedliwe i kierowanie się Bożą miłością (por. Łk 11,41-42). Wezwanie do takiej doskonałości powtarza się w nauczaniu wszystkich uczniów wiernych Chrystusowi. Św. Paweł napisał:

Jako więc wybrańcy Boży – święci i umiłowani – obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy! Na to zaś wszystko przyobleczcie miłość, która jest więzią doskonałości. A sercami waszymi niech rządzi pokój Chrystusowy, do którego też zostaliście wezwani w jednym Ciele. I bądźcie wdzięczni!” (Kol 3,12-15).

 

Miłość Boża nie powstaje w człowieku sama z siebie, lecz od Niego pochodzi; jest Jego największym darem, jakiego nam udziela. Faryzeusze domagając się wyróżnień, zaszczytów i przywilejów byli też opanowani przez grzech pychy. Jezus napiętnował ten grzech słowami: „Biada wam, faryzeuszom, bo lubicie pierwsze miejsce w synagogach i pozdrowienia na rynku” (Łk 11,43). Zarozumiałym jak faryzeusze ludziom wydaje się, że są lepsi, godniejsi od innych i zasługują na szczególne względy. Tymczasem Jezus Chrystus „istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi. […] A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2,6-8). Nie szukał pierwszych miejsc, pozdrowień i wyróżnień. Stał się jakby „ostatnim”, dlatego, jak mówi św. Paweł: „Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem – ku chwale Boga Ojca” (Flp 2,9-11). I „Wielu zaś pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi” (Mt 19,30).