Zapach bzu - Dariusz Grabowski - E-Book

Zapach bzu E-Book

Dariusz Grabowski

0,0
6,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

„Zapach bzu” Dariusza Grabowskiego to książka o trudnej miłości. Przynosi szczęście i pcha do zbrodni. Daje rozkosz i przynosi cierpienie.Książka o zwyczajnych ludziach, gdzieś na peryferiach metropolii, w maleńkiej wiosce na Kujawach. Ale i tam są ludzie, którzy marzą, pragną, czekają, kochają i nienawidzą, są szczęśliwi i cierpią. Tam spotkać można ludzi, dla których bliscy są najważniejsi i dla ich ochrony są gotowi zabić. Dopóki nie spotkają zawodowców, chęć popełnienia zbrodni pozostaje w sferze teoretycznych rozważań. To oni, zawodowi przestępcy zniewalają ich umysły, podsuwają broń i uczą jak zabić.Młoda nauczycielka, oddana pracy i dzieciom ma strasznie pokręcone życie. Wcześnie straciła matkę, potem przez lata całe opiekowała się ojcem – kalekim alkoholikiem, który nie miał dla niej odrobiny serca. Ona najpierw marzy o celi klasztornej, a potem o „pięknym rycerzu na białym koniu”. I zjawia się rycerz, a nawet dwóch. Zjawia się też owoc pierwszej, wielkiej miłości – Julka, prześliczny, rezolutny blondasek, w którym kochają się wszyscy.Rozpoczyna się walka dwóch „rycerzy” na śmierć i życie. Tylko jeden może z tej walki wyjść zwycięsko. A co ma do tego zapach bzu? – okaże się w książce.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Dariusz Grabowski
Wydawnictwo Psychoskok

Dariusz Grabowski „Zapach bzu”

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2016 Copyright © by Dariusz Grabowski, 2016

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Wydawnictwo Psychoskok

Projekt okładki: Wydawnictwo Psychoskok

Zdjęcie okładki © Fotolia – kantver; Fotolia – Tomasz Zajda; Fotolia - different_nata

Autor zrezygnował z korekty profesjonalnej wydawnictwa

ISBN: 978-83-7900-512-3

Wydawnictwo Psychoskok sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

wydawnictwo.psychoskok.pl e-mail:[email protected]

Rozdział 1

Dzień był pochmurny, wyraźnie zanosiło się na deszcz - normalne zjawisko otej porze roku. Lato zbliżało się do końca. Dwa tygodnie temu Joanna zaczęła kolejny rok pracy wszkole podstawowej wIbiczy. Niespodzianek nie było: wychowawstwo wtej samej klasie, te same dzieci, koleżanki, koledzy; ten sam, nie remontowany od lat, budynek szkolny. Nie żałowała, że wakacje już się skończyły. Pobyt ojca wszpitalu, jego śmierć, potem pogrzeb; załatwianie wszelkich formalności, były traumatycznymi przeżyciami. Nie było ani przyjemności ani odpoczynku.

Nacisnęła mocniej pedały starego składaka. Podświadomie czuła, że nie musi się już śpieszyć, ale nawyk pozostał. Spźnienie, lub zbyt długi pobyt wszkole, zawsze powodowały wrzaski ojca. Przyśpieszyła. Czego się śpieszysz, wariatko? pytała teraz wmyślach sama siebie, ale nie potrafiła inaczej. Jeszcze dwa kilometry ibędzie wdomu.

Z tyłu narastał szum; stawał się coraz głośniejszy. Joanna wiedziała, że kolejna wielka ciężarwka za chwilę będzie ją wyprzedzać. Obecność dużej bazy przeładunkowej wIbiczy powodowała, że droga była dość ruchliwa iobecność wielkich tirw nie była niczym szczeglnym. Zbliżała się do wielkiej dziury wjezdni, tuż przy prawej stronie. Jak zwykle chciała ją szybko ominąć izjechać na pobocze. Wtym momencie poczuła silny podmuch powietrza, spowodowany pędzącym samochodem, przejeżdżającym obok Joanny wodległości zaledwie kilkunastu centymetrw. Pchnął ją wdziurę wjezdni, powodując natychmiastowe zatrzymanie się przedniego koła. Wyleciała zroweru jak zprocy, przeleciała wpowietrzu kilka metrw iwpadła do przydrożnego rowu. Całe szczęście, że nie uderzyła wdrzewo lub kamień. Nie straciła przytomności, ale nie bardzo kojarzyła, co się stało idlaczego leży teraz wwysokiej trawie. Poruszyła się, sprawdzając, czy ją coś zaboli. Nie poczuła ostrego blu wżadnym miejscu ciała, ale cała była obolała. Usiadła ispojrzała na siebie. To, co zobaczyła spowodowało, że łzy napłynęły jej do oczu. Ręce, nogi brudne od błota itrawy, jeden but spadł znogi ileżał wwodzie wrowie, sukienka wbłotnych plamach dopełniała obrazu nieszczęścia. Teczka zzeszytami uczniw leżała na jezdni. Podniosła oczy. Ciężarwka stała kilkadziesiąt metrw dalej. Kierowca zcałych sił biegł wkierunku miejsca wypadku.

Zobaczył drobną postać kobiety, siedzącą na brzegu rowu. Płakała, prbując otrzepać błoto zsukienki izałożyć mokry but. Odetchnął zulgą. - Żyje.

- Jak się pani czuje? Nic się pani nie stało?

- Jak to nic!? wyrzuciła zsiebie, płacząc. - Widzi pan, cała jestem wbłocie! Jak można tak jeździć, jak wariat?

- Przepraszam panią, ale to pani nagle skierowała rower na środek jezdni.

- Bo chciałam ominąć dziurę wdrodze, apan, jadąc jak szalony, zepchnął mnie wnią.

- Proszę mi wybaczyć. Takim wielkim wozem trudno nagle skręcić. Wgłosie kierowcy słychać było nutę zdziwienia isarkazmu.

- To trzeba jeździć wolniej!

- Mogę pani pomc wstać?

- Bez łaski. Sama sobie wstanę. Niech mi pan tylko poda rower.

- Ztego złomu już raczej nic nie będzie stwierdził kierowca, podnosząc zjezdni poskręcane rurki. Na pierwszy rzut oka widać było, że składak dostał się pod tylne koła ciężarwki. Szczęśliwemu trafowi należy przypisać, że nie pociągnął za sobą Joanny.

- Czym ja teraz będę dojeżdżać do pracy? wgłosie dziewczyny brzmiały smutek, złość ibezradność.

- Tym, raczej będzie trudno. Pani pozwoli, że podwiozę panią do domu.

- Nie, dziękuję, pjdę pieszo mruknęła naburmuszona. Wyciągnęła ręce po trzymane przez kierowcę resztki składaka.

- Prowadząc ten rower, będzie raczej trudno. Poza tym zbiera się na deszcz. Podszedł do samochodu, wrzucił na pakę złom, ktry jeszcze przed chwilą był rowerem ikrzyknął wstronę kobiety, żeby wsiadała do kabiny.

Joanna pozbierała rzeczy zrowu idrogi i, ociągając się, podeszła do samochodu. Po chwili przekomarzania, siedziała wkabinie. Kierowca ruszył. Było mu głupio, że tak się stało, ale po prawdzie nie miał na to wpływu. Spojrzał na kobietę iuśmiechnął się nieśmiało.

- Pani pewnie jest nauczycielką? bardziej stwierdził niż zapytał, chcąc przerwać niezręczną ciszę.

- Skąd pan wie? zapytała obrażonym jeszcze tonem, nieco zaintrygowana trafnym spostrzeżeniem sprawcy jej nieszczęścia.

- Nauczycielki, szczeglnie nauczycielki wiejskie, można od razu rozpoznać odpowiedział wesoło zgodnie znawykiem kierowcw patrząc przed siebie ipilnując drogi.

- Jak?

- Nie wyglądają jak wiejskie gospodynie masywne, silne, zaniedbane, przyzwyczajone do ciężkiej pracy. Są zazwyczaj szczuplejsze, ubrane nieco inaczej. Tak jak pani spojrzał na swoją pasażerkę taksującym wzrokiem - drobna, szczupła. Nie wyobrażam sobie pani karmiącej świnie lub dojącej krowy.

- Oh, pomyliłby się pan. Moje koleżanki są też jak pan to nazwał masywne. Ale rzeczywiście, jestem nauczycielką wpobliskim miasteczku. Właśnie wracałam zpracy iteraz, przez pana, tak wyglądam. Znw zrobiła minę, jakby zaraz miała się rozpłakać.

Deszcz rozpadał się solidnie. Wycieraczki ztrudem ścierały wodę zszyb.

- Proszę się tu zatrzymać. To już moja wioska. Tam, wtamtym domu mieszkam.