Humus - Wojciech T. Pyszkowski - E-Book

Humus E-Book

Wojciech T. Pyszkowski

0,0
3,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Treścią tej książki są trudne relacje między starymi, schorowanymi rodzicami, a opiekującymi się nimi dziećmi. Temat trudny i dotykający wielu z nas. Jak pogodzić własne interesy i uczucia z potrzebami osób starszych? Czy opieka wynika z miłości, czy też z obowiązku i nierzadko z wyrachowania? Na ile relacje te wpływają na nasze życie i plany? Jak zmienia się w tym procesie nasz charakter - w jakim stopniu in minus, a w jakim in plus?To wszystko zawarte jest w tej smutnej opowieści.„Humus” jest siódmą publikacją Autora. Wcześniej ukazały się powieści „Rok”, „Złość”, „Epizod”, ‘Kac”, „Mile morskie” oraz tomik wierszy „Inne”.Wojciech T. PyszkowskiByłem instruktorem na "Darze Pomorza", oficerem pokładowym Polskiej Marynarki Handlowej, nawigatorem na samolotach pasażerskich Polskich Linii Lotniczych LOT. Debiutowałem w 1965 r. wierszem w "Almanachu Młodych". W latach 1965-1972 publikowałem swoje reportaże i felietony w miesięczniku "Morze", w "Dzienniku Bałtyckim", w audycjach radiowych "Popołudnie z Młodością" i "Dla tych, co na morzu".www.szukajwojtka.blogspot.comwww.wojtektpyszkowski.pl

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Humus

Wojciech T. Pyszkowski

© Copyright by Wojciech T. Pyszkowski

Projekt okładki: e-bookowo

© copyright by wydawnictwo e-bookowo 2013

ISBN 978-83-7859-208-2

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2013

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Gaudeamus igitur

Juvenes dum sumus

Post jucundam juventutem

Post molestam senectutem

Nos habebit humus…

Radujmy się więc

Dopókiśmy młodzi

Po przyjemnej młodości

Po uciążliwej starości

Posiądzie nas ziemia…

Tym, których kocham

TERAZ...

Jest dzisiaj jakiś dzień... Codziennie są jakieś dni. Przynajmniej z tego zdaję sobie jeszcze sprawę. W zasadzie jest mi wszystko jedno, jaki to jest miesiąc i która godzina...

Wczoraj... a może dzisiaj?... Nie ma to specjalnego znaczenia, a więc wczoraj, albo dzisiaj przyszła jakaś pani, pochyliła się nade mną i coś powiedziała. Akurat siedziałem wygodnie w fotelu i patrzyłem w okno. Oczy miałem otwarte... chociaż, może półprzymknięte?... W każdym razie, powtórzyła coś parę razy i potem potrząsnęła moim ramieniem, jakby usiłując mnie obudzić. Zdenerwowało mnie to, bo przecież nie spałem. Spojrzałem na nią ostro i krzyknąłem, gdyż nie chciałem, żeby ktokolwiek mnie dotykał. Odskoczyła i podbiegła do drzwi. Zawołała kogoś, kto po chwili wszedł do pokoju. I teraz obie te osoby pochyliły się nade mną.

Zorientowałem się, że coś do mnie mówią. Wyglądały jak duże, zmartwione czymś marionetki. Nie chcąc robić im przykrości, wytężyłem umysł.

– Panie Krzysztofie, czy pan nas słyszy? – Zrozumiałem wreszcie. – Panie Krzysztofie, jak się pan czuje?

Przecież to oczywiste, że dobrze się czuję. Skinąłem powoli głową.

– Dobrze, że chociaż reaguje – powiedziała jedna do drugiej.

– Proszę spróbować jeszcze raz – poradziła ta druga.

– No, panie Krzysztofie, niech pan nam powie, czy dzisiaj boli pana głowa?

Dzisiaj?... A może wczoraj?... A może kiedykolwiek?

– Nie – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

Spojrzały na siebie z ulgą.

– Czy zjadł pan wszystko? – spytała ta pierwsza.

Jadłem coś oczywiście, ale nie pamiętam, czy to było rano, czy trochę później.

– Śniadanie? – spytałem powoli.

– Tak, tak, śniadanie – ucieszyły się obie.

– No i co z tego? – wysylabizowałem, czując satysfakcję, że jeszcze stać mnie na świadomą złośliwość.

– Pan Krzysztof jak zwykle udaje, że nie wie, o co chodzi – powiedziała jedna do drugiej. – A przecież doskonale we wszystkim się orientuje. Prawda?

To „prawda?” skierowane było znowu do mnie.

– Cholera – powiedziałem bardzo spokojnie.

– No widzi pan, panie doktorze, to się zdarza coraz częściej.

Aha, a więc ta druga osoba, to pan doktor... A ta pierwsza? Właściwie nie ma to dla mnie specjalnego znaczenia. Niech będzie sobie na przykład bu... bu... bufetową. Tak, bufetową! Tylko skąd znam to dziwnie określenie?...

– To normalne, siostro. Wie pani, o co mi chodzi? Nie mam na myśli ogólnego stanu naszego pacjenta. W tym stadium choroby tego rodzaju reakcje będą zdarzały się coraz częściej. Ważne jest, aby go nie denerwować.

No, to wszystko jasne. Nie bufetowa, tylko jakaś siostra. Siostra? Czy ja mam siostrę?

Wyciągnąłem rękę, wskazując ją palcem i spytałem z nadzieją:

– Siostra?

– Tak, tak – odpowiedział uspokajająco doktor.

– Moja?

– Niech będzie pana.

Ten cwaniak próbuje wyprowadzić mnie w pole, ale to nic nie szkodzi. Ja i tak wiem swoje.

– Gówno – stwierdziłem stanowczo.

Ten, co podawał się za doktora, uśmiechnął się wyrozumiale.

– Siostro – powiedział. – Lekarstwa w dalszym ciągu te same. W przypadku powtarzającej się nadpobudliwości, podamy to, co zawsze.

– Na razie nie jest agresywny.

– Tomografię komputerową i badania neuropsychologiczne przeprowadzimy za dwa tygodnie.

Ta, co udawała siostrę (moją siostrę?), przekartkowała coś, co wyjęła z kieszeni czegoś białego, w co była ubrana.

– We czwartek? – spytała.

– Może być we czwartek.

Pomyślałem, że powinni już wyjść i pozwolić mi znowu patrzeć w okno. Prawdopodobnie w tym czasie, kiedy zawracają mi głowę, sporo już tam się wydarzyło, a wiele rzeczy mogło się wydarzyć bezpowrotnie.

– Panie Krzysztofie...

– Mam to w...

– Panie Krzysztofie – nie pozwoliła mi skończyć. – To są pastylki, które teraz powinien pan połknąć.

Posłusznie otworzyłem usta, żeby jak najszybciej jej się pozbyć.

– Bardzo ładnie – ucieszyła się i wcisnęła mi do ręki coś przezroczystego z wodą. A potem, patrząc na mnie uważnie, aby przekonać się, co robię z włożonymi do ust proszkami, dodała: – Mam dla pana niespodziankę, panie Krzysztofie.

– Tak? – zdziwiłem się bełkotliwie.

– Ktoś ma do pana przyjść w odwiedziny.

Cholera, nikogo tutaj nie potrzebuję. Znowu ktoś przyjdzie, będzie zadawał kłopotliwe pytania.

Odwróciłem głowę w kierunku okna, ale tak, żeby kątem oka obserwować, czy tych dwoje w końcu sobie wychodzi.

Wyszli. Najpierw ten niby doktor, a potem ta fałszywa siostra.

Wyplułem wszystkie pastylki i wrzuciłem pod dywan...

RETROSPEKCJA…

– Krzysiek?

– Tak.

– Krzysiu, nie mogę włożyć tego... no wiesz, czego...

– Czego nie możesz włożyć?

– No, tego do wody, co się... filtruje.

– Tato, powiedz jeszcze raz, co chcesz zrobić.

Chwila milczenia. – Filtr, trzeba zmienić, filtr do wody.

– No to zmień, robiłeś to tyle razy.

– Tak, ale nie ma, no wiesz, nie ma tego w co się wkłada.

– Tato, jak zdejmiesz pokrywkę, to zobaczysz, że w środku jest specjalny otwór, w który ten filtr się wkłada.

– Tam nic nie ma.

– Jak to, nie ma?

– Tam tylko są takie... do prądu.

Myślę przez chwilę, co to może być. – Tato, powiedz, czy ty masz przed sobą pojemnik do filtrowania wody?

– Tak.

– No to przecież można tam włożyć ten filtr.

– Nie można.

Znowu się zastanawiam i... nagłe olśnienie: –Tato, czy w tym pojemniku są spirale do podgrzewania wody?

Krótkie wahanie. –Tak, to chyba są spirale.

– No więc nic dziwnego, że nie można wymienić filtra. Masz przed sobą elektryczny czajnik do gotowania wody.

– A tak, masz rację, to jest czajnik.

– Tato, na parapecie pod oknem stoi pojemnik do filtrowania wody, to do niego trzeba włożyć nowy filtr.

– Aaaa.... miałem jakieś zaćmienie umysłu. Masz rację, przecież czajnik to nie filtr.

– Nie przejmuj się, każdemu może się to zdarzyć.

– Krzysiu, przyjdź jednak i sam wymień ten filtr.

– Dobrze. Będę u was jutro i to zrobię.

Ojciec bez słowa odkłada słuchawkę.

– Kto dzwonił? – pyta Halina.

– Ojciec. Pomylił czajnik do gotowania wody z pojemnikiem do filtrowania. Muszę do nich jutro wpaść i wymienić ten filtr.

– Tyle razy to robił i nie potrafi?

– Nie potrafi. – Staję przed oknem i bezradnie myślę, że coś trzeba będzie z tym zrobić.

– Tato, czy bierzesz pastylki, które przepisał ci lekarz?

– Biorę.

– Niewiele ci pomagają.

– Mówił, że są dobre. Sam to bierze.

Stoję przed zlewem i myję zapuszczony pojemnik do filtrowania wody. Z maksymalnie otwartego kranu cieknie słaby strumyczek.