Erhalten Sie Zugang zu diesem und mehr als 300000 Büchern ab EUR 5,99 monatlich.
"Był ze swoimi dłońmi wszędzie. Prawie. Wszędzie poza moją cipką. Możesz pojąć, do czego mnie to doprowadzało? To znaczy był tam co chwila tak blisko, że chyba musiał mieć to na palcach. Byłam taka podniecona. W moim ciele wszystko płonęło. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Nie mogłam uleżeć spokojnie. Zaczęłam go dotykać. Pod wpływem jego dłoni odruchowo rozłożyłam nogi, uniosłam uda i rozchyliłam je, całkowicie oddając mu swoje intymne miejsca. Ale on cierpliwie opuścił mi nogi z powrotem na stół." (Masażysta) Fantazja o seksie z niebezpiecznym nieznajomym, z atrakcyjnym lekarzem, z enigmatycznym biznesmenem... Zakazana relacja z córką najlepszego przyjaciela, aranżowane małżeństwo z mafijnym bossem... Skradzione chwile w salonie masażu, w autobusie, na kamerce internetowej... BDSM, otwarty związek, zdrada, seks grupowy… A może romantyczne chwile uniesień ze współlokatorem, o których marzyłaś od dawna? Albo ekscytujący role-play z długoletnim partnerem? Erotycznego spełnienia można szukać na wiele sposobów. Poznaj 13 opowiadań o różnych odcieniach pożądania, w których bohaterowie i bohaterki eksplorują nieznane sobie wcześniej obszary seksualności, a zarazem wcielają w życie najpopularniejsze wśród Czytelniczek i Czytelników LUST fantazje erotyczne. Ten zbiór rozgrzeje Was do czerwoności! Zdrada kontrolowana Czarci dom 1: Nocny demon Lokatorzy Doktor Lukas Masażysta Sama tego chciałaś Domek w górach: Córka przyjaciela Letni seks 1: Autobus Hiszpańskie lato W poszukiwaniu zapomnienia 1: Bezwstydna propozycja Lekarze stażyści W imię zasad mafii 1: Aranżowane małżeństwo Przypływ żądzy
Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:
Seitenzahl: 206
Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:
B. J. Hermansson, Olrik, Sandra Norrbin, Alexandra Södergran, SheWolf, Ewa Maciejczuk, Annah Viki M., Marlena Rytel, Catrina Curant
Lust
LUST. Najpopularniejsze motywy – 13 opowiadań erotycznych
Tłumaczenie Emil Chłabko
Tytuł oryginału LUST. Najpopularniejsze motywy - 13 opowiadań erotycznych
Język oryginału szwedzki
Copyright ©2023, 2024 B. J. Hermansson, Olrik, Sandra Norrbin, Alexandra Södergran, SheWolf, Ewa Maciejczuk, Annah Viki M., Marlena Rytel, Catrina Curant i LUST
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788727094564
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
www.sagaegmont.com
Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.
– Jeszcze jedno piwko? – Z zamyślenia wyrwało mnie pytanie rozbawionego przyjaciela, który stukając palcami o kufel, wczuwał się w rytm klubowych brzmień i rozglądał zaborczo, szukając kolejnej panienki na noc.
– Dzięki, mam jeszcze. – Uśmiechnąłem się, pokazując prawie pełne szkło i próbując całą mimiką twarzy potwierdzić, że wszystko jest jak najbardziej okej. Nie był usatysfakcjonowany moją odpowiedzią, ale nie wnikał. Po chwili dopił resztkę piwa i ruszył tanecznym krokiem w głąb sali. Impreza rozkręcała się w najlepsze i osiągała punkt kulminacyjny. Alkohol zdążył już zadziałać i wydobył pełną swobodę ruchów oraz zachowań, wyzwalając pragnienie niezapomnianej zabawy. Za chwilę miały się zacząć pierwsze odloty, urwane filmy i szybkie numerki, gdzie popadnie. Teraz jeszcze wszyscy byli w jako takiej formie.
Tkwiłem samotnie przy stoliku w rogu sali, patrząc z niechęcią na tę gorączkę sobotniej nocy. Marcin właśnie wyrwał jakąś pannę i zarzucał sieci. Ciekawe, czy zazna dziś spełnienia. Rozglądałem się z pewnym znudzeniem i na wszelki wypadek przybrałem wrogie spojrzenie, aby odstraszyć potencjalnych rozmówców, a raczej rozmówczynie. Chciałem chronić się przed niechcianym towarzystwem. Nie znałem tych ludzi i nie miałem ochoty ich poznać. Te błahe rozmowy, głupawe żarty, przekrzykiwanie dudniącej muzyki, wybuchy niekontrolowanego lub sztucznego śmiechu w reakcji na nieudany dowcip, żywa gestykulacja i coraz śmielszy dotyk. Jeśli panna miała ochotę na coś więcej, dorzucała jeszcze eksponowanie swoich walorów, trzepotanie rzęsami i pchanie się niemal na kolana. Nie żeby mi to jakoś mocno przeszkadzało, ale tego wieczoru miałem inne sprawy na głowie i ani myślałem o numerku na boku. Lubiłem natomiast obserwować. Śledzić spojrzeniem ludzkie poczynania, dopowiadać sobie historie, jakie dzieją się na moich oczach. Jakaś blondynka o nieco obfitszych kształtach kręciła krągłym tyłkiem, a jej sporych rozmiarów piersi, wymykając się spod mocno wydekoltowanej bluzki, zachęcały partnera do coraz śmielszych ruchów. Podniecony tańczył tuż za nią, kołysząc się i ocierając o pośladki. Kilka osób przy stoliku kibicowało parce, śmiejąc się głośno i klaszcząc w dłonie oraz równie energicznie przy tym gestykulując. W głębi sali inna para najwyraźniej kłóciła się ze sobą, wymachując rękami, wykrzykując sobie prosto w twarz swoje pretensje. Kobieta, szczupła, najpewniej brunetka, odepchnęła partnera i zabierając pośpiesznie torebkę, udała się w kierunku toalety. Mężczyzna zrezygnowany podszedł do baru i zamówił setkę. Z mojego miejsca ten żywy obraz wieczornych wzlotów i upadków wyglądał nawet zabawnie, ale to nie scenki przykuły moją uwagę.
Na obrzeżach tanecznego parkietu piękna brunetka na oko po trzydziestce w małej czarnej, seksownie poruszając ciałem, wyraźnie kokietowała przystojnego bruneta w garniturze, wyglądającego na świeżo upieczonego prawnika albo jakiegoś biznesmena. Zdawało się, że kobieta nie dostrzega niczego poza swoim partnerem. Była w swoim żywiole, a mężczyzna z trudem dotrzymywał jej kroku w tym szaleńczym tańcu. Spod podwiniętej sukienki wystawała szeroka koronka czarnych pończoch. Rozpuszczone, kręcone włosy falowały na jej obnażonych ramionach. Facet objął ją jedną ręką i nie przerywając tańca, przyciągnął mocno ku sobie. Ich podbrzusza spotkały się, ocierając zmysłowo o siebie. Dłoń oparta na plecach kobiety płynnie ześlizgnęła się w dół i spoczęła na krągłym pośladku. Chłonąłem to przedstawienie z rosnącym podnieceniem.
Muzyka na moment zamilkła, by po chwili ponownie rozbrzmieć. Obserwowana para przeniosła się na szeroką kanapę, ulokowaną dokładnie naprzeciwko mojego stolika. Facet postanowił iść za ciosem. Nachylał się do jej ucha, szeroko gestykulując kieliszkiem i wykorzystując sytuację, by przysunąć się jeszcze bliżej. Wolną ręką pocierał niezgrabnie swoje udo, wyraźnie przygotowując się do dalszych kroków. Kobieta wybuchała co chwila śmiechem, wpatrując się uwodzicielsko w faceta. Mężczyzna uznał najwyraźniej to za odpowiedni moment i jego dłoń znalazła się na jej kolanie. Spojrzeniem wyczekiwał na rozwój wydarzeń. Nie był pewien, czy może pójść dalej, czy jednak kobieta odrzuci jego zapędy. Nie mogłem niczego usłyszeć ani nawet domyślić się, jaka toczyła się między nimi rozmowa. Przypuszczałem jedynie, że facet czarował słowami, najpewniej komplementował seksowną towarzyszkę. Nachylał się coraz bardziej, a ręka trzymająca kieliszek opadła na oparcie kanapy, tak że mógł objąć partnerkę ramieniem. Drugą dłonią coraz odważniej głaskał smukłą nogę. Zdawało mi się, że kobieta nie reaguje na te pieszczoty, pochłonięta rozmową, przerywaną co chwila wybuchami śmiechu. Mój członek zajmował coraz więcej miejsca w spodniach, domagając się jakiegokolwiek udziału w zabawie. Wierciłem się na krześle, by po chwili założyć nogę na nogę, ukrywając buzujące podekscytowanie.
Kiedy na chwilę odwróciłem wzrok, spostrzegłem bardzo ładną blondynkę o szalenie błękitnych oczach, która przyglądała mi się dość prowokująco. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i dziewczyna krokiem pełnym seksapilu zbliżyła się do mnie.
– Cześć, jestem Werka – przedstawiła się przymilnym głosikiem, wyciągając rękę na przywitanie. – Mogę się dosiąść? – I nie czekając na odpowiedź, usiadła na krześle obok.
– Krzysztof – mruknąłem mało uprzejmie, nawet nie zerkając na nią, by nic nie stracić z rozgrywającej się naprzeciwko scenki.
Miała około dwudziestu pięciu lat. Takim panienkom mężczyzna grubo po trzydziestce wydaje się prawdziwym facetem. Dojrzały, doświadczony przez życie, zwykle żonaty, z pewną klasą oraz dystansem do rzeczywistości. Przy tym na tyle atrakcyjny i pełen sił, by dać się ponieść łóżkowym szaleństwom. Nie to, co ich rówieśnicy, bez polotu i finezji, a przy tym i bez fantazji, byle tylko jak najszybciej zdjąć majtki i zaliczyć. Bez jakiejkolwiek zmysłowej otoczki, bez rozpalających słów, bez wyuzdanych gestów, bez tej fascynującej erotycznej gry zmierzającej do nieuchronnego finału.
Dawałem dziewczynie wyraźnie do zrozumienia, że nie oczekuję towarzystwa, ale ona jakby tego nie dostrzegała. Przeszkadzała mi w napawaniu się widokiem, który pochłaniał moją uwagę. Tymczasem para na kanapie się rozkręciła. Ręka mężczyzny błądziła między udami kobiety. Gładził jej krocze przez majtki, by po chwili wsunąć palce w zapewne wilgotną cipkę. Bawił się jej włosami, luźno opadającymi na czoło i policzki, zmierzając w kierunku apetycznego biustu. Ten widok rozgrzewał mnie do czerwoności. Serce przyspieszało, pot spływał po plecach, a członek domagał się ulgi. Towarzystwo blondyny coraz bardziej mnie denerwowało.
– Podoba ci się? – zapytała blondi.
– Co? – odwarknąłem pełen irytacji.
– Nie co, tylko kto – odburknęła – Ta panienka obmacywana przez macho w garniaku. Cały czas się na nich gapisz – parsknęła zniecierpliwiona.
– Tak, bardzo mi się podoba – dodałem sucho.
– Zatem się spóźniłeś. Ona jest już jego – powiedziała z kpiną w głosie.
Jej słowa tylko dodały pikanterii scenie, która rozgrywała się na moich oczach.
– Ale ja mogę być dzisiaj twoja – stwierdziła kokietującym tonem. Narzucająca się dziewczyna i ta idiotyczna rozmowa oraz sytuacja bardzo mnie męczyły. Było mi zupełnie wszystko jedno, co sobie o mnie pomyśli. Spojrzałem na jej ładną twarz, opadający kosmyk jasnych włosów i kusząco rozpiętą koszulę ukazującą sporych rozmiarów piersi.
– Jesteś bardzo ładna, ale dzisiaj nie jestem zainteresowany – odparłem swobodnie.
Raczej nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Mężczyźni najpewniej nie wyrzucali jej z łóżka, wręcz przeciwnie, co najmniej kilku zwróciło na nią uwagę, gdy siedziała przy moim stoliku. Była naprawdę atrakcyjna, może niekoniecznie zbyt rozgarnięta pod wpływem alkoholu, ale jak sądzę, chętnych na jej krocze nie brakowało. Niestety, uzyskałem odwrotny efekt, bo jej zainteresowanie wzrosło. Przyglądała mi się uważnie, ale nie odważyła się niczego więcej powiedzieć. Może liczyła, że jednak zmienię zdanie?
Natomiast para naprzeciwko przekroczyła już wszystkie bariery, które można przekroczyć w miejscu publicznym. Prawa dłoń faceta zniknęła pod sukienką kobiety. Nieznaczne ruchy pozwalały domyślać się, że robi jej właśnie palcówkę, a drugą ręką ściska przez ubranie jędrną pierś. Zatopił twarz w jej włosach, upajając się zapachem chętnego ciała. Drobna, kobieca dłoń delikatnie poruszała się wzdłuż wewnętrznej strony ud mężczyzny, niebezpiecznie zbliżała do krocza, od czasu do czasu pieszcząc zapewne sztywną męskość ukrytą w spodniach. Facet zaczynał chyba tracić nad sobą kontrolę. Uderzyła mnie fala gorąca. Moje podniecenie sięgnęło zenitu. Gniotłem członka między nogami, ale wciąż czułem narastające mrowienie w okolicach podbrzusza. Jakaś dziwna siła ściskała mi gardło, zrobiło się duszno, a w głowie pojawiło się nieposkromione kłębowisko myśli.
Nagle kobieta nerwowo się rozejrzała dookoła i szepnęła coś do ucha partnerowi. On bardzo niechętnie podniósł się z miejsca i podszedł w kierunku barku, zapewne celem zamówienia drinków. Kobieta natomiast poprawiła swój ubiór, włosy i energicznie wstała z kanapy. Chwilę później stała przede mną.
– Kochanie, późno już, wracajmy do domu – wymruczała wprost do mojego ucha, kompletnie nie zwracając uwagi na moją towarzyszkę. Wstałem i z cynicznym uśmieszkiem spojrzałem w zaskoczone oczy dziewczyny.
– To cześć, Werka, macho w garniaku jest twój. – Objąłem żonę i puściłem oko do dziewczyny.
Wychodząc, obejrzałem się jeszcze w kierunku baru i uchwyciłem wzrokiem mężczyznę, który swobodnie popijał piwko. Pomachałem przyjacielowi na odchodne i skierowałem wzrok na wściekłą blondynę. Dopił szybko trunek i po chwili z nadzieją w oczach i pewnym krokiem ruszył w kierunku kobiety. Pomyślałem, że komu jak komu, ale Marcinowi na pewno uda się udobruchać panienkę i jeszcze dziś będzie miał ją w swoim łóżku.
W taksówce Magda przytuliła się do mnie. Objąłem ją, a ona oparła głowę na moim ramieniu. Niecierpliwą dłonią buszowałem pod sukienką. Była tam niewyobrażalnie mokra. Jeszcze przed chwilą tkwiły w niej paluchy Marcina, mojego najlepszego przyjaciela. Zwiedzały te same, znajome i najbardziej intymne zakamarki jej ciała. Z niesamowitym podekscytowaniem wyobrażałem sobie niedawną scenę i poczułem kolejną falę podniecenia. Głaskałem jej szparkę i nakręcałem się jeszcze bardziej, widząc, jak w blasku mijanych latarni taksówkarz zerka we wsteczne lusterko, które niespostrzeżenie ustawił pod odpowiednim kątem. Uwielbialiśmy igrać z ogniem.
***
Życie bywa zaskakujące. Nigdy, przenigdy bym nie pomyślał, że będzie podniecać mnie sytuacja, w której moja żona zabawia się z innym facetem. Zwariowałbym na samą myśl, że jakiś dupek się do niej dobiera. Pomysł, że mogłaby mnie zdradzić, wywoływał we mnie niczym nieokiełznaną agresję. Żona jest moja, wyłącznie moja i dla mnie. Nie byłem w stanie nawet dopuścić do siebie możliwości, by chociaż flirtowała z innym. Gdy wyjeżdżałem w sprawach służbowych, w delegacje na dłużej, czasami budziły się jakieś złe myśli i doprowadzało mnie to do szaleństwa. Przez to, że sam nie byłem święty, tym bardziej obawiałem się, że żona też może sobie skoczyć w bok. Oczywiście swoje poczynania tłumaczyłem tym, że facet to zdobywca, że testosteron buzuje, że musi się wyszumieć, a kobieta to ma przy nim trwać i pielęgnować ognisko domowe. Ale czas płynął i mimo że między nami w miarę się układało, to rutyna gasiła namiętność. Z czasem nasz seks stał się powszedni, momentami machinalny, bez żadnych fajerwerków. Próbowałem jakoś zadziałać, rozpalić płomień namiętności, ale niewiele to dało. Wychwyciłem natomiast, że Magdzie sprawia ogromną przyjemność, jak inni mężczyźni spoglądają na nią łakomym wzrokiem, jak reagują na nią w sposób jednoznaczny, a w ich spodniach pojawia się wybrzuszenie. Po takim dniu pełnym obleśnych uśmieszków i głodnych spojrzeń innych facetów nasz seks stawał się znacznie lepszy. Coraz większą przyjemność sprawiało i mnie to, jakie wrażenie na innych wywołuje moja żona. Zacząłem upajać się tym widokiem i wyobrażaniem sobie, co kołacze się w głowach tych mężczyzn. Dostrzegłem, że Magda celowo prowokuje facetów, by się nakręcić, a później dać upust żądzy w naszej sypialni. Po którymś bardzo intensywnym seksie zwierzyła mi się ze swoich fantazji. Opowiedziała mi, że wyobraża sobie, jak na moich oczach rżną ją inni, na wszystkie najbardziej perwersyjne sposoby. Że ich łapczywe dłonie brutalnie obmacują jej ciało, a jej usta obejmują sterczące fiuty. I choć jej wyznanie zaskoczyło mnie, odkryłem, że kręci mnie to jak nic innego. Równie mocno jak Magdę albo nawet bardziej. A już z pewnością bardziej niż pieprzenie innych lasek, nawet gdyby były boginiami seksu. W końcu w miłosnej ekstazie wyrzuciłem to z siebie i nasze łóżko zapłonęło. Kochając się z Magdą, wyobrażałem sobie, że to nie ja w nią wchodzę, tylko inny facet. Początkowo traktowaliśmy to jako kolejną fantazję, która – wyłącznie opowiadana – rozpalała nas do czerwoności. Magda relacjonowała również zdarzenia pełne erotycznego napięcia jak to, że szef lubi kłaść dłoń na jej udzie, że jakiś gość w kawiarni wpatrywał się w nią z wyraźną ochotą na coś więcej, że ktoś ocierał się o jej tyłek w autobusie. Każda z takich historii dolewała jedynie oliwy do ognia, powodując eksplozję. Wciągnęło nas to na tyle, że zacząłem się zastanawiać nad wprowadzeniem kogoś do sypialni. I w pierwszej chwili pomyślałem o Marcinie. Przyjaciel z nieukrywaną radością przystał na naszą propozycję. Od zawsze miał słabość do mojej żony. Podobała mu się i mogę dać sobie rękę uciąć, że brandzlując się, myślał o tym, jak ją pieprzy. Magda wykorzystywała najrozmaitsze sytuacje, by nasycić mój wzrok i nakarmić lubieżną chuć. Zaczęła od subtelnego flirtu, błysku w oku, niewypowiedzianej obietnicy, by rozgrzać przyjaciela do czerwoności z głową pełną fantazji i nadziei. Odgadywałem fantazje pełne najbardziej wyuzdanych scen, w których główną rolę grała moja żona. Brnęliśmy dalej, pragnąc wciąż nowych doznań. W końcu Magda przekraczała kolejne granice, pozwalając na coraz śmielsze działania w swoim kierunku. Pławiłem się w pełnych sprzeczności emocjach, które syciły moje libido, jednocześnie upodlając męskie ego. Doprowadzaliśmy się do stanu wrzenia, ale nieziemski seks po każdym takim działaniu był wart swojej ceny.
Tamtej nocy przygotowałem dla Magdy niespodziankę. Chciałem zaserwować jej to, o czym od dawna fantazjowała, ale mimo wszystko się bała. Bała się pierwszego seksu z innym facetem. Pierwszego, na który będę patrzeć. Chyba mimo wszystko obawiała się, że tego nie zniosę. Zachęciłem ją, aby ułożyła się wygodnie na materacu, bym mógł przywiązać jej nadgarstki i kostki do ramy łóżka. Gdy upewniłem się, że nie zdoła się uwolnić, zasłoniłem szczelnie oczy. Nie mogła niczego zobaczyć, a we mnie zaczęła wrzeć krew. Marcin już czekał, ale Magda o tym nie wiedziała. Wielokrotnie opowiadaliśmy sobie o tym, jak Marcin ją posuwa, ale dotąd nie zdecydowaliśmy się na ten krok. Czas najwyższy. Przyjaciel był gotów zerżnąć moją żonę, gdy ja siedziałem sobie wygodnie w fotelu.
Dotykiem rozbudził jej wszystkie zmysły. Lizał i całował każdy zakamarek ciała, każde wgłębienie, każdą wypukłość. Jęki Magdy rozpalały mnie do czerwoności. Gdy wtargnął w jej szparkę swoim grubym penisem, zorientowała się, że to nie ja. Zaczęła się niebezpiecznie rzucać i pokrzykiwać. Podszedłem do niej i nie przerywając kumplowi posuwania, zdjąłem Magdzie opaskę. Gdy dotarło do niej, co się właśnie dzieje, jej spojrzenie wyrażało ogrom sprzeczności. Była wściekła, przestraszona, zdezorientowana i szalenie podniecona. Nie potrafiła zatrzymać żądzy, jaka krążyła w jej żyłach. Nie mogła zapanować nad ciałem, które brnęło wyłącznie do spełnienia. Usiadłem ponownie na fotelu i utonąłem w pięknie żywego obrazu. Moja śliczna żona wyglądała niczym bogini, rżnięta przez Marcina. Spodnie uwierały coraz bardziej, a ich jęki i odgłosy kopulacji dudniły w moich uszach. Byłem niczym mały reaktor jądrowy. Obawiałem się, że nie dotrwam do momentu, aż Marcin skończy. A przecież po nim musiałem przelecieć własną żonę. Naznaczyć ją, pokazać, że mimo iż oddała się innemu, nadal należy wyłącznie do mnie.
– No dalej, kochanie, dojdź dla mnie… – powiedziałem przymilnie, patrząc w jej błędny wzrok, przymglone oczy pełne nieokiełznanej rozkoszy. – Zrób mi tę przyjemność, chcę cię słyszeć – dodałem, masując swoje krocze. Tamy puściły. Zaczęła krzyczeć, by po chwili w ostatnim pchnięciu zamilknąć. Jej ponętnym ciałem wstrząsnął dreszcz tak niewyobrażalny, że gdyby nie przywiązanie, rzucałaby się po całym łóżku. Gdy było po wszystkim, Marcin ubrał się i wyszedł. Byłem niemal sparaliżowany kipiącą żądzą. W pośpiechu uwolniłem Magdę z więzów, by jak najszybciej dać upust swojej chuci, którą na wszelkie możliwe sposoby tłumiłem. Rzuciłem się niemal na nią. Odwróciłem ją tyłem do siebie i kazałem się wypiąć. Zrobiła to powoli, jeszcze nie mogąc do końca zrozumieć, co się wydarzyło. Poprzedni orgazm pozostawił w niej kipiące jeszcze podniecenie, gdy wtargnąłem gwałtownie w jej szparkę. Mieszanina jej śluzu i spermy Marcina nakręcała mnie tak mocno, że waliłem żonę niczym dziki zwierz. Bez ustanku. Chwyciłem za włosy i pociągnąłem ku sobie. Objąłem pod piersiami i pieprzyłem.
– I jak ci było z innym, mała zdziro? – warczałem, przygryzając ucho. Drżała na całym ciele, wyślizgiwała się z moich rąk. Pot spływał po jej ciele, perląc się niczym drobinki lodu. Pachniała seksem i niewymuszoną żądzą.
– Doobrze, ale i tak… najbardziej… wolę… aaaaa… twojego… kutasa… taaaak… pieprz mnie… mocniej, szybciej… – wydukała, jęcząc i sapiąc. Wiedziała doskonale, że takie słowa z jej delikatnych ust zadziałają odpowiednio. Puściłem ją i waliłem, ile tylko miałem sił. Zrobiło mi się słabo, ból w podbrzuszu się nasilał, ale nie przerwałem. Po chwili czułem, że eksploduję cały. Od stóp do głów. To był nasz najlepszy seks i najlepszy orgazm, jakiego kiedykolwiek doznałem. Magda powiedziała, że dla niej też.
***
Dojechaliśmy na miejsce i czym prędzej opuściliśmy taksówkę. Podnieceni do granic możliwości w pośpiechu weszliśmy na klatkę schodową. Chwyciłem Magdę za kark i popychając w kierunku korytarza prowadzącego do piwnicy, przywarłem ją do ściany. Gniotłem biust, gdy druga ręka błyskawicznie znalazła się między jej udami. Natarczywie podciągnąłem sukienkę, odsunąłem majtki i wbiłem się palcami w ociekającą wilgocią szparkę.
– Dobrze ci było? Dobrze? – wydyszałem wprost do ucha. Zanim cokolwiek zdążyła odpowiedzieć, moje usta zachłannie wpiły się w nabrzmiałe wargi. Nasze języki splotły w dzikim tańcu. Zanurzyłem dłoń w jej włosach, ujarzmiając jej zachłanność, i odciągnąłem od siebie jej twarz.
– No mów, jak ci było… – warczałem, prawie nieprzytomny z podniecenia. Moje palce pracowały niczym najlepszy tłok, poruszający się miarowo w otchłani pulsującej cipki. Patrzyła w moje oczy szalonym, płonącym i zamglonym wzrokiem, równie nieprzytomna w swej niczym nieposkromionej żądzy.
– Dobrzeeee… – wyrzuciła z siebie, nie mogąc złapać oddechu.
– Chciałaś mu znowu dać dupy jak zdzira? No powiedz, chciałaś? – wydusiłem przez zaciśnięte zęby.
– Był napalony… chciał, żebym mu obciągnęła w toalecie – sapała mi w twarz.
– Dlaczego z nim nie poszłaś…? Wiem, że chciałaś to zrobić – brnąłem oszołomiony.
– Chcę tylko ciebie, tylko ty możesz mnie rżnąć… – Wiedziała, że to chciałem usłyszeć.
Rozpiąłem rozporek i nadziałem ją na swojego kutasa jednym pchnięciem.
– Taaak… posuwaj mnie… tak… głębiej… proszę… jak swoją zdzirę… – wulgarność nie pasowała do subtelności, jaką w sobie miała, ale ten kontrast idealnie oddawał ogrom sprzeczności, jakie w sobie mieliśmy.
Oparta plecami o ścianę oplatała nogami moje biodra. Trzymałem jej pośladki i w szalonym tempie uderzałem o jej łono. Posuwałem ją szybko i brutalnie. Nie, właściwie to nie ja. Teraz byłem kimś innym. Patrzyłem na nią oczyma tych wszystkich napalonych facetów. Moje ręce ugniatały, miętosiły jej pośladki. Pieprzyłem ją kutasem innego faceta, każdego, który miał ochotę ją rżnąć. Dławiła mnie jakaś zwierzęca furia i ogrom sprzeczności wobec własnej żądzy. Myśli nie dawały spokoju: Czy ja nie mogę po prostu, jak człowiek, przelecieć własnej żony? Bez tych wszystkich gierek, fantazji, perwersyjnych wizji? Przecież mógłbym ją bzykać na swoich warunkach, stając po przeciwnej stronie tej pieprzonej barykady.
Nie miałem już siły utrzymywać ciężaru jej ciała. Wycofałem się i pchnąłem ją na podłogę.
– Nie chciałaś obciągać w toalecie, to obciągniesz teraz… – Momentalnie poczułem śliski i zwinny język na główce penisa. Kołysaniem bioder zwiedzałem wszystkie zakamarki jej ust, by po chwili uchwycić piękną główkę i pieprzyć jej usta po same migdałki. Zatrzymałem penisa najgłębiej, jak się dało.
– Patrz na mnie, patrz mi w oczy…
Ależ rozpustnie wyglądała jej delikatna buzia z rozmazanym makijażem, z włosami przyklejonymi potem do twarzy i moim kutasem szczelnie wypełniającym jej wargi. Krztusiła się odrobinę, ale dobrze wiedziałem, że uwielbia być traktowana jak zdzira biorąca chętnie kutasy do ust.
Nagle rozległ się stukot zbliżających się kroków. Magda poderwała się na równe nogi, a ja szarpiąc się z rozporkiem, próbowałem upchnąć w spodniach sztywnego penisa. Nie było czasu na poprawianie ubrań. Mocno przytuliliśmy się do siebie, chcąc ukryć nasze rozpalone twarze, rozmazany makijaż Magdy i rozchełstaną odzież. Ktoś w pośpiechu minął nas, nie zwracając nawet najmniejszej uwagi. Uspokoiłem oddech. Po chwili przywarłem ustami do jej warg. Całowałem jak szaleniec nieznający umiaru i oddający się ponownie rozszalałemu pożądaniu. Mnogość doznań przepełniała mnie po sam czubek głowy. Byłem pełen niepohamowanej miłości, tak szalonej, że mógłbym natychmiast za nią umrzeć. Kocham żonę jak wariat. Ona jest cudowna, fantastyczna, wspaniała. Ależ ja mam szczęście. Gładziłem jej włosy, wplatałem palce w czarne, niesforne loki, wciągałem głęboko w nozdrza słonawy zapach skóry, tak inny od lekkiego, kwiatowego aromatu, którym pachniała na co dzień.
Zamkniętą w moich objęciach pociągnąłem w kierunku windy. Szaleńczo obcałowywałem jej usta, policzki, nos, powieki i czoło. Nie mogłem nasycić się jej smakiem, gładkością skóry, zapachem, który zapierał dech w piersiach. Po chwili byliśmy u siebie. Wciąż nienasyceni, wciąż pełni żądzy w pośpiechu zrzucaliśmy z siebie ubrania. Chciałem tulić ją ubraną jedynie w niewinną nagość, bez tych wszystkich pobudzających gadżetów, bez podwiązek, pończoch, koronek. Chciałem dotykać aksamitnej, jasnej skóry. Zaborczo całować piersi, by następnie zachłannie znaczyć drogę pocałunkami, zbliżając się do wilgotnej, ociekającej kobiecości lśniącej pomiędzy jej udami. Teraz była moja kolej. Moja, nie żadnego innego faceta. Była w tym momencie moją Magdą, odkrytą, uległą, oddaną i oczekującą, by zaznać spełnienia. Teraz ja chciałem w nią wejść i kochać do nieprzytomności. Zagarnąć całą dla siebie, bez reszty. Posiąść totalnie. Sprzeczności targały moje nieposkromione myśli. Ogarniał mnie chaos, ból i wizje, których nie dało się zagłuszyć, były jak ogień, który rozniecał, ale też trawił i kaleczył duszę. Pragnąłem oddawać własną kobietę innym mężczyznom, by spełniać swoje najbardziej wyuzdane wizje i marzenia dla tej jednej, krótkiej chwili. Chwili pełnej spełnienia, kojącej, harmonijnej, kiedy to grymas rozkoszy wykrzywiał jej twarz.
Samochód, którym jechała, miał dokładnie tyle lat, co ona. Z jednej strony trochę ją to bawiło, z drugiej zdawała sobie sprawę, że jest w tym coś okrutnego. Za każdym razem, gdy dochodziła nowa rysa, gdy kolejna cześć się psuła albo gdy nie chciał odpalić, wyobrażała sobie, że się starzeje. Powinna była sprzedać mazdę już szmat czasu temu, ale prawda była taka, że kochała ten samochód. Jego brzmienie, to, że miał w sobie tak mało elektroniki, i to, że przeżył z nią tyle przygód. Teraz jechała na kolejną, rzucając wszystko, co znała do tej pory, z nadzieją, że może chociaż raz w życiu rzeczywistość jej pomoże zamiast rzucać kłody pod nogi na każdym kroku.
– Za pięćset metrów skręć w lewo. – Nawigacja prowadziła ją od kilku godzin, a teraz miała doprowadzić do miejsca, które – jak się okazało miesiąc wcześniej – dostała w spadku. Dom z osiemnastoma hektarami ziemi. Podatek spadkowy pogrążył całe jej oszczędności; niewiele myśląc, sprzedała też kawalerkę, a teraz z resztą gotówki oraz bagażnikiem rzeczy jechała zobaczyć, jak będzie wyglądał jej nowy dom. Na tylnym siedzeniu rozpaczliwie zamiauczał kot, miał dosyć podróży, zresztą ona także.
– No już, Bohun, zaraz dojedziemy.
Bestia z tyłu zasyczała w odpowiedzi. Kota przygarnęła rok wcześniej ze schroniska. Już wtedy, mimo że był mały, wyglądał jak kawał zabijaki. Nie miał lewego oka, syczał w klatce na każdego, kto podchodził, i podobno drapał. Jej nie podrapał. To była miłość od pierwszego wejrzenia, chociaż gdy zabrała go do domu, stwierdziła, że to będzie toksyczna miłość. W pierwszym dniu podarł jej książkę, zaatakował chłopaka i zajął fotel, który do tej pory był jej. Chłopak zerwał z nią miesiąc później, a ona podejrzewała, że Bohun miał w tym zerwaniu dosyć duży udział; nie zmieniało to faktu, że odetchnęła z ulgą, bo sama zbierała się do odejścia od pół roku. Miłość z liceum w pewnym momencie stała się przyzwyczajeniem, które przeszło w lekką niechęć, ale wspólne mieszkanie i znajomi jakoś trzymały ich razem. Bohun stał się piękną kością niezgody, a fakt, że nienawidził Jakuba żywą nienawiścią, stanowczo pomógł.
Nawigacja poinformowała, że jest u celu podróży. Zatrzymała samochód i sprawdziła w telefonie, jednak komunikat brzmiał jasno: była na miejscu. Spróbowała się połączyć z internetem, ale strony nie chciały się załadować. Wcześniej w domu sprawdzała w Google Earth, jak wygląda teren. Odpaliła silnik – z tego, co pamiętała, powinna pojechać polną drogą do stawu, a potem skręcić w prawo. Ruszyła wolno. Droga nie należała do najlepszych, a jej samochód stanowczo nie był terenowy, więc z każdą kolejną dziurą modliła się o to, aby nic się nie urwało. Od miesiąca zastanawiała się, czemu ciotka przepisała dom na nią – praktycznie się nie znały, zresztą ciotkę mało kto znał. Siostra jej mamy trzymała się na uboczu rodziny, pojawiała na ślubach, pogrzebach, zresztą to na pogrzebie rodziców widziała ją ostatnio, ale oprócz kondolencji nie zamieniły ani słowa. O jej śmierci usłyszała dopiero w dniu odczytania testamentu, na które to wydarzenie dostała oficjalne wezwanie sądowe.
Staw był duży, porośnięty z każdej strony, z małym pomostem, który ewidentnie nadawał się tylko do spalenia. Dom znajdował się kawałek dalej, a ona jęknęła na wpół rozczarowana. Był piękny, olbrzymi, w pałacowym stylu, ale był też praktycznie ruiną. Wysiadła i wyciągnęła kota, który fuknął i się wyrwał. Stała i patrzyła. Kot siedział i zdawało się, że też patrzy. Cały budynek porastały dzikie winorośle, a ona zadrżała na myśl, że ich macki wdzierają się do środka. Połowa budynku miała okna zabite deskami, byle jak dobudowano mały ganek, ale wyglądało na to, że właśnie tam znajdowało się wejście do bardziej zamieszkanej części. Klucz pasował, drzwi skrzypnęły i ku jej niewysłowionej uldze światła się zapaliły. Weszła do kuchni, drewniane podłogi wymagały cyklinowania, kaflowy piec był w rewelacyjnym stanie, szafki kuchenne i stół wyglądały na solidne. Nie było brudno, chociaż wszędzie zdążyły się pojawić pajęczyny i kurz, który pokrył blaty regularną warstwą. Odkręciła kran i przez chwilę wstrzymała oddech, ale kran zakaszlał i wypluł wodę.
– Witaj w domu! – powiedziała do kota, który wskoczył na krzesło. Godzinę później usiadła z herbatą na progu i zapatrzyła się na staw. Robiło się ciemno, słońce odbijało się od powierzchni, a żaby zaczynały swój wieczorny koncert. Poczuła się jak w domu, jakby wreszcie odnalazła swoje miejsce na świecie. Wyciągnęła telefon, ale praktycznie nie przyszedł jej do głowy nikt, do kogo chciałaby zadzwonić. Miała problem z nawiązywaniem relacji, szczególnie bliższych, przyjacielskich. Były w jej życiu koleżanki, ale czy którąś interesowało, co teraz robi? Wątpiła w to mocno. Bohun otarł się o jej nogę i poszedł oglądać teren, jemu ewidentnie podobało się nowe miejsce do życia.
***
Czuła, że się dusi, otworzyła oczy i z trudem wciągnęła powietrze. Odrzuciła kołdrę i wstała. Otworzyła okno i z ulgą wciągnęła powietrze. Było lekko wilgotne, jakby ta wilgoć ciągnęła od stawu. Założyła kapcie i narzuciła na plecy szlafrok. Kota nigdzie nie było, chociaż zwykle spał na niej z uporem maniaka, ale wydawało się, że tutaj interesuje go wszystko, a spanie najmniej.
– Zdrajca – mruknęła pod nosem. Nie gasiła światła na korytarzu i w kuchni, czuła się w domu jeszcze nieswojo, a to dawało poczucie bezpieczeństwa. Wstawiła czajnik na gaz i poszła do łazienki zrobić siku i umyć twarz. Był środek nocy, ale czuła, że już nie zaśnie. Umyła zęby i spojrzała w lustro. Włosy sterczały jej na wszystkie strony, nigdy nie umiała ich ujarzmić. Obcinała je więc na krótko i dawała spokój. Były czarne, co całkiem ładnie kontrastowało ze zbyt jasnymi oczami. Zawsze jej się wydawało, że ciemnowłose kobiety mają ciemne oczy, ona jednak akurat swoje odziedziczyła po rodzinie ojca. Były szare z drobinkami zieleni, teraz miała pod nimi cienie. Pokazała odbiciu język i wróciła do kuchni.
Stał przy czajniku, który teraz jak na życzenie zaczął gwizdać. Zamarła – z szoku, strachu czy zdziwienia, sama nie wiedziała. Mężczyzna jak gdyby nigdy nic ściągnął czajnik i zalał wodą herbatę, którą sobie przygotowała. Potem się odwrócił, a ona krzyknęła. Słyszała jeszcze śmiech, mroczny, nieprzyjemny śmiech. Jej auta nie było przed domem; odwróciła się i zobaczyła, że wyszedł za nią. Przerażenie ścisnęło jej żołądek, zaczęła biec w stronę drogi, gubiąc po drodze kapcie. Nagie stopy piekły, wiedziała, że jest blisko, był szybszy. Dopadł ją i złapał, próbowała się wyrwać, ale podniósł ją bez trudu jak szmacianą lalkę i zarzucił na ramię. Szli w stronę stawu, a ona krzyczała i tłukła go pięściami w plecy. Miał ogon. Świadomość ta mocno w nią uderzyła, że zamarła na chwilę, a potem wrzasnęła głośniej. Był szczupły, ale silny, jego ramię trzymało ją tak, że nie miała możliwości ruchu. Wcześniej w kuchni zobaczyła twarz, która ją przeraziła, bo nie była twarzą ludzką – zbyt pociągła, z dziwnymi brwiami i ustami, które wydawały się nienaturalnie ostre. Miał na sobie podartą gdzieniegdzie koszulkę i spodnie, które widziały lepsze czasy.
– Puszczaj mnie! – krzyknęła, a gdy ją puścił, zachwiała się na deskach pomostu i złapała go za ramię, aby się nie wywrócić. Byli tego samego wzrostu. Odskoczyła do tyłu, ale byli na pomoście. Za nią znajdowała się woda, a na środku stał on. Noc była jasna, jego żółte – niczym kocie – oczy lekko świeciły, wpatrując się w nią uparcie.
– Czego chcesz? Czym jesteś? – Serce tłukło jej w piersi, bała się, panicznie się bała.
– Ładna, ale głupia – stwierdził i się roześmiał. Zrobił krok w jej stronę, a ona cofnęła się, zdając sobie sprawę, że jeszcze krok i wpadnie do stawu, a nie potrafiła pływać. Miał ogon, który jakby żył własnym życiem; był długi i ciemny jak jego skóra. Poruszał się tak jak koci ogon – powolnie, majestatycznie.
– Zostaw mnie, proszę. – Z trudem przełknęła ślinę. Wyciągnął dłoń, jakby chciał dotknąć jej policzka, ale odtrąciła jego rękę. Znalazł się przy niej tak szybko, że nie zdążyła odskoczyć, ogon owinął się jej wokół bioder, przytrzymując ją. Walczyła, ale unieruchomił ją bez trudu, poczuła jego palce na policzku, a potem zbliżył swoją twarz do niej i zlizał łzy. Usłyszała jego śmiech i wpadła do wody.
***
Otworzyła oczy i z trudem złapała powietrze. Kołdra zawinęła się jej na twarzy, dusząc, topiąc w koszmarze. Zerwała ją z siebie, odrzuciła i usiadła. Bohun siedział nastroszony na parapecie okna, wpatrywał się w nią, ale nagle po kociemu stracił zainteresowanie, złagodził sierść i położył się, zwijając w kulkę. Przetarła policzek nerwowo, sen jeszcze w niej majaczył, upiornie realny. Wstała i włożyła kapcie, wybuchając śmiechem, bo déjà vu było denerwujące. Denerwowało ją na tyle, że wchodząc do kuchni, rozejrzała się nerwowo, jakby oczekując, że dziwny stwór pojawi się i tutaj. Wyjrzała przez okno, ale było ciemno, zupełnie inaczej niż w jej półśnie, gdzie księżyc w pełni oświetlał noc niczym lampa. Pokręciła się po kuchni, odwlekając moment, w którym pójdzie do łazienki. Czajnik zagwizdał, a ona nalała wrzątku do mięty. Zaśmiała się nerwowo i poszła się załatwić, a gdy wyszła, w kuchni był tylko Bohun, patrzący wymownie na pustą miskę. Podrapała go za uchem, co przyjął łaskawie, i nasypała chrupek do miski, co zupełnie go nie zainteresowało. Pokręciła głową.
– Jutro zrobię normalne zakupy, okej, łachudro? – mruknęła i wróciła do sypialni. Zaczęła czytać, a gdy słońce wstało, odkryła, że zasnęła z twarzą wbitą w papier, tym razem snem bez snów.
Dzień przyniósł kilka odkryć. Jednym było to, że absolutnie żaden klucz nie pasował do drzwi prowadzących do drugiej części domu. Próbowała je otworzyć siłą, ale przy masie niecałych sześćdziesięciu kilogramów okazało się to niewykonalne. Następnym była martwa mysz leżąca na progu i zadowolony z siebie, dumnie miauczący Bohun. Szerszenie mieszkające w gruszy były odkryciem bolesnym. Apteczka ciotki była za to wyposażona we wszystko, od antybiotyków po środki na ugryzienia i kolorowe plastry. W toaletce znajdował się jej dziennik, zapisany koszmarnym pismem, a szafy wypełnione książkami usprawiedliwiały brak telewizora, za to fakt, że nie ma Internetu, a zasięg sieci komórkowej jest, delikatnie mówiąc, słaby – lekko ją dobił.