Erhalten Sie Zugang zu diesem und mehr als 300000 Büchern ab EUR 5,99 monatlich.
Julian to spokojny nastolatek, który nie ma zbyt wielu przyjaciół. Kiedy jego siostra, Liv, nie wraca z kina do domu, Julian zaczyna odkrywać w sobie zupełnie nowe strony. Wspólnie z przyjaciółką Liv próbuje wyjaśnić zaginięcie siostry i poszukuje jej śladów."Ślady życia" to trzymający w napięciu i pełen dramaturgii thriller o samotności, miłości i przyjaźni. Jest to również opowieść o tym, że rodziny nie zawsze są takie, jak nam się wydaje.-
Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:
Seitenzahl: 73
Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:
Kit A. Rasmussen
Tłumaczenie Joanna Gwizdalska-Mentel
Saga kids
Ślady Liv
Tłumaczenie Joanna Gwizdalska-Mentel
Tytuł oryginału Spor af liv
Język oryginału duński
Copyright © 2018, 2022 Kit A. Rasmussen i SAGA Egmont
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788728271001
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
www.sagaegmont.com
Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.
Wieczór nie mógł potoczyć się gorzej.
Liv kopnęła kamień, który przeleciał nad chodnikiem. W ciemnościach nie było widać, gdzie wylądował.
Najpierw, kiedy po Liv przyszła Nora, mama się rozzłościła. To takie typowe dla mamy, że zgrywa świętoszkę. „Jesteście o wiele za młode, żeby wychodzić do miasta”, powiedziała, krzyżując ręce na piersi.
Jakby same o tym nie wiedziały. Do baru Q nie wpuszczali czternastoletnich dziewczyn, choćby nie wiem jak mocny makijaż sobie zrobiły. Niestety.
Przekonanie mamy, że wybierają się tylko do kina, zajęło jej całe wieki. Kiedy mama wreszcie się poddała, zaoferowała, że je podwiezie. Kino leży przecież dokładnie po drodze do kościoła.
Cudownie.
Zanim Liv wysiadła z auta, zlustrowała dokładnie ulicę z przodu i z tyłu. Strach pomyśleć, co by było, gdyby Lukas zauważył, że przywiozła ją mama.
– Udało się – wymamrotała Nora, kiedy mama wreszcie odjechała. Po tym, jak powtórzyła tysiąc razy: „nie wróć za późno” i „uważaj na siebie”.
– Taaa. – Liv rozpięła kurtkę. Pod wpływem zimnego powietrza włoski na rękach stanęły jej dęba.
– Jesteś pewna, że… że nie powinnaś była się cieplej ubrać? – zapytała Nora.
Liv spojrzała w dół. Top leżał idealnie. Równo z brzegiem stanika i tuż nad brzuchem.
– Myślisz, że Lukasowi się nie spodoba?
– Spodoba – zapewniła Nora. – Z pewnością. Ale…
– To teraz najważniejsze.
Kiedy doszły do rynku, Lukasa jeszcze nie było. Liv i Nora musiały na niego czekać trzy kwadranse, podskakując i rozcierając ręce. W końcu Liv była nawet zmuszona zapiąć kurtkę.
Kiedy wreszcie się pojawił, przyprowadził ze sobą Jacoba i Ajaya. Nie tak się umawiali, ale Liv oczywiście nic nie powiedziała. Czekała na swoją szansę, lecz Lukas zajmował się głównie opróżnianiem torby z piwami, które przyniósł ze sobą Jacob. Ajay próbował z nią flirtować i najwyraźniej nie rozumiał, że Liv ma inny cel.
Nora i to jej spojrzenie. Widać było po niej wyraźnie, że jej zdaniem powinny to rozegrać inaczej. Milej. Ale wtedy ludzie niczego się nie nauczą. Poza tym robią to też trochę dla Nory. Więc Liv nie będzie się tym przejmować. Nie, kiedy jest tak blisko Lukasa.
Dlatego Liv rozpięła kurtkę, czym ściągnęła wreszcie na siebie jego uwagę. W każdym razie zainteresował się nią na tyle długo, żeby zdążyła zrobić selfie.
Liv westchnęła. Kopnęła kolejny kamień. Poturlał się po chodniku i zniknął w krzakach. Już niedaleko.
Mimo że nie było to najlepsze zdjęcie, i tak wrzuciła je na Insta. Gdyby tylko miała więcej czasu, udowodniłaby na serio, dlaczego nie warto z nią zadzierać.
Lecz Lukasowi zaczęło się nagle spieszyć. Nie miał nawet żadnej słabej wymówki. Po prostu zmył się z kumplami i teraz Liv z Norą znowu stały same na chodniku.
Nora chciała oczywiście wracać do domu. Nie miała ochoty iść do baru Q i próbować prześlizgnąć się do środka między bramkarzami. Dlatego Liv poszła tam sama. Rozpięła nawet kurtkę do samego dołu, ale bramkarze byli tak samo nieugięci jak zawsze.
Teraz wracała do domu. Od butów na wysokim obcasie bolały ją nogi. Gotowała się z gorąca pod kurtką. Co za gówniany wieczór.
Za jej plecami rozległ się warkot silnika. Liv odwróciła głowę i ujrzała zbliżające się światła samochodu.
Była już prawie na miejscu. Z gorąca kłuło ją pod pachami, dlatego rozpięła kurtkę. Nie mogła wrócić do domu przesiąknięta potem.
Omiotły ją światła samochodu. Pojazd zwolnił. Zatrzymał się.
Liv odwróciła głowę i spojrzała na siedzenie kierowcy.
– Co ty wyprawiasz, do cholery? – Głos był wysoki i wściekły, słyszała to nawet przez zamknięte okno.
Shit.
– Ja… – nie zdążyła powiedzieć nic więcej.
Trzasnęły drzwi samochodu. Chwilę późnej na jej nadgarstku zacisnęła się ręka. Kurtka wypełniła się zimnym powietrzem. Liv zadrżała.
– Okłamujesz mnie!
– Ja… – Poczuła iskrę w brzuchu. Tę iskrę, której Liv obiecała sobie nie wykorzystywać. Lecz teraz rosła z prędkością błyskawicy. Paliła ją od środka. Płomienie w ustach.
– Myślisz, że nie wiem, co się dzieje? – Słowa piekły ją w wargi, lecz było to miłe uczucie. – Myślisz, że nie wiem o wszystkim?
Jej oczy napotkały zszokowane spojrzenie.
– O czym ty mówisz? – Lekkie drgnienie w kąciku ust. Chwyt za nadgarstek Liv poluźnił się.
Liv ściszyła głos.
– Wiem o wszystkim. I nie będę dłużej milczeć.
Pod moim kciukiem przelatują memy 9GAG. Zerkam trochę na telefon, trochę na ekran telewizora.
– Taaak! – ryczy tata, unosząc ręce. – Widziałeś to? Julian? Widziałeś?
Szybko opuszczam rękę z telefonem i spoglądam na telewizor. Uśmiecham się i kiwam głową.
– To było niesamowite – potwierdzam.
– Pif-paf – mówi tata, trzymając przed sobą ręce złożone w pistolet. – Idealny strzał w głowę.
Przytakuję i oglądam powtórkę. Tata ma rację.
– To nie jest takie głupie – przyznaje tata, opierając się z powrotem w fotelu. – Teraz rozumiem, dlaczego lubisz e-sport.
– Tak, to fajna sprawa – potwierdzam i zerkam z powrotem na telefon. Dojeżdżam do memów, które już widziałem.
– Taki męski wieczór jest naprawdę miły, nie uważasz, Julian? – pyta tata, ładując sobie do buzi garść popcornu.
– Uhm – mamroczę.
Tata jest znowu pochłonięty telewizją. Otwieram Instagrama.
Ali jest na meczu piłki nożnej. Pewnie zamiast grać, gapi się na grające dziewczyny. „Fanservice;) #piłkanożna #kochamswojeżycie #jesteśzazdrosny”, pisze pod całą serią zdjęć, na których widać dziewczęce nogi i pupy w obcisłych spodenkach.
Thor trzyma wielką butelkę wódki. „Prawdziwa miłość #love #wódka4life #najlepsiprzyjaciele”, pisze.
Przesuwam dalej. Zdjęcie Benjamina jest rozmazane. Świecące plamki w różnych kolorach i niewyraźny zarys jakichś cieni. „Party!!! #impreza #żyćpełniążycia #piwolaskiipodniecającamuzyka”.
Mam nadzieję, że tata nie słyszy mojego westchnienia. Nie ma jednak takiego ryzyka. Jest całkowicie pochłonięty telewizją.
– Taak! O nie! – krzyczy, wymachując obiema rękami. – Strzelaj jeszcze raz! Strzelaj! Nieee.
Skroluję dalej, mimo uczucia, że mój żołądek skręca się w twardy supeł.
Liv wrzuciła zdjęcie. Słyszałem, jak kłóciła się z mamą przed wyjściem. Tata machał nerwowo stopą, jakby naprawdę zamierzał się wtrącić w ich kłótnię. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i żeby pozwolić Liv robić to, na co ma ochotę. Jak zawsze.
Udawałem, że nic się nie dzieje. Chciałem się zachować cool, wyjść i przywitać się z Norą. Nie ruszyłem się jednak z miejsca.
Stoją na rynku. Liv obejmuje ręką jakiegoś chłopaka i wydyma usta. Chciałbym mieć umiejętność takiego szybkiego zaprzyjaźniania się z ludźmi jak ona.
W tle, w połowie poza kadrem, uśmiecha się Nora. Jej zęby lśnią bielą, a usta są czerwone. W przeciwieństwie do Liv ma kurtkę zapiętą po samą szyję i jestem pewien, że marznie. To takie typowe dla Liv, że w ogóle nie przejmuje się zimnem.
Przykładam kciuk tuż obok zdjęcia. Dokładnie w miejscu przeciętej twarzy Nory. Na pewno ma miękką skórę.
Liv nie napisała żadnego komentarza. Oznaczyła tylko zdjęcie, dodając emoji serduszka. Pod zdjęciem ktoś zamieścił komentarz. Naciskam, żeby go przeczytać.
Banananas16 pisze: „Dziwka. Znajdę cię”.
A dziesięć minut temu Liv odpowiedziała: „Who cares? Jestem busyyy:-P”.
Zaciskam dłoń na telefonie.
– Chciałeś oglądać coś innego?
– Słucham? – Podnoszę wzrok.
Tata patrzy na mnie. I na mój telefon. Pokazuje na telewizor.
– Oglądamy nie ten mecz co trzeba?
– Nie, nie – mówię, wygaszając ekran telefonu. Pocieram czoło. – Jestem po prostu trochę zmęczony.
– Jeśli chcesz oglądać coś innego…? – Tata wyciąga do mnie pilota.
Kręcę przecząco głową. Uśmiecham się.
– Nie, jest okej.
– Na pewno? – pyta tata, kiedy wstaję. – Możemy porobić coś innego. Pograć w jakąś grę?
– Chyba po prostu położę się wcześniej do łóżka.
Przez sekundę tata wygląda na rozczarowanego. A potem uśmiecha się i kiwa głową.
– No tak, nie chcemy, żebyś się rozchorował. Wskakuj do łóżka. Dokończymy jutro.
Zgadzam się, chociaż wiem, że w niedziele zawsze ślęczy przez całe popołudnie z Liv nad jej lekcjami. W każdym razie do czasu, kiedy Liv się wkurzy i nie chce już tego robić.
Wchodzę po schodach na górę, powłócząc nogami.
Gdybym tylko był tak otwarty i bezpośredni jak Liv. Gdybym miał taką łatwość rozmawiania z ludźmi. Taką łatwość rozmawiania z Norą.
Liv nie ma żadnych zahamowań. Nie zastanawia się, czy coś jest mądre czy głupie. Po prostu to robi i już.
Jutro, postanawiam. Jutro ja też zrobię coś szalonego.
Spodnie do joggingu opinają ciasno łydki. Za oknem ćwierka ptak. Ranny ptaszek. Tak jak ja.
Zawiązuję mocny węzeł na sznurowadłach i przestępuję z nogi na nogę. Jestem gotowy. Przebiegnę obok zamkniętych drzwi pokoju Liv i zbiegnę po schodach.
– Jajka? – pyta tata, odwracając się od kuchenki.
– Najpierw pobiegam.
– Czyli czujesz się już dobrze? – pyta tata.
– Uhm – mamroczę. – Sen dobrze mi zrobił.
Tak naprawdę leżałem godzinę w łóżku, zastanawiając się, co zrobić. Myślałem i myślałem, ale nie znalazłem odpowiedzi.
Kiedy się obudziłem, naszła mnie myśl: pójdę pobiegać. Świeże powietrze pobudzi nowe pomysły. W każdym razie czasami mi to pomaga, kiedy utknę podczas odrabiania lekcji.
Podskakuję w miejscu. Stopy się niecierpliwią. Chcą już ruszać.
– Kiedy wrócisz, jajka i bekon będą na ciebie czekać.
– Dziękuję. – Jestem już w połowie drogi do drzwi.
– Mama się z tobą wybiera? – pyta tata.
– E… – Mam ochotę nacisnąć klamkę i zniknąć w słońcu. – Nie wiem.
– A oto i ona – mówi tata, przewracając jajka na patelni.
Mama całuje go w policzek i spogląda na mnie.
– Dokąd się wybierasz? – pyta, otwierając szafkę z filiżankami.
– Pobiegać. Idziesz ze mną?
Przez chwilę waha się z dłonią w szafce.
Zwykle lubię, kiedy ze mną biega. Jest w dobrej kondycji i nie mówi, że biegnę za szybko.
– Nie dzisiaj – decyduje, stawiając filiżankę na stole. – Wczoraj nie udało nam się skończyć, więc muszę jeszcze wrócić do kościoła.
– Potrzebujesz pomocy? – pyta tata.
– Jesteś kochany – mówi mama. – Nie ma takiej potrzeby. Ale i tak bardzo dziękuję za propozycję.
Moje stopy poruszają się niecierpliwie, nie mogąc się doczekać wyjścia.
– No, w takim razie… – zaczynam.
– Kawy? – pyta tata.
Mama sztywnieje. Patrzy na swoją rękę. Na dzbanek z kawą.
– O, do chol… cholera jasna – mamrocze, potrząsając przecząco głową.
Tata się śmieje.
– Nie musisz ciągle przestrzegać zdrowego trybu życia. Jedna filiżanka kawy ci nie zaszkodzi.
Mama wylewa kawę do zlewu i potrząsa głową.
– Skończyłam z tym złym nawykiem. A może to ty powinieneś dzisiaj pobiegać z Julianem. – Chwyta tatę za wałeczek z boku brzucha.
Tata śmieje się głośno.
– Nie zaczynajcie znowu tej śpiewki. – Całuje mamę w usta. Patrzę za okno. – Nie powinieneś już iść? – Z uśmiechem wskazuje na mnie palcem i obejmuje mamę w pasie.
Znikam za drzwiami, zanim któreś z nich zdąży jeszcze coś powiedzieć.
Las pachnie świeżością i zielenią. Powietrze jest chłodne, ale nie odczuwam zimna. Z każdym krokiem pod moimi butami skrzypi żwir. Nogi rozciągają się i uginają. Pompują krew do całego ciała. Po obu stronach migają drzewa. Widzę je, lecz tak naprawdę ich nie widzę.